Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Czwarta kometa polskiego astronoma dr. Kacpra Wierzchosia

Rekomendowane odpowiedzi

Polski astronom dr Kacper Wierzchoś odkrył swoją czwartą kometę. Jest to kometa okresowa, która okrąża Słońce co 12,8 roku. Dr Wierzchoś pracuje w obserwatorium Mount Lemmon Survey w finansowanym przez NASA projekcie Catalina Sky Survey. Zajmuje się wykrywaniem obiektów bliskich Ziemi (ang. Near Earth Objects, NEOs). Szukając ich, natrafia czasem na komety. Bardzo go to cieszy, bo komety są jego pasją.

Kometę znalazłem w nocy 25 stycznia i - zgodnie z procedurami - zgłosiłem obiekt do Minor Planet Center, instytucji Międzynarodowej Unii Astronomicznej. Po tygodniu istnienie komety zostało potwierdzone, uznane i ogłoszone pod nazwą P/2022 B1 - ujawnił PAP-owi astronom.

W rozmowie z Polską Agencją Prasową dr Wierzchoś potwierdził, że pod względem liczby odkrytych komet udało mu się dorównać idolowi - Antoniemu Wilkowi (1876-1940). Co ciekawe, odkrywca 4 komet okresowych - C/1925 V1 (Wilk-Peltier), C/1929 Y1 (Wilk), C/1930 F1 (Wilk) i P/1937 D1 (Wilk) - wszystkie zaobserwował z balkonu mieszkania. Posługiwał się przy tym bardzo prostymi przyrządami: lornetką z obiektywem o średnicy 50 mm i zeissowską lunetą z obiektywem o średnicy 80 mm.

Jak dotąd dr Wierzchoś odkrył 4 komety, kilkumetrowej średnicy asteroidę (tzw. Mały Księżyc), a także setki NEOs. W ubiegłym roku, w rozmowie z Grażyną Opińską z PAP-u astronom wyjaśnił, że obiekty niebędące NEOs odkrywamy przy okazji wypełniania naszej głównej misji w ramach programu obrony planetarnej, podczas wielogodzinnej pracy przy teleskopie, kiedy przeszukujemy niebo.

Jego pierwsza kometa to obiekt C/2020 H3 (Wierzchoś), odkryty w kwietniu 2020 r. We wrześniu 2021 r. natrafił na swoją drugą kometę – P/2021 R4 (Wierzchoś); to kometa okresowa, którą zobaczymy ponownie w 2034 r. Trzecia zaobserwowana przez niego kometa minęła Słońce w odległości 360 mln km; powróci do Układu Słonecznego po ok. ćwierćwieczu. Zarejestrowano ją pod nazwą P/2021 U1 (Wierzchoś).

Piętnastego lutego 2020 r. z Theodorem Pruynem Wierzchoś odkrył asteroidę 2020 CD3, będącą tymczasowym satelitą Ziemi. Tzw. Mały Księżyc 3 lata krążył niezauważony wokół naszej planety (asteroida uwolniła się już spod wpływu ziemskiej grawitacji).


