Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Chiny doświadczają większej fali upałów, niż jakikolwiek kraj w historii
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Mamy coraz mniejsze opady śniegu, coraz krótszy czas zalegania pokrywy śnieżnej i wzrost sumy opadów zimą. W pozostałych porach roku opady są z jednej strony coraz rzadsze, a z drugiej coraz bardziej intensywne. Mamy więc rozwijającą się suszę w wyniku niedoboru opadów, która „przerywana” jest chwilowo wanną wody z nieba. Dochodzi do okresowego zalania danego obszaru, po którym znów wracamy do rozwoju suszy. Wzrost temperatury to wzrost parowania (ewapotranspiracji), który zwiększa się szybciej niż trend wzrostu sumy opadów. W efekcie w ostatnich kilkunastu latach mamy rozwijającą się suszę przerywaną lokalnymi podtopieniami lub powodziami.
Naszym gościem jest dr Sebastian Szklarek, ekohydrolog z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk w Łodzi, popularyzator nauki i założyciel bloga Świat Wody. Zawodowo związany z tematyką jakości wód oraz zależności pomiędzy procesami biologicznymi (ekologia) i procesami abiotycznymi (hydrologia) zachodzącymi w wodach powierzchniowych. Popularyzatorsko porusza także zagadnienia związane z ilością wody, głównie w obszarze suszy, oraz inne zagadnienia związane z zasobami wody, głównie dotyczącymi naszego kraju.
Susza czy powódź? Czego powinniśmy się obawiać? Czy te dwa zjawiska się nie wykluczają?
Powódź jest zjawiskiem, które odczuwamy bardziej bezpośrednio, daje widoczne straty materialne, a czasem i ludzkie. Susza jest zjawiskiem bardziej rozciągniętym w czasie i bezpośrednio dotyka przede wszystkim rolników, dlatego jako ogół społeczeństwa nie czujemy tego zjawiska tak bardzo jak powodzi, tym bardziej, że przecież odkręcamy kran i woda jest.
Powódź przychodzi nagle, jest jak nagła choroba czy wypadek. Susza to taka uśpiona choroba, rozwija się miesiącami czy latami, a wyjście z tej choroby nie zajmuje chwili – to trochę jak chorobami przewlekłymi lub niediagnozowanymi, których skutki odczuwamy po latach walki naszego ciała z nimi.
Te dwa zjawiska nie wykluczają się. W skali naszego kraju możemy mieć jednocześnie suszę i powódź. Tak było przy powodzi w 2024 – dorzecze Odry dotknięte powodzią, a północno-wschodnia część kraju suszą. Zresztą chwilę przed powodzią region południowo-zachodni też był dotknięty suszą.
Jak wyglądają polskie zasoby wodne i jak wpływa na nie globalne ocieplenie?
Są mokre. A tak na poważnie, warto spojrzeć na bilans wodny Polski. Po stronie przychodu mamy przede wszystkim opady (97%), a uzupełnieniem jest dopływ rzekami z państw sąsiednich (głównie na wschodzie). Po stronie rozchodu mamy główne straty na parowanie (70%), a reszta opuszcza nasz kraj odpływając rzekami do Morza Bałtyckiego (przeważająca część 30% rozchodu) lub do państw sąsiednich.
Patrząc na ten bilans i skutki zmiany klimatu, mamy zmiany w dwóch głównych składowych tego bilansu. Opady: mimo że średnioroczna suma opadów ma niewielką tendencję wzrostową, to zmienia się ich charakter i rozkład czasowy oraz przestrzenny. Mamy coraz mniejsze opady śniegu, coraz krótszy czas zalegania pokrywy śnieżnej i wzrost sumy opadów zimą. W pozostałych porach roku opady są z jednej strony coraz rzadsze, a z drugiej coraz bardziej intensywne. Mamy więc rozwijającą się suszę w wyniku niedoboru opadów, która „przerywana” jest chwilowo wanną wody z nieba. Dochodzi do okresowego zalania danego obszaru, po którym znów wracamy do rozwoju suszy. Wzrost temperatury to wzrost parowania (ewapotranspiracji), który zwiększa się szybciej niż trend wzrostu sumy opadów. W efekcie w ostatnich kilkunastu latach mamy rozwijającą się suszę przerywaną lokalnymi podtopieniami lub powodziami.
