Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Pandemia Czarnej Śmierci nie była tak śmiercionośna, jak się uważa

Rekomendowane odpowiedzi

Czarna Śmierć (1347–1352) uznawana jest za największą pandemię w historii. Była to pierwsza fala drugiej – po Dżumie Justyniana – pandemii dżumy. Obecnie uważa się, że zabiła ona nawet do 50% mieszkańców Europy. Jednak autorzy nowych badań, w których brali udział polscy naukowcy z UJ, PAN, UAM i Uniwersytetu Białostockiego, twierdzą, że pandemia nie była tak śmiercionośna, jak się ją obecnie przedstawia.

Przekonanie o olbrzymiej liczbie ofiar pandemii bierze się z analizy tekstów i dokumentów z epoki. Nie dysponujemy jednak pełną dokumentacją. O ile np. dla współczesnej Anglii czy Włoszech możemy wykonać szczegółową analizę, to już np. w przypadku Polski nie dysponujemy tak bogatymi danymi.

Naukowcy z Polski, Niemiec, Czech, Hiszpanii, Grecji, USA, Włoch, Litwy, Łotwy i Estonii przeanalizowali 1634 próbki pyłków z 261 jezior i mokradeł znajdujących się w 19 krajach Europy. Chcieli w ten sposób sprawdzić, jaki wpływ na demografię kontynentu miała Czarna Śmierć.

Uczeni skupili się na pyłkach, gdyż można zidentyfikować rośliny, do których należały, a dzięki warstwom, w jakiej się znajdują, określi okres, z którego pochodzą. A szczegółowa analiza pyłków pozwala zrekonstruować sposób użytkowania ziemi przez człowieka i opisać historię rolnictwa. Autorzy badań stwierdzili, że gdyby pandemia w ciągu kilku lat zabiła 30–50 procent ludności, należałoby się spodziewać znacznych perturbacji, bliskich upadkowi, w średniowiecznym rolnictwie. Zastosowali więc analizy statystyczne do badania zmian w pyłkach i testowali scenariusz wysokiej śmiertelności w poszczególnych regionach kontynentu.

W czasie Czarnej Śmierci w niektórych regionach Europy rzeczywiście doszło do dramatycznego zmniejszenia się upraw. Zjawisko takie zauważono w południowej Szwecji, centralnej Italii, Francji, południowo-zachodnich Niemczech czy Grecji. W innych jednak miejscach, jak Irlandia, Katalonia czy Czechy, nie zauważono spadku produkcji rolnej. W innych zaś, jak Polska, kraje nadbałtyckie czy centralna Hiszpania mamy do czynienia ze zintensyfikowaniem produkcji rolnej. Zdaniem autorów badań, to pokazuje, że pandemia nie zbierała tak olbrzymiego żniwa, a ani tak powszechnie, jak się uważa.

Duże zróżnicowanie poziomu śmiertelności, które potwierdziliśmy dzięki danym pyłkowym i metodzie BDP [Big Data Palaeoecology, makro-paleoekologia oparta o duże zbiory danych – red.], wymaga wyjaśnienia w dalszych badaniach, które wezmą pod uwagę lokalne konteksty kulturowe, środowiskowe, gospodarcze i społeczne. Szereg lokalnych okoliczności mogło wpłynąć na występowanie bakterii dżumy, zachorowalność i śmiertelność, stwierdza Piotr Guzowski z Uniwersytetu w Białymstoku.

Tak duże regionalne różnice w śmiertelności pokazują, że epidemia dżumy była zjawiskiem dynamicznym, uzależnionym od czynników kulturowych, ekologicznych czy ekonomicznych. To gdzie ludzie żyli, jak daleko podróżowali, jak przebiegały szlaki handlowe – przede wszystkim handlu zbożem – prawdopodobnie miało wpływ na przemieszczanie się szczurów i pcheł, które roznosiły zarazę. Nie bez znaczenia były zapewne też takie czynniki jak dieta czy stan zdrowia ludności.

