Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Archeolodzy trafili na jeden z największych anglosaskich cmentarzy
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Humanistyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Archeolodzy z francuskiego Narodowego instytutu ratunkowych badań archeologicznych (Inrap) odkryli w Dijon nietypowe celtyckie pochówki. Znajdowały się one na terenie byłego ogrodu klasztoru Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Pochówków jeszcze indywidualnie nie datowano, ale wiadomo, że należą do przedstawicieli kultury lateńskiej, datowanej mniej więcej na lata 450 p.n.e. do początku naszej ery. Groby znajdują się mniej niż 100 metrów od miejsca, w którym w latach 90. znaleziono ślady osadnictwa galo-rzymskiego.
Niezwykłą cechą pochówków jest fakt, że zmarłych pochowano w pozycji siedzącej. Podczas tych samych wykopalisk znaleziono też nekropolię dzieci, z których każde – jak się wydaje – zmarło przed osiągnięciem 1. roku życia. Groby dzieci pochodzą z I wieku naszej ery.
W najstarszej warstwie archeologicznej galijskiego cmentarza jest 13 indywidualnych pochówków. Zmarłych pochowano w okrągłych jamach o średnicy około 1 metra każda, które tworzą rząd długości 25 metrów zorientowany na linii północ-południe. Ciała ułożono w pozycji siedzącej, opierając ich o wschodnią ścianę wykopu, z twarzami zwróconymi na zachód. Ramiona ułożono wzdłuż ciała, dłonie złożono w pobliżu miednicy lub kości udowych. Ich nogi są bardzo mocno zgięte, często asymetrycznie. W grobach nie było żadnych przedmiotów z wyjątkiem pojedynczej bransolety z czarnego kamienia. Styl artystyczny pozwolił na datowanie jej na lata 300–200 p.n.e. Ten zakres dat wyraźnie łączy pochówki z osadnictwem galijskim.
Obecnie znamy zaledwie kilkanaście miejsc siedzących pochówków, z czego 9 z Francji i 3 ze Szwajcarii. Wszystkie one były powiązane z siedzibami arystokratycznymi lub miejscami kultu. Żadne nie ma związku z tradycyjną nekropolią. Mamy więc tutaj do czynienia z powtarzającym się wzorcem. Takie struktury grzebalne są umiejscowione poza strefą zamieszkaną, groby zawierają ciała dorosłych mężczyzn, a ich pozycja przypomina metalowe i kamienne figurki znane z końca epoki lateńskiej. Najprawdopodobniej więc są to miejsca pochówku wybranych osób. Nie wiadomo, kim byli zmarli. Członkami najważniejszych rodów, wojownikami, istotnymi przodkami, osobami mającymi duże wpływy polityczne czy religijne?
W latach 90. podczas wspomnianych wyżej wykopalisk, znaleziono 2 pochówki siedzące. Ich bliskość sugeruje, że może być to część tego samego kompleksu. Wtedy też odkryto liczne szczątki zwierząt, w tym całe szkielety psów, owiec i świń, co sugeruje odbywanie tutaj praktyk religijnych.
Poza pochówkami dorosłych w pozycji siedzącej zidentyfikowano też cmentarz zawierający zwłoki 22 dzieci, zmarłych przed 1. rokiem życia. Brak starszych osób wskazuje, że był to cmentarz dla najmłodszych. Dzieci pochowano w typowych dla epoki pozycjach. Leżały na placach lub na boku. Kamienie, którymi wyłożono pochówki, oraz gwoździe wskazują, że dzieci pochowano w drewnianych trumnach. Niektórym z pochówków towarzyszom dobra grobowe, jak monety czy ceramika.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Na stanowisku Buen Suceso w Ekwadorze znaleziono unikatowy pochówek kultury Manteño. Była to jedna z ostatnich kultur regionu przed kolonizacją. Pojawiła się około 600 roku, natomiast sam pochówek datowany jest na lata 771–953. Archeolodzy, którzy go badali stwierdzili, że ciężarna kobieta prawdopodobnie została złożona w ofierze, a jeszcze zanim umarła odcięto jej dłonie i nogę.