Jakie błędy w gospodarce wodnej wciąż są popełniane w Polsce?
Największym błędem jest ciągłe patrzenie na koniec rury, czyli myślenie o retencji w najniższych punktach krajobrazu – dolinach rzecznych. Patrząc na w miarę naturalny krajobraz, to 40% opadów zostaje w wierzchniej warstwie gleby, na powierzchni roślin i w roślinach – ta woda ma szansę krążyć w tzw. małym obiegu wody – w ciągu dnia paruje (wyższe temperatury), w nocy (ochłodzenie) skrapla się dając rosę, mgłę czy szron. Kolejna porcja opadów (ok. 50%) wsiąka do głębszych warstw gleby odtwarzając zasoby wód podziemnych i przepływem podziemnym stabilizuje przepływy w rzekach (60-70% wody w rzekach to zasilanie wodami podziemnymi). Pozostałe 10% to woda spływająca po powierzchni zgodnie z nachyleniem terenu. Różnorodne formy naszej działalności zaburzyły te proporcje naturalnego obiegu – skrajnym przypadkiem są uszczelnione powierzchnie miast, gdzie nawet ok. 90% opadów odpływa powierzchniowo (i kanalizacją deszczową) poza teren na który ten deszcz spadł.
Chcąc poprawić gospodarkę wodną, przeciwdziałając suszy i powodzi, powinniśmy realizować jak najwięcej działań pomagających przywrócić jak najbardziej naturalny obieg. Powinniśmy działać zgodnie z zasadą 3S (z ang. sink, slow and spread), która mówi o zatrzymywaniu opadów tam gdzie spadają, zapewnieniu ich infiltracji (wsiąkania do gleby), a nadmiar należy rozprowadzać po najbliższej okolicy i tam szukać miejsc infiltracji.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Przed laty rząd w Pekinie postanowił zadbać o Jangcy, najważniejszą z chińskich rzek. Od stycznia 2020 roku na 332 obszarach ochronnych wzdłuż rzeki wprowadzono całkowity zakaz połowu ryb, a rok później ogłoszono 10-letnie moratorium na połowy na całej rzece, jej głównych dopływach i przyległych jeziorach. Profesor Liu Huanzhang z Instytutu Hydrobiologii Chińskiej Akademii Nauk, który przeanalizował wstępne dane dotyczące wpływu zakazu połowów na bioróżnorodność, apeluje do władz o przedłużenie zakazu. Widać bowiem, jak wspaniale odradza się bioróżnorodność rzeki.
W 2007 roku informowaliśmy, że baiji, słodkowodny delfin z Jangcy, wyginął, stając się pierwszym gatunkiem walenia, który zniknął z powierzchni Ziemi w wyniku działalności człowieka. Kilka lat później okazało się, że na skraju zagłady – znowu w wyniku działań człowieka – jest też morświnek bezpłetwy. Teraz, po kilku latach od wprowadzenia zakazu połowu ryb dowiadujemy się, jak bardzo jest on skuteczny. Tak skuteczny, że być może udałoby się ocalić baiji, gdyby wprowadzono go wcześniej.
Populacja skrajnie zagrożonego morświnka bezpłetwego gwałtownie się zmniejszała. W 2006 roku szacowano, że w Jangcy żyje 1800 morświnków, w 2017 było to jedynie 1012 sztuk. Po prowadzeniu zakazu połowów liczba morświnków zaczęła rosnąć. Obecnie populacja liczy około 1300 osobników.
