Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Bioróżnorodność i zróżnicowanie kulturowe są ze sobą powiązane

Rekomendowane odpowiedzi

Zróżnicowanie kulturowe, którego objawem jest zróżnicowanie językowe, oraz bioróżnorodność są ze sobą związane, a zachowanie tego związku może być kluczem zarówno do ochrony bioróżnorodności, jak i ochrony rodzimych kultur Afryki, a być może i całego świata – stwierdzają naukowcy z USA i Wielkiej Brytanii. Jeśli chcesz zachować bioróżnorodność, to złym pomysłem jest wyłączanie z tego procesu rdzennej ludności, która prawdopodobnie pomogła stworzyć tę bioróżnorodność, mówi profesor Larry Gorenflo z Penn State.

Profesor Gorenflo specjalizuje się w architekturze krajobrazu, geografii i badaniu kultur Afryki. Ludzie są częścią ekosystemu, a nasze badania pokazują, że należy bardziej zaangażować lokalne społeczności zamieszkujące regiony o kluczowej bioróżnorodności.

Gorenflo we współpracy z Suzanne Romaine, lingwistką z University of Oxford, przyjrzał się 48 obszarom Afryki, które UNESCO uznaje za miejsca światowego dziedzictwa naturalnego. Naukowcy przeanalizowali dane geograficzne o językach występujących na tych obszarach i stwierdzili, że żyje tam ponad 8200 gatunków zwierząt z badanych grup oraz ludzie mówiący w sumie 147 językami. We wszystkich miejscach, z wyjątkiem jednego – pustyni Namib – żyli ludzie.

Wiadomo jednak, że ludzie zamieszkują nie tylko inne miejsca światowego dziedzictwa naturalnego, ale że do pewnego stopnia kształtują tamtejsze środowisko naturalne i robią to od długiego czasu. Wniosek z naszych badań jest następujący: zróżnicowanie kulturowe i bioróżnorodność są ze sobą powiązane. Jeśli tak, jest to silny argument za tym, by włączyć rdzennych mieszkańców w zarządzanie ekosystemem, w którym żyją, stwierdza Gorenflo.

Co więcej, naukowcy zauważyli, że liczba języków, jakimi posługują się ludzie na badanych obszarach, jest proporcjonalna do liczby żyjących tam gatunków.

W czasie swoich badań naukowcy wykorzystali bazę lingwistyczną Ethnologue, dane z listy zagrożonych gatunków Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) oraz z Birdlife Intenational.

Stwierdziliśmy, że jeśli w którymś miejscu światowego dziedzictwa naturalnego zauważysz dużą liczbę języków, stwierdzisz tam też dużą liczbę gatunków. Związek ten może wynikać z faktu, że złożone środowisko naturalne prowadzi do wytworzenia się bardziej złożonej mozaiki kulturowej, ale tego nie wiemy na pewno, mówi Gorenflo.

Zdaniem uczonego, jeśli rdzenni mieszkańcy są przenoszeni lub ich wpływ na lokalne środowisko przyrodnicze zostaje zmarginalizowany, dochodzi wówczas do spadku bioróżnorodności. Naszym celem jest przyjrzenie się kilu wybranym miejscom i sprawdzenie, w jaki sposób można zmienić praktyki zarządzania terenami o dużej bioróżnorodności i włączyć lokalne społeczności w zarządzanie nimi, dodaje naukowiec.

Gorenflo chce obecnie dokładniej zbadać związek pomiędzy bioróżnorodnością a zróżnicowaniem lingwistycznym w górach Eastern Arc w Tanzanii. Planuje też badania na Vanuatu, w Indo-Birmie czyli regionie obejmującym Kambodżę, Laos, Wietnam, Mjanmę i południe Chin, oraz Mezoamerykę.

