Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Endokrynolog z zacięciem artystycznym obala zeszłoroczną diagnozę postawioną Mona Lizie

Rekomendowane odpowiedzi

Wygląd Mona Lizy Leonarda da Vinci od lat fascynuje i zastanawia nie tylko miłośników sztuki, ale i lekarzy z całego świata. Zwracają oni uwagę m.in. na charakterystyczne zabarwienie skóry renesansowej modelki czy grubość jej szyi.

Jeszcze niedawno, bo we wrześniu zeszłego roku, powołując się na zażółcenie cery, wole, brak brwi i asymetryczny uśmiech, który miałby być przejawem osłabienia mięśni i opóźnienia psychoruchowego, Mandeep Mehra i Hilary Campbell twierdzili, że Lisa Gherardini cierpiała na ciężką niedoczynność tarczycy. Dr Michael Yafi, endokrynolog pediatryczny z Uniwersytetu Teksańskiego w Houston, nie zgadza się jednak z tą opinią.

Czułem się osobiście odpowiedzialny za obronę Mona Lizy [...]. W ciągu kilku ubiegłych stuleci inspirowała ona tysiące ludzi. Nie mogłem pozwolić, by opinia publiczna sądziła, że miała niedoczynność tarczycy, kiedy wg mnie, cechowała ją eutyreoza, czyli prawidłowa funkcja hormonalna tarczycy. Zdecydowałem się więc wydać jej świeżą XXI-wieczną opinię medyczną.

W opinii opublikowanej na łamach Hormones-International Journal of Endocrinology and Metabolism Yafi dowodzi, że historia sztuki dysponuje bogatą dokumentacją chorób tarczycy i że wygląd Mona Lizy nie pasuje do innych niezliczonych wizerunków wola.

Artyści często przedstawiają to, co widzą w społeczeństwie. Rzeźby ze starożytnych cywilizacji andyjskiej i egipskiej oddawały wole endemiczne, związane z lokalnym niedoborem jodu w środowisku [...]. Sztuka starożytnych Greków także prezentuje ten objaw. Podobnie jak wiele dzieł poetyckich, w tym utworów Szekspira. Gdyby Gherardini [rzeczywiście] miała wole wywołane niedoborem jodu [w rodzimej Toskanii], byłoby ono poważniejsze i silniej wyrażone w obrazie [...]; artysta tej klasy, co da Vinci nie miałby problemu z właściwym przedstawieniem symptomu.

Yafi dodaje też, że da Vinci często przedstawiał kobiety bez brwi, nie można więc tego przypisywać właśnie niedoczynności tarczycy.

Ponadto zażółcenie skóry rozwija się po długim okresie choroby. Długofalowa niedoczynność tarczycy wywołuje z kolei zaburzenia płodności, tymczasem Gherardini urodziła pięcioro dzieci (jedno na parę miesięcy przed zostaniem modelką renesansowego mistrza).

Przebarwienie można po prostu przypisać wiekowi dzieła sztuki, a także werniksowi zastosowanemu przez malarza. Poza tym obraz został skradziony i był ukrywany przez prawie 3 lata. Dodatkowo w akcie sabotażu polano go kiedyś kwasem.

Koniec końców Yafi kwestionuje przypisanie asymetrycznego uśmiechy Lizy osłabieniu mięśni. Miopatia w przebiegu niedoczynności tarczycy [...] manifestuje się w mięśniach położonych bliżej linii pośrodkowej ciała. Przeważnie jest ciężka, co oznacza, że Gherardini nie byłaby w stanie pozować z prostymi plecami. Poza tym wielu ludzi ma asymetryczny uśmiech i niekoniecznie oznacza to niedoczynność tarczycy.

