
To nie produkcja wołowiny najbardziej obciąża środowisko
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Naukowcy z Singapuru opracowali filtr do opalania bazujący na pyłku roślin z rodzaju Kamelia. Chroni on przed szkodliwym promieniowaniem ultrafioletowym równie dobrze jak obecnie stosowane filtry bazujące na tlenku tytanu czy tlenku cynku, ale w przeciwieństwie do nich jest nieszkodliwy dla środowiska. Podczas testów laboratoryjnych komercyjne olejki powodowały blaknięcie koralowców już po 2 dniach, a po 6 dniach koralowce zamierały. Tymczasem gdy koralowce miały kontakt z filtrem na pyłku roślinnym, pozostawały zdrowe przez cały 60-dniowy czas testów.
Ludzka działalność szkodzi środowisku naturalnemu na wiele sposobów. Nawet tak, wydawałoby się niewinne, czynności jak opalanie się, niosą ze sobą opłakane konsekwencje. Szacuje się, że każdego roku do oceanów trafia od 6000 do 14 000 ton olejków do opalania, zmywanych przez wodę z ciał plażowiczów. A to tylko jedna niezliczonej liczby szkodliwych substancji, którymi na co dzień zanieczyszczamy środowisko, w którym sami w końcu żyjemy.
Wiemy, że pyłek jest w naturalny sposób odporny na promieniowanie ultrafioletowe, a jego osłonka musi chronić zawartość przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi, w tym światłem słonecznym. Celem naszych badań było stworzenie sposobu na przetworzenie pyłku w żel, by łatwo nakładać go na skórę, mówi profesor Cho Nam Joon z Uniwersytetu Technologicznego Nanyang w Singapurze. Chcieliśmy opracować tani i efektywny olejek do opalania, który nie alergizuje ludzi i jest przyjazny dla środowiska. Wykorzystaliśmy tutaj naszą dogłębną wiedzę z dziedziny inżynierii i inżynierii materiałowej, dzięki czemu stworzyliśmy rozwiązanie korzystne zarówno dla ludzi, jak i dla Ziemi, dodaje uczony.
Filtry do opalania chronią skórę przed szkodliwym promieniowaniem odbijając lub pochłaniając ultrafiolet. Jednak wiele komercyjnie dostępnych filtrów jest szkodliwych dla środowiska. Pyłek chroniony jest przez sporopoleninę. To jeden z najbardziej odpornych biopolimerów. Jest tak odporny, że znaleziono sporopoleninę sprzed milionów lat. Ze względu na tę wyjątkową odporność, niezwykłą stabilność chemiczną i wytrzymałość na działanie odczynników chemicznych, budowa i skład sporopoleniny są słabo poznane. Nie potrafimy otrzymać jej syntetycznie.
Profesor Cho i jego zespół opracowali przyjazny środowisku proces wypłukiwania zewnętrznych warstw pyłku i zamiany ich na żel. Nakłada się go niezwykle cienką, przezroczystą warstwą.
Podczas eksperymentów na zwierzętach uczeni wykazali, że żel bardzo dobrze chroni skórę przed uszkodzeniami przez światło ultrafioletowe. Porównanie z obecnie dostępnymi komercyjnymi filtrami wykazało, że żel oparty na pyłku jest równie skuteczny, jeśli nie skuteczniejszy, niż filtry zawierające różnego typu chemikalia i minerały.
Nowy żel dobrze chronił przed wysoką temperaturą, przez 20 minut utrzymując skórę o 5 stopni chłodniejszą. Wskaźnik ochrony przeciwsłonecznej (SPF) żelu wynosi 30, co znaczy, że blokuje on 97% promieniowania UV.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Ekonomiści z Cambridge University, University of London i innych brytyjskich uczelni opracowali pierwszy raport pokazujący, w jaki sposób degradacja środowiska naturalnego wpływa na finanse publiczne, a przez to na ratingi kredytowe krajów. Z raportu wynika, że utrata bioróżnorodności już w tej chwili może w znaczący sposób obniżać ratingi, a Chiny i Indonezja mogą z powodu zniszczeń środowiskowych już w roku 2030 spaść o 2 miejsca w międzynarodowych ratingach.
