Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

W tym roku nie trafili

Rekomendowane odpowiedzi

Specjaliści z amerykańskich Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC, od ang. Centers for Disease Control and Prevention) przyznają, że tegoroczny sezon był najgorszym od czterech lat pod względem ilości zachorowań na grypę oraz ich skutków. Przyczyny tego stanu rzeczy upatruje się w dużym stopniu w mylnym doborze wirusów, które stały się podstawą przygotowanej na ten rok szczepionki na tę chorobę.

Skład szczepionki jest co roku zmieniany. Na podstawie analizy danych z poprzedniego sezonu i prognoz na nadchodzący naukowcy starają się przewidzieć, jaki wirus będzie najbardziej aktywny w najbliższym czasie i w ten sposób komponują preparat, który ma za zadanie nie dopuścić do rozwoju infekcji. W tym roku jednak przewidywania te okazały się w dużym stopniu błędne.

Szczepy wirusa grypy są ściśle sklasyfikowane. Po pierwsze, dzielą się one na trzy typy: A (najgroźniejszy), B oraz C (bardzo łagodny). Podawany kod literowo-cyfrowy (np. H5N1 dla słynnego wirusa ptasiej grypy) oznacza numer kolejny wariantu dwóch głównych białek wirusa: hemaglutyniny oraz neuraminidazy, które są w dużym stopniu odpowiedzialne za zdolność wirusa do infekcji i jednocześnie - za odpowiedź organizmu docelowego na dany szczep wirusa. Dodatkowo często podawane są nazwy miejsc, w których po raz pierwszy zaobserwowano dany szczep (stąd właśnie wzięła się np. nazwa słynnej grypy "hiszpanki").

W mijającym "sezonie grypowym" dominował wirus A szczepu H3N2. Stosowana w USA szczepionka osiągała skuteczność 58%, co oznacza, że osoby zaszczepione chorowały na grypę spowodowaną przez ten szczep o ponad połowę rzadziej w porównaniu do porównywalnej (pod względem wieku, płci, stylu życia itp.) grupy osób nieszczepionych. Niestety w odniesieniu do wirusa typu B skuteczność zabezpieczenia była równa zeru. Daje to całkowitą skuteczność wynoszącą 44%. Jest to jeden z czterech przypadków w ciągu ostatnich dwudziestu lat, kiedy ten - zwykle skuteczny - środek prewencyjny nie wypełnił swojego zadania.

Badaczom z CDC nie umknął sprzed oczu fakt, że aż dwa spośród trzech najbardziej chorobotwórczych w tym roku szczepów wirusa nie znalazły się w składzie przygotowanej na ten rok szczepionki. Wnioski takie opracowano na podstawie obserwacji chorych przyjmowanych do szpitala w Marshfield w stanie Wisconsin.

Na szczęście pojawiły się ostatnio także bardziej optymistyczne informacje. Niedawno opublikowano bowiem pracę, która prawdopodobnie pomoże naukowcom przewidywać, jaki szczep wirusa grypy będzie dominował w kolejnym sezonie. Należy bowiem pamiętać, że przygotowanie odpowiedniej ilości tego preparatu zajmuje ponad pół roku. Zgodnie z artykułem, opublikowanym w czasopiśmie Science, każdego roku rozprzestrzenianie się wirusa rozpoczyna się na terenie Azji osiem do dziewięciu miesięcy przed jego pojawieniem się w Europie i Ameryce Północnej. Oznacza to wystarczającą (przynamniej teoretycznie) ilość czasu, by producenci szczepionki zdążyli z jej produkcją na czas.

Zgodnie z publikowanymi przez CDC danymi, każdego roku 5-20% Amerykanów przechodzi grypę. Z tej grupy ponad 200 000 osób trafia z powodu choroby do szpitala, a niemal co piąty hospitalizowany pacjent umiera. Najbardziej narażeni na poważne komplikacje są, z uwagi na obniżony poziom odporności, ludzie starsi oraz dzieci, a także osoby z zaburzeniami układu odpornościowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
przyznają, że tegoroczny sezon był najgorszym od czterech lat pod względem ilości zachorowań na grypę oraz ich skutków. Przyczyny tego stanu rzeczy upatruje się w dużym stopniu w mylnym doborze wirusów, które stały się podstawą przygotowanej na ten rok szczepionki na tę chorobę.

 

Nawet zdziwiony nie jestem. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak dla mnie to klienci firm które sprzedają szczepionki powinni żądać odszkodowania w sądzie. Dostali wadliwy produkt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O ile dobrze pamiętam, w ulotce wyraźnie napisane jest, przed jakimi szczepami wirusa chroni szczepionka (i deklarowana jest odporność przeciwko określonym szczepom wirusa, a nie przeciwko "grypie 2008"). Wobec tego dlaczego mieliby otrzymać odszkodowanie?

 

Jeżeli kupujesz puszkę piwa i nie możesz nią wbić gwoździa w ścianę, to też domagasz się odszkodowania? Szczepionka spełnia swoje zadanie i chroni przed tymi wirusami, które są opisane w ulotce (gdyby nie chroniła przed wirusami deklarowanymi w ulotce, wtedy bezspornie odszkodowanie by się należało). Przed innymi nie chroni. Sytuacja, o której mówisz, brzmi tak samo, jakby ktoś domagał się od producenta szczepionki na odrę odszkodowania, bo nie przewidział, że wcześniej ten człowiek zachoruje na tężec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

każdego roku rozprzestrzenianie się wirusa rozpoczyna się na terenie Azji osiem do dziewięciu miesięcy przed jego pojawieniem się w Europie i Ameryce Północnej. Oznacza to wystarczającą (przynamniej teoretycznie) ilość czasu, by producenci szczepionki zdążyli z jej produkcją na czas.

No to lepsza szczepionka będzie, owszem, ale tylko dla Zachodu.

Trzeba się zapewne liczyć także z tym, że w miarę rozwoju rynku długodystansowych lotów pasażerskich ten okres będzie coraz krótszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Trzeba się zapewne liczyć także z tym, że w miarę rozwoju rynku długodystansowych lotów pasażerskich ten okres będzie coraz krótszy.

Niekoniecznie. Wirus grypy jest bardzo nietrwały w temperaturach powyżej zera, a do infekcji w Azji dochodzi tylko dlatego, że ludzie mają tam bezpośredni kontakt z drobiem, który jest stałym rezerwuarem wirusa. Warunki do propagacji wirusa grypy między ludźmi w Europie i Stanach są dopiero zimą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nawet zdziwiony nie jestem.

Ja też.

          O ile dobrze pamiętam, w ulotce wyraźnie napisane jest, przed jakimi szczepami wirusa chroni szczepionka (i deklarowana jest odporność przeciwko określonym szczepom wirusa, a nie przeciwko "grypie 2008").

A kto to czyta?. Dla ludzi szczepionka to szczepionka.

A dla firm farmaceut. niewiedza tłumu to interes...wieeeelki...

A może by zamiast szczepionek budować kolagen? Jak będzie mocny- zabezpieczy organizm jeszcze dodatkowo przed innymi intruzami. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A kto to czyta?. Dla ludzi szczepionka to szczepionka.

Dlaczego firma ma brać odpowiedzialność za ludzką nierozwagę? Firma nie może przewidywać przyszłości i dlatego nie może wziąć odpowiedzialności za to, że jej produkt tym razem nie trafił. Jakby nie było, jest to dopiero czwarty raz w ciągu 20 lat, kiedy nie trafili. Nie jest źle.

 

A może by zamiast szczepionek budować kolagen? Jak będzie mocny- zabezpieczy organizm jeszcze dodatkowo przed innymi intruzami. 

Ciekawe, jak? Mam nadzieję, że nie należysz do tego naiwnego grona, które wierzy, że kolagen dodany do kremu przeciwzmarszczkowego staje się elementem macierzy pozakomórkowej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Mam nadzieję, że nie należysz do tego naiwnego grona, które wierzy, że kolagen dodany do kremu przeciwzmarszczkowego staje się elementem macierzy pozakomórkowej?

Bynajmniej..

Ciekawe, jak?

Wit.C, lizyna, prolina (oczywiście w otoczeniu innych składników odżywczych)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba, że mówimy o takim budowaniu, to się zgadzam. Tylko problem jest w tym, że akurat w przypadku grypy struktura kolagenu nie ma wielkiej szansy pomóc - antygeny, z którymi wiąże się ten wirus, są skierowane m.in. bezpośrednio do światła dróg oddechowych. Tak więc wirus i tak, i tak ma do nich swobodny dostęp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tak więc wirus i tak, i tak ma do nich swobodny dostęp.
Ale silna tkanka łączna poradzi sobie dużo szybciej.Do tego dodać EGCG, argininę, selen,N-acetylocysteinę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko tu powracamy do tego samego problemu, o którym pisałem wcześniej: dr Rath i podobni jemu ludzie, nawet jeśli mają rację (co jak najbardziej dopuszczam jako możliwość!), strzelają sami sobie w kolano. Lekarz nie może przepisywać leków, które nie są starannie przebadane - musiałby wtedy wziąć na siebie pełne ryzyko podjęcia takiej decyzji. A tymczasem specjaliści alternatywnych metod leczenia nie kwapią się, by takie solidne badania przeprowadzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
strzelają sami sobie w kolano.

                              ?

Lekarz nie może przepisywać leków, które nie są starannie przebadane - musiałby wtedy wziąć na siebie pełne ryzyko podjęcia takiej decyzji.
A tymczasem specjaliści alternatywnych metod leczenia nie kwapią się, by takie solidne badania przeprowadzić

A jestem przekonana, że one są przebadane staranniej, niż wydaje się wszystkim wątpiącym.Mam doskonały przykład chociażby na sobie i wielu znajomych.

Proponuję w dalszym ciągu- poczytaj ,,Prawda o firmach farmaceutycznych,jak nas oszukują i co z tym zrobić?"- tam autorka pisze, jak firmy farmaceutyczne przeprowadzają badania....Jeśli będziesz mieć sporo szczęścia, to w nocy otworzysz link. W dzień nie ma dostępu! Przynajmniej ja nie mam, bo mi zablokowali i kilku osobom, które znam. Dlaczego zablokowali, łatwo się domyslić.

Lekarz nie może ich przepisywać, bo musi się trzymać  tych zatwierdzonych przez MZ i tu jest dopiero zwolniony z odpowiedzialności. Ktoś za niego zdecydował- on tylko wypisuje recepty..., nie przejmuje się i nie martwi, czy lek pomógł pacjentowi, czy nie, najwyżej przepisze następny itd...Jeśli nawet pacjent umrze, lekarz ,,zasłoni się" farmakopeą; zrobił bowiem ,,wszystko, co w jego mocy". Taką ,,moc" ma ,,leczenie" objawów.

Jeżeli jednak lekarz, który chce naprawdę pacjentowi pomóc , czyli zacząć od przyczyny, a nie od objawów- natychmiast Izba Lekarska depcze mu po piętach! Natychmiast w środkach masowego przekazu ,,przestrzegają" nas przed rzekomo szkodliwym działaniem witamin!.Czy myślisz, że tym, którzy nas tak bardzo ,,ostrzegają" zależy na naszym zdrowiu? Bynajmniej!. Zależy im na pieniądzach. Jeśli witaminy, minerały, aminokwasy nie byłyby zagrożeniem dla firm farmaceutycznych i gdyby  rzeczywiście szkodziły ludziom- zostawiliby je w spokoju świętym!

Uzupełnianie składników witaminowomineralnych nie wiąże się z żadnym ryzykiem. Ogromnym ryzykiem jest natomiast ciągłe przyjmowanie chemicznych substancji, które powodują straszne niejednokrotnie działania uboczne i nie leczą chorób.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
strzelają sami sobie w kolano.

?

Domagają się ich pwoszechniejszego stosowania, a jednocześnie rękami i nogami bronią się przed przeprowadzeniem wiarygodnych badań. Gdyby wszystko było okej, chyba nie byłoby powodów do ukrywania sposobu wykonania testów - wszak prawdziwa cnota krytyki się nie boi. A więc dlaczego oni się boją?

 

A jestem przekonana, że one są przebadane staranniej, niż wydaje się wszystkim wątpiącym.

"Jestem przekonana" to słabo dobrany argument. Ja mogę napisać, że "jsetem przekonany", że tak nie jest. jak wykażesz, że się mylę?

 

W dzień nie ma dostępu! Przynajmniej ja nie mam, bo mi zablokowali i kilku osobom, które znam. Dlaczego zablokowali, łatwo się domyslić.

Ależ oczywiście, kocham te teorie spiskowe. Zapewne przedstawiciel firmy farmaceutycznej przyszedł do operatora serwera i nakazał mu zdjęcie serwisu, bo jeśli nie, to ześle na niego klątwę, hemoroidy i raka prostaty?