Rośnie też liczba gatunków ryb i zwiększa się ich liczebność, o czym świadczą szybkie przyrosty liczby gatunków, które udało się zaobserwować w poszczególnych latach. Jeszcze na początku 2020 roku w rzece odnotowano 168 gatunków ryb. W 2022 zauważono 193 gatunki, w 2024 odnotowano obecność 227 gatunków. To wyniki dorocznych monitoringów, wskazujące, że liczba osobników poszczególnych gatunków rośnie na tyle, że są one odnotowywane przez naukowców.
Profesor Liu Huanzhang mówi, że po wprowadzeniu zakazu połowów w całym czteroletnim okresie monitorowania odnotowano w Jangcy 344 gatunki ryb. To o 36 gatunków więcej, niż zauważono podczas wcześniejszego czteroletniego okresu monitoringu w latach 2017–2020, jeszcze przed wprowadzeniem zakazu. Uczony uważa, że moratorium powinno zostać wydłużone, bo tylko w ten sposób można przywrócić bioróżnorodność Jangcy i uchronić rzadkie gatunki przed zagładą.
Po wprowadzeniu moratorium chińskie władze przesiedliły ponad 160 000 osób, które utrzymywały się z rybołówstwa i znalazły im inne źródła utrzymania.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Rzeka Żółta jest zwana w Chinach Rzeką Żalu oraz Biczem na Ludzi Han. Na swoją złą sławę pracowała przez tysiące lat, podczas których liczne powodzie zabijały ludzi mieszkających nad jej brzegiem, niszczyły ich plony i dobytki.
Naukowcy z Washington University przeprowadzili badania, z których wynika, że wzorzec coraz bardziej śmiertelnych powodzi jest zgodny z wzorcem degradowania środowiska naturalnego przez człowieka i podejmowanych przez ludzi prób ochronienia się przed rzeką. Z badań dowiadujemy się, że ludzie już przed 3000 lat zaczęli wpływać na bieg rzeki.
Na terenie obecnych Chin człowiek dość wcześnie i na masową skalę zaczął wpływać na środowisko naturalne i nigdzie nie widać tego lepiej niż na przykładzie Rzeki Żółtej - mówi archeolog profesor T.R. Kidder. Odkrycie to może określać początek antropocenu, epoki, w której człowiek stał się dominującą siłą natury - dodał.
Przeprowadzone badania sugerują też, że to właśnie działalność człowieka, mająca na celu wpływanie na bieg rzeki spowodowała kolejne problemy, których szczytowym przejawem była katastrofalna powódź, jaka wydarzyła się około roku 15 n.e. W jej wyniku zginęły miliony osób, a powódź przyczyniła się do upadku Zachodniej Dynastii Han w kilka lat później.
Nowe dowody znalezione w Chinach i innych miejscach pokazują, że dawne społeczności zmieniały środowisko naturalne bardziej niż sądziliśmy. Już 2000 lat temu ludzie kontrolowali Rzekę Żółtą, a raczej sądzili, że ją kontrolują. I w tym tkwił problem - mówi Kidder.
Naukowcy wysnuli swoje wnioski na podstawie badań osadów pozostawianych przez tysiące lat przez rzekę. Badali m.in. Sanyangzhuang, zwane „chińskimi Pompejami”, które wspomniana już masywna powódź pogrzebała pod pięcioma metrami osadów oraz odkryte w 2012 roku stanowisko Anshang, gdzie znaleziono pozostałości grobli i systemu irygacyjnego z czasów dynastii Zhou (1046-256 p.n.e.). Uczeni szczegółowo przeanalizowali osady pochodzące z ostatnich 10 000 lat. Zauważyli, że niemal 30% z nich zostało naniesionych w ciągu ostatnich 2000 lat, a tempo odkładania się osadów odpowiada rosnącej aktywności człowieka w regionie Rzeki Żółtej.
