Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Na dnie jeziora Titicaca ma powstać muzeum i centrum badawcze
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Na boliwijskich sawannach Llanos de Moxos istniała sieć sztucznych zbiorników, w których ludzie hodowali ryby, dzięki czemu mieli dostęp do żywności, poinformowała Gabriela Prestes-Carnerio z Universidade Federal do Oeste do Pará. Przeprowadziła ona pierwsze badania, podczas których określono wszystkie gatunki ryb, jakie były hodowane przez ludzi, zapewniając im żywność w czasie wielomiesięcznych susz. Niedawno informowaliśmy, że ludzie zamieszkali region Llanos de Moxos znacznie wcześniej, niż dotychczas sądzono.
Na Llanos de Moxos w centralnej Boliwii ulewne deszcze padają od października do kwietnia, a później następuje wielomiesięczna susza. Od około roku 500 naszej ery ludzie zaczęli budować w tamtym regionie monumentalne ziemne konstrukcje, na których powstawały stałe osady. Jedna z takich osad, Loma Salavtierra, która znajduje się 50 kilometrów od najbliższej większej rzeki, stała się ważnym stanowiskiem archeologicznym.
Już podczas wcześniejszych badań stwierdzono, że w okolicach osady zbudowano płytkie stawy otoczone wałami ziemnymi i połączone kanałami. Ich zadaniem było przechwytywanie i przechowywanie deszczówki, osuszanie terenu oraz hodowla ryb.
Podczas najnowszych badań naukowcy zidentyfikowali szczątki ponad 17 000 ryb należących do ponad 35 gatunków. Dominowały wśród nich ryby z rodziny szczelinowatych, zbrojnikowatych, dwudysznych i kąsaczokształtnych. Wszystkie te zwierzęta dobrze sobie radzą w środowisku ubogim w tlen i ze zmieniającym się poziomem wody.
Jako, że podobne zbiorniki występują też na innych obszarach Llanos de Moxos, autorzy badań uważają, że istniała tam szeroko zakrojona hodowla ryb, a ludzie mieli dostęp do ich mięsa przez cały rok. Na razie nie są znane szczegóły prowadzenia hodowli, ani czy techniki zmieniały się w zależności od ilości dostępnej wody. Sawanny, w przeciwieństwie do wielkich rzek Amazonii, to zupełnie odmienny habitat, w którym ludzie prawdopodobnie opracowali odmienne sposoby pozyskiwania ryb, stwierdzają autorzy badań.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Ludzie osiedlili się w południowo-zachodniej Amazonii znacznie wcześniej, niż sądzono. Co więcej, eksperymentowali nawet z rolnictwem.
Od dawna wiedzieliśmy, że złożone społeczności pojawiły się na Llanos de Moxos w boliwijskiej części południowo-zachodniej Amazonii przed około 2500 lat. Jednak nowe dowody sugerują, że ludzie osiedlili się tam nawet 10 000 lat temu, we wczesnym holocenie. To byli łowcy-zbieracze, jednak dowody wskazują, że zaczęli wyczerpywać lokalne zasoby i wykazywali zachowania terytorialne, niewykluczone, że rozpoczęli eksperymenty z udomowieniem roślin, takich jak słodkie ziemniaki, maniok, orzechy i papryka chili, by mieć dostęp do pożywienia, mówi profesor antropologii Jose Capriles.
Archeolodzy prowadzili badania na trzech leśnych wyspach na sezonowo zalewanej sawannie Llanos de Moxos – Isla del Tesoro, La Chacra i San Pablo. Wyspy te znajdują się powyżej otaczającej je sawanny, nie są więc zalewane podczas pory deszczowej. Uważamy, że ludzie wracali na te wyspy używając ich jako sezonowych obozowisk, szczególnie w czasie, gdy większość Llanos de Moxos była zalana, wyjaśnia Capriles.
Podczas wykopalisk na wspomnianych wyspach znaleziono m.in. szkielety osób, które zostały celowo pochowane, ale w inny sposób, niż czynią to społeczności zbieracko-łowieckie. Pochówek wykazywał cechy istnienia złożonego społeczeństwa, w którym istnienie hierarchia polityczna i produkcja żywności.
Jeśli mielibyśmy do czynienia z wysoce mobilnymi społecznościami zbieracko-łowieckimi, to nie znaleźlibyśmy specyficznych miejsc pochówki. Pozostawiliby swoich zmarłych tam, gdzie ci zakończyli życie, mówi Capriles. Uczony dodaje, że w tym regionie bardzo rzadko znajduje się ludzkie szczątki czy w ogóle zabytki archeologiczne, które poprzedzają użycie wypalanej ceramiki.
