Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Trzęsienia ziemi utrudniają kaszalotom znalezienie pokarmu

Rekomendowane odpowiedzi

Naukowcy badający kaszaloty spermacetowe (Physeter macrocephalus) u wybrzeży Kaikōura w Nowej Zelandii odkryli, że trzęsienia ziemi wpływają na ich zdolność znajdowania pokarmu przez co najmniej rok.

Wyniki uzyskane przez zespół prowadzony przez specjalistów z Uniwersytetu Otago zapewniają wgląd w to, jak drapieżniki szczytowe, takie jak kaszaloty, reagują i przystosowują się do naturalnych zaburzeń na dużą skalę.

Autorzy raportu z pisma Deep Sea Research Part I wyjaśniają, że trzęsienie ziemi i wstrząsy wtórne wpływają na kaszaloty na kilka sposobów. Walenie te bazują na dźwięku zarówno podczas komunikacji, jak i wykrywania ofiar czy nawigacji. Z tego względu są więc bardzo wrażliwe na dźwięki. Tymczasem trzęsienia ziemi generują pod wodą bardzo głośne dźwięki, które mogą wywoływać urazy, uszkodzenia słuchu czy zmiany w zachowaniu.

Zrozumienie, jak dzikie populacje reagują na trzęsienia, pomaga nam określić ich poziom ich odporności - wyjaśnia dr Marta Guerra.

Czternastego listopada 2016 r. trzęsienie ziemi w Kaikōura o magnitudzie 7,8 st. w skali Richtera wyzwoliło masywne osuwiska i prądy zawiesinowe, które wymyły do oceanu 850 t osadów. Kanion Kaikōura stanowi całoroczne żerowisko dla kaszalotów, które spełniają istotną rolę jako drapieżniki szczytowe.

Dr Guerra podkreśla, że nadal nie wiadomo, czemu kanion jest tak ważny dla kaszalotów. Może jednak chodzić o olbrzymią produktywność jego dna oraz o interakcję prądów ze stromą topografią.

W ramach studium naukowcy analizowali dane dot. zachowania 54 kaszalotów. Zebrano je między styczniem 2014 a styczniem 2018 r., dzięki czemu można było sprawdzić, czy pod wpływem trzęsienia ziemi nastąpiły jakieś znaczące zmiany w żerowaniu. Naprawdę nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, bo bardzo mało wiadomo, jak zwierzęta morskie reagują na trzęsienia ziemi.

Naukowcy wykryli oczywiste zmiany zachowania waleni w roku po trzęsieniu ziemi. Co ważne, kaszaloty spędzały ok. 25% więcej czasu na powierzchni (średni interwał powierzchniowy między nurkowaniami był o 25% dłuższy), co potencjalnie oznacza, że musiały one wkładać więcej wysiłku w poszukiwanie ofiar - nurkując głębiej albo na dłuższy czas. Istnieją dwa powody, dla których mogło się tak dziać. Po pierwsze, bentosowe społeczności bezkręgowców mogły zostać wypłukane z kanionu przez prądy zawiesinowe, co skutkowało mniejszą ich dostępnością. Po drugie, odkładanie osadów i erozja mogły wymusić na kaszalotach ponowne zapoznanie ze zmodyfikowanym habitatem. To zaś oznacza zwiększony wysiłek wkładany w nawigację i lokalizację ofiar.

Wymycie niemal 40 tys. ton biomasy z dna kanionu prawdopodobnie oznaczało, że zwierzęta, które normalnie żerowały na dnie, cierpiały na niedobór pokarmu i musiały się gdzieś przenieść - opowiada dr Guerra. To wpłynęło na ofiary kaszalotów (ryby głębokowodne i kałamarnice). Koniec końców kaszalotom trudniej było znaleźć pokarm.

Zmiany w miejscach żerowania kaszalotów były bardzo widoczne. Szczyt kanionu Kaikōura, gdzie kiedyś często spotykało się żerujące walenie, przypominał pustynię.

Choć trzęsienia ziemi zdarzają się stosunkowo często w rejonach występowania ssaków morskich, opisywane studium jako pierwsze dokumentowało wpływ na populację; było to możliwe dzięki długoterminowemu programowi monitoringu, realizowanemu od 1990 r. Na świecie dokonywano jedynie obserwacji punktowych. Po trzęsieniu ziemi w Zatoce Kalifornijskiej zauważono np., że płetwale zwyczajne przejawiają "reakcję ucieczkową". W miesiącach następujących po trzęsieniu ziemi u wybrzeży Alaski widywano zaś bardzo mało humbaków.

