Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Archeolog drzew poszukuje wskazówek w renesansowych dziełach sztuki

Rekomendowane odpowiedzi

Jak wielu mieszkańców Umbrii Isabella Dalla Ragione dorastała, słysząc o wielkich malarzach renesansowych, którzy tworzyli tu w XV i XVI w. Piero della Francesca, Pinturicchio czy Rafael zostawili po sobie ślady w kościołach i pałacach górnej doliny Tybru. Mimo to dopiero ok. 20 lat temu Dalla Ragione, specjalistka w dziedzinie agronomii oraz archeolog drzew, jak sama lubi się nazywać, dostrzegła, że miejscowe dzieła sztuki kryją cenne wskazówki dot. odchodzącej w niepamięć bioróżnorodności Włoch. Łącząc ze sobą wskazówki z dzieł sztuki, manuskryptów i przekazów ustnych, a także odwiedzając porzucone pola i ogrody klasztorne, Isabella zidentyfikowała imponującą liczbę starych odmian owoców. Obecnie wiele z nich hoduje w sadzie.

Muzeum pod gołym niebem

W 1985 r. razem z ojcem, Liviem, założyła Archeologia Arborea, czyli będący kolekcją cennych roślin sad w San Lorenzo di Lerchi. Całkiem słusznie nazywa się go muzeum pod gołym niebem. W styczniu 2014 r. powstała Fondazione Archeologia Arborea, której Isabella szefuje.

Nie tak dawno temu Dalla Ragione obroniła też doktorat nt. historycznych i genetycznych badań lokalnych starych odmian gruszy.

W okolicach Sansepolcro, gdzie w 1957 r. urodziła się Isabella, przez długi czas praktykowano połownictwo (mezzadria). W latach 50. XX w. Włochy postawiły jednak na ekonomię przemysłową. Wielu rolników porzuciło wtedy ziemię i wyjechało do miast w poszukiwaniu nowej pracy. Ojciec Isabelli sam był rolnikiem, dlatego bardzo mu zależało na ocaleniu miejscowej kultury ludowej. Sporo czasu spędzał więc na poszukiwaniu sprzętu i roślin na leżących odłogiem polach. Dla mnie było to jak poszukiwanie skarbów.

Po takich doświadczeniach wybór kierunku studiów był dla Isabelli oczywisty - ukończyła rolnictwo na Uniwersytecie w Perugii.

Około 20 lat temu Dalla Ragione zauważyła, że sporo wskazówek odnośnie do starych odmian owoców kryje się w renesansowych freskach i innych malowidłach, które zachowały się w pałacach i muzeach środkowych Włoch.

Wskazówki u dawnych mistrzów

W połowie pierwszej dekady XXI w. zaczęły się wizyty Isabelli w archiwach Palazzo Bufalini w Citta di Castello. Znajduje się tam spora kolekcja starych dokumentów, w tym przepisów kulinarnych z odniesieniami do historycznych roślin. Przesiadując w bibliotece, Dalla Ragione musiała czasem dać oczom odpocząć. Patrzyła wtedy na freski na suficie. [W pewnym momencie] zaczęłam się zastanawiać, czy te freski mogłyby mi coś powiedzieć o starych odmianach [owoców].

Wnętrza pałacu były zdobione freskami o różnorodnej tematyce, otoczonymi girlandami owoców i warzyw. Okazało się, że wyszły one spod pędzla Cristofana Gherardiniego, ucznia Giorgia Vasariego, który starał się zachęcać swoich podopiecznych, by przedstawiali realne owoce. Przestudiowawszy ich kształty i barwy, Gherardini malował ogórki, melony i dynie. Musiały więc rosnąć w pobliskich gospodarstwach albo w pałacowym sadzie.

Większość tych odmian, np. białe ogórki, jest dziś rzadka w tej części Umbrii, ale Isabelli udało się rozpoznać i skatalogować sporo obiektów namalowanych przez Gherardiniego. Udało się to dzięki informacjom z archiwów pałacu i historiom opowiadanym przez ludzi podczas wypraw, jakie odbywała z ojcem.

