Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Zarządzanie połowami ryb przynosi dobre wyniki
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Lud Calusa przez wieki dominował nad południową częścią Florydy. Wpływy i władza Calusa rozciągały się daleko poza ich terytorium. Posiadali odpowiednią siłę militarną, byli w stanie handlować z uznającymi ich zwierzchnictwo plemionami i zbierać od nich daniny. Calusa wznosili olbrzymie budynki i kopali imponujące kanały szerokości autostrad. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gospodarka Calusa nie opierała się na rolnictwie, a na rybołówstwie.
Podobnie jak inne ekspansywne kultury Calusa potrzebowali nadwyżek żywności, chociażby po to, by utrzymać ludzi pracujących przy imponujących przedsięwzięciach budowlanych. Nie mówiąc już o tym, że nadwyżki były potrzebne do uprawiania długodystansowego handlu na odległość setek kilometrów.
Specjalistów od dawna zastanawiało, jak nadbrzeży lud, którego głównymi składnikami diety były ryby i owoce morza, a który poza tym zajmował się zbieractwem, mógł w subtropikalnym klimacie handlować rybami. Okazuje się, że odpowiedzią są celowo odgrodzone fragmenty estuariów rzecznych, które służyły jako tymczasowe baseny do przechowywania żywych ryb. Pozyskiwane z nich ryby były jedzone świeże, ale również suszone i wędzone, dzięki czemu nadawały się do długotrwałego przechowywania. Największa z takich konstrukcji liczy ponad 3300 metrów kwadratowych i jest otoczona wałem o wysokości dochodzącej do 1 metra.
Tym, co czyni lud Calusa wyjątkowym jest fakt, że większość społeczeństw, które osiągnęły ten stopień złożoności i takie wpływy to społeczeństwa rolnicze. Przez dług czas sądzono, że społeczności opierające się na połowach ryb, łowiectwie lub zbieractwie są mniej zaawansowane. Jednak podczas ostatnich 35 lat naszej pracy wykazaliśmy, że Calusa stworzyli złożone społeczeństwo posługujące się zaawansowaną architekturą i religią, które miało siły zbrojne, specjalistów z różnych dziedzin, handel długodystansowy i było społecznie zróżnicowane. A wszystko to bez uprawy ziemi, mówi William Marquardt, emerytowany kurator South Florida Archeology and Ethnograpy we Florida Museum of Natural History.
Marquardt brał udział w pracach grupy Victora Thompsona, dyrektora Laboratorium Archeologii na University of Georgia. Naukowcy badali dwa odgrodzone obszary położone na południowym-zachodzie wyspy Mound Key, na której przez około 500 lat znajdowała się stolica Calusów.
Widoczne do dzisiaj konstrukcje zbudowano po bokach wielkiego kanału o długości ponad 600 metrów, którego średnia szerokość przekracza 30 metrów. Kanał przecina wyspę na pół. Obie konstrukcje są otwarte na kanał. Prawdopodobnie dzięki temu Calusa mogli zagonić tam ryby, a następnie zamknąć ogrodzony teren wrotami lub siecią. Budowa takich tymczasowych basenów i przetrzymywanie w nich ryb wymagały wiedzy inżynieryjnej, wiedzy o dziennych i sezonowych pływach, a także wiedzy z hydrologii i biologii różnych gatunków ryb, podkreślają naukowcy.
Szczegółowe badania ujawniły istnienie dodatkowych stoków, rodzaju ramp, którymi prawdopodobnie transportowano ryby. W pobliżu znaleziono dowody na istnienie stanowisk, w których palono ogień. To prawdopodobnie tam wędzono i suszono ryby. Dzięki datowaniu radiowęglowemu wiemy, że struktury te powstały w latach 1300–1400 naszej ery. Budowano je zatem podczas drugiej fazy budowy imponującej siedziby władcy, która – jak wynika z hiszpańskich dokumentów – mogła pomieścić 2000 osób. Warto tutaj wspomnieć, że około 1250 roku doszło do spadku poziomu oceanów, co mogło mieć wpływ na populację ryb i mogło zainspirować Calusa do stworzenia wspomnianych basenów.
Znalezione szczątki wskazują, że Calusa przetrzymywali ryby z rodziny mugilowatych, śledze oraz gatunek Lagodon rhomboides. Z kolei szare osady bogate w materię organiczną wskazują na słabą cyrkulację wody w basenach. Mogła ona być w pewnym stopniu wymieniana podczas wysokiej fali.
Nie wiemy dokładnie, jak to działało, ale sądzimy, że było to krótkoterminowe przechowywanie ryb, na okres liczony w godzinach czy kilku dniach, ale nie w miesiącach, mówi Marquardt.
