Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Powrót dziobaka do Royal National Park

Rekomendowane odpowiedzi

Po 50 latach do australijskiego Royal National Park powróciły dziobaki. Reintrodukcja tego niezwykłego gatunku była możliwa dzięki pracy naukowców z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii, WWF-Australia i Taronga Conservation Society Australia. Właśnie wypuścili oni cztery samice na brzeg rzeki Hacking, a zwierzęta szybko pomknęły w kierunku wody. W sumie w tym samym miejscu zostanie wypuszczonych 6 samic i 4 samce. Działania takie mają na celu nie tylko wprowadzić dziobaka w miejsce, w którym niegdyś występował, ale też zwiększyć różnorodność genetyczną gatunku i jego szanse na przetrwanie.

Pomysł reintrodukcji dziobaka w Royal National Park narodził się przed trzema laty. Wymagał on szczegółowych badań i wielu przygotowań. Specjaliści musieli zabrać dziobaki z innych regionów, upewniając się, że nie zaszkodzą miejscowej populacji i nie zubożą jej puli genetycznej. Jednocześnie zaś, jako że zwierzęta pochodziły z różnych miejsc, zapewniono nowej populacji odpowiednie zróżnicowanie genetyczne.

Jednocześnie trwały przygotowania i badania w samym Royal National Park. Eksperci przez wiele miesięcy sprawdzali tam jakość wody oraz dostępność pożywienia. Szczególnie zmartwieniem była powódź z 2021 roku, w czasie której zalane zostały hałdy węgla. Jednak badania wykazały, że nie doszło do obniżenia jakości wody. "Szczegółowo monitorowaliśmy jakość wody i dostępność pożywienia podczas ekstremalnych powodzi, badaliśmy poziom zanieczyszczeń wówczas oraz rok po powodzi", zapewnia profesor Richard Kingsford.

Dziobaki żywią sie niewielkimi bezkręgowcami, w tym nimfami ważek, chruścików i małymi krewetkami. Przez cały ubiegły rok u brzegów Hacking River zwierzęta te występowały w obfitości, a ostatnich badań dokonywano jeszcze przed miesiącem. Naukowcy upewnili się tym samym, że dziobaki będą miały co jeść.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zoo w Los Angeles pochwaliło się olbrzymim sukcesem. W tegorocznym sezonie rozrodczym z jaj wykluło się rekordowo dużo – 17 – piskląt skrajnie zagrożonego kondora kalifornijskiego. Populacja tych wymarłych niegdyś na wolności zwierząt jest obecnie powoli przywracana do środowiska w ramach California Condor Recovery Program (CCRP). Opiekunowie kondorów mają nadzieję, że wszystkie tegoroczne pisklęta uda się w przyszłości wypuścić na wolność. Poprzednim rekordowym rokiem w Los Angeles Zoo był 1997, kiedy na świat przyszło 15 piskląt.
      W 2017 roku w L.A. Zoo zapoczątkowano pionierską technikę, w ramach której przetrzymywanej w niewoli parze podkładano dwa jaja do wyklucia i wychowania. Nikt wcześniej tego nie próbował. W bieżącym roku zdecydowano się na pójście o krok dalej i jednej parze podkładano 3 jaja. Jak widać, był to dobry pomysł. W bieżącym sezonie trzy pisklęta wykluły się jako jedynacy, osiem przyszło na świat z jaj, które podłożono po 2 jednej parze, a sześć ptaków wykluło się z jaj podłożonych po 3.
      Pierwszy kondor kalifornijski trafił do ogrodu zoologicznego w Los Angeles w 1967 roku. Był to legendarny Topa Topa, przyniesiony do zoo jako niedożywione roczne zwierzę. Udało się go uratować, a Topa Topa okazał się niezwykłym ptakiem. Jest wyjątkowo duży, został ojcem 34 piskląt, a w bieżącym roku skończył 58 lat.
