Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Pierwsza morska ryba uznana za wymarłą w czasach współczesnych
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Papużka żółtobrzucha (Pezoporus occidentalis) to krytycznie zagrożony, niezwykły ptak. Prowadzi nocny tryb życia, a ma słaby wzrok. Papużka zamieszkuje Australię i przez długi czas nie rejestrowano jej obecności. Obecnie występuje tak rzadko, że o jej znaczeniu kulturowym zapomnieli nawet Aborygeni. Dawniej jej zawołania służyły rodzicom do ostrzegania dzieci, by nocą nie oddalały się zbytnio od obozu. Dzieciom mówiono, że dźwięki, które słyszą, to odgłosy wydawane przez złe duchy. Papużki odgrywały więc ważną rolę w uczeniu dzieci ostrożności i odpowiedniego postępowania, które umożliwiały im przetrwanie.
Teraz dzięki wysiłkom badaczy udało się odnaleźć prawdopodobnie największą na świecie kolonię papużek żółtobrzuchych. Na wschodzie regionu Pilbara, jednego z najsłabiej zaludnionych miejsc na Ziemi, naukowcy rozstawili kilkadziesiąt mikrofonów. Siedemnaście z nich nagrało odgłosy wydawane przez Pezoporus occidentalis. Podczas poszukiwań najbardziej obiecujących miejsc uczeni znaleźli stare gniazdo, kilka piór, czasem sami słyszeli nawoływania papużek, udało im się jedną sfotografować dzięki fotopułapce. Wstępnie ocenia się, że odkryta populacja co najmniej 50 osobników i jest rozproszona na obszarze około 14,5 tysiąca kilometrów kwadratowych.
O Pezoporus occidentalis niewiele wiadomo. Ptaki przemieszczają się głównie po ziemi. Za dnia kryją się przed upałem wśród roślinności, nocą wychodzą się pożywić.
Gdy w XIX wieku Europejczycy po raz pierwszy odnotowali obecność tego gatunku, powszechnie występował on w całej Australii. Jednak koloniści przywieźli ze sobą koty. I papugi zaczęły szybko znikać z krajobrazu. Przez dziesięciolecia ich nie widziano. Pierwsze od 67 lat doniesienia o tym, że gatunek mógł przetrwać, pojawiły się w roku 1979. W 1990 ostatecznie potwierdzono te doniesienia. Znaleziono wówczas martwą papugę. Pierwszą żywą populację odkryto w 2013. Niestety, znane obecnie populacje są rozrzucone na olbrzymich terenach. Papużki muszą latać dziesiątki kilometrów, by znaleźć wodę lub partnera. A poszczególne populacje dzielą setki i tysiące kilometrów, co rodzi olbrzymie ryzyko chowu wsobnego.
Naukowcy stwierdzili, że kluczowym elementem do przetrwania papużek żółtobrzuchych są psy dingo. Nie znaleziono żadnych dowodów, by polowały one na papużki, wiadomo jednak, że polują na koty, które doprowadziły ptaki na skraj zagłady. Być może rolę w przetrwaniu papużek odgrywa też kontrolowanie przez dingo populacji lisów. Utrzymanie populacji dingo na terenach, gdzie papużki występują, jest niezbędne do ich przetrwania. Innym zagrożeniem jest wypijanie wody, która jest deficytowym zasobem w regionach występowania gatunku, przez zdziczałe wielbłądy.
Nowo odkrytej populacji zagrażają też pożary. Żyje ona bowiem na obszarze, na którym dość często do nich dochodzi. Dlatego uczeni rekomendują kontrolowane wypalanie roślinności, ale przeprowadzane z uwzględnieniem obecności papug. Nie wiadomo, jak na ptaki może wpłynąć globalne ocieplenie. Jednak fakt, że żyją one w jednym z najgorętszych miejsc na Ziemi nie napawa optymizmem. Być może właśnie wysokie temperatury panujące za dnia skłoniły papużki żółtobrzuche do prowadzenia nocnego trybu życia. Jednak, w przeciwieństwie do znacznie bardziej znanych nocnych papug – kakapo – Pezoporus occidentalis mają niewielkie oczy, co sugeruje, że słabo widzą w nocy.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Czasowe sojusze między ośmiornicami i rybami rafowymi są dokumentowane od dziesięcioleci. Mogą one obejmować licznych uczestników z rożnych gatunków. Ośmiornice i ryby są znane ze zbiorowych polowań, podczas których czerpią korzyści z morfologii i strategii polowań drugiej strony - podkreśla Eduardo Sampaio, Uniwersytetu w Lizbonie oraz Instytutu Zachowania Zwierząt Maxa Plancka. Ponieważ dochodzi do połączenia sił licznych partnerów, tworzy się złożona sieć. Jak się okazuje, jest ona znacznie bardziej skomplikowana niż się wydawało.