Systemy głębokomorskie znajdują się poza zasięgiem wzroku, dlatego rzadko rozważamy konsekwencje ich zaburzania, tak przez człowieka, jak i czynniki naturalne.

Nowozelandczycy stwierdzili, że po trzęsieniu ziemi w 2016 r. zmiany w zachowaniu kaszalotów utrzymywały się około roku. Powrót do normy nastąpił latem 2017-18 r.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ponad pięć lat temu w Science ukazał się artykuł, którego autorzy alarmowali, że od 1970 roku populacja ptaków w USA spadła niemal o 30%. Wczoraj podczas 90th North American Wildlife and Natural Resources Conference opublikowano 2025 U.S. State of the Birds, raport przygotowany przez wiodące organizacje i instytucje zajmujące się ochroną przyrody, w tym Cornell Lab of Ornithology. Z raportu wynika, że populacja ptaków wciąż się zmniejsza. Co więcej, pozytywne zjawiska z pierwszego raportu – jak długoterminowy wzrost liczby ptaków wodnych – już nie zachodzą.
      Najnowszy raport nie przynosi optymistycznych wieści. Okazuje się bowiem, że sytuacja 229 gatunków, czyli około 1/3 wszystkich żyjących w USA, jest na tyle zła, że w bliższej lub dalszej przyszłości ich istnienie może być zagrożone. Liczebność gatunków leśnych spada zarówno na wschodzie, jak i zachodzie, ale na zachodzie tempo spadku przyspiesza. Jednak najszybciej zmniejsza się liczebność gatunków żyjących na łąkach i pastwiskach (o 43% od 1970 r.) oraz na terenach suchych (o 41% od 1970 r.). Populacja ptaków wodnych, która rosła od 1970 roku, zaczęła spadać. Od roku 2014 zmniejszyła się aż o 20%.
      Aż 42 gatunki, w tym c, srokę żółtodziobą i epoletnika trójbarwnego, zaklasyfikowano jako Red-Alert Tipping Point Species, co oznacza, że ich liczebność jest niebezpiecznie mała. Kolejnych 37 gatunków przypisano do kategorii Orange Alert. Ich liczebność w długim terminie się zmniejsza, a spadek ten przyspiesza.
      Szybkie spadki liczebności ptaków to dowód na coraz silniejsze działanie niekorzystnych czynników, które doświadczają zwierzęta i ludzie na całym świecie. Te czynniki to utrata siedlisk, degradacja środowiska i ekstremalne zjawiska pogodowe. Gdy widzimy takie spadki, musimy pamiętać, że jeśli warunki nie są dobre do życia dla ptaków, nie są też dobre do życia dla ludzi, mówi profesor Amanda Rodewald z Cornell Lab.
      Naukowcy zwracają jednak uwagę, że takie zjawiska nie są nieodwracalne. Odpowiednie działania i inwestycje mogą dać bardzo dobre wyniki. Przypominają, że w 2009 roku 16 leżących na wybrzeżach stanów skoordynowało wysiłki na rzecz ochrony ostrygojada brunatnego. Od tamtej pory regionalne populacje tego ptaka zwiększyły swoją liczebność o 43%. Jak więc zauważają eksperci, takie działania jak zakładanie obszarów chronionych, ochrona wybrzeży i lasów mogą wiele zdziałać i odwrócić niekorzystne trendy.
      Coś wręcz przeciwnego obserwuje się w przypadku ptaków wodnych. Obecnie ich liczebność gwałtownie spada, gdyż mamy do czynienia z suszami, zmniejszono ochronę obszarów podmokłych i są one coraz częściej zamieniane są w pola uprawne.
      Wiele populacji ptaków walczy o przetrwanie. Istnieją jednak sprawdzone metody ochrony oparte na nauce i inwestycjach w ochronę środowiska. Dekady ochrony obszarów podmokłych przed myśliwymi, właścicielami ziemskimi, agencjami stanowymi i federalnym oraz korporacjami pozwoliły na zwiększenie liczebności wielu gatunków ptaków wodnych. Wystarczy, że będzie korzystna pogoda. Udowodniliśmy, że to działa, mówi Steve Adair, główny naukowiec organizacji Ducks Unlimited.