Dr Yafi jest aktywnym członkiem artystycznej społeczności Houston. Jego druga opinia medyczna, tym razem na temat "Krzyku" Edvarda Muncha, ukazała się właśnie w Hektoen International, A Journal of Medical Humanities.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dziś (8 lipca) odbędzie się aukcja rysunku głowy niedźwiedzia autorstwa Leonarda da Vinci. Niedźwiedzia, którego pysk przypomina pysk gronostaja ze znajdującego się w Muzeum Czartoryskich obrazu Dama z gronostajem. Jak podkreśla dom aukcyjny Christie's, to jeden z mniej niż 8 zachowanych rysunków renesansowego mistrza, które pozostają w prywatnych rękach (poza Royal Collection i Devonshire Collections w Chatsworth).
      Szacuje się, że studium głowy niedźwiedzia zostanie wylicytowane za 8-12 mln funtów. Niewykluczone więc, że zostanie pobity rekord ceny rysunku da Vinci, ustanowiony w 2001 r. za dzieło Koń i jeździec.
      Rysunek mierzy 7x7 cm. Wykonano go za pomocą ołówka ze srebrną końcówką (ang. silverpoint).
      Historię rysunku udało się prześledzić do sir Thomasa Lawrencea'a, znanego brytyjskiego malarza, który zebrał jedną z najwspanialszych kolekcji rysunków dawnych mistrzów. Wiemy, że po śmierci Lawrence'a w 1830 roku rysunek stał się własnością jego marszanda i głównego wierzyciela, Samuela Woodburna. Ten w 1860 roku sprzedał rysunek za pośrednictwem domu Christie's za 2,5 funta. W pierwszej połowie XX wieku rysunek należał do innego słynnego kolekcjonera, kapitana Normana Roberta Colville'a. Colville był m.in. posiadaczem Głowy Muzy Rafaela, sprzedanej przez Christie's w 2009 roku za ponad 29 milionów funtów.
      Rysunek da Vinci został pierwszy raz wystawiony publicznie w 1937 roku. Później pokazywano go w muzeach na całym świecie, w tym w Luwrze, Galerii Narodowej w Londynie czy petersburskim Ermitażu.
      Głowa niedźwiedzia to jedno z czterech podobnych niewielkich rysunków będących studiami zwierząt. Jeden z nich, studium kotów i psa, znajduje się w British Museum, z kolei National Galleries of Scotland może poszczycić się posiadaniem rysunku ze studium psich łap, a w nowojorskim Metropolitan Museum of Art znajdziemy studium idącego niedźwiedzia. Wszystkie rysunki powstały w pierwszej połowie lat 80. XV wieku.
      Rysunek Głowa niedźwiedzia został ostatecznie sprzedany za 8 857 500 funtów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 1909 roku Berlińskie Muzeum Królewskie (Berlin Royal Museum) kupiło woskowe popiersie Flory. Na dzieło wydano aż 185 000 goldmarek, gdyż jego autorem miał być sam Leonardo. Zakup od razu wywołał burzę w świecie sztuki. W ciągu zaledwie 2 lat od zakupu w całej Europie ukazało się 730 artykułów, których autorzy sprzeczali się o autorstwo dzieła. Dopiero teraz, po ponad 100 latach, spór został definitywnie rozstrzygnięty.
      Wilhelm Bode, który był dyrektorem muzeum w latach 1905–1929 był przekonany, że Flora wyszła spod ręki wielkiego mistrza renesansu, gdyż przypominała figurę z jednego z jego obrazów. Jednak wielu specjalistów w to powątpiewało, mówiąc, że nie znamy żadnych innych woskowych rzeźb z renesansu. Bode i inni historycy sztuki przypominali, że Leonardo da Vinci był znany z ciągłych eksperymentów z materiałem, na którym pracował.
      Gustav Pauli, dyrektor muzeum w Hamburgu, uważał, że rzeźba może być dziełem Richarda Cockle Lucasa, znanego ze stworzenia wielu rzeźb w kości słoniowej, marmurze i wosku. Lucas był odnoszącym sukcesy utalentowanym rzeźbiarzem, rysownikiem, grawerem i fotografem, a do tego architektem-amatorem, który samodzielnie zaprojektował swoje dwa domy w Chilworth w Wielkiej Brytanii. Lucas był też niezwykłym ekscentrykiem. Syna nazwał Albert Dürer, wierzył we wróżki, fotografował się w strojach z różnych epok i podróżował w okolicach Southampton w replice rzymskiego rydwanu.
      W 1910 roku jego syn poinformował, że Flora to dzieło jego ojca. Miał on je wykonać w 1846 roku z resztek świec. Opowiadał, jak pomagał swojemu ojcu wypchać rzeźbę gazetami i kawałkami drewna, które rzeczywiście znaleziono wewnątrz Flory. Bode miał i na to odpowiedź, Stwierdził, że gazety i drewno wsadzono w rzeźbę w XIX wieku podczas prac konserwatorskich. Badania prowadzone przez specjalistów nie dały jednoznacznej odpowiedzi o autorstwo dzieła. Jedni uważali je za pochodzące z XIX wieku, inni zaś stwierdzali, że rzeczywiście jest renesansowe, ale nie wyszło spod ręki Leonarda.
      Teraz Ina Reiche we współpracy z francuskimi laboratoriami specjalizującymi się w badaniu dzieł sztuki zbadała wosk, wykorzystując przy tym datowanie radiowęglowe.
      Okazało się, że badany materiał to spermacet, czyli półpłynna substancja występująca w głowie kaszalota nad prawym przewodem nosowym. Po kontakcie z powietrzem substancja zastyga. Dawniej ze spermacetu wytwarzano świece, maści czy kremy. Spermacet był powszechnie używany w XIX wieku. Jednak datowanie nie jest tutaj takie proste, gdyż spermacet domieszkowano niewielką ilością wosku pszczelego. Jak wyjaśniają autorzy badań, "węgiel wchłaniany przez organizmy z głębokich i płytkich wód oceanicznych jest starszy niż ten konsumowany przez organizmy żyjące na lądzie". Jakby jeszcze tego było mało, by dokładnie datować węgiel pochodzący z oceanu, konieczna jest znajomość miejsca jego pochodzenia, gdyż wówczas dopiero można skalibrować instrumenty pomiarowe. Tymczasem kaszaloty przebywają olbrzymie odległości.
      Naukowcy poradzili sobie jednak z tym problemem, chociaż ich datowanie nie jest zbyt precyzyjne. Badania wykazały, że materiał użyty do stworzenia rzeźby pochodzi z lat 1704–1950. Z pewnością więc można stwierdzić, że nie jest to materiał renesansowy, co wyklucza, by autorem Flory był Leonardo. Uczeni porównali próbki pobrane z Flory z próbkami reliefu Leda i Łabędź autorstwa Lucasa. Okazało się, że spektra obu wosków są niemal identyczne.
      Wiemy więc, że Wilhelm Bode się mylił, a Albert Dürer (syn Lucasa, oczywiście) najprawdopodobniej miał rację.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...