Swoje ostatnie badania Eduardo i jego zespół prowadzili na Morzu Czerwonym i Wielkiej Rafie Koralowej, obserwując współpracę ryb i ośmiornic z gatunku Octopus cyanea. Dzięki zastosowaniu dwóch kamer i analizie ponad 100 godzin nagranych materiałów mogli stworzyć sceny 3D i dokładnie przeanalizować interakcje pomiędzy członkami grupy.
Obserwacje nie były łatwe, gdyż ośmiornice natychmiast się chowały, gdy zobaczyły nurków. Ludzie zmienili więc strategię i obserwowali ryby. Znając zachowanie poszczególnych gatunków, można zauważyć, gdy odbiega ono od normy. Szybko zdawaliśmy sobie sprawę, że coś się dzieje, gdy ryby różnych gatunków przebywały razem i patrzyły w tym samym kierunku. To zwykle oznaczało, że w pobliżu jest ośmiornica, mówi Sampaio.
Podczas analizowania nagrań naukowcy zauważyli, że różni członkowie grupy odpowiadają za podejmowanie różnych decyzji. Zwykle decyzję o tym, gdzie uda się cała grupa, podejmowały ryby z rodziny barwenowatych. To one głównie zajmowały się badaniem otoczenia. Z kolei decyzję o tym, czy i kiedy grupa podąży za potencjalną ofiarą, należała najczęściej do ośmiornic. To logiczny podział zadań. Ryby mogą szybko przeszukać spory teren, ośmiornica zaś może wykorzystać swoją budowę ciała, by dostać się do ofiary.
Jednak współpraca nie przebiega bezkonfliktowo. Już przed kilku laty opisywaliśmy badania, w czasie których Eduardo Sampaio odkrył, że ośmiornice biją niektóre ryby. Uderzanie ma na celu zmianę pozycji konkretnej ryby w grupie, wyeliminowanie jej z polowania lub odpędzenie od ofiary.
Dzięki takiej współpracy ryby zyskują pokarm, do którego w inny sposób nie miałyby dostępu, ośmiornice zaś oszczędzają energię podczas polowania, gdyż ryby prowadzą je wprost do ofiary.
Z przeprowadzonych badań wynika, że grupa jest głównie kontrolowana przez ośmiornice – chociaż ryby również wpływają na to, która z nich jaką pozycję zajmuje –, a ryby działają jak „czujniki” wykrywające i namierzające ofiarę. Pozycja członków grupy jest dynamiczna, a na ich zachowanie, wydatkowanie energii i odniesione korzyści wpływa skład grupy. Uzyskane wyniki poszerzają naszą wiedzę o procesach przywództwa i socjalizowania się oraz pokazują, jak złożone i elastyczne są zachowania społeczne w naturze, mówi Sampaio.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Australijski Dingo Fence to najdłuższy płot na świecie. Budowany od drugiej połowy XIX wieku i ukończony w latach 50. XX wieku ma długość ponad 5600 kilometrów, a jego zadaniem jest ochrona owiec wypasanych na południowo-wschodnich obszarach Australii przed psami dingo. Olbrzymi płot rozciąga się od południowo-wschodniego Queensland po południowo-zachodnią Australię Południową i stał się niezamierzonym eksperymentem pokazującym, jak wykluczenie drapieżnika wpływa na ekosystem.
Płot prowadzi do pofragmentowania habitatów, wpływa na wzorce rozprzestrzeniania się gatunków, zakłóca procesy zachodzące w ekosystemie. Wiele badań prowadzonych w ostatniej dekadzie pokazało, że płot wpływa na równowagę w przyrodzie, prowadzi do zmniejszania się liczebności jednych gatunków, a wzrostu liczebności innych, w wyniku czego zachodzą m.in. zmiany w szacie roślinnej, obiegu substancji odżywczych w glebie czy samej morfologii krajobrazu. Na chronionym obszarze rozrosła się populacja kangurów i królików, które konkurują z owcami o trawę. Ponadto utrzymanie płotu kosztuje rocznie ponad 10 milionów dolarów australijskich. Te i inne zjawiska powodują, że coraz częściej pojawiają się głosy o konieczności likwidacji bariery.