 

Lekarz nie może ich przepisywać, bo musi się trzymać  tych zatwierdzonych przez MZ i tu jest dopiero zwolniony z odpowiedzialności.

Dokładnie tak, bo lista zalegalizowanych leków tworzona jest w oparciu o solidnie zdobytą wiedzę i jest nieustannie aktualizowana.

 

Jeżeli jednak lekarz, który chce naprawdę pacjentowi pomóc , czyli zacząć od przyczyny, a nie od objawów- natychmiast Izba Lekarska depcze mu po piętach!

Udowodnij. Gdyby tak było, nie byłoby w ogóle specjalizacji z chirurgii.

 

Natychmiast w środkach masowego przekazu ,,przestrzegają" nas przed rzekomo szkodliwym działaniem witamin!

Czy przykład z uszkodzeniami prostaty powodowanymi przez multiwitaminy i uszkodzenie wzroku przez nadużywnie retinolu to za mało? Czy też będziesz się starała zaprzeczyć faktom, które bez trudu można wykazać?

 

Znów wracam do retinolu. I do upadłego będę powtarzał, że te słowa to najzwyklejsze w świecie kłamstwo (tym razem to ja używam tego słowa i to bez wahania, bo świadomie wmawiasz ludziom nieprawdę).

 

Ogromnym ryzykiem jest natomiast ciągłe przyjmowanie chemicznych substancji

Witaminy to też substancje chemiczne. Ba, nawet najczystsza woda jest "chemiczną substancją".

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mikroos-odpisałam Ci, ale przy przesyłaniu, niestety, wszystko zginęło(zbyt dużo znaków), dlatego wysyłam tylko poniższy artykuł.

Czy po przeczytaniu  też będziesz upierał się przy prawidłowo przeprowadzonych badaniach?

Napastowanie młodych kobiet przez medycynę

Medycyna w coraz szerszym zakresie stara się kontrolować menstruację, zalecając już nastolatkom szkodliwe dla zdrowia pigułki antykoncepcyjne jako remedium na trądzik, nieregularne miesiączki oraz związaną z nimi depresję.

 

Berliński Mur hormonalnej terapii zastępczej (Hormone Replacement Therapy; w skrócie HRT) runął z hukiem w lipcu 2002 roku, kiedy to najbardziej prestiżowe badania HRT, jakie kiedykolwiek przeprowadzono, dowiodły, że steroidalne hormony, estrogen i syntetyczne związki o działaniu progesteronu powodują raka piersi, udary i zakrzepy krwi. Od tego momentu HRT zaczęła staczać się w dół po równi pochyłej, tak jak i czerpane z niej dochody.

Lekcja, która wynika z tych badań, to to, że 40-letnie kobiety z menopauzą były traktowane, bez informowania ich o tym, jak świnki morskie, na których testowano niebezpieczne leki. Ponadto były źródłem ogromnych dochodów przemysłu farmaceutycznego. Świat doznał szoku po ogłoszeniu wyników tych badań, zaś miliony rozeźlonych kobiet przerwały swoje terapie.

Zarówno kobiety, jak i wielu lekarzy, zostali w przebiegły sposób przekonani, że menopauza jest endokrynopatią - chorobą powodowaną przez niedobór estrogenu. Co więcej, kobietom wmawiano, że należy je uratować przed błędem natury

- totalną zapaścią i dezintegracją ich hormonalnego zdrowia, jak również ich zdolności - przy pomocy toksycznych, nie sprawdzonych steroidalnych hormonów.

Szaleństwo faszerowania lekami kobiet z menopauzą zostało w końcu ujawnione. Niestety, stosowanie nie sprawdzonych i niebezpiecznych steroidalnych hormonów oraz innych leków jest wciąż kontynuowane, jednak tym razem medyczne bractwo i spółki farmaceutyczne skupiły swoją uwagę na młodych kobietach.

 

 

FASZEROWANIE LEKAMI NASZYCH CÓREK

 

 

Bycie nastolatką zawsze stanowiło wyzwanie. Obecnie wydaje się to być jeszcze trudniejsze, zarówno dla nastolatek, jak i ich rodziców. Naciski rówieśników i społeczeństwa, problemy ekonomiczne i zdrowotne, szkoła i napięcia w rodzinie

- wszystko to wychyla wskazówkę barometru w kierunku niebezpiecznego, czerwonego zakresu. Opuszczanie posiłków, spożywanie niezdrowego pożywienia oraz stosowanie diet-głodówek to obecny styl życia nastolatek. Obecnie bardziej niż kiedykolwiek dotąd młode kobiety starają się. złapać dwie sroki za ogon.

Zachowania i decyzje młodych kobiet wpływają bezpośrednio na ich pomyślność, zarówno w bezpośredniej, jak i dłuższej perspektywie, i w rezultacie ich układ hormonalny jest w stanie oblężenia. Syndrom objawów przedmiesiączkowych (Premenstmal Syndrome; w skórcie PMS), bolesne miesiączki, nieregularne miesiączki lub ich brak, cysty jajników, jajniki wielotorbielkowe, przewlekłe torbielkowate zapalenia sutka (grudkowate, bolące piesi), gruczolistość, hormonalne migreny, trądzik, alergie, zmęczenie i huśtawka nastrojów - wszystkie te dolegliwości występują u młodych kobiet z częstotliwością epidemiczną. Wiele dziewcząt próbuje ignorować swoje problemy ze zdrowiem w nadziei, że same znikną. Inne zamawiają wizytę u lekarza. Można się założyć, że wyjdą z jego gabinetu z receptą na jakieś lekarstwo lub jakąś odmianę pigułki (ilekroć w tym artykule będzie użyte słowo "pigułka", będzie chodziło o doustną pigułkę antykoncepcyjną - przyp. tłum.).

Współczesna nauka zamiast postrzegać nierównowagę hormonalną jako aberracje wynikające z uzależnień wynikających ze stylu współczesnego życia przekonała kobiety, że przyczyna tych dolegliwości kryje się w samym miesiączkowaniu oraz że naturalne cykle reprodukcyjne są czymś niebezpiecznym i chorobotwórczym i muszą być leczone. Wmawia się również kobietom, że ich układ rozrodczy stał się ich wrogiem i jest główną przyczyną ich wszystkich fizycznych problemów i emocjonalnych zawirowań.

Pogląd ten wypływa z długiej historii. Czcigodni greccy ojcowie medycyny mieli podobne poglądy. Hipokrates stawiał pytanie: "Czym jest kobieta?" - na które z miejsca odpowiadał: "Chorobą!" Przekonywał również, że fermentacja zachodząca we krwi wytrąca menstruację, ponieważ kobieta cierpi na brak "męskiej zdolności do rozpraszania nieczystości we krwi w sposób łagodny i słodki poprzez pocenie". Według niego krew miesiączkowa miała "odpychający zapach". Galen, kolejny sławny Grek i filozof, uważał, że krew miesiączkowa była osadem krwi w pożywieniu, którego kobiety, posiadające gorszej jakości organizm, nie były w stanie strawić(1).

Pogląd, że miesiączkowanie jest stosunkowo nieprzyjemnym, a być może nawet toksycznym, procesem panuje od dosyć dawna. Podobnie jest z przekonaniem, że źródłem wszystkich cierpień kobiety są jej jajniki, macica i krwawienie miesiączkowe. Medycyna wciąż jest mizoginistyczna(2).

Byłoby przyjemnie pomyśleć, że życie w XXI wieku gwarantuje bardziej oświecone spojrzenie na kobiecą fizjologię, lecz wygląda na to, że będziemy musieli poczekać jeszcze jedno stulecie albo i dwa na nadejście doniosłego momentu, kiedy medycyna dojdzie do pełnego zrozumienia i doceni żeńską fizjologię, ponieważ w chwili obecnej posuwa się w tej kwestii w tempie galopującego ślimaka.

W jednej z gazet pewien bardzo szanowany australijski doktor prowadził dział medyczny zatytułowany "Choroba Okresu". Jedna z czytelniczek zadała mu następujące pytanie:

"Mój lekarz powiedział mi ostatnio, że miesiączki są obecnie traktowane przez niektórych jako "choroba" i że można im zapobiec. Czy to prawda?" W odpowiedzi ów doktor napisał:

"Czemu kobiety miałyby być obciążone każdego miesiąca utratą krwi, która często nie bywa uzupełniana w tej samej ilości, co prowadzi do anemii i chronicznego zmęczenia? Przyjmowanie codziennie aktywnych środków zawartych w doustnych pigułkach antykoncepcyjnych bez żadnych przerw rozwiązuje problem". Krótka i zdecydowana odpowiedź na pytanie dotyczące tego, czy miesiączkowanie jest chorobą, brzmiała zatem: "Tak".(3)

Odczucie, że okresy są chorobą lub przynajmniej niepożądanym, nie chcianym i niebezpiecznym procesem fizjologicznym zdaje się odzwierciedlać narastający trend wśród lekarzy, którzy promują nowe naukowe dokonania mogące rzekomo uwolnić kobietę od jej wieloletniej ułomności w postaci miesiączkowania.

Na czoło poglądów piętnujących menstruację wysuwa się stanowisko przedstawione przez dr Elsimara Coutinho, profesora ginekologii, położnictwa i reprodukcji człowieka na Uniwersytecie Federalnym Bahii w Brazylii, w jego książce Is Menstmation Obsolete? (Czy menstruacja jest przeżytkiem?).

Dr Coutinho przekonuje, że regularne miesięczne krwawienia nie są "naturalnym" stanem u kobiety i że tak naprawdę zwiększają znacznie ryzyko zapadnięcia na szereg chorób o różnej ostrości. Autor utrzymuje, że chociaż menstruacja może być istotna ze względów kulturowych, nie jest istotna z medycznego punktu widzenia. Twierdzi, że prehistoryczne kobiety miały mniej niż 160 miesiączek w ciągu całego życia (ciekawe, w jaki sposób to zbadał!). Z drugiej strony współczesne kobiety, które zaczynają miesiączkować wcześniej i mniej czasu poświęcają na ciąże, mają ponad 400 cykli miesiączkowych. Jako przodownik wolności kobiet wierzy, że kobieta XXI wieku powinna mieć możliwość określenia czasu i częstotliwości menstruacji, tak jak obecnie ma możliwość wyboru czasu i częstotliwości rodzenia dzieci. Z medycznego punktu widzenia postrzega proces menstruacji jako coś nieudanego, nie mającego korzystnego wpływu i stanowiącego poważne zagrożenie dla zdrowia kobiety.

Jądrem pracy dr Coutinho jest sugestia, że najbardziej medycznie zaawansowaną terapią byłaby ta, która umożliwiałaby całkowitą likwidację miesiączkowania u wszystkich kobiet w wieku reprodukcyjnym. Właściwym medycznym terminem byłaby tu chemiczna kastracja.

Złożony i mądrze skomplikowany układ rozrodczy kobiety, który podlegał w ciągu setek tysięcy lat ewolucyjnemu dostrojeniu, został obecnie uznany za przestarzały. Nauka medyczna niczym magik wyciągnęła z rękawa środki powodujące kompletny zanik menstruacji i zaleca ich stosowanie! Rozwiązanie jest bardzo proste: należy podawać wszystkim kobietom ciągłe niskie dawki pigułek antykoncepcyjnych. Cóż za postęp!

Teoria dr Coutinho wprowadziła wielu lekarzy i badaczy w nastrój liryczny - zgadzają się, że nie ma powodu, dla którego kobiety nie miałyby optować za mniejszą liczbą miesiączek poprzez regularne zażywanie pigułek antykoncepcyjnych. Bez względu na to, czy celem jest złagodzenie problemów, takich jak migreny, czy też eliminacja niewygód i nieporządku, nie mówiąc już o kosztach menstruacji, pigułkę można obecnie przyjmować w sposób ciągły przez 84 dni z siedmiodniową przerwą. W takim układzie kobieta będzie miała krwawienie tylko cztery razy w roku.

Dr Freedolph Andersen, czołowy badacz w zakresie testów nowej pigułki antykoncepcyjnej o nazwie Seasonale, która ma pojawić się na rynku w roku 2004, oznajmił: "Mamy ponad trzydziestoletnie doświadczenia z przedłużonym okresem wyhamowywania miesiączki przy zastosowaniu Depo-Provery [dożylny środek antykoncepcyjny] i wiemy, że nie ma on żadnych skutków ubocznych, że stosujące go kobiety nie mają żadnych problemów ginekologicznych z racji braku miesiączki",5

Dr John Eden, profesor nadzwyczajny endokrynologii reprodukcyjnej na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Sydney w Australii, stale powtarza: "Kobiety są często zdrowsze, kiedy są na pigułce.,."6

Teraz, kiedy medycyna rzuciła wyzwanie menstruacji, a luksusowe kampanie reklamowe firm farmaceutycznych osiągnęły sukces wychwalając nieskończoną doskonałość pigułki, co zyskały na tym młode kobiety kuszone tymi obietnicami? Czy kobiety na pigułce są rzeczywiście zdrowsze? Czy przedłużony okres hamowania miesiączki przy pomocy Depo-Provery w czasie wspomnianych trzydziestu lat prób rzeczywiście wykazał jego pełną nieszkodliwość? Czy rzeczywiście jest to wielkie zwycięstwo, czy też katastrofa dla współczesnej kobiety, i to w niespotykanej skali?

