Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Roboty pozwolą niepełnosprawnym na zdalną pracę w kawiarni
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Na Wydziale Mechanicznym rozpoczęły się prace nad LOV-em. Pod tą nazwą kryje się wózek, dzięki któremu osoby z niepełnosprawnościami będą mogły wyruszyć do lasu, na plażę albo zdobyć Ślężę. Limit-Off-Vehicle będzie też co najmniej o połowę tańszy od obecnie dostępnych wózków off-roadowych.
Prace nad LOV są finansowane z programu „Rzeczy są dla ludzi” Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Prowadzi je 11-osobowy zespół badaczy – od profesorów, przez młodych pracowników naukowych, po doktorantów i studentów – z Katedry Inżynierii Pojazdów na Wydziale Mechanicznym. W pracach uczestniczą też osoby z niepełnosprawnościami i fizjoterapeuci działający w Stowarzyszeniu „Twoje nowe możliwości”.LOV, czyli Limit-Off-Vehicle, ma być pojazdem, jakiego nie ma jeszcze na rynku.
Oczywiście dostępne są już wózki turystyczne – podkreśla Ariel Fecyk, wiceprezes Stowarzyszenia „Twoje nowe możliwości”, sam poruszający się na wózku. Takie rozwiązania kosztują jednak około 30 tys. zł – w przypadku pojazdów, w których koniecznie jest użycie siły własnych rąk – i ponad 100 tys. zł, jeśli mówimy o wózkach automatycznych – dodaje.
Bariera finansowa nie jest jedynym problemem. Gabaryty tych wózków są na tyle duże, że aby móc wyruszyć z nimi gdziekolwiek, konieczne jest też posiadanie naprawdę dużego i pojemnego samochodu lub specjalnej przyczepy. A to oznacza kolejny spory wydatek i problemy z parkowaniem w wielu miejscach.
Dlatego zespół z Politechniki Wrocławskiej po konsultacjach z potencjalnymi użytkownikami takiego pojazdu przygotował projekt i właśnie zaczął prace konstrukcyjne nad wózkiem, który będzie mniejszy, modułowy i zdecydowanie tańszy. – Stawiamy sobie maksymalny pułap cenowy na poziomie 50 tys. zł, a nasz pojazd będzie automatyczny – mówi prof. Anna Janicka
Naukowcy z Wydziału Mechanicznego przyznają, że gdy zaczęli zastanawiać się nad rozwiązaniem, jakie mogą przygotować, korzystając z szansy na zyskanie grantu, nie pomyśleli o LOV-ie.
Krążyliśmy w swoich rozmowach wokół lepszych udogodnień w samochodach osobowych dla użytkowników wózków. Ale dzięki współpracy z grupą docelową wytłumaczono nam, że to nie jest rzecz, na którą osoby z niepełnosprawnością szczególnie czekają, bo podobnych usprawnień jest sporo i można bez problemu dostosować auto do swoich potrzeb – opowiada prof. Janicka.
Tymczasem dla osób poruszających się na wózku dużym utrudnieniem jest fakt, że nie mogą wybrać się w miejsca, które dla pełnosprawnych są oczywistą lokalizacją, kiedy chcą wypocząć czy po prostu aktywnie spędzić weekend. Bez pomocy nie mogą pojechać do lasu na długi spacer, jeśli ścieżki mają tam spore przewyższenia albo zimą leży spora warstwa śniegu. Nie wybiorą się na wakacje na plażę, bo zakopią się kołami w sypkim piasku – opowiada Monika Magdziak-Tokłowicz, doktorantka na Wydziale Mechanicznym. Mój znajomy poruszający się na wózku powiedział mi kiedyś, że jego marzeniem jest, by mógł wybrać się z dziećmi na Ślężę, tak jak tysiące innych wrocławskich rodzin w niedzielne przedpołudnia.
