Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Kolejny koncern otrzymał zgodę na zniszczenie kolejnych aborygeńskich stanowisk archeologicznych

Rekomendowane odpowiedzi

Przed dwoma tygodniami informowaliśmy, że koncern wydobywczy Rio Tinto zniszczył dwie australijski jaskinie ze śladami bytności człowieka sprzed 46 000 lat. Sprawa ta wywołała poruszenie na całym świecie. Teraz dowiadujemy się, że już trzy dni później rząd Australii Zachodniej dał firmie BHP Billiton prawo do poszerzenia kopalni, co będzie wiązało się ze zniszczeniem od 40 do 86 stanowisk archeologicznych.

Z dokumentów, do których dotarli dziennikarze Guardiana, dowiadujemy się, że zatrudnieni przez BHP archeolodzy przeprowadzili badania terenowe, zidentyfikowali w okolicy jaskinie ze śladami osadnictwa sprzed 10–15 tysięcy lat i stwierdzili, że badany teren jest zamieszkiwany od około 40 000 lat.

Z raportu przygotowanego dla BHP we wrześniu ubiegłego roku wynika, że zidentyfikowano 22 miejsca z artefaktami, jaskinie z rysunkami naskalnymi, układy przestrzenne wykonane z celowo ułożonych kamienie oraz 40 struktur, będących potencjalnymi stanowiskami archeologicznymi. Zabytki znajdują się na terenach ludu Banjima. Western Australian Aboriginal Heritage Act nie daje Aborygenom prawa do wniesienia oficjalnego sprzeciwu czy zapobieżenia zniszczeniu świętych miejsc. Nie mogą też publicznie sprzeciwić się planom BHP, gdyż podpisali z koncernem umowę, na podstawie której w zamian za korzyści finansowe zgodzili się popierać projekt South Flank.

Banjima poinformowali jedynie rząd Australii Zachodniej, że nie chcą, by stanowiska archeologiczne były niszczone i zauważają, że oznacza to dalszą utratę wartości kulturowych ich ludu. Jesteśmy zaniepokojeni, że tak wiele istotnych kulturowo miejsc zostanie zniszczonych na podstawie jednej decyzji i że żadne z nich nie wydaje się BHP warte zachowania. Przedstawiciele koncernu stwierdzili, że wiedzą o obawach ludu Banjima, ale z praktycznego punktu widzenia kopalnia BHP nie może ominąć tych potencjalnych 86 stanowisk archeologicznych. Firma zaoferowała jedynie przeprowadzenie wykopalisk i przeniesienie znalezionych artefaktów oraz stworzenie cyfrowych wersji miejsc, które mają zostać zniszczone.

Tymczasem w ubiegłym tygodniu Chris Salisbury z Rio Tinto, firmy, która zniszczyła wspomniane na wstępie jaskinie, przepraszał za ten czyn i powiedział, że doszło do nieporozumienia, pomiędzy firmą a lokalnymi ludami.

Ustawa, na podstawie której niszczone są stanowiska archeologiczne i miejsca kulturowe Aborygenów, a która nie daje im prawa do wniesienia formalnego sprzeciwu, liczy sobie 48 lat. Od dwóch lat jest ona analizowana przez władze.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Metan to od setek lat jedno z najpoważniejszych zagrożeń w górnictwie. Dzięki postępowi technologicznemu potrafimy go wykrywać i odprowadzać z kopalń. To jednak rodzi kolejny problem – emisję metanu, niezwykle silnego gazu cieplarnianego, do atmosfery. Tymczasem w UE trwają prace nad rozporządzeniem zakazującym takiej emisji. Czy to oznacza konieczność zamknięcia kopalń metanowych? Niekoniecznie. Potrzeba okazała się matką wynalazku i polscy naukowcy opracowali VAMPIRE, przełomową instalację, która przekształca metan w tak przydatny w kopalni... chłód.