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niewielka pokryta lawą planeta co 30,5 godziny traci tyle materiału, że wystarczyłoby go na wzniesienie Mount Everest. Astronomowie z Massachusetts Institute of Technology odkryli planetę, która szybko rozpada się na ich oczach. Położona jest w odległości około 140 lat świetlnych od Ziemi. Jest wielkości Merkurego, jednak znajduje się 20-krotnie bliżej swojej gwiazdy, niż Merkury, i obiega ją w ciągu 30,5 godziny. Przy tak niewielkiej odległości planeta prawdopodobnie pokryta jest gotującą się magmą, która ciągle odparowuje w przestrzeń kosmiczną.
      Naukowcy zauważyli niezwykłą planetę za pomocą Transiting Exoplanet Survey Satellite (TESS). To teleskop kosmiczny, którego celem jest poszukiwanie pobliskich planet na podstawie ich przejścia na tle gwiazdy macierzystej. W danych z TESS uwagę uczonych zwrócił nietypowy tranzyt, którego siła sygnału zmieniała się wraz z kolejnymi przejściami planety na tle gwiazdy. Szczegółowe badania potwierdziły, że sygnał pochodzi z bliskiej gwieździe planety, która ciągnie za sobą ogon materiału na podobieństwo komety. Długość tego ogona jest gigantyczna. Rozciąga się on na 9 milionów kilometrów, niemal połowę długości orbity planety, mówi Marc Hon z Kavli Institute of Astrophysics and Space Research.
      Planeta bardzo szybko traci materiał. Biorąc pod uwagę jej rozmiary i masę, astronomowie obliczają, że całkowicie rozpadnie się w ciągu 1–2 milionów lat. Mieliśmy szczęście, że ją w tym momencie zauważyliśmy. To jej ostatni oddech, dodaje Avi Shporer z TESS Science Office.
      Planeta BD+05 4868 Ab została odkryta przypadkiem. Uczeni nie poszukiwali takiego szczególnego obiektu. Prowadzili typowe badania i zwrócili uwagę na niezwykły sygnał. Typowe sygnały z tranzytów to krótkie, regularne spadki jasności gwiazdy, które wskazują, że jakiś obiekt co jakiś czas przechodzi przed gwiazdą, blokując część jej światła. W przypadku BD+05 4868 Ab naukowcy spostrzegli, że o ile do spadków jasności dochodzi co 30,5 godziny, to jasność gwiazdy wraca do normy przez dłuższy czas. To wskazywało na rozciągniętą strukturę podążającą za obiektem, przesłaniającym gwiazdę. A jeszcze bardziej intrygujący był fakt, że za każdym razem kształt wykresu spadku jasności był inny, więc naukowcy stwierdzili, że ta rozciągnięta strukturą za każdym razem musi mieć inny kształt.
      Taki tranzyt jest typowy dla komety z długim warkoczem. Jednak było mało prawdopodobne, by taki warkocz – który w przypadku komety składa się z gazu i lodu – przetrwał tak długo w tak niewielkiej odległości od gwiazdy. Co innego, gdyby były to ziarna minerałów odparowane z planety, wyjaśnia Marc Hon.
      Naukowcy obliczają, że temperatura na powierzchni planety wynosi około 1600 stopni Celsjusza. Znajdujące się tam minerały gotują się i odparowują, tworząc długi pyłowy ogon ciągnący się za planetą. Do takiego stanu rzeczy przyczynia się niewielka, mniejsza od Merkurego, masa planety. Jest ona na tyle mała, że planeta nie jest w stanie utrzymać atmosfery, która w jakimś stopniu by ją chroniła. To bardzo mały obiekt o bardzo słabej grawitacji. Łatwo więc traci masę, co dodatkowo osłabia jego grawitację, więc traci masę jeszcze łatwiej.
      BD+05 4868 Ab to zaledwie czwarta znana nam rozpadająca się planeta. Trzy poprzednie zostały odkryte ponad 10 lat temu przez Teleskop Kosmiczny Keplera. BD+05 4868 Ab ma z nich najdłuższy ogon i generuje najsilniejszy sygnał tranzytu. To zaś wskazuje, że proces rozpadu ma tam znacznie bardziej dramatyczny przebieg niż na trzech pozostałych planetach.
      Dzięki temu, że nowo odkryta planeta znajduje się bardzo blisko gwiazdy macierzystej, jest idealnym celem dla Teleskopu Webba, za pomocą którego można będzie zbadać skład jej warkocza, a zatem dowiedzieć się, jaki minerały znajdują się na planecie.
      Hon już tego lata rozpocznie obserwacje BD+05 4868 Ab za pomocą Webba. To unikatowa okazja, by bezpośrednio zbadać skład skalistej planety pozasłonecznej. To wiele nam powie o różnorodności takich planet i potencjalnych szansach na istnienia na nich życia, cieszy się uczony.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Długość, szerokość i głębokość dwóch kanionów znajdujących się po niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca są podobne do rozmiarów Wielkiego Kanionu Kolorado, informują naukowcy z Lunar and Planetary Institute (LPI). O ile jednak Wielki Kanion powstawał przez miliony lat, kaniony na Księżycu pojawiły się w czasie krótszym niż... 10 minut.