Dzięki LOV-owi stanie się to możliwe, bo wózek będzie mógł poruszać się po powierzchni o dużym kącie nachylenia, nawet do 30 stopni (Ślęża ma około 17 stopni). Będzie też wyposażony w aktywny system bezpieczeństwa uniemożliwiający boczne lub tylne przewrócenie się pojazdu, a do tego będzie miał zmienny rozstaw kół.
Pojazd ma mieć formę modułową – tak by dostosowywać się do zmiennych potrzeb użytkownika.
Każdy moduł będzie ważył maksymalnie 25 kg. Dzięki temu użytkownik wózka poradzi sobie z samodzielnym montażem i będzie mógł w dowolnej chwili odłączyć ten moduł, który aktualnie nie będzie mu potrzebny albo zamontować taki, który właśnie mu się przyda – opowiada prof. Maciej Zawiślak, kierownik projektu.
Jednym z ważnych elementów wózka jest jego układ jezdny, projektowany od podstaw przez naukowców z PWr. Na razie przygotowaliśmy „pre-prototyp” układu zawieszenia, który jest dla nas punktem wyjścia do planowania kolejnych rozwiązań – opowiada dr inż. Gustaw Sierzputowski. Chcemy, by był tani, prosty i niezawodny. Gwarantował stateczność wywrotną, czyli właśnie by można nim było poruszać się po dużym pochyleniu.
W projektowaniu układu jezdnego naukowcy inspirowali się zawieszeniem typu Rocker-bogie, wykorzystywanym w… łazikach marsjańskich. Wyeliminowali jednak dwa koła i obecnie biorą pod uwagę, że pojazd będzie wyposażony w cztery. Zwiększyli natomiast liczbę wahaczy – co daje możliwość konfiguracji wózka.
Zakładamy uniwersalność pewnych elementów, tak by np. łączniki w układzie były takie same dla kół i dla wahaczy. Dzięki temu użytkownik będzie mógł zdemontować wahacze i zastąpić je kołami, zmniejszając rozmiary swojego wózka, kiedy będzie poruszał się po mieście i nie będzie zmagał się z tak dużymi oporami toczenia – tłumaczy dr Sierzputowski.
Równie istotny dla badaczy jest aspekt ergonomii – jako że użytkownicy wózków spędzają w nich często po kilka, kilkanaście godzin. Niektórzy mają problem z czuciem w różnych partiach ciała. Do tego nie mogą zmienić swojej pozycji, by odciążyć kręgosłup i pośladki, a tym samym umożliwić lepszy przepływ krwi. Dlatego projektujemy odpowiednie siedzisko z dynamicznie zmieniającym się ciśnieniem, co umożliwia zmienny rozkład nacisku i ogranicza ryzyko odleżyn, ran, a nawet deformacji – opowiada Monika Magdziak-Tokłowicz. Takie rozwiązania są wykorzystywane np. w materacach przeciwodleżynowych. W wózkach dla osób z niepełnosprawnościami do tej pory stosowane są dodatkowe wkładki niwelujące ciśnienie. Nasze rozwiązanie będzie integralną, wbudowaną częścią pojazdu.
Naukowcy planują także, by siedzisko było wentylowane, co dodatkowo zapewni komfort odpowiedniej temperatury i zapobiegnie zawilgoceniu.
Wózek będzie miał napęd elektryczny, a w razie potrzeby będzie można sterować nim także ręcznie. Pod uwagę brany jest także dodatkowy napęd spalinowy.
Do testów pojazdu wykorzystany zostanie atestowany manekin, służący zwykle do badań bezpieczeństwa w samochodach. Jest wyposażony w system czujników umieszczonych w głowie, klatce piersiowej i miednicy. Ma także aparaturę pozwalającą mierzyć siłę ugięcia żeber – opowiada dr inż. Aleksander Górniak. Dzięki tym testom będziemy mieć absolutną gwarancję bezpieczeństwa LOV-a, zanim zasiądą w nim członkowie Stowarzyszenia „Twoje nowe możliwości”, by podzielić się swoimi opiniami i uwagami.
