Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Search the Community

Showing results for tags ' niepełnosprawny'.



More search options

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Found 4 results

  1. Na Wydziale Mechanicznym rozpoczęły się prace nad LOV-em. Pod tą nazwą kryje się wózek, dzięki któremu osoby z niepełnosprawnościami będą mogły wyruszyć do lasu, na plażę albo zdobyć Ślężę. Limit-Off-Vehicle będzie też co najmniej o połowę tańszy od obecnie dostępnych wózków off-roadowych. Prace nad LOV są finansowane z programu „Rzeczy są dla ludzi” Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Prowadzi je 11-osobowy zespół badaczy – od profesorów, przez młodych pracowników naukowych, po doktorantów i studentów – z Katedry Inżynierii Pojazdów na Wydziale Mechanicznym. W pracach uczestniczą też osoby z niepełnosprawnościami i fizjoterapeuci działający w Stowarzyszeniu „Twoje nowe możliwości”.LOV, czyli Limit-Off-Vehicle, ma być pojazdem, jakiego nie ma jeszcze na rynku. Oczywiście dostępne są już wózki turystyczne – podkreśla Ariel Fecyk, wiceprezes Stowarzyszenia „Twoje nowe możliwości”, sam poruszający się na wózku. Takie rozwiązania kosztują jednak około 30 tys. zł – w przypadku pojazdów, w których koniecznie jest użycie siły własnych rąk – i ponad 100 tys. zł, jeśli mówimy o wózkach automatycznych – dodaje. Bariera finansowa nie jest jedynym problemem. Gabaryty tych wózków są na tyle duże, że aby móc wyruszyć z nimi gdziekolwiek, konieczne jest też posiadanie naprawdę dużego i pojemnego samochodu lub specjalnej przyczepy. A to oznacza kolejny spory wydatek i problemy z parkowaniem w wielu miejscach. Dlatego zespół z Politechniki Wrocławskiej po konsultacjach z potencjalnymi użytkownikami takiego pojazdu przygotował projekt i właśnie zaczął prace konstrukcyjne nad wózkiem, który będzie mniejszy, modułowy i zdecydowanie tańszy. – Stawiamy sobie maksymalny pułap cenowy na poziomie 50 tys. zł, a nasz pojazd będzie automatyczny – mówi prof. Anna Janicka Naukowcy z Wydziału Mechanicznego przyznają, że gdy zaczęli zastanawiać się nad rozwiązaniem, jakie mogą przygotować, korzystając z szansy na zyskanie grantu, nie pomyśleli o LOV-ie. Krążyliśmy w swoich rozmowach wokół lepszych udogodnień w samochodach osobowych dla użytkowników wózków. Ale dzięki współpracy z grupą docelową wytłumaczono nam, że to nie jest rzecz, na którą osoby z niepełnosprawnością szczególnie czekają, bo podobnych usprawnień jest sporo i można bez problemu dostosować auto do swoich potrzeb – opowiada prof. Janicka. Tymczasem dla osób poruszających się na wózku dużym utrudnieniem jest fakt, że nie mogą wybrać się w miejsca, które dla pełnosprawnych są oczywistą lokalizacją, kiedy chcą wypocząć czy po prostu aktywnie spędzić weekend. Bez pomocy nie mogą pojechać do lasu na długi spacer, jeśli ścieżki mają tam spore przewyższenia albo zimą leży spora warstwa śniegu. Nie wybiorą się na wakacje na plażę, bo zakopią się kołami w sypkim piasku – opowiada Monika Magdziak-Tokłowicz, doktorantka na Wydziale Mechanicznym. Mój znajomy poruszający się na wózku powiedział mi kiedyś, że jego marzeniem jest, by mógł wybrać się z dziećmi na Ślężę, tak jak tysiące innych wrocławskich rodzin w niedzielne przedpołudnia. Dzięki LOV-owi stanie się to możliwe, bo wózek będzie mógł poruszać się po powierzchni o dużym kącie nachylenia, nawet do 30 stopni (Ślęża ma około 17 stopni). Będzie też wyposażony w aktywny system bezpieczeństwa uniemożliwiający boczne lub tylne przewrócenie