      Technologia VAMPIRE została stworzona przez Centrum Promocji i Transferu Technologii dzięki funduszom z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBR). Działa ona w oparciu o modułowy reaktor katalityczny przekształcający metan z powietrza wentylacyjnego kopalni w energię, wykorzystywaną do klimatyzowania regionów, w których prowadzone jest wydobycie. Reaktor jest dziełem naukowców z Wydziału Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy pracowali pod kierunkiem prof. Joanny Profic-Paczkowskiej i dr. inż. Romana Jędrzejczaka. Drugim z niezbędnych elementów jest absorber zbudowany przez firmę DPMTech, który przekształca gorące powietrze z reaktora w tzw. wodę lodową zasilającą urządzenia klimatyzacyjne.
      Niezwykle ważnym elementem jest tutaj modułowa budowa całej instalacji, która musi zmieścić się w korytarzach kopalni, być łatwa w transporcie i montażu. Modułowy jest też sam reaktor, umożliwiający bezpieczne spalanie metanu w niskiej temperaturze. Dzięki takiej budowie można go składać jak z klocków, by osiągnąć wymaganą wydajność przetwarzania powietrza wentylacyjnego.
      Prototypową instalację VAMPIRE przetestował Główny Instytut Górnictwa – Państwowy Instytut Badawczy Kopalnia Doświadczalna „Barbara”. Testy wykazały, że pozwala ona na ograniczenie emisji metanu i wykorzystanie go do poprawienia mikroklimatu w wyrobiskach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niektóre zabytkowe budowle na stanowisku archeologicznym w Starej Dongoli (Sudan) są zasiedlone przez nietoperze. By zbadać interakcje między zwierzętami, zabytkami i pojawiającymi się tu ludźmi, naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP) dołączyli w styczniu br. do ekspedycji. Towarzyszyli specjalistom z Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego, konserwatorom z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie oraz inżynierom budowlanym z Politechniki Warszawskiej.
      Celem podejmowanych działań jest znalezienie rozwiązań umożliwiających pogodzenie potrzeby zabezpieczenia cennych zabytków, zapewnienia bezpieczeństwa ludziom oraz ochrony lokalnych populacji nietoperzy, które w warunkach pustynnych dysponują bardzo ograniczoną liczbą dogodnych schronień – podkreślono w komunikacie UPP.
      Prace archeologiczne na stanowisku w Starej Dongoli, która leży na wschodnim brzegu Nilu, w połowie drogi między 3. i 4. kataraktą, rozpoczęto 59 lat temu. Przed dwoma laty polscy archeolodzy odkryli tutaj niezwykle interesujące ruiny. Pierwszym kierownikiem misji był prof. Kazimierz Michałowski. Dziś funkcję tę pełni dr hab. Artur Obłuski, dyrektor Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW.
      Stanowisko ma powierzchnię niemal 200 ha. Południową część zajmuje cytadela i otaczająca ją zabudowa miejska, a w części wschodniej zlokalizowane są cmentarzyska z różnych okresów funkcjonowania miasta, z kompleksem muzułmańskich grobowców zwieńczonych kopułami. Na północy natomiast rozciąga się zabudowa podmiejska z rezydencjami o powierzchniach rzędu 100–120 m2 - wyjaśniono w komunikacie.
      W Dongoli odkryto pozostałości po kilkunastu kościołach oraz dwóch klasztorach. Na wschód od cytadeli znajdowała się natomiast monumentalna budowla reprezentacyjna, prawdopodobnie sala tronowa władców Makurii, która z czasem została przekształcona w meczet. Niektóre zabytki - Klasztor Świętej Trójcy, meczet oraz kopuły grobowe - zostały zasiedlone przez nietoperze. Szczególnie interesujące są pierwsze dwa.
      W Klasztorze Świętej Trójcy, zwanym też Wielkim Klasztorem Antoniego, zachowały się unikatowe malowidła z XI–XIII wieku. Przedstawiono na nich m.in. Chrystusa, Marię, apostołów czy sceny biblijne. Z kolei na ścianach XII-wiecznej krypty arcybiskupa Georgiosa znajdowały się teksty greckie, koptyjskie i staronubijskie.
      Niezwykły meczet w Starej Dongoli to najstarszy zachowany meczet w Sudanie. Jest to dwupiętrowy budynek o wysokości 12 metrów, który powstał w IX wieku jako sala tronowa bądź kościół. W 1317 roku został zaadaptowany na świątynię muzułmańską. To najlepiej zachowany przykład średniowiecznej architektury Nubii z polichromiami. Budynek był stale użytkowany przez ponad 1100 lat. Niestety, jest w bardzo złym stanie.