Autorzy raportu Nature Loss and Sovereign Credit Ratings wzięli pod uwagę sytuację w 26 krajach, w tym w Polsce. Ostrzegają, że jeśli spełni się czarny scenariusz Banku Światowego – w którym zawarto ostrzeżenie przed częściowym załamaniem ekosystemów, co będzie miało niekorzystny wpływ na rybołówstwo, produkcję drewna w tropikach oraz zapylanie roślin uprawnych przez dziko żyjących zapylaczy – to ponad połowa z badanych krajów straci w ratingach kredytowych. W najgorszej sytuacji będą Indie, których rating może obniżyć się o 4 miejsca oraz Chiny, które mogą spaść aż o 6 miejsc na 20-stopniowej skali.
Ekonomiści wyliczyli też, że z powodu zniszczeń środowiskowych i związanych z tym obniżek w ratingach, odsetki od kredytów płacone przez 26 zbadanych krajów wzrosną o 53 miliardy dolarów rocznie. Dla wielu krajów rozwijających się może to oznaczać groźbę bankructwa.
Autorzy badań dodają, że wykorzystany przez nich algorytm sztucznej inteligencji i tak dokonał ostrożnych szacunków, gdyż pod uwagę brano jedynie rybołówstwo, produkcję drewna i zapylanie upraw. Tymczasem musimy pamiętać, że degradacja środowiska naturalnego wpływa na wszystko, od ludzkiego zdrowia po żyzność gleb.
Obecnie agencje ratingowe przy wystawianiu ocen biorą pod uwagę takie trudne do oceny ryzyka jak zmiany sytuacji geopolitycznej. Jednak w znacznej mierze ignorują jeszcze gospodarcze skutki niszczenia środowiska. Tymczasem twórcy raportu podkreślają, że inwestorzy, który nie biorą pod uwagę środowiska naturalnego nie są w stanie zarządzać efektywnie ryzykiem, a ignorowanie utraty bioróżnorodności w kalkulacjach ekonomicznych może zachwiać stabilnością rynku. Tymczasem ze wszelkie tego typu błędy i niewłaściwe szacunki ostatecznie płacą podatnicy.
Musimy pamiętać, że środowisko naturalne dostarcza nam wartościowych usług, od zwierząt zapylających uprawy, po rośliny regenerujące glebę i zapobiegające powodziom. Utrata tych usług wiąże się z olbrzymimi kosztami gospodarczymi. Gospodarki poszczególnych krajów stają właśnie przed wyborem. Albo zapłacą teraz i zainwestują w ochronę przyrody, albo zapłacą później w ramach wyższych odsetek od pożyczek i spirali zadłużenia, mówi doktor Matt Burke z Sheffield Hallam Univeristy. Opcja „płacimy teraz” generuje długoterminowe korzyści dla obywateli, przedsiębiorstw i środowiska. Opcja „płacimy później” generuje znaczące ryzyka, a na horyzoncie nie widać żadnych korzyści lub są one minimalne, dodaje.
Jako punkt wyjścia do badań wykorzystany został ubiegłoroczny raport Banku Światowego The Economic case for nature. A new global Earth-economy model. Brytyjscy ekonomiści algorytmu sztucznej inteligencji do symulowania przyszłych ratingów kredytowych w 26 krajach. Dla każdego z nich stworzyli trzy scenariusze. Pierwszy z nich zakładał natychmiastowe zatrzymanie utraty bioróżnorodności. W drugim założono, że nic się nie zmienia, utrata bioróżnorodności przebiega w takim tempie jak obecnie, co m.in. oznacza, że do roku 2030 w badanych krajach dojdzie do utraty 460 000 km2 naturalnych terenów. Sprawdzono też czarny scenariusz, w którym dochodzi do częściowego załamania ekosystemów, a w najbardziej narażonych regionach ma miejsce 90-procentowe zmniejszenie połowów ryb, produkcji drewna oraz zapylania przez dzikie zwierzęta.
Okazało się, że w scenariuszu, w którym nic się nie zmienia, obecne trendy wskazują, iż w ciągu najbliższych 8 lat cztery kraje doświadczą spadku ratingu z powodu utraty bioróżnorodności. Oceny Indii i Bangladeszu obniżą się o 1 miejsce, a Chin oraz Indonezji o 2 miejsca.
Jeśli jednak dojdzie do załamania tych ekosystemów, które obecnie są na krawędzi, to ponad połowa badanych krajów spadnie w ratingach o 1 miejsce, a 1/3 doświadczy obniżenia ratingu o co najmniej 3 miejsca. W tym czarnym scenariuszu Chiny spadną o sześć miejsc, a ich roczne odsetki od zadłużenia zwiększą się o nawet 18 miliardów dolarów. Dług kraju to jednak nie wszystko. Ekonomiści wyliczyli bowiem, że w takiej sytuacji zadłużenie chińskich przedsiębiorstw wzrośnie o 20–30 miliardów USD. Równie mocno zostanie dotknięta Malezja, której rating obniży się o niemal 7 miejsc, przez co kraj ten będzie musiał płacić każdego roku o 2,6 miliarda USD więcej. Spadku o 4 miejsca mogą spodziewać się Indie, Bangladesz i Indonezja.