Gruszka, która okazała się jabłkiem i jabłko, które okazało się gruszką

Zachęcona początkowymi sukcesami, Dalla Ragione zaczęła badać kolejne dzieła renesansowe ze środkowych Włoch. Szybko zorientowała się, że detale botaniczne są często pomijane albo nieprawidłowo interpretowane. Jako przykład wymienia "Madonnę z Dzieciątkiem" Albrechta Dürera (obraz z 1526 r. znajduje się w zbiorach Galerii Uffizi). Można znaleźć tyle tekstów na temat symbolicznego znaczenia gruszki z tego obrazu, tymczasem przyglądając się unikatowemu kształtowi górnej części owocu, Dalla Ragione zdała sobie sprawę, że to stara odmiana jabłka - muso di bue. Roślina mateczna została w końcu odnaleziona na opuszczonym polu w Gualdo Tadino.

Owoce mają charakterystyczny wydłużony kształt z przewężeniem w połowie pionowej osi. Nadaje im to formę niemal odwróconej gruszki. Skórka jest gruba, gładka, żółto-zielona z czerwonymi smużkami, szczególnie od nasłonecznionej strony. Biały miąższ opisano jako kwaśny, aromatyczny i chrupki, niezbyt soczysty. Tradycyjnie muso di bue zbiera się w październiku. Już 1568 r. odmianę tę nazwał i opisał włoski naturalista–botanik i lekarz okresu renesansu - Pierandrea Matthioli. Wydaje się niemal pewne, że jabłko to jest przedstawiane na niektórych obrazach Carla Crivellego, renesansowego malarza, który tworzył dzieła w Wenecji i środkowych Włoszech.

Bywało też tak, że jabłko okazywało się z kolei gruszką. Na obrazie Francesca Squarcione "Madonna z Dzieciątkiem" (ok. 1460) po lewej stronie Marii widać owoc. Większość historyków sztuki nazywa go jabłkiem. Ja nie byłam jednak przekonana. By rozwiać wątpliwości, Isabella zaczęła przeglądać manuskrypty, poszukując frazy "płaskie jabłko". Dość szybko zorientowała się, że działający w Padwie malarz, kolekcjoner i pedagog przedstawił nie jabłko, lecz gruszkę - a konkretnie pera verdacchia, odmianę wykorzystywaną kiedyś w Umbrii do pieczenia i crostaty. Chcąc rozbudować swoją kolekcję drzew, Isabella wybrała się na rekonesans w sadach górnej doliny Tybru (Alta Valle del Tevere). Ostatecznie pera verdacchia znalazła się na polu w Pieve Santo Stefano. W opisie zamieszczonym na witrynie Archeologia Arborea można przeczytać, że skórka owocu jest gruba, a miąższ ma zielono-biały kolor i jest bardzo soczysty. Gruszki zbiera się we wrześniu. Człon verdacchia nawiązuje zarówno do barwy skórki, jak i pulpy. Owoc świetnie nadaje się na tarty czy konserwowania w occie. Jeśli nie pokroi się go na zbyt cienkie plastry, można go suszyć w piekarniku (Włosi szczegółowo opisują poszczególne etapy), a następnie przechowywać w bawełnianych woreczkach w przewiewnym miejscu.

Zaadoptuj drzewko

Działania Isabelli i jej współpracowników można wspomóc na kilka sposobów, m.in. adoptując drzewko. Decydują się na to ludzie także z odległych zakątków świata.

Od początku główny nacisk kładziono na tradycyjne systemy uprawy, historię kulinarną, [...] folklor i stare zwyczaje. Nieoczekiwanie, badania doprowadziły do ponownego odkrycia powiązań ze sztuką, średniowieczną i renesansową kulturą Umbrii i Toskanii. Niezwykłe dokumenty oraz informacje pozyskano ze starych podręczników rolnictwa i archiwów [...].

Isabella osobiście dba przez cały rok o swoje drzewka, a jest ich sporo, bo ok. 600. Między wrześniem a październikiem zbiera większość jabłek i gruszek. Przechowuje je w starej kaplicy w pobliżu swojego gospodarstwa. Owoce leżą w koszach koło fresków; historia zatacza więc koło: dosłownie i w przenośni.

Archeolog drzew robi swoje, nim będzie za późno...

Jak reagują eksperci na rewelacje i odkrycia Isabelli? Niektórzy są zainteresowani jej badaniami, inni podchodzą do nich sceptycznie. Jestem wiejską agronomką. Niektórzy specjaliści mnie ignorują.