      Nietoperze korzystają z obu wspomnianych budowli oraz z pięciu grobowców. Na stałe występują tam cztery gatunki: grobownik gołobrzuchy, grobownik sawannowy, brodawkonos mały oraz grzebieniec palmowy. Tworzą one w zabytkach kolonie liczące od kilkudziesięciu do kilkuset osobników. Największą, liczącą 620 zwierząt, utworzyły w jednym z grobowców grzebieńce palmowe, a towarzyszyła im kolonia grobowników gołobrzuchych złożona ze 120 osobników.
      Dyrektor Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW, dr hab. Artur Obłuski, zaprosił prof. dr. hab. Piotra Tryjanowskiego i dr. hab. Andrzeja Węgla z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu do wzięcia udziału w ekspedycji archeologicznej. Naukowcy z Poznania mieli za zadanie rozpoznanie gatunków nietoperzy i opracowanie rozwiązań, które pogodziłyby ochronę zabytków i siedlisk nietoperzy z zapewnieniem bezpieczeństwa ludziom oraz zwierzętom.
      Przyrodnicy pobrali próbki guana i dzięki analizie DNA określą dietę nietoperzy, co pozwoli im na rozpoznanie środowisk żerowania i roli tych ssaków w lokalnych ekosystemach. Odłowiono też nieco zwierząt i pobrano wymazy z pyszczków. To pozwoli na zbadanie obecnych tam grzybów, bakterii i wirusów oraz określenie ewentualnego zagrożenia, jakie mogą one stanowić dla ludzi.
      Stara Dongola powstała w IV lub V wieku na wschodnim brzegu Nilu, pomiędzy 3. a 4. kataraktą. Miasto założono pośrodku nowo powstałego królestwa Makurii, a jego rozwój jest ściśle związany z przyjęciem chrześcijaństwa przez Makurię w VI wieku. Wiemy, że w 652 roku miasto było oblegane przez armię muzułmańskiego namiestnika Egiptu Abd Allaha ibn Sada. W IX wieku, za panowania Zachariasza i Georgiosa, powstał Kościół Krzyżowy. W IX wieku wybudowano też okazały pałac z salą tronową na piętrze. Okres największego rozwoju miasta przypadł na wieki IX–XI. Pod koniec XIII wieku król Dawid podjął nieudaną ekspedycję na północ, co doprowadziło do ataku odwetowego Mameluków. Zdobyli oni Starą Dongolę, dokonując zniszczeń. W 1317 roku salę tronową przerobiono na meczet, a w 1364 roku, w obliczu zagrożenia ze strony plemion pustyni, królowie Makurii przenieśli stolicę w inne miejsce. Do XVI wieku Starą Dongolą rządził lokalny władca. Później został podporządkowany on Sułtanatowi Sannar. W XX wieku mieszkańcy opuścili miasto i przenieśli się do sąsiednich wiosek.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prokuratura Okręgowa w Radomiu prowadzi śledztwo w sprawie kradzieży jednego ze śladów dinozaurów, odkrytych w zeszłym roku w kopalni surowców ilastych w Borkowicach (woj. mazowieckie). Złodzieje wycięli ważący kilkadziesiąt kilogramów fragment bloku skalnego o wymiarach ~100x70 cm.
      Zastępca prokuratora okręgowego Andrzej Stojak powiedział Polskiej Agencji Prasowej, że nie wiadomo dokładnie, kiedy doszło do kradzieży. Miejsce na terenie kopalni, gdzie są składowane cenne znaleziska, nie jest w szczególny sposób zabezpieczone ani monitorowane.
      O tym, że mogło dojść do przestępstwa, poinformował właściciela kopalni jeden z odkrywców. Naukowca zaniepokoiło ogłoszenie zamieszczone na specjalistycznej stronie, że ktoś próbuje wycenić odcisk łapy dinozaura. Do ogłoszenia dołączone było zdjęcie z oficjalnych publikacji na temat odkrycia w Borkowicach - wyjaśnił zastępca prokuratora okręgowego.
