Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Niezwykłe odkrycie Polaków. Najstarszy znany cmentarz dla zwierząt

Rekomendowane odpowiedzi

W 2011 roku Marta Osypińska i jej koledzy z Polskiej Akademii Nauk prowadzili prace wykopaliskowe pod rzymskim wysypiskiem śmieci w starożytnym porcie Berenice na wybrzeżach Morza Czerwonego, gdy natrafili na intrygujące znalezisko. W 2017 roku informowali, że znaleźli szczątki około 100 zwierząt, głównie kotów, o które ludzie dbali. Stwierdzili, że to dowód na istnienie w Berenice bliższych relacji pomiędzy ludźmi a zwierzętami. Teraz okazuje się, że mamy tu do czynienia z czymś więcej.

Najnowsze analizy wykazały, że mamy tutaj do czynienia z najstarszym znanym nam cmentarzem zwierząt domowych. Nie były to zwierzęta, które poświęcano, by towarzyszyły właścicielom po śmierci, nie złożono ich w ramach uroczystości religijnych. Był to taki cmentarz jakie istnieją współcześnie – miejsce pochówku domowych pupili, a właściwie członków rodziny.

Nigdy nie widziałem takiego cmentarza, mówi Michael MacKinnon z University of Winnipeg, który badał rolę zwierząt w basenie Morza Śródziemnego. W starożytnej historii trudno jest znaleźć ślady wskazujące, by zwierzęta stanowiły część rodziny. Jednak myślę, że tutaj były one częścią rodziny.

Psy i koty złożono w indywidualnych grobach, wyglądają jakby spały. Wiele z nich ma obroże i inne ozdoby. Widać, że ich właściciele dbali o nie, gdy były ranne i stare. Dotychczas znaleziono szczątki niemal 600 psów i kotów, a wraz z nimi dowody, że zwierzęta były cenione i kochane. Ostatniego pochówku dokonano około 2000 lat temu. Mamy tutaj do czynienia z cmentarzem zwierząt, a to oznacza, że takie podejście do domowych pupili, uznawanie ich za członków rodzin, nie było obce starożytnym.

Szczegółowe analizy wykazały, że zwierzęta złożono do grobów delikatnie, miejsca pochówku zostały zaś wcześniej przygotowane. Wiele z pochowanych psów i kotów nakryto tkaninami lub przykryto szczątkami ceramiki, tworząc w ten sposób rodzaj sarkofagu, mówi Osypińska.

Ponad 90% złożonych tu zwierząt stanowią koty. Wiele z nich ma żelazne obroże lub naszyjniki ozdobione szkłem i muszlami. Jeden z kotów został złożony na skrzydle dużego ptaka.

Naukowcy nie znaleźli żadnych śladów mumifikacji, składania zwierząt w ofierze czy innych praktyk, jakie spotykamy na innych stanowiskach archeologicznych. Wydaje się, że przyczyną śmierci wielu zwierząt były urazy lub starość. Niektóre koty mają połamane kości, co mogło być spowodowane przez upadek z wysokości lub kopnięcie przez konia. Inne żyły krótko, a zabić je mogły choroby zakaźne.

Psy, które stanowią około 5% pochówków, zwykle były w chwili śmierci starsze niż koty. Wiele z nich straciło większość zębów, cierpiało na paradontozę i zwyrodnienia stawów. Widzimy tutaj zwierzęta, które miały bardzo ograniczoną możliwość poruszania się. Takie zwierzęta muszą być karmione, by przeżyć. Czasem, jak na przykład w przypadku niemal bezzębnych zwierząt, musiał być to jakiś specjalnie przygotowany pokarm, wyjaśnia Osypińska.

Niewielki odsetek pochowanych stanowią małpy.

Sam fakt, że ludzie tak bardzo dbali o zwierzęta domowe, szczególnie w tym trudnym regionie, do którego niemal wszystkie zasoby trzeba było importować, oraz że chowali zmarłe zwierzęta z troską, wskazuje na silny emocjonalny związek pomiędzy ludźmi a ich domowymi pupilami. Nie robili tego dla bogów, ani dla osiągnięcia jakichś korzyści, stwierdza Osypińska. Uczona dodaje, że widoczna tutaj więź jest niezwykle podobna do więzi, jaką z psami i kotami nawiązują ludzie współcześni.

