Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Naukowcy zbadali, kiedy w Polsce najłatwiej o kolizję z łosiem
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
W Kwintecie Stephana, na galaktycznym skrzyżowaniu, w którym dawne kolizje galaktyk pozostawiły po sobie liczne szczątki, dochodzi właśnie do kolejnego zderzenia. Bierze w nim udział galaktyka pędząca z prędkością 3,2 milionów km/h. Kolizję, w bezprecedensowej rozdzielczości, zaobserwował międzynarodowy zespół naukowy korzystający z William Herschel Telescope Enhaced Area Velocity Explorer (WEAVE). To supernowoczesny spektrograf, zamontowany przed dwoma laty na William Herschel Telescope na Wyspach Kanaryjskich.
Zderzenie zostało spowodowane przez galaktykę NGC 7318b, która przedziera się przez Kwintet. W jego efekcie powstała potężna fala uderzeniowa, podobna do fali, jaka ma miejsce, gdy samolot przekracza barierę dźwięku.
Kwintet Stephana został odkryty około 150 lat temu. To grupa powiązanych ze sobą grawitacyjnie pięciu galaktyk. Cztery z nich znajdują się w odległości około 290 milionów lat świetlnych od nas, piąta położona jest w odległości 40 milionów lś. Kwintet jest idealnym naturalnym laboratorium służącym do badań interakcji pomiędzy galaktykami. Nic więc dziwnego, że stał się pierwszym celem obserwacyjnym WEAVE.
Doktor Marina Arnaudova z University of Hertfordshire, która stoi na czele grupy badawczej, mówi, że Kwintet nie tylko doświadcza kolejnego w swej historii potężnego zderzenia, ale dzięki niemu astronomowie odkryli podwójną naturę fali uderzeniowej. W miarę, jak wędruje ona przez zimy gaz, ma prędkość hipersoniczną, w medium międzygalaktycznym Kwintetu porusza się z prędkością kilkunastokrotnie większą od prędkości dźwięku. Fala jest tak potężna, że wyrywa elektrony z atomów, pozostawiając za sobą świecący gaz, który obserwujemy za pomocą WEAVE. Jednak gdy fala przechodzi przez otaczający Kwintet gorący gaz, staje się znacznie słabsza. Zamiast dokonywać w nim zniszczeń, fala kompresuje gaz, co prowadzi do pojawienia się emisji w zakresie fal radiowych, którą rejestrują radioteleskopy, takie jak Low Frequency Array (LOFAR), doaje doktorant Soumyadeep Das.
Nowe, niezwykle szczegółowe informacje, zebrano dzięki połączeniu danych z WEAVE, LOFAR, Very Large Array i Teleskopu Jamesa Webba. Eksperci są przede wszystkim zachwyceni możliwościami WEAVE. Maja nadzieję, że nowy instrument zrewolucjonizuje naszą wiedzę o wszechświecie. Już ta pierwsza praca naukowa powstała za jego pomocą pokazała, jak wielki potencjał tkwi w spektrografie.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Firma Atlantic Wreck Salvage (AWS) poinformowała o odnalezieniu wraku transatlantyckiego liniowca, który zatonął w czasie dziewiczego rejsu po kolizji z inną jednostką. Le Lyonnais pochodził z początków epoki liniowców. Został wybudowany w 1855 roku w stoczni Laird & Sons dla Compagnie Franco-Americaine. Był jedną z sześciu jednostek wykorzystywanych przez to przedsiębiorstwo do przewożenia pasażerów i poczty przez Atlantyk. Le Lyonnais był wyposażony w dwie nowinki z epoki. Obok żagli miał śrubę napędzaną silnikiem parowym oraz żelazny kadłub.
Jednostka została zwodowana w styczniu 1856 roku. Miała wozić pasażerów na trasie Nowy Jork – Hawr. Drugiego października 1856 roku, podczas powrotu z dziewiczego rejsu, gdy Le Lyonnais płynął do Hawru, doszło do zderzenia z barkentyną Adriatic, która płynęła z Belfastu w stanie Maine do Savannah w Georgii. Adriatic nie zatrzymał się, a jego załoga skierowała jednostkę do najbliższego portu, Gloucester w stanie Massachusetts, gdzie dotarła dwa dni później i przeszła naprawy.
Załoga żaglowca początkowo nie wspomniała o kolizji sądząc, że parowiec w niej nie ucierpiał. Później jej kapitan napisał oświadczenie, które zostało opublikowane na łamach The New York Times 19 października. Parowiec nie zmieniał kursu, co oznaczało, że zmierza wprost na nasz ster. Próbowaliśmy ratować się zwrotem przez sztag, ale było za późno i uderzyliśmy w parowiec, czytamy.
W kadłubie Le Lyonnais pojawiła się seria niewielkich dziur, które załoga bezskutecznie próbowała załatać. W końcu trzy dni później liniowiec zatonął pochłaniając 114 pasażerów i członków załogi. Uratowało się 18 osób, które na łodziach dotarły na ląd.