Jak podkreśla prof. Janicka, pojazd jest tworzony w nurcie eko-designu. Czyli wszystkie jego elementy będą przyjazne dla środowiska – tłumaczy. Weźmiemy pod uwagę fakt, czy nadają się do recyklingu, a także jaką mają trwałość, by użytkownicy mogli korzystać z poszczególnych elementów wózka jak najdłużej.
Naukowcy mają dwa lata na zbudowanie LOV-a. Ich pracami są już zainteresowane firmy produkujące wózki dla osób z niepełnosprawnościami. Badacze biorą pod uwagę zarówno sprzedanie licencji na komercyjną produkcję LOV-a przez zewnętrznego partnera, jak i możliwość stworzenia spin-offu, czyli firmy powiązanej z uczelnią, która wyrośnie na bazie tego projektu i zajmie się komercyjną produkcją wózka. Chcemy, by nasz projekt służył w przyszłości osobom poruszającym się na wózkach. Nie pracujemy nad rozwiązaniem do szuflady – zapewnia prof. Zawiślak.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
U neandertalczyków można znaleźć przykład opieki nad niepełnosprawnym, w starożytnym Egipcie szacunkiem darzono osoby niskiego wzrostu. W średniowieczu zaś polskie pochówki osób niepełnosprawnych nie różniły się od innych pochówków. Jak wyglądało w dziejach podejście do niepełnosprawności mówi archeolog dr Magdalena Matczak.
Teraz aż jedna ósma populacji ludzkiej to osoby uznawane za niepełnosprawne. W samej Unii Europejskiej stanowią one ok. 14 proc. społeczeństwa w wieku 15–64 lat. To spory odsetek. Również i w czasach prehistorycznych i historycznych w skład społeczeństwa wchodziły osoby niepełnosprawne i – choćby ze względu na słabszy rozwój medycyny – mogły też stanowić znaczącą grupę – mówi w rozmowie z PAP dr Magdalena Matczak z University of Liverpool i Arizona State University.
Archeolog kieruje interdyscyplinarnym projektem DIS–ABLED (wspólnie z dr Jessiką Pearson z Uniwersytetu w Liverpoolu, prof. Jane Buikstrą z Arizona State University i prof. Andrzejem Markiem Wyrwą z UAM w Poznaniu). Celem tych badań jest rekonstrukcja życia osób z niepełnosprawnościami w XIV–XVIII wieku w Europie Środkowej.
Temat niepełnosprawności jest rzadko poruszany w archeologii. Jeśli zaś myślimy o historii jako o naszym dziedzictwie, nie możemy zrozumieć tego dziedzictwa w pełni, jeśli pomijać w niej będziemy historię tak dużej grupy osób – w tym przypadku osób niepełnosprawnych – tłumaczy dr Matczak.
Badaczka pytana o to, jak zmieniało się podejście do osób niepełnosprawnych mówi: W różnych miejscach i okresie dziejów podejście do osób niepełnosprawnych oscylowało od pełnej akceptacji, poprzez troskę i opiekę, aż do marginalizacji – podsumowuje.
Podaje przykład amerykańskich badań dot. neandertalczyków ze starszej epoki kamienia zamieszkujących jaskinię Shanidar w dzisiejszym Iraku. Znaleziono tam szczątki neandertalczyka z urazem czaszki. Był prawdopodobnie głuchy na prawe ucho, miał problemy ze wzrokiem, upośledzenie jednej z kończyn górnych i urazy powodujące nieprawidłowy chód. Jego schorzenia mogły bardzo utrudniać mu zdobywanie pokarmu – choćby udział w polowaniach. Mimo to żył ze swoimi schorzeniami długo – zmarł w wieku ok. 40–50 lat, skąd wniosek, że musiał przez dłuższy czas doświadczać pomocy i opieki osób ze swojej społeczności – opowiada rozmówczyni PAP.
