Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Genealogia genetyczna i wyrzucona serwetka pozwoliły rozwiązać sprawę morderstwa sprzed 32 lat
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Średniowieczni studenci uczynili z Oksfordu wyjątkowo niebezpieczne miejsce. Naukowcy pracujący przy projekcie Medieval Murder Maps, w ramach którego na mapy średniowiecznych brytyjskich map nanoszone są przypadki morderstw popełnionych w XIV wieku, dodali właśnie do swojej mapy – na której dotychczas był tylko Londyn – miasta York i Oksford. I okazało się, że odsetek morderstw w Oksfordzie w przeliczeniu na liczbę ludności, był nawet 5-krotnie wyższy niż w Londynie i Yorku. A wszystko za sprawą studentów.
Projekt Medieval Murder Maps prowadzony jest przez naukowców z University of Cambridge, a historia ich własnej uczelni powiązana jest z morderstwem i... Oksfordem. Jak bowiem dowiadujemy się ze „Flores Historiarum” napisanej w 1220 roku przez mnicha Rogera z Wendover, w grudniu roku 1209 pewien student z Oksfordu zabił przypadkiem kobietę i uciekł. Burmistrz i mieszkańcy poszli do domu, który morderca wynajmował, zastali tam trzech jego współlokatorów i wtrącili ich do więzienia. Po kilku dniach za zgodą króla Jerzego, studenci zostali powieszeni, wbrew prawu, które mówiło, że powinni być sądzeni przez władze kościelne. Po tym wydarzeniu wielu wykładowców i studentów opuściło Oksford, a część z nich udała się do Cambridge, gdzie założyli nową uczelnię. Inne źródła różnią się co do szczegółów, jednak przekaz ten pokazuje, że średniowieczni studenci w Oksfordzie nie byli przykładnymi obywatelami, a przestępstwa nie były im obce.
Potwierdza to Medieval Murder Maps. Jego twórcy, opierając się na średniowiecznych dokumentach ze śledztw nie tylko zauważyli, że odsetek morderstw w Oksfordzie był niezwykle wysoki, ale również, iż w 75% przypadków sprawcy zostali zidentyfikowani jako klerycy. Klerycy stanowili też 72% ofiar morderstw. W tym czasie słowo klerycy odnosiło się do studentów, którzy mieli do pewnego stopnia status osoby duchownej. Dlatego zresztą, we wspomnianej sprawie z 1209 roku, mieli być sądzeni przez władze kościelne, a nie świeckie.
Średniowieczne miasta uniwersyteckie, takie jak Oksford, były niebezpieczną mieszanką. Wszyscy bez wyjątku studenci w Oksfordzie byli płci męskiej, byli przeważnie w wieku 14–21 lat, czyli w szczytowym okresie męskiego zamiłowania do przemocy i ryzyka. Ci młodzi mężczyźni zostali uwolnieni od dotychczasowej ścisłej kontroli ze strony rodziny, parafii czy cechu i wrzuceni w środowisku pełne broni, ze swobodnym dostępem do karczm i seksu. Na to nakładał się tradycyjny w takich miejscach konflikt pomiędzy studentami – których wyróżniał ich strój – a pozostałymi mieszkańcami miasta. Ponadto wielu studentów należało do bractw zwanych „narodami”, które skupiały osoby pochodzące z tej samej okolicy. A to było kolejnym źródłem konfliktów już w łonie samej społeczności studenckiej, mówi profesor Manuel Eisner, dyrektor Instytutu Kryminologii.
Eisner i jego koledzy udostępnili witrynę, na której możemy zapoznać się z poszczególnymi sprawami kryminalnymi. Mapa Yorku przedstawia to miasto w jego złotym okresie, XIV wieku, gdy po ustąpieniu Czarnej Śmierci szybko się ono bogaciło dzięki rzemieślnikom. Większość udokumentowanych spraw dotyczy morderstw pomiędzy rzemieślnikami. Od walk na noże pomiędzy garbarzami, po morderstwa wśród wytwórców rękawic.
