Słonie nie jedzą zbyt dużo owoców, a najskuteczniej roznoszą nasiona
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Camelus knoblochi to wymarły gatunek olbrzymiego dwugarbnego wielbłąda. Wiemy, że żył w Azji Centralnej przez około 250 000 lat. Najnowsze badania, których wyniki opublikowano na łamach Frontiers in Earth Science wykazały, że ostatnim miejscem występowania C. knoblochi była dzisiejsza Mongolia, a gatunek ten istniał tam jeszcze około 27 000 lat temu. To zaś oznacza, że współistniał z człowiekiem współczesnym, a być może z neandertalczykiem i denisowianinem. Nie można więc wykluczyć, że do zagłady tego gatunku w jakimś stopniu przyczynili się ludzie.
Camelus knoblochi miał ponad 3 metry wysokości i ważył ponad tonę. Najprawdopodobniej wymarł z powodu zmian klimatycznych. Jednak jego ostatnich przedstawicieli mogli wytępić polujący nań nasi przodkowie. Wykazaliśmy, że wymarły wielbłąd przetrwał w Mongolii do czasu, aż około 27 000 lat temu zmiany klimatyczne i środowiskowe położyły kres gatunkowi, mówi doktor John W. Olsen z University of Arizona.
Obecnie w południowo-zachodniej Mongolii żyje jedna z dwóch populacji krytycznie zagrożonego dzikiego baktriana C. ferus. Wygląda na to, że C. knoblochi i C. ferus żyły obok siebie w plejstocenie. Możliwe zatem, że trzecią z przyczyn wyginięcia wielkiego wielbłąda była konkurencja o zasoby z mniejszym krewniakiem.
Autorzy najnowszych badań opisali kości nóg C. knoblochi znalezione na stanowiskach Tsagaan Agui Cave oraz Tugrug Shireet na pustyni Gobi. Kości te zostały znalezione w kontekście zawierającym też kości wilków, hien jaskiniowych, nosorożców, koni, osłów, gazel czy dzikich owiec. To wskazuje, że C. knoblochi żył w środowisku stepowym, bardziej wilgotnym niż jego współcześni krewni. Naukowcy doszli do wniosku, że główną przyczyną wymarcia wielkiego wielbłąda było pustynnienie, z którym nie poradził sobie tak dobrze, jak inne gatunki. W późnym plejstocenie mongolski step zamienił się w step suchy, a w końcu w pustynię.
Wydaje się, że C. knoblochi był słabo przystosowany do życia na pustyni. Przede wszystkim dlatego, że pustynie nie są dobrym miejscem życia dla zbyt dużych zwierząt. Rolę mogły odgrywać też inne czynniki, powiązane z dostępem do wody i zdolnością wielbłądów do przechowywania wody w organizmie, zła adaptacja termoregulacji organizmu oraz współzawodnictwo z innymi gatunkami, stwierdzają autorzy badań. Być może ostatni przedstawiciele C. knoblochi korzystali, przynajmniej sezonowo, z terenów położonych bardziej na północ, na Syberii, jednak i tamten obszar prawdopodobnie nie był dla nich odpowiedni.
Jakie były relacje pomiędzy C. knoblochi a ludźmi? Jeden z autorów badań zauważa, że na jednej z kości śródręcza, datowanej na 59–44 tysiące lat temu, widać ślady narzędzi oraz obgryzania jej przez hieny. To wskazuje, że ludzie albo polowali na wielkie wielbłądy, albo żywili się ich padliną.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Organizacja Save the Elephants (STE) poinformowała, że w zeszły weekend jedna ze słonic z Rezerwatu Samburu - Bora z rodziny Winds - urodziła niezwykle rzadkie bliźnięta: syna i córkę. Wypatrzyli je przewodnicy z Elephant Watch Camp; to oni poinformowali badaczy.
Kilkudniowe młode poznają otoczenie pod czujnym okiem matki i pierwszego dziecka Bory, które przyszło na świat w 2017 r.
Bliźnięta są rzadko spotykane w populacjach słoni i stanowią ok. 1% narodzin - podkreśla dr Iain Douglas-Hamilton, założyciel i dyrektor STE.
Losy słoniowych bliźniąt układają się różnie. Poprzednia para z Samburu, która urodziła się w 2006 r., przeżyła zaledwie kilka dni. Dość często matki nie mają wystarczająco dużo mleka, by wykarmić dwoje dzieci - tłumaczy Douglas-Hamilton. Ostatnio jednak padało, co korzystnie wpłynęło na roślinność.
Kolejne dni młodych Bory są niepewne, ale trzymamy kciuki, by wszystko ułożyło się dobrze.
