Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
venator

K2 "na tlenie" czy bez, ułatwienie czy doping w alpiniźmie

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 16 stycznia 2021 r. świat obiegła informacja o historycznym wydarzeniu jakim było pierwsze zimowe wejście na drugi szczyt Ziemi - K2. Od razu przez media społecznościowe środowiska wspinaczkowego, ale też media ogólne, przetoczyła się dyskusja o czystości stylu, bo jednak używano aparatów tlenowych. Troche opadła  gdy okazało się, że jeden z dziesięciu dzielnych Szerpów, Nimal Purja wszedł bez wspomagania tlenowego. 

W poście tym nawiązuje do jednego z wcześniejszych moich wpisów:

Himalaista, dr Robert Szymczak, specjalista medycyny ratunkowej i wysokogórskiej (tej ostatniej chyba najlepszy w Polsce) doktoryzował się w temacie zjawiska wpływu długotrwałej hipoksji wysokogórskiej na organizm ludzki i od lat zbiera dane z Michałem Maroszem z IMGW i zbierał ze ś.p. Michałem Pyką na temat wysokości ćisnieniowej ośmiotysięczników. Szymczak nazywa to wysokością odczuwalną (dla człowieka). Ostatnio  wrzucił bardzo ciekawe dane. 

W  szczycie letniego sezonu wspinaczkowego  czyli maj dla Mt Everestu i lipiec dla K2 średnie dla lat 1979-2019 r. wartości ciśnienia są następujące:

Mt Everest - 333 hPa;  K2 - 347 hPa

Zimą (styczeń-luty) jest to: Mt Everest - 324 hPa; K2 - 326 hPa

Po przeliczeniu na wysokość odczuwalną dla człowieka uzyskujemy następujące wartości:

Lato: Everest - 8925 m n.p.m.; K2 - 8640 m.n.pm.

Hardkor zaczyna się zimą bo oba szczyty są już dla człowieka" dziewięciotysięcznikami":

Everest - 9134 m n.p.m.; K2 - 9095 mn.p.m.

Ale to wartości średnie dla 40 lat bo minimum dla zimowego K2 to średnie miesięczne ciśnienie 320 hPa a więc odczuwalne 9205 m n.p.m.  A to już jest  dla człowieka wysokość pod szklanym sufitem, barierą nie do pokonania, bez wspomagania aparatem tlenowym,  ze względu na ustanie na tej wysokości zjawiska osmozy komórkowej.

Dużo więc zależy od lokalnego ćiśnienia. Szczególnie dla K2. Nirmal i spólka weszli na szczyt podczas wyjąktkowo ładnej jak na K2 pogody, więc zapewne w warunkach wysokiego jak na ten szczyt, ciśnienia. Danych jeszcze nie ma.  Najgorsza sytuacja jest w trakcie przechodzenia niżów. Pisał już o tym M. Pyka, że ciśnienie jest kluczowe dla zdobycia K2. Pecha miała wielka wyprawa Zawady z lat 87/88, bo dupówa była wówczas pod K2 prawie non stop. 

O tym, że tam na wysokościach powietrze jest "inne" wiedziano już w starożytności i średniowieczu, podczas pokonywania wysokich przełęczy, bo na szczyty raczej nie wchodzono (a jak już to raczej przypadkiem). Na zjawisko hipoksji wysokościowej po raz pierwszy na poważnie zaczęto interesować się podczas I woj.św. Otóż w trakcie zażartych walk manewrowych piloci dwupłatowych maszyn  czasam gwałtownie wznosili sie na wysokości rzędu 4 tyś m i tracili przytomność. Zjawisko wpływu ciśnienia parcjalnego tlenu na organizm, badał na zlecenie lotnictwa amerykańskiego alpinista, himalaista i lekarz Charles Houston. Ten wybitny alpinista i eksplorator Karakorum i Himalajów w czasie II woj. świtowej zaczął interesować się tym zjawiskiem latając jako lekarz w lotnictwie US Navy. Z ramienia wojska prowadizł operacje "Everest" podczas której przez 34 dni w komorze wysokościowej badano wpływ niskiego ciśnienia na człowieka, uzyskując wysokosć odczuwalną 8840 m n.p.m.. Wtedy eksperyment przerwano. Houston udowodnił, że porządna aklimatyzacja pozwoli pilotom latać bez użycia aparatów tlenowych do wysokości 15 tyś stóp. Badał wysokościowy obrzęk płuc (jedna z najczęstszych przyczyn śmierci jako powikłania po ostrym epizodzie choroby wyskogórskiej) i wysokościowego krwotoku siatkowkówego. 