Autorzy najnowszych badań zauważają, że płot istnieje od ponad 100 lat, mógł więc znacząco wpłynąć na rozwój biologiczny gatunków, na które polują psy dingo.Jest to temat bardzo słabo poznany, dlatego też australijscy naukowcy postanowili zbadać tę kwestię. Przyjrzeli się więc populacjom ulubionej ofiary dingo – kangura rudego – po obu stronach płotu.
Naukowcy spodziewali się, że kangury na północ od płotu, narażone na ataki dingo, będą różniły się od tych z południa. Szczególnie samice i młode, które częściej niż dorosłe samce padają ofiarą dingo.
Rzeczywiście uczeni zauważyli różnice. Okazało się, że młode kangury na południu, do wieku około 4 lat, rozwijają się wolniej niż młode z północy. Te z południa były mniejsze i lżejsze, niż ich pobratymcy narażeni na ataki dingo. Naukowcy zaczęli się więc zastanawiać, czy brak dingo nie spowodował spowolnienia rozwoju kangurów. Postanowili jednak sprawdzić, czy przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest mniejszy dostęp do żywności na południu. Okazało się jednak, że jest wręcz przeciwnie. To kangury z północy, na które dingo mogą polować, miały prawdopodobnie mniejszy dostęp do pożywienia. To zaś silna sugestia wskazująca, że różne tempo rozwoju przedstawicieli tego samego gatunku było spowodowane obecnością lub nieobecnością drapieżnika, a nie dostępem do żywności.
Co więcej, badań dokonano na obszarze, na którym płot aż do roku 1975 był w fatalnym stanie i najprawdopodobniej do tego czasu dingo i kangury mogły swobodnie go przekraczać. A skoro tak, to zaobserwowane zmiany zaszły w ciągu zaledwie 17 pokoleń kangurów. To oznaczałoby błyskawiczną ewolucyjną adaptację do nowych warunków. Być może zmiany zaszły tak szybko przez mniejsze wydzielanie hormonów stresu u kangurów, żyjących na obszarach chronionych przed dingo. Wiemy, że hormony stresu wpływają na stan zdrowia ssaków, tutaj zaś mogły wpłynąć na tempo wzrostu zwierząt.
Uczeni zaobserwowali jeszcze jedno zjawisko. Po przekroczeniu 4. roku życia, kangury z południa, które były dotychczas mniejsze i lżejsze, doganiały pod względem rozmiarów i masy kangury z północy. To zaś oznacza, że musiały w tym czasie zainwestować więcej zasobów w zmianę rozmiarów ciała. Zjawisko takie może mieć dwie, przeciwne konsekwencje. Ten szybszy rozwój rozmiarów i masy może powodować, że mniej energii jest przeznaczanych na rozwój innych ważnych funkcji, jak układ odpornościowy lub rozrodczy. Być może kangury te gromadzą mniejsze zapasy tłuszczu. Z drugiej jednak strony, wolniejszy przyrost masy ciała przez pierwsze 4 lata życia może powodować, że kangury na południu są zdrowsze lub bardziej płodne.
Autorzy badań mówią, że zaobserwowane zjawiska i postawione hipotezy wymagają dalszych badań. Nie dotyczy to zresztą kangurów, bo warto przyjrzeć się, jak płot wpłynął na ewolucję innych zwierząt. Jeśli zaś zostanie usunięty, warto będzie sprawdzić, jaki będzie to miało wpływ na południowe populacje zwierząt, które nagle zetkną się z dingo.
Zbadanie tych kwestii pomoże nam w zrozumieniu, w jaki sposób zwierzęta radzą sobie z szybkimi zmianami w środowisku.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Naukowcy z Western Australia University poinformowali właśnie o sfilmowaniu i złapaniu ryby na największej głębokości w historii. To efekt ekspedycji podjętej we wrześniu 2022 roku przez jednostkę DSSV Pressure Drop, której celem było zbadanie Rowu Japońskiego, Rowu Izu-Ogasawara oraz Rowu Ryukyu.