Ciąża u słoni afrykańskich trwa ok. 22 miesięcy. To najdłużej ze wszystkich ssaków. Samica może rodzić młode co cztery lata.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Stado 15 słoni od ponad roku przemieszcza się z południa na północ Chin. Od czasu, gdy w marcu 2020 roku opuściły rezerwat Xishuangbanna w pobliżu granicy z Laosem i Mjanmą, zwierzęta przewędrowały ponad 500 kilometrów. Niektórzy twierdzą, że zjadły w tym czasie rośliny uprawne o wartości około miliona dolarów.
Lokalne władze próbują utrzymać słonie z dala od zamieszkałych terenów. Wykładają dla nich żywność i budują płoty. Nie zawsze jedna się to udaje. Stado widziano na obrzeżach 8-milionowego Kunmingu.
Specjaliści nie wiedzą, dlaczego słonie opuściły rezerwat. Niewykluczone, że panuje w nim zbyt duże zagęszczenie. George Wittemyer z Colorado State University mówi, że słonie azjatyckie są zagrożone i w Chinach pozostało ich zaledwie około 300. W ostatnich latach populacja tych zwierząt zwiększyła się w rezerwatach w regionie Xishuangbanna. Zdaniem Wittemyera stado może szukać terenów, gdzie będzie panowała mniejsza konkurencja o zasoby.
Niektórzy eksperci zastanawiają się jednak, czy stado nie zostało wyprowadzone z rezerwatu przez niedoświadczonego lidera, który podjął nierozważną decyzję.
Lokalne władze poinformowały mieszkańców okolic Kunmingu i Yuxi, by w razie zauważenia słoni, nie zbliżali się do nich, nie straszyli ich i by upewnili się, że zbiory są zabezpieczone. Jeśli stado nie wróci do rezerwatu być może zostanie dla niego utworzony nowy obszar, na którym zwierzęta będą mogły żyć.
Becky Shu Chen z Zoological Society of London, która bada interakcje pomiędzy ludźmi a słoniami ma nadzieję, że ta sytuacja zwróci uwagę na konflikty pomiędzy ludźmi a słoniami i na rolę, jaką odgrywa przygotowanie się na te konflikty w strategii ochrony słoni.
Musimy się nauczyć nie jak rozwiązać problem, ale jak zwiększyć naszą tolerancję. Może uda się wykorzystać tę sytuację do pokazania, że ludzie i zwierzęta mogą współistnieć, dodaje.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Krótkotrwałe przebiegunowanie magnetyczne Ziemi, do jakiego doszło przed 42 000 lat doprowadziło do globalnych zmian klimatycznych i wymierania gatunków, twierdzi międzynarodowy zespół badawczy, który pracował pod kierunkiem naukowców z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii (UNSW) i South Australian Museum.
Przebiegunowanie, czyli zamiana biegunów magnetycznych Ziemi, miała miejsce wielokrotnie w historii naszej planety. Nie jest to jednak proces o stałym okresie, trudno więc przewidzieć, kiedy nastąpi po raz kolejny. Wiadomo jednak, że w czasie jego trwania dochodzi do długotrwałego znacznego osłabienia pola magnetycznego planety, przez co jej powierzchnia jest gorzej chroniona przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym.
Alan Cooper z South Australian Museum i jego koledzy zbadali pierścienie skamieniałego agatisa nowozelandzkiego i na tej podstawie dostarczyli najbardziej precyzyjnej daty ostatniego przebiegunowania, znanego jako zdarzenie Laschampa. Naukowcy informują, że rozpoczęło się ono pomiędzy 41 560 a 41 050 lat temu i trwało krócej niż 1000 lat. Dotychczas rozrzut datowania tego wydarzenia wynosił aż 4000 lat. Badacze nazwali badanie przez siebie zjawisko zdarzeniem Adamsa, na cześć Douglasa Adamsa, który w książce „Autostopem po Galaktyce” zamieścił słynne stwierdzenie, że odpowiedzią na pytanie o życie, wszechwiat i wszystko inne jest liczba 42.
Podczas przebiegunowania dochodzi do osłabienia ziemskiej magnetosfery. Dotychczas specjaliści badający zdarzenie Lachampa skupiali się na tym, co działo się już po zamianie biegunów magnetycznych, kiedy to natężenie pola magnetycznego Ziemi wynosiło zaledwie 28% obecnej wartości. Teraz, dzięki precyzyjnemu datowaniu zdarzenia Adamsa, Cooper i jego zespół stwierdzili, że do najbardziej dramatycznych zmian doszło, gdy bieguny magnetyczne przemieszczały się przez Ziemię. Wówczas natężenie pola magnetycznego spadło do 0–6 procent dzisiejszej wartości. Gdy zaś pole magnetyczne słabnie, więcej promieniowania kosmicznego trafia do atmosfery. W wyniku jego oddziaływania niektóre atomy zmieniają się w radioaktywny węgiel-14. Rośnie więc stężenie tego pierwiastka w atmosferze, a to z kolei znalazło swoje odbicie w drzewie, które w tym czasie rosło.
