Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Niezwykłe znalezisko na miejscu największej bitwy epoki brązu
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Humanistyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Badacze z Wessex Archaeology poinformowali o odkryciu jednego z najstarszych i najlepiej zachowanych drewnianych narzędzi znalezionych na terenie Wielkiej Brytanii. Wstępne datowanie drewnianego szpadla znalezionego na podmokłym terenie przy Poole Harbour wskazuje, że pochodzi on z epoki brązu. Drewniany zabytek przetrwał więc tysiące lat. Zwykle drewno rozkłada się w ciągu dziesięcioleci. Szpadel zachował się dzięki wyjątkowym warunkom, jakie panują w miejscu jego znalezienia.
Archeolodzy bardzo szybko zdali sobie sprawę, że wydobywają z ziemi coś wyjątkowego. Gdy narzędzie przesłano do laboratorium, okazało się, że zostało ono wykonane z drewna dębu, a jego wiek określono na 3400–3500 lat. Szpadel wykonano z jednego kawałka drewna, a jego wykonanie z pewnością wymagało wiele pracy. Był więc cennym narzędziem. Dzięki temu, że wyprodukowano go z pojedynczego kawałka, w razie uszkodzenia można go było przerobić na inne narzędzie.
Co interesujące, w okolicy znalezienia szpadla odkryto dotychczas niewiele dowodów wskazujących na stałe osadnictwo. Badana jest hipoteza, że ludzie okazyjnie odwiedzali do miejsce. W czasach, z których pochodzi szpadel, okolica ta była prawdopodobnie podatna na zalania w ziemi i wysychała latem. Można więc było wykorzystywać ten obszar do wypasu zwierząt, rybołówstwa, polowań czy pozyskiwania torfu, wikliny, być może na potrzeby upraw. Szpadel znaleziono w okrągłym wykopie, który mógł służyć wielu różnym celom, w tym suszeniu czy przechowywaniu lokalnie pozyskanych zasobów.
Dotychczas na terenie Wielkiej Brytanii znaleziono tylko jedno podobne drewniane narzędzie z epoki brązu. W 1875 roku odkryto długi przedmiot o kształcie liścia, który z czasem nazwano „łopatą z Brynlow”. Być może odkrycie szpadla pozwoli na lepsze zrozumienie roli tego i innych drewnianych narzędzi, dowiemy się skąd wynikają podobieństwa i różnice pomiędzy nimi.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Wśród mrówek z gatunku Megaponera analis zaobserwowano niezwykłe zjawisko. Zwierzęta zajmują się towarzyszami, którzy odnieśli rany w walce. M. analis spędzają całe dnie na poszukiwaniu gniazd termitów, atakowaniu ich i polowaniu na te owady.
Erik Thomas Frank i jego koledzy z Uniwersytetu w Würzburgu przez dwa lata obserwowali M. analis w Parku Narodowym Comoé na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Śledzili 52 kolonie, które przeprowadziły 420 najazdów na gniazda termitów.
Atak rozpoczyna się, gdy wysłana na zwiad mrówka napotka termitierę. Wraca wówczas do własnego gniazda, z którego wyrusza kolumna bojowa licząca 200-500 samic. Po przybyciu na miejsce rozdziela się ona na grupy. Większe mrówki rozkopują termitierę, a mniejsze wchodzą do środka, zabijają termity i wyciągają ciała na zewnątrz. Wówczas większe mrówki biorą owady i przenoszą je do własnego gniazda. Do wyżywienia kolonii liczącej 1000 mrówek konieczne jest przeprowadzenie 2-4 napaści każdego dnia.
Bitwy z termitami są niebezpieczne. Obrońcy często odgryzają głowy i kończyny agresorom lub wbijają się w ich ciała. Rany odnoszą głównie mniejsze mrówki, które operują wewnątrz gniazd termitów. Poranione mrówki starają się wyjść z termitier.
Okazało się, że ranni nie są pozostawiani samym sobie. Po bitwie większe mrówki przeszukują pobojowisko. Mimo, że są ślepe, mają dobry zmysł węchu. Ranne mrówki wydzielają spod szczęk specjalne substancje zapachowe, które udało się zidentyfikować jako disiarczek dimetylu i trisiarczek dimetylu. Gdy większe wyczują mrówkę, która je wydzieliła, zabierają ją do własnego gniazda, nawet jeśli muszą przy tym transportować wbite w jej ciało termity. Na miejscu pozostawiane są tylko martwe i śmiertelnie ranne mrówki. Po powrocie do gniazda z ciał rannych mrówek usuwane są termity. Mrówki, które utraciły kończyny, mają początkowo trudności z poruszaniem się, ale w ciągu 24 godzin ponownie są aktywne. Frank i jego zespół obliczyli, że każdego dnia w ten sposób ratowanych jest 9-15 mrówek, a 95% z nich szybko wraca do normalnej aktywności i ponownie bierze udział w bitwach. A mowa tu tylko o najciężej rannych mrówkach. Z każdej bitwy z długotrwałymi obrażeniami wychodzi co najmniej 21 procent mrówek.