się pojazdu, a do tego będzie miał zmienny rozstaw kół. Pojazd ma mieć formę modułową – tak by dostosowywać się do zmiennych potrzeb użytkownika. Każdy moduł będzie ważył maksymalnie 25 kg. Dzięki temu użytkownik wózka poradzi sobie z samodzielnym montażem i będzie mógł w dowolnej chwili odłączyć ten moduł, który aktualnie nie będzie mu potrzebny albo zamontować taki, który właśnie mu się przyda – opowiada prof. Maciej Zawiślak, kierownik projektu. Jednym z ważnych elementów wózka jest jego układ jezdny, projektowany od podstaw przez naukowców z PWr. Na razie przygotowaliśmy „pre-prototyp” układu zawieszenia, który jest dla nas punktem wyjścia do planowania kolejnych rozwiązań – opowiada dr inż. Gustaw Sierzputowski. Chcemy, by był tani, prosty i niezawodny. Gwarantował stateczność wywrotną, czyli właśnie by można nim było poruszać się po dużym pochyleniu. W projektowaniu układu jezdnego naukowcy inspirowali się zawieszeniem typu Rocker-bogie, wykorzystywanym w… łazikach marsjańskich. Wyeliminowali jednak dwa koła i obecnie biorą pod uwagę, że pojazd będzie wyposażony w cztery. Zwiększyli natomiast liczbę wahaczy – co daje możliwość konfiguracji wózka. Zakładamy uniwersalność pewnych elementów, tak by np. łączniki w układzie były takie same dla kół i dla wahaczy. Dzięki temu użytkownik będzie mógł zdemontować wahacze i zastąpić je kołami, zmniejszając rozmiary swojego wózka, kiedy będzie poruszał się po mieście i nie będzie zmagał się z tak dużymi oporami toczenia – tłumaczy dr Sierzputowski. Równie istotny dla badaczy jest aspekt ergonomii – jako że użytkownicy wózków spędzają w nich często po kilka, kilkanaście godzin. Niektórzy mają problem z czuciem w różnych partiach ciała. Do tego nie mogą zmienić swojej pozycji, by odciążyć kręgosłup i pośladki, a tym samym umożliwić lepszy przepływ krwi. Dlatego projektujemy odpowiednie siedzisko z dynamicznie zmieniającym się ciśnieniem, co umożliwia zmienny rozkład nacisku i ogranicza ryzyko odleżyn, ran, a nawet deformacji – opowiada Monika Magdziak-Tokłowicz. Takie rozwiązania są wykorzystywane np. w materacach przeciwodleżynowych. W wózkach dla osób z niepełnosprawnościami do tej pory stosowane są dodatkowe wkładki niwelujące ciśnienie. Nasze rozwiązanie będzie integralną, wbudowaną częścią pojazdu. Naukowcy planują także, by siedzisko było wentylowane, co dodatkowo zapewni komfort odpowiedniej temperatury i zapobiegnie zawilgoceniu. Wózek będzie miał napęd elektryczny, a w razie potrzeby będzie można sterować nim także ręcznie. Pod uwagę brany jest także dodatkowy napęd spalinowy. Do testów pojazdu wykorzystany zostanie atestowany manekin, służący zwykle do badań bezpieczeństwa w samochodach. Jest wyposażony w system czujników umieszczonych w głowie, klatce piersiowej i miednicy. Ma także aparaturę pozwalającą mierzyć siłę ugięcia żeber – opowiada dr inż. Aleksander Górniak. Dzięki tym testom będziemy mieć absolutną gwarancję bezpieczeństwa LOV-a, zanim zasiądą w nim członkowie Stowarzyszenia „Twoje nowe możliwości”, by podzielić się swoimi opiniami i uwagami. Jak podkreśla prof. Janicka, pojazd jest tworzony w nurcie eko-designu. Czyli wszystkie jego elementy będą przyjazne dla środowiska – tłumaczy. Weźmiemy pod uwagę fakt, czy nadają się do recyklingu, a także jaką mają trwałość, by użytkownicy mogli korzystać z poszczególnych elementów wózka jak najdłużej. Naukowcy mają dwa lata na zbudowanie LOV-a. Ich pracami są już zainteresowane firmy produkujące wózki dla osób z niepełnosprawnościami. Badacze biorą pod uwagę zarówno sprzedanie licencji na komercyjną produkcję LOV-a przez zewnętrznego partnera, jak i możliwość stworzenia spin-offu, czyli firmy powiązanej z uczelnią, która wyrośnie na bazie tego projektu i zajmie się komercyjną produkcją wózka. Chcemy, by nasz projekt służył w przyszłości osobom poruszającym się na wózkach. Nie pracujemy nad rozwiązaniem do szuflady – zapewnia prof. Zawiślak. « powrót do artykułu