Na podstawie dostępnych dokumentów w trzech wspomnianych miastach odtworzono dotychczas 354 morderstwa. Dowiadujemy się na przykład o przypadkach, gdy mordercy udało się schronić w kościele. Wówczas obowiązywało go 40-dniowy okres łaski, podczas którego mógł negocjować z władzami. Często negocjacje takie kończyły się przyznaniem się do winy, a morderca wybierał port w Anglii, przez który na zawsze musiał opuścić swój kraj.
Gdy w późnym średniowieczu w Anglii popełniono morderstwo, zajmował się tym koroner, a baliw powoływał ławę przysięgłych, która prowadziła śledztwo. Ława składała się z mieszkańców cieszących się poważaniem. Ich zadaniem było przesłuchanie świadków, ustalenie sekwencji wydarzeń, ocena dowodów i wskazanie sprawcy. Wszystko dokumentował skryba przy urzędzie koronera, wyjaśnia Eisner. Uczony zauważa, że takie raporty to połączenie pracy śledczej z plotkami. Nie ma co prawda dowodów na to, by ławy przysięgłych celowo próbowało kogoś wrabiać, ale wiele śledztw opierało się na zasadzie najbardziej prawdopodobnego sprawcy wskazywanego na podstawie dostępnych informacji. Możemy więc przypuszczać, że w wielu przypadkach wskazywano prawdziwego przestępcę, w wielu zaś podejrzenie padało na niewinną osobę.
Na początku XIV wieku Oksford miał około 7000 mieszkańców, w tym około 1500 studentów. Na podstawie badań Eisner i jego zespół stwierdzili, że odsetek morderstw w późnośredniowiecznym Oksfordzie wynosił 60–75 na 100 000. Poziom najpoważniejszych przestępstw był więc około 50-krotnie wyższy niż we współczesnych angielskich miastach.
Podobnie jak i dzisiaj, dochodziło do walk na ulicach. Na przykład pewnej czwartkowej nocy 1298 roku kłótnia pomiędzy studentami w tawernie na Oxford High Street zakończyła się uliczną bitwą, której uczestnicy używali mieczy i toporów bojowych. Z kolei w 1299 roku pewien niewymieniony z nazwiska student wolał zamordować prostytutkę Margery de Hereford niż jej zapłacić. Inny student, David de Trempedhwy, został zamordowany w 1296 roku przez swoich kolegów po tym, gdy przyprowadził do szkoły prostytutkę Christianę z Worcester. Wiemy, że sprawcy uniknęli kary.
Niejednokrotnie dochodziło do konfliktów pomiędzy studentami z różnych regionów. Wiosną 1303 roku Adam z Sarum grał w piłkę na ulicy, gdy podeszło doń trzech irlandzkich studentów, którzy pchnęli go nożem w twarz i gardło. A zaledwie miesiąc wcześniej dwóch walijskich studentów napadło na innych kleryków, którzy w związku z tym wszczęli alarm. W zdarzeniu zginął student z Durham, który próbował przerwać bójkę i sam został pobity na śmierć.
Zanim wprowadzono nowożytne zasady utrzymywania porządku publicznego, na ofierze lub świadku przestępstwa spoczywał prawny obowiązek wszczęcia alarmu. Osoba taka musiała krzyczeć, by poinformować społeczność o zachodzącym przestępstwie. W większości przypadków alarm wszczynały kobiety, które były świadkami przemocy pomiędzy mężczyznami. Był to sposób na utrzymanie porządku publicznego, wyjaśnia doktor Stephanie Brown. Taki obyczaj prowadził jednak niejednokrotnie do sytuacji, w której to świadkowie stawali się ofiarami lub sprawcami przestępstw. Uważano bowiem, że jednym z obowiązków dorosłego mężczyzny jest zapewnienie porządku i spokoju społecznego. Zatem powinien on nie tylko wszcząć alarm na widok przestępstwa, ale również interweniować. W połączeniu z powszechnym dostępem do broni, chociażby noży wykorzystywanych w codziennych zajęciach, często drobne nieporozumienia prowadziły do morderstwa. W dokumentach z Londynu znajdziemy opisy przypadków, gdy sprzeczka o wyrzucenie w nieodpowiednim miejscu skóry węgorza czy oddawanie moczu skończyła się morderstwem.