Isabella jest autorką i współautorką kilku książek. Teraz pracuje nad nową pozycją, która ma się ukazać w przyszłym roku. Będzie ona traktować, bo jak by inaczej, o odkryciach związanych z owocami przedstawianymi przez renesansowych artystów. W dziełach sztuki kryje się tyle wiedzy. Trzeba to wszystko spisać, nim będzie za późno.

Od 2011 r. Dalla Ragione współpracuje m.in. z Fundacją Lwa Tołstoja w Jasnej Polanie, by zbadać i ochronić stare rosyjskie odmiany jabłoni.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Apple nie musi płacić irlandzkiej skarbówce 13 miliardów euro podatków. Taki wyrok wydał Sąd UE, który stwierdził, że Komisja Europejska, która w 2016 roku nakazała amerykańskiemu koncernowi zapłacenie wspomnianej kwoty, nie udowodniła, że doszło do naruszenia prawa. Od decyzji KE odwołał się zresztą nie tylko Apple, ale również rząd Irlandii.
      Sprawa nie dotyczyła tego, ile mamy zapłacić, ale czy w ogóle musimy płacić, oświadczyli przedstawiciele Apple'a po korzystnym dla siebie wyroku. Jesteśmy dumni z faktu, że jesteśmy drugim największym płatnikiem podatków na świecie. Wiemy, jak ważną funkcję społeczną spełniają podatki, dodali.
      Rząd Irlandii oświadczył, że zawsze było jasne, iż Apple nie był specjalnie traktowany przez irlandzką skarbówkę. Firma została obciążona prawidłową wysokością podatków, zgodną z irlandzkim prawem podatkowym, stwierdził Dublin. Przedstawiciele Komisji Europejskie poinformowali, że po zapoznaniu się z uzasadnieniem wyroku zdecydują o podjęciu dalszych kroków. Pozostało im jeszcze odwołanie się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
      Cała sprawa rozpoczęła się, gdy Komisja Europejska stwierdziła, iż Irlandia pozwoliła Apple'owi na transfer niemal całych zysków z terenu UE i uniknięcie dzięki temu płacenia podatków. KE uznała to za nielegalną pomoc udzieloną koncernowi. Irlandia, w której obowiązują jedne z najniższych podatków korporacyjnych w Europie, jest bazą dla działalności Apple'a na terenie Europy, Afryki i Bliskiego Wschodu.
      Teraz Sąd UE, druga najwyższa instancja sądownicza Unii, stwierdził, że brak jest dowodów, by Apple miało jakiekolwiek preferencje podatkowe.
      Takie orzeczenie to zła wiadomość dla tych, którzy walczą z transferami zysków przez wielkie korporacje. Europejska komisarz ds. konkurencyjności, Margrethe Vestager, w znacznej mierze skupia się na walce z  transferami zysków, twierdząc, że jest to działanie sprzeczne z zasadą konkurencyjności. Obecne orzeczenie sądowe to jej kolejna porażka. W ubiegłym roku sąd orzekł, że Starbucks nie musi płacić 30 milionów euro rzekomo zaległych podatków w Holandii. Wkrótce zapadną też wyroki ws. podatkowych Ikei i Nike'a.
      Zwycięstwo Apple'a pokazuje, że europejskie sądy nie są skłonne uznawać korzystnych przepisów podatkowych za niedozwoloną pomoc, nawet jeśli przepisy te mają na celu przyciągnięcie zagranicznych inwestycji, o ile są one stosowane konsekwentnie wobec wszystkich. To bardzo dobra wiadomość dla innych korporacji ponadnarodowych, które blisko przyglądały się tej sprawie, mówi Jason Collins, specjalista ds. prawa podatkowego z firmy Pinsent Masons.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W zeszły poniedziałek, 18 maja, sędzina sądu dystryktowego (U.S. District Court for the Eastern District of Virginia) Rebecca Beach Smith orzekła, że firma RMS Titanic (RMST) będzie mogła wydobyć radiotelegraf Marconiego z wraku słynnego liniowca. Decyzja ta zmienia orzeczenie z 2000 r., kiedy to stwierdzono, że zabrania się wycinania czy odłączania jakiegokolwiek elementu statku.