      Gdy potwierdzono podejrzenia profesora, sprawę zgłoszono policji. Śledczym prędko udało się ustalić, kto zamieścił ogłoszenie. W tej chwili trwają czynności wyjaśniające, czy [osoba ta] ma związek z dokonaniem kradzieży, a jeśli tak - to jaki był jej faktyczny udział i gdzie znajduje się wycięty blok z tropem dinozaura - tłumaczy Stojak.
      Ponieważ wycięty blok był ciężki, prokuratura uważa, że za kradzieżą stoją przynajmniej 2 osoby (musiały one dysponować specjalistyczną wiedzą i doświadczeniem, by nie uszkodzić bloku). Śledczy chcą sprawdzić, czy to działania fascynata geologii/paleontologii, czy też raczej przestępstwo na zlecenie.
      Ślady dinozaurów odkryli w lipcu zeszłego roku doktor Grzegorz Niedźwiedzki z Uniwersytetu w Uppsali i profesor Grzegorz Pieńkowski z Państwowego Instytutu Geologicznego. Gdy we wrześniu wrócili do Borkowic, by przeprowadzić dodatkowe badania, szybko przekonali się, że trafili na coś wyjątkowego.
      Ślady znajdowały się na 60 blokach. To jest kilkaset tropów dinozaurów, ale to czubek góry lodowej. Bo tych bloków może być nawet 500. To będzie kilka tysięcy tropów dinozaurów. To może być największa kolekcja tropów dinozaurów w Europie - powiedział PAP doktor Niedźwiedzki.
      Ślady mają ok. 200 mln lat. Najdłuższe z nich, ślady dinozaurów drapieżnych, liczą niemal 40 centymetrów długości. Odkryte ślady dorównują jakością najlepiej zachowanym słynnym odkryciom z Grenlandii, Ameryki, Afryki i Chin.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Dębianach w woj. świętokrzyskim archeolodzy odkryli 7 kilkudziesięciometrowych grobowców megalitycznych sprzed ok. 5,5 tys. lat. Ich odkrywcy uważają, że to jedno z największych cmentarzysk tego typu w naszym kraju.
      Tłumacząc, jak doszło do odkrycia, krakowski archeolog Jan Bulas podkreśla, że analizując jakiś czas temu zdjęcia satelitarne (archeolodzy postępują tak regularnie w celu wyszukiwania stanowisk z różnych epok), specjaliści natrafili na bardzo ciekawy monumentalny obiekt - a w zasadzie jego ślady objawiające się innym poziomem wegetacji roślin. Był to kwadratowy obiekt o długości ramienia ok. 50 m. Ze względu na tę obserwację przeprowadziliśmy kolejne badania obejmujące zdjęcia lotnicze, badania powierzchniowe i prospekcję z użyciem magnetometru.
      Koniec końców doprowadziły one do serii ciekawych odkryć. Wspomniane na początku grobowce kultury pucharów lejkowatych, megaksylony (od greckiego mega - wielki i ksylon - drewno), miały kształt mocno wydłużonego trapezu i były skonstruowane z kamieni, drewna i ziemi.
      Pod nasypami w kształcie wydłużonego trapezu z dłuższymi ścianami wzmocnionymi palisadami znajdowały się groby, z których część miała postać komór z głazów wapiennych. W rozmowie z PAP jeden z odkrywców, Marcin M. Przybyła, dodał, że krótkie ściany wschodnie zawierały wejście do swego rodzaju kaplicy grobowej – przedsionka. Po palisadzie do dziś zachowały się tylko dołki posłupkowe. Za niektórymi grobowcami znajdowały się podłużne rowy; stamtąd wydobyto ziemię do budowy nasypów.
      Pod nasypami znajdowała się różna liczba pojedynczych pochówków. W jednym z grobowców odkryliśmy [na przykład] opróżnioną i zniszczoną komorę kamienną - w której w zasadzie na pewno kiedyś znajdował się szkielet - ale także odkryliśmy jeden pochówek bez komory, znajdujący się w pewnym oddaleniu od tego miejsca.