W wielu przypadkach narzędziem zbrodni był nóż znany jako thwytel. Słowo to wyewoluowało później we współczesne „whittle”. Thwytel był niewielkim nożem, wartości jednego pensa. Używany był podczas spożywania posiłków i codziennych prac. W domach były też siekiery, potrzebne do rąbania drewna, a wielu mężczyzn nosiło miecze, dodaje Brown. W Londynie za pomocą miecza popełniono 12% zabójstw.
Przed przemocą nie byli chronieni nawet urzędnicy. Wiemy na przykład o sprawie niejakiego Richarda Overhe'a, strażnika „królewskiego pokoju”, których czterech studentów Oksfordu zamordowało w jego domu w 1324 roku.
Okoliczności, w jakich dochodziło do przestępstw, są nam znajome. Na przykład popełniała je grupa młodych mężczyzn, którzy w wolnym czasie w weekend szukała seksu i alkoholu. Broń zawsze była pod ręką, a męski honor wymagał ochrony. Życie w średniowiecznych miastach było trudne, ale nie panowało tam bezprawie. Społeczność rozumiała swoje prawa i ich broniła. Każda z opisanych tutaj spraw pokazuje nam, w jaki sposób dochodziło do przemocy na ulicach angielskich miast sprzed siedmiu wieków, dodaje Eisner.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Niejednokrotnie słyszeliśmy o naukowcach, którzy popełnili przestępstwo. Najsłynniejszy to niewątpliwie Galileusz, który za nieposłuszeństwo wobec Inkwizycji został skazany na areszt domowy. Spędził go zresztą w luksusowych willach i pałacu arcybiskupim. Nie wszyscy uczeni mieli tyle szczęścia. W 2012 roku włoski sąd skazał siedmiu sejsmologów na karę po sześć lat więzienia za to, że zapewniali, iż ludność miasta L'Aquila jest bezpieczna. Tymczasem w wyniku trzęsienia ziemi zginęło ponad 300 osób.
Naukowcy trafiają do więzienia nie tylko w związku ze swoją pracą. Musimy pamiętać, że to też ludzie i zdarzają się wśród nich pospolici przestępcy.
Nie zawsze jednak mamy do czynienia z naukowcami-przestępcami. Zdarzają się też przestępcy-naukowcy. Ludzie, którzy najpierw trafili do więzienia i tam wnieśli wkład w rozwój nauki. Oto niezwykłe historie trzech takich osób.
Profesor i szaleniec
Nazwisko Jamesa Augustusa Henry'ego Murraya zna każdy leksykograf. Ten urodzony w niewielkiej szkockiej wiosce syn kupca bławatnego został z czasem pierwszym redaktorem Oxford English Dictionary (OED). Gdy w 1879 roku podjął się zadania stworzenia słownika, który miał zawierać wszystkie słowa języka angielskiego we wszystkich znaczeniach, przewidywano, że praca potrwa 10 lat, a słownik będzie miał około 7000 stron zawartych w czterech tomach. Murray kierował pracami nad OED przez 36 lat, aż do swojej śmierci. A gdy w 1928 roku zakończono druk ostatnich tomów pierwszej edycji okazało się, że w 12 tomach opisano niemal 415 000 wyrazów, a do zilustrowania ich wszystkich znaczeń wykorzystano ponad 1,8 miliona cytatów.
Tej mrówczej pracy nie byłby w stanie wykonać jeden człowiek, nawet taki jak Murray. Musiał mieć współpracowników, a tych ciągle było mało. Za pośrednictwem ulotek, dystrybuowanych poprzez sieć księgarń i bibliotek, Murray apelował więc do czytelników, by przysyłali mu przykłady cytatów zawierających wyrazy zarówno języka codziennego, jak i słowa rzadkie, przestarzałe, nowe, dziwne albo użyte w dziwny sposób.