  2. U neandertalczyków można znaleźć przykład opieki nad niepełnosprawnym, w starożytnym Egipcie szacunkiem darzono osoby niskiego wzrostu. W średniowieczu zaś polskie pochówki osób niepełnosprawnych nie różniły się od innych pochówków. Jak wyglądało w dziejach podejście do niepełnosprawności mówi archeolog dr Magdalena Matczak. Teraz aż jedna ósma populacji ludzkiej to osoby uznawane za niepełnosprawne. W samej Unii Europejskiej stanowią one ok. 14 proc. społeczeństwa w wieku 15–64 lat. To spory odsetek. Również i w czasach prehistorycznych i historycznych w skład społeczeństwa wchodziły osoby niepełnosprawne i – choćby ze względu na słabszy rozwój medycyny – mogły też stanowić znaczącą grupę – mówi w rozmowie z PAP dr Magdalena Matczak z University of Liverpool i Arizona State University. Archeolog kieruje interdyscyplinarnym projektem DIS–ABLED (wspólnie z dr Jessiką Pearson z Uniwersytetu w Liverpoolu, prof. Jane Buikstrą z Arizona State University i prof. Andrzejem Markiem Wyrwą z UAM w Poznaniu). Celem tych badań jest rekonstrukcja życia osób z niepełnosprawnościami w XIV–XVIII wieku w Europie Środkowej. Temat niepełnosprawności jest rzadko poruszany w archeologii. Jeśli zaś myślimy o historii jako o naszym dziedzictwie, nie możemy zrozumieć tego dziedzictwa w pełni, jeśli pomijać w niej będziemy historię tak dużej grupy osób – w tym przypadku osób niepełnosprawnych – tłumaczy dr Matczak. Badaczka pytana o to, jak zmieniało się podejście do osób niepełnosprawnych mówi: W różnych miejscach i okresie dziejów podejście do osób niepełnosprawnych oscylowało od pełnej akceptacji, poprzez troskę i opiekę, aż do marginalizacji – podsumowuje. Podaje przykład amerykańskich badań dot. neandertalczyków ze starszej epoki kamienia zamieszkujących jaskinię Shanidar w dzisiejszym Iraku. Znaleziono tam szczątki neandertalczyka z urazem czaszki. Był prawdopodobnie głuchy na prawe ucho, miał problemy ze wzrokiem, upośledzenie jednej z kończyn górnych i urazy powodujące nieprawidłowy chód. Jego schorzenia mogły bardzo utrudniać mu zdobywanie pokarmu – choćby udział w polowaniach. Mimo to żył ze swoimi schorzeniami długo – zmarł w wieku ok. 40–50 lat, skąd wniosek, że musiał przez dłuższy czas doświadczać pomocy i opieki osób ze swojej społeczności – opowiada rozmówczyni PAP. Jeśli z kolei chodzi o starożytny Egipt, to ok. 2 500 lat p.n.e. powstała rzeźba Seneba, który był dostojnikiem na dworze faraona i został pochowany wraz z żoną w Gizie. Dostojnik ten miał achondroplazję – był osobą niskiego wzrostu. Część badaczy przychyla się do opinii, że w starożytnym Egipcie istniała wtedy tolerancja zarówno do osób z achondroplazją, jak i wobec osób niewidomych. Są jednak badacze, którzy uważają, że akurat osoby z upośledzeniem widzenia w starożytnym Egipcie mogły podlegać ostracyzmowi – podsumowuje dr Matczak. Przywołuje też badania z Bahrajnu dotyczące szczątków kobiety z przełomu III i II tysiąclecia p.n.e., która cierpiała na deformację prawej kości ramiennej, a także miała upośledzenie kończyn dolnych, przez co potrzebowała