Zatonięcie liniowca natychmiast stało się międzynarodową sensacją. Były to czasy, gdy statki i okręty przechodziły z napędu żaglowego na parowy, katastrofa wpisywała się więc w spory dotyczące technologii oraz w ówczesną sytuację geopolityczną. Pytano, które jednostki – żaglowe czy parowe – powinny mieć pierwszeństwo, jak na wodach międzynarodowych powinny zachowywać się jednostki z różnych krajów oraz czy kapitan Adriatica powinien ponieść odpowiedzialność.
Kapitan barkentyny Jonathan Durham nadal pływał, woził m.in. drewno do Francji. Władze zajęły jego statek, a jego samego postawiły przed sądem. Durham stał się celebrytą i bohaterem w USA. Wkrótce wybuchła wojna secesyjna i kwestia kolizji oraz odpowiedzialności nie została nigdy wyjaśniona.
Przedstawiciele AWS poinformowali, że Le Lyonnais spoczywa na dnie w odległości około 140 mil na wschód od Nantucket w stanie Massachusetts. Dokładnej lokalizacji nie zdradzili, nie chcą bowiem, by pojawili się tam inni nurkowie.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Na całym świecie rośnie liczba przypadków chorób przenoszonych przez wektory. Najbardziej znane wektory to komary, kleszcze czy pchły. Jedną z przenoszonych przez nie chorób jest denga, której liczba przypadków zwiększyła się w ciągu ostatnich 50 lat aż 30-krotnie czyniąc ją drugą, po malarii, najbardziej rozpowszechnioną chorobą wektorową. Badacze z UK Centre for Ecology & Hydrology, Uniwersytetów w Glasgow i Reading oraz Biomathematics and Statistics Scotland opracowali model, który pozwala przewidzieć rozprzestrzenianie się w Europie komara tygrysiego (Aedes albopictus) i ryzyka lokalnych zachorowań na dengę.
Komar tygrysi występował naturalnie w Azji Południowo-Wschodniej. Został jednak przez człowieka rozwleczony po całym świecie. Najnowsze dane European Centre for Disease Prevention and Control z maja bieżącego roku wskazują, że komar tygrysi jest już zadomowiony między innymi w znacznej części Hiszpanii, większości Francji, całych Włoszech, środkowych i południowo-zachodnich Niemczech oraz w Berlinie, na Węgrzech i na południu Słowacji. Jego obecność zarejestrowano też w Czechach, Austrii czy na południu Szwecji. W Polsce gatunku tego nie stwierdzono, jednak niewykluczone, że z powodu... braku danych. Zdecydowana większość obszaru naszego kraju jest oznaczona jako tereny, z których nie ma informacji.
W porównaniu z poprzednim raportem, z października 2023 roku komar tygrysi zadomowił się w kolejnych 6 regionach Francji i 1 regionie Niemiec i został zaobserwowany w nowych regionach w Hiszpanii, Holandii, Portugalii i Słowenii.
Jeszcze w 2000 roku na świecie odnotowano około 0,5 miliona zachorowań na dengę, w roku 2024 mamy już ponad 12 milionów chorych i ponad 8000 zgonów. Przyczyną jest zarówno zmiana klimatu, jak i zachowanie ludzi, dzięki którym komar łatwiej się rozmnaża i rozprzestrzenia.
Autorzy nowych badań stworzyli bardziej szczegółowy model niż dotychczas używane, który już prawidłowo przewidział miejscowości, w których w bieżącym roku nastąpią pierwsze zachorowania na dengę. Są wśród nich La Colle-sur-Loup, Baho i Montpellier-Pérols we Francji czy Vila-seca w Hiszpanii. Prognozujemy, że najbardziej narażone na dengę pozostaną południowe regiony Francji oraz północ Włoch. Są tam sprzyjające warunki klimatyczne, stabilna populacja komarów oraz duża liczba osób wracających z krajów tropikalnych, gdzie denga występuje, stwierdził główny autor badań, Dominic Brass. Dotychczas najbardziej na północ wysuniętym miastem, w którym wystąpiła denga, był Paryż. Pierwszego komara tygrysiego zaobserwowano tam w 2015 roku, a w roku ubiegłym zanotowano lokalne zachorowania. Co więcej, w bieżącym roku w Paryżu doszło też do lokalnego zachorowania na chikungunyę, inną tropikalną chorobę przenoszoną przez komary.
Autorzy badań ostrzegają jednak, że obszar występowania ryzyka zachorowań przesuwa się na północ. Z ich modelu wynika, że lokalnych zachorowań można spodziewać się też w Warszawie.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Podczas badań archeologicznych na stanowisku Łysa Góra (Rembielin) w pobliżu miejscowości Chorzele w powiecie przasnyskim dokonano sensacyjnego odkrycia. Eksperci z Państwowego Muzeum Archeologicznego, pracujący pod kierunkiem doktorów Wojciecha Borkowskiego i Bartłomieja Kaczyńskiego, znaleźli celtycki hełm z IV wieku przed naszą erą. To zaledwie drugie tego typu znalezisko na terenie naszego kraju. Pierwszy hełm celtycki znaleziono ponad 50 lat temu w Siemiechowie.