Pochówek nr 10 jest wyjątkowy zarówno dlatego, że zawiera młodą kobietę i jej nienarodzone dziecko, ze względu na złożone do grobu ozdoby z różnych kultur i okresów wykonane z muszli zawiśników, oraz ze względu na potraktowanie zmarłej, w tym odcięcie jej dłoni i lewej nogi.
Kobietę pochowano na plecach, z głową skierowaną na zachód. W okolicach miednicy znaleziono szczątki płodu, w grobie nie było natomiast jej dłoni i lewej nogi, znaleziono jedynie pojedyncze kości palców dłoni. Badania radiowęglowe jednego z zębów trzonowych wskazały, że pochówek miał miejsce w latach 771–953.
Na oczach zmarłej położono muszle małży z rodzaju Anadara, wokół ciała ułożono zaś muszle w kształcie księżyca. W pobliżu lewego ramienia i biodra znajdowały się dwa wisiorki z muszli. Oprócz nich archeolodzy odkryli wiele innych ozdób z muszli. Do grobu wsadzono też czaszkę jakiejś innej osoby. Około metr na północ od pochówku znaleziono wykonany z piaskowca przedmiot o gwiaździstym kształcie. Zaś długo po pochówku na klatce piersiowej umieszczono spalone resztki czegoś złożonego w ofierze. Datowanie wykazało, że ofiara ta pochodziła z lat 991–1025. Analizy szkieletu zmarłej wykazały, że miała ona 17–20 lat, a jej dziecko 7–9 miesięcy. Dodatkowa czaszka należała na osoby w wieku 25–35 lat.
Archeolodzy przypuszczają, że młoda kobieta otrzymała cios w głowę (lub uległa wypadkowi) i zmarła. Przed pochówkiem, ale bardzo blisko czasu zgonu odcięto jej dłonie i lewą nogę. Została pochowana wraz z dobrami grobowymi pochodzącymi z kultury Manteño i kultur wcześniejszych. Po latach jej grób otwarto – albo przypadkiem, albo celowo gdyż był oznaczony – i na piersiach złożono resztki spalonej ofiary.
Liczba i rodzaj dóbr grobowych czynią pochówek 10 wyjątkowym wśród dotychczas odkrytych pochówków kultury Manteño. Wyjątkowa jest również pozycja ciała oraz ślady uderzenia w czaszkę i usunięcia kończyn.
Uderzenie oraz odcięcie kończyn wskazuje, że kobieta została złożona w ofierze lub brutalnie potraktowana w czasie śmierci. Dowody na ofiary z ludzi składane przez mieszkańców ekwadorskich wybrzeży są rzadkie. Europejscy kronikarze z XVI wieku wspominali, że ofiary takie składano, gdy zmarł lokalny przywódca lub gdy proszono bogów o przychylność. Za złożeniem w ofierze może przemawiać też dodatkowa czaszka. Mimo, że nie ma na niej śladów urazów, można przypuszczać, że i tę osobę spotkał gwałtowny koniec.
Kobieta z pochówku 10 miała ramiona umieszczone pod miednicą, a sama miednica znajdowała się w anatomicznej pozycji. To wskazuje, że dłonie odcięto jej przed pochówkiem, niewykluczone, że miała związane ręce. Ich odcięcie może wskazywać na karę.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Mödling i Leobersdorf to dwa niewielkie austriackie miasta, które w linii prostej dzieli zaledwie 20 kilometrów. Znajdują się w nich cmentarze z wczesnego średniowiecza. Naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka we współpracy z kolegami z Czech, Węgier i USA, przeanalizowali genom 722 osób, które zostały pochowane na tych cmentarzach w okresie awarskim (ok. 650 – ok. 800). Wyniki ich zaskoczyły. Okazało się bowiem, że dwie sąsiadujące ze sobą społeczności o tej samej kulturze miały znacząco różne pochodzenie genetyczne.