Wyróżniającym się współpracownikiem był niejaki W. C. Minor. Jego wkład w tworzenie słownika był tak olbrzymi, że po latach Murray stwierdził, iż dzięki samym cytatom opracowanym przez Minora autorzy słownika mogliby z łatwością zilustrować ostatnie cztery wieki rozwoju angielszczyzny. W końcu w 1891 roku Murray postanowił poznać człowieka, który tak ciężko pracował nad rozwojem słownika. Zaprosił go więc na tydzień do siebie.
W.C. Minor odmówił jednak twierdząc, że nie może przyjechać i poprosił, by to Murray przyjechał do niego. Według prasy z początku XX wieku spotkanie miało niezwykły przebieg. James Murray pojechał do miejscowości Crowthorne, gdzie mieszkał Minor. Na stacji kolejowej czekał na niego powóz. Po kilkukilometrowej podróży wjechał na podwórko wielkiego ceglanego budynku, a służący zaprowadził uczonego do biura. Siedzący za biurkiem mężczyzna wstał, by się przywitać. Doktor Mirror, jak mniemam, miał powiedzieć Murray. Nie, doktorze Murray. Nie jestem doktorem Minorem, ale doktor Minor jest tutaj. Widzę, że nie ma Pan pojęcia, gdzie się znajduje. To szpital Broadmoor dla psychicznie chorych kryminalistów, a ja jestem jego dyrektorem.
William Chester Minor był dzieckiem amerykańskich misjonarzy. Urodził się na Cejlonie, a w wieku 14 lat został wysłany do USA, gdzie mieszkał u krewnych. Ukończył szkołę wojskową, następnie zaś medycynę na Yale University. Interesował się też lingwistyką. Brał udział w pracach nad Słownikiem Webstera z 1864 roku.
Zaciągnął się do Armii Unii, w której służył jako chirurg. Nie wiadomo, kiedy jego zdrowie psychiczne zaczęło się pogarszać. On sam twierdził, że już podczas pobytu na Cejlonie zbytnio interesował się dziewczętami. Tak czy inaczej w 1867 roku, gdy miał 33 lata, jego niepokojące zachowanie zwróciło uwagę przełożonych. Został wysłany na odległy posterunek, a rok później był już w takim stanie, że trafił do szpitala psychiatrycznego. W 1871 roku Minor wyjechał do Londynu w nadziei, że zmiana otoczenia poprawi jego stan psychiczny.
Po latach, gdy niezwykła historia Amerykanina stała się przedmiotem zainteresowań prasy, właściciel mieszkania, które Minor wynajmował przy Tenison Street 41 wspominał, że poza okresami, gdy miał ataki, doktor Minor był prawdziwym dżentelmenem. Mówił też, że Minor zawsze chciał, by paliło się światło, gdyż nie lubił wracać do ciemnego pokoju. Nie lubił, niemal się bał, wszystkiego, co irlandzkie. Pobyt w Londynie nie pomógł Minorowi, po północy dnia 17 lutego 1872 roku zastrzelił przypadkowego mężczyznę, który szedł do pracy. George Merrett miał sześcioro dzieci, a jego żona była właśnie w kolejnej ciąży.
Zbrodnia miała miejsce nad brzegiem Tamizy, a Minor strzelił, gdyż wydawało mu się, że Merrett go śledzi. Po wielu latach, w rozmowie z reporterem, powiedział: Mogłem podejść do rzeki i wyrzucić pistolet. Nikt by się nie dowiedział, ulica była pusta. Wspomniany już właściciel wynajmowanego mieszkania opowiadał prasie, że pewnego dnia około północy ktoś zaczął gwałtownie dzwonić do drzwi. Okazało się, że to policjant, który poinformował go, że mężczyzna, którzy przedstawił się jako dr Minor i podał ten adres jest na posterunku. Zabił człowieka, a ja powinienem przyjść i potwierdzić jego tożsamość.