      Niemal cztery miliardy lat temu asteroida lub kometa przeleciała nad biegunem południowym Księżyca, otarła się o szczyty Malapert i Mouton i uderzyła w powierzchnię. Zderzenie wyrzuciło strumienie skał, które wyrzeźbiły kaniony o rozmiarach ziemskiego Wielkiego Kanionu, mówi główny autor badań, David Kring z Universities Space Research Association do którego należy LPI.
      Obiekt, który utworzył oba kaniony, w chwili uderzenia pędził z prędkością 55 000 kilometrów na godzinę. W wyniku upadku powstał 320-kilometrowy krater uderzeniowy Schrödinger. Przyciągnął on uwagę grupy naukowców, stając się okazją do zbadania wczesnych etapów rozwoju Układu Słonecznego.
      Dzięki danym dostarczonym przez Lunar Reconnaissance Orbiter naukowcy poznali rozmiary kanionów. Vallis Schrödinger ma ok. 270 km długości, ok. 20 km szerokości i 2,7 km głębokości, a Vallis Planck – 280 km długości, 27 szerokości i 3,5 km głębokości, a na długości 860 km rozciągają się kratery uderzeniowe powstałe w wyniku upadku materiału, który go wyrzeźbił.
      Badania pokazały, że kratery powstały w wyniku uderzeń szczątków z upadku asteroidy lub komety. Wyrzucone w wyniku pierwotnego uderzenia skały leciały z prędkością 3600 km/h wywołując kolejne uderzenia, która wyrzeźbiły kaniony. Energia potrzebna do ich powstania była 130-krotnie większa niż energia całej broni atomowej będącej w posiadaniu ludzkości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2018 roku na północno-zachodnich przedmieściach Frankfurtu nad Menem, archeolodzy prowadzili prace wykopaliskowe w dawnym rzymskim mieście Nida, które dało początek dzisiejszej metropolii. Odkryto tam rzymski cmentarz, a przy jednym z pochowanych znaleziono 3,5-centymetrowy srebrny pojemniczek. Wewnątrz spoczywał zwinięty srebrny arkusik. Już w 2019 roku badania wykazały, że na arkusiku coś zapisano. Dotychczas jednak „Frankfurcka srebrna inskrypcja” stanowiła tajemnicę. Dopiero teraz udało się ją odczytać i okazało się, że mamy do czynienia z sensacyjnym odkryciem. Eksperci mówią, że zmieni ono nasze postrzegania rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa i rzymskich wpływów na prawym brzegu Renu.
      Inskrypcja wskazuje, że właściciel amuletu był pobożnym chrześcijaninem. Tymczasem jego pochówek datowany jest na lata 230–270. Jest to zatem najstarszy jednoznaczny dowód na obecność chrześcijaństwa na północ od Alp. Wszystkie inne dowody są co najmniej 50 lat młodsze, pochodzą z IV wieku. Mamy co prawda pisemne wzmianki o obecności chrześcijan w Galii, i być może w Górnej Germanii, już w II wieku, jednak brak na to twardych dowodów.
      (W imię?) świętego Tytusa
      Święty, święty, święty!
      W imię Jezusa Chrystusa, Syna Bożego!
      Pan świata
      opiera się z (mocą?)
      wszystkim atakom?/niepowodzeniom?
      Bóg(?) daje
      wstęp do dobrego życia.
      Niech kroki prowadzące do zbawienia(?) chronią
      tego kto
      podda się woli
      Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego
      gdyż przed Jezusem Chrystusem
      zgina się każde kolano: to na niebie
      to na Ziemi
      i to
      pod ziemią i każdy język
      chwali (Jezusa Chrystusa).
      Tych 18 linii może mieć duży wpływ na to, jak w przyszłości historycy będą postrzegali nasze dzieje. To wyjątkowe znalezisko przed długi czas będzie przedmiotem badań naukowych i wpłynie na wiele dyscyplin. Wpłynie na archeologię, religioznawstwo, filologię i antropologię. Odkrycie takiego przedmiotu we Frankfurcie jest czymś niezwykłym, mówi doktor Ina Hartwig szefowa miejskiego wydziału kultury i nauki.
      W czasie wykopalisk z 2018 roku znaleziono bardzo interesujący rzymski cmentarz. Szczególną uwagę zwracał grób oznaczony numerem 134. Znaleziono tam szkielet mężczyzny oraz wyposażenie grobowe, kadzielnicę i dzban z wypalanej gliny. Jednak najbardziej interesujący przedmiot odkryto pod brodą zmarłego. Był to srebrny pojemnik, amulet prawdopodobnie noszony na szyi. Tego typu pojemniczki zawierały różne przedmioty – w późniejszych czasach były to również relikwie – mające chronić właściciela.
      W tej chwili naukowcy nie są w stanie powiedzieć, na ile otwarcie mógł wyznawać swoją wiarę mężczyzna, ani czy zawartość pojemniczka była tajemnicą dla innych. Tak czy inaczej, jest to jednoznaczny dowód, że chrześcijaństwo dotarło w okolice dzisiejszego Frankfurtu nie później niż w III wieku naszej ery.