Większość osób było ze sobą spokrewnionych. Badania ujawniły istnienie 6 pokoleń i 2 drzew genealogicznych, do których należało około 500 z badanych osób. Małżeństwa zawierano tak, że pomimo dzielenia wspólnej kultury, przez cały badany okres mieszkańcy obu miejscowości zachowali wyraźną odrębność genetyczną. Przodkowie mieszkańców Leobersdorf pochodzili w znacznej mierze z Azji Wschodniej, natomiast przodkami osób pochowanych w Mödling byli głównie Europejczycy. Mimo tak wyraźnych różnic obie społeczności mieszkały obok siebie przez co najmniej 6 pokoleń i dzieliły tę samą kulturę.
Awarowie przybyli do Europy w VI wieku ze stepów Azji Wschodniej i osiedlili się w Europie Centralnej. Celem wspomnianych badań, prowadzonych w ramach projektu HistoGenes Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych, było sprawdzenie, czy ludzie pochowani w Mödling i Leobersdorf byli potomkami Awarów czy też populacji przez nich podbitej oraz czy doszło do mieszania się tych dwóch grup. Wyniki badań były zaskakujące. Różnica genetyczna pomiędzy obiema grupami była bardzo wyraźna i widoczna u większości pochowanych, mówi genetyk Ke Wang, jeden z głównych autorów badań.
Przed badaniami genetycznymi nie zauważono różnic pomiędzy oboma miejscami. Badania archeologiczne pokazały, że obie społeczności oraz sposób ich życia były bardzo podobne. Doszło tutaj do integracji kulturowej pomimo różnic genetycznych. Wszyscy ci ludzie byli bez wątpienia uważani za Awarów, dodaje inny z autorów badań, historyk Walter Pohl z Austriackiej Akademii Nauk.
Skądinąd wiemy, że – pomimo iż Awarowie byli wojowniczym ludem – czas, z którego pochodzili badani zmarli, był jednym z najbardziej spokojnych okresów w historii Kotliny Wiedeńskiej. Obecne badania to potwierdziły. Na szkieletach nie znaleziono żadnych śladów obrażeń odniesionych w walce, brak też było śladów świadczących o tym, by zmarli cierpieli za życia na niedostatki.
Stwierdzono też, że znaczna większość pochowanych była ze sobą spokrewniona. Wyjątkiem były sytuacje, gdy ktoś nie miał na cmentarzu żadnych krewnych. Jednak, co niezwykle interesujące, niemal żadna z matek nie posiadała lokalnych przodków. To wskazuje, że kobiety pochodziły z innych regionów lub społeczności. Jednak, co należy podkreślić, pomiędzy ludnością Mödling i Leobersdorf niemal nie dochodziło do krzyżowania się.
Obie społeczności stosowały podobną praktykę wybierania partnerów z jakiejś innej społeczności, ale była to społeczność o podobnym składzie genetycznym. Kobiety, które były matkami w Leobersdorf najwyraźniej pochodziły ze społeczności, których przodkowie pochodzili z Azji Wschodniej, a kobiety posiadające dzieci w Mödling przybywały tam z jakichś społeczności o europejskich korzeniach. Mimo różnic genetycznych, brak jest różnic w statusie społecznym czy materialnym. Takie symbole jak zapinki do pasów z przedstawieniami gryfów, inne przedmioty świadczące o kulturze i zwyczajach były takie same. Najprawdopodobniej wszyscy oni uważali się za Awarów, dodaje archeolog Bendeguz Tobias.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W ubiegłym roku grupa detektorystów znalazła na farmie Skumsnes w Fitjar w zachodniej Norwegii monetę oraz broszkę z fragmentem tkaniny. Na miejsce przybyli archeolodzy, którzy potwierdzili, że w miejscu odkrycia znajduje się cmentarz z epoki wikingów. Cmentarz położony jest na wzgórzu, między naturalnym portem a dużą farmą, znajdującą się na szczycie. Rozciąga się z niej widok na port. W późnej epoce żelaza takie miejsca, zapewniające statkom schronienie, a podróżnym odpoczynek, odgrywały coraz większą rolę i były kontrolowane przez lokalnych władców.