Marta Osypińska ma nadzieję, że jej odkrycie przekona innych archeologów, że warto też badać domowych pupili. Początkowo niektórzy bardzo doświadczeni archeolodzy zniechęcali mnie do badań mówiąc, że zwierzęta domowe nie mają znaczenia dla badania życia ludzi w starożytności. Mam nadzieję, że wyniki moich badań pokazują, iż warto przyjrzeć się też tej kwestii.

Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach pisma World Archeology.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Architektura starożytnego Rzymu kojarzy nam się z marmurowymi kolumnami, posągami i budynkami wyłożonymi właśnie marmurem. Rzymianie rzeczywiście używali tego kamienia, a jako że był kosztowny, często cienkimi marmurowymi płytami wykładano budowle wykonane z tańszych materiałów. Jednak do dzisiaj nie udało się znaleźć żadnego warsztatu przetwarzającego marmur w epoce Cesarstwa, niewiele więc wiemy o wykorzystywanych technikach.
      Profesor Cees Passchier z Instytutu Nauk o Ziemi Uniwersytetu Gutenberga w Moguncji, wraz z kolegami z Niemiec, Turcji i Kanady postanowił więcej dowiedzieć się o obróbce marmuru przed dwoma tysiącami lat. Naukowcy przeprowadzili szczegółowe analizy marmurowych płyt z rzymskiej willi z II wieku. Następnie użyli specjalistycznego oprogramowania wykorzystywanego do trójwymiarowego modelowania struktur geologicznych. I poinformowali na łamach Journal of Archeological Science: Reports, że rzymskie techniki obróbki marmuru były najprawdopodobniej bardziej oszczędne niż techniki dzisiejsze. Powstawało bowiem mniej odpadów, zatem mniej materiału było marnowane.
      Uczeni zbadali, zmierzyli i sfotografowali 54 marmurowe płyty z marmuru cipollino verde, którymi wyłożone były ściany willi w Efezie na tureckim wybrzeżu. Każda z płyt miała powierzchnię około 1,3 metra kwadratowego. Badając ślady na krawędziach płyt naukowcy stwierdzili, że marmur był cięty za pomocą metalowej piły hydraulicznej. Z kolei dzięki rekonstrukcji wzorców na płytach uczeni stwierdzili, że 42 płyty zostały wycięte z pojedynczego bloku marmuru o masie 3-4 ton. Następnie 40 z nich zamontowano na ścianach willi w kolejności, w jakiej były wycinane, dzięki czemu uzyskano symetryczny wzór.
      Używając wspomnianego wcześniej oprogramowania, naukowcy stworzyli trójwymiarowy model bloku, z którego płyty wycinano, co z kolei pozwoliło im ocenić, ile materiału zostało zmarnowanego. Płyty mają grubość około 16 milimetrów, a przerwy między nimi, powstałe przez cięcie i polerowanie, wynoszą około 8 milimetrów. Zatem utrata materiału związana z produkcją jest tutaj mniejsza niż utrata materiału w wielu dzisiaj stosowanych metodach produkcji marmuru. Możemy więc stwierdzić, że pozyskiwanie marmuru w imperialnym Rzymie było procesem niezwykle wydajnym, mówi profesor Passchier.
      Dwie z 42 wspomnianych płyt zamontowano w innym miejscu. Ułożenie tych płyt sugeruje, że prawdopodobnie pękły one w czasie polerowania lub transportu. To oznacza, że z powodu pęknięcia tracono zaledwie 5% płyt, co jest zadziwiająco dobrym wynikiem, mówi Passchier. Tak niski odsetek pękniętych płyt oznacza, zdaniem uczonego, że do Efezu przywieziono cały marmurowy blok, a jego cięcie i polerowanie odbywało się na miejscu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Atenach, na dnie studni sprzed 2500 lat znaleziono 30 ołowianych tabliczek z klątwami. Tabliczki, odkryte w Kerameikos, głównym cmentarzu starożytnych Aten, przywoływały bóstwa świata podziemnego, by wyrządziły krzywdę innym ludziom. Tego typu klątwy zwykle spisywano na niewielkich ołowianych obiektach.
      Znamy dziesiątki podobnych tabliczek pochodzących z okresu klasycznego. Jednak dotychczas znajdowano je w grobach osób, które przedwcześnie zmarły. Tylko jedna znaleziona wcześniej tabliczka została wrzucona do studni. Istniała jednak ważna przyczyna, dla której zwyczaj uległ zmianie i tabliczki zamiast do grobów trafiły do studni.