Nie ma jednego modelu „pandemii” czy „epidemii” dżumy, który można by zastosować do każdego miejsca w każdym czasie, niezależnie od kontekstu, mówi Adam Izdebski, lider grupy Paleo-Science and History w Instytucie Historii Człowieka im. Maxa Plancka.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znaczne tereny szczególnie południowej Polski były po prostu wyludnione po 100-letniej bytności w tym rejonie Mongołów. Najazdy nie skończyły się - to była praktycznie eksterminacja. Powstały pustki osadnicze. Na takich terenach pandemia po prostu nie roznosiła się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po raz pierwszy udało się zdobyć genetyczny dowód na występowanie Dżumy Justyniana – pierwszej odnotowanej pandemii w historii ludzkości – tam, gdzie się rozpoczęła, we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Odkrycia dokonali naukowcy z University of South Florida we współpracy z kolegami z University of Sydney, CSIR-Indian Institute of Chemical Biology w Kalkucie oraz Florida Atlantic University. Ich badania uzupełniają ważne luki w rozumieniu pandemii. Dotychczas bowiem wszelkie dowody genetyczne pochodziły z Europy Zachodniej, z terenów odległych od epicentrum pandemii.
      Z zapisków historycznych wynika, że pandemia pojawiła się w roku 541 w Pelusium (obecnie Tell el-Farama) w Egipcie, skąd rozprzestrzeniła się na Europę, docierając na Wyspy Brytyjskie oraz do Persji. W latach 541–750 doszło do 18 fal zarazy, która zabiła miliony ludzi. Wciąż trwają spory co do jej znaczenia i wpływu na historię. W ostatnich latach pojawia się coraz więcej prac naukowych kwestionujących wcześniejsze poglądy, jakoby Dżuma Justyniana wywołała olbrzymi kryzys i w znaczącym stopniu przyczyniła się do późniejszych zmian politycznych czy kształtowania średniowiecznego społeczeństwa.
      Zespół z USA, Australii i Indii zbadał masowy grób znajdujący się pod dawnym rzymskim hipodromem w mieście Dżarasz (d. Geraza) w Jordanii. Znajdują się tam jedne z najlepiej zachowanych ruin starożytnego rzymskiego miasta. Z grobu datowanego na lata 550–650 udało się uzyskać genom Y. pestis od pięciu osób. Jest to zatem pierwszy genetyczny dowód na występowanie pałeczki dżumy w okresie pandemii w granicach Imperium Romanum w poświadczonym epicentrum Dżumy Justyniana. Geraza znajduje się zaledwie 330 kilometrów od Pelusium.
      Analiza uzyskanego materiału wykazała duża jednorodność genetyczną (< 1 zmiany na milion nukleotydów) bakterii występujących u wszystkich osób, to zaś wskazuje, że lokalna epidemia miała gwałtowny charakter i występował w niej dominujący szczep. Szczep ten zawierał geny pozwalające na roznoszenie choroby przez pchły. Jest on pokrewny innym szczepom Dżumy Justyniana, a jego odmienność potwierdza, że pandemie dżumy mają wielokrotny regionalny charakter z różnych rezerwuarów.
      Z wynikami badań można zapoznać się na łamach pisma Genes.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Zbiorach Medycznych Instytutu Medycyny Ewolucyjnej Uniwersytetu w Zurychu znajduje się próbka płuc 18-latka, który zmarł podczas pierwszej fazy pandemii hiszpanki. Jego zwłoki poddano autopsji w lipcu 1918 roku. Teraz naukowcy z Uniwersytetów w Bazylei i Zurychu wykorzystali tę próbkę do zsekwencjonowania pierwszego szwajcarskiego genomu grypy hiszpanki. Po raz pierwszy zyskaliśmy dostęp do szwajcarskiej odmiany grypy, która wywołała pandemię w latach 1918–1920. To rzuca nowe światło na dynamikę i sposoby adaptacji wirusa mówi główna autorka badań, Verena Schünemann.