To właśnie duży odsetek rannych wyjaśnia altruizm mrówek. Ich porzucanie byłoby równoznaczne z pozbywaniem się produktywnych członków społeczności. Naukowców zastanowiło jednak noszenie rannych przez inne mrówki. Czy nie wymaga to zbytniego wysiłku? Wybrali więc 20 przypadkowych rannych mrówek i zmusili je do samodzielnego marszu do gniazda. Okazało się, że 30% z nich tam nie dotarła. Większość z nich została upolowana przez pająki i inne gatunki mrówek. Jedna zaś padła z wyczerpania, gdyż musiała ciągnąć ze sobą dwa wbite w jej ciało termity. Noszenie rannych ma więc sens, gdyż pozwala im przeżyć.
Okazało się też, że mrówki ratują rannych wyłącznie wtedy, gdy wracają do gniazda po bitwie. Gdy na drodze kolumny maszerującej w kierunku gniazda termitów ułożono ranną mrówkę, jej towarzysze ją zignorowali. Jednak gdy eksperyment powtórzono, gdy kolumna wracała po napaści na termity, ranna natychmiast została zabrana do gniazda. Nie wystarczy więc, by mrówka wydzieliła odpowiednie substancje. Musi to jeszcze zrobić w odpowiednim kontekście.
Na ewolucję takiego właśnie zachowania miała zapewne wpływ niewielka liczebność kolonii M. analis. Każdego dnia przychodzi w nich na świat zaledwie około 13 młodych, zatem każdy osobnik się liczy.
Naukowcy z Würzburga zauważyli też, że podobne sygnały chemiczne wysyłają też mrówki z gatunku Paltothyreus tarsatus. W ich przypadku jednak sygnały takie powodowały, że mrówka, która je wyczuła, zaczynała szaleńczo kopać w ziemi. Okazało się, że mrówki P. tarsatus często padają ofiarami mrówkolwowatych, które przygotowują z piasku pułapki. Uwalniane w stresie sygnały chemiczne to prośba o wykopanie z takiej pułapki.
Zdaniem uczonych uruchamiane związkami chemicznymi zachowania M. analis oraz powodowane empatią i innymi czynnikami zachowania ludzi, którzy dbają o rannych czy chorych wyewoluowały osobno, ale mają podobne podstawy. Zachowywanie przy życiu członków własnej grupy przynosi grupie korzyści.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Dwóch młodych mężczyzn, którzy zmarli 4000 lat temu na terenie dzisiejszej Austrii, chorowało na dżumę, donoszą badacze z Austriackiej Akademii Nauk. Tym samym są to najstarsze znane ofiary tej choroby zidentyfikowane w Austrii. Szkielety zmarłych znaleziono w graniczącej z Czechami gminie Drasenhofen. Jedna z ofiar dżumy zmarła pomiędzy 23. a 30. rokiem życia, drugi z mężczyzn miał 22–27 lat. Zostali pochowani niedaleko siebie na cmentarzu składającym się z 22 grobów. Ich groby znajdują się na obrzeżach cmentarza, więc być może wiedziano, że zmarli na chorobę zakaźną, mówi Katharina Rebay-Salisbury z Austriackiego Instytutu Archeologicznego.
Naukowcy, badający cmentarz w Drasenhofen, nawiązali współpracę z Instytutem Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku, gdyż poszukiwali ewentualnych pokrewieństw pomiędzy pochowanymi tam osobami. Ku ich zdumieniu, analizy ujawniły obecność Yersinia pestis, bakterii wywołującej dżumę. Co interesujące, pomimo tego, że obaj zmarli żyli w tym samym miejscu i w podobnym czasie, obu zabiły różne szczepy Y. pestis. Oznacza to, że nie mamy tutaj do czynienia z infekcją przekazywaną w ramach tej samej grupy mieszkańców epoki brązu, ale z dwoma niezależnymi epizodami infekcji.
W przeciwieństwie do późniejszych epidemii ze średniowiecza dżuma epoki brązu nie była transmitowana za pośrednictwem pcheł, gdyż ówczesnej bakterii brakowało odpowiednich właściwości genetycznych. Choroba musiała rozpowszechniać się w inny sposób, na przykład drogą kropelkową lub poprzez zjedzenie zarażonego mięsa. Analiza wszystkich badań dotyczących prehistorii dżumy w Eurazji wskazuje, że częściej umierali na nią mężczyźni niż kobiety, mówi Rebay-Salisbury. Dotychczas zidentyfikowano 27 mężczyzn i 11 kobiet, którzy zmarli na dżumę. Naukowcy nie znają przyczyn tej nierównowagi. Być może jej przyczyn należy szukać w fakcie, że dżuma jest zoonozą, chorobą którą zarażamy się od zwierząt. Mężczyźni mogli częściej niż kobiety być pasterzami, mieć kontakt z dzikimi zwierzętami, być może uczestnictwo np. w wyprawach wojennych sprzyjało rozprzestrzenianiu się choroby.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W Germering w Bawarii archeolodzy odkryli dobrze zachowane pozostałości drewnianej studni z epoki brązu z depozytami obrzędowymi.