 

 

SZOKUJĄCE FAKTY NA TEMAT PIGUŁKI

 

 

Od roku 1960, kiedy to amerykański Urząd ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration; w skrócie FDA) zaaprobował pigułkę jako środek antykoncepcyjny, stała się ona najpopularniejszą metodą zapobiegania ciąży, lecz w ostatnich latach, podobnie jak stało się z HRT, doustne środki antykoncepcyjne są coraz częściej przepisywane młodym kobietom, i to bynajmniej nie w celach antykoncepcyjnych.

Nie ma wątpliwości, że lekarze traktują pigułkę jako najlepsze rozwiązanie różnorakich hormonalnych kłopotów młodych kobiet. Obecnie jest cały szereg możliwości: połączona niska dawka z estrogenem i progesteronem, progesteronowa pigułka oraz trzyletni implant lub iniekcje.

Wykraczając daleko poza jej pierwotnie przeznaczenie jako środka antykoncepcyjnego do krótkotrwałego stosowania, pigułka stała się ukochanym remedium świata medycznego służącym do leczenia właściwie każdego problemu hormonalnego, jaki może mieć dziewczyna, a także innych dolegliwości. Obecnie pigułka jest przepisywana nastolatkom

na trądzik, aby "uregulować" ich miesiączki i wyeliminować bolesne okresy. Stosuje się ją również w leczeniu PMS, endometriozy, migreny, cysty jajników i torbielowatości jajnika. Doszło to tego, że już trzynastoletnim dziewczynkom przepisuje się pigułkę na trądzik.

Pigułka jest zachwalana przez lekarzy jako jedno z najefektywniejszych i najsilniejszych lekarstw zapobiegawczych. Czy tak jest na pewno?

W grudniu roku 2002 rząd federalny Stanów Zjednoczonych opublikował dziesiąte wydanie swojego publikowanego co dwa lata "Raportu w sprawie czynników rakotwórczych", który jest zaaprobowany przez Kongresu USA jako sposób informowania przez rząd społeczeństwa o substancjach lub zagrożeniach, o których wiadomo, że powodują raka u ludzi. Ostatnio do listy "znanych" środków rakotwórczych dodano wszystkie steroidalne estrogeny stosowane w estrogenowej terapii zastępczej oraz doustne środki antykoncepcyjne.7 Ciężaru gatunkowego tego odkrycia nie sposób przecenić - wszystkie estrogeny bez wyjątku powodują raka!

Co gorsze, norethisterone, jeden z najpospoliciej stosowanych progesteronów w progesteronowo-estrogenowej kombinacji doustnych środków antykoncepcyjnych oraz inne syntetyczne progesterony stosowane w iniekcji i w inflantach, zostały w roku 1997 wpisane przez Narodowy Instytut Nauk Zdrowotności Środowiska na listę środków rakotwórczych.8

To ignorancja czy głupota, kiedy ktoś twierdzi, że "kobiety są często zdrowsze, kiedy są na pigułce..."? Jest faktem, że składniki pigułki, bez względu na jej formułę, są znanymi substancjami rakotwórczymi. Jakim cudem lek o znanym działaniu rakotwórczym można uznać za promujący zdrowie? Jakie rodzaje raka wywołują te hormony? Badania łączą estrogeny i progesterony z rakiem piersi, jajników, śluzówki macicy, szyjki macicy, skóry, mózgu i płuc.

Obecnie uważa się, że te steroidalne hormony są w rzeczywistości niebezpiecznymi i potencjalnie zagrażającymi życiu lekami, które stwarzają śmiertelne zagrożenie dla kobiet. Większość kobiet przyjmujących pigułki antykoncepcyjne ma niewielkie pojęcie o tym, jakie niebezpieczne składniki wprowadzają do swojego organizmu, nie są również uświadamiane o niebezpieczeństwie efektów ubocznych.

 

 

PATOLOGIZACJA MENSTRUACJI

 

 

Pigułka zatrzymuje naturalną menstruację. Krwawienie występuje tylko dlatego, że syntetyczne hormony nie są przyjmowane w okresie siedmiu dni pełnego cyklu, co powoduje wydalanie wyściółki macicy. Występujące krwawienie powinno być w rzeczy samej nazywane krwawieniem wycofującym a nie menstruacją. W przyjmowaniu pigułki nie ma w rzeczywistości nic naturalnego. Jej działanie jest tak naprawdę żeńską formą "kastracji", ponieważ zatrzymuje naturalny cykl reprodukcyjny. Zdarza się też, że jajniki doznają trwałych uszkodzeń, co prowadzi do bezpłodności.9

Ten fakt potwierdził Fabio Bertarelli, szwajcarski miliarder, który jest właścicielem Serono Laboratories, firmy produkującej 70 procent dostępnych na świecie leków na bezpłodność. W roku 1993 powiedział dziennikarzom Wali Street Joumalu'. "Naszymi zwyczajowymi klientami są kobiety po trzydziestce, które przyjmowały pigułki antykoncepcyjne, kiedy były nastolatkami lub na początku swoich dwudziestych lat życia".

W biznesie związanym z niepłodnością nastał boom. Podane w magazynie Fertility and Sterility {Płodność i sterylność) dane sugerują, że aż 6,2 miliona kobiet w Stanach Zjednoczonych miało w roku 1995 kłopoty z płodnością, podczas gdy w roku 1988 było ich 4,9 miliona, a w roku 1982 4,5 miliona. Przewiduje się, że w roku 2025 może ich być aż 7,7 miliona.10

Wszystkie preparaty antykoncepcyjne mogą zwiększyć ryzyko choroby wieńcowej, raka piersi, szyjki macicy i skóry, zaburzeń układu immunologicznego, wysokiego ciśnienia krwi i ciąży pozamacicznej. Efekty uboczne to między innymi nudności, wymioty, migrenowe bóle głowy, tkliwość uciskowa piersi, alergia, otyłość, zmiany popędu seksualnego, depresja, utrata owłosienia na głowie, owłosienie na twarzy i zwiększona liczba przypadków zapalenia pochwy. Wszystkie kobiety, u których w ankiecie chorobowej znalazły się epilepsje, migreny, astma lub choroba serca, mogą odkryć, że ich stan pogorszył się i wiele z tych schorzeń może się utrzymywać przez długi czas po zaprzestaniu przyjmowania pigułek.

U użytkowniczek pigułek występuje zwiększone ryzyko dwóch bolesnych rodzajów zapalenia jelita: wrzodziejącego zapalenia okrężnicy oraz choroby Leśniowskiego i Crohna. Ponadto pigułka powoduje uwstecznienie przyswajania witaminy B l, B2, B6, kwasu foliowego, witamin C, E, K, cynku, selenu, magnezu i aminokwasu tyrozyny, która ma zasadnicze znaczenie dla właściwego funkcjonowania tarczycy. Estrogen zwiększa poziom miedzi, co jest przyczyną depresji.11

Jeszcze bardziej alarmujący jest fakt, że im wcześniej kobieta zacznie używać pigułek, tym większe jest ryzyko raka piersi i tym gorsze są rokowania. W ramach pewnego bardzo niepokojącego badania ustalono, że pigułka powoduje aberracje w chromosomach tkanek piersi u młodych kobiet. Wyniki tych badań zostały potwierdzone przez inne badania, które wykazały, że ryzyko raka piersi wzrasta o 100 procent i że ten wzrost rozciąga się na okres od 3 miesięcy do 10 lat od momentu rozpoczęcia stosowania pigułek! Nic więc dziwnego, że u kobiet już w wieku od 17 do 19 lat diagnozuje się raka piersi.12 Tkanka piersi młodej, nastoletniej dziewczyny wciąż się rozwija i jest szczególnie wrażliwa na nadmierne pobudzanie przez syntetyczny estrogen. W ramach pewnych bardzo istotnych badań badacze wykryli, że u kobiet, które przyjmowały pigułki przed ukończeniem dwudziestego roku życia, zdiagnozowano później raka piersi, i że miały one guzy o znacznie gorszym prognozowaniu niż pacjentki z rakiem piersi, które zaczęły przyjmować pigułki w późniejszym wieku lub te, które w ogóle ich nie stosowały.(13)

Inne badania wykryły zatrważający fakt: im młodsza jest kobieta w momencie zdiagnozowania u niej raka piersi, tym większe jest prawdopodobieństwo, że za pięć lat nie będzie już żyła.(14)

Progesterony wyrządzają im tylko szkody. Poza tym, że są rakotwórcze, podwyższają pozom "złego" cholesterolu i ciśnienie krwi, zakłócają metabolizm cukru, zagrażają układowi immunologicznemu i wytwarzają niepożądane cechy męskie. Nic więc dziwnego, że Depo-Provera powinna być przedmiotem wielkich obaw. Jest doniesienie mówiące, że u kobiet, które stosowały ten środek przez 25 rokiem życia, występuje 50-procentowy wzrost ryzyka raka piersi, i że u kobiet, które przyjmowały go przez sześć i więcej lat, ryzyko raka piersi wzrasta do 320 procent. (Wynalazcą Depo-Proveryjest dr Coutinho, entuzjasta eliminacji cyklów menstruacyjnych przy zastosowaniu ciągłych niskich dawek pigułek). Powodem kolejnych obaw są badania dowodzące, że zarówno doustne środki antykoncepcyjne, jak i DepoProvera, powodują zrzeszotnienie kości u dorosłych.(15)(16)

Nie muszę już chyba dodawać, że patologizacja menst-ruacyjnych cykli i niezrównoważenie hormonalne, jako rezultat wszechobecnej i przekonywającej kampanii reklamowej prowadzonej z inicjatywy, zarówno lekarzy, jak i firm farmaceutycznych, poważnie zagrażają fizycznemu i psychicznemu zdrowiu młodych kobiet.

Wielu rodziców dało się przekonać, że pigułka jest rozwiązaniem problemu bolesnych miesiączek ich córki, trądzika, endometriozy i cyst jajników, ale w rzeczywistości ta rakotwórcza kuracja jeszcze bardziej zagraża zdrowiu nastolatek.

Tym, co przeoczono, jest fakt, że hormonalna terapia zastępcza oraz pigułki antykoncepcyjne mają w swoim składzie te same substancje - estrogeny i progesterony. Jaka jest między nimi zasadnicza różnica? Otóż, pigułki zawierają większą ilość tych zmieniających fizjologię rakotwórczych, toksycznych leków.

Wraz z pojawieniem się stałej niskiej dawki pigułki normalne cykle menstruacyjne stały się przedmiotem czystej gry w zakresie kuracji lękowej, co bardzo przemawia do młodych kobiet, które poddano procesowi prania mózgu, którego celem było przekonanie ich, że cykle menstruacyjne są ich przekleństwem, nie mówiąc już o ogromnej niewygodzie. odżywczo ubogie diety, stres i toksyny znajdujące się w środowisku - prawdziwi winowajcy nieregularności menstruacyjnych - są po prostu ignorowane przez lekarzy. Czemu nie zastosować szybkiego środka likwidującego cały problem? Weź pigułkę! Czy aby nie byliśmy już w tym miejscu wcześniej?

Przepisywanie pigułki w niskiej dawce, jak jeszcze niedawno HRT - bez jakichkolwiek długofalowych badań - jest równoznaczne z niebezpiecznym eksperymentem prowadzanym na młodych kobietach. Wydawanie milionów dolarów na takie badania byłoby już jednak bezcelowe, skoro mamy już tak wiele przekonywających danych dowodzących, jak bardzo ta pigułka zagraża życiu młodych kobiet.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cd.

TWORZENIE NOWEJ DOLEGLIWOŚCI

 

 

Niestety usunięcie cyklu menstruacyjnego nie jest jedynym celem, jaki postawiły sobie spółki farmaceutyczne. Jest jeszcze inny sposób patologizacji i medykalizacji tego naturalnego cyklu.

Farmaceutyczny gigant Eli Lilly promuje swój nowy lek Sarafem jako cudowną pigułkę dla kobiet cierpiących na nową "dolegliwość umysłową" o nazwie przedmiesiączkowy zespół zaburzeń nastroju (Premenstruał Dysphoric Disorder;

w skrócie PMDD).