opieki i wsparcia. Niewielkie starcie zębów wskazuje, że kobieta jadła stosunkowo miękkie pokarmy. Została ona pochowana z cennymi przedmiotami. To pokazuje, że przynajmniej wąska grupa społeczna, można przypuszczać, że jej rodzina, dobrze ją traktowała za życia, jak i zadbała o jej odpowiedni pochówek – komentuje dr Matczak. Dodaje jednak, że są i w historii przykłady na to, jak trudny bywał los osób niepełnosprawnych. Opowiada, że w XIX w. w USA w hrabstwie Oneida w stanie Nowy Jork osoby z ułomnościami fizycznymi lub psychicznymi trafiały do przytułku. „Terapia” polegała na wykonywaniu przez nie tak ciężkiej pracy fizycznej, że w niektórych wypadkach prowadziła do śmierci z wycieńczenia. A przytułek czerpał dochody z tej pracy. Niechlubnymi zgłoskami zapisały się też w XIX wieku kompletnie nieakceptowalne dziś objazdowe cyrki, w których osoby z niektórymi ułomnościami były prezentowane publiczności. Z kolei jeśli chodzi o Polskę, to ciekawy jest przykład kobiety chorej na trąd z XIII w. pochowanej na cmentarzu w Kałdusie na Ziemi Chełmińskiej. Trąd nie tylko był chorobą zakaźną, ale mógł prowadzić do zaniku czucia, problemów ze wzrokiem i urazów, co mogło prowadzić do niepełnosprawności. A kobieta ta żyła stosunkowo długo ze zmianami chorobowymi. Bez pomocy ze strony społeczności nie dałaby sama rady. Została też pochowana zgodnie z zasadami pochówku chrześcijańskiego, oraz z przedmiotami takimi jak pierścionek czy nóż. A stąd można pośrednio wnioskować, że cieszyła się stosunkowo dobrym statusem społecznym i mimo choroby nie była zepchnięta na margines społeczeństwa – opisuje badaczka. Dr Matczak w poprzednich badaniach, we współpracy z prof. Tomaszem Kozłowskim i prof. Wojciechem Chudziakiem na UMK, badała pochówki w X–XIII wieku z Kałdusa na polskim Pomorzu. Na 661 szkieletów, które badali naukowcy, 33 miały zmiany związane z niepełnosprawnościami. I były to częściej szkielety niepełnosprawnych dojrzałych mężczyzn niż kobiet. To się wiąże z tym, że kobiety statystycznie częściej umierały we wczesnej dorosłości, w związku z między innymi infekcjami okołoporodowymi. A mężczyźni żyli dłużej i ciężko pracowali fizycznie, na ich szkieletach częściej więc udawało się ustalić niepełnosprawności związane ze zmianami zwyrodnieniowymi – komentuje dr Matczak. Polscy naukowcy badali też, czy szkielety świadczące o niepełnosprawności można znaleźć w przypadku pochówków atypowych (to groby zorientowane np. na osi północ–południe, zamiast typowej osi wschód–zachód, przypadki osób pochowanych na boku, w pozycji skurczonej) czy antywampirycznych (w przypadku osób pochowanych na brzuchu lub przygwożdżonych kamieniami). Archelożka przywołuje przykład z USA, gzie odnaleziono antywamipryczny pochówek z XIX wieku osoby ze śladami gruźlicy. A związane z gruźlicą plucie krwią mogło dawniej być kojarzone właśnie z wampirami – zwraca uwagę. Dlatego chciałam sprawdzić, czy i w Polsce na Pomorzu niektóre choroby lub niepełnosprawność mogły sprawić, że za życia osób tych się bano, a przez to ich pochówek mógł wyglądać nietypowo – mówi. I dodaje, że hipoteza ta się jednak nie potwierdziła. To dobrze świadczy o wczesnośredniowiecznej społeczności. Jeśli oceniać po pochówkach – osoby chore nie były inaczej traktowane w społeczeństwie – komentuje. Badaczka zwraca jednak uwagę, że badania szkieletów nie pozwalają ostateczne rozstrzygnąć, czy dana osoba borykała się z niepełnosprawnością czy nie. Można dzięki nim wprawdzie poznać, że ktoś cierpiał na zmiany