      Dotąd potwierdzono wykopaliskowo 7 megaksylonów. Jeśli przyjmiemy, że na pozostałej części cmentarzyska gęstość zabudowy grobowcami jest zbliżona (na obszarze, na którym archeolodzy spodziewali się dwóch takich konstrukcji, znaleźli aż sześć), łącznie może być ich kilkanaście. Biorąc pod uwagę obszar, na jakim występują, nie jest [też] jednak wykluczone, że liczba ta może być nawet większa - powiedział w rozmowie z Kopalnią Wiedzy Jan Bulas.
      Na pierwsze megaksylony natrafiono w miejscu założenia obronnego, które dostrzeżono na zdjęciu satelitarnym. Kolejne grobowce odkryto zarówno na północ, jak i na południe od tej fortyfikacji. Tego typu konstrukcje możemy dość nieprecyzyjnie datować na circa połowę 4. tysiąclecia p.n.e. Jeszcze w okresie funkcjonowania cmentarzyska usunięto większość szczątków zmarłych i wyposażenia.
      Stanowisko było użytkowane przez długi czas przez różne grupy ludności. Wzorem poprzedników wykorzystywały je one jako cmentarzysko czy miejsce kultu. Świadczy o tym m.in. fakt, że oprócz megaksylonów archeolodzy odkryli także ciekawe cmentarzysko kultury ceramiki sznurowej. W grobach niszowych znaleziono szkielety z bronią, ozdobami i naczyniami. Na razie odkryto dwa takie groby. Były one wkopane w okolice wejść do grobowców kultury pucharów lejkowatych i miały formę pionowego szybu, od którego w bok odchodziła nisza/komora.
      Cmentarzysko z okresu kultury mierzanowickiej jest najsłabiej zachowane, bo ludność ta dość płytko zakopywała zmarłych.
      Archeolodzy natrafili również na pochówki zwierzęce kultury trzcinieckiej, w tym na pochówek dwóch koni z niezwykle rzadkim znaleziskiem - kościaną pobocznicą wędzidła.
      Na uwagę zasługuje z pewnością obiekt odkryty na zdjęciach satelitarnych - czworokątny szaniec. Jest on dużo młodszy od zabytków opisanych wcześniej.  Wstępna analiza znalezisk z jego wypełniska wskazuje, że może być on datowany na okres wczesnego średniowiecza - około IX-X w. - opowiada Bulas i dodaje, że dokładniejsze datowanie będzie możliwe po przeprowadzeniu analiz spalonej konstrukcji drewnianej z dna tego prawie 3-m rowu.
      Jego funkcja pozostaje na razie jedną z największych zagadek stanowiska. Archeolodzy mają nadzieję, że uda się ją rozwikłać w przyszłych sezonach badawczych. Wg nich, struktura nie była stale zamieszkana. Mogła pełnić rolę obozu wojskowego czy obiektu powiązanego z rytuałami (społecznymi bądź religijnymi). Co ważne, stanowisko w Dębianach znajduje się w okolicy jednego z największych wczesnośredniowiecznych grodzisk w Polsce - grodziska w Stradowie (zajmuje ono obszar ok. 25 ha; ok. 1,5 ha przypada na otoczony wałem i fosą gród właściwy, reszta to fortyfikowane podgrodzia). Wydaje się więc, że te miejsca są ze sobą w jakiś sposób związane, gdyż użytkowane były prawdopodobnie w tym samym czasie.
      Dwa sezony wykopalisk były finansowane przez Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Kielcach i organizatorów ekspedycji. Ze względu na wagę znalezisk będą one na pewno kontynuowane.
      Zachęcamy do obejrzenia krótkiego filmu prezentującego badania w Dębianach w 2020 r.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google zagroził zbanowaniem całej Australii, a Facebook zapowiada, że usunie ze swojego news feeda treści z australijskich mediów. Wszystko dlatego, że parlament Australii toczy debatę na temat ustawy, zgodnie z którą firmy takie jak Google i Facebook zostałyby zobowiązane do zapłaty autorom za treści, które wykorzystują. Ustawa przewiduje, że jeśli strony nie doszłyby do porozumienia ws. stawek, koncerny internetowe musiałyby płacić stawki określone w ustawie.