Nigdy o tym nie słyszeliście? Nic dziwnego, ponieważ zakwalifikowano to do psychiatrycznych dolegliwości zaledwie trzy lata temu.

PMDD, "umysłowa dolegliwość", której Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (American Psychiatrie Association;

w skrócie APA) nie uznało jeszcze oficjalnie za chorobę, znajduje się już jednak w załączniku do wydawanego przez to towarzystwo Diagnostycznego i statystycznego przewodnika po chorobach umysłowych (Diagnostic and Statistical Manual of Mentol Disorders', w skrócie DSM-IV), biblii chorób umysłowych.

PMDD jest w rzeczywistości nową, ulepszoną wersją syndromu przedmiesiączkowego (PMS), który dotyczy rzekomo od 3 do 10 procent wszystkich miesiączkujących kobiet. Fakt, że PMDD jest podawany tylko w dodatku do diagnostycznego przewodnika, odzwierciedla chęć APA do dalszych badań, zanim zostanie on uznany za chorobę umysłową, co nie przeszkadza, aby już teraz gorliwie go leczono.

Aby uznać kobietę za chorą na PMDD, musi mieć ona co najmniej pięć objawów. Mówi się, że ta nieoficjalna choroba umysłowa charakteryzuje się następującymi objawami: przygnębienie, niepokój, zmniejszenie zainteresowania działaniem, smutek, beznadziejność, niedocenianie siebie samej, ekstremalne zaniepokojenie, uporczywe poirytowanie, złość, wzrost inklinacji w kierunku interpersonalnych konfliktów, uczucie zmęczenia, ospałość lub brak energii, znaczne zmiany apetytu, subiektywne uczucie obezwładnienia lub braku kontroli nad sobą oraz fizyczne objawy, takie jak tkliwość uciskowa piersi, obrzęk lub wzdęcia. Zanim orzeknie się PMDD, zleca się kobiecie notowanie występujących objawów przez dwa miesiące.

Firma Eli Lilly donosi w swojej ulotce reklamowej, że teraz "lekarze mogą leczyć PMDD piękną różowo-lawendową pigułką o nazwie Sarafem - pierwszym i jedynym środkiem na PMDD". W ulotce czytamy ponadto, że "Sarafem zawiera fluoksetynę chlorowodorową, ten sam aktywny czynnik, co Prozac".17

W rzeczywistości Sarafem to Selective Serotonin Reuptake Inhibitor (selektywny inhibitor wychwytywania serotoniny), czyli Prozac. Firma Eli Lilly przyznaje, że Sarafem ma ten sam aktywny czynnik, co Prozac, wraz z jego wszystkimi niebezpiecznymi efektami ubocznymi. Ubrano go obecnie w piękną różowo-lawendową kapsułkę, no i, oczywiście, wzrosła jego cena. Obecnie udaje rzetelny lek na PMDD.

Nie jest przypadkiem ,że rok, w którym wprowadzono Sarafem jako jedyny zaaprobowany lek na tę nową kobiecą "chorobę umysłową", był tym samym rokiem, w którym skończył się patent na Prozac. Nie mając już patentu na Prozac firma Eli Lilly straciła prawo wyłączności do tego leku wraz z setkami milionów dolarów zysku, jednak po akceptacji Sarafemu, w rzeczywistości klonu Prozaca, jako jedynego uznanego środka na PMDD, patent Eli Lilly na Prozac został praktycznie przedłużony o następne siedem lat.

Według dokumentów znajdujących się na stronie internetowej PDA firma Eli Lilly zaproponowała przeprowadzenie "pilotażowych badań PMDD wśród nastolatek w celu określenia reakcji tej jednostki chorobowej na leczenie przy pomocy fluoksetyny".

Kto więc wygrywa? Położnicy i ginekolodzy, których firma Eli Lilly wskazuje jako jedynych, którzy będą przepisywali ten lek, no i oczywiście ona sama. A kto traci? Oczywiście młode kobiety.

Niedawno do leczenia PMDD zaaprobowano jeszcze dwa leki. Są to przeciwdepresanty Zoloft i Paxil. Przy tych dwóch dodatkowych graczach na rynku PMDD można spodziewać się teraz znacznie więcej reklam telewizyjnych i prasowych agresywnie wmawiających społeczeństwu istnienie "nowego poważnego schorzenia".

Kobiety znowu są manipulowane, wprowadzane w błąd i dezinformowane, źle leczone, a wszystko po to, aby napełnić sakiewkę firmom farmaceutycznych. Jest jednak jeszcze jedna, bardziej smutna strona tego wszystkiego.

 

 

POWAŻNE OSTRZEŻENIE PRZED PROZACIEM, PAXILEM l ZOLOFTEM

 

 

Badacze z kanadyjskiego Oddziału Prewencji Onkologicznej w Toronto donoszą o złośliwym rozroście tkanek gryzoni, którym podawano przeciwdepresyjne leki w dawkach klinicznie istotnych. Leki te oddziałują na regulujące wzrost receptory wewnątrz komórek związane z rejonami antyestrogenowego wiązania. Kiedy podano je szczurom, które miały wszczepione znane czynniki rakotwórcze, u zwierząt tych w bardzo krótkim czasie wystąpiły guzy piersi. W porównaniu z grupą kontrolną częstotliwość wystąpienia guzów u szczurów, którym podano leki przeciwdepresyjne, zwiększyła się ponad dwukrotnie.18

Zespół kanadyjskich badaczy ustalił również, że u kobiet przyjmujących Paxil wystąpił siedmiokrotny wzrost ryzyka zapadnięcia na raka piersi.19

Dalsze badania wykazały, że Prozac nie tylko promuje rozrost guzów, ale powoduje również proliferację (rozrost) złośliwych komórek, blokując wewnętrzną zdolność organizmu do eliminowania komórek guza. Wzrasta ilość danych świadczących, że te leki mogą powodować raka piersi oraz inne formy tej choroby, takie jak na przykład rak mózgu.20

Allan Steingart, profesor nadzwyczajny psychiatrii na Uniwersytecie Toronckim, wystosował kolejne ostrzeżenie:

SSRI-y (Selective Serotonin Reuptake Inhibitor - selektywny inhibitor wychwytywania serotoniny) zakłócają układ endokrynologiczny w ten sposób, że mogą zmieniać poziomy estrogenu. Efekty uboczne to zmiana gęstości tkanek piersi, laktacja u kobiet, które nie są w ciąży, oraz niedowład płciowy.21

Są również złowieszcze długoterminowe efekty uboczne związane z tymi lekami. Według drą Josepha Glenmullena, psychiatry, który pracuje na rzecz Usług Medycznych Uniwersytetu Harvarda i jest autorem Prozac Bac-klash (Sprzeciw wobec Prozaca), chodzi tu o neurologiczne zaburzenia oszpecające twarz i tiki całego ciała wskazujące na uszkodzenia mózgu, niedowład seksualny u około 60 procent użytkowników, przypominające wstrząs mózgu destrukcyjne sensacje, zawroty głowy, nudności i lęki.22

SSRI-y - Prozac, Zoloft i Paxil - posiadają jeszcze jedną cechę: mogą przeistoczyć normalnych ludzi w rozszalałych samobójczych morderców. Trzy lata przez uzyskaniem przez Prozac w końcu roku 1987 aprobaty FDA niemiecki odpowiednik tego urzędu miał tak duże zastrzeżenia wobec Prozaca, że odmówił jego zatwierdzenia. Podjęto taką decyzję dlatego, że badania prowadzone przez firmę Eli Lilly wykazały, iż u pacjentów, którzy nie wykazywali w normalnych warunkach skłonności samobójczych, a następnie przyjmowali ten lek, stwierdzono pięciokrotny wzrost prób samobójczych w stosunku do osób stosujących stare leki przeciwdepresyjne i trzykrotny wzrost w stosunku do osób przyjmujących placebo. Własne dane firmy Eli Lilly dowodzą, że u jednego na stu pacjentów bez wcześniejszych skłonności samobójczych, którzy przyjmowali lek w czasie wczesnych prób klinicznych, rozwinęła się ostra forma lęku i podniecenia zwana akatyzją (niepokój mięśniowy pobudzający do ruchu występujący w chorobie Parkinsona - przyp. tłum.), która popychała go do popełnienia samobójstwa lub który popełnił je w czasie trwania badań.23

Wykorzystując dane zebrane przez firmę Eli Lilly i niezależnych badaczy, dr David Heały, dyrektor Wydziału Psychologii na Uniwersytecie Walijskim i ekspert w dziedzinie mózgowego układu serotoniny, szacuje, że "od momentu wprowadzenia Prozaca prawdopodobnie 50000 ludzi popełniło z jego powodu samobójstwo, nie mówiąc już o tych, którzy by to zrobili, gdyby pozostawiono ich bez odpowiedniego leczenia".24

Dr Peter Breggin, szanowany psychiatra i autor Toxic Psychiatry: Talking Back to Prozac (Toksyczna psychiatria - odniesienie do Prozaca), oświadczył: "Nie mam wątpliwości, że Prozac może powodować lub przyczyniać się do wykształcenia zachowań brutalnych lub samobójczych. Obserwowałem wiele takich przypadków. W niedawno prowadzonych próbach 6 procent dzieci przyjmujących Prozac zapadło na psychozy, przy czym maniakalna psychoza może prowadzić do przemocy".25

Co więcej, 3 stycznia 2003 roku FDA zaaprobował stosowanie Prozaca do łagodzenia depresji u dzieci w wieku od 7 do 17 lat, a także zezwolił na jego stosowanie u dzieci z zaburzeniami w postaci natręctw myślowych i czynności przymusowych (rytuałów).

Psychiatrzy w Stanach Zjednoczonych i Australii już przepisują najlepiej znany środek przeciwdepresyjny (i jemu podobne) swoim najmłodszym pacjentom. Włączenie do opisu działania Prozaca zatwierdzonych przez FDA informacji odnoszących się do dzieci oznacza, że teraz nie tylko specjaliści od depresji, ale i inni lekarze mogą przepisywać ten środek. W Stanach Zjednoczonych na depresję cierpi do 2,5 procenta dzieci i 8 procent nastolatków.26

Jakich katastrof można się spodziewać przy kontynuacji tych trendów? Czy czekają nas nagłówki gazet donoszące o dzieciach, które w morderczym szale pozbawiły życia siebie i innych? Już wiadomo, że większość szkolnych zabójców miała przepisywane środki z rodziny SSRI.

Rosnąca liczba przypadków występowania depresji i lęków wśród dziewcząt oznacza, że będzie przepisywanych więcej recept z SSRI. Nastoletnie dziewczęta znalazły się w sytuacji bez wyjścia, ponieważ depresja jest skutkiem ubocznym braku hormonalnej równowagi, a także przyjmowania pigułek. Jak wiele dziewcząt i młodych kobiet ze zdiag-nozowanym PMDD i leczonych Prozaciem, Sarafemem lub jednym z wielu innych leków z rodziny SSRI usłyszy pewnego dnia, że ma raka piersi?

 

 

PRZYWRACANIE ZDROWIA MŁODYM KOBIETOM

 

 

To naprawdę przerażające, kiedy pomyśli się, że firmy farmaceutyczne entuzjastycznie ukierunkowują się na młode kobiety, nastolatki, a obecnie również dzieci w wieku ośmiu lat, traktując je jako lukratywny rynek na swoje leki z rodziny SSRI. Jeśli nadal będziemy pozwalali na hipnotyzowanie siebie i swoich dzieci retoryką i oszustwami kompleksu farmaceutyczno-medycznego, czekają nas potężne katastrofy zdrowotne i ludzkie tragedie.

Głównym celem (jeśli chodzi o treści zawarte w tym artykule) jest przywrócenie młodym kobietom i dziewczętom zdrowia. Menstruacja jest potężnym wyrazem prawdziwej kobiecości. Układ rozrodczy kobiety jest delikatny i może być łatwo wytrącony ze stanu równowagi, kiedy pozbawi się go właściwego odżywiania i podda przymusowi.

Nasze córki zamiast uciekać się do pigułki, aby zamaskować ważne znaki ostrzegawcze, muszą nauczyć się wyboru zdrowych alternatyw dietetycznych i stylu życia. Kompetentni lekarze uprawiający holistyczną medycynę są ważnymi sojusznikami w procesie odzyskiwania zdrowia.

Jeszcze większym wyzwaniem jest uzdrowienie głęboko zakorzenionych kulturowych przesądów. Jeśli chcemy, aby kobiety naprawdę odzyskały zdrowie i utrzymywały swoje organizmy w dobrej kondycji, wówczas z naszej kolektywnej podświadomości muszą zniknąć stare mity i przesądy. Błędne świadome i podświadome poglądy dotyczące żeńskiej anatomii przechodzą z pokolenia na pokolenie. Nasze córki będą odbiorcami tej schedy, chyba że zdołamy nauczyć je prawdy.