      Sytuacja gatunku była tragiczna. Pod koniec lat 80. na świecie pozostały tylko 22 kondory kalifornijskie, z czego większość w niewoli. Zdecydowano więc o wyłapaniu wszystkich żyjących na wolności ptaków i rozpoczęciu programu ratowania gatunku. Ostatniego wolno żyjącego kondora kalifornijskiego złapano w Wielką Sobotę 1987 roku. Tym samym gatunek stał się wymarły na wolności. Rozpoczął się jeden z najdroższych programów reintrodukcji w USA. Program okazał się sukcesem.
      W 2003 roku po raz pierwszy od 22 lat żyjące na wolności młode wzbiły się w powietrze. W 2006 roku po raz pierwszy od ponad 100 lat kondory założyły gniazdo na północy Kalifornii. Obecnie na świecie żyje 561 kondorów kalifornijskich, z czego 344 na wolności.
      Największym zagrożeniem dla tego gatunku – i nie tylko dla niego, bo podobnie wygląda sytuacja w przypadku bielika amerykańskiego – są myśliwi. A konkretnie stosowana przez nich ołowiana amunicja. Ptaki zjadają ołów żywiąc się mięsem zwierząt, które zmarły po postrzale i nie zostały przez myśliwych zabrane. Przeprowadzone badania wykazały, że aż 48% dzikich kondorów ma przez całe życie przekroczony poziom ołowiu. Apele do myśliwych i wprowadzane regionalnie zakazy stosowania ołowianej amunicji nie przynoszą skutku. Kondory i bieliki wciąż są przez nich trute ołowiem.
      Kondor kalifornijski to największy ptak Ameryki Północnej. Rozpiętość jego skrzydeł sięga trzech metrów, dorosły ptak ma wysokość 1 metra i waży 7–11 kilogramów. Może wznieć się na wysokość 4,5 kilometra i przebyć dziennie niemal 250 kilometrów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po raz pierwszy od 2018 roku na świat przyszły szczenięta wilka rudego żyjącego na wolności. Wilk rudy to najbardziej zagrożony gatunek psowatych. Szacuje się, że w stanie wolnym żyje 15–17 tych zwierząt. Program uratowania gatunku, który początkowo był sukcesem, został poważnie zagrożony przez myśliwych. Dlatego też narodziny szczeniąt z pary żyjącej na wolności to bardzo ważna wiadomość, dająca nadzieję na ocalenie wilka rudego przed zagładą.
      Przed kolonizacją Ameryki Północnej wilk rudy był rozpowszechniony na całym południowym-wschodzie USA, od Florydy po Wielkie Równiny i dolinę rzeki Ohio. Jednak koloniści rozpoczęli eksterminację gatunku. W 1973 roku, gdy w życie wszedł Endangered Species Act, na świecie pozostało 17 wilków rudych, zamieszkujących niewielki teren wybrzeża pomiędzy Teksasem a Luizjaną. Specjalistom udało się odłowić 14 zwierząt, a pozostałe 3 zniknęły, najprawdopodobniej zostały zabite. W 1980 roku wilk rudy został uznany za wymarłego na wolności.
      Rozpoczęto projekt ratowania gatunku, rozmnażając wilki w niewoli. W 1984 roku w specjalnych ośrodkach przebywały 63 zdrowe wilki, które zaczęto przygotowywać do wypuszczenia na wolność. W ramach Red Wolf Species Survival Pan w latach 1987–1994 w rezerwacie Alligator River National Wildlife Refuge wypuszczono ponad 60 dorosłych wilków. Wilki robiły zaś to, co robią wszystkie wilki – ustanawiały terytoria, formowały watahy i rozmnażały się. Program reintrodukcji wilka rudego był sukcesem i stał się wzorem dla reintrodukcji innych zagrożonych gatunków, wilka szarego, wilka meksykańskiego, kondora czy tchórza czarnołapego.