Łysa Góra to piaszczysta wydma na bagnach w dolinie rzeki Orzyc. Około VI wieku przed Chrystusem osiedlili się tam przedstawiciele kultury kurhanów zachodniobałtyjskich. Osadę odkryto w 1959 roku i od tej pory, z przerwą w latach 1971–1984, jest ona przedmiotem badań archeologicznych. Podczas obecnego sezonu wykopalisk znaleziono między innymi pozostałości umocnień, w tym kamienne licowania i ślady drewnianej palisady. Świadczą one o tym, że osada miała charakter obronny. Umocnienia były zapewne szczególnie przydatne zimą, gdy mokradła zamarzały.
Najważniejszym jednak ze znalezionych artefaktów jest wspomniany hełm. Ma on łukowaty nakarczek i stożkowatą kalotę (górną część) zakończoną podwójnym guzkiem. Wstępna analiza wykazała, że to hełm z brązu zbliżony do typu Berru, co pozwoliło datować go na IV w. p.n.e. Kompletne przykłady takich hełmów można obejrzeć w Muzeum Celtów w Hallein (Keltenmuseum Hallein). Zabytek jest w złym stanie, trafił do Działu Konserwacji Muzealiów Państwowego Muzeum Archeologicznego. Będzie się nim zajmował Mikołaj Organek, który specjalizuje się w konserwacji przedmiotów z brązu i żelaza. Prace konserwatorskie potrwają kilka miesięcy, po czym hełm trafi na przygotowywaną wystawę stałą.
Oprócz hełmu i umocnień archeolodzy znaleźli nożyce, siekiery, ciosła, półkoski oraz fibule, naszyjniki i bransolety.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Intel ogłosił, że wybuduje w Polsce supernowoczesny zakład integracji i testowania półprzewodników. Stanie on w Miękini pod Wrocławiem, a koncern ma zamiar zainwestować w jego stworzenie do 4,6 miliarda dolarów. Inwestycja w Polsce to część obecnych i przyszłych planów Intela dotyczących Europy. Firma ma już fabrykę półprzewodników w Leixlip w Irlandii i planuje budowę drugiej w Magdeburgu w Niemczech. W sumie Intel chce zainwestować 33 miliardy euro w fabrykę w Niemczech, zakład badawczo-rozwojowo-projektowy we Francji oraz podobne przedsięwzięcia we Włoszech, Hiszpanii i Polsce.
Zakład w Polsce ma rozpocząć pracę w 2027 roku. Zatrudnienie znajdzie w nim około 2000 osób, jednak inwestycja pomyślana została tak, by w razie potrzeby można było ją rozbudować. Koncern już przystąpił do realizacji fazy projektowania i planowania budowy, na jej rozpoczęcie będzie musiała wyrazić zgodę Unia Europejska.
Intel już działa w Polsce i kraj ten jest dobrze przygotowany do współpracy z naszymi fabrykami w Irlandii i Niemczech. To jednocześnie kraj bardzo konkurencyjny pod względem kosztów, w którym istnieje solidna baza utalentowanych pracowników, stwierdził dyrektor wykonawczy Intela, Pat Gelsinger. Przedstawiciele koncernu stwierdzili, że Polskę wybrali między innymi ze względu na istniejącą infrastrukturę, odpowiednio przygotowaną siłę roboczą oraz świetne warunki do prowadzenia biznesu.
Zakład w Miękini będzie ściśle współpracował z fabryką w Irlandii i planowaną fabryką w Niemczech. Będą do niego trafiały plastry krzemowe z naniesionymi elementami elektronicznymi układów scalonych. W polskim zakładzie będą one cięte na pojedyncze układy scalone, składane w gotowe chipy oraz testowane pod kątem wydajności i jakości. Stąd też będą trafiały do odbiorców. Przedsiębiorstwo będzie też w stanie pracować z indywidualnymi chipami otrzymanymi od zleceniodawcy i składać je w końcowy produkt. Będzie mogło pracować z plastrami i chipami Intela, Intel Foundry Services i innych fabryk.
Intel nie ujawnił, jaką kwotę wsparcia z publicznych pieniędzy otrzyma od polskiego rządu. Wiemy na przykład, że koncern wciąż prowadzi negocjacje z rządem w Berlinie w sprawie dotacji do budowy fabryki w Magdeburgu. Ma być ona warta 17 miliardów euro, a Intel początkowo negocjował kwotę 6,8 miliarda euro wsparcia, ostatnio zaś niemieckie media doniosły, że firma jest bliska podpisania z Berlinem porozumienia o 9,9 miliardach euro dofinansowania. Pat Gelsinger przyznał, że Polska miała nieco więcej chęci na inwestycję Intela niż inne kraje.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.