zwyrodnieniowe, trąd, zaawansowane stadia niektórych nowotworów, polio, przechodził amputację, miał źle złożone złamanie czy np. gruźlicę kręgosłupa. Wiele jednak niepełnosprawności i chorób nie pozostawia po sobie w szkielecie żadnego śladu. To choćby choroby psychiczne, przypadłości związane z utratą wzroku czy słuchu, czy choroby o ostrym przebiegu. Dlatego w swoich najnowszych badaniach dotyczących postrzegania niepełnosprawności w XIV–XVIII wieku badaczka stawia na połączenie kilku dziedzin nauki: archeologii, historii, antropologii fizycznej oraz etnografii. Badamy kroniki, żywoty świętych, pisma medyczne, teksty etnograficzne z czasów późniejszych, a także szkielety odnalezione na terenach Polski, aby zobaczyć, na co chorowano w XIV–XVIII w. – wymienia. Badaczka jednak zaznacza, że badanie niepełnosprawności w historii jest o tyle trudne, że słowo „niepełnosprawny” weszło do obiegu dopiero w XX wieku. A niepełnosprawność według najnowszych definicji jest stanem, w którym osoba z jakąś ułomnością napotyka na bariery społeczne wynikające z tego, że kultura, przestrzeń, w której funkcjonujemy, jest dostosowana do osób w pełni sprawnych. Niepełnosprawność pojmowana jest więc jako stosunek pełnosprawnej części ludności do osób z okaleczeniami. Pytanie więc, w jaki sposób dawne społeczeństwa określały osoby z upośledzeniami i na ile dostosowywały się do ich potrzeb – podsumowuje. « powrót do artykułu
  3. Politechnika Wrocławska uruchomiła na terenie kampusu pilotażowy system elektronicznych znaczników, które ułatwiają poruszanie się po terenie osobom z niepełnoprawnościami. Urządzenia zostały zamontowane w trzydziestu miejscach m.in. w gmachu głównym, Bibliotechu i na stacjach Polinki. Od dłuższego czasu zwiększamy dostępność naszej uczelni i kampusu dla osób z niepełnosprawnościami. Dotyczy to nie tylko kwestii architektonicznych, czyli dostosowania budynków do ich potrzeb, lecz także dostępności informacyjnej. Chodzi przede wszystkim o to, żeby osoby odwiedzające Politechnikę Wrocławską mogły bez żadnych problemów sprawdzić, gdzie się znajdują, co jest w danym miejscu oferowane czy gdzie można uzyskać pomoc – mówi Marek Tankielun, kierownik Pracowni Tyfloinformatycznej Politechniki Wrocławskiej. Czujniki można obecnie znaleźć w trzydziestu miejscach na terenie całego kampusu naszej uczelni. Te niewielkie urządzenia zamontowane zostały zarówno wewnątrz budynków, jak i na elewacjach. Posiadają autonomiczne źródło energii, co pozwala na pracę nie krótszą niż trzy lata. Chcąc z nich skorzystać, wystarczy ściągnąć na smartfon lub tablet darmową aplikację Totupoint i mieć ją uruchomioną w trakcie poruszania się po kampusie. Gdy zbliżymy się do znacznika, z zamontowanego w nim głośnika usłyszymy informację o naszym aktualnym położeniu np. wejściu na stołówkę w Strefie Kultury Studenckiej czy na stację „Polinki”. Dodatkowo w aplikacji mobilnej wyświetlają się rozbudowane opisy tekstowe z informacjami o poruszaniu się po obiekcie, dostępności informacyjnej i architektonicznej – wyjaśnia Marek Tankielun, który sam jest osobą niewidomą. W razie potrzeby istnieje również możliwość wezwania asysty, bowiem aplikacja ma zapisane numery telefoniczne np. do Biura Karier, obsługi stołówki czy Sekcji Wsparcia Osób Niepełnosprawnych. Gdy przechodzimy obok stołówki, aplikacja wyświetli nam także aktualne menu. Co ważne, z systemem połączona jest strona internetowa, na której można wcześniej sprawdzić, gdzie rozlokowane są znaczniki i jakie zawierają informacje. Sama