      Porównując genom ze Szwajcarii z genomami uzyskanymi wcześniej w Niemczech i Ameryce Północnej, naukowcy stwierdzili, że ten szwajcarski od samego początku posiadał trzy kluczowe adaptacje pozwalające zarażać ludzi, które przetrwały do końca pandemii. Dwie z tych mutacji uczyniły wirusa bardziej odpornym na działanie ludzkiego układu odpornościowego, trzecia zaś zwiększała jego zdolność do łączenia się z receptorami na powierzchni komórek H. sapiens.
      Na potrzeby badań Szwajcarzy opracowali nową metodę rekonstrukcji materiału genetycznego. W przeciwieństwie bowiem do wywołujących zwykłe przeziębienie adenowirusów, których zapis genetyczny znajduje się w stabilnym DNA, wirusy grypy przechowują swoją informację genetyczną w znacznie mniej stabilnym RNA. Nową metodę będzie można wykorzystać do zrekonstruowania innych wirusów RNA i zweryfikowania prawidłowości dotychczasowych rekonstrukcji.
      Autorzy badań uważają, że ich praca przyda się podczas walki z przyszłymi pandemiami. Lepsze zrozumienie mechanizmów, za pomocą których wirusy długoterminowo adaptują się do organizmu człowieka, pozwoli na opracowanie lepszych modeli przyszłych pandemii, wyjaśnia Schünemann. Takie udoskonalone modele dokładniej pokażą potencjalne drogi rozprzestrzeniania się wirusów i ich zdolność do wywołania infekcji na wielką skalę.
      Uczeni opisali swoją pracę na łamach BMC Biology.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W wyniku sekwencjonowania DNA pobranego ze szczątków 1313 osób, które żyły w Eurazji w ciągu ostatnich 37 000 lat, znaleziono materiał genetyczny 5486 bakterii, wirusów i pasożytów, należących do 492 gatunków ze 136 rodzajów. Było wśród nich 3384 patogenów ludzkich należących do 124 gatunków, w tym i takie, na które dotychczas nie natrafiono w starych ludzkich szczątkach. Zespół naukowy, w skład którego wchodzili m.in. Eske Willerslev, Astrid K. N. Iversen i Martin Sikora, stwierdził, że najstarsze ze znalezionych dowodów na zoonozy – choroby, którymi ludzie zarażają się od zwierząt – pochodzą sprzed 6500 lat. Choroby te zaczęły się szerzej rozprzestrzeniać około 5000 lat temu.
      Badacze znelźli też najstarsze ślady genetyczne bakterii dżumy – Yersinia pestis. Pochodzą one sprzed 5500 lat. Malarię (Plasmodium vivax) znaleziono w materiale sprzed 4200 lat, a trąd (Mycobacterium leprae) obecny był w próbce sprzed 1400 lat. Dowiedzieliśmy się również, że ludzkość zmaga się z wirusowym zapaleniem wątroby typu B od co najmniej 9800 lat, a błonica (Corynebacterium diphtheriae) atakuje nas od 11 100 lat.
      Od dawna podejrzewaliśmy, że rozwój rolnictwa i hodowli zwierząt rozpoczął nową epokę chorób w historii ludzkości. Teraz badania DNA pokazują, że stało się to co najmniej 6500 lat temu. Te patogeny nie tylko powodują choroby. Mogą się przyczyniać do załamania populacji, migracji i adaptacji genetycznej, mówi Willerslev.
      Rozprzestrzenienie się zoonoz przed 5000 lat zbiega się w czasie z migracją mieszkańców Stepu Pontyjskiego na teren północno-zachodniej Europy. Migrowali wówczas pasterze należący do kultury grobów jamowych.
      Badania nad historią ludzkości i chorób mają znaczenie nie tylko historyczne. Mogą być też nauką na przyszłość. Jeśli zrozumiemy, co stało się w przeszłości, przygotujemy się na przyszłość. Eksperci przewidują bowiem, że wiele z nowych chorób, jakie nam zagrożą, będzie pochodziło od zwierząt, mówi profesor Martin Sikora. A Eske Willerslev dodaje, że mutacje, które w przeszłości okazały się korzystne, prawdopodobnie pojawią się znowu. Ta wiedza jest ważna dla rozwoju przyszłych szczepionek, pozwala też nam stwierdzić, czy szczepionki, jakimi obecnie dysponujemy, są wystarczające, czy też potrzebujemy nowych ze względu na mutujące patogeny.
      Źródło: The spatiotemporal distribution of human pathogens in ancient Eurasia, https://www.nature.com/articles/s41586-025-09192-8