W czarnym scenariuszu o ponad 10% rośnie ryzyko bankructwa 12 z 26 badanych krajów. Najbardziej narażone będą Bangladesz (wzrost ryzyka o 41%), Etiopia (38%) i Indie (29%). Polska jest w tej szczęśliwej sytuacji, że nawet w przypadku częściowego załamania ekosystemów ryzyko obniżenia ratingów czy bankructwa naszego kraju nie zmieni się w porównaniu z obecną sytuacją. Wręcz przeciwnie, symulacja wskazuje pewne szanse na zwiększenie ratingu kredytowego naszego kraju w takiej sytuacji. Równie bezpiecznych jest zaledwie kilka badanych krajów.
Kraje rozwijające się już w tej chwili mają problemy z zadłużeniem spowodowane pandemią Covid-19 i rosnącymi cenami. Utrata bioróżnorodności spowoduje, że znajdą się bliżej krawędzi bankructwa, mówi doktor Patrycja Klusak z University of East Anglia.
Autorzy badań zauważają, ze kraje, które będą chroniły swoje środowisko naturalne mogą liczyć na poprawę pozycji w ratingach. Także i tutaj działa prawo podaży i popytu. Zmniejszona podaż w jednym miejscu powoduje, że pojawiają się niedobory, rośnie więc wartość tego, co zostało, mówi doktor Moritz Kreamer, były wysoki rangą menedżer firmy ratingowej S&P, a obecnie badacz w University of London.
Ryzyka związane z utratą bioróżnorodności są materiałowymi ryzykami dla aktywności gospodarczej i finansów publicznych. Ochrona środowiska naturalnego jest ważna nie tylko dla samej natury, ale również dla zapewnienia stabilności makroekonomicznej. Ekolodzy dobrze rozumieją utratę bioróżnorodności. Dzięki satelitom możemy badać np. zmiany użytkowania ziemi i szacować starty. Biorąc pod uwagę ryzyka gospodarcze stwarzane przez niszczenie środowiska, włączenie tego czynnika do ratingów kredytowych jest nieuniknione, mówi profesor Ulrich Volz.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Naukowcy informują o zidentyfikowaniu najstarszego miejsca, w którym człowiek zanieczyścił rtęcią siebie i środowisko naturalne. Zespół specjalistów przebadał kości 370 osób z 50 grobów znalezionych na 23 stanowiskach archeologicznych na południu Hiszpanii i Portugalii. Szczątki pochodzą z okresu 5000 lat, począwszy od neolitu. Efektem pracy jest opublikowany na łamach Journal of Osteoarcheology artykuł The use and abuse of cinnabar in Late Neolithic and Copper Age Iberia.
Rtęć to niezwykle niebezpieczny pierwiastek. Światowa Organizacja Zdrowia wymienia go wśród 10 największych zagrożeń dla współczesnego zdrowia publicznego. Uczeni z z Hiszpanii, Portugalii Brazylii i USA informują, że najwyższy poziom ekspozycji ludzi na działanie rtęci miał miejsce w epoce miedzi, 2900–2600 lat przed naszą erą. Wówczas to bardzo rozpowszechniło się użycie cynobru, naturalnie występującego minerału zawierającego siarczek rtęci. Był on wykorzystywany w roli barwnika, któremu przypisywano znacznie symboliczne i religijne.
Największa na świecie kopalnia cynobru, wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, znajduje się w Almadén w Hiszpanii. Prace wydobywcze rozpoczęto tam już w neolicie, przed 7000 lat. Do początku epoki miedzi, przed 5000 lat, cynober stał się bardzo pożądanym cennym materiałem. W Portugalii i Andaluzji spotykamy groby ozdobione tym barwnikiem. Był używany zarówno do dekorowania samych ścian, jak i malowania figurek czy przedmiotów składanych ze zmarłymi. Miał znaczenie symboliczne, ezoteryczne. Tak powszechne używanie cynobru musiało oznaczać, że sporo osób było narażonych na kontakt z niebezpiecznym poziomem rtęci. Sproszkowany cynober można było przypadkiem wchłonąć przez drogi oddechowe czy przenieść do ust wraz z pożywieniem.