Z badaniami Gorenflo i Romaine można zapoznać się w artykule Linguistic diversity and conservation opportunities at UNESCO World Heritage Sites in Africa.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wspólne śpiewy i tańce są uważane za jedną z cech ludzkiej kultury. Wiele badań pokazało, że zjawiska takie występują powszechnie na całym świecie. Jednak badania, przeprowadzone przez antropologów z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davies i Arizona State University, rzucają wyzwanie przekonaniu, jakoby tańce i śpiewanie kołysanek dzieciom były czymś wrodzonym. W Current Biology opisali oni wyniki badań, prowadzonych w latach 1977–2020 wśród łowców-zbieraczy Północnych Aché z Paragwaju.
      Nie licząc wspólnego śpiewania w kościołach, wprowadzonego przez misjonarzy, dorośli Północni Aché śpiewają w samotności i przy niewielu okazjach. O ile wiemy, antropolodzy nigdy nie zaobserwowali, by Północni Aché tańczyli lub śpiewali piosenki dzieciom, mówi profesor Manvir Singh z UC Davis.
      Przyczynkiem do badań były prace profesora Kima Hill z Arizona State University. Uczony w latach 1977–2020 spędził łącznie 120 miesięcy wśród Północnych Aché. Szczegółowo dokumentował różne aspekty ich życia i zachowania, w tym ich związki z muzyką. Jego spostrzeżenia pokazują, że biologia i transmisja kulturowa odgrywają oddzielne role w pojawieniu się i utrzymaniu tańca oraz kołysanek. Badania wspierają tezę, że taniec i kołysanki to zachowania wyuczone, które nie pojawiają się spontanicznie. Muszą zostać wynalezione, dopracowane i przekazane.
      Hill, który jest współautorem artykułu, zauważył, że u Północnych Aché mężczyźni śpiewają więcej niż kobiety. Ich piosenki opowiadają głównie o polowaniach, czasem o konfliktach społecznych czy ostatnich wydarzeniach. Kobiety najczęściej śpiewają o zmarłych bliskich osobach. Dzieci czasem naśladują piosenki dorosłych.
      Jednak ani Hill, ani inni badacze nie zauważyli, by Północni Aché kierowali swoje piosenki lub tańce do dzieci. To nie jest tak, że oni nie czują potrzeby posiadania czegoś w rodzaju kołysanek. Rodzice Aché uspokajają dzieci używając odpowiedniej intonacji, za pomocą mimiki czy łaskotania. Gdyby zaprezentować im kołysanki, prawdopodobnie by ich używali, mówi Singh.
      Uczony już wcześniej prowadził badania etnomuzykologiczne stwierdził, że tańce oraz kołysanki są uniwersalnym ludzkim zachowaniem. Do podobnych wniosków dochodzili też inni badacze. Profesor Hill skontaktował się z Singhem i poinformowała go, że Północni Aché mogą być wyjątkiem od reguły.
      Wiele wskazuje jednak na to, że w przeszłości Północni Aché posiadali kołysanki i wspólnie tańczyli. Mogli utracić te elementy kultury wówczas, gdy ich liczba dramatycznie spadła – za czasów dyktatury Stroessnera w połowie XX wieku byli masakrowani i niewoleni – lub też, gdy osadzono ich w rezerwatach, kiedy to zajmowane przez nich tereny skurczyły się z 20 000 km2 do około 50 km2. W tym też czasie mogli utracić wiele innych elementów swojego dziedzictwa kulturowego, w tym szamanizm, umiejętność uprawiania ogrodów w dżungli i rozpalania w niej ognia.
      Utrata tych elementów kultury wskazuje, że tańce i kołysanki nie są wrodzoną ludzką właściwością, jak uśmiech. Bardziej przypominają posługiwanie się ogniem. Trzeba je wynaleźć i przekazać kolejnym pokoleniom. To nie przekreśla możliwości, że ludzie mają zapisaną w genach adaptację do tańca czy reagowania na kołysanki. Jednak to oznacza, że transmisja kulturowa odgrywa w tych aspektach znacznie większa rolę niż wielu badaczy, w tym i ja, podejrzewało, stwierdza Singh.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Fenicjanie pojawili się na wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego już w III tysiącleciu p.n.e. Z czasem rozprzestrzenili się po całym basenie Śródziemiomorza, stając się jedną z najbardziej wpływowych kultur morskich w dziejach. W VI wieku jedna z ich kolonii, Kartagina, była dominującą siłą w regionie. Naukowcy z Instytutu Maxa Plancka i Uniwersytetu Harvarda postanowili dowiedzieć się więcej o przodkach Kartagińczyków i zbadać ich związki genetyczne z mieszkańcami Fenicji. Wyniki badań były dla nich zaskoczeniem.