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Choroby odzwierzęce, zoonozy, stanowią zdecydowaną większość chorób atakujących ludzi. Znamy ponad 1400 patogenów zdolnych do wywołania u nas chorób, z czego 61% pochodzi od zwierząt. Ludzie zaczęli powszechnie zarażać się tego typu patogenami w momencie, gdy udomowili zwierzęta. Niektóre z tych chorób wywarły olbrzymi wpływ na naszą historię i kulturę. Jedną z nich jest dżuma, wywoływana przez bakterię Yersinia pestis. Jej pochodzenie i historia wciąż są tajemnicą.
      Naukowcy z Niemiec, Korei i USA poinformowali o zidentyfikowaniu wymarłego szczepu LNBA (Late Neolithic Bronze Age) Y. pestis w zębie owcy, która żyła przed około 4000 tysiącami lat. To pierwszy przypadek znalezienia LNBA Y. pestis u zwierzęcia. Dotychczas szczep ten identyfikowano wyłącznie u ludzi z Eurazji. Badacze zdobyli też dowody wskazujące, że LNBA, niezdolny do efektywnego rozprzestrzeniania się za pośrednictwem pcheł, zaraził ludzi za pośrednictwem owiec i prawdopodobnie też innych zwierząt domowych. Pierwotne źródło szczepu pozostaje nieznane.
      Rekonstruowanie patogenów na podstawie szczątków dawnych zwierząt jest bardzo trudne. Zwierzęta bowiem zachowują się w materiale archeologicznym głównie jako pozostałości ludzkiego pożywienia. To zaś oznacza, że nie znajduje się całych szkieletów, a wiele znajdowanych kości zostało poddanych intensywnej obróbce cieplnej. Co więcej ludzie unikają spożywania zwierząt, po których widać, że są chore, zatem zapis archeologiczny zachowuje zdrowe zwierzęta. Nawet jeśli zostanie zjedzone chore zwierzę i zainfekuje ono wiele osób, jest bardzo mało prawdopodobne, by archeolodzy trafili właśnie na szczątki tego zwierzęcia. Wszystkie te czynniki zmniejszają szanse na znalezienie zarażających ludzi patogenów w szczątkach zwierząt. Obecnie tylko w jednym przypadku udało się zidentyfikować taki patogen – Brucella melitensis – w szczątkach zwierzęcia starszych niż tysiąc lat.
      Dotychczas na podstawie materiału pobranego od żyjących w przeszłości ludzi udało się zrekonstruować około 200 genomów Y. pestis. Jednak jeśli chodzi o zwierzęta, to wyniki nie są już tak dobre. Dysponujemy pojedynczym, częściowo zrekonstruowanym, genomem Y. pestis pochodzącym od średniowiecznego szczura. Badania najbardziej rozpowszechnionych genomów wskazują, że ich przodek pojawił się około 4000 lat temu w środkowym biegu Wołgi w regionie Samary. Pierwotnym rezerwuarem były gryzonie. Y. pestis rozprzestrzeniała się za pośrednictwem pcheł. Przodkiem Y. pestis jest Yersinia pseudotuberculosis. Dżuma narodziła się stosunkowo niedawno, kilka tysięcy lat temu, i bardzo szybko zaczęła zarażać ludzi.
      Osobny szczep od przenoszącego się za pośrednictwem pcheł stanowił LNBA, który istniał od ok. 2900 do 500 r. p.n.e. Zarażał różne populacje ludzi żyjące od zachodu Europy po Mongolię. Brakuje mu jednak zdolności do przenoszenia się za pośrednictwem pcheł, więc jego zwierzęcy rezerwuar pozostawał tajemnicą. Tę tajemnicę właśnie udało się odkryć.
      Szczątki owcy, w których odkryto genom LNBA Y. pestis zostały znalezione na stanowisku Arkaim. Była to ważna ufortyfikowana osada kultury Sintaszta-Pietrowka położona na południu Uralu. Zrekonstruowany z zęba owcy bakteryjny genom nie tylko należy do szczepu LNBA, ale odpowiada genomowi LNBA wyizolowanemu od żyjących w tym samym czasie ludzi.
      Gospodarka Arkaim koncentrowała się na hodowli zwierząt, a sama kultura Sintaszta-Pietrowka wniosła wiele innowacji. To jej przedstawiciele intensywnie wykorzystywali konie w czasie walki i wynaleźli rydwany.
      Intensywna gospodarka pasterska Sintaszta-Pietrowka oznaczała, że ludzie mieli kontakt z dużymi stadami udomowionych zwierząt, które z kolei miały kontakt z dzikimi zwierzętami żyjącymi na stepie, w tym z gryzoniami. Mieli z nimi kontakt też i ludzie, którzy na stepie żyli, a którzy polowali na świstaki dla ich mięsa i futra. Skądinąd wiemy, że i współcześnie owce wypasane w zachodnich Chinach zarażają się Y. pestis gdy poliżą lub zjedzą szczątki chorego świstaka. W regionach endemicznego występowania Y. pestis nawet 5% owiec miało kontakt z tym patogenem.