I rzeczywiście, badania kości niektórych zmarłych wykazały, że doszło w nich do koncentracji rtęci rzędu 400 ppm (części na milion). O tym, jak olbrzymia to wartość niech świadczy fakt, że WHO uznaje, iż bezpieczny poziom rtęci we włosach nie powinien przekraczać 2 ppm.
Rtęć musiała powodować u wielu z tych osób poważne skutki zdrowotne, a poziom 400 ppm w organizmie jest tak duży, że nie można wykluczyć celowego spożywania lub wdychania sproszkowanego cynobru. Praktyki takie mogły mieć związek z symbolicznym i rytualnym znaczeniem, jaki nadawano barwnikowi. Autorzy badań wykluczają bowiem, by naturalna ekspozycja na rtęć w środowisku – na przykład na rtęć zawartą w żywności – mogła skutkować tak wielką jej koncentracją w organizmie.
Pod koniec epoki miedzi i na początku epoki brązu użycie cynobru na badanym obszarze znacznie się zmniejsza, do tego stopnia, że znika on z wielu miejsc, w których wcześniej był rozpowszechniony. Barwnik jednak był popularny przez kolejne tysiące lat. Znajdziemy go w sztuce starożytnego Rzymu, manuskryptach średniowiecza czy renesansowym malarstwie. Do tego jednak czasu cynober produkowano w procesie chemicznym, gdyż znano niebezpieczeństwa związane z jego wydobyciem. Nadal był on toksyczny, gdyż do produkcji używana była rtęć.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W najbliższych latach spodziewany jest lawinowy wzrost liczby miniaturowych urządzeń transmitujących dane. Rozwija się Internet-of-Things (IoT), więc tego typu urządzenia będą wykorzystywane np. w logistyce. Wszystkie one potrzebują źródła zasilania. Jednak baterie czy akumulatory wywierają negatywny wpływ na środowisko. Badacze z Empa (Szwajcarskie Federalne Laboratoria Nauk Materiałowych i Technologii) poinformowali o stworzeniu biodegradowalnego superkondensatora.
Urządzenie zbudowane jest z węgla, celulozy, gliceryny i soli stołowej. To składniki tuszu dla drukarki 3D, w której wyprodukowano nowatorskie kondensatory. Składa się on z celulozowych nanowółkien i nanokryształów, węgla w postaci sadzy, grafitu i węgla aktywnego. Formę płynną nadaje gliceryna, woda i dwa rodzaje alkoholu. Do tego dochodzi nieco soli zapewniającej przewodnictwo.
Superkondensator składa się z czterech warstw nakładanych jedna po drugiej przez drukarkę. Warstwy te to elastyczna podstawa, warstwa przewodząca, elektroda i elektrolit. Całość jest następnie składana na podobieństwo kanapki z elektrolitem wewnątrz. Powstaje w ten sposób całkowicie biodegradowalny kondensator, który może przechowywać energię elektryczną całymi godzinami, a jego wersja prototypowa jest zdolna do zasilania niewielkiego zegara cyfrowego. Kondensator wytrzymuje tysiące cykli ładowania/rozładowywania, może pracować przez wiele lat, działa w temperaturach ujemnych, jest odporny na nacisk i wstrząsy.
Kondensator, gdy już go nie będziemy potrzebowali, można wyrzucić. Rozkłada się w ciągu 2 miesięcy, a jedyne, co możemy po tym czasie zobaczyć, to nieco fragmentów węgla. Wydaje się to proste, ale takie nie było, mówi Xavier Aeby z Empa. Stworzenie urządzenia o odpowiednich parametrach wymagało wielu prób i testów. Konieczne było bowiem stworzenie tuszu o parametrach nadających się do użycia w drukarce, z którego powstanie kondensator gotowy do wykorzystania w praktyce.
Aeby studiował inżynierię mikroelektroniki na Szwajcarskim Federalnym Instytucie Technologii w Lozannie, a w Empa pisze doktorat. Jego opiekunem jest Gustav Nyström, którego grupa badawcza już od pewnego czasu prowadzi prace nad żelami bazującymi na nanoceluluzie, biodegradowalnym materiale o potencjalnie licznych zastosowaniach. Od bardzo dawna interesuje mnie biodegradowalny system przechowywania energii. Poprosiliśmy Empa o sfinansowanie naszego projektu, Printed Paper Batteries, i właśnie osiągnęliśmy pierwszy z naszych celów, mówi Nyström.