Jeśli z kolei chodzi o starożytny Egipt, to ok. 2 500 lat p.n.e. powstała rzeźba Seneba, który był dostojnikiem na dworze faraona i został pochowany wraz z żoną w Gizie. Dostojnik ten miał achondroplazję – był osobą niskiego wzrostu. Część badaczy przychyla się do opinii, że w starożytnym Egipcie istniała wtedy tolerancja zarówno do osób z achondroplazją, jak i wobec osób niewidomych. Są jednak badacze, którzy uważają, że akurat osoby z upośledzeniem widzenia w starożytnym Egipcie mogły podlegać ostracyzmowi – podsumowuje dr Matczak.
Przywołuje też badania z Bahrajnu dotyczące szczątków kobiety z przełomu III i II tysiąclecia p.n.e., która cierpiała na deformację prawej kości ramiennej, a także miała upośledzenie kończyn dolnych, przez co potrzebowała opieki i wsparcia. Niewielkie starcie zębów wskazuje, że kobieta jadła stosunkowo miękkie pokarmy. Została ona pochowana z cennymi przedmiotami. To pokazuje, że przynajmniej wąska grupa społeczna, można przypuszczać, że jej rodzina, dobrze ją traktowała za życia, jak i zadbała o jej odpowiedni pochówek – komentuje dr Matczak.
Dodaje jednak, że są i w historii przykłady na to, jak trudny bywał los osób niepełnosprawnych. Opowiada, że w XIX w. w USA w hrabstwie Oneida w stanie Nowy Jork osoby z ułomnościami fizycznymi lub psychicznymi trafiały do przytułku. „Terapia” polegała na wykonywaniu przez nie tak ciężkiej pracy fizycznej, że w niektórych wypadkach prowadziła do śmierci z wycieńczenia. A przytułek czerpał dochody z tej pracy. Niechlubnymi zgłoskami zapisały się też w XIX wieku kompletnie nieakceptowalne dziś objazdowe cyrki, w których osoby z niektórymi ułomnościami były prezentowane publiczności.
Z kolei jeśli chodzi o Polskę, to ciekawy jest przykład kobiety chorej na trąd z XIII w. pochowanej na cmentarzu w Kałdusie na Ziemi Chełmińskiej. Trąd nie tylko był chorobą zakaźną, ale mógł prowadzić do zaniku czucia, problemów ze wzrokiem i urazów, co mogło prowadzić do niepełnosprawności. A kobieta ta żyła stosunkowo długo ze zmianami chorobowymi. Bez pomocy ze strony społeczności nie dałaby sama rady. Została też pochowana zgodnie z zasadami pochówku chrześcijańskiego, oraz z przedmiotami takimi jak pierścionek czy nóż. A stąd można pośrednio wnioskować, że cieszyła się stosunkowo dobrym statusem społecznym i mimo choroby nie była zepchnięta na margines społeczeństwa – opisuje badaczka.
Dr Matczak w poprzednich badaniach, we współpracy z prof. Tomaszem Kozłowskim i prof. Wojciechem Chudziakiem na UMK, badała pochówki w X–XIII wieku z Kałdusa na polskim Pomorzu. Na 661 szkieletów, które badali naukowcy, 33 miały zmiany związane z niepełnosprawnościami. I były to częściej szkielety niepełnosprawnych dojrzałych mężczyzn niż kobiet. To się wiąże z tym, że kobiety statystycznie częściej umierały we wczesnej dorosłości, w związku z między innymi infekcjami okołoporodowymi. A mężczyźni żyli dłużej i ciężko pracowali fizycznie, na ich szkieletach częściej więc udawało się ustalić niepełnosprawności związane ze zmianami zwyrodnieniowymi – komentuje dr Matczak.
Polscy naukowcy badali też, czy szkielety świadczące o niepełnosprawności można znaleźć w przypadku pochówków atypowych (to groby zorientowane np. na osi północ–południe, zamiast typowej osi wschód–zachód, przypadki osób pochowanych na boku, w pozycji skurczonej) czy antywampirycznych (w przypadku osób pochowanych na brzuchu lub przygwożdżonych kamieniami).