      Autorzy raportu podkreślają też korzyści gospodarcze wynikające z ochrony ptaków. Przypominają, że rekreacyjnymi obserwacjami ptaków zajmuje się około 100 milionów Amerykanów. Żadna inna forma aktywności nie jest w USA tak popularna. Nie licząc oczywistych korzyści zdrowotnych wynikających z aktywności fizycznej i przebywania na świeżym powietrzu, to zamiłowanie obywateli USA do obserwowania ptaków przekłada się na konkretne kwoty. Amerykanie wydają na tę formę rozrywki aż 108 miliardów USD rocznie w postaci wydatków na podróże, zakwaterowanie czy sprzęt do obserwacji. Przekłada się to na 1,4 miliona miejsc pracy i 38 miliardów USD wpływów z podatków.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mało brakowało, a człowiek by wyginął, informują naukowcy z Chin, Włoch i USA. Wykorzystując nową metodę o nazwie FitCoal (fast infinitesimal time coalescent process) oraz genom 3154 współcześnie żyjących osób, badacze byli w stanie dokładnie określić wydarzenia demograficzne z przeszłości. Z ich badań wynika, że pomiędzy 900 a 800 tysięcy lat temu los ludzkości wisiał na włosku. Może to wyjaśniać, dlaczego ani w Afryce, ani w Eurazji nie zachowały się żadne skamieniałości z tego okresu. Wyniki ich badań opublikowano właśnie na łamach Science.
      Analizy genetyczne wykazały, że we wczesnej epoce kamienia, około 900 tysięcy lat temu populacja Homo spadła z około 100 000 do około 1000. W okresie pomiędzy 930 000 a 813 000 lat temu los ludzkości był uzależniony od zaledwie 1280 dorosłych rozmnażających się przedstawicieli naszego gatunku. Zatem przez 117 000 lat ludzkość doświadczała potężnego kryzysu populacyjnego. W tym czasie żył ostatni wspólny przodek H. sapiens, neandertalczyka i denisowianina.
      Brak skamieniałości w Afryce i Eurazji można wyjaśnić tym kryzysem z wczesnej epoki kamienia, mówi jeden z autorów badań, Giorgio Manzi, antropolog z Uniwersytetu Rzymskiego La Sapienza. Przyczyny spadku liczebności populacji miały prawdopodobnie związek z klimatem. Zlodowacenia prowadziły do zmian temperatur, poważnych susz i utraty gatunków, które mogły być źródłem pożywienia dla człowieka. Pomiędzy wczesnym a środkowym plejstocenem doszło do utraty 65,85% różnorodności genetycznej u naszego przodka. Wydaje się jednak, że wydarzenie to prowadziło do epizodu specjacji, podczas którego dwa chromosomy uległy fuzji i utworzyły dzisiejszy chromosom 2 H. sapiens. To drugi największy chromosom u człowieka, składający się z 243 milionów par zasad.
      Nasza nowatorska praca otwiera pole do dalszych badań nad ewolucją człowieka. Każe bowiem zadać sobie pytanie o miejsca, w których przetrwali ci ludzie, w jaki sposób poradzili sobie z katastrofalnymi zmianami klimatu i czy selekcja naturalna zachodząca w czasie tak dramatycznego spadku liczebności populacji przyspieszyła ewolucję ludzkiego mózgu, mówi Yi-Hsuan Pan, genetyk ewolucyjny ze Wschodniochińskiego Uniwersytetu Pedagogicznego.
      Do szybkiego wzrostu liczebności populacji naszych przodków doszło, gdy opanowali oni ogień, a klimat zmienił się na bardziej przyjazny.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed czterema miesiącami w odległym regionie Peace River kanadyjskiego stanu Alberta doszło do trzęsienia ziemi o sile 5,6 stopnia. To jedno z najsilniejszych trzęsień w historii zarejestrowanych w Albercie. Miejscowe urzędy uznały je za wydarzenie naturalne. Jednak nowa analiza przeprowadzona przez geofizyków z Uniwersytetu Stanforda wskazuje, że trzęsienie zostało wywołane działalnością wydobywczą w tym regionie.
      Nie po raz pierwszy wydobycie ropy naftowej jest wiązane z pojawieniem się wzmożonej aktywności sejsmicznej. Już przed laty w Oklahomie zanotowano gigantyczny wzrost trzęsień ziemi i powiązano go z wydobyciem ropy naftowej z łupków. Tutaj mamy jednak do czynienia z wyjątkowo silnym trzęsieniem i powiązanym z wydobyciem nie z łupków, a z piasków bitumicznych. Gdyby tak silny wstrząs nastąpił w terenach gęsto zaludnionych, jego konsekwencje mogłyby być tragiczne.
      Wyniki badań naukowców ze Stanforda mogą mieć daleko idące konsekwencje. Trzęsienie było bowiem spowodowane wstrzykiwaniem wody w skały. Im więcej dowiemy się o konsekwencjach tego typu działań, tym lepiej będziemy przygotowani do prowadzenia nie tylko wydobycia surowców, ale również np. do składowania dwutlenku węgla pod powierzchnią ziemi, co jest jedną z proponowanych metod zapobiegania zmianom klimatu. Trzęsienie ziemi w Peace River przyciągnęło naszą uwagę, gdyż miało miejsce w nietypowym regionie. Wiele zdobytych przez nas dowodów wskazuje, że było ono spowodowane działalnością człowieka, mówi współautor badań, profesor William Ellsworth.