Poprzez uzdrowienie tych błędnych koncepcji kobiety będą rzeczywiście mogły szanować swoje ciała, co jest ważnym warunkiem wstępnym do odzyskania ogólnej równowagi hormonalnej.

 

 

O autorce:

Sherill Seliman jest psychoterapeutką, wykładowcą, promotorem zdrowia kobiecego i autorką popularnej książki Hormone Heresy: What Women MUST Know About Their Hormones (Hormonalna herezja-co kobiety MUSZĄ wiedzieć o swoich hormonach). Jej nowa książka Mothers: Prevent Your Daughters Prom Letting Breast Cancer (Matki, nie pozwólcie, by wasze córki nabawiły się raka piersi} ukazała się w roku 2003. Współpracuje jako autorka artykułów z wieloma międzynarodowymi magazynami w sprawach zdrowia kobiecego, napisała też kilka interesujących artykułów do Nexusa (dwa z nich: "Osteoporoza - kość niezgody" i "Prawda o hormonach i sercu"-zamieściliśmy odpowiednio w 4 i 23 numerze polskiej edycji). Jej bezpłatny miesięcznik HormoneWise e-Digest można zaprenumerować, wysyłając e-mail pod adres: hwise@seliman.com - lub poprzez jej stronę internetową zamieszczoną pod adresem http://www.ssellman.com.

Z Sherrill skontaktować się można drogą elektroniczną, pisząc na adres: golight@earthlink.net. Zainteresowani jej książkami mogą nabyć je poprzez jej stronę internetową.

 

 

Przełożył Jerzy Fhrczykowski

 

Przypisy:

1. Natalie Angier, W/oman: Ań Intimate Geography (Kobieta - intymna geografia), Houghton Mifflin Company, Nowy Jork, str. 94, 1999.

2. Mizoginia to patologiczny wstręt mężczyzny do kobiet. - Przyp. tłum.

3. Dr James Wright, The Gold Coast Bulletin, str. 31, 26 czerwca 2002.

4. Elsimar M. Coutinho, Sheldon J. Segal, fs Menstniation Obsolete? (Czy menstruacja jest przeżytkiem?), Oxford University Press, USA, 1999.

5. Kelly James-Enger, Emma-Charlotte Brown, "Which Pili Can Stop Your Period and Prevent Cancer?" ("Która pigułka może powstrzymać twoje miesiączki i zapobiec rakowi?") , She Magazine (Australia), str. 107, kwiecień 2002.

 

6. Jak wyżej.

7. National Toxicology Program, "Report on Carcinogens" ("Raport w sprawie czynników rakotwórczych"), wydanie dziesiąte; http://ntp-server.niehs. nih.gov.

8. Strona internetową http://ntp-server.niehs.nih.gov/htdocs/8_RoC/RAC/ Norethisterone.html,

9. John Wilks,/! Consumer's Guide to the Pili and Other Drugs (Pigułka i inne leki - poradnik konsumenta), Freedom Publishing Company Pty Ltd, Australia, str. 16, 1996.

10. Ferlility and Sterility (Płodność i Sterylność), 70:30-34, 1998.

11. Francesca Naish, Natural Fertllity (Naturalna Płodność), Sally Milner Publications, Australia, str. 16, 1996.

12. D.B. Thomas, "Orał contraceptives and breast cancer" ("Doustne środki antykoncepcyjne i rak piersi"). Joumal of the National Cancer Institute, 85:359-64, 1993.

13. H. Olson i inni, "Proliferation and DNZ ploidy in inalignant breast tumors in relation to earły orał contraceptive use and earły abortions" ("Proliferacja ploidii DNZ w przypadkach złośliwych guzów piersi w relacji do wczesnych zastosowań środków antykoncepcyjnych oraz wczesnych aborcji"), Cancer, 67:1285-90, 1991.

14. John Wilks, A Consumer's Guide..., str, 59.

15. J.H. Kass-Wolff, "Bonę loss in adolescents using Dcpo-Provera" ("Utrata masy kostnej u dorosłych stosujących Depo-Proverę"), J. Soc. Pediatr. Nurs., (6):21-31, styczeń-marzec 2001.

16. Contraception (Antykoncepcja), 57:231-235, lipiec 1998.

17. Curia Spartos, "Sarafem Nation" ("Nacja Sarafemu"), The Village Voice, 6-10 grudnia 2000.

18. L.J. Brandes, R.J. Arron, R.P Bogdanovic, J. Tong, C.L.F. Zsahorniak, G.R. Hogg, R. Warrington, W. Fang, F.S. La Bella, "Stimulation of malignant growth in rodents by antidepressent drugs at clinically relevant doses" ("Stymulowanie złośliwego wzrostu u gryzoni przy pomocy przeciwdepresyjnego leku podawanego w klinicznych dawkach"), Cancer Res., 52(13):3796-3800, 1992.

19. New England Joumal oj Medianę, nr 342, str. 2003, 29 czerwca 2000.

20. T. Thompson, "The Wizard ofProzac" ("Czarodziej Prozac"), Washington Post, 11 listopada 1993.

21. Am. S. Epidemiolog 151(10);951-57, 15 maja 2000.

22. Patrz http://www.mercola.com/2000/apr9/prozac.backlash.htm.

23. Leah R. Garnett, "Prozac Revisited" ("Prozac raz jeszcze"), Baxton Globe, 5 lipca 2000.

24. Jak wyżej.

25. John Rappaport, "School Yiolence: The Psychiatrie Drugs Connection" ("Przemoc w szkole - związek z lekami psychiatrycznymi"), Nexus (wydanie anglojęzyczne), vol. 6, nr 5, 1999.

26. Strona internetową FDA, http://www.fda.goy/bbs/topics/ANSWERS/2003/ ANS01187.html.

 

 

 

NEXUS nr 4(36) , Lipiec-Sierpień 2004 , str.15 - 20

 

 

 

 

--------------------------------------------------------------------------------

 

Powrót

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nexus jako źródło naukowe... Błagam, bądźmy powazni.

 

Do posta odniosę się dokładniej jutro. Teraz powiem jedynie tyle: jak widać doskonale (i co sama zauważasz), wiedza na temat leków ciągle się rozwija, jest aktualizowana i wpływa na rynek leków. Wiedzy na temat preparatów produkcji firmy (nie bójmy się tego słowa, to firma jak każda inna) dr. Ratha nie ma żadnej. Nie ma żadnych dowodów na to, że są skuteczne lub chociaż nieszkodliwe. Tak własnie rozwija się pseudonauka: brakuje jakichkolwiek badań, więc teoretycznie nie ma podstaw, by skrytykować taki środek. A tymczasem dostateczną podstawą do krytyki jest sam fakt, że tego typu środki nigdy nie zostały przebadane, a mimo to są wciskane ludziom, na dodatek w oszukańczej otoczce, jako "środek, którego nie da się przedawkować", co jest oczywistą bzdurą.

 

Z kolei, wracając do leków, większośc negatywnych działań ubocznych jest dokładnie zapisana w ulotkach. Jeśli je bierzesz, na własne życzenie zgadzasz się na efekty uboczne w zamian za odniesioną korzyść. Przynajmniej informacja na temat zagrożeń jest zamieszczona. Po raz kolejny podkreślam, że preparaty dr. Ratha takich informacji nie mają, bo nigdy nie zostały wiarygodnie przebadane. To jest dopiero oszustwo! Jeszcze gorsze, niż w przypadku firm farmaceutycznych, bo te ostatnie przynajmniej przed wprowadzeniem leku na rynek muszą wykazać (oczywiście na stan obecnej wiedzy) szkodliwość preparatu niższą od potencjalnych korzyści z jego przyjmowania. Dr Rath ma gdzieś takie wymogi, bo formalnie jego preparaty nie są lekami - a mimo to potrafią zaszkodzić tak samo silnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nexus jak Nexus, ale jest wyszczególniona literatura!!

Pewnie też powiesz, że to wszystko nieprawda!!!

Uśmiałam się porządnie....Hej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aha, i jeszcze jedno.

 

Bardzo symptomatyczne jest to, że zamiast bronić dr. Ratha, atakujesz tylko firmy farmaceutyczne. To zabawne, bo tylko pokazuje, że linii obrony nie masz żadnej, a zastepujesz ją wyłacznie linią ataku. Tymczasem nie otrzymałem od Ciebie ŻADNEGO konkretu na temat skuteczności i bezpieczeństwa preparatów sygnowanych nazwiskiem tego człowieka.

 

To, że firmy farmaceutyczne działają nieetycznie (nigdy tego nie negowałem, choć Ty w pewien ukryty sposób starasz się to tutaj insynuować), wcale nie oznacza jeszcze z automatu, że dr Rath jest uczciwym i porządnym człowiekiem, którego preparaty działają. Kto wie, może być równie dobrze takim samym oszustem, jak firmy farm.

 

Zabawny jest też fakt, że najnowsze źródła "wiedzy" przytoczone w artykule z Nexusa zostały opublikowane 8 lat temu. Od tego czasu mnóstwo się zmieniło, dokonano wielu odkryć i wiele leków wycofano z rynku lub dodatkowo opisano z uwagi na ich działania uboczne.

 

Po raz kolejny powtarzam tez, że fakt, że firmy farm. robią wiele złego, nie oznacza wcale automatycznie, że dr Rath jest czysty. Właściwie to jest oszustem i to może nawet gorszym, bo nigdy nie miał odwagi skonfrontować wyników badań nad swoimi lekami z rzeczywistością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chce mi się już pisać po raz drugi tego, co zginęło. Moze  następnym razem.

Umieść cytat

Aha, i jeszcze jedno.

 

Bardzo symptomatyczne jest to, że zamiast bronić dr. Ratha, atakujesz tylko firmy farmaceutyczne. To zabawne, bo tylko pokazuje, że linii obrony nie masz żadnej, a zastepujesz ją wyłacznie linią ataku. Tymczasem nie otrzymałem od Ciebie ŻADNEGO konkretu na temat skuteczności i bezpieczeństwa preparatów sygnowanych nazwiskiem tego człowieka.

 

To, że firmy farmaceutyczne działają nieetycznie (nigdy tego nie negowałem, choć Ty w pewien ukryty sposób starasz się to tutaj insynuować), wcale nie oznacza jeszcze z automatu, że dr Rath jest uczciwym i porządnym człowiekiem, którego preparaty działają. Kto wie, może być równie dobrze takim samym oszustem, jak firmy farm.

Preparaty Dra Ratha są bardzo bezpieczne i skuteczne. Zawsze będę Go bronić i dziękować za nie.

Zamiast podejrzewać, że jest oszustem i tracić na to energię-poznaj GO! Naprawdę warto.

 

A jednak przyznajesz, że firmy farmaceutyczne nie są uczciwe, dlaczego więc upierasz się przy ich ,,uczciwych, naukowych" wynikach badań?

Moją linią obrony jest moje zdrowie! Przecież nie pokażę Ci mojego niebólu głowy,niebólu żołądka,niebólu kręgosłupa,  niedepresji i innych ,,niemań". Możesz w to uwierzyć, bądź nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A jednak przyznajesz, że firmy farmaceutyczne nie są uczciwe, dlaczego więc upierasz się przy ich ,,uczciwych, naukowych" wynikach badań?

 

Lizanie d*py ( ;)) do CV sobie wpisze.  8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Preparaty Dra Ratha są bardzo bezpieczne i skuteczne.

To jest wyłącznie opinia.

 

Zawsze będę Go bronić i dziękować za nie.

Masz do tego prawo, nigdy tego nie negowałem. Tylko zaznaczaj, że to opinia, i nie staraj się z tego robić obiektywnej prawdy.

 

Zamiast podejrzewać, że jest oszustem i tracić na to energię-poznaj GO! Naprawdę warto.

Wiesz, ja bym bardzo chętnie poznał wyniki jego badań. Serio mówię. Tylko jak mam je poznać, skoro on je tak skrzętnie ukrywa i boi się je publikować?

 

A jednak przyznajesz, że firmy farmaceutyczne nie są uczciwe, dlaczego więc upierasz się przy ich ,,uczciwych, naukowych" wynikach badań?

Bo badań nie wykonują firmy farmaceutyczne, tylko naukowcy. To po pierwsze.

Po drugie: nawet jeśli dalekosiężne efekty przyjmowania leków bywają niekorzystne, to przynajmniej solidnie przeprowadzone badania wychwytują takie wpadki i natychmiast podejmowane są odpowiednie działania, by zniwelować niekorystny efekt. Dr Rath nawet nie ma odwagi skonfrontować efektów działania swoich leków z rzeczywistością.