Tutejsze gleby są mocno kwasowe, przez co materia organiczna bardzo słabo się przechowuje. Ponadto szybko się ona rozkłada w tropikach, a w regionie nie ma nawet skał zdanych do wykonywania kamiennych narzędzi, zatem nie dysponujemy nawet nimi, mówi uczony.
Z kolei Umberto Lombardo z Uniwersytetu w Bernie dodaje, że gdy w 2013 roku opublikowano pierwsze dowody, że leśne wyspy od tysięcy lat stanowiły dla ludzi schronienie, datowania dokonywano na podstawie dowodów pośrednich, głównie analiz geochemicznych. Jako, że brak było bezpośrednich dowodów, wielu archeologów sceptycznie podchodziło do naszych odkryć. Nie wierzyli, że leśne wyspy mogą być stanowiskami sięgającymi wczesnego holoceniu. Najnowsze badania dostarczają silnych ostatecznych dowodów, gdyż znaleźliśmy pochówki z wczesnego holocenu. To jednoznaczny dowód na wiek i pochodzenie tych stanowisk, stwierdza.
Capriles wyjaśnia, że ludzie szczątki zachowały się, gdyż znajdowały się pomiędzy warstwami odpadków zawierających wiele muszli, kości zwierząt i innych szczątków organicznych. Ci ludzie w porze deszczowej zbierali ślimaki, a ich muszle wyrzucali na duże stosy. Z czasem woda rozpuściła węglan wapnia, który naciekł na kości pochowanych i je sfosylizował, mówi Capriles. Jako, że zaszła fosylizacja, samych kości nie można było datować za pomocą metody radiowęglowej. Zamiast tego datowano towarzyszący im węgiel drzewny i muszle. Na tej podstawie określono, kiedy ludzie zamieszkiwali wyspy. Duża ilość spalonej ziemi i drewna sugeruje, że ludzie używali tutaj ognia, prawdopodobnie po to, by oczyścić teren, gotować żywność i zapewnić sobie ciepło w czasie długiej pory deszczowej.
Z badań wiemy, że ludzie zamieszkiwali te wyspy przed 10 tysiącami lat i przed 4000 lat. Jak wcześniej było wiadomo, około 2500 lat temu na terenach tych pojawiły się złożone społeczności. To pierwsza próba dowiedzenia się więcej o ludziach, którzy zamieszkiwali południowo-zachodnią Amazonię przez tysiące lat, a o których nic nie wiemy, mówi Lombardo.
Nie wiemy nawet, czy ludzie ci byli bezpośrednimi przodkami twórców złożonych społeczeństw sprzed 2,5 tysiąca lat.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Najnowsze badania wskazują, że zorganizowana religia pojawiła się w okolicach jeziora Titicaca wcześniej, niż dotychczas sądzono. Ludzie zawsze kojarzą Wyspę Słońca z Inkami, gdyż był to ważny ośrodek pielgrzymkowy, na którym pozostawili liczne budowle religijne i ofiary, mówi profesor Jose Capriles z Penn State University. Nasze badania wykazały, że pierwszymi, którzy na Wyspie Słońca składali cenne dary dla bogów byli przedstawiciele ludu Tiwanaku, żyjącego tutaj pomiędzy 500 a 1100 rokiem naszej ery. Inkowie pojawili się w okolicach jeziora Titicaca dopiero około XV wieku.
Państwo Tiwanaku było jednym z pierwszych państw jakie powstały w Andach i objęło swoim zasięgiem większą część centralnej części południa tego pasma górskiego. Międzynarodowy zespół naukowy, na którego czele stał Christophe Delaere w Centrum Archeologii Morskiej University of Oxford, przeprowadził wykopaliska na rafie Khoa w pobliżu Wyspy Słońca. Naukowcy znaleźli szczątki zwierząt złożonych w ofierze, naczynia, złoto, muszle oraz kamienie szlachetne. Szczegółowe datowanie określiło pochodzenie zabytków na VIII–X wiek po Chrystusie.
Znaleziska, a szczególnie ceramiczne kadzielnice w kształcie pumy, pozwalają nam lepiej zrozumieć zachowania religijne i samą religię państwa Tiwanaku, społeczeństwa, które poprzedzało Inków o kilkaset lat, mówi Delaere. Puma, jak skądinąd wiadomo, była ważnym symbolem religijnym dla Tiwanaku.
Co więcej, wszystko wskazuje na to, że dary celowo zostały złożone w wodzie. Obecność kotwic w pobliżu ofiar sugeruje, że rytuał ich składania mógł być prowadzony na łodziach, stwierdza Capriles. Uczony sądzi, że Wyspa Słońca mogła być ważna dla Tiwanaku zarówno ze względu na swoje piękno, jak i dlatego, że jest położna w centrum Andów.