      Studnia znajduje się na terenie publicznych łaźni, które były używane od V do I wieku przed Chrystusem. O jej istnieniu wspomina zarówno Arystofanes, jak i mówca Izajos z Chalkis. Dotychczas obszar ten nie był dobrze zbadany. Jedyne wykopaliska prowadzili tam niemieccy archeolodzy przed II wojną światową.
      Dopiero teraz zajęli się nim specjaliści i odkryli studnię, wewnątrz której znaleźli skyfosy (naczynia do picia), kratery (naczynia do mieszania wina z wodą), lampy, naczynia do pobierania wody, część mechanizmu studni i liczne brązowe monety. Jednak najciekawszym znaleziskiem są właśnie ołowiane tabliczki z przekleństwami.
      Jak wiemy od Cycerona Demetriusz z Faleronu, który rządził Atenami w latach 317–307 p.n.e. wprowadził nowe przepisy dotyczące organizacji pogrzebów. Zakazano wówczas czarnej magii i nie wolno było już umieszczać w grobach tabliczek z klątwami.
      Jak więc wyjaśnia doktor Jutta Stroszeck, która kieruje wykopaliskami w Kerameikos, mieszkańcy Aten musieli znaleźć inny sposób kontaktu ze światem podziemnym. Wygląda więc na to, że wrzucali tabliczki do studni. Wierzyli że woda w rzekach i studniach ma bezpośredni kontakt z podziemiami. A naczynia znalezione w studni to dary dla nimf opiekujących się źródłami wody.
      Wydaje się, że istniały cztery główne przyczyny, dla których Ateńczycy kogoś przeklinali. Chcieli w ten sposób wygrać proces sądowy (wówczas klątwa dotyczyła języka i dłoni przeciwnika), z powodów biznesowych (przeklinano kowali, bankierów czy prostytutki), by wygrać zawody sportowe oraz z przyczyn związanych z miłością i nienawiścią.
      Do sporządzania klątwy wynajmowano specjalizujących się w tym profesjonalistów, którzy znali odpowiednie formułki i posiadali nadprzyrodzone zdolności. Po spisaniu przekleństwa tabliczka była zwijana, przebijana żelaznym gwoździem i czasem przybijana do trumny osoby, która miała ją zanieść do świata podziemnego.
      Z klątw nie czyniono tajemnicy. Wiemy, że słynny strateg Alcybiades, który miał wielu wrogów, był często przeklinany. Został nawet oficjalnie przeklęty w Atenach. Podobnie przeklęto Kassandrosa, jednego z generałów Aleksandra Wielkiego.
      Klątwy stały się szczególnie popularne w V wieku, kiedy to doszło do znaczącego wydarzenia. Trwał wówczas gorący spór polityczny, w którym stroną był Perykles. Podczas zgromadzenia publicznego przeciwko Peryklesowi wypowiadał się Tukidydes, który wygłaszał wspaniałą pełną pasji mowę. Nagle stracił zdolność mówienia i musiał zejść z podium. Prawdopodobnie doznał udaru, jednak wówczas ludzie uznali, że Tukidydes został skutecznie przeklęty. To może wyjaśniać dlaczego w V wieku p.n.e. ołowiane tabliczki z przekleństwami stały się w Kerameikos wyjątkowo rozpowszechnione.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kuglarze pochodzący z egipskiej Aleksandrii zabawiali ponad 2 tys. lat temu w Państwie Środka chińskich wielmożów. Jednak wbrew wcześniejszym twierdzeniom Egipcjanie nie przyczynili się do powstania chińskiego systemu zapisu – opowiada w rozmowie z PAP polski naukowiec.
      Wśród badaczy żyjących w XIX w. i wcześniej pojawiały się koncepcje, że źródeł chińskiego systemu zapisu należy szukać w kraju faraonów. Uważano bowiem, że cywilizacja egipska jest najstarsza. Dlatego jej zaawansowany know-how miał rozlać się wiele tysięcy lat temu na cały świat. Obecnie tego typu teorie są uważane za nieprawdziwe.
      Prof. Hieronim Kaczmarek z Uniwersytetu Szczecińskiego postanowił przyjrzeć się dawnym koncepcjom dotyczącym rzekomo bardzo dużego wpływu Egipcjan na powstanie cywilizacji chińskiej, a z pewnością na powstanie chińskiego systemu zapisu. Okazało się, że „winowajcami” mogli być greccy historycy antyczni, żyjący ok. 2 tys. lat temu. Jednakże autorzy ci zasięg wypraw Egipcjan ograniczali co najwyżej do Indii - uważa Kaczmarek.