Zdaniem Kiddera ludzie zaczęli budować kanały irygacyjne, systemy drenażowe, wały przeciwpowodziowe i tym podobne struktury już 2900-2700 lat temu.. W pierwszych latach po Chrystusie systemy takie rozciągały się na setki kilometrów wzdłuż brzegów rzeki. Zdobyte przez nas dowody wskazują, że pierwsze wały przeciwpowodziowe miały około 3 metrów wysokości, jednak w ciągu dekady te w Anshang zostały dwukrotnie podwyższone. Widać tutaj, w jaką pułapkę wpadli. Budowanie wałów spowodowało, że w korycie rzeki osadzało się coraz więcej materiału, co podnosiło poziom rzeki i czyniło ją bardziej podatną na powodzie, co z kolei wymagało budowy coraz wyższych wałów, a to przyczyniało się do powstawania kolejnych osadów w łożysku i cały proces się powtarzał - zauważa Kidder.
Zdaniem uczonego Rzeka Żółta była przez tysiące lat dość spokojnym ciekiem. Sytuacja uległa zmianie, gdy coraz większe rzesze rolników zachwiały równowagą Wyżyny Lessowej, położonej w jej środkowym biegu. To największy na świecie obszar akumulacji lessu, liczący sobie około 430 000 kilometrów kwadratowych. Władze zachęcały ludzi, by osiedlali się coraz bardziej w głąb Wyżyny. Zdobycie nowych terenów uprawnych było potrzebne do wyżywienia rosnącej liczby ludności, z drugiej strony zwiększające się osadnictwo zabezpieczało państwo od najazdów z północy. Gdy zbudowano Wielki Mur, rolnicy jeszcze chętniej zaczęli podbijać Wyżynę. Jednocześnie rozwój metalurgii dał rolnikom do ręki doskonalsze narzędzia, które ułatwiały pracę na roli. Do wytopu żelaza potrzebne zaś było drzewo, a to łatwiej było ścinać żelaznymi narzędziami. Masowa wycinka lasów spowodowała erozję na wielką skalę, wskutek której do Rzeki trafiły olbrzymie ilości materiału. Niesiony przez wodę osadzał się w jej dolnym brzegu, powodując coraz bardziej katastrofalne powodzie.
Ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 2 roku naszej ery wynika, że obszar, na którym doszło do katastrofalnej powodzi z około 15 roku n.e. był bardzo gęsto zaludniony. Na każdym kilometrze kwadratowym mieszkały średnio 122 osoby, czyli około 9,5 miliona na terenie zalanym przez wodę. Powódź nie tylko zabiła olbrzymią liczbę ludzi. Zniszczyła też dobytek i uprawy, zdezorganizowała życie, na zalanych terenach powstały grupy walczące o żywność i przetrwanie. W latach 20-21 stały się centrum powstania ludowego, które wkrótce zakończyło istnienie Zachodniej Dynastii Han.
Ludzie zaczęli zmieniać środowisko, a to z kolei zmieniło ludzką historię. To, co działo się w przeszłości może zdarzyć się i obecnie - ostrzega Kidder. Przekonanie, że obecnie jesteśmy w stanie uniknąć podobnej katastrofy, gdyż dysponujemy lepszą techniką to niebezpieczne założenie. Jeśli mamy wątpliwości, postawmy na Matkę Naturę, bo fizyka zawsze wygrywa.
Uczony zauważa, że w przeszłości ludzie dysponowali technologią pozwalającą na zdewastowanie pojedynczej rzeki. Obecna technologia umożliwia dewastacje na skalę globalną.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Pierwsza połowa VI wieku to na terenie Arabii okres olbrzymich niepokojów. Rozpada się najpotężniejsze z tamtejszych państw, królestwo Himajrytów, co pociąga za sobą kolejne zmiany prowadzące do rozpadu innych organizmów politycznych i społecznych. Sto lat później pojawia się islam, który od tamtej pory odgrywa dominującą rolę w tej części świata.