aplikacja dostępna jest w języku polskim i angielskim. Jest ona także bardzo prosta w użytkowaniu. Można ją oczywiście konfigurować według własnych potrzeb, ale standardowe ustawienia są dobrane tak, by od samego początku móc z niej korzystać bez najmniejszych problemów – dodaje kierownik. Obecnie urządzenia można znaleźć w budynkach A-1, C-13, C-18, D-21, H-14, a także na obu stacjach kolei linowej „Polinka”. W pierwszym etapie naszego projektu zdecydowaliśmy o umieszczeniu znaczników w kluczowych, naszym zdaniem, miejscach, z których korzystają pracownicy, studenci, a także osoby odwiedzające Politechnikę. I tak np. budynek C-13 został wybrany ze względu na zlokalizowany tam Dział Socjalny, Dział Rekrutacji i naszą sekcję, a gmach główny m.in. ze względu na znajdującą się tam bibliotekę i aulę, w której odbywają się różnego rodzaju uroczystości – tłumaczy Marek Tankielun. Kampus Politechniki Wrocławskiej to jedyne miejsce na Dolnym Śląsku, w którym działają tego typu urządzenia. Jest to też jedyny w Polsce tak rozbudowany system, bowiem najczęściej stosowane rozwiązania ograniczają się do komunikatów tekstowych i dźwiękowych. Oczywiście mamy w planach jego dalszą rozbudowę. Najpierw chcielibyśmy się jednak dowiedzieć, jak nasze rozwiązania oceniają użytkownicy i jakich jeszcze oczekują treści. Może chcieliby na przykład, żeby w aplikacji pojawiła się informacja w języku migowym o tym, jak skorzystać z „Polinki” czy stołówki? Jesteśmy otwarci na wszelkie uwagi, bo możliwości rozwoju są bardzo szerokie. Znaczniki pozwalają na umieszczenie w nich każdej treści tekstowej i multimedialnej – podkreśla Marek Tankielun. « powrót do artykułu
  4. Za kilka tygodni w Tokio ruszy kawiarnia, której pomysłodawcy wpadli na niezwykłą ideę jednoczesnego zatrudnienia osób z bardzo poważnym stopniem niepełnosprawności oraz robotów. W kawiarni mają pracować roboty, które będą kontrolowane zdalnie przez niepełnosprawnych przebywających we własnych domach. Androidy, wysokości mniej więcej 7-letniego dziecka, zostały wyposażone w kamery oraz mikrofony, dzięki czemu ich operatorzy zobaczą i usłyszą to, co dzieje się wokół. Pomysłodawcy mają nadzieję, że dzięki ich działaniom więcej firm zdecyduje się na zatrudnienie osób z ciężkimi niepełnosprawnościami, np. z chorobami prowadzącymi do zaniku mięśni. Wspomniane roboty OriHime-D. Ich operatorami będą osoby cierpiące np. na stwardnienie zanikowe boczne (choroba Lou Gehringa), tę samą chorobę, na którą cierpiał Stephen Hawking. Jeśli testy wypadną pomyślnie, to niewykluczone, że jeszcze przed Igrzyskami Olimpijskimi w Tokio w 2020 roku kawiarnia będzie na stałe zatrudniała roboty i niepełnosprawnych. Każdy powinien mieć prawo do pracy, mówi jeden z pomysłodawców, Masatane Muto, który sam cierpi na stwardnienie zanikowe boczne. Roboty OriHime-D mają 120 centymetrów wysokości i ważą około 20 kilogramów, będą pracowały w dzielnicy Akasaka od 26 listopada do 7 grudnia. Mniejsze wersje podobnych urządzeń sprzedaje około 70 japońskich firm. Są one wykorzystywane m.in. przez uczniów, którzy z jakichś powodów nie mogą chodzić do szkoły. Przedsiębiorstwem, które stoi za niezwykłą kawiarnią i które samo produkuje roboty, jest Ory Lab. Jego szef, Kentaro Yoshifuji, cierpiał w młodości na chorobę wywołaną stresem, przez co jako dziecko był izolowany od kolegów. Studiował robotykę na tokijskim Waseda University, chcąc opracować system porozumiewania się ludzi za pośrednictwem robotów. « powrót do artykułu
×
×
  • Create New...