      Dyrektor Google Australia, Mel Silva, poinformowała, że ustawa taka stanowiłaby „niebezpieczny precedens”, a sama firma przedstawiła rządowi ultimatum, w którym grozi, że przestanie świadczyć swoje usługi na terenie Australii.
      Prawo do nieograniczonego linkowania pomiędzy witrynami to podstawa działania wyszukiwarki, jeśli nowe przepisy weszłyby w życie działanie wyszukiwarki byłoby związane z olbrzymim ryzykiem finansowym i operacyjnym i nie mielibyśmy innego wyjścia, niż zaprzestanie oferowania usług Google Search na terenie Australii, stwierdziła Silva podczas przesłuchań przed Senatem. Dodała przy tym, że firma jest skłonna do płacenia mediom za tworzone przez nich treści i podała przykład około 450 tego typu umów, jakie Google podpisało z firmami na całym świecie.
      Premier Australii Scott Morrison oświadczył, ze jego rząd nie będzie reagował na groźby. Niech wszystko będzie jasne. To Australia określa, co można robić na terenie Australii. Takie decyzje są podejmowane przez nasz parlament i przez nasz rząd. Tak to działa w Australii. Ci, którzy się z tym zgadzają, są przez nas chętnie widziani.
      Najlepszym dowodem na to, że sprawy zaszły za daleko jest fakt, że prywatna firma, korzystając ze swojej monopolistycznej decyzji, próbuje zastraszać suwerenne państwo, mówi Chris Cooper, dyrektor organizacji Reset Australia, która stara się o uregulowanie działalności koncernów technologicznych.
      Z kolei przedstawiciele australijskiego Facebooka stwierdzili, że jeśli nowe przepisy zostaną uchwalone, to nie tylko media, ale również zwykli Australijczycy nie będą mogli umieszczać w news feedzie odnośników do australijskich mediów. Josh Machin, dyrektor ds. polityki w Facebook Australia powiedział podczas przesłuchania przed parlamentem, że w feedzie przeciętnego użytkownika informacje z mediów stanowią jedynie 5% treści i Facebook nie odnosi z nich zbyt dużych korzyści finansowych.
      Słowa te skomentował Dan Stinton dyrektor australijskiej wersji Guardiana, który stwierdził, że informacje prasowe angażują użytkowników Facebooka, powodują, że ci dłużej w serwisie pozostają, klikają, więc dziwić mogą słowa Machina twierdzącego, że nie przynosi to serwisowi korzyści materialnych.
      Niezależny senator Rex Patrick porównał odpowiedź Google'a z reakcją Chin, które zagroziły Australii wojną handlową, gdyby australijskie władze prowadziły śledztwo ws. wybuchu pandemii COVID-19. Wy nie usiłujecie chronić praw użytkowników do wyszukiwania. Wy usiłujecie chronić swoje konto bankowe, stwierdził Patrick.
      Przeciwnicy narzucenia regulacji twierdzą, że bronią wolnego internetu. Jednak Dan Stinton zwraca uwagę, że wolny internet, o którym mówią, przestał istnieć wiele lat temu i obecnie jest zdominowany przez kilka wielkich amerykańskich korporacji. Sinton dodaje, że z Facebooka korzysta 17 milionów Australijczyków, a z Google'a – 19 milionów. O tym, co Australijczycy robią w internecie decydują algorytmy tych firm, stwierdza Stinton. Smaczku całemu sporowi dodaje fakt, że przedstawiciele Google'a przyznali, iż w ramach eksperymentu celowo ukrywali w wyszukiwarce pewne treści. Zapewnili jednak, że to nie problem, gdyż były one ukrywane przed 1% australijskiej populacji.
      Nowa ustawa trafiła do parlamentu po 18-miesięcznym przeglądzie dokonanym przez Australijską Komisję ds. Konkurencji i Konsumentów. Urząd stwierdził, że monopolistyczna pozycja gigantów IT, jaką ci mają w stosunku do mediów, jest groźna dla demokracji.
      W spór włączył się rząd USA. Jego przedstawiciele wyrazili zaniepokojenie próbą regulowania na drodze ustawowej pozycji graczy rynkowych.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...