 

Moją linią obrony jest moje zdrowie! Przecież nie pokażę Ci mojego niebólu głowy,niebólu żołądka,niebólu kręgosłupa,  niedepresji i innych ,,niemań". Możesz w to uwierzyć, bądź nie.

To, że Ciebie nie boli, to być może prawda, nie neguję tego. Tyle, ze nie masz żadnego dowodu na to, że właśnie te magiczne prochy zadziałały. Tak samo nie masz żadnej gwarancji, że za ileś tam lat coś Ci się nie przewróci w organizmie. A dlaczego jej nie masz? BO NIKT NIGDY NIE WYKONAŁ BADAŃ. A nawet gdyby coś się stało, to cwaniak uniknąłby odpowiedzialności, bo przecież sprzedawał suplementy diety i był zawsze poza nadzorem farmaceutycznym. I tak właśnie wracamy do punktu wyjścia, czyli Ratha, który boi się stanąć twarzą w twarz z faktami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To, że nie chcesz czytać, nic na to nie poradzę. Wnioskuję, że preparaty dra Ratha również  dla Ciebie są po prostu niewygodne, bo stanowią pewne zagrożenie dla firm farm. dlatego tak bardzo je krytykujesz.

Myślę, że nasza dalsza rozmowa na ten temat nie ma sensu, bo nie będziemy przecież w kółko i na okragło wertować tego samego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja BARDZO chcę czytać, tylko niech to będą badania wiarygodne, tzn. wykonane w sposób niebudzący zastrzeżeń i z podaniem odpowiedniej ilości informacji. Szkoda, wielka szkoda, że dr Rath boi się publikować więcej faktów. Zwykle takie pseudonaukowe teorie kładą się właśnie w momencie,gdy potrzeba więcej konkretów.

 

Natomiast praca w firmie farm. mnie nie pociąga, więc możesz sobie odpuścić takie insynuacje.

 