Ps. M. Everest został pierwszy raz zdobyty zimą w 1980 r. przez zespół Krzysztof Wielicki - Leszk Cichy, przy wspomaganiu aparatami tlenowymi. Ale już trzeci szczyt świata, Kanczendzonge, jako pierwsi zdobyli zimą również Polacy, bez wspomagania tlenem. Podkreślał to kierownik owej wyprawy, Andrzej "Młody" Machnik, wytłuszczając fakt iż Kanczendzonga jest niższa od K2 zaledwie o 13 m. W dniu 11 stycznia 1986 r. gdy jako pierwszy  szczytował zespół Krzysztof Wielicki - Jerzy Kukuczka, ciśnienie na wierzchołku wynosiło 335 hPa, a więc wyskość odczuwalana była ok. 8850 m n.pm. Sporo mniej niż dla zimowego K2. Jednak te parę stopni geograficznych robi różnicę co jest dowodem na to jak dynamicznym środowiskiem jest ziemska troposfera. 

 

 

Edytowane przez venator

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W przypadku K2 oprócz ciśnienia są zdaje się jeszcze inne czynniki powodujące, że jego zdobycie zimą było tak trudne - bardzo silne wiatry i trudności techniczne. Chociaż niewiele na ten temat wiem (zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że zwykle jest tylko kilka dróg wejścia na dany ośmiotysięcznik, tak na intuicję wydawałoby się, że to wszystko jedno którędy się idzie, byle utrzymywać kierunek pod górę i omijać jakieś wielkie głazy czy bryły lodu po drodze;)).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że jest wiele innych czynników. Zimą w Hmilajach wieje jet stream, średnia prędkość dla wierzchołka Everestu to 140 km/h, w Karakorum te wiatry są słabsze bo dla K2 jest to 100 km/h. Ale Karakorum  jest zimniejsze, średnia temp. dla Everestu w styczniu-lutym to -36 st.C dla K2 -45.  Przy załamaniach pogody, w partii wierzchołkowej odczuwalna dla K2 spada nawet do -80 st. C.  Poza tym K2, ta góra gór, to typowa mountain cloud. Eksponowany szczyt, wyrastający znacznie ponad otoczenie,  olbrzymi, na kierunku przeważających wiatrów i dosłownie zbierający chmury. W Europie przedstawiciele tego gatunku gdzie na około słońce, a tam pada to np. Eiger, Materhorn. 

W dniu 30.01.2021 o 19:29, darekp napisał:

omijać jakieś wielkie głazy czy bryły lodu po drodze;)

:) Gdyby tak było łatwo. We wspinaniu posługuje się skalami wspinaczkowymi, najprostsza droga - I, wymaga pomagania sobie rękoma w trakcie wędrówki, przy czym wybór chwytów i stopni jest duży i czytelny. Im wyższa cyfra tym trudniej, a skal wspinaczkowych jest multum - ogólnych, skalnych, lodowych, mikstowych, piaskowcowych a nawet do grassclimbingu. 

Na ogromną większość ośmiotysięczników, drogi tzw. normalne, czyli najprostsze, nie wymagają nawet umiejętności wspinania, to jest tuptanie w śniegu, gdzie wyzwaniem jest wysokość i zimno. Tak wchodzą turyści. Pozostałe drogi na nawet relatywnie "łatwe" ośmiotysięczniki stanowią duże wyzwanie.  K2 jest zaś zupełnie  inne. Tam nawet najprostsza droga, Żebro Abruzzich, droga pierwszych zdobywców oraz pierwszego wejścia zimowego, wymaga wspinania i to poważnego. Choć teraz ruch jest tam tak duży, że mocne zespoły, zwykle profesjonalnych przewodników poręczują drogę, do których reszta "himalaistów" wpina przyrząd samozaciskowy  tzw. jumar lub małpę i giełga do góry. O to jak to wygląda na K2:

https://www.youtube.com/watch?v=l-dMVvvIt8M

W 8:47 autor nagrania  wchodzi w tzw. Komin Housa. Bez lin poręczowych to byłoby na tej wysokości poważne wspinanie. Np. około 12:45 to nie trzeba być alpinistą aby stwierdzic, że jest  jednak stromo ;). Tak na marginesie, widoczna na filmie stalowa drabinka spelo wisi ponoć tam od 1983 r. Ale nawet na poręczówce , słychać jak gościu dyszy, jaki to jest wysiłek (na tej wysokości nie używa jeszcze aparatu tlenowego). Warto obejrzeć cały filmik bo jest szczytowanie i widoki są jak z pasażerrskiego odrzutowca na przelotowej. "Głazów" nie ominiesz bo obok jest jeszcze trudniej ;).  Na K2 na drogach sportowych nikt się zaś  prawie nie pojawia. Np. filar płd-wch K2 zrobili w 1986 r. Polacy, zespół Jerzy Kukuczka - Tadeusz Piotrowski. Droga jest tak trudna, że do tej pory nikt jej  nie powtórzył!  Piotrowski zginął w zejściu, ale  na tej drodze ujawnił się cały fenomen fizyczny i psychologiczny Kukuczki, a jednocześnie pogłębiła się środowiskowa opinia o Kukuczce, że przy nim giną partnerzy. 