      Znaleźliśmy zaskakująco mało genów z Lewantu u Kartagińczyków z zachodniej i środkowej części Morza Śródziemnego, mówi główny autor badań Harald Ringbauer. To pokazuje, że kultura fenicka rozprzestrzeniała się nie poprzez masową migrację, ale przez dynamiczne procesy transmisji i asymilacji.
      Naukowcy zbadali genom 210 osób, z których 196 pochodziło z 14 miejsc w Lewancie, Afryce Północnej, na Półwyspie Iberyjskim, Sycylii, Sardynii czy Ibizie, identyfikowanych jako fenickie lub kartagińskie. Z badań wynika, że Fenicjanie z Lewantu mieli niewielki udział w genomie Kartagińczyków z VI-II wieku p.n.e.
      Okazało się, że świat kartagiński był genetycznie niezwykle różnorodny. W każdym zbadanym przez nas miejscu pochodzenie etniczne ludności było bardzo zróżnicowane. Największy udział miały geny podobno do genetyki współczesnych mieszkańców Sycylii i regionu Morza Egejskiego, a bardzo wielu Fenicjan miało znaczącą domieszkę genów z północy Afryki, wyjaśnia profesor David Reich z Uniwersytetu Harvarda.
      Badania dowodzą, że kultura fenicka była bardzo kosmopolityczna. Na terenach zdominowanych przez Kartagińczyków ludzie z Afryki Północnej łączyli się z osobami, których przodkowie pochodzili w dużej mierze z północy (Sycylia) i północnego wschodu (Morze Egejskie). Ważną rolę w poszerzaniu wpływów Fenicjan odgrywały więc nie tylko handel i zakładanie kolonii, ale również małżeństwa i mieszanie się różnych populacji. Naukowcy znaleźli nawet blisko spokrewnione dwie osoby – które łączyły osoby pradziadków – z których jedną pochowano na Sycylii, a drugą na północy Afryki.
      Odkrycia te stanowią kolejne dowody pokazujące, że mieszkańcy basenu Morza Śródziemnego są ze sobą silnie powiązani. Przemieszczają się oni na duże odległości i łączą ze sobą. Badania takie pokazują, jak ważna jest analiza starożytnego DNA, dzięki której możemy poznać społeczności, o których mamy stosunkowo niewiele informacji ze źródeł historycznych, dodaje profesor Ilan Gronau z izraelskiego Uniwersytetu Reichmana.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wszystko zaczęło się od przypadkowej obserwacji, mówi Li Zhang z University of Southern California. Wraz z kolegami zauważył, że gdy mysz trafi na inną nieprzytomną mysz, wchodzi z nią w intensywną interakcję. Najpierw ją wącha, później zaczyna  przeczesywać jej futro, a gdy to nic nie daje, liże oczy nieprzytomnej towarzyszki, w końcu gryzie jej usta i wyciąga język, by otworzyć drogi oddechowe. Wyciąganie języka zaobserwowano w ponad 50% przypadków. Działania takie przypominają to, co ludzie robią podczas udzielania pierwszej pomocy.
      Dotychczas pojawiały się anegdotyczne informacje o udzielaniu pierwszej pomocy przez słonie czy małpy, jednak brak było doniesień odnośnie myszy. Dlatego też Zhang i jego zespół przeprowadzili serię eksperymentów, by przekonać się, jaki jest cel takich działań. Uzyskane wyniki były dla nas szokiem. Zdaliśmy sobie sprawę, że myszy udzielają pierwszej pomocy, mówi Zhang.
      W ramach eksperymentów naukowcy pozbawiali myszy świadomości i sprawdzali, jak zachowują się inne myszy. Na przykład gdy do pyska nieprzytomnej myszy wsadzili jakiś obiekt, zajmująca się nią mysz wyciągała go w 80% przypadków. A wyjmowanie języka na zewnątrz rzeczywiście udrażniało drogi oddechowe. Uczeni zauważyli też, że działania ratunkowe były częściej podejmowane w przypadku znajomej myszy niż obcej, co wskazuje, że zwierzęta nie były motywowane agresją. Co interesujące, samice częściej niż samce podejmowały działania ratunkowe wobec obcych myszy, co może sugerować, że mają w sobie więcej współczucia. Warto też dodać, że badane myszy nie miały wcześniej do czynienia z nieprzytomnym zwierzęciem, a to wskazuje, iż umiejętność podejmowania działań ratunkowych jest wrodzona.