Najnowsze dane paleoklimatyczne wskazują, że w VI wieku Arabia doświadczyła bezprecedensowej suszy, a jej szczyt przypadł na lata ok. 500 – 530. Zdaniem uczonych z USA, Szwajcarii i Chin to susza przyczyniła się do upadku Himajrytów i dała impuls do zmian, które skutkowały pojawieniem się islamu.
Himajryci wchodzą do pisanej historii świata pod koniec I wieku p.n.e. W drugiej połowie III wieku zajęli m.in. królestwo Saby, a kilkadziesiąt lat później stali się dominującą siłą na południu Arabii. I pozostali nią do ok. 525 roku. Od tamtej pory królestwo Himajrytów stopniowo chyliło się ku upadkowi, aż w końcu w 575 roku Persowie zajęli południe Arabii.
Upadek królestwa Himajrytów wyznacza koniec trwającego 1400 lat okresu preislamskiego w historii Półwyspu Arabskiego. Naukowcy do dzisiaj spierają się o przyczyny upadku ich państwa. Okres jego słabnięcia charakteryzują chaos polityczny, zmiany społeczno-gospodarcze, zmiany wzorców demografii i osadnictwa oraz upadek systemów irygacyjnych. Zajęcie terenów Himajrytów przez królestwo Aksum (dzisiejszą Etiopię) oraz częste interwencje wojskowe Bizancjum i imperium Sasanidów dodatkowo zwiększały chaos i napędzały zmiany społeczne, ekonomiczne i polityczne przez cały VI wiek. Dotychczas w debatach nad przyczynami tych zmian, zwykle pomijano kwestie środowiskowe, gdyż brak było precyzyjnych danych paleoklimatycznych o wysokiej rozdzielczości.
Dominik Feitmann z Uniwersytetu w Bazylei, John Haldon z Princeton University, Hai Cheng z Chińskiej Akademii Nauk i ich zespół zbadali stalagmit z jaskini Hoti w północnym Omanie. O opadach w tym regionie, podobnie jak w większości Arabii, decyduje to, co dzieje się nad Morzem Śródziemnym. Roczny poziom opadów wynosi, w zależności od regionu, od 50 do 255 milimetrów, a pada zimą, wiosną i latem. Badany stalagmit rósł przez 2650 lat w tempie ponad 0,2 mm rocznie. Pozwala on na zbadanie izotopów tlenu 18O oraz węgla 13C z dokładnością do około 2 lat. Naukowców interesowały te właśnie izotopy, gdyż ich zawartość w stalagmicie wskazuje zarówno na zmiany w poziomie opadów, jak i wilgotności.
Badania pokazały, że na przestrzeni ostatnich około 2600 lat w regionie dochodziło do znacznych wahań opadów i wilgotności, ale wyraźnie wyróżniały się dwa okresy długotrwale niższej wilgotności. Były to lata od ok. 250 p.n.e. do 25 n.e. oraz od ok. roku 480 do 1400. Największe minimum wilgotności trwało od ok. 520 do 532 roku, z najsilniejszą suszą przypadającą na rok 523 +/- 30 lat. Zapis w stalagmicie pokrywa się z wynikami uzyskanymi z osadów jeziornych w Iranie czy Morzu Martwym oraz z przekazami historycznymi dotyczącymi Jerozolimy.
Wszystkie te badania wskazują, że około 480 roku musiało nastąpić przesunięcie na północ burz formujących się nad wschodnimi obszarami Morza Śródziemnego. W wyniku tego Żyżny Półksiężyc oraz Arabia zaczęły otrzymywać znacznie mniej opadów. Na początku VI w. Arabii miało miejsce minimum opadów, z katastrofalnymi suszami w pierwszych trzech dekadach stulecia.