Pochowane tutaj osoby złożono do grobów z wysokiej jakości biżuterią. Nieczęsto zdarza się znaleźć cmentarz z tak dobrze zachowanymi przedmiotami. Z naukowego punktu widzenia mamy tutaj do czynienia z niewielkim skarbem, mówi Søren Diinhoff z Muzeum Uniwersytetu w Bergen.
W tym czasie w Skumsnes istniało duże gospodarstwo rolne, które prawdopodobnie należało do lokalnego lub regionalnego władcy. Lokalizacja przy wybrzeżu czyniła ten obszar atrakcyjnym dla statków, szukających bezpiecznego portu. To mogło generować dodatkowe dochody, co wyjaśniałoby, dlaczego znalezione groby są bardziej bogato wyposażone niż typowe pochówki. Ludzie pracujący dla władcy, czerpiący dochody z rolnictwa i zapewniania schronienia podróżnym, byli bogatsi niż ich pobratymcy, mieszkający w miejscach o mniej korzystnym położeniu i sąsiedztwie.
W ciągu ostatnich miesięcy archeolodzy odkryli trzy groby. Wszystkie trzy należą do kobiet, które zmarły w pierwszej połowie IX wieku. Jedna z kobiet została pochowana w naturalnym zagłębieniu skalnym. W jej grobie znaleziono biżuterię i charakterystyczne owalne broszki, jakimi kobiety wikingów spinały ubrania. Niektóre elementy jej biżuterii pochodziły z Anglii lub Irlandii.
Druga kobieta miała jeszcze wyższy status. Kamienie w jej grobie ułożono na kształt 4-metrowej łodzi. Większy kamień pośrodku wyznaczał maszt, być może symbolizował też zmarłą. Pomiędzy kamieniami umieszczono nity z łodzi. Zmarłą wyposażono w borsze, biżuterię, naszyjnik z 46 szklanych paciorków i 11 srebrnych monet. Jedna z nich to niezwykle rzadka moneta wybijana w latach 823–840 w duńskim Hedeby lub Ribe. Należy ona do monet typu Hedeby i prawdopodobnie została wybita za rządów Haralda Klaka. To najstarsze monety skandynawskie monety. Zdaniem Diinhoffa, to jak dotychczas najważniejsze znalezisko na tym cmentarzu. Pozostałe monety pochodzą z państwa Franków, z czasów Ludwika Pobożnego. Odkryte przedmioty sugerują, że obie kobiety miały kontakty z terenami położonymi poza Norwegią. Prawdopodobnie to nie przypadek. Być może obie pochodziły z zagranicy i wyszły za mąż za miejscowych, zastanawia się Diinhoff.
Kobieta z grobu w kształcie łodzi została też wyposażona w nożyce do strzyżenia owiec, zgrzebło do czesania wełny, przęślik i wrzeciono. Stąd archeolodzy wnioskują, że na królewskiej farmie kobieta zajmowała się wytwarzaniem tekstyliów. To było prestiżowe zajęcie. Farmy produkujące wysokiej jakości ubrania cieszyły się wysokim statusem, wyjaśnia archeolog. Co więcej, w grobie kobiety znajdował się też klucz z brązu. To wskazuje, że była osobą zarządzającą farmą, dodaje Diinhoff. Na to samo może też wskazywać patelnia w jej grobie.
W żadnym z grobów nie znaleziono ludzkich szczątków. To powszechny problem w zachodniej Norwegii. Skład tutejszej gleby powoduje, że kości się nie zachowują.
Archeolodzy zwracają uwagę na jeszcze jedno. W opisanym powyżej grobie kobiety szklane paciorki i monety znaleziono na ciemnej masie organicznej. Być może były one schowane w skórzanym woreczku. Powstaje więc pytanie, dlaczego zmarła nie została ubrana w swoją biżuterię. Być może dlatego, że w grobie nigdy nie było ciała? Archeolodzy zastanawiają się, czy to nie cenotaf, symboliczny grobowiec. W grobie znaleziono bowiem jeszcze jedną bardzo interesującą rzecz.