Naukowcy już wcześniej przypuszczali, że widoczne konstrukcje mogły służyć przechowywaniu ryc, jednak dopiero teraz zostały one szczegółowo zbadane, a ich datowanie porównano z datowaniem innych budowli ludu Calusa.
O Calusa mamy niewiele informacji. Wiemy, że ich społeczeństwo było podzielone, że istniała tam warstwa wyższa. Lud miał kilku liderów. Był wśród nich władca, wódz wojenny oraz główny kapłan. Wszystkie te informacje pochodzą od Hiszpanów. Wiemy, że w 1564 roku głównym kapłanem był ojciec aktualnego władcy, a wodzem wojennym był jego kuzyn. Hiszpanie udokumentowali też cztery przypadki sukcesji. Po niewymienionym z imienia władcy na tronie zasiadł jego brat Senquene, następnie władza przeszła w ręce jego syna Carlosa (Hiszpanie notowali większość imion w formie hiszpańskiej), po Carlosie rządził jego kuzyn Felipe, a po Felipe kolejny kuzyn Carlosa, Pedro. Hiszpanie twierdzą też, że wódz za żonę brał swoją siostrę. Jednak Marquardt uważa, że doszło tu do nieporozumienia. Zdaniem uczonego wódz miał za żonę brać „siostrę z klanu”. Małżeństwa służyły też wzmocnieniu więzi z podwładnymi. Wódz brał za żonę kobiety z podbitych i sprzymierzonych ludów. Wiemy też, że Carlos zaoferował swoją siostrę jednemu z hiszpańskich odkrywców.
Callusa żyli w wielkich wspólnych dwupiętrowych domach. Wspomniana już siedziba władcy mogła, według Hiszpanów, z łatwością pomieścić 2000 osób. Siedziba władcy, a prawdopodobnie i inne wspólne domy, były budowane na szczytach specjalnie usypanych kopców.
Pierwszym Europejczykiem, który w 1521 roku skontaktował się z Calusa był słynny Juan Ponce de Leon. Osiem lat później Ponce de Leon zginął z rąk Calusa. Najbardziej szczegółowe i najcenniejsze informacje o Calusa mamy z relacji Hernando de Escalante Fontanedy, którego okręt rozbił się u wybrzeży Florydy. Trzynastoletniemu chłopcu darowano życie i przez 17 kolejnych lat żył on wśród różnych plemion na południu Florydy.
W XVIII wieku Calusa zostali zdziesiątkowani przez epidemię oraz przez najazdy plemion uzbrojonych przez Anglików w broń palną. Sami Calusa, którzy izolowali się od Białych, broni palnej nie posiadali. W ciągu kilkudziesięciu lat Calusa wyginęli.
Z pracą Ancient engineering of fish capture and storage in southwest Florida można zapoznać się na łamach PNAS.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Znaczące powiększenie dwóch największych obszarów chronionych na Ziemi, rezerwatów morskich ustanowionych przez prezydenta Busha i powiększonych przez prezydenta Obamę, nie zaszkodziło rybołówstwu na Hawajach, czytamy w najnowszym numerze Nature Communications. Badania sfinansowane przez Pew Bertarelli Ocean Legacy Project, to pierwsza analiza wpływu obu rezerwatów na gospodarkę.
W 2006 roku George W. Bush powołał do życia Pacific Remote Islands Marine National Monument, a trzy lata później podpisał dokumenty ustanawiające Papahānaumokuākea Marine National Monument. W latach 2014–2016 prezydenta Obama powiększył powierzchnię obu rezerwatów. Obecnie pierwszy z nich liczy sobie 1.269.980 km2, a powierzchnia drugiego to 1.510.000 km2. Łącznie oba rezerwaty zajmują 2.779.980 km2, czyli powierzchnię 9-krotnie większą od powierzchni Polski.
Profesor John Lynham z Wydziału Ekonomii University of Hawai'i podjął się oceny wpływu ekonomicznego powiększenia obu rezerwatów na połowy tuńczyka. Uczony przeanalizował dane z poszczególnych połowów, podsumowania dzienników połowów z łodzi oraz dane satelitarne dotyczące ruchu poszczególnych jednostek.
Po przeanalizowaniu danych pochodzących z niezależnych źródeł stwierdziliśmy, że za każdym razem gdy powiększono powierzchnię rezerwatów, zwiększał się określający efektywność połowów wskaźnik CPUE (catch per unit effort), mówi uczony.
