Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

W pozostałościach drewnianego rzymskiego fortu w Northumberland znaleziono najstarsze pisemne zabytki angielskiego regionu North East. Zabytki te to spisana na kawałkach drewna korespondencja Juliusa Verecundusa. Był on pierwszym komendantem Vindolandy, drewnianego fortu zbudowanego przed wzniesieniem muru Hadriana. Fort powstał w latach 82–92 naszej ery, a Verecundus dowodził stacjonującą tam kohortą (500–800 żołnierzy) złożoną głównie z przedstawicieli plemienia Tungrów, z terenu dzisiejszej Belgii.

To już kolejne ze słynnych tabliczek z Vindolandy. Tym razem najstarsze, datowane na pierwsze lata istnienia fortu.
Korespondencja Verecundusa składa się z 25 tabliczek. Znaleziono je w 2017 roku i przez kolejne dwa lata były poddawane zabiegom konserwatorskim, a następnie naukowcy zajęli się ich badaniem i odczytywaniem.

Ten zbiór listów od i do Verecundusa daje nam wyjątkowy wgląd na codzienne życie dowódcy jednostki stacjonującej na północnych krańcach Imperium Rzymskiego na 40 lat przed pojawieniem się muru Hadriana. [...] Zawartość tych tabliczek jest niezwykle ważna nie dlatego, że znajdują się tam jakieś sensacyjne doniesienia, ale dlatego, że pokazują nam codzienne życie takim, jakie było, powiedział dyrektor Vindolanda Trust Andrew Birley.

Oficer pisze zarówno o sprzeczkach czy napadach wściekłości wśród żołnierzy, jak i o umowach na dostawę warzyw i innych towarów na potrzeby fortu. Doktor Roger Tomlin, jeden z członków zespołu, który odczytywał tabliczki, mówi, że możliwość zapoznania się z korespondencją sprzed niemal 2000 lat był olbrzymim przywilejem. Mogliśmy zerknąć dowódcy przez ramię, poczytać o warzywach, zbiorach, niewłaściwym kluczu, zgubionym nożu czy też o próbie innego wysokiego rangą oficera, który próbował sprowadzić kłopoty na podoficera podległego Verucundusowi, stwierdza uczony.

Jeden z listów adresowanych do Verecundusa został napisany przez osobę znaną uczonym z innych tabliczek z Vindolandy. Chodzi o dekuriona Masclusa, dowódcę niewielkiego oddziału kawalerii. Pojawia się on w wielu listach kierowanych do różnych oficerów. W liście do Verecundusa Masclus prosi o urlop dla pięciu żołnierzy, których opisuje jako Retów (mieszkańcy prowincji obejmującej dzisiejszą Szwajcarię, Lichtenstein oraz część Austrii i Niemiec) oraz Wokontów (dzisiejsza południowo-wschodnia Francja). Korespondencja ta pokazuje, że o ile okoliczne garnizony i ich dowódcy często się zmieniali, to sam Masclus służył na północnych rubieżach Imperium przez co najmniej 15 lat.

W innym liście niejaki Secundus, niewykluczone że dowódca innej kohorty, skarży się Verecundusowi na zachowanie podległego mu centuriona Decuminusa. Domyślamy się, że Decuminus, centurion piechoty, coś zrobił lub pozostawił niezrobione. Secundus wyraźnie chce dokładnie przedstawić sprawę i, prawdopodobnie, spowodować, by Decuminus miał problemy ze swoim przełożonym, stwierdzają eksperci.

W jeszcze innym liście przyjaciele żołnierza imieniem Crispus proszą Verecundusa, by ten przydzielił go do lżejszych obowiązków.