      W 2012 roku populacja wilka rudego na wolności sięgnęła 120 osobników. Był to pierwszy w historii USA udany przykład reintrodukcji dużego wymarłego na wolności mięsożercy. Niestety, wtedy wkroczyli myśliwi. W 2012 roku specjaliści od ochrony przyrody dowiedzieli się oficjalnie o pierwszym zabitym wilku rudym. Gatunku, przypomnijmy, objętym ścisłą ochroną. Został on ponoć zabity przypadkiem, gdyż myśliwy pomylił go z kojotem. A North Carolina Wildlife Resources Commission właśnie zezwoliła czasowo na polowanie na kojoty.
      Zanim obrońcy przyrody zawarli porozumienie z North Carolina Wildlife Resources Commission zginęło kolejnych 20 wilków. W ramach porozumienia myśliwym zabroniono polowania w nocy przy użyciu świateł, a na myśliwych nałożono obowiązek posiadania przy sobie zezwolenia na polowanie na kojoty. Mimo to wilki rude ciągle są zabijane. Ich populacja ze szczytowych 120 została już ograniczona do 15–17. Rodzi się też, co nie może dziwić, coraz mniej młodych. W 2008 roku zanotowano 47 szczeniąt, a w roku 2018 na świat przyszły zaledwie 4.
      Dopiero teraz, po czterech latach, pojawił się kolejny miot. To cztery samiczki i dwóch samców. To młode samicy 2225 oraz samca 2323 (ojcostwo zostanie potwierdzone jeszcze w testach genetycznych). Utworzenie tej pary to wynik celowych zabiegów zarządzania gatunkiem. Specjaliści z Red Wolf Recovery Program przeprowadzili badania młodych. Ich narodziny dają nadzieję, że tym razem program reintrodukcji wilka rudego odniesie większy sukces niż poprzednio.
      Obecnie więc na wolności żyje 15–17 dorosłych wilków rudych i 6 szczeniąt. Populacja w niewoli liczy zaś 241 osobników.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Reintrodukcja bobrów, niedźwiedzi czy żubrów znacząco poprawiłaby stan światowych ekosystemów. Zamówiony przez ONZ raport wykazał, że przywrócenie dużych ssaków może pomóc w walce z ociepleniem klimatu, poprawi stan zdrowia ekosystemów i przywróci bioróżnorodność. By osiągnąć ten cel w skali świata wystarczy reintrodukcja zaledwie 20 gatunków, których historyczne zasięgi zostały dramatycznie zredukowane przez człowieka.
      Jeśli pozwolimy powrócić tym zwierzętom, to dzięki ich obecności pojawią się warunki, które z czasem spowodują, że gatunki te pojawią się na 1/4 powierzchni planety, a to z kolei rozszerzy zasięgi innych gatunków i odbuduje ekosystemy, dzięki czemu zwiększy się ich zdolność do wychwytywania i uwięzienia węgla atmosferycznego.
      Przywracanie gatunków nie jest jednak proste. Pojawia się bowiem zarówno pytanie, który z historycznych zasięgów gatunku należy uznać za pożądany. Niektórzy obawiają się też reintrodukcji dużych drapieżników, jak np. wilki, twierdząc, że niesie to ze sobą zagrożenie dla ludzi i zwierząt hodowlanych. Badania pokazują jednak, że duże drapieżniki, wpływając na roślinożerców, doprowadzają do zwiększenia zarówno pokrywy roślinnej, jak i innych gatunków. Z kolei przywracanie historycznych zasięgów roślinożerców powoduje, że roznoszą oni nasiona, pomagają w obiegu składników odżywczych oraz zmniejszają zagrożenie pożarowe poprzez wyjadanie roślinności.
      Autorzy najnowszych badań postanowili sprawdzić, gdzie przywrócenie dużych ssaków przyniosłoby największe korzyści i w jaki sposób można to osiągnąć. Okazało się, że wystarczy reintrodukcja 20 gatunków – 13 roślinożerców i 7 drapieżników – by na całej planecie odrodziła się bioróżnorodność. Te 20 gatunków to niewiele jak na 298 gatunków dużych ssaków żyjących na Ziemi.