      Pierwsze badania srebrnego arkusika przeprowadzono już w 2019 roku. Oczywiście nie próbowano go rozwijać. Po niemal 1800 latach spędzonych w ziemi był on zbyt kruchy. Wówczas zauważono napis. Minęło 5 lat i technologia rozwinęła się na tyle, że można było podjąć próbę jego odczytania. W maju bieżącego roku „Frankfurcka srebrna inskrypcja” została poddana badaniom za pomocą tomografu komputerowego. Eksperci z Centrum Archeologii im. Leibniza w Moguncji stworzyli na tej podstawie jej trójwymiarowy model. Wirtualnie rozwinęli arkusik i przeprowadzili zaawansowane analizy, które ujawniły napis.

      Odczytanie inskrypcji powierzono profesorowi Markusowi Scholzowi z Uniwersytetu Goethego. Czasem musiały minąć tygodnie, a nawet miesiące, zanim wpadłem na pomysł, jak odczytać dane słowo. O pomoc poprosiłem – między innymi – specjalistów od historii teologii i powoli, kawałek po kawałku, odczytaliśmy tekst, mówi uczony. Profesor Scholz zauważa, że niezwykłą cechą inskrypcji jest fakt, że została w całości spisana po łacinie. W tym czasie tego typu teksty pisano zwykle w grece lub po hebrajsku. Sam tekst jest też złożony. Autorem musiał być wykształcony skryba.

      Równie niezwykłe jest odwołanie się wyłącznie do wiary chrześcijańskiej. Aż do V wieku na amuletach wykonanych z cennych metali znajdujemy inskrypcje, w których różne religie są przemieszane. Często widać elementy pogańskie czy judaistyczne. Tutaj ich brak. Nie jest wspomniany ani Jahwe, ani żaden z archaniołów, ani żaden z izraelskich proroków, brak też jakichkolwiek pogańskich odniesień. Amulet jest czysto chrześcijański.