      By oddać wagę orzeczenia, należy przypomnieć, że Jack Phillips, starszy radiooperator z Titanica, który zresztą szkolił się w Marconi Company's Wireless Telegraphy Training School, do niemal ostatnich chwil nadawał wezwania o pomoc i pozycję geograficzną tonącego statku. Był on pracownikiem Marconi Company i korzystał ze sprzętu, który jego firma leasingowała właścicielowi Titanica. Dzięki temu pasażerski statek transatlantycki RMS Carpathia mógł odpowiedzieć wezwanie i ocalić 703 pasażerów Titanica.
      Historię Philipsa, który pracował przy telegrafie nawet, gdy jego stopy były zanurzone w wodzie, przekazał drugi radiooperator, Harold Bride. Sam Philips zmarł z wyczerpania na szalupie ratunkowej, a jego ciało wpadło do wody i nigdy nie zostało odnalezione.
      Wrak Titanica odnaleziono 1 września 1985 r. na głębokości 3802 m. Orzeczenie Smith zezwala RMST minimalnie naciąć statek, by zyskać dostęp do pomieszczenia z radiotelegrafem (Silent Room) w Marconi Suite.
      Akcji sprzeciwia się m.in. amerykańska Narodowa Służba Oceaniczna i Atmosferyczna (NOAA), która utrzymuje, że ekspedycja planowana przez RMST stanowi pogwałcenie porozumienia między USA a Wielką Brytanią, które weszło w życie w styczniu br.; umowa ta to rozwinięcie uregulowań UNESCO z 2001 r., dotyczących podstawowych zasad dot. miejsc uznawanych za część światowego podwodnego dziedzictwa kulturowego.
      Sędzina Smith przyjęła argument NOAA, jednak stwierdziła, że agencja nie jest stroną sporu, ponadto, jak podkreśliła, spór dotyczy wyłącznie wyroku sądowego z 2000 roku nie kwestii uregulowań pomiędzy krajami.
      David Gallo, oceanograf i konsultant firmy RMTS mówi, że wcale nie jest przesądzone, iż cokolwiek zostanie wydobyte. Firma ma zamiar dokonać minimalnego nacięcia. Jeśli okazałoby się, że trzeba wykonać na tyle duże, iż zniszczy to statek, prace nie zostaną przeprowadzone.
      Obecnie plan jest taki, że zdalnie sterowany robot wpłynie do wnętrza wraku przez świetlik. Jeśli to się uda, wówczas robotyczne ramię odłączy telegraf od statku. Jeśli droga przez świetlik będzie niedostępna, w burcie zostanie wycięta dziura.
      RMTS posiada od 1994 roku wyłączne prawo do prac na Titanicu. Dotychczas wydobyła z wraku około 5000 przedmiotów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Algorytmy sztucznej inteligencji znacznie lepiej niż ludzie przewidują, którzy ze skazanych popełnią w przyszłości przestępstwo. Przeprowadzone właśnie badania pokazują, że programy takie jak COMPAS mogą być niezwykle przydatnym narzędziem dla sędziów i innych pracowników systemu sprawiedliwości i więziennictwa.
      Co prawda ludzie w warunkach testowych również radzą sobie z tym zadaniem dobrze i gdy znają kilka podstawowych zmiennych, to nawet osoba bez odpowiedniego przygotowania jest w stanie, w kontrolowanym środowisku, dorównać złożonym narzędziom oceny ryzyka, mówią naukowcy z Uniwersytetu Stanforda i Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.
      Jednak zupełnie inaczej ma się sprawa z rzeczywistymi wydarzeniami i problemami, z którymi mierzy się wymiar sprawiedliwości. Tutaj zmiennych jest olbrzymia liczba. A przeprowadzone właśnie badania wykazały, że algorytmy potrafią nawet z 90-procentową trafnością przewidzieć, który z podsądnych zostanie w przyszłości zatrzymany za inne przestępstwo. Ludzie potrafią to ocenić ze znacznie niższą, bo zaledwie 60-procentową trafnością.
      Ocena ryzyka od dawna jest częścią procesu podejmowania decyzji w sądownictwie kryminalnym. Ostatnio toczą się dyskusje na temat wykorzystywania narzędzi opierających się na algorytmach komputerowych. Nasze badania wykazały, że w sytuacji rzeczywistych przypadków karnych algorytmy sztucznej inteligencji dokonują często lepszej oceny ryzyka niż ludzie. Wyniki te są zgodne z wieloma innymi badaniami porównującymi wyniki uzyskiwane przez narzędzia statystyczne z wynikami uzyskiwanymi przez ludzi, mówi Jennifer Skeem, psycholog specjalizującą się w przestępczości kryminalnej.