Zbieżność pomiędzy szczytowym okresem susz na południu Arabii a upadkiem władzy Himajrytów wskazuje na możliwy związek przyczynowo-skutkowy. Królestwo Himajrytów, z ich scentralizowanym systemem władzy królewskiej i podporządkowanymi mu lokalnymi klanami, było dominującą siłą na południu i w centrum Arabii. Co prawda ważną rolę w gospodarce państwa odgrywały wonności oraz metale, to podstawą ekonomii było rolnictwo. Widać to na przykład po szeroko rozpowszechnionych tarasowych polach uprawnych na wyżynach, licznych systemach irygacyjnych na granicach pustyni oraz szerokim rozpowszechnieniu się urządzeń hydraulicznych pomiędzy I a IV wiekiem. Jednym z symboli władzy Himajrytów były zapory wodne. Z inskrypcji wiemy, że były one instrumentem utrzymania i poszerzania władzy. Zapory i tarasy służyły gromadzeniu wody opadowej i jej odpowiedniemu kierowaniu, gdyż woda była najbardziej ograniczonym zasobem rolniczym. Od strukturalnej integralności całego systemu irygacyjnego na wyżynach zależało powodzenie upraw. Zapory wymagały ciągłego nadzoru i napraw, do tego zaś była potrzebna dobrze zorganizowana siła robocze i stabilna struktura społeczna, czytamy w pracy Droughts and societal change: The environmental context for the emergence of Islam in late Antique Arabia.
Stabilność społeczeństwa i władzy zależały od produkcji rolnej. Ta z kolei była uzależniona od odpowiedniego zarządzania wodą, szczególnie w porach suchych. Królestwo Himajrytów było więc uzależnione od dwóch pór deszczowych, wiosennej i letniej, oraz wrażliwe na susze. Gdy więc na przełomie V i VI wieku pojawiły się potężne susze, władza Himajrytów zaczęła się chwiać. Narastały konflikty wewnętrzne, co osłabiło królestwo, a z tego korzystali wrogowie zewnętrzni, jak królestwo Aksum, które z Himajrytami rywalizowało o kontrolę nad szlakami handlowymi na wybrzeżach Morza Czerwonego i Arabskiego. Wewnętrzne konflikty wśród elit Himajrytów, częściowo związane z przynależnością religijną – część elit wyznawała judaizm, część chrześcijaństwo – doprowadziły do podporządkowania ich państwa Aksum. Himajryci na krótko odzyskali niezależność – co zbiegło się w czasie z krótkotrwałym okresem wzrostu opadów – jednak trwało to zaledwie kilkadziesiąt lat. W czasie tych kilku dekad doszło do migracji ludności z regionu, która uciekając przed suszą przenosiła się na tereny dzisiejszych Syrii, Iraku oraz Jemenu. Himajryci nie byli też w stanie utrzymać zapór. Około 570 roku Persowie uzależnili od siebie Himajrytów, 10 lat później królestwo się załamało, a ok. 600 roku przestało istnieć.
Zmiany społeczne, polityczne i gospodarcze zapoczątkowane wielką suszą, upadek najsilniejszego z regionalnych organizmów politycznych, przyczyniły się do wzrostu znaczenia lokalnych centrów pielgrzymkowych i gospodarczych. W tym czasie na znaczeniu zyskuje m.in. Mekka. Jednocześnie Arabia znajduje się pod ciągłą presją polityczną i wojskową sąsiadów. To nie tylko chrześcijańskie królestwo Aksum, ale przede wszystkim Bizancjum i Persja, które bez przerwy interweniują w regionie, próbując rozszerzać tam swoje wpływy polityczne, wojskowe, ale też kulturowe i religijne. To zaś rodzi wśród miejscowej ludności coraz większą wrogość i chęć poszukiwania własnej tożsamości.