      Eksperci dopiero zaczynają oceniać znaczenie zjawiska. Specjaliści od wczesnego chrześcijaństwa i teologii zauważyli, że niektóre użyte tutaj sformułowania są zaświadczone dopiero całe dekady później. Niezwykłe jest wspomnienie o świętym Tytusie, uczniu apostoła Pawła. Biblijna inwokacja „święty, święty, święty” (trisagion) zaczęła rozprzestrzeniać się w chrześcijańskiej liturgii dopiero od IV wieku, a najwcześniejsze jej poświadczenia na amuletach pochodzą z V wieku. Dla badaczy historii teologii jest to więc sensacyjne odkrycie. Rodzi ono bowiem pytanie o kierunek rozprzestrzeniania się tej formuły pomiędzy liturgią a amuletami i jej używanie w znaczeniu „magicznym”. Natomiast fragment rozpoczynający się od „zgina się każde kolano" to niemalże cytat z listu św. Pawła do Filipian (Flp 2:10-11) i jest przykładem użycia tekstu biblijnego w celach magicznych.
      Dysponujemy nielicznymi chrześcijańskimi świadectwami z pierwszych wieków rozwoju religii. Większość z nich to pisma teologiczne i doniesienia o męczennikach. Brakuje nam informacji o codziennym życiu chrześcijan. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie można wykluczyć, że „Frankfurcka srebrna inskrypcja” to jedno z najważniejszych istniejących poświadczeń wczesnego chrześcijaństwa.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Woda z komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko ma podobny stosunek deuteru i wodoru, co woda w ziemskich oceanach, poinformował międzynarodowy zespół naukowy, pracujący pod kierunkiem Kathleen E. Mandt z NASA. To zaś ponownie otwiera dyskusję na temat roli komet rodziny Jowisza w dostarczeniu wody na Ziemię. Uzyskane właśnie wyniki stoją w sprzeczności z wcześniejszymi badaniami, jednak naukowcy stwierdzili, że wcześniejsza interpretacja wyników badań wykonanych przez satelity została zafałszowana przez pył z komety.
      W gazie i pyle, z którego uformowała się Ziemia, mogło znajdować się nieco wody, jednak większość z niej została odparowana przez Słońce. Teraz, po 4,6 miliarda lat, Ziemia jest pełna wody, a naukowcy wciąż się nad jej pochodzeniem. Mamy silne dowody wskazujące na to, że została ona przyniesiona przez asteroidy. Jednak wciąż sporna pozostaje rola komet. W ciągu kilku ostatnich dekad badania komet jowiszowych – które zawierają materiał z wczesnych etapów istnienia Układu Słonecznego i powstały poza orbitą Saturna – wykazywały silny związek pomiędzy zawartą w nich wodą, a wodą na Ziemi.
      Związek ten wynikał z podobnego stosunek deuteru do wodoru. To właśnie na jego podstawie można stwierdzić, czy woda występująca na dwóch ciałach niebieskich jest podobna, czy też nie. Woda zawierająca więcej deuteru powstaje w środowisku zimnym, dalej od Słońca. Zatem ta na kometach jest mniej podobna do ziemskiej wody niż ta na asteroidach. Jednak prowadzone przez dekady badania pary wodnej z komet jowiszowych pokazywały podobieństwa do wody na Ziemi. Dlatego też naukowcy zaczęli postrzegać te komety jako ważne źródło wody na Ziemi.
      Jednak w 2014 roku przekonanie takie legło w gruzach. Wtedy to misja Rosetta, wysłana do 67P/Czuriumow-Gierasimienko przez Europejską Agencję Kosmiczną, dostarczyła unikatowych danych na temat komety. A analizujący je naukowcy zauważyli, że stosunek deuteru do wodoru jest na niej największy ze wszystkich zbadanych komet i trzykrotnie większy niż w wodzie ziemskiej. To było olbrzymie zaskoczenie, które skłoniło nas do przemyślenia wszystkiego, mówi Mandt.