      Badania wykazały, że obecnie jedynie w 6% obszarów zasięg dużych ssaków jest taki, jak przed 500 laty. Okazuje się również, że tylko w odniesieniu do 16% planety można stwierdzić, że znajdują się tam gatunki ssaków, na których zasięg nie mieliśmy większego wpływu.
      Naukowcy przyjrzeli się następnie poszczególnym regionom, by określić, ile pracy trzeba włożyć, by przywrócić w nich bioróżnorodnośc. Okazało się, że w większości Azji północnej, północnej Kanady oraz w częściach Ameryki Południowej i Afryki wystarczyłoby wprowadzić jedynie po kilka gatunków dużych ssaków, by przywrócić bioróżnorodność z przeszłości.
      I tak Europie przywrócenie bobra, wilka, rysia, renifera i żubra pozwoliłoby na powrót bioróżnorodności w 35 regionach, w których gatunki te zostały wytępione. Podobnie jest w Afryce, gdzie reintrodukcja hipopotama, lwa, sasebiego właściwego, likaona i geparda doprowadziłaby do dwukrotnego zwiększenia obszarów o zdrowej populacji ssaków w 50 ekoregionach. W Azji, po reintrodukcji tarpana dzikiego oraz wilka w Himalajach doszłoby do zwiększenia zasięgów zdrowych populacji o 89% w 10 ekoregionach. Z kolei w Ameryce Północnej do znacznego poprawienia stanu ekosystemów wystarczyłaby reintrodukcja niedźwiedzia brunatnego, bizona, rosomaka oraz niedźwiedzia czarnego.
      Reintrodukcja gatunków miałaby olbrzymie znaczenie nie tylko dla ekosystemu, ale i dla uratowania ich samych. Na przykład jednym ze zidentyfikowanych 20 kluczowych gatunków jest gazelka płocha, występująca na Saharze. Obecnie to gatunek krytycznie zagrożony, na świecie pozostało zaledwie około 200–300 osobników. Największym zagrożeniem dla niej są zaś działania człowieka – polowania i utrata habitatów.
      Przywrócenie wielu ze wspomnianych gatunków nie będzie jednak proste. Trzeba by np. zabronić polowań na nie i zapobiegać dalszej utracie habitatu. Ponadto wiele z ekoregionów poprzedzielanych jest granicami państwowymi, więc przywracanie gatunków i bioróżnorodności wymagałoby współpracy międzynarodowej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dziobak, jedno z najbardziej niezwykłych zwierząt na Ziemi, nie przestaje zadziwiać. Amerykańscy naukowcy odkryli właśnie, że w świetle ultrafioletowym futro dziobaka... świeci na zielono. To pierwszy zarejestrowany przypadek biofluorescencji u stekowców.
      Dotychczas znaliśmy zaledwie dwa ssaki, których futro świeci pod wpływem UV: dydelfa i assapana. O bioluminescencji assapanów nauka dowiedziała się przypadkiem, gdy jeden z autorów najnowszych badań prowadził nocne badania porostów. Naukowcy postanowili zweryfikować badania terenowe na podstawie obserwacji okazów muzealnych. W jednej z szuflad przechowywano assapany. W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, by sprawdzić też dziobaki z sąsiedniej szuflady. Okazało się, że i one świecą.
      Ogółem zbadano trzy okazy, samicę i dwa samce. W świetle widzialnym futro zwierząt miało jednolitą brązową barwę. Jednak po oświetleniu UV zaczęło świecić na zielono. Bardziej szczegółowe badania wykazały, że sierść dziobaka pochłania zakres UV (200-400 nm) i emituje światło w paśmie widzialnym (500-600 nm), dzięki czemu zaczyna świecić.