Ocena wpływu morskich obszarów chronionych na połów ryb jest trudna, gdyż w grę wchodzi tutaj wiele czynników, takich jak aktualny stan oceanu, ceny na rynku, zmiany w przepisach. Siła naszych badań polega na tym, że porównując połowy tuńczyka za pomocą sznurów haczykowych z dwoma innymi rodzajami połowów, na które ustanowienie rezerwatów nie miało żadnego wpływu, mogliśmy kontrolować czynniki wpływające na nasze badania. Płynące z nich wnioski są jasne. Ustanowienie rezerwatów nie miało negatywnego wpływu na rybołówstwo. Nie jest to zaskoczeniem, zważywszy na fakt, że w 2015 roku gdy w Papahanaumokuakea wciąż można było łowić, aż 97% połowów tuńczyka odbywało się poza jego wodami, mówi uczony.
Jeszcze przed poszerzeniem rezerwatu Papahanaumokuakea przedstawiciele przemysłu twierdzili, że jego powiększenie spowoduje bezpośrednie straty w wysokości 10 milionów USD rocznie, a straty pośrednie wyniosą nawet 30 milionów dolarów w ciągu roku. Tymczasem analiza pokazała, że rybacy łowią więcej tuńczyków, a ich flota przebywa takie same odległości jak wcześniej. Rosną też ich wpływy. W latach 2014–2017 były one o 13,7% wyższe niż w latach 2010–2013.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Nowa globalna analiza danych nt. połowu ryb wskazuj, że w ciągu ostatnich 65 lat floty rybackie uległy podwojeniu, a jednocześnie wskaźnik CPUE (catch per unit effort), określający efektywność połowów, zmniejszył się o 80%.
Dzięki badaniom przeprowadzonym przez Uniwersytet Tasmanii i australijską federalną organizację badawczą CSIRO dowiadujemy się, że globalna flota połowowa zwiększyła się z 1,7 jednostek w roku 1950 do 3,7 miliona w roku 2015. Jednocześnie, pomimo coraz większego zaawansowania technologicznego statków rybackich, wydajność połowów jest 5-krotnie mniejsza niż w roku 1950.
Główny autor badań, doktorant Yannic Rousseau mówi, że to wyraźny dowód na to, że człowiek wywiera coraz więszą presję na zasoby morskie oraz że znacząco spadła liczba ryb. Od 65 lat coraz większa liczba łodzi próbuje złapać coraz mniejszą liczbę ryb. Od 1950 roku gwałtowny wzrost flot rybackich w Azji znacząco skompensował niewielkie spadki liczebności tych flot w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej. Największy wzrost odnotowujemy w liczbie łodzi silnikowych. To znacząca zmiana w porównaniu z przeszłością, kiedy to cechą charakterystyczną flot rybackich Azji i Afryki był tradycyjny napęd wiosłowy. Jednak mimo coraz bardziej zaawansowanej technologii i rosnącej liczby łodzi, współczesna zmotoryzowana flota rybacka musi się bardziej napracować, by złapać mniej ryb, dodaje.
CPUE to wskaźnik, który odzwierciedla, ile ryb jest łapanych na jednostkę wydatkowanego wysiłku, na przykład na dzień połowowy. Uzyskane przez nas wyniki kreślą czarny scenariusz stanu zasobów oceanicznych. W ostatnich latach doszło do gwałtownego spadku wskaźnika CPUE w Południowo-Wschodniej Azji, Ameryce Łacińskiej i na południu Morza Śródziemnego, co pokazuje, że tamtejsze zasoby ryb są odławiane znacznie szybciej, niż są w stanie się odnawiać.
Badania wykazują też, że w krajach rozwiniętych, takich jak Australia, efektywne zarządzanie połowami oraz gwałtowny spadek liczebności floty rybackiej w ciągu ostatniej dekady, doprowadziły do ustabilizowania się wskaźnika CPUE.
Mimo to, patrząc na obecne trendy, możemy spodziewać się, że do połowy bieżącego wieku flota połowowa wzrośnie o kolejny milion jednostek i będzie ona w jeszcze większym stopniu zmotoryzowana, dodaje Rousseau. To dodatkowo postawi pod znakiem zapytania możliwość zrównoważonego rybołówstwa. Powinno to szczególnie martwić ludzi zamieszkujących takie regiony jak Azja Południowo-Wschodnia, których byt w dużej mierze zależy od ryb. Konieczne jest pilne wprowadzenie globalnych rozwiązań pozwalających na lepsze zarządzanie światowymi zasobami oceanicznymi.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Rybołówstwo na skalę przemysłową prowadzi do głodzenia ptaków morskich, gdyż konkuruje o te same źródła pożywienia, dowiadujemy się z badań przeprowadzonych przez Francuskie Narodowego Centrum Badań Naukowych w Montpellier i University of British Columbia.