Odczytane tabliczki zostaną wiosną przyszłego roku wystawione w muzeum. Tymczasem artykuł na ich temat wraz z treścią tabliczek opublikowano [PDF] w specjalistycznym piśmie Britannia.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niesamowite, jak dzięki tym znaleziskom, których ogólnie przybywa może jeszcze się zmienić nasz wgląd na historię z tamtych czasów. Na pewno podręczniki od historii naszych dalszych pokoleń też będą bardziej urozmaicone.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Szczątki ludzkie z początków Imperium Romanum to niezwykle rzadkie znalezisko. Rzymianie aż do III wieku praktykowali bowiem kremację. Tym cenniejsze jest więc odkrycie masowego rzymskiego pochówku na terenie Wiednia. A dodatkowej wartości znalezisku nadaje jego możliwe powiązanie z początkiem stolicy Austrii.
      Szczątki zostały znalezione przez firmę budowlaną, która przeprowadzała prace renowacyjne na jednym z wiedeńskich boisk. Wezwani na miejsce archeolodzy przeprowadzili prace wykopaliskowe i udokumentowali obecność co najmniej 129 ciał. Ze względu na dużą liczbę przemieszczonych kości ogólna liczba pochowanych została oceniona na ponad 150. Miejsce pochówku miało oryginalnie prawdopodobnie kształt owalny o wymiarach 5x4,5 metra. Zmarli spoczywają na głębokości od 0,3 do 0,5 metra. Zostali bezładnie złożeni do grobu, wielu leży na brzuchu, inni na boku, kończyny poszczególnych ciał są splątane. To wskazuje na pośpieszne przykrycie zmarłych ziemią, a nie na zorganizowany pochówek.
      Dotychczas szczegółowo przeanalizowano ponad 33% szkieletów. Badacze stwierdzili, że większość zmarłych miała ponad 170 cm wzrostu, wszyscy byli mężczyznami, przeważnie w wieku 20–30 lat. Znaleziono niewiele śladów chorób zakaźnych. Zmarli byli generalnie w dobrym stanie zdrowia i dobrze odżywieni, o czym świadczy bardzo dobry stan uzębienia. Na każdym z analizowanych szkieletów odkryto urazy, które powstały przed śmiercią. Są to przede wszystkim urazy czaszki, tułowia i miednicy. Powstały one w wyniku działania broni ostrej i tępej, w tym włóczni, mieczy czy sztyletów. To zaś wskazuje, że pochowani nie są ofiarami egzekucji. Wstępne badania wyraźnie sugerują więc miejsce bitwy.
      Datowanie kości metodą radiowęglową wskazuje, że do śmierci ofiar doszło w latach 80–240, a przedmioty znalezione w grobie pozwoliły na zawężenie tego zakresu. Najważniejszym z nich jest żelazny sztylet w pochwie. Zabytek zardzewiał, jednak badania promieniami rentgenowskimi ujawniły na pochwie typowe rzymskie dekoracje ze srebrnego drutu, dzięki którym wiemy, że sztylet powstał pomiędzy połową I, a początkiem II wieku. Archeolodzy trafili też na kilka rzymskich zbroi łuskowych typu lorica squamata. Rozpowszechniły się one w rzymskiej armii około 100 roku pod wpływem zbroi używanej przez kawalerię ze wschodnich części Imperium. Zbroje z Wiednia różnią się jednak od tych, które są opisywane w literaturze fachowej. Zamiast okrągłych otworów, za pomocą których poszczególne płytki mocowano do podkładu, tutaj widzimy otwory kwadratowe. Ta różnica będzie przedmiotem dalszych badań.
      W grobie znaleziono również policzek (część hełmu) takiego typu, jaki upowszechnił się od połowy I wieku. Ponadto były w nim też dwa groty włócznie i liczne gwoździe z budów rzymskich żołnierzy. Wszystkie dowody wskazują zatem, że mamy tutaj do czynienia z pośpiesznym pochówkiem około 150 rzymskich żołnierzy, którzy zginęli w czasie bitwy.
      Towarzysze zmarłych, wbrew zwyczajowi, nie skremowali ich. To oznacza, że nie mieli czasu i zasobów by to zrobić. Prawdopodobnie oddział, do którego należeli polegli, miał też wielu rannych.
      Ze źródeł historycznych wiemy, że za czasów Domicjana (lata 81–96) dochodziło do częstych bitew z Germanami na rzymskiej granicy nad Dunajem. Bitwy te były bardzo kosztowne dla Imperium. Doniesienia wspominają na przykład o zniszczeniu całego legionu. Masowy grób to pierwszy fizyczny dowód na potwierdzenie tych informacji. Wskazuje on, że w miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się Wiedeń, doszło do bitwy. Poważne straty, jakie ponieśli Rzymianie mogły być bezpośrednią przyczyną rozbudowy niewielkiego obozu Vindobona. Znajduje się on mniej niż 7 kilometrów od masowego pochówku. To właśnie Vindobona dała początek Wiedniowi. Za czasów Trajana (98–117) granica na Dunaju została dodatkowo ufortyfikowana.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na południe od skrzyżowania Old Kent Road i Ilderton Road w Londynie archeolodzy trafili na dobrze zachowaną rzymską drogę. To fragment Watling Street, jednej z najważniejszych dróg w Brytanii rzymskiej i post-rzymskiej. W czasie prac wykopaliskowych odsłonięto fragment o szerokości 5,8 i wysokości 1,4 metra. Wyraźnie widoczne warstwy pozwalają dokłanie zbadać konstrukcję drogi.