Naukowcy używali podczas badań kamer z przynętami, które przyciągają zwierzęta w pole widzenia. Najpierw w Rowie Izu-Ogasawara sfilmowano rybę na rekordowej głębokości 8336 metrów. Był to przedstawiciel rodzaju dennikowatych (Pseudoliparis). Kilka dni później w Rowie Japońskim na głębokości 8022 metrów złapano dwie dennikowate z gatunku Pseudoliparis belyaevi. To pierwsze ryby schwytane na głębokości ponad 8000 metrów. Dotychczas nie wiedziano też, że Pseudoliparis belyaevi występują tak głęboko. W 2008 roku kamery zarejestrowały je na głębokości 7703 metrów.
Badamy dennikowate od ponad 15 lat. Głębokość, na jakiej występują, zapiera dech w piersiach, mówi profesor Alan Jamieson. W innych rowach oceanicznych, jak na przykład w Rowie Mariańskim, widujemy je na coraz większych głębokościach. Widzieliśmy je już nieco poniżej 8000 metrów, ale jest ich tam coraz mniej i mniej. W rowach wokół Japonii występują zaś znacznie bardziej obficie, dodaje Jamieson.
Ryba sfilmowana na rekordowej głębokości to niezwykle mały młody przedstawiciel gatunku. U dennikowatych, w przeciwieństwie do innych ryb głębinowych, to młode żyją na większych głębokościach niż dorosłe.
Na pierwszych ujęciach filmu widać rybę sfilmowaną na rekordowej głębokości.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Wilk workowaty to jedno z najbardziej znanych wymarłych zwierząt. Ten żyjący na Tasmanii drapieżnik został uznany przez Europejczyków za szkodnika i był intensywnie tępiony. Do tego stopnia, że ostatni potwierdzony zabity na wolności wilk zginął w 1930 roku, a ostatni znany przedstawiciel tego gatunku zmarł w zoo na Tasmanii w 1936 roku. Od tamtego czasu nie schwytano, nie zabito, ani nie potwierdzono spotkania żadnego wilka workowatego.
Międzynarodowa grupa naukowa z Australii, Czech i USA przeprowadziła modelowanie komputerowe, z którego wynika, że w rzeczywistości wilk workowaty mógł żyć jeszcze w latach 80. XX wieku, a być może przetrwał nawet do końca wieku.
Naukowcy oparli się w swojej pracy na 1237 doniesieniach o spotkaniu wilka workowatego lub jego śladów. Doniesienia te pochodziły z okresu od 1910 roku do czasów obecnych. Pod uwagę wzięto informacje z rządowych archiwów, opublikowanych raportów, doniesień prasowych, zbiorów muzealnych, korespondencji czy zeznań świadków. Każdą z obserwacji datowano, oznaczono miejsce jej dokonania, oceniono jej jakość oraz przypisano do odpowiedniej kategorii, np. „zauważony przez eksperta”, „zauważono ślady”. Na wspominane 1237 wpisów składało się m.in. 99 dowodów fizycznych oraz 429 doniesień ekspertów (tropicieli, rdzennych mieszkańców, naukowców, urzędników).
Stworzone przez naukowców modele statystyczne wskazały, że mediana wyginięcia wilka workowatego przypada na lata 1999–2008, z najbardziej prawdopodobnym czasem zakończenia istnienia gatunku do końca lat 90. ubiegłego wieku. Badania wskazują, że jest bardzo mało prawdopodobne, by wilk workowaty wciąż występował na Ziemi – jak chcieliby tego entuzjaści gatunku, wciąż mający nadzieję, że przetrwał. Jednocześnie jednak sugerują, że żył on o kilkadziesiąt lat dłużej, niż dotychczas sądzono. Jak zauważyli autorzy badań, średnia roczna liczba obserwacji wilka pozostawała stała aż do końca lat 90. Zaczęła się zmniejszać po roku 2000.
Los ostatnich wolno żyjących przedstawicieli danego gatunku rzadko jest znany ludziom. Szczególnie jest to prawdziwe dla wilka workowatego, który w przeszłości był szeroko rozpowszechniony na Tasmanii, ale żył w niewielkim zagęszczeniu. Ostatni członkowie tego gatunku prawdopodobnie wiedzieli, że spotkanie z człowiekiem może skończyć się dla nich tragicznie, dlatego tym bardziej unikali interakcji, czytamy w artykule Resolving when (and where) the Thylacine went extinct.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.