Minor szybko został uznany za niewinnego z powodu choroby psychicznej i osadzony w szpitalu w Broadmoor. Jako, że uważano go za niegroźnego, miał sporą swobodę, a amerykańska emerytura pozwalała mu na wygodne życie. Kupował wiele książek, zbierał rzadkie pierwsze wydania i bardzo dużo czytał. To właśnie wtedy trafił na jedno z ogłoszeń Murraya. Po latach, już podczas pobytu w USA, tak opowiadał reporterowi. Doktor Murray tak właśnie pracował. Rozpowszechniał ulotki, w których informował, że szuka takich to a takich informacji. Ja te informacje znajdowałem i mu wysyłałem. Mój pierwszy wkład dotyczył tych angielskich słów, które tutaj, w Stanach Zjednoczonych, mają inne znaczenie. Na przykład wyraz „sick”, który w Ameryce rzadko kiedy jest używany w znaczeniu „chory”. Doktorowi Murrayowi podbał się mój wkład i tak się to zaczęło. Praca nad słownikiem była dla mnie bardzo miłym sposobem spędzania czasu. Nie była żadnym obciążeniem, to była czysta przyjemność.
Minor przez wiele lat pomagał tworzyć słownik. Jego stan psychiczny coraz bardziej się pogarszał. W 1902 podczas jednej z halucynacji odciął sobie penisa. Tymczasem doktor Murray walczył o jego przeniesienie do USA, gdzie miał krewnych. W końcu w 1910 roku minister spraw wewnętrznych Winston Churchill zdecydował, że Minor może zostać odesłany do USA. Po powrocie mężczyzna trafił do szpitala św. Elżbiety w Waszyngtonie. Zmarł w 1920 roku w domu starców dla psychicznie chorych. Pochowano go na cmentarzu w New Heaven w obok krewnych.
Jego historię opowiedziano m.in. w filmie The Professor and the Madman z 2019 roku.
Ptasznik z Alcatraz
O Robercie Stroudzie można powiedzieć wszystko, ale nie to, że był prawdziwym dżentelmenem. Ten wyjątkowo niebezpieczny morderca spędził całe dorosłe życie w więzieniu. W tym czasie napisał ważne dzieło z dziedziny ornitologii.
Stroud szybko wkroczył na drogę przestępstwa. Wiemy, że w wieku 13 lat uciekł z domu, a gdy miał 18 lat był sutenerem w stolicy Alaski, Juneau, gdzie mieszkał z tancerką. Pewnego dnia, podczas kłótni o dziewczynę, zabił człowieka. Przyznał się do zabójstwa i w 1909 roku sąd skazał go na 12 lat więzienia. Stroud miał wówczas 19 lat, a karę miał odbywać w więzieniu na wyspie McNeil w Puget Sound.
Szybko zaczął sprawiać kłopoty, wdając się w bójki ze współwięźniami i strażnikami. Po trzech latach pobytu, gdy pchnął nożem jednego z więźniów, został przetransportowany do więzienia o zaostrzonym rygorze w Leavenworth w stanie Kansas. Tam stał się samotnikiem. Zaczął jednak się edukować, nawet studiował zaocznie. Jednak jego natura dała o sobie znać. W 1916 roku za pomocą noża zamordował strażnika. Za to morderstwo został skazany na karę śmierci, a sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który podtrzymał wyrok. Jednak matce Strouda udało się dotrzeć do urzędników z Białego Domu i w 1920 roku prezydent Woodrow Wilson zamienił mu na karę dożywotniego więzienia w izolatce.
To właśnie podczas pobytu w tym więzieniu Stroud znalazł na podwórku rannego wróbla. W celi zrobił dla niego improwizowany inkubator ze skarpetki, którą powiesił obok żarówki. Innemu ptakowi usztywnił złamaną łapę i go wyleczył.
W tym czasie więźniom pozwalano trzymać kanarki. Ptaki, które zachorowały lub którymi więźniowie się znudzili, trafiały do Strouda. W końcu miał już 50 zwierząt. Z czasem zaczął je sprzedawać poza więzieniem, wysyłając je jako podarunki.