      Podstawę drogi stanowi ubity żwir zamknięty między dwoma warstwami kredy. Powyżej znajduje się warstwa z ubitego piasku i żwiru. Górną warstwę prawdopodobnie stanowił podobny materiał, jednak obecnie warstwa na nie istnieje. Współczesna droga spoczywa bowiem bezpośrednio na drodze rzymskiej.
      Watling Street była przez wieki jedną z najważniejszych dróg Brytanii. Biegła z dzisiejszego Dover (Portus Dubris) do Londynu (Londinium), stamtąd do St. Albans (Verulamium) i kończyła się we Wroxeter (Viroconium). Nazwa drogi pochodzi od anglosaskich osadników, którzy rzymskie Verulamium nazwali Wætlingaceaster. Do IX wieku cała rzymska droga była już nazywana Wæclinga stræt. Rzymianie, wielcy budowniczowie dróg – dość wspomnieć, że w Imperium Romanum istniało ponad 80 000 kilometrów utwardzonych dróg – wykorzystali do budowy drogi szlak używany od wieków przez celtyckich Brytów. Biegnący przez Londinium fragment Watling Street wybudowano zimą z 47 na 48 rok.
      Odkrycie drogi zachowanej w tak doskonałym stanie zaskoczyło archeologów. Dave Taylor z Museum of London Archaeology (MOLA), które prowadzi prace wykopaliskowe stwierdził: To zaskakujące, że ten fragment drogi przetrwał przez niemal 2000 lat. Tutaj tak wiele się działo w ciągu ostatnich kilkuset lat - budowano kanalizację, kładziono kable, powstawały linie tramwajowe i współczesna droga. Jesteśmy naprawdę podekscytowani znalezieniem tak ważnego fragmentu rzymskiej kultury materialnej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na malowniczej prowincji hrabstwa Northumberland, w pobliżu Muru Hadriana, znajdują się pozostałości Vindolandy, rzymskiego fortu z I wieku. Dotychczas podczas prowadzonych tam wykopalisk znaleziono listy żołnierzy do rodzin, dzięki czemu mogliśmy dokładnie poznać prywatne życie rzymskiego legionisty. To tam odkryto listy pierwszego komendanta fortu, idealnie zachowaną rzymską deskę klozetową czy fragmenty rzadkiego chrześcijańskiego zabytku. Teraz jeden z wolontariuszy znalazł rzeźbiony kamień z obscenicznym przedstawieniem i napisem wyraźnie świadczącym o animozjach pomiędzy mieszkańcami Vindolandy.
      Emerytowany biochemik Dylan Herbert od dwóch tygodni pracował przy wykopaliskach. Przez cały tydzień usuwałem kamienie i ten kamień ciągle mi przeszkadzał. Byłem więc zadowolony, gdy pozwolono mi go wyciągnąć z wykopu. Wyglądał jak każdy inny kamień. Ale gdy go odwróciłem, zobaczyłem litery. Po usunięciu błota, naszym oczom ukazał się cały rzeźbiony napis wraz z grafiką. Byłem zachwycony, wspomina Herbert.
      Na jednej ze stron kamienia o wymiarach 40 x 15 cm wyraźnie widać napis SECVNDINUS CACOR. Specjaliści od rzymskiej epigrafii, doktorzy Alexander Meyer, Alex Mullen i Roger Tomlin stwierdzili, że to zniekształcona wersja napisu „Secundinus cacator” czyli „Secundinus obsraniec”. Towarzysząca napisowi rzeźba penisa tylko wzmacnia ten przekaz.
      Dyrektor wykopalisk, doktor Andrew Birley mówi, że odkrycie inskrypcji, bezpośredniej wiadomości z przeszłości, to zawsze wielkie wydarzenie. Jednak w tym przypadku bardzo się zdziwiliśmy. Niewątpliwie autor napisu miał spory problem z Secundinusem i był na tyle pewny siebie, by to publicznie ogłosić, rzeźbiąc w kamieniu. myślę, że Secundinusowi nie było do śmiechu, gdy przechodził tędy 1700 lat temu.
      W rzymskiej ikonografii fallus jest często symbolem szczęścia i płodności. Jednak w tym wypadku z pewnością tak nie jest. Bliższa analiza wykazała, że każda z liter została bardzo starannie wyrzeźbiona, co niewątpliwie świadczy o intensywności uczuć autora napisu względem Secundinusa.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas prac remontowo-konserwatorskich przy kościele ewangelicko-augsburskim św. Trójcy w Lublinie w jednym z dwóch wazonów zdobiących front odkryto kapsułę czasu. Wiadomość dla przyszłych pokoleń umieszczono w szklanej butelce z napisem ALE LONDON. Butelkę zamknięto czopem, najprawdopodobniej z zaprawy wapienno-cementowej owiniętej tkaniną.