Dobrej nocki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Większość szczepionek wymaga wielokrotnego podania przed osiągnięciem maksymalnej odporności przez osobę zaszczepioną. Badacze z MIT postanowili zaradzić temu problemowi i opracowali mikrocząstki, które można dopasować tak, by uwalniały swoją zawartość w określonych momentach. W ten sposób mikrocząstki wprowadzone do organizmu podczas pierwszego szczepienia, samodzielnie uwalniałyby w określonym czasie dawki przypominające.
      Tego typu szczepionka byłaby szczególnie przydatna podczas szczepień dzieci w tych regionach świata, gdzie dostęp do opieki medycznej jest utrudniony. Podanie kolejnych dawek nie wymagałoby wówczas trudnego organizacyjnie i logistycznie spotkania z lekarzem czy pielęgniarką.
      Nasza platforma może być stosowana do wszelkich typów szczepionek, w tym do rekombinowanych szczepionek antygenowych, bazujących na DNA czy RNA. Zrozumienie procesu uwalniania szczepionki, który opisaliśmy w naszym artykule, pozwoliło na poradzenie sobie z problemem niestabilności szczepionki, który może pojawić się w czasem, mówi Ana Jaklenec z Koch Institute for Integrative Cancer Research na MIT. Twórcy nowej platformy dodają, że można ją dostosować do podawania innych środków, np. leków onkologicznych czy preparatów używanych w terapii hormonalnej.
      Zespół z MIT już w 2017 roku opisał nową technikę produkcji pustych mikrocząsteczek z PLGA. To biokompatybilny polimer, który jest od dłuższego czasu zatwierdzony do stosowania w implantach, protezach czy niciach chirurgicznych. Technika polega na stworzeniu silikonowych matryc, w którym PLGA nadaje się kształt przypominający filiżanki oraz pokrywki. Następnie „filiżanki” z PLGA można wypełniać odpowiednią substancją, przykryć pokrywką i delikatnie podgrzać, by „filiżanka” i pokrywka się połączyły, zamykając substancję w środku.
      Teraz naukowcy udoskonalili swoją technikę, tworząc wersję, pozwalającą na uproszczoną i bardziej masową produkcję cząsteczek. W artykule opublikowanym na łamach Science Advances opisują, jak dochodzi do degradacji cząsteczek w czasie, co powoduje uwalnianie zawartości „filiżanek” oraz w jaki sposób zwiększyć stabilność szczepionek zamkniętych w cząsteczkach. Chcieliśmy zrozumieć mechanizm tego, co się dzieje oraz w jaki sposób informacja ta pomoże nam na ustabilizowanie szczepionek, mówi Jaklenec.
      Badania pokazały, że PLGA z którego zbudowane są mikrocząsteczki, jest stopniowo rozbijany przez wodę. Materiał staje się stopniowo porowaty i bardzo szybko po pojawieniu się pierwszych porów, rozpada się, uwalniając zawartość „filiżanek”.
      Zrozumieliśmy, że szybkie tworzenie się porów jest kluczowym momentem. Przez długi czas nie obserwujemy tworzenia się porów. I nagle porowatość materiału wzrasta i dochodzi do jego rozpadu, dodaje jeden z badaczy, Morteza Sarmadi. Po tym odkryciu naukowcy zaczęli badać, jak różne elementy, w tym wielkość i kształt cząstek czy skład polimeru, wpływają na formowanie się porów i czas uwalniania zawartości. Okazało się, że kształt i wielkość cząstek nie mają wielkiego wpływu na uwalnianie zawartości. Decydujący okazał się skład polimeru i grupy chemiczne do niego dołączone. Jeśli chcesz, by zawartość „filiżanek” uwolniła się po 6 miesiącach, musisz użyć odpowiedniego polimeru, a jeśli ma się uwolnić po 2 dniach, to trzeba użyć innego polimeru. Widzę tutaj szerokie pole do zastosowań, dodaje Sarmadi.
      Osobnym problemem jest stabilność środka zamkniętego w mikrocząsteczkach. Gdy woda rozbija PLGA produktami ubocznymi tego procesu są m.in. kwas mlekowy i kwas glikolowy, które zakwaszają środowisko. To zaś może doprowadzić do degeneracji leków zamkniętych w cząsteczkach. Dlatego też naukowcy z MIT prowadzą właśnie badania, których celem jest przeciwdziałanie zwiększenia kwasowości przy jednoczesnym zwiększeniu stabilności leków zamkniętych w „filiżankach”. Powstał też specjalny model komputerowy, który oblicza, jak mikrocząsteczka o konkretnej architekturze będzie ulegała rozpadowi w organizmie.
      Korzystając z tego modelu naukowcy stworzyli już szczepionkę na polio, którą testują na zwierzętach. Szczepionkę na polio trzeba podawać od 2 do 4 razy, testy pokażą, czy po jednorazowym podaniu dojdzie do uwolnienia dawek przypominających w odpowiednim czasie.
      Nowa platforma może być też szczególnie przydatna podczas leczenia nowotworów. Przeprowadzone wcześniej testy wykazały, że po jednorazowym wstrzyknięciu w okolice guza, zamknięty w mikrokapsułkach lek został uwolniony w kilkunastu dawkach na przestrzeni kilkunastu miesięcy i doprowadził do zmniejszenia guza i ograniczenia przerzutów u myszy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Specjalistki z Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego - prof. Krystyna Bieńkowska-Szewczyk, dr Katarzyna Grzyb i mgr Anna Czarnota - pracują nad szczepionką przeciw zakażeniom spowodowanym wirusami zapalenia wątroby typu C i B (HCV i HBV). Urząd wydał już decyzję o przyznaniu patentu na ich wynalazek ("Chimeryczne cząsteczki wirusopodobne eksponujące sekwencje antygenowe wirusa HCV do zastosowania w leczeniu prewencyjnym zakażenia wirusem HCV i/lub HBV").
      Szczepionka na wagę złota
      HCV stanowi poważny problem medyczny. Wg Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS), szacuje się, że co roku 1,4 mln zgonów jest spowodowanych odległymi następstwami przewlekłych zakażeń wirusami wywołującymi wirusowe zapalenie wątroby B lub C (marskość, rak wątrobowokomórkowy). WZW C [wirusowe zapalenie wątroby typu C] jest główną przyczyną raka wątroby w Europie i USA. W tych regionach świata WZW C jest najczęstszym powodem dokonywania przeszczepów wątroby.
      Niestety, mimo badań nie ma jeszcze skutecznej szczepionki. Główną przeszkodą jest duża zmienność genetyczna HCV. Z tego powodu idealna szczepionka powinna wzbudzać odpowiedź immunologiczną przeciw najbardziej konserwowanym fragmentom białek wirusowych.
      Gdański wynalazek
      Wynalazek dotyczy rekombinowanych cząstek wirusopodobnych eksponujących na swojej powierzchni wybrane sekwencje antygenowe pochodzące z wirusa zapalenia wątroby typu C do zastosowania jako immunogenna szczepionka przeciwko zakażeniom spowodowanym wirusami zapalenia wątroby typu C i/lub B – wyjaśnia prof. Bieńkowska-Szewczyk.
      Wynalazek powstał w ramach realizacji projektu NCN Preludium 12. Jego szczegóły opisano w pracy eksperymentalnej pt. "Specific antibodies induced by immunization with hepatitis B virus-like particles carrying hepatitis C virus envelope glycoprotein 2 epitopes show differential neutralization efficiency".
      Dr Grzyb tłumaczy, że cząstki wirusopodobne cieszą się obecnie dużym zainteresowaniem, gdyż są bardzo podobne do wirusów, stąd też wynika ich wysoka immunogenność. Nie są jednak wirusami, bo nie zawierają materiału genetycznego wirusa, a tym samym nie mają zdolności do namnażania.
      Zdolność tworzenia cząstek wirusopodobnych ma małe białko powierzchniowe wirusa zapalenia wątroby typu B (ang. hepatitis B virus small surface protein, sHBsAg). sHBsAg jest wykorzystywane w szczepionkach chroniących przed zakażeniem wirusem zapalenia wątroby typu B. Jak wyjaśniono w opisie projektu na stronie Narodowego Centrum Nauki, ze względu na obecność w strukturze białka sHBsAg silnie immunogennej, hydrofilowej pętli dobrze tolerującej insercje nawet dużych fragmentów obcych białek, sHBsAg było wielokrotnie proponowane jako nośnik obcych antygenów.
      W naszym wynalazku wyeksponowanie silnie konserwowanych fragmentów białek wirusa HCV na powierzchni cząstek wirusopodobnych opartych na białku sHBsAg [w hydrofilową pętlę  białka sHBsAg wstawiono silnie konserwowane sekwencje glikoproteiny E2 wirusa HCV] pozwoliło na stworzenie biwalentnych immunogenów wzbudzających odpowiedź zarówno przeciwko wirusowi HCV, jak i HBV. W przyszłości nasze rozwiązanie mogłoby być wykorzystane jako skuteczna szczepionka nowej generacji chroniąca przed zakażeniem tymi groźnymi patogenami - podsumowuje mgr Anna Czarnota.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na ospę prawdziwą, jedną z najbardziej śmiercionośnych i najdłużej trapiących ludzkość chorób, nie zapada obecnie nikt. Ostatnie znane przypadki naturalnej infekcji miały miejsce w 1977 roku w Somalii. Natomiast ostatnimi ofiarami ospy było dwoje Brytyjczyków. W 1978 roku fotograf medyczna Janet Parker zaraziła się ospą na University of Birmingham. Obwiniany o jej chorobę profesor Henry Bedson, który prowadził badania nad wirusem ospy, popełnił samobójstwo. Oboje zmarli w tym samym dniu.
      W 1980 roku WHO ogłosiła, że świat jest wolny od ospy prawdziwej. To jak dotychczas jedyny przypadek w historii, kiedy dzięki świadomemu wysiłkowi ludzkości udało się zlikwidować (eradykować) chorobę zakaźną trapiącą ludzi. Inną taką chorobą zakaźną jest księgosusz (pomór bydła), ogłoszony chorobą eradykowaną w 2010 roku.
      Jak to się jednak stało, że istniejąca od tysiącleci ospa prawdziwa, która w samym tylko XX wieku zabiła 300 milionów osób przestała stanowić zagrożenie? Odpowiedzią są szczepienia. To właśnie dzięki nim i ogłoszonemu w 1967 roku programowi  jej eradykacji nie musimy obawiać się tej śmiercionośnej choroby.
      Nieco historii
      Ludzkość od dawna wiedziała, że jeśli komuś udało się przeżyć ospę – a nie było to takie pewne, gdyż np. w XVIII wieku zabijała ona 20–60 procent zarażonych – stawał się odporny na kolejną infekcję. Wiedzę tę wykorzystywano w praktyce. Już w 430 roku p.n.e. ozdrowieńcy byli wzywani do opieki nad chorymi.
      Pojawiła się koncepcja inokulacji. To celowe wprowadzanie do organizmu, np. poprzez nacięcie na skórze, wydzielin osoby chorej, ale chorującej w stopniu łagodnym. Alternatywnym sposobem było sproszkowanie strupów ofiary ospy i wdmuchnięcie ich do nosa osoby zdrowej. Takie działania powodowały, że człowiek co prawda chorował, ale zwykle przechodził chorobę łagodniej. Jedynie około 2% inokulowanych osób rozwijało poważną infekcję i umierało czy stanowiło zagrożenie dla innych. Ryzyko było więc wyraźnie mniejsze.
      Pod koniec XVIII wieku Edward Jenner, angielski lekarz, który sam jako dziecko był inokulowany, zaczął zastanawiać się, jak to się dzieje, że kobiety zajmujące się zawodowo dojeniem krów, nie chorują i nie umierają na ospę. Wszystko wskazywało na to, że mają one kontakt z łagodną dla człowieka ospą krową (krowianką), i gdy się nią zarażą, są chronione przed śmiertelną ospą prawdziwą. Jenner postanowił przetestować tę koncepcję. W 1796 roku materiałem pobranym od kobiety zarażonej krowianką inokulował 8-letniego chłopca, a kilka tygodni później inokulował go materiałem od osoby chorującej na ospę. U chłopca nie pojawiły się żadne oznaki choroby. Kolejne eksperymenty wykazały, że taka procedura jest znacznie bardziej bezpieczna od standardowej inokulacji. Tym samym Jenner zapoczątkował epokę szczepień, wprowadzania do organizmu zdrowego człowieka znacznie słabiej działającego patogenu, który uodparnia nas na działanie zjadliwego, niebezpiecznego patogenu.
      Są szczepionki, są i antyszczepionkowcy
      Metoda Jennera szybko zdobywała popularność zarówno wśród elit jak i zwykłych obywateli. Jenner nazwał całą procedurę vaccination (szczepienie) od łacińskiego vacca (krowa) i vaccinia (krowianka). Jednak już kilka lat później pojawili się pierwsi antyszczepionkowcy. Sceptycyzm wobec metody Jennera wynikał głównie z nieufności i niewiedzy. Do metody Jennera podchodzono bowiem nieufnie na tych terenach, gdzie krowianka nie występowała, ludzie nie znali więc ochronnych skutków infekcji tą chorobą.
      Opublikowano książeczkę, w której krowiankę przedstawiano jako niebezpieczną chorobę i opisywano rzekome przypadki zarażenia ludzi „krowim syfilisem” w wyniku szczepień. Po publikacji zaczęły pojawiać się informacje o kolejnych przypadkach „krowiego syfilisu”, których to autor książeczki nie omieszkał umieścić w kolejnym wydaniu. Ostrzegał też, że szczepienie to eksperyment medyczny, prowadzony bez odpowiedniego rozwagi.
      Kolejny tego typu tekst został opublikowany pod pseudonimem „R. Squirrel, doktor medycyny” przez aptekarza i politycznego radykała Johna Gale'a Johnesa. Twierdził on, że wcześniej prowadzona inokulacja była w pełni bezpieczna, a Jenner tak naprawdę zaraża ludzi skrofulozą (gruźlicą węzłów chłonnych). W jeszcze innym dziele opisano przypadki trzech pacjentów, którzy zmarli w wyniku sepsy po szczepieniu – co nie może dziwić biorąc pod uwagę ówczesny poziom higieny – oraz dziecka, u którego rok po szczepieniu pojawiły się na czole wielkie purpurowe bulwy. W jeszcze innych dziełach czytamy o świerzbie wywołanym rzekomo przez szczepienie, a całość zilustrowano rysunkiem chłopca, którego twarz zamieniła się w twarz wołu. Oczywiście w wyniku szczepienia.
      Kukułką w szczepienia
      Antyszczepionkowcy nie ograniczyli się jednak tylko do tego, Przez ponad 100 lat, walcząc z koncepcją Jennera, używali przykładu... kukułki. Otóż w 1788 roku Jenner opublikował wyniki swoich badań nad kukułkami, w których stwierdził, ze młode, wyklute z jaja podrzuconego przez kukułkę innemu gatunkowi, wyrzuca z gniazda młode tego gatunku. Wielu przyrodników uznało tę koncepcję za absurdalną. I antyszczepionkowcy przez dekady wykorzystywali opinię tych przyrodników, by zdyskredytować osiągnięcia Jennera na polu szczepień. W końcu w 1921 roku, dzięki wykorzystaniu fotografii potwierdzono, że Jenner miał rację co do kukułek. Podobnie zresztą, jak miał rację odnośnie szczepień.
      Jak więc działają szczepionki?
      Nasz układ odpornościowy możemy podzielić na dwie zasadnicze części: wrodzoną (nieswoistą) oraz adaptacyjną (swoista). Z odpornością wrodzoną się rodzimy. Otrzymujemy ją po matce i stanowi on pierwszą linię obrony naszego organizmu. Układ odpornościowy atakuje wszystko, co uzna za obce. Odpowiedź nieswoista następuje natychmiast, a do akcji wkraczają granulocyty, makrofagi czy monocyty. Jednak nie jest to reakcja zbyt precyzyjna i nie zawsze w jej wyniku patogeny zostaną usunięte. Co więcej, ten rodzaj reakcji nie wytwarza pamięci immunologicznej.
      Do tego, by organizm zapamiętał dany patogen potrzebna jest bardziej wyspecjalizowana odpowiedź swoista, kiedy to organizm wytwarza przeciwciała zwalczające konkretne zagrożenie. To bardziej precyzyjne uderzenie w patogen, jednak od momentu infekcji do pojawienia się skutecznej odpowiedzi swoistej musi minąć nieco czasu. Gdy już jednak układ odpornościowy wytworzy odpowiedź swoistą i zwalczy patogen, zapamiętuje go i przy kolejnej infekcji szybko przystępuje do działania, wyposażony już w specjalistyczne narzędzia do walki z konkretnym wirusem czy bakterią.
      Patogeny, czy to wirusy, bakterie, grzyby czy pasożyty, składają się z wielu różnych części, które często są charakterystyczne zarówno dla nich, jak i wywoływanych chorób. Takie części, które prowokują organizm do wytworzenia przeciwciał nazywa się antygenami. Gdy układ odpornościowy po raz pierwszy napotyka na antygen, potrzebuje nieco czasu, by wytworzyć przeciwciała. Jednak gdy już je uzyska, produkuje też specyficzne dla nich komórki pamięci. Komórki te pozostają w organizmie nawet po zwalczeniu patogenu. Dlatego też gdy zetkniemy się z nim po raz kolejny, nasz układ odpornościowy szybko przystępuje do ataku.
      Szczepienia zaś mają służyć wcześniejszemu nauczeniu układu odpornościowego rozpoznawania patogenu, bez potrzeby czekania na tę pierwszą infekcję, która może przecież okazać się bardzo niebezpieczna. Dzięki nim nasz układ odpornościowy uczy się bowiem, jak rozpoznać napastnika i gdy zetknie się z nim powtórnie, szybciej i łatwiej sobie z nim poradzi. Wszystkie szczepionki działają poprzez wcześniejsze – bezpieczne i kontrolowane – wystawienie organizmu na kontakt z patogenem lub jego fragmentem po to, by w przypadku ponownego kontaktu, układ odpornościowy był przygotowany do zwalczania wirusa lub bakterii.