Niezwykle rzadko zdarza się, by drewniana studnia przetrwała ponad 3 tys. lat w tak dobrym stanie. Przy dnie jej ściany są w całości zachowane i nadal nieco wilgotne od wód gruntowych. To również wyjaśnia dobrą kondycję przedmiotów wykonanych z materiałów organicznych (które poddano dokładniejszym badaniom). Mamy nadzieję, że w ten sposób uzyskamy więcej informacji o ówczesnym życiu codziennym - podkreślił dr Jochen Haberstroh, archeolog z Bayerischen Landesamt für Denkmalpflege.
Wewnątrz studni archeolodzy odkryli 26 szpil z brązu, 4 bursztynowe koraliki, dwie metalowe spirale, oprawiony w metal zwierzęcy ząb (wisior) i ponad 70 ceramicznych naczyń. Znaleziono też drewnianą chochlę czy naczynie z kory oraz sporo pozostałości botanicznych.
Duża liczba i wysoka jakość znalezionych obiektów wskazują, że nie wpadły one do studni przypadkowo, ale zostały do niej celowo opuszczone/wrzucone, np. podczas rytuałów. Naczynia nie były bowiem przedmiotami codziennego użytku, ale świetnie wykonanymi, zdobionymi misami, dzbanami czy kubkami. W innych miejscach podobne artefakty wykorzystywano m.in. jako dobra grobowe.
Wg niektórych ludzi, nawet dziś studnie mają w sobie coś magicznego. Wrzuca się do nich monety, mając nadzieję na spełnienie życzeń. Trudno zrozumieć, jakimi motywami kierowali się 3 tys. lat temu nasi przodkowie. Można jednak założyć, że zabiegano o dobre plony - wyjaśnia prof. Mathias Pfeil.
Wcześniej w okolicy podczas wykopalisk prowadzonych na obszarze ok. 7 ha odkryto ponad 70 studni z różnych okresów: od epoki brązu po wczesne średniowiecze. Były one powiązane z istniejącymi wówczas osadami, które można nadal zidentyfikować po zachowanym planie domostw i wysypiskach śmieci.
Nowo odkryta studnia mogła mieć głębokość ponad 5 metrów, co oznacza, że była znacznie głębsza od pozostałych. To, wg specjalistów, dowód, że wykorzystywano ją w czasie, gdy lustro wody opadło, prawdopodobnie wskutek długiej suszy (a ta, jak można się domyślać, doprowadziła do słabych zbiorów). To pokazuje, czemu ludzie byli skłonni poświęcać część swoich dóbr, by przebłagać bóstwa.
Dwa lata temu rozpoczęto tu prace archeologiczne poprzedzające budowę sortowni poczty. Uznano je za jedne z największych bawarskich wykopalisk - pod względem powierzchni - w 2021 r. Udokumentowano 13,5 tys. zabytków, głównie z epoki brązu. Archeolodzy wspominają też o wczesnośredniowiecznym dokumencie. Część znalezisk jest badana i konserwowana w Bayerischen Landesamt für Denkmalpflege. Później trafią one do Miejskiego Muzeum Nauki w Germerig. Zgodnie z planem, pod koniec bieżącego roku będą dostępne dla zwiedzających.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W pobliżu Opawy w Kraju morawsko-śląskim pewien rolnik znalazł złoty zabytek. Specjaliści początkowo sądzili, że to kobiecy diadem. Jednak bliższe badania wykazały, że znalezisko to złoty pas ze środkowej lub późnej epoki brązu.
Zabytek ma długość 49 centymetrów długości, 9 centymetrów szerokości i waży 56 gramów. Pas wykonano z cienkiego stopu metali, który w 84% składa się ze złota i w mniej niż 15% ze srebra. Zidentyfikowano też ślady innych pierwiastków, jak miedź. Pas udekorowany jest pięcioma dużymi koncentrycznymi kręgami, wokół których znajdują się mniejsze koncentryczne kręgi. Całość zamknięta jest wewnątrz udekorowanych krawędzi pasa.
Na razie nie wiadomo, czy pas powstał w regionie znalezienia czy na obszarze kultur karpackich lub bałkańskich. Po wstępnych oględzinach eksperci sądzą, że powstał on w kręgu kultur pól popielnicowych w latach 1300–750 p.n.e. Hipotezę taką wysunięto na podstawie podobieństwa zdobień pasa z ornamentami znajdowanymi na innych przedmiotach będących wytworem tych kultur.
Wydaje się pewnym, że pas musiał należeć do osoby z wyższej klasy społecznej, która cieszyła się poważaniem w lokalnej społeczności. Pas trafił do muzeum w mieście Bruntal. Tam zajmują się nim specjaliści. Po konserwacji i badaniach będzie go można zobaczyć na muzealnej wystawie.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.