      Biorąc więc pod uwagę to, co wiemy współczesnej epidemiologii dżumy na azjatyckim stepie, możemy przypuszczać, że podobne procesy zachodziły tysiące lat temu. W transmisji szczepu LNBA z gryzoni na ludzi nie pośredniczyły pchły, ale zwierzęta domowe. To zaś mogło ograniczać zasięg zachorowań, co jest zgodne z obserwacjami. Ofiary LNBA miały bowiem typowe pochówki, które są odmienne od masowych grobów ofiar epidemii Y. pestis roznoszonej przez pchły.
      Oryginalny rezerwuar linii LNBA Y. pestis nadal pozostaje nieznany, jednak inne drogi transmisji patogenu skutkowały różnicami w presji ewolucyjnej i inną historią choroby.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Analiza niemal 7000 pochówków wskazuje, że po połowie VI wieku na południu dzisiejszej Norwegii doszło do poważnego kryzysu demograficznego. Liczba pochówków spadła o ponad 75% w porównaniu z okresem wcześniejszym. Co prawda pochówki nie oddają dokładnie liczby ludności, ale są bardzo dobrym wskaźnikiem trendów demograficznych i ich zakłóceń.
      Wyniki nowych badań, których autorami są Kjetil Loftsgarden i Frode Iversen z Uniwersytetu w Oslo, są zbieżne z wynikami innych badań archeologicznych, które wskazują na zmniejszenie sieci osadniczej, co już samo w sobie sugeruje znaczne zmiany w rozmiarach populacji.
      Zdaniem Iversena i Loftsgardena, kryzys populacyjny nastąpił w wyniku połączenia czynników klimatycznych i epidemiologicznych. W latach 536 i 540 doszło do dwóch dużych erupcji wulkanicznych, które spowodowały ochłodzenie klimatu, co mogło wywołać powszechne zmniejszenie się plonów i głód. W tym samym czasie w Europie ma miejsce pierwsza wielka epidemia dżumy. Dżuma Justyniana pojawiła się w 541 roku, dotarła na Wyspy Brytyjskie czy do Persji, nie można więc wykluczyć, że trafiła i do Skandynawii. Wszystkie te czynniki pojawiły się w momencie, gdy społeczeństwo było wrażliwe na kryzysy z powodu szybkiego wzrostu liczby ludności i kurczących się zasobów po okresie ekspansji rolniczej na nowe tereny.
      Przed VI wiekiem na terenach dzisiejszej Norwegii i Szwecji doszło do szybkiego wzrostu liczby ludności, coraz więcej terenów było zajmowanych pod działalność rolniczą. Jednak ten wzrost spowodował, że lokalne zasoby były mocno wyeksploatowane, co czyniło społeczeństwo podatnymi na zewnętrzne wstrząsy. I takim właśnie wstrząsem były erupcje wulkaniczne, które mogły wywołać głód.
      Liczba pochówków spada, groby są też mniej bogato wyposażone. Jednocześnie na ten okres przypada pojawienie się wielu monumentalnych kopców. Autorzy badań uważają, że w wyniku kryzysu ucierpiały też elity. Liczba ich członków zmniejszyła się, znaczna część zubożała. Jednocześnie ci członkowie elit, którzy przetrwali, umocnili swoją pozycję, często kosztem tych, którym się nie udało. I mogli ją zaznaczać organizując wielkie prace, prowadzące do powstania kopców. W ten sposób też konsolidowali swoją władzę, która była oparciem w niespokojnych czasach.
      Z informacji, jakie mamy ze znacznie lepiej przebadanego kryzysu – Czarnej Śmierci z XIV wieku – wiemy, że tego typu wydarzenia prowadzą do większego rozwarstwienia społecznego, jednak po ustąpieniu sytuacji kryzysowej ci, którzy przetrwali, mają do dyspozycji więcej zasobów, więc społeczeństwo staje się bardziej egalitarne. Niewykluczone, że – pomimo olbrzymich różnic między VI a XIV wiekiem – podobne zjawiska pojawiły się w omawianym okresie.
      Po kryzysie VI wieku społeczeństwo wieku VII było bardziej egalitarne, zasoby bardziej sprawiedliwie dzielone. Do epoki wikingów – dzięki korzystnym warunkom klimatycznym, postępach w rolnictwie i rozszerzaniu sieci handlowych – liczba ludności znowu wzrosła i wojownicy ze Skandynawii mogli ruszyć na Europę, przez wieki zaznaczając się jej historii.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...