Słabnące i w końcu upadające państwo Himajrytów nie jest w stanie tej tożsamości zaoferować, a jego zniknięcie tworzy pustkę, która musi być zapełniona. Stopniowy upadek i rozpad państwa Himajrytów były kluczowymi elementami społeczno-ekonomicznej, politycznej i religijno-kulturowej zmiany w Arabii, która doprowadziła do pojawienia się nowych ruchów religijnych i przywódców koncentrujących się wokół wierzeń monoteistycznych. Jednym z nich był islam. Wyzwaniem, przed którym islam stanął, było zjednoczenie półwyspu w warunkach rywalizacji zarówno z konkurencyjnymi ruchami, jak i z plemionami, które przyjęły judaizm lub były wrogie plemieniu Kurajszytów, z którego wywodził się Mahomet – stwierdzają autorzy badań.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Imperium tybetańskie istniało w latach 618–877 i w szczytowym okresie swojej potęgi konkurowało o wpływy w Azji Środkowej z Chinami dynastii Tang i kalifatem Abbasydów. Upadło w ciągu zaledwie kilku dekad. Naukowcy szukający przyczyn jego rozpadu zwracali dotychczas uwagę przede wszystkim na czynniki społeczno-polityczne, jak konflikty pomiędzy bon, rdzenną religią Tybetu, a buddyzmem. Autorzy najnowszej pracy uważają, że zmiany klimatyczne przyspieszyły upadek państwa.
Około 618 roku niewielka społeczność zamieszkująca środkowy bieg rzeki Yarlung Tsangpo zakończyła proces jednoczenia większości Tybetu. Powstało państwo, które z powodzeniem konkurowało i walczyło z Chinami dynastii Tang, sięgnęło północnych Indii, Pamiru i Hindukuszu, rzucając wyzwanie Abbasydom. Imperium kontrolowało międzynarodowe szlaki handlowe, a u szczytu potęgi, w 763 roku, jego wojska zdobyły Chang'an, stolicę Chin.
Imperium obejmuje wówczas 4,6 miliona kilometrów kwadratowych i mieszka w nim 10 milionów ludzi. Jednak już na początku IX wieku państwo przeżywa poważne kłopoty. Rozpada się w ciągu kilku dziesięcioleci. Z chińskich źródeł dowiadujemy się, że przyczyną była rywalizacja pomiędzy generałami dowodzącymi pogranicznymi armiami. Wiemy też, że doszło do napięć pomiędzy wyznawcami buddyzmu, a tradycyjnej religii bon. Były one na tyle poważne, że w 843 buddyzm został zakazany. Przyjmuje się, że rozpad imperium nastąpił w 877 roku, do roku 889 na terenie Tybetu istniało wiele mniej lub bardziej niezależnych organizmów politycznych.
Naukowcy z Chin i Kanady wykorzystali osady z jezior z zachodniej części Wyżyny Tybetańskiej i stwierdzili, że pomiędzy VII a IX wiekiem doszło do tak znacznych zmian klimatycznych, iż odegrały one kluczową rolę w upadku imperium tybetańskiego. Okres potęgi imperium, lata ok. 600 do 800, zbiega się bowiem z niezwykle ciepłym i wilgotnym okresem. Natomiast czas, gdy imperium upadało (800-877) był okresem poważnych susz. W osadach z jezior widać, że w tym czasie okrzemki typowe dla planktonu występującego w całej kolumnie wody zostały zastąpione przez okrzemki strefy dennej (bentalu). Świadczy to o wysychaniu jezior.
Poważne susze w połączeniu ze zmniejszeniem zdolności targanego konfliktami społeczeństwa do dostosowania się do nowej rzeczywistości, mogły prowadzić do szybkiego spadku plonów, co z kolei napędzało konflikty i przyspieszyło upadek imperium. Chociaż upadek tego silnego imperium tłumaczy się często przyczynami religijnymi i politycznymi, nasze analizy pokazują, że pogarszające się warunki klimatyczne mogły upadek ten przyspieszyć, stwierdzają autorzy badań.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