      Rodzaje szczepionek
      Obecnie nikt nie wdmuchuje nam do nosa sproszkowanych strupów i nie nacina nam skóry, by wprowadzić materiał pobrany od chorej osoby. Stosowane są znacznie skuteczniejsze i bezpieczniejsze metody.
      Jedną z nich są szczepionki z żywym, atenuowanym wirusem lub bakterią. Zawierają one atenuowany czyli osłabiony patogen, który nie stanowi zagrożenia dla osób o prawidłowo działającym układzie odpornościowym. Jako, że takie patogeny są najbliższe temu, z czym możemy się zetknąć, szczepionki tego typu są świetnymi nauczycielami dla układu odpornościowego. W ten sposób szczepi się na odrę, świnkę czy różyczkę. To bardzo efektywny sposób zabezpieczenia przed chorobami. Jednak ze względu na to, że mimo wszystko mamy tutaj do czynienia z żywym patogenem, lepiej dmuchać na zimne. Szczepionek takich nie podaje się więc osobom o osłabionym układzie odpornościowym czy kobietom w ciąży.
      Istnieją również szczepionki z inaktywowanym, zabitym, patogenem. Nie są one jednak tak skuteczne, jak szczepionki z patogenem żywym, dlatego zwykle wymagają podania kilku dawek. Za przykład mogą tutaj służyć szczepionki przeciwko polio czy wściekliźnie.
      Dwa wymienione tutaj rodzaje to starsze typy szczepionek. Nowsze rodzaje zawierają nie całe patogeny, a ich fragmenty, antygeny. Szczepionki takie są bardziej jednorodne, podobne do siebie, niż szczepionki z patogenami. Są w wyższym stopniu powtarzalne i powodują mniej działań niepożądanych. Jednak zwykle też wywołują słabszą odpowiedź układu odpornościowego, niż szczepionki zawierające całe bakterie czy wirusy.
      Najnowszym rodzajem szczepionek, o których wszyscy usłyszeliśmy przy okazji pandemii COVID-19, są szczepionki wektorowe i mRNA. Oba rodzaje nie zawierają ani patogenu, ani jego antygenu. Zawierają zaś instrukcję, w jaki sposób nasz organizm ma sobie taki antygen samodzielnie wyprodukować.
      W szczepionkach wektorowych nośnikiem instrukcji – wektorem – jest zmodyfikowany wirus, pozbawiony genów powodujących chorobę oraz pozbawiony genów umożliwiającym mu namnażanie się. Do genomu tego nieszkodliwego wirusa wprowadzana jest dodatkowo instrukcja produkcji antygenu drobnoustroju, przed którym chcemy się chronić. Zatem, w przeciwieństwie do prawdziwej infekcji, do organizmu nie trafia pełny materiał genetyczny wirusa, a jego fragment. Nie ma zatem możliwości, by nasze komórki wyprodukowały wirusa. To, co się dzieje po szczepieniu, bardzo przypomina prawdziwą infekcję.
      Wektor wnika do komórek i wprowadza genetyczną instrukcję produkcji antygenu do jądra komórek naszego organizmu. Jako, że nasz wektor pozbawiony jest możliwości namnażania się, nie rozprzestrzenia się po organizmie. Ponadto co prawda jego DNA jest wprowadzane do jądra komórkowego, ale nie jest włączane do naszego genomu i nie replikuje się w kolejnych cyklach komórkowych. Na podstawie tego DNA powstaje RNA, które przemieszcza się z jądra komórkowego do cytoplazmy, tam staje się matrycą do produkcji antygenu. Ten zaś jest prezentowany na powierzchni „zakażonej” komórki. Układ odpornościowy rozpoznaje wrogi antygen, zwalcza go, zabijając komórkę i jednocześnie zapamiętuje antygen. Następnym razem będzie gotowy by szybko zaatakować wirusa. Zarówno ekspresja genów wirusa, jak i odpowiedź immunologiczna są krótkotrwałe i ograniczone do miejsca wstrzyknięcia szczepionki. To jednak wystarczy, by układ odpornościowy zapamiętał wroga na przyszłość.
      Szczepionki wektorowe mają zarówno wady, jak i zalety. Wywołują silną odpowiedź immunologiczną, na której nam zależy, a technologia ich produkcji jest dobrze opanowana. Jeśli jednak organizm już wcześniej zetknął się z wirusem użytym w roli wektora, to może szybko zacząć go zwalczać, przez co skuteczność szczepionki będzie niższa. Ponadto produkcja takich szczepionek jest dość skomplikowana.
      Powyższy problem rozwiązują szczepionki mRNA. Ich zastosowanie polega na wstrzyknięciu do organizmu wolnego (tj. niezwiązanego z nośnikiem, np. wirusem) materiału genetycznego w formie mRNA, który jest następnie pobierany przez komórki i poddawany ekspresji.
      Po wniknięciu do organizmu mRNA ze szczepionki jest przetwarzane przez organizm tak samo, jak „własne” mRNA z naszych komórek, tzn. na podstawie zawartej w nim instrukcji wytwarzane jest białko o ściśle określonej budowie, symulującej immunologiczną „sygnaturę” danego patogenu. Białko takie jest wykrywane przez układ immunologiczny jako obce i powoduje wytworzenie odpowiedzi oraz pamięci immunologicznej. Dzięki temu kiedy kolejny raz dojdzie do kontaktu z takim samym antygenem (tym razem na powierzchni wirusa z „prawdziwej” infekcji), reakcja będzie szybka i skuteczna – tak bardzo, że często nawet nie będziemy świadomi, że organizm właśnie zwalczył śmiertelne zagrożenie.
      Takie RNA w ogóle nie wnika do jądra komórkowego, zatem nie ma możliwości włączenia się do DNA naszych komórek ani replikacji. Prowadzi ono wyłącznie do wytworzenia antygenów, po czym ulega degradacji. Również i tutaj mamy do czynienia z krótkotrwałą obecnością w naszym organizmie materiału genetycznego wirusa, a jego pozostałości są w naturalny sposób szybko usuwane. Pozostaje nam po nim jedynie pamięć układu odpornościowego, przygotowanego dzięki szczepionkom na reakcję w przypadku prawdziwej infekcji.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego (UCSD) opracowano potencjalną szczepionkę przeciwko COVID-19, której przechowywanie nie wymagają użycia lodówki. Jej głównymi składnikami są wirusy roślin lub bakterii. Szczepionka jest na wczesnym etapie rozwoju, ale badania na myszach wykazały już, że po jej podaniu w organizmach zwierząt pojawił się bardzo wysoki poziom przeciwciał skierowanych przeciwko SARS-CoV-2. Jeśli okaże się, że szczepionka jest bezpieczna i skuteczna u ludzi, znakomicie ułatwi to i obniży koszty dystrybucji szczepionek, szczególnie na obszarach wiejskich i w ubogich krajach.
      Najbardziej ekscytujący jest fakt, że nasza technologia pozwala stworzyć termiczne stabilną szczepionkę, więc można będzie ją dostarczyć tam, gdzie nie ma odpowiednio wydajnych chłodziarek, czy gdzie nie można dojechać ciężarówką wyposażoną w tego typu urządzenia, mówi profesor nanoinżynierii Nicole Steinmetz, dyrektor Center for NanoImmunoengineering na UCSD.
      Uczeni z Kalifornii stworzyli dwie szczepionki. W pierwszej użyli wirusa mozaiki wspięgi chińskiej (CMPV). To wirus roślinny, którym od dawna budzi zainteresowanie naukowców. Wykorzystywany jest zarówno w pracach nad hybrydowymi materiałami umożliwiającymi stworzenie układów elektronicznych kompatybilnych z organizmami żywymi, jak i w badaniach z dziedziny immunoterapii antynowotworowej. Druga szczepionka powstała przy użyciu bakteriofagu Qbeta, który infekuje bakterie, w tym Escherichię coli.
      Obie szczepionki powstały według podobnego przepisu. Naukowcy użyli wspięgi chińskiej oraz E. coli do wyhodowania milionów kopii CMPV i Qbeta, które miały kształt kulistych nanocząstek. Następnie zebrali te nanocząstki i do ich powierzchni przyłączyli niewielki fragment białka S wirusa SARS-CoV-2. Z zewnątrz całość przypomina koronawirusa, więc układ odpornościowy może nauczyć się rozpoznawać patogen, a przyłączone na powierzchni fragmenty białka stymulują go do ataku. Ani bakteriofagi ani wirusy roślinne nie są zaś w stanie zainfekować ludzi czy zwierząt.
      Naukowcy wymieniają kilka olbrzymich zalet swoich szczepionek. Po pierwsze, można będzie je tanio produkować w dużych ilościach. Hodowla roślin jest dość prosta i nie wymaga złożonej infrastruktury. Z kolei fermenacja z udziałem bakterii to bardzo dobrze poznany proces, mówi Steinmetz. Po drugie, nanocząstki wirusów roślinnych i bakteriofagów są niezwykle stabilne w wysokich temperaturach. Wytworzone z nich szczepionki nie muszą być więc przechowywane w chłodzie. Mogą być też poddawane procesom produkcyjnym, w których używa się wysokich temperatur. Naukowcy z San Diego użyli takiego procesu do wyprodukowania szczepionek w formie plastrów i implantów, w ramach którego szczepionki były mieszane i rozpuszczane z polimerami w temperaturze bliskiej 100 stopniom Celsjusza.
      Dzięki temu zyskujemy więcej opcji podania szczepionki. Możliwe będzie bowiem albo jednorazowe wszczepienie niewielkiego biokompatybilnego implantu, który przez miesiąc będzie stopniowo uwalniał szczepionkę, albo zaoferowanie plastrów ze szczepionką i mikroigłami, które można będzie samodzielnie przylepić do skóry i w ten sposób samemu podać sobie szczepionkę. Wyobraźmy sobie, że takie plastry możemy wysłać pocztą do ludzi najbardziej narażonych na COVID-19. Nie musieliby oni wtedy opuszczać swoich domów i narażać się, by udać się do punktu szczepień, mówi profesor Jan Pokorski z UCSD Jacobs School of Engineering, którego zespół popracował implanty i plastry. Z kolei implanty przydałyby się osobom, które co prawda decydują się zaszczepić, ale z jakichś powodów nie chcą lub nie mogą zgłosić się po drugą dawkę, dodaje Pokorski.
      Podczas testów nowe szczepionki podawano myszom na wszystkie trzy sposoby: tradycyjnie za pomocą strzykawki, za pomocą implantu oraz za pomocą plastra. We wszystkich przypadkach w ich organizmach pojawiły się wysokie poziomy przeciwciał.
      Co ciekawe, te same przeciwciała neutralizowały wirusa SARS-CoV. Stało się tak dlatego, że zespół Steinmetz wybrał odpowiedni fragment białka S, który został użyty w szczepionkach. Jedna z jego części, epitop, jest niemal identyczny u SARS-CoV-2 i SARS-CoV. Fakt, że dzięki epitopowi układ odpornościowy uczy się rozpoznawać też innego śmiercionośnego wirusa, jest niezwykle ważny. Daje to nadzieję, że możemy stworzyć wspólną dla koronawirusów szczepionkę, która będzie chroniła także w przypadku przyszłych pandemii, cieszy się Matthew Shin.
      Kolejną zaletą tego konkretnego epitopu jest fakt, że dotychczas nie został on zmieniony przez żadną znaną mutację SARS-CoV-2. Dzieje się tak, gdyż epitop ten znajduje się w regionie białka S, które nie łączy się bezpośrednio z komórkami. Tymczasem podawane obecnie szczepionki przeciwko COVID-19 korzystają z epitopów z regionów, którymi białko S przyłącza się do komórek. A w regionach tych dochodzi do wielu mutacji. Niektóre z nich powodują, że wirus staje się bardziej zaraźliwy. Epitopy z regionów nie przyłączających się do komórek, nie ulegają tak szybkim zmianom.
      To jednak nie wszystkie zalety techniki opracowanej przez naukowców z UCSD. Nawet jeśli te szczepionki nie sprawdzą się przeciwko COVID-19, można je będzie szybko wykorzystać przeciwko innym wirusom, przekonuje Steinmetz. Wystarczy bowiem tą samą metodą uzyskać nanocząstki wirusów roślinnych lub bakteriofagów i dołączyć do nich fragmenty wirusów, innych patogenów czy biomarkerów, na które szczepionki mają działać. Używamy tych samych nanocząstek, tych samych polimerów, tego samego sprzętu i tych samych procesów chemicznych do połączenia wszystkiego w całość. Jedyną różnicą jest antygen, który przyłączamy do powierzchni.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy próbują wyjaśnić przyczynę zakrzepicy, do której dochodzi czasem po podaniu szczepionki firmy AstraZeneca. Dotychczas w Europie po podaniu 34 milionów dawek zaobserwowano co najmniej 222 podejrzane przypadki. Zmarło ponad 30 osób. O ile jednak dotychczas mogliśmy mówić o korelacji, teraz pojawiają się pierwsze próby wyjaśnienia tego zjawiska.
      W New England Journal of Medicine (NEJM) ukazały się dwa artykuły na ten temat. W pierwszym z nich opisano 11 pacjentów z Niemiec i Austrii, w drugim zaś 5 pacjentów z Norwegii. Oba zespoły badawcze odkryły, że u pacjentów występowały nietypowe przeciwciała, które rozpoczęły proces krzepnięcia.
      Naukowcy donoszą, że zaobserwowane objawy są podobne do małopłytkowości poheparynowej (HIT), niepożądanej reakcji na heparynę. Warto w tym miejscu zauważyć, że zakrzepica po podaniu szczepionki występuje wielokrotnie rzadziej niż HIT czy zakrzepica przy doustnej antykoncepcji.
      Na czele zespołu, który badał pacjentów z Niemiec i Austrii, stał specjalista od zakrzepów, Andreas Greinacher z Uniwersytetu w Greifswald. Uczeni opisują możliwy mechanizm pojawiania się zakrzepów w następujący sposób. szczepionka zawiera adenowirusa, który infekuje komórki i nakłania je do produkcji białka S. W każdej dawce znajduje się około 50 miliardów wirusów. Niektóre z nich mogą rozpadać się i uwalniać swoje DNA. Podobnie jak heparyna, DNA posiada ładunek ujemny, dzięki czemu może łączyć się z czynnikiem płytkowym 4 (PF4), który ma ładunek dodatni. Taki kompleks może skłaniać układ odpornościowy do produkcji przeciwciał, szczególnie, że jest on już i tak postawiony w stan gotowości w związku z podaniem szczepionki. Reakcja układu odpornościowego na znajdujące się poza komórkami DNA może prowadzić do zwiększenia koagulacji krwi.
      Możliwe też, że przeciwciała już znajdują się w organizmie pacjenta, a szczepionka tylko zwiększa ich liczbę. Wiele zdrowych osób posiada bowiem przeciwciała przeciwko PF4, jednak są one trzymane w ryzach przez mechanizm tolerancji obwodowej układu odpornościowego. Gdy zostajesz zaszczepiony, mechanizm ten może zostać zaburzony. Być może wówczas dochodzi do pojawiania zespołów autoimmunologicznych, do których mamy wcześniejsze predyspozycje, jak HIT, mówi Gowthami Arepally, hematolog z Duke University School of Medicine, która był zewnętrznym konsultantem firmy AstraZeneca.
      Wydaje się też, że wcześniejsze sugestie mówiąc, iż do zakrzepów przyczyniała się infekcja COVID-19 istniejąca w momencie podania szczepionki, mogą być nieprawdziwe. Żaden ze wspomnianych norweskich pacjentów nie miał bowiem COVID.
      Nieuprawnione są też spekulacje, jakoby to przeciwciała przeciwko białku S wchodziły w jakiś rodzaj niepożądanej reakcji z PF4. Gdyby tak było, podobne problemy występowałyby po podaniu niemal wszystkich szczepionek przeciwko COVID-19. Tymczasem brak doniesień, by szczepionki oparte na mRNA również powodowały nieprawidłowe krzepnięcie. Zespół Greinachera również przyjrzał się tej kwestii i nie zaobserwował, by przyczyną problemów były przeciwciała i ich reakcja z PF4.
      Kwestia reakcji na szczepionkę AstraZeneki wymaga jednak dokładnego wyjaśnienia, gdyż dzięki temu będziemy wiedzieć, czy podobne problemy mogą pojawić się w przypadku innych szczepionek wykorzystujących adenowirusy. Takie szczepionki produkuje Johnson&Johnson, CanSino i taką szczepionką jest też Sputnik V. Obecnie specjaliści przyglądają się też 4 przypadkom z USA, gdzie po podaniu szczepionki Johnson&Johnson również pojawiły się niepożądane objawy ze strony układu krwionośnego.
      Europejska Agencja Leków podkreśla, że korzyści z podania szczepionki AstraZeneki są znacznie większe niż ryzyko. Jednak wiele krajów ograniczyło jej stosowanie. Na przykład w Niemczech szczepionkę tę podaje się tylko osobom powyżej 60., a we Francji powyżej 55. roku życia. Argumentowane jest to tym, że młodsze osoby są mniej narażone na zgon z powodu COVID-19, zatem trudno w ich przypadku uzasadnić zwiększone ryzyko podawania szczepionki.
      W USA specjalny komitet doradczy proponuje, by osobom poniżej 30. roku życia podawać inne szczepionki.
      Europejska Agencja Leków nie zaleca takich działań. Tym bardziej, że ryzyko wynikające z podawania szczepionki jest niewielkie. Jak informuje David Spiegelhalter, statystyk z University of Cambridge, dla osób z grupy 20–29 lat ryzyko poważnych powikłań z powodu podania szczepionki wynosi ok. 1,1 na 100 000. Tymczasem ryzyko, że osoba z tej grupy wiekowej w ciągu najbliższych 4 miesięcy trafi na OIOM z powodu COVID wynosi od 0,8 do 6,9 na 100 000, w zależności od zachowywanych środków ostrożności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...