      Sprawdzone narzędzia do oceny ryzyka mogą pomóc sędziom i innym pracownikom wymiaru sprawiedliwości w podejmowaniu lepszych decyzji. Na przykład narzędzia te mogą sędziemu wskazać, który ze skazanych stwarza niewielkie ryzyko i w związku z tym można go przedterminowo zwolnić z więzienia. Oczywiście, podobnie jak inne narzędzia, także i te do oceny ryzyka, muszą zostać połączone z rozsądną polityką oraz muszą być nadzorowane przez człowieka, dodaje Sharad Goel z Uniwersytetu Stanforda, statystyk specjalizujący się w dziedzinie nauk społecznych.
      Lepsze narzędzia do oceny ryzyka są niezwykle potrzebne, szczególnie w USA. Stany Zjednoczone mają bowiem największy na świecie odsetek liczby uwięziony i największą na świecie liczbę osób w więzieniach. Od lat toczy się tam dyskusja na temat zmiany tego stanu rzeczy, ale trzeba zrównoważyć to z potrzebą zapewnienia bezpieczeństwa. Ocena, którego z więźniów można bez ryzyka wypuścić, jest więc niezwykle istotna.
      Narzędzia do oceny ryzyka są w USA bardzo szeroko rozpowszechnione w medycynie, bankowości czy szkolnictwie wyższym. Od dawna też używane są w miarze sprawiedliwości. Jednak w 2018 roku Dartmouth College przeprowadzono badania, w których poddano w wątpliwość skuteczność takich narzędzi. Wynikało z nich bowiem, że i ludzie i algorytmy równie dobrze (z 66% trafnością) oceniają ryzyko. Badania były szeroko komentowane i wiele osób stwierdziło, że w takiej sytuacji nie powinno się używać algorytmów.
      Autorzy najnowszych badań powtórzyli badania przeprowadzone przez Dartmouth i stwierdzili, że posługiwano się podczas nich ograniczonym zestawem danych. Wzięto bowiem pod uwagę jedynie płeć oskarżonych, ich wiek, przestępstwo z które zostali ostatnio skazani oraz całą ich wcześniejszą kartotekę policyjną. Tymczasem sędziowie mają do dyspozycji znacznie więcej informacji. Korzystają z dokumentów ze śledztwa, opinii adwokatów, zeznań ofiar, na ich ocenę wpływa zachowanie i sposób bycia sprawców oraz ofiar. To często są informacje nie mające wpływu na ryzyko recydywy, są niespójne, z łatwością mogą powodować błędną ocenę, wyjaśniają autorzy najnowszych badań.
      Dlatego też rozszerzyli zestaw danych, którymi posługiwali się badacze z Dartmouth. Do wykorzystanych przez nich czynników, dodali 10 nowych, takich jak informacje o zatrudnieniu, zażywaniu używek czy zdrowiu psychicznym. Zmieniono też metodologię. Po każdym z eksperymentów nie mówiono ludziom, których wyniki porównywano z maszyną, czy dokonali dobrej oceny. Sędziowie nie mają przecież informacji o tym, czy osoba, której skrócili karę, popełni w przyszłości przestępstwo.
      Wyniki pokazały, że w takiej sytuacji, gdy zasady eksperymentu bardziej odpowiadają rzeczywistości, ludzie wypadają znacznie gorzej niż algorytm COMPAS. Takie narzędzia mogą być więc przydatnym uzupełnieniem pracy sędziów, kuratorów, lekarzy i innych osób, które mają wpływ na decyzję o wcześniejszym zwolnieniu przestępcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Amazon planuje powołać prezydenta Trumpa na świadka w pozwie przeciwko Pentagonowi. Koncern Bezosa twierdzi, że Pentagon nieuczciwie przyznał Microsoftowi kontrakt JEDI o wartości 10 miliardów dolarów. Zdaniem Amazona prezydent był osobiście zaangażowany w rozstrzygnięcie, a jego celem było uniemożliwienie przyznania kontraktu Amazonowi.
      Jak twierdzi w swojej autobiografii były sekretarz obrony, James Mattis, Trump osobiście prosił go by wyrzucić Amazon z grona firm starających się o przyznanie kontraktu.