Archelożka przywołuje przykład z USA, gzie odnaleziono antywamipryczny pochówek z XIX wieku osoby ze śladami gruźlicy. A związane z gruźlicą plucie krwią mogło dawniej być kojarzone właśnie z wampirami – zwraca uwagę. Dlatego chciałam sprawdzić, czy i w Polsce na Pomorzu niektóre choroby lub niepełnosprawność mogły sprawić, że za życia osób tych się bano, a przez to ich pochówek mógł wyglądać nietypowo – mówi. I dodaje, że hipoteza ta się jednak nie potwierdziła. To dobrze świadczy o wczesnośredniowiecznej społeczności. Jeśli oceniać po pochówkach – osoby chore nie były inaczej traktowane w społeczeństwie – komentuje.
Badaczka zwraca jednak uwagę, że badania szkieletów nie pozwalają ostateczne rozstrzygnąć, czy dana osoba borykała się z niepełnosprawnością czy nie. Można dzięki nim wprawdzie poznać, że ktoś cierpiał na zmiany zwyrodnieniowe, trąd, zaawansowane stadia niektórych nowotworów, polio, przechodził amputację, miał źle złożone złamanie czy np. gruźlicę kręgosłupa. Wiele jednak niepełnosprawności i chorób nie pozostawia po sobie w szkielecie żadnego śladu. To choćby choroby psychiczne, przypadłości związane z utratą wzroku czy słuchu, czy choroby o ostrym przebiegu.
Dlatego w swoich najnowszych badaniach dotyczących postrzegania niepełnosprawności w XIV–XVIII wieku badaczka stawia na połączenie kilku dziedzin nauki: archeologii, historii, antropologii fizycznej oraz etnografii. Badamy kroniki, żywoty świętych, pisma medyczne, teksty etnograficzne z czasów późniejszych, a także szkielety odnalezione na terenach Polski, aby zobaczyć, na co chorowano w XIV–XVIII w. – wymienia.
Badaczka jednak zaznacza, że badanie niepełnosprawności w historii jest o tyle trudne, że słowo „niepełnosprawny” weszło do obiegu dopiero w XX wieku. A niepełnosprawność według najnowszych definicji jest stanem, w którym osoba z jakąś ułomnością napotyka na bariery społeczne wynikające z tego, że kultura, przestrzeń, w której funkcjonujemy, jest dostosowana do osób w pełni sprawnych. Niepełnosprawność pojmowana jest więc jako stosunek pełnosprawnej części ludności do osób z okaleczeniami. Pytanie więc, w jaki sposób dawne społeczeństwa określały osoby z upośledzeniami i na ile dostosowywały się do ich potrzeb – podsumowuje.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Naturalne jaskinie to ważne cele przyszłych misji NASA. Będą one miejscem poszukiwań dawnego oraz obecnego życia w kosmosie, a także staną się schronieniem dla ludzi, mówi Ali Agha z Team CoSTAR, który rozwija roboty wyspecjalizowane w eksploracji jaskiń. Jak wcześniej informowaliśmy, na Księżycu istnieją gigantyczne jaskinie, w których mogą powstać bazy.
Team CoSTAR, w skład którego wchodzą specjaliści z Jet Propulsion Laboratory i California Instute of Technology to jednym z zespołów, który przygotowuje się do wzięcia udziału w tegorocznych zawodach SubT Challenge organizowanych przez DARPA (Agencja Badawcza Zaawansowanych Projektów Obronnych).
CoSTAR wygrał ubiegłoroczną edycję SubT Urban Circuit, w ramach której roboty eksplorowały tunele stworzone przez człowieka. Teraz coś na coś trudniejszego i mniej przewidywalnego. Czas na naturalne jaskinie i tunele.