Wyniki badań, opublikowanych na łamach Current Biology, pokazują, że w latach 1970–2010 konsumpcja ryb przez ptaki morskie spadła z 70 do 57 milionów ton rocznie. Tymczasem ilość ryb łowionych przez człowieka zwiększyła się z 59 do 65 milionów ton.
Rybołówstwo coraz bardziej głodzi zanikające ptaki morskie. Jest jak boa zaciskający się wokół ofiary. Pomimo tego, że ptaki morskie znikają, poziom konkurencji pomiędzy nimi a rybołówstwem pozostaje na tym samym poziomie, mówi główny autor badań, David Gremillet.
Zanikające źródła pożywienia stanowią olbrzymie zagrożenie dla ptaków.
Od lat 70. liczebność pingwinów zmiejszyła się o 25%, a liczba mew i fregat spadła niemal o połowę. Tymczasem ludzie odławiają coraz więcej ryb, przede wszystkim u wybrzeży Azji, na Morzu Śródziemnym, Morzu Norweskim i u wybrzeży Kalifornii, dodaje Gremillet.
W sumie w ciągu 40 lat zbadaliśmy zachowanie około miliarda ptaków, czyli około 60% światowej populacji ptaków morskich. Najbardziej w tym czasie ucierpiały te gatunki, które żywią się krylem antarktycznym, kałamarnicami oraz niewielkim rybami, takimi jak śledzie i sardynki, dodaje Deng Palomares z University of British Columbia.
Uczony wzywa do podjęcia pilnych działań, gdyż nie tylko głodzimy ptaki morskie na śmierć, ale również doprowadzamy do tego, że giną zaplątane w odpady, którymi człowiek zanieczyścił oceany oraz od połykanych fragmentów plastiku. Ponadto są zagrożone przez wycieki ropy naftowej, wprowadzanie do ich ekosystemów inwazyjnych obcych gatunków, niszczenie ich habitatów oraz przez zmiany związane z globalnym ociepleniem. Jeśli nic z tym nie zrobimy, populacja ptaków morskich ulegnie załamaniu, dodaje.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Z opublikowanych w magazynie Social Science and Medicine badań pt. Physician-Leaders and Hospital Performance: Is There an Association? wynika, że najlepsze wyniki osiągają te szpitale, którymi kierują lekarze. Od pewnego czasu pojawiały się wątpliwości, czy menedżerowie nie posiadający wykształcenia medycznego są na pewno lepszymi dyrektorami placówek zdrowia niż lekarze. Tezę taką zakwestionowano m.in. w zamówionym przez brytyjskie National Health Service badaniach o nazwie Darzi Report, nawet jednak one nie dały wystarczających dowodów.
Teraz doktor Amanda Goodall z Instytutu Badań nad Pracą z Bonn zebrała bazę danych dotyczących 300 najlepszych szpitali w USA. Następnie szczegółowo sprawdziła zarówno wykształcenie jak i historię pracy każdego z dyrektorów. Szczególnie skupiła się na wynikach uzyskiwanych przez szpitale w zwalczaniu nowotworów, chorób przewodu pokarmowego oraz chirurgii serca.
Badania doktor Goodall wykazały, że przeciętny szpital prowadzony przez lekarza osiągał o około 25% lepsze wyniki niż przeciętny szpital prowadzony przez osobę bez wykształcenia medycznego.
Przez ostatnie kilkadziesiąt lat rady nadzorcze szpitali coraz chętniej decydowały się na zatrudnienie na stanowisku dyrektora menedżera bez wykształcenia medycznego. Wyniki tych badań to sygnał, że taka strategia jest niewłaściwa - mówi Goodall.
Uczona dodaje: Z badań wynika, że wyróżniające się szpitale są zwykle kierowane przez osoby z wykształceniem medycznym. Zaskoczyło mniej, jak silna była ta zależność.
Barry Silbaugh, prezes Amerykańskiej Szkoły Lekarzy Menedżerów stwierdził: Uważnie zapoznaliśmy się z badaniami doktor Goodall, gdyż w końcu dostarczono mocny dowód na to, że szefami szpitali powinni być lekarze. Od dawna forsujemy taką ideę.
Doktor Goodall zauważa, że konieczne są dalsze badania, które ewentualnie pozwolą potwierdzić i wyjaśnić, dlaczego szpitale zarządzane przez lekarzy uzyskują lepsze wyniki.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.