Szwajcarski superkondensator może już wkrótce stać się kluczowym komponentem IoT. W przyszłości takie kondensatory można będzie szybko ładować wykorzystując np. pole elektromagnetyczne. Po naładowaniu będą one zasilały czujniki czy mikroprzekaźniki, mówią badacze. Metoda taka może być wykorzystywana np. do sprawdzania zawartości opakowań w transporcie. Biodegradowalne systemy przechowywania energii przydałyby się też w czujnikach monitorujących środowisko czy pracujących na rzecz rolnictwa. Tego typu akumulatorów nie trzeba by było zbierać, gdyż szybko uległyby rozkładowi bez szkody dla środowiska naturalnego.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Gdy kontenerowce, tankowce i inne wielkie jednostki kończą służbę i są rozbierane, pojawia się problem olbrzymich zanieczyszczeń. Jest on tym większy, że coraz częściej tego typu jednostki kończą swój żywot w krajach, w których brak jest przepisów dotyczących ochrony środowiska. Właściciele takich jednostek, by móc tanio i ze szkodą dla nas wszystkich je zezłomować, rejestrują statki pod tanimi banderami.
Od 2002 roku gwałtownie rośnie liczba statków zarejestrowanych pod tanią banderą. Jednostki wybudowane i należące do przedsiębiorstw z UE, USA, Korei Południowej czy Japonii, pływają pod banderami innych krajów po to, by można je było w nich złomować tam, gdzie brak przepisów o ochronie środowiska czy bezpieczeństwie. Analizy dotyczące złomowania statków w latach 2014–2018 wykazały, że mimo iż kraje Unii Europejskiej wraz z USA, Koreą Południową i Japonią kontrolują zdecydowaną większość floty handlowej i floty tankowców, to aż 80% tych jednostek zostało zezłomowanych w zaledwie trzech krajach: Indiach, Pakistanie i Bangladeszu.
Badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Morskiego w Szanghaju wykazały, że standardową praktyką firm z UE jest rejestrowanie należących doń statków pod tanimi banderami. Prawo Unii Europejskiej wymaga, by statki, które zarejestrowane są w jednym z krajów UE były złomowane w stoczniach zatwierdzonych przez UE. Bogate europejskie przedsiębiorstwa, chcąc zaoszczędzić na kosztach złomowania, rejestrują swoje statki głównie na Komorach, Palau i Bahamach, dzięki czemu mogą je złomować w Bangladeszu, Indiach czy Pakistanie, powodując olbrzymie zanieczyszczenie oceanów. O skali problemu może świadczyć fakt, że w samym tylko roku 2019 firmy z UE oddały na złom statki o łącznym tonażu wynoszącym 2.841.305 ton. W UE zarejestrowane były jednostki o tonażu 94.262 ton, z czego w europejskich stoczniach zezłomowano statki 25.497 ton. Na tle UE znacznie lepiej wypadają Stany Zjednoczone. Amerykańskie firmy pozbyły się w 2019 roku statków o łącznym tonażu 954.912 ton, z czego 214.271 ton zarejestrowane było w USA, a do amerykańskich stoczni trafiło 141.922 tony.
Firmy z UE szczególnie upodobały sobie tanie bandery i możliwość złomowania statków bez względu na koszty środowiskowe. W latach 2002–2019 odsetek statków należących do firm z UE, a zarejestrowanych pod tanimi banderami wzrósł z 46 do 96 procent. Innymi słowy, europejskie firmy rejestrują pod tanimi banderami niemal wszystkie nowe jednostki.
Wszelkie konwencje międzynarodowe dotyczące ograniczeń czy zakazu wysyłania niebezpiecznych odpadów z krajów bogatszych do uboższych są w obliczu takich działań nieefektywne. Złomowanie statków w krajach, gdzie nie ma odpowiednich przepisów, wiąże się z uwalnianiem do środowiska azbestu, rtęci, ołowiu oraz pestycydów. Autorzy jednego z badań szacują, że do roku 2027 niemal 5000 pracowników indyjskich stoczni zajmujących się złomowaniem statków umrze z powodu międzybłoniaka, nowotworu powodowanego przez azbest.
Działania wielkich firm powodują, że wiele traktatów międzynarodowych nie działa, bo kraje tanich bander nie mają interesu w ich przestrzeganiu. Ponadto w krajach, gdzie złomuje się takie jednostki, zdrowie pracowników jest ignorowane, mówi główny autor badań, Zheng Wan.
Właściciele wielkich firm z bogatych krajów działają niemoralnie, obchodząc prawo międzynarodowe i narażając robotników z biednych krajów na poważne konsekwencje zdrowotne, dodaje John Cheerie z Institute of Occupational Medicine w Edynburgu.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.