Specjaliści z CoSTAR i ich roboty pracują w jaskiniach w Lava Beds National Monument w północnej Kalifornii. Jaskiniowa edycja Subterranean Challenge jest dla nas szczególnie interesująca, gdyż lokalizacja taka bardzo dobrze pasuje do długoterminowych planów NASA. Chce ona eksplorować jaskinie na Księżycu i Marsie, w szczególności jaskinie lawowe, które powstały w wyniku przepływu lawy. Wiemy, że takie jaskinie istnieją na innych ciałach niebieskich. Kierowany przez Jen Blank zespół z NASA prowadził już testy w jaskiniach lawowych i wybrał Lava Beds National Monument jako świetny przykład jaskiń podobnych do tych z Marsa. Miejsce to stawia przed nami bardzo zróżnicowane wyzwania. Jest tam ponad 800 jaskiń, mówi Ben Morrell z CoSTAR.
Eksperci zwracają uwagę, że istnieje bardzo duża różnica w dostępności pomiędzy tunelami stworzonymi przez człowieka, a naturalnymi jaskiniami. Z jednej strony struktury zbudowane ludzką ręką są bardziej rozwinięte w linii pionowej, są wielopiętrowe, z wieloma poziomami, schodami, przypominają labirynt. Jaskinie natomiast charakteryzuje bardzo trudny teren, który stanowi poważne wyzwanie nawet dla ludzi. Są one trudniej dostępne, z ich eksploracją wiąże się większe ryzyko, są znacznie bardziej wymagające dla systemów unikania kolizji stosowanych w robotach.
Agha i Morrell mówią, że jaskinie lawowe ich zaskoczyły. Okazały się znacznie trudniejsze niż sądzili. Stromizny stanowią duże wyzwanie dla robotów. Powierzchnie tych jaskiń są niezwykle przyczepne. To akurat korzystne dla robotów wyposażonych w nogi, jednak roboty na kołach miały tam poważne problemy. Przed urządzeniami stoją tam zupełnie inne wyzwania. Zamiast rozpoznawania schodów i urządzeń, co było im potrzebne w tunelach budowanych przez człowieka, muszą radzić sobie np. z nagłymi spadkami czy obniżającym się terenem.
Miejskie tunele są dobrze rozplanowane, nachylone pod wygodnymi kątami, z odpowiednimi zakrętami, prostymi korytarzami i przejściami. Można się tam spodziewać równego podłoża, wiele rzeczy można z góry zaplanować. W przypadku jaskiń wielu rzeczy nie można przewidzieć.
Celem SubT Challenge oraz zespołu CoSTAR jest stworzenie w pełni autonomicznych robotów do eksploracji jaskiń. I cel ten jest coraz bliżej.
Byliśmy bardzo szczęśliwi, gdy podczas jednego z naszych testów robot Spot [Boston Dynamics – red.] w pełni autonomicznie przebył całą jaskinię. Pełna autonomia to cel, nad którym pracujemy zarówno na potrzeby NASA jak i zawodów, więc pokazanie, że to możliwe jest wielkim sukcesem, mówi Morrell. Innym wielkim sukcesem było bardzo łatwe przełożenie wirtualnego środowiska, takiego jak systemy planowania, systemy operacyjne i autonomiczne na rzeczywiste zachowanie się robota, dodaje. Jak jednak przyznaje, zanotowano również porażki. Roboty wyposażone w koła miały problemy w jaskiniach lawowych. Dochodziło do zużycia podzespołów oraz poważnych awarii sprzętu. Ze względu na epidemię trudno było sobie z nimi poradzić w miejscu testów, stwierdza ekspert.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Badacze z Rutgers University stworzyli kierowanego USG robota do pobierania krwi, który radził sobie z tym zadaniem tak samo dobrze, a nawet lepiej niż ludzie. Odsetek skutecznych procedur wyliczony dla 31 pacjentów wynosił 87%. Dla 25 osób z łatwo dostępnymi żyłami współczynnik powodzenia sięgał zaś aż 97%.
W urządzeniu znajduje się analizator hematologiczny z wbudowaną wirówką. Może ono być wykorzystywane przy łóżkach pacjentów, a także w karetkach czy gabinetach lekarskich.