      Dopiero wśród renesansowych, a więc mających 500 lat koncepcji, pojawiła się sugestia wskazująca na podobieństwo języka chińskiego do staroegipskiego – doszukiwano się też licznych podobieństw w sztuce starożytnego Egiptu i Chin. Było to związane ze wzrostem zainteresowania w Europie odległymi od niej obszarami, co było konsekwencją rozpoczęcia epoki odkryć geograficznych.
      Jednak wówczas tylko pojedyncze osoby w Europie znały chiński, natomiast egipskie hieroglify odczytano dopiero w XIX w. – mówi w rozmowie z PAP Kaczmarek. Dlatego – jak wyjaśnia – pierwsi badacze posiłkowali się analizami zabytków architektury i sztuki. W ten sposób chcieli udowodnić swoje koncepcje na temat podobieństwa tych dwóch odległych od siebie systemów zapisu. Zdarzało się też, że po prostu nadinterpretowali słowa greckich historyków.
      Niektórzy nowożytni badacze wierzyli na tej podstawie, że faraon Sesostris zbudował nad Morzem Czerwonym stocznie, które wykonały 400 okrętów. Te miały dopłynąć aż do Chin. Ale takie twierdzenia nie były poparte żadnymi dowodami w postaci zapisów czy też zabytków – opowiada naukowiec.
      Opowieści dotyczące kontaktów Egipcjan z mieszkańcami Dalekiego Wschodu pojawiły się ok. 2 tys. lat temu, a ich autorami byli greccy historycy piszący również o historii Egiptu. Co ciekawe, to właśnie mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęły się prawdziwe kontakty między tymi regionami. Być może zatem miało to wpływ na postrzegania wcześniejszych relacji – dodaje Kaczmarek.
      Jako przykład wskazuje jeden z dokumentów chińskich, z którego można się dowiedzieć, że w 105 r. p.n.e. wraz z poselstwem partyjskim do Chin dotarli kuglarze pochodzących z egipskiej Aleksandrii, nadmorskiego miasta położonego u jednego z ujścia Nilu.
      Z najnowszych badań wykopaliskowych wynika, że mniej więcej w tym samym czasie nastąpił rozkwit kontaktów handlowych między Egiptem a Dalekim Wschodem. Na przykład w egipskim nadczarnomorskim porcie odkryto przedmioty z Indii, Pakistanu, Wietnamu czy Jawy. Ale przepływ nie był jednostronny. Mniej więcej z II w. pochodzi waza aleksandryjska znaleziona w grobowcu w chińskiej prowincji Honan – wskazuje historyk. A o tym, że kontakty kupców z Dalekiego Wschodu z północnoafrykańskimi, więc i zapewne egipskimi, były bezpośrednie, przekonuje badacza fakt, że w kulcie cesarzy chińskich pewną rolę odgrywały afrykańskie zwierzęta.
      Porty nad Morzem Czerwonym istniały już w czasach budowy piramid, a więc 4,5 tys. lat temu, ale ówczesny zasięg floty był ograniczony co najwyżej do samego Morza Czerwonego – uważa Kaczmarek.
      Zwolennikiem poglądu o ścisłych kontaktach Indii i Egiptu był francuski geniusz – Jean Francis Champollion, który odczytał w XIX w. hieroglify. Twierdził, że po najeździe Egiptu 2400 lat temu przez władcę perskiego Kambyzesa II, Indie stały się miejscem azylu dla licznych Egipcjan. Z kolei niemiecki historyk sztuki i jeden z pionierów archeologii, Johann Joachim Winckelmann (1717-1768) wskazywał na rzekome podobieństwo w budowie ciała Egipcjan i Chińczyków. Obecnie tego typu poglądy nie są uznawane w świecie naukowym – dodaje Kaczmarek.
      Mniej więcej sprzed 2 tys. lat pochodzą jednak pozostałości tzw. Dzielnicy Obcokrajowców w południowej części miasta Memfis w północnym Egipcie. Część naukowców sądzi, że mieszkali tam osadnicy z Indii, o czym świadczą znajdowane tam zabytki z Dalekiego Wschodu.
      Między innymi rozważania dotyczące kontaktów starożytnych Egipcjan z Chinami w starożytności ukazały się nakładem Wydawnictwa Naukowego Uniwersytetu Szczecińskiego w tomie Miscellanea Aegyptiaca autorstwa prof. Hieronima Kaczmarka.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...