      Jako, że Mattis nie był już sekretarzem obrony podczas ostatnich miesięcy przed przyznaniem kontraktu, Amazon chce też powołać na świadka obecnego sekretarza, Marka Espera.
      Amazon argumentuje, że bez przesłuchania prezydenta przed sądem nie będzie możliwe obiektywne i pełne zweryfikowanie twierdzeń, wysuwanych w sądowym wniosku przez firmę.
      Prezydent Trump wielokrotnie wyrażał swoją wolę wykorzystywania funkcji prezydenta i naczelnego dowódcy do wpływania na działania rządu, w tym na zakupy dokonywane przez agendy rządowe, w celach osobistych, stwierdził rzecznik prasowy Amazona. Pytanie brzmi, czy należy pozwalać prezydentowi Stanów Zjednoczonych na wykorzystywanie budżetu Departamentu Obrony do własnych celów osobistych i politycznych dodał.
      Faktem jest, że przyznanie kontraktu JEDI było sporym zaskoczeniem dla wielu specjalistów. Uważali oni bowiem, że pewnym zwycięzcą przetargu na Joint Enterprise Defense Infrastrukture jest Amazon. Faktem jest też, że prezydent Trump nie lubi Jeffa Bezosa, założyciela i dyrektora Amazona.
      W ubiegłym miesiącu Amazon złożył do sądu wniosek, w którym prosi, by ten nakazał Microsoftowi wstrzymanie wszelkich prac nad realizacją kontraktu do czasu, aż sąd rozstrzygnie pozew Amazona.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wszystkie pieniądze, jakie Edward Snowden zarobi na swoich wspomnieniach, mają trafić do budżetu USA. Taki wyrok zapadł w Sądzie Okręgowym dla Wschodniego Okręgu Wirginii w sprawie USA v. Edward Snowden and Macmillan Publishing Group.
      Nikt nie powinien być zaskoczony takim obrotem sprawy. Snowden podczas pracy dla CIA i NSA podpisał umowy zgodnie z którymi zobowiązał się do uzyskania wcześniejszej zgody tych agencji przed wydaniem jakiejkolwiek książki bądź publikacji zawierającej tajne materiały. Jeśli zaś opublikowałby coś bez takiej zgody, umowy przewidywały, że zyski z publikacji trafią do budżetu federalnego.
      Snowden, który ujawnił olbrzymią liczbę tajnych dokumentów, od 2013 roku przebywa w Rosji. Jeśli wróci do USA czeka go proces o szpiegostwo.
      Niedawno, 17 września, do księgarń trafiły jego wspomnienia zatytułowane Permanent Record. Tego samego dnia Departament Sprawiedliwości złożył do sądu wniosek i przejęcie zysków Snowdena z tego tytułu. Dokładnie trzy miesiące później sąd przychylił się do wniosku DoJ.
      Prawnicy Snowdena chcieli, by doszło do pełnego procesu, w czasie którego obie strony przedstawiają wszystkie dowody. Argumentowali bowiem, że konieczne jest ustalenie, czy wymóg uzyskania zgody na publikację nie był obowiązkiem narzuconym tylko Snowdenowi.
      Sędzia O'Grady odrzucił jednak wniosek obrony stwierdzając, że umowy są jasno napisane i nikt nie podważa zasadniczych faktów w tej sprawie. Umowy zobowiązywały Snowdena do uzyskania zgody i wciąż są ważne. Snowden o taką zgodę nie wystąpił, a mimo to opublikował książkę pełną tajnych informacji.
      Sąd uznał też, że Snowden złamał podpisane przez siebie umowy występując publicznie podczas konferencji TED i innych podobnych wydarzeń. Podczas każdego z nich prezentował bowiem slajdy zawierające tajne informacje. Snowden argumentował, że nie można go pociągać do odpowiedzialności za publikowanie informacji, które już są publicznie dostępne, jednak sędzia stwierdził, że w podpisanych przez niego umowach nie zawarto tego typu wyjątków.
      Umowy zarówno z CIA jak i z NSA zabraniają nieautoryzowanego ujawniania pewnych informacji, a w „Permanent Record” takie informacje zostały ujawnione, napisał w uzasadnieniu sędzia. W związku z tym w tej sprawie może zapaść wyrok w trybie uproszczonym.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...