      Pracujący pod jej kierunkiem zespół specjalistów z USA, Francji i Szwajcarii, w tym uczonych, którzy brali udział w misji Rosetta, jako pierwszy przeanalizował wszystkie 16 000 pomiarów wykonanych podczas europejskiej misji. Naukowcy chcieli zrozumieć, jakie procesy fizyczne powodują zmienność stosunku deuteru do wodoru w wodzie z komet. Badania laboratoryjne, obserwacje komet i analizy statystyczne wykazały, że pył z komet może wpływać na odczyty. Byłam ciekawa, czy znajdziemy dowody na to, że podobne zjawisko miało miejsce podczas badań 67P. I okazało się, że to jeden z tych rzadkich przypadków, gdy wysuwa się jakąś hipotezę i ona całkowicie się sprawdza, mówi Mandt.
      Naukowcy znaleźli wyraźny związek pomiędzy pomiarami ilości deuteru w warkoczu 67P a ilością pyłu wokół pojazdu Rosetta. To wskazywało, że część odczytów może nie być reprezentatywna dla składu komety.
      Gdy kometa zbliża się do Słońca, jej powierzchnia ogrzewa się i z powierzchni wydobywa się gaz oraz pył. Ziarna pyłu zawierają zamarzniętą wodę. Nowe badania sugerują, że woda zawierająca więcej deuteru łatwiej przylega do pyłu, niż woda jaką spotykamy na Ziemi. Gdy lód z takich ziaren pyłu jest uwalniany do warkocza komety, może powodować, że wygląda to tak, jakby woda z komety zawierała więcej deuteru niż w rzeczywistości.
      Rosetta krążyła w odległości 10–30 kilometrów od głowy komety. Mandt i jej zespół zauważyli, że do przeprowadzenia prawidłowych pomiarów składu wody z komety konieczne jest, by uwolnione do warkocza ziarna pyłu zdążyły wyschnąć. Pozbywają się one wody dopiero w odległości co najmniej 120 kilometrów od głowy komety.
      Odkrycie ma duże znaczenie nie tylko dla zrozumienia roli komet jako źródła wody na Ziemi,a le też do lepszego zrozumienia przyszłych i przeszłych badań. To świetna okazja by jeszcze raz przyjrzeć się obserwacjom z przeszłości i lepiej przygotować się do przyszłych badań, mówi Mandt.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Profesor Daniel Schwemer z Uniwersytetu w Würzburgu poinformował o odkryciu nieznanego dotychczas języka indoeuropejskiego. Odkrycia dokonała misja Niemieckiego Instytutu Archeologicznego (DAI) prowadząca prace na stanowisku Boğazköy-Hattusha w środkowej Turcji. W przeszłości znajdowała się tutaj Hattusa, stolica imperium hetyckiego (1650–1200 p.n.e.), jednej z największych potęg Azji Zachodniej w epoce brązu.
      Prace w Boğazköy-Hattusha trwają od ponad 100 lat. Dotychczas znaleziono tam niemal 30 000 glinianych tabliczek z pismem klinowym. W bieżącym roku, wśród nowo odkrytych tabliczek, na których widnieją głównie hetyckie teksty rytualne, zauważono nieznanych dotychczas język. Zdaniem profesora Schwemera jest to prawdopodobnie język, którym mówiono z kraju Kalašma. Znajdował się on na północno-zachodnich rubieżach imperium Hetytów, najprawdopodobniej w pobliżu dzisiejszych miast Bolu lub Gerede.
      Odkrycie nowego języka na tabliczkach z Hattusy nie jest czymś całkowicie niespodziewanym. Hetyci byli politeistami, mówili o sobie, że są są wyznawcami tysiąca bóstw i uważali, że do każdego z nich należy mówić w języku kraju, z którego pochodzi. Dzięki temu na ich tabliczkach zachowało się wiele języków, którymi posługiwano się w Anatolii epoki brązu. Tabliczki zawierają więc zarówno napisy w anatolijskich językach indoeuropejskich luwijskim czy palajskim, jak i napisy w przedindoeuropejskim języku hatyckim.
      Wstępne analizy nowo odkrytego języka kalaszmaickiego sugerują, że należy on do wymarłej grupy języków anatolijskich. Co ciekawe – mimo, że pochodzi on z północnej części państwa Hetytów, gdzie rozpowszechniony był palajski – ma on więcej wspólnego z językami luwijskimi, którymi posługiwano się na południu Anatolii. Więcej na temat kalaszmaickiego można będzie powiedzieć w przyszłości, gdy dokonana zostanie bardziej gruntowna analiza. Na razie język ten nie został dobrze przebadany pod kątem słownictwa i gramatyki.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...