      W komisyjnym otwarciu kapsuły wzięli udział dr Dariusz Kopciowski, Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków, Agnieszka Stachyra i Grzegorz Mączka (oboje z WUOZ w Lublinie), ksiądz Grzegorz Brudny, proboszcz zboru, Piotr Mazurek, przedstawiciel wykonawcy robót budowlanych PKZ i Monika Konkolewska, konserwatorka dzieł sztuki.
      Podczas próby otwarcia butelka została uszkodzona. W środku znaleziono kartkę papieru zwiniętą w rulon. W czasie pierwszych oględzin stwierdzono, że dokument spisano w 1878 r. Był on sygnowany pieczęcią parafii ewangelicko–augsburskiej z datą 1785 r.
      Ponieważ dokument był zawilgocony, większy fragment można było odczytać dopiero po powiększeniu fotografii. Na początku znajduje się inwokacja: W imię Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Dalej umieszczono podziękowania dla darczyńców za ich wkład w budowę świątyni oraz podpisy, m.in.: ks. proboszcza Karola Jonschera, superintendenta generalnego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego ks. Karola Gustawa Manitiusa czy nazwisko lubelskiego przemysłowca Alberta Plagego. Kościół ten staraniem kosztem i wyłącznym funduszem [...] Adama Preszela Dziedzica dóbr Olchowiec z przyległościami [...] blachą żelazną [...] przykryty i ozdobiony został zrobiony [...]. Kolegium Kościelne wraz z całym [...] pragnie czyn ten prawdziwie z wdzięcznością [...] potomkom swym przekazać. [...] Do niniejszej urny, która również kosztem tegoż naszego dobroczyńcy postawiona została.
      Specjaliści liczą na to, że po zabiegach konserwatorskich uda się odczytać całość tekstu. Podobną nadzieję żywi ks. Brudny, który chce przeprowadzić rekonstrukcję listu, by móc go później wystawiać.
      Jak podkreślono we wpisie Lubelskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków na Facebooku, darczyńca Adam Preszel pochodził z rodziny ewangelickiej, której korzenie wywodzą się z Brandenburgii. Jego dziadkiem był zamożny handlowiec Jan Fryderyk Preszel, natomiast ojcem Ludwik Preszel, właściciel folwarku i dworku w Olchowcu, któremu za zasługi we wprowadzaniu nowoczesnych metod uprawy ziemi i krzewienie oświaty na wsiach car Mikołaj I w 1827 r. nadał tytuł szlachecki i herb Trzciniec.
      Przywilej na budowę kościoła ewangelicko-augsburskiego w Lublinie wydał 25 sierpnia 1784 r. król Stanisław August Poniatowski. Świątynię usytuowano, honorując zasadę zachowania odległości nie mniejszej niż 200 łokci od najbliższego kościoła rzymskokatolickiego. Jednym z głównych fundatorów świątyni był właściciel Radawca i radny magistratu Jan Piaskowski (jego inicjały można zobaczyć na balustradzie balkonu w fasadzie). Tym niemniej budowę zrealizowano wysiłkiem finansowym wielu osób, w tym także katolików. Dokumenty wymieniają starostę lubelskiego i marszałka koronnego Mniszcha. [Jednowieżowy kościół w stylu klasycystyczny] został zbudowany w latach 1785-1788 według projektu architekta Fryderyka Zilcherta, który był także projektantem kościoła luterańskiego w Piaskach. Prace rzeźbiarskie wewnątrz oraz kapitele pilastrów na elewacjach wykonał rzeźbiarz o nazwisku Flagler.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas demontażu krzyża i gałki na sygnaturce Archikatedry Białostockiej odkryto butelkę z listem budowniczych świątyni z 1903 r. Butelkę umieszczono w konstrukcji mocującej krzyż. Jak podkreśla prof. dr hab. Małgorzata Dajnowicz, Podlaski Wojewódzki Konserwator Zabytków, dokument ten [...] ukazuje listę kluczowych postaci spoza regionu, mających wkład w powstanie Świątyni [wszyscy wymienieni pochodzili z Warszawy].
      Niżej podpisani brali udział przy budowie tego kościoła według projektu architekta Dziekońskiego z Warszawy. Podpisy złożyli majster murarski, technik-praktykant, majster ciesielski, podmajster murarski i majstrowie blacharscy. Wszyscy z Warszawy. List sporządzono 17 października 1903 r.
      Kościół parafialny pw. Wniebowzięcia NMP w Białymstoku zbudowano w latach 1900-05 według projektu wspomnianego w liście Józefa Piusa Dziekońskiego (staraniem dziekana białostockiego ks. Wilhelma Szwarca). Świątynia znajduje się obok dawnego, tzw. białego, kościoła pochodzącego z XVII wieku (Starego Kościoła Farnego). Łącznie tworzą one zespół świątynny.
      Z upływem czasu krzyż usytuowany na sygnaturce wymagał naprawy mechanizmu mocowania. Z uwagi na powyższe podjęto decyzję o renowacji krzyża oraz wyremontowaniu jego osadzenia. List budowniczych, odnaleziony podczas demontażu krzyża, stanowi ważny element historii białostockiej katedry - uważa prof. Dajnowicz. Po renowacji krzyż ma wrócić na swoje miejsce.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...