      Działalność wydobywcza w regionie Peace River rozpoczęła się w latach 80. Wydobywa się tam bitumen. By zwiększyć jego mobilność, pod ziemie wstrzykuje się olbrzymie ilości gorącej wody lub rozpuszczalników. W procesie tym powstają olbrzymie ilości zanieczyszczonej wody, a najbardziej ekonomicznym sposobem na jej pozbycie się jest jej ponownie wprowadzenie pod ziemię. W ten sposób w skałach składowanych jest już 100 milionów metrów sześciennych ścieków.
      Naukowcy w swoich badaniach porównali m.in. informacje o działalności wydobywczej i składowaniu wody w skałach z deformacjami gruntu rejestrowanymi przez satelity i naziemne stacje sejsmiczne. W ten sposób powiązali z działalnością wydobywczą również mniejsze wstrząsy, które przez ponad dekadę poprzedzały duże trzęsienie z listopada ubiegłego roku.
      Kluczowym dowodem było zarejestrowane przez satelity uniesienie się gruntu o 3,4 centymetra podczas trzęsienia. Doszło do niego wzdłuż nieudokumentowanego wcześniej uskoku. Bliższe badania wykazały, że wstrzykiwana woda zwiększyła ciśnienie na uskok, osłabiła go i spowodowała, ze stał się on bardziej podatny na ruchy tektoniczne.
      Naukowcy mówią, że trzęsienie ziemi w Peace River to sygnał ostrzegawczy. Władze planują bowiem zwiększenie w tym regionie aktywności związanej z produkcją wodoru i składowaniem dwutlenku węgla. Wciąż prowadzona będzie też działalność wydobywcza, z której ścieki trafią pod ziemię.
      Jedna z proponowanych metod produkcji wodoru na potrzeby czystej energetyki polega na pozyskiwaniu go z gazu ziemnego. Powstający w tym procesie dwutlenek węgla ma być przechwytywany i w stanie nadkrytycznym – czyli przy ciśnieniu i temperaturze większej od ciśnienia i temperatury stanu krytycznego – będzie składowany pod ziemią. Przejście na „błękitny” wodór będzie wymagało wstrzykiwania pod ziemię bezprecedensowych ilości nadkrytycznego dwutlenku węgla, mówią naukowcy. To zaś może zwiększyć aktywność sejsmiczną w regionie. Powinniśmy rozumieć wszelkie aspekty aktywności sejsmicznej powodowanej przez człowieka, od jej podstawowych mechanizmów fizycznych po metody unikania ryzyka, dodaje Ellsworth.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie ogłosiła, że dzisiaj, 15 listopada 2022 roku, populacja człowieka na Ziemi osiągnęła 8 miliardów. Przed zaledwie 11 laty na świecie pojawił się 7-miliardowy Homo sapiens. ONZ przypuszcza, że kolejny miliard ludzi przybędzie do roku 2037.
      Za największą część przyrostu liczby ludzi na Ziemi odpowiadają Azja i Afryka. Do przekroczenia przez ludzkość liczby 8 miliardów w największym stopniu przyczyniły się Indie, którym przybyło 177 milionów mieszkańców. Na drugim miejscu znalazły się Chiny (73 miliony). Jeśli zaś chodzi o kolejny miliard ludzi, to gdy populacja H. sapiens sięgnie 9 miliardów to właśnie Indie będą najludniejszym krajem świata. W Chinach już od przyszłego roku spodziewane jest ujemne tempo przyrostu populacji. W roku 2021 wyniosło ono bowiem 0,1%.
      Największy przyrost naturalny ludzkość zanotowała w latach 1963, 1966 i 1971 kiedy to przybywało po 2,1% ludzi. W roku 2021 przyrost naturalny ludzkości wyniósł 0,9%.
      Według Banku Światowego 10 krajów o największym tempie przyrostu naturalnego w 2021 roku to: Syria 4,3%; Niger 3,7%; Gwinea Równikowa 3,3%; Angola 3,2%, Demokratyczna Republika Konga 3,1%; Burundi i Uganda po 3,0% oraz Czad, Gambia, Mali, Mozambik, Somalia, Tanzania i Zambia po 2,9%. Z kolei 10 krajów o najniższym przyroście naturalnym to: Singapur -4,2%; Chorwacja -3,7%; Mołdowa -1,8%; Łotwa i Albania po -0,9%; Liban i Serbia po -0,8%; Rumunia i Ukraina po -0,7% oraz Włochy -0,6%. W Polsce ubiegłoroczny przyrost naturalny wyniósł -0,3%.