To miejsce o znaczeniu strategicznym i religijnym. Na Wyspie Słońca i rafie Khoa mogli spotykać się kapłani i wspólnie prowadzić ceremonie religijne. To zaś wskazuje na okres transformacji społeczeństw lokalnych po mające większe ambicje religijne i geopolityczne, mówi Capriles. Pojawienie się złożonych rytuałów prawdopodobnie prowadziło do większej konsolidacji grup żyjących wokół jeziora Titicaca i pojawienia się zorganizowanego państwa Tiwanaku.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Do 2019 r. wiadomo było o istnieniu tylko jednego osobnika z gatunku Telmatobius yuracare - Romeo, który przebywał w Muzeum Historii Naturalnej Alcide'a d'Orbigny'ego w Cochabambie. Od 2008 r. na wolności nie spotkano ani jednego płaza. Naukowcy, którzy obawiali się, że T. yuracare wyginęły, spędzili aż 10 lat na przeczesywaniu lasu chmurnego Boliwii. W końcu natknęli się na minipopulację złożoną z zaledwie 5 osobników.
To niesamowite - cieszy się herpetolog Robin Moore z Global Wildlife Conservation.
Najpierw ekipa natknęła się na samca. W późniejszych dniach znaleziono 4 inne płazy, w tym 2 samice: młodą i Julię dla Romeo.
W skład ostatniej ekspedycji wchodzili Teresa Camacho Badani, Sophia Barrón Lavayen, Ricardo Zurita Urgarte (weterynarz) i Stephane Knoll.
Obecnie wszystkie płazy odbywają kwarantannę w muzealnym K'ayara Center. Ponoć zaczynają się aklimatyzować w nowym domu. Upewniamy się, że mają taką samą jakość wody i temperaturę jak na wolności. Gdy przyzwyczają się do habitatu i zaczną normalnie jeść, przeleczymy je zapobiegawczo na chytridiomikozę. Nie chcemy, by Romeo zachorował na pierwszej randce! Po zakończeniu terapii zorganizujemy mu romantyczną schadzkę - opowiada Camacho Badani.
Akademicy planują dalsze ekspedycje. Dalszy tok postępowania zależy od tego, czy znajdą garstkę płazów na jednym bądź dwóch stanowiskach, czy będą to o wiele liczniejsze populacje (2. scenariusz jest mało prawdopodobny, skoro po ponad 10 latach poszukiwań znaleziono zaledwie 5 osobników, a większość habitatu uległa zniszczeniu). Idealnie byłoby odkryć 1 czy 2 zdrowe populacje, tak by można się było zająć monitoringiem grzyba [z rodzaju Batrachochytrium] i ochroną w naturze. Jeśli jednak znajdziemy 1 albo 2 stanowiska z małą liczbą populacji, będziemy ratować ocalałych, zabierając zwierzęta do laboratorium i poddając je programowi rozrodu.
Moore uważa, że odkryta właśnie populacja może wykazywać genetyczną oporność na chytridiomikozę. W grę mogą też wchodzić czynniki środowiskowe albo łut szczęścia.
Partnerkę dla Romea i resztę grupy odkryto w dobrze zachowanym lesie chmurnym, gdzie klimat jest deszczowy, mglisty i wilgotny z powodu niezbyt głębokich sadzawek i strumieni. Cieki te mają mniej niż metr szerokości, a prądy tworzą wodospady.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Albar Tessier, niewidomy nauczyciel z Francji, przyleciał do Boliwii, by samotnie, korzystając jedynie z głosowego GPS-a, w zaledwie tydzień przejść 140 km Salar de Uyuni, największego solniska świata.
Podróż Francuza, który do wyzwania przygotowywał się przez parę lat, rozpoczęła się 17 lipca. Tessier chce pokonywać 20 km dziennie.
Choć położone na wysokości 3653 m n.p.m. Salar de Uyuni jest jednym z najbardziej płaskich obszarów na Ziemi, występują tu spore wahania temperatury.
By dodatkowo utrudnić sobie zadanie, Tessier wybrał najdłuższą drogę przez solnisko. Prowadzi ona z miasteczka Llica do Colchani. Francuz dysponuje saniami, na których ciągnie wodę, zapasy i śpiwory.
W razie, gdyby coś się zdarzyło, w pewnej odległości za nim podąża ekipa ratownicza, w której skład wchodzi m.in. lekarz. Mężczyzna podkreśla jednak, że pomoc zostanie mu udzielona tylko wtedy, gdy o nią poprosi przez radio satelitarne.
Tessier mówi, że celem jego wyprawy jest pokazanie, że osoby niepełnosprawne doskonale sobie radzą także z ekstremalnymi wyzwaniami.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.