Ale ja bardziej chciałem o tym ciśnieniu parcjalnym tlenu, bo ono ma jednak ogormne znaczenie. Zbyt niskie upośledza organizm mentalnie i fiycznie w stopniu nie raz uniemożliwiającym w ogóle  funkcjonowanie. Ale nie zawsze o tym wiedziano.

Pierwszy znaczący  eksperyment przeprowadzono w w 1875 r. 15 kwietnia tego roku, we Francji,  trzech aeronautów, Théodore Sivel, Joseph Crocé-Spinelli i Gaston Tissandier, wystartowali balonem Zenith do lotu wysokościowego. Całkowicie nie zdawali sobie sprawy z wpływu hipoksji wysokościowej  na organizm człowieka. U Sivela i Spinelli rozwinął się wysokościowy odpowiednik znanej nurkom "euforii głębin". W euforii lecieli wyżej i wyżej.  Tissandier ratował się jeszcze prymitywnym aparatem tlenowym. Balon osiągnął 8600 m n.pm. z martwymi już zapewne Spinellim i Sivelem i półżywym Tissandierem. Balon rozbił się koło Ciron. Tissander przeży,ł ale zapłacił cenę w postaci całkowitej głuchoty. Eksperyment opisał w "Nature". Drzeworyt z 1875 r. z miejsca katastrofy "Zenitha":

Gravure 1875 - La Catastrophe du Ballon le Zénith La descente

W 1933 r. do niebezpiecznego lotu wysokościowego wystartowali z Legionowa k. Warszawy kpt. Franciszek Hynek z 2 Batalionu Balonowego i nawigator kpt. Zbigniew Burzyński. Po kliku godzinach wznoszenia osiągnęli rekordową wysokość 9 672 m n.pm. W wyniku częściowej awarii reduktora tlenowego doznali odmrożeń palców u nóg. W koszu temperatura na maksymalnej wysokości spadła do -60 st C. Loty takie był potrzebne gdyż gwałtowny rozwój techniki lotniczej  coraz częściej umożliwiał loty samolotom  na takich wysokościach. W balonie były one szczególnie niebezpieczne. Tu nie można było gwałtownie obniżyć wysokości, a skok ze spadochronem z tej wysokości (dziś w wojsku to skoki typu HALO/HAHO) nie był możliwy. 

Nadmienie, że jeszcze w tym samym roku obaj kapitanowie zdobyli w Ameryce puchar Gordona Benetta, utrzymując się w balonie przez 39 h i pokonawszy dystans USA-Kanada 1361 km, lądując dodatkowo w tajdze. Puchar zdobyli też w roku następnym.

W Polsce badania na temat hipoksji wysokościowej prowadził także psychiatra prof. Zdzisław Ryn, wychowanek prof. Antoniego Kępinskiego. Z prowadzonych w latach 70-tych  badań 30 polskich alpinistów działających na 7-tysięcznikach, u 11 wykazał zmiany w obrazie EEG, a u 4 trwałe zmiany w korze mózgowej. U wszystkich kilka tygodni po wyprwawach upośledzony był stan mentalny. 

W latach osiemdziesiątych Amerykanie ponownie przeprowadzili eksperyment "Everest II" tym razem przy użyciu bardziej zaawansowanej techniki. Pomimo to, jak wynika z lektury doktoratu R. Szymczaka, wydaje się, że ten obszar wiedz,y czyli oddziaływanie środowiska na człowieka, w górnych arstwach troposfery, jest znacznie słabiej poznane, niż wpływ stanu nieważkości. 

Edytowane przez venator
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A teraz bardziej o prawdziwym dopingu, tym chemicznym.

3 lpica 1953 r. jako pierwszy człowiek na szczycie Nanga Parbat (8125 m n.p.m.) staje 29 letni, uzdolniony, austriacki alpinista, Herman Buhl. Jako pierwszy człowiek wchodzi na  ośmiotysięcznik bez wsparcia aparatem tlenowym. Po 1300 metrach samotnej wspinaczki (od rozstania z towarzyszami), w dodatku z uszkodzonym rakiem, staje samotnie na wierzchołku wymagającego, himalajskiego olbrzyma, który pochłąnął już 31 alpinistów. Buhl jest wyczerpany. Schodząc przymusowo biwakuje na wys. 8 tyś m n.pm. w lodowej szczelinie. Z objęcia śmierci, a wskutek długotrwałej hipoksji wysokościowej miał już halucynacje (min. obecność w szczelinie innej, wyimaginowanej osoby), wyrywa go hitlerowska wunderwaffe - pervitin. Zażywa dwie tabletki oraz zażywa Padutin, lek zawierający kalikreine silnie rozszerzającą naczynia krwionośne i wyrywa się śmierci. Pervitin daje olbrzymiego kopa i po 41 godz. schodzi, w stanie skrajnego wyczerpania do oobzu V, a po 4 dniach dociera do bazy. Gdyby nie pervitin...