      Wszystkie wymienione gatunki – dydelfy, assapany i dziobaki – prowadzą głównie nocny tryb życia. Nie można więc wykluczyć, że te, a być może i inne, ssaki, wyewoluowały biofluorescencję w ramach przystosowywania się do warunków słabego oświetlenia. Być może dzięki temu dziobaki mogą się w nocy zobaczyć.
      Teraz Amerykanie nawiązali współpracę z australijskimi kolegami i razem mają zamiar obserwować biofluorescencję u dzikich zwierząt. Chcą też poszukiwać innych przykładów „świecących” ssaków.
      Czysty przypadek i ciekawość sprawiły, że oświetliliśmy promieniami UV dziobaki z Field Museum, mówi profesor Paula Spaetch Anich. Teraz chcemy się dowiedzieć, jak głęboko w drzewie filogenetycznym ssaków zakorzeniona jest biofluoroscencja futra. Uważa się, że linie ewolucyjne stekowców i torbaczy rozeszły się ponad 150 milionów lat temu. To niezwykłe, że tak daleko spokrewnione zwierzęta [jak dziobaki i dydelfy – red.] wykazują biofluorescencję.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Obecnie diabły tasmańskie (Sarcophilus harrisii) występują na wolności tylko na Tasmanii. Wymarcie diabłów na kontynencie australijskim nastąpiło ok. 3 tys. lat temu. Próbując odtworzyć w Australii kontynentalnej zdrową populację, w ostatnich miesiącach wypuszczono 26 osobników. Projekt DevilComeback jest wspólnym przedsięwzięciem Aussie Ark, Global Wildlife Conservation i Wild Ark.
      Diabły wypuszczono w 400-ha obszarze chronionym w Barrington Tops w Nowej Południowej Walii. W tym roku reintrodukowano 26 osobników, w następnych 2 latach Aussie Ark planuje zaś wypuszczać po 20 osobników. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zwierzęta będą się rozmnażać i powstanie samopodtrzymująca się, dzika populacja.
      Teren jest ogrodzony, by chronić torbacze przed zagrażającymi im zjawiskami i obiektami, m.in. przed samochodami. Młode, zdrowe diabły mają czas na zadomowienie się i przygotowanie się do lutowego rozrodu. Aussie Ark kupiło teren ze względu na właściwości habitatu, dużą liczbę roślinożerców i lokalizację w pobliżu parku narodowego. Ziemię tę wybrano [...], bo wygląda jak wycinek Tasmanii - opowiada szef Aussie Ark Tim Faulkner.
      Diabły będą monitorowane za pomocą regularnych inwentaryzacji, obroży z nadajnikami i fotopułapek. Dzięki temu specjaliści będą wiedzieć, jak sobie radzą, co jedzą, z jakimi wyzwaniami się mierzą i czy się rozmnażają. Aussie Ark planuje wypuszczenie większej liczby zwierząt na nieogrodzonych terenach, gdzie musiałyby się zmierzyć z całym wachlarzem nowych zagrożeń (w tym z pożarami buszu).
      Reintrodukcja dobrze wróży odtworzeniu populacji diabła tasmańskiego. Poza tym jako największe mięsożerne torbacze S. harrisii mogą pomóc w kontrolowaniu liczebności zdziczałych kotów i lisów, które, jak wiadomo, nastają na inne zagrożone endemiczne gatunki.
      Aussie Ark i partnerzy chcą przywrócić ekosystemy Australii do stanu sprzed europejskiego osadnictwa. W ostatnim dziesięcioleciu Aussie Ark pracowało nad stworzeniem populacji stanowiącej zabezpieczenie dla gatunku (ang. insurance population). Dotąd urodziło się tu ponad 390 diabłów. Wychowano je w sposób sprzyjający naturalnym zachowaniom. Program rozrodczy organizacji rozpoczął się od 44 osobników. Obecnie ośrodek jest domem dla ponad 200 diabłów.
      Warto przypomnieć, że diabły tasmańskie zmagają się z zakaźnym rakiem pyska, który znacznie zmniejszył ich liczebność.
       


      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...