To malutki detal, ale niezwykle interesujący. Na środku kamiennej łodzi znajdował się kamień wyznaczający maszt. Gdy naukowcy go odwrócili, okazało się, że ma on kształt kobiecych genitaliów. To nie przypadek, stwierdza Diinhoff. Być może kamień położono, by symbolizował kobietę, której nie można było tutaj pochować. To by wyjaśniało, dlaczego artefakty z pochówku nie były rozłożone tak, jak powinny, gdyby przyozdobiono nimi ciało.
Grób trzeciej kobiety nie został w pełni zbadany. W dwóch pierwszych grobach znaleziono tak dużo przedmiotów, że archeologom nie wystarczyło czasu na zbadanie trzeciego. Na razie w trzecim grobie znaleziono liczne obiekty, w tym 20 koralików, pozostałości po niezidentyfikowanej posrebrzanej biżuterii oraz pozłacaną broszę z okresu Merowingów, zatem z czasów sprzed epoki wikingów. Prawdopodobnie miała ona dla zmarłej specjalne znacznie. Mogła przypominać o rodzinie lub tradycji.
Archeologom udało się też zidentyfikować dwa kolejne pochówki, a wskazania z wykrywaczy metali sugerują, że może ich być nawet 20. Można przypuszczać, że to groby bogatej rodziny, do której należała farma w Skumsnes, kontrolująca pobliski port w imieniu lokalnego króla.
W ostatnim czasie archeolodzy z Muzeum Uniwersytetu w Bergen często pracują przy grobach z epoki wikingów. W bieżącym roku odkryli więcej takich grobów, niż zwykle w ciągu 10 lat. Część odkryć dokonano przypadkiem, jednak większość to zasługa detektorystów. Diinhoff mówi, że groby wikingów są łatwe do odnalezienia, bo zawierają wiele metalowych przedmiotów. Zdaniem archeologa, takich odkryć powinno być znacznie więcej, ale ludzie, którzy trafiają na nie na własnej ziemi, nie informują o tym władz. Gdy już jesteśmy w takim miejscu, często dowiadujemy się, że grób znaleziono wiele lat wcześniej, ale nikogo o tym nie informowano i po prostu go zaorano. W ten sposób tracimy olbrzymią liczbę stanowisk, stwierdza uczony.
Norwescy specjaliści mają dylemat. Z jednej strony woleliby, żeby niektóre groby zostały odkryte później, powiedzmy za 50 lat. Gdy będzie je można badać doskonalszymi technikami. Tymczasem działalność detektorystów zmusza ich do odkopywania takich grobów. Jednak z drugiej strony, wiele z nich nie przetrwa kolejnych 50 lat, gdyż znajdują się na terenach sąsiadujących z polami uprawnymi, więc w najbliższym czasie mogą paść ofiarą pługów.
Jak wspomnieliśmy, najbardziej interesującym znaleziskiem jest moneta z Hedeby lub Ribe. Jej obecność potwierdza, że w tym czasie dochodziło do dużych przemian społecznych, pojawiały się nowe formy handlu. Dla jej właścicielki moneta mogła mieć znacznie większą wartość niż środek wymiany. Jako biżuteria mogła przypominać jej, kim jest i skąd pochodzi. Innym interesującym przedmiotem jest trójlistna brosza, wykonana z zapięcia pasa pochwy frankijskiego miecza. To pokazuje, jak wyposażenie wojskowe z Francji było przerabiane na biżuterię w Skandynawii. Początkowo zapięcia takie były modyfikowane i ponownie używane, tak jak tutaj. Z czasem jednak zainspirowały one lokalną biżuterię, mówi Unn Pedersen z Uniwersytetu w Oslo.