Pervitin to nic innego jak metaamfetamina. Herman Buhl doskonale znał jego działanie gdyż podczas wojny był sanitariuszem w strzelcach górskich, był weterranem bitwy pod Monte Casino, gdzie dostał się zresztą do alianckiej niewoli. 

Pervitin to jeden z najbardziej szalonych eksperymentów społecznych jakie przeprowadzono w III Rzeszy. Metaamfetaminę jako pierwsi zsyntetyzowali Japończycy, gdzie była sprzedawana pod nazwą Philopon czyli "zniknięcie zmęczenia za jednym zamachem". 1000 letnia III Rzesza miałą być krajem nadludzi, a takie wrażenie, tj. bycia nadczłowiekiem wywoływała przecież metaamfetamina. Sprzedawany, reklamowany i powszechnie dostępny pervitin był spożywany od sprzątaczki po dyplomowanych oficerów sztabowych. Naćpane społeczeństwo prowadzone przez psychopatycznego narkomana.

Reklama pervitinu z 1938 r.:

8145-napisy-reklamy-reklama-metamfetamin

Pervitin nie tylko pomagał zdobywać góry ale i wygrywać wojny. Istotnie przyczynił się do sukcesu bltizkriegu  w Polsce ale przede wszystkim we Francji. Na czas kampanii francuskiej wojsko zamówiło 35 mln sztuk pervitinu. Pancerniakom i piechurom rozdawano go w formie panzerschokolade. Bohater tej kampanii, dowódca budzącej grozę "Dywizji Duchów", przyszły lis pustyni, gen. Erwin Rommel, jechał cały czas na pervitinie. W szczytowym okresie kampanii nie spał 7 dni (!) z rzędu. Gdyby nie feta...

Zaczęto w końcu zdawać sobie sprawę z wyniszczającego i uzależniającego wpływu tego narkotyku. Od 1941r. był dostępny tylko na receptę ale i tak dosyć powszechny w obrocie. Pomógł Niemcom przeżyć zimę na froncie wschodnim w 1941/42 r. 

I dziś tego typu lek jest dostępny na receptę min. pod handlową nazwą Desoxyn (leczy się tym min. ADHD). 

Desoxyn znajduje się zapewne w niejednej apteczce wyprawowej jako lek ostatniego ratunku. Powszechnie stosuje się zaś Acetazolamid (Diuramid) jako lek ułatwiający aklimatyzacje.

Kolejnym wspomagaczem jest efedryna, zresztą substrat metaafmetaminy. Na wysokościach nieodzowana jest popularna "deksa" czyli silny lek jakim jest deksametazon. O ile jako skuteczny lek min. przeciwobrzękowy powinien być w apteczce wyprawowej,  to często jest stosowany jako środek łagodzący aklimatyzacje. Czyż to nie doping?

Jest jeszcze jeden ciekawy wspomagacz - meldonium. Wynalezione przez łotewskiego profesora chemii, Ivarsa Kalvinsa, było znane głównie w ZSRR.

Do czasu gdy legendarna Maria Szarapowa chlapnęła, że jechała na tym kilkanaście lat :D:D

O tym niezykle ciekawym specyfiku można poczytać tu:

https://podyplomie.pl/medical-tribune/21804,meldonium-znane-sportowcom-nieznane-lekarzom

Powiem tak -  meldonium jest dosyć popularne u nas  min. wśród kandydatów do służby w wojskach specjalnych (GROM, JWK, FORMOZA, AGAT, NIL). Ułatwia przejście morderczego ostatniego etapu selekcji czyli 5 dniowej wyżymaczki jakim jest etap górski. Od kumpla, który to stosował wiem, że efekty są naprwdę ciekawe. Nie zdziwiłbym się gdyby meldonium było powszechnie stosowane, przynajmniej przez wspinaczy ze wschodu. 

To jest dosyć niesamowitę jak chemiczna stymulacja mózgu wpływa na ogromny (lecz krótkotrwały) wzrost możliwości fizycznych człowieka.

Przez środowisko wspinaczkowe, ale i media głównego nurtu, przetoczyła się dyskusja czy wspomaganie tlenem to doping? Ale nikt nie zadaje pytania o używki.

A jak to zauważył słynny himalaista Reinnold Messner, gdyby zbadać siki z bazy pod Everestem to u   90% mieszkańców wykryto by doping. 

Edytowane przez venator

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...