      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed 66 milionami lat na Ziemię spadła 10-kilometrowa asteroida, która przyniosła zagładę dinozaurom. Najnowsze dowody wskazują, że wywołała ona wielotygodniowe lub wielomiesięczne trzęsienie ziemi odczuwalne na całej planecie. ilość energii uwolniona w czasie tego trzęsienia wynosiła 1023 dżuli, czyli 50 000 razy więcej, niż podczas trzęsienia o sile 9,1 stopnia, które dotknęło Sumatrę w 2004 roku.
      Ślady tego trzęsienia znalazł Hermann Bermúdez, który specjalizuje się w badaniu granicy K-T (granica kreda-trzeciorzęd). Jest ona śladem wielkiego wymierania, które 66 milionów lat temu zakończyło mezozoik. W 2014 roku prowadził prace badawcze na kolumbijskiej wyspie Gorgonilla. Uczony odkrył wówczas warstwę sferuli (niewielkich kulek szkliwa oraz tektytów i mikrotektytów, które zostały wyrzucone do atmosfery w wyniku uderzenia asteroidy. Sferule tworzą się, gdy pod wpływem ciśnienia i temperatury wywołanych uderzeniem, dochodzi do roztopienia i rozkruszenia skorupy ziemskiej. W atmosferę wyrzucane są wówczas krople roztopionego materiału, który opada na powierzchnię.
      Wyspa Gorgonilla, na której pracował Bermúdez, położona jest około 3000 kilometrów na południowy-zachód od miejsca uderzenia asteroidy. Pod powierzchnią oceanu, na głębokości około 2 kilometrów, przez miliony lat odkładały się osady. Gdy 3000 kilometrów od badanego miejsca upadła asteroida, doszło do deformacji osadów. Deformacja objęła osady na głębokości nawet do 15 metrów pod dnem morskim. Jej ślady są widoczne do dzisiaj. Jednak to nie wszystko. Zdeformowana jest również warstwa zawierająca sferule. A to oznacza, że wstrząsy spowodowane uderzeniem asteroidy musiały trwać po tym, gdy sferule opadły z atmosfery. Proces ich opadania trwał zaś całymi tygodniami lub nawet miesiącami. Zaraz nad warstwą sferuli widać zachowane spory paproci, pierwsze oznaki odradzającego się życia roślinnego po uderzeniu.
      Przekrój, który odkryłem na wyspie Gorgonilla, to wspaniałe miejsce do badania granicy K-T, gdyż jest jednym z najlepiej zachowanych takich miejsc oraz znajduje się głęboko pod powierzchnią oceanu, więc nie zostało zaburzone przez tsunami, mówi uczony.
      Gorgonilla to nie jedyne miejsce, w którym Bermúdez zauważył ślady gigantycznego trzęsienia ziemi. W odsłonięciu El Papalote w Meksyku widoczne są ślady upłynnienia gruntu, a w stanach Mississippi, Alabama i Teksas uczony znalazł uskoki i pęknięcia prawdopodobnie spowodowane wielkim trzęsieniem ziemi. W wielu miejscach znalazł też osady naniesione przez wielkie tsunami.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...