Trójlistne brosze były popularne wśród wikińskich kobiet. Początkowo zdobiły je motywy roślinne z oryginalnych zapięć epoki Karolingów. Z czasem zostały one wyparte przez nordyckie motywy zwierzęce.
Groby ze Skumsnes to typowe pochówki bogatych kobiet epoki wikingów. Zawierają biżuterię i tekstylia. Jeśli nawet kobiety te nie były członkiniami elity, to niewątpliwie znajdowały się wysoko w hierarchii społecznej i ekonomicznej. Groby te przypominają, że dzięki rozwijającym się sieciom handlowym, rosnącemu zapotrzebowaniu na tekstylia i żagle, kobiety mogły gromadzić bogactwo.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W Canterbury w Wielkiej Brytanii archeolodzy odkryli wspaniały bardzo dobrze zachowany anglosaski miecz. Broń jest tak wysokiej jakości, że eksperci porównują ją do miecza ze słynnego Sutton Hoo. Dokładnie miejsce znalezienia miecza jest utrzymywane w tajemnicy ze względu na potencjalne bogactwo stanowiska archeologicznego. Dotychczas znaleziono tam bowiem 12 pochówków kobiet i mężczyzn, a prowadzący prace podejrzewają, że może ich być nawet 200. Wszyscy mężczyźni zostali pochowani z bronią.
Znaleziony właśnie miecz ma rękojeść zdobioną złotem i srebrem oraz dekorowaną świetnie wykonanym wzorem. Do jego głowicy przymocowany jest pierścień. Może być to symbol przysięgi wierności złożonej przez zmarłego królowi lub innemu przywódcy. Na ostrzu miecza widoczne są runy. Znaleziono też fragmenty pochwy z drewna i skóry wyłożonej bobrzym futrem.
Jak już wspomnieliśmy, wszyscy mężczyźni zostali pochowani z bronią. Znaleziono groty włóczni i tarcze, a w jednym z nich wspomniany wyjątkowy miecz. Wraz z posiadaczem miecza do grobu złożono też biżuterię, złoty wisiorek zdobiony postacią węża lub smoka. Takie artefakty znajduje się zwykle w kobiecych grobach, dlatego archeolodzy przypuszczają, że wisiorek był podarunkiem od spokrewnionej kobiety lub spadkiem po przodkach.
W grobach kobiet archeolodzy trafili na noże, broszki, zapinki i inne kosztowności. Już teraz wiadomo, że cmentarz jest tak bogato wyposażony i zachował się w tak dobrym stanie, że lepiej poznamy dzięki niemu praktyki pogrzebowe Anglosasów. Konserwatorzy już na przykład znaleźli larwy much na mieczu, co wskazuje, że ciało nie zostało szybko niczym zakryte przed pogrzebem, prawdopodobnie po to, by dać bliskim czas na pożegnanie.
Znaleziono też dowody na migrację Germanów na te tereny. W grobie jednej z kobiet, datowanym na późniejsze dziesięciolecia V wieku, znajdowały się przedmioty pochodzące ze Skandynawii, a w grobach z VI wieku archeolodzy trafili na frankijskie artefakty. Widzimy tutaj zmianę krajobrazu politycznego, jaka zaszła na terenie Kentu w V i VI wieku, zauważa kierujący badaniami Duncan Sayer.
Wykopaliska to część większego projektu badawczego, w ramach którego zbadano DNA 300 Anglosasów pochowanych w pobliżu wschodnich wybrzeży Wielkiej Brytanii. Okazało się, że 75% z nich nosiło geny z północy Europy, co dowodzi, że wkrótce po zakończeniu władzy Rzymu nad Wyspami doszło do znaczącej migracji z kontynentu. Zanim opublikowaliśmy te badania, w środowisku naukowym trwały spory, czy rzeczywiście migracja była znaczące. Teraz widzimy, że był to olbrzymi napływ ludności, który trwał przez pokolenia, szczególnie na wschodnim wybrzeżu. Migranci nie przybyli z jednego, a z wielu miejsc, dodaje Sayer.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.