Naukowcy wykorzystali następnie metody modelowania klimatu i stwierdzili, że z osłabieniem pola magnetycznego zbiegły się ważne zmiany klimatyczne. Doszło do silnej jonizacji powietrza i poważnych zniszczeń warstwy ozonowej, bardzo zwiększył się poziom szkodliwego promieniowania ultrafioletowego. To dodatkowo mogło wywołać pojawienie się ekstremalnych zjawisk powodowych, takich jak wysokie temperatury, gwałtowne wyładowania atmosferyczne, do ziemi docierało więcej promieniowania ze Słońca. Przez to wiele organizmów miało problemy z adaptacją, łatwiej pojawiały się mutacje genetyczne prowadzące do rozwoju nowotworów.
Ludzie na całym świecie mogli widzieć to, co obecnie jest ograniczone zasięgiem do biegunów – imponujące zorze polarne. Zjonizowane powietrze jest też świetnym przewodnikiem elektryczności. Doszło zapewne do wielkich wyładowań atmosferycznych. To mogło wyglądać jak koniec świata, mówi Cooper.
Naukowcy spekulują, że w związku z tymi wydarzeniami ludzie częściej szukali schronienia w jaskiniach, co z kolei przyczyniło się do obserwowanego w tym czasie gwałtownego rozwoju sztuki jaskiniowej. Gwałtowny wzrost promieniowania ultrafioletowego, szczególnie podczas rozbłysków słonecznych, spowodował, że jaskinie stały się bardzo pożądanymi schronieniami. Znany motyw sztuki jaskiniowej, dłonie odciśnięte za pomocą czerwonej ochry, mógł wziąć się stąd, że ludzie używali ochry jako ochrony przed Słońcem. Do dzisiaj niektóre ludy tak robią, dodaje uczony.
Te ekstremalne zmiany środowiskowe mogły spowodować, albo co najmniej przyczynić się, do wymierania gatunków, w tym megafauny w Australii czy neandertalczyka w Europie, mówi Paula Reiner z Queen's University Belfast. Zarówno megafauna jak i neandertalczycy wymarli właśnie mniej więcej w czasie tego przebiegunowania.
Powstaje więc pytanie, czy i obecnie nie grozi nam przebiegunowanie. Obecne skutki takiego wydarzenia trudno sobie wyobrazić. Z pewnością moglibyśmy się spodziewać poważnych problemów z działaniem wszelkiej elektroniki, prawdopodobnie ucierpiałyby też sieci energetyczne. Zupełnie inną kwestią są potencjalne zmiany klimatyczne. W atmosferze znajduje się obecnie więcej węgla niż w czasie Wydarzenia Adamsa, trudno więc wyrokować, jaki wpływ zwiększenie promieniowania kosmicznego wywarłoby na atmosferę. Wiadomo natomiast, że pole magnetyczne naszej planety osłabia się od około 200 lat, a północny biegun magnetyczny coraz szybciej się przemieszcza. Przed 6 laty informowaliśmy, że naukowcy z Uniwersytetu Harvarda przeprowadzili badania oceny ryzyka zamiany biegunów.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W niedzielę wieczorem na drodze w Tajlandii doszło do zderzenia motoru ze słoniątkiem. Zwierzę przeżyło, bo przypadkowo znalazł się tu ratownik, który bez wahania ruszył na pomoc nietypowemu pacjentowi. Mana Srivate powiedział Reuterowi, że wykonał w życiu wiele resuscytacji (RKO), ale nie zdarzyło mu się jeszcze pracować ze słoniem.
Do zdarzenia doszło w prowincji Chanthaburi. Słoniątko uległo wypadkowi, gdy stado dzikich słoni próbowało pokonać drogę. Na szczęście jechał tędy Mana, ratownik z 26-letnim stażem. Jego koledzy udzielili pomocy kierowcy motocykla, który nie odniósł poważniejszych obrażeń.
Ratując życie, działam instynktownie, ale [w tym przypadku] byłem cały czas zdenerwowany, bo słyszałem nawoływania matki i innych słoni. Mana zlokalizował serce słoniątka m.in. na podstawie filmu obejrzanego w Internecie.
Gdy słoniątko zaczęło się ruszać, prawie się rozpłakałem. Młode wstało po ok. 10 minutach. Na oględziny/leczenie przewieziono je w inne miejsce. Gdy okazało się, że i jemu nic poważnego się nie stało, zostało przetransportowane na miejsce wypadku. Stado wróciło, gdy matka usłyszała nawoływanie swojego dziecka.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.