      Działania ratunkowe przynosiły efekt. Myszy, wobec których zostały one podjęte, odzyskiwały przytomność szybciej niż te, których nie ratowano. Natomiast myszy udzielające pomocy, gdy tylko nieprzytomna mysz zaczęła się poruszać, zmniejszały intensywność swoich działań, a w końcu ich zaprzestawały.
      Naukowcy zidentyfikowali też regiony w mózgu aktywujące się w reakcji na napotkanie nieprzytomnego zwierzęcia oraz w momencie udzielania mu pomocy. Nie są jednak zgodni co do tego, czym jest spowodowane takie zachowanie u myszy. Niektórzy zauważają, że u ludzi chęć niesienia pomocy interpretowana jest jako zachowanie prospołeczne, wynik rozwoju kultury, coś, czego uczymy się od innych. Tymczasem badania na myszach mogą sugerować, że jest to zachowanie wrodzone, automatyczne. Inni nie zgadzają się z taką opinią twierdząc, że zachowanie zwierząt nie ma nic wspólnego z udzielaniem pierwszej pomocy, a jest podyktowane tylko ciekawością.
      Badania nad myszami prowadziły niezależnie od siebie trzy laboratoria i wszystkie uzyskały podobne wyniki. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego zachowania u myszy laboratoryjnych, ale też nigdy wcześniej nie umieszczaliśmy odzyskującej siły myszy w klatce z innym zwierzęciem. Fakt, że trzy niezależne laboratoria uzyskały podobne wyniki, oznacza, że eksperymentom tym można ufać. Jednak przestrzegłabym przed zbytnią antropomorfizacją takich zachowań u nieczłowiekowatych czy przypisywaniu myszom intencji wykraczających poza to, co obserwujemy, mówi Cristina Márquez z Uniwersytetu w Coimbrze.
      Eksperymenty pokazują jednak, jak mało wiemy o zwierzętach. Tego typu zachowania mogą u nich występować znacznie bardziej powszechnie niż sądzimy czy chcielibyśmy przyznać. Szczególnie wśród zwierząt społecznych. Jednak powtórzenie takich obserwacji u dziko żyjących myszy będzie bardzo trudno. Żyją one bowiem w niewielkich grupach i dobrze się przed nami ukrywają. Jednak fakt, że jakichś zachowań u zwierząt nie widzimy, nie oznacza, że ich nie ma, dodaje Márquez.
      Badania opublikowano na łamach Science w artykułach Reviving-like prosocial behavior in response to unconscious or dead conspecifics in rodents, A neural basis for prosocial behavior toward unresponsive individuals oraz Rescue-like behavior in a bystander mouse toward anesthetized conspecifics promotes arousal via a tongue-brain connection.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pochodzenie języka wciąż stanowi tajemnicę. Nie wiemy, kiedy nasi przodkowie zaczęli mówić, czy jesteśmy jedynym gatunkiem na Ziemi zdolnym do złożonej komunikacji głosowej. Nie wiemy też, czy jesteśmy jedynym gatunkiem hominina, który posługiwał się zaawansowaną mową. Wiemy za to, że nasi najbliżsi kuzyni, neandertalczycy, posiadali struktury anatomiczne konieczne do produkcji mowy oraz wariant genu łączony ze zdolnością mówienia. Jednak dotychczasowe badania sugerują, że ich zdolności językowe były bardzo ograniczone w porównaniu z naszymi. Co więc spowodowało, że potrafimy posługiwać się niezwykle złożoną mową? Niewykluczone, że tę zdolność zawdzięczamy... wariantowi pewnego białka.
      W Nature Communications ukazał się interesujący artykuł autorstwa naukowców z The Rockefeller University, w którym opisują oni swoje badania nad ludzkim wariantem proteiny NOVA1. To specyficzne dla neuronów białko zaangażowane w dojrzewanie i metabolizm RNA. Jest ono niezbędne do prawidłowego rozwoju. U człowieka współczesnego występuje właściwa tylko dla naszego gatunku zmiana. Na 197. aminokwasie NOVA1 u Homo sapiens występuje walina tam, gdzie u denisowian i neandertalczyków znajduje się izoleucyna.