Wenopunkcja, czyli nakłuwanie żyły, by wprowadzić igłę bądź cewnik, to częsta procedura medyczna. W samych Stanach rocznie przeprowadza się ją ponad 1,4 mld razy. Wcześniejsze badania wykazały, że nie udaje się to u 27% pacjentów z niewidocznymi żyłami, 40% osób bez żył wyczuwalnych palpacyjnie i u 60% wyniszczonych chorych.
Powtarzające się niepowodzenia związane z wkłuciem pod kroplówkę zwiększają ryzyko zakażeń czy zakrzepicy. Czas poświęcany na przeprowadzenie procedury się wydłuża, rosną koszty i liczba zaangażowanych w to osób.
Takie urządzenie jak nasze może pomóc pracownikom służby zdrowia szybko, skutecznie i bezpiecznie pozyskać próbki, zapobiegając w ten sposób niepotrzebnym komplikacjom i bólowi towarzyszącemu kolejnym próbom wprowadzenia igły - podkreśla doktorant Josh Leipheimer.
W przyszłości urządzenie może być wykorzystywane w takich procedurach, jak cewnikowanie dożylne, dializowanie czy wprowadzanie kaniuli tętniczej.
Kolejnym etapem prac ma być udoskonalenie urządzenia, tak by zwiększyć odsetek udanych procedur u pacjentów z trudno dostępnymi żyłami. Jak podkreślają Amerykanie, dane uzyskane w czasie tego studium zostaną wykorzystane do usprawnienia sztucznej inteligencji w robocie.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Robot z piórami gołębia to najnowsze dzieło naukowców z Uniwersytetu Stanforda. Korzysta ono z dodatkowego elementu, ułatwiającego ptakom latanie – możliwości manipulowania rozstawem piór i kształtem skrzydeł.
David Lentink ze Stanforda przyglądał się sposobowi pracy skrzydeł, poruszając skrzydłami martwego gołębia. Zauważył, że najważniejszy dla zmiany kształtu skrzydeł są kąty poruszania się dwóch stawów: palca i nadgarstka. To dzięki ich zmianie sztywne pióra zmieniają kształt tak, że zmienia się cały układ skrzydeł, co znakomicie pomaga w kontroli lotu.
Korzystając z tych doświadczeń Lentink wraz z zespołem zbudowali robota, którego wyposażyli w prawdziwe pióra gołębia.
Robot to urządzenie badawcze. Dzięki niemu naukowcy z USA mogą prowadzić eksperymenty bez udziału zwierząt. Zresztą wielu testów i tak nie udało by się przeprowadzić wykorzystując zwierzęta. Na przykład uczeni zastanawiali się, czy gołąb może skręcać poruszając palcem tylko przy jednym skrzydle.
Problem w tym, że nie wiem, jak wytresować ptaka, by poruszył tylko jednym palcem, a jestem bardzo dobry w tresurze ptaków, mówi Lentink, inżynier i biolog z Uniwersytetu Stanforda. Robotyczne skrzydła rozwiązują ten problem. Testy wykazały, że zgięcie tylko jednego z palców pozwala robotowi na wykonanie zakrętu, a to wskazuje, że ptaki również mogą tak robić.
Uczeni przeprowadzili też próby chcąc się dowiedzieć, jak ptaki zapobiegają powstaniu zbyt dużych przerw pomiędzy rozłożonymi piórami. Pocierając jedno pióro o drugie zauważyli, że początkowo łatwo się one z siebie ześlizgują, by później się sczepić. Badania mikroskopowe wykazały, że na krawędziach piór znajdują się niewielkie haczyki zapobiegające ich zbytniemu rozłożeniu. Gdy pióra znowu się do siebie zbliżają, haczyki rozczepiają się. W tym tkwi ich tajemnica. Mają kierunkowe rzepy, które utrzymują pióra razem, mówi Lentink.
Uczeni, aby potwierdzić swoje spostrzeżenia, odwrócili pióra i tak skonstruowane skrzydło umieścili w tunelu aerodynamicznym. Pęd powietrza utworzył takie przerwy między piórami, że wydajność skrzydła znacznie spadła.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.