      Uczeni z Rockefellera postanowili zbadać wpływ tej zmiany na fizjologię. Stworzyli więc myszy posiadające specyficzny dla ludzi wariant NOVA1 i przeanalizowali zmiany molekularne i behawioralne, jakie to za sobą pociągnęło.
      Stwierdzili, że ten specyficzny dla nas wariant spowodował pojawienie się u myszy zmian w regionach mózgu odpowiedzialnych za wokalizację. Te zmiany na poziomie molekularnym miały swoje konsekwencje w zachowaniu zwierząt. Wokalizacje zarówno młodych, jak i dorosłych myszy były inne niż naturalne. Nasze odkrycie sugeruje, że ten specyficzny dla ludzi wariant NOVA1 może być częścią procesów ewolucyjnych, jakie zaszły u naszego przodka, i możliwe jest że procesy te brały udział w rozwoju języka mówionego, stwierdzają autorzy badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na stanowisku Buen Suceso w Ekwadorze znaleziono unikatowy pochówek kultury Manteño. Była to jedna z ostatnich kultur regionu przed kolonizacją. Pojawiła się około 600 roku, natomiast sam pochówek datowany jest na lata 771–953. Archeolodzy, którzy go badali stwierdzili, że ciężarna kobieta prawdopodobnie została złożona w ofierze, a jeszcze zanim umarła odcięto jej dłonie i nogę.
      Pochówek nr 10 jest wyjątkowy zarówno dlatego, że zawiera młodą kobietę i jej nienarodzone dziecko, ze względu na złożone do grobu ozdoby z różnych kultur i okresów wykonane z muszli zawiśników, oraz ze względu na potraktowanie zmarłej, w tym odcięcie jej dłoni i lewej nogi.
      Kobietę pochowano na plecach, z głową skierowaną na zachód. W okolicach miednicy znaleziono szczątki płodu, w grobie nie było natomiast jej dłoni i lewej nogi, znaleziono jedynie pojedyncze kości palców dłoni. Badania radiowęglowe jednego z zębów trzonowych wskazały, że pochówek miał miejsce w latach 771–953.
      Na oczach zmarłej położono muszle małży z rodzaju Anadara, wokół ciała ułożono zaś muszle w kształcie księżyca. W pobliżu lewego ramienia i biodra znajdowały się dwa wisiorki z muszli. Oprócz nich archeolodzy odkryli wiele innych ozdób z muszli. Do grobu wsadzono też czaszkę jakiejś innej osoby. Około metr na północ od pochówku znaleziono wykonany z piaskowca przedmiot o gwiaździstym kształcie. Zaś długo po pochówku na klatce piersiowej umieszczono spalone resztki czegoś złożonego w ofierze. Datowanie wykazało, że ofiara ta pochodziła z lat 991–1025. Analizy szkieletu zmarłej wykazały, że miała ona 17–20 lat, a jej dziecko 7–9 miesięcy. Dodatkowa czaszka należała na osoby w wieku 25–35 lat.
      Archeolodzy przypuszczają, że młoda kobieta otrzymała cios w głowę (lub uległa wypadkowi) i zmarła. Przed pochówkiem, ale bardzo blisko czasu zgonu odcięto jej dłonie i lewą nogę. Została pochowana wraz z dobrami grobowymi pochodzącymi z kultury Manteño i kultur wcześniejszych. Po latach jej grób otwarto – albo przypadkiem, albo celowo gdyż był oznaczony – i na piersiach złożono resztki spalonej ofiary.
      Liczba i rodzaj dóbr grobowych czynią pochówek 10 wyjątkowym wśród dotychczas odkrytych pochówków kultury Manteño. Wyjątkowa jest również pozycja ciała oraz ślady uderzenia w czaszkę i usunięcia kończyn.
      Uderzenie oraz odcięcie kończyn wskazuje, że kobieta została złożona w ofierze lub brutalnie potraktowana w czasie śmierci. Dowody na ofiary z ludzi składane przez mieszkańców ekwadorskich wybrzeży są rzadkie. Europejscy kronikarze z XVI wieku wspominali, że ofiary takie składano, gdy zmarł lokalny przywódca lub gdy proszono bogów o przychylność. Za złożeniem w ofierze może przemawiać też dodatkowa czaszka. Mimo, że nie ma na niej śladów urazów, można przypuszczać, że i tę osobę spotkał gwałtowny koniec.
      Kobieta z pochówku 10 miała ramiona umieszczone pod miednicą, a sama miednica znajdowała się w anatomicznej pozycji. To wskazuje, że dłonie odcięto jej przed pochówkiem, niewykluczone, że miała związane ręce. Ich odcięcie może wskazywać na karę.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...