Skazaniec zaczął czytać pisma i książki dotyczące chemii, medycyny, bakteriologii, zoologii i farmakologii. Gdy jeden z ptaków padł, dokonał jego sekcji, ucząc się anatomii. Stroud prowadził też eksperymenty, w czasie których opracowywał leki dla ptaków. Bazował na dwóch ważnych dokonanych przez siebie spostrzeżeniach. Zauważył, że ptaki lepiej niż ssaki tolerują środki uwalniające tlen oraz że węglan kwasu cytrynowego przywraca równowagę kwasowo-zasadową u ptaków cierpiących na sepsę. Odkrył też przyczynę komplikacji chorobowych po pierwotnej chorobie u drobiu i kanarków oraz metody zapobiegania tym komplikacjom. Zyskał w ten sposób wdzięczność hodowców drobiu.
Stroud pisał artykuły do pism ornitologicznych, zyskał sobie rozgłos w środowisku i prowadził niezwykle intensywną korespondencję. W szczycie utrzymywał listowny kontakt z około 2000 osobami. Było to olbrzymim obciążeniem dla więziennej administracji, gdyż każdy list od i do więźnia musiał być przeczytany i skopiowany. Podobno na potrzeby Strouda zatrudniono osobną sekretarkę na pełen etat. Osoby z nim korespondujące nie wiedziały, że jest skazańcem. Pisano na adres Robert Stroud, Box 7, Leavenworth, Kansas.
Mężczyzna dobrze rozumiał się też z dyrektorem więzienia, który chciał zaprezentować swój zakład jako miejsce rehabilitacji. Pozwolił Stroudowi na zakup środków chemicznych, klatek i założenie niewielkiej hodowli oraz laboratorium. Każdy ważny gość, który przybył do więzienia, był prowadzony do mojej celi, pisał później Stroud.
W 1930 roku do więzienia przybyła jedna z miłośniczek ptaków, z którą mężczyzna korespondował. Poznali się i z czasem za jej pośrednictwem zaczął sprzedawać produkowane przez siebie lekarstwa Stroud's Effervescent Bird Salts, Stroud's Special Prescription, Stroud's Salts No.1 oraz Stroud's Specific.
Gdy jego biznes zaczął się rozrastać, władze próbowały to ukrócić. Stroud zdobył sobie jednak w międzyczasie olbrzymi rozgłos, prowadził udaną kampanię na swoją rzecz. Więc ograniczenie udało się tylko częściowo. Nadal mógł prowadzić handel ze światem zewnętrznym, ale zarobione pieniądze miały być przeznaczane na poprawę warunków dla wszystkich więźniów oraz na żywność, lekarstwa i inne rzeczy dla jego hodowli. Władze przyznały mu za to drugą celę na laboratorium, do której trafił m.in. mikroskop podarowany przez jeden z uniwersytetów.
Olbrzymia wiedza i doświadczenie, jakie zdobył, pozwoliły mu na napisanie książki. W 1933 roku ukazała się, przemycona z więzienia, Diseases of Canaries. Jej druga, poprawiona edycja, Stroud's Digest on the Diseases of Birds (1943). Szybko została uznana za najlepszy podręcznik traktujący o chorobach ptaków. Stroud poświęcił jej naprawdę dużo czasu. Spędził ponad 3000 godzin przy mikroskopie, przeprowadził ponad 20 000 badań tkanek, a książkę zilustrował ponad 200 rysunkami.
W grudniu 1941 roku Stroud został nagle przeniesiony do Alcatraz. to oznaczało koniec jego badań naukowych. Ptaki i laboratorium zostały wysłane do jego brata, gdyż zasady obowiązujące w Alcatraz – więzieniu o maksymalnym rygorze – nie dopuszczały prowadzenia takiej działalności, jaką zajmował się Stroud. Dwa lata później wykonano ocenę psychiatryczną Strouda, w którj stwierdzono, że jest psychopatą o IQ wynoszącym 112. W Alcatraz Stroud spędził ostatnich 17 lat życia. Przez 6 lat przebywał w izolatce, a przez 11 w skrzydle szpitalnym.
Robert Stroud zmarł w 1963 roku. W więzieniu spędził 54 lata życia, z czego 42 lata w izolatce. Jest prawdopodobnie najdłużej izolowanym więźniem w historii USA.
Z mordercy matematyk
W styczniu 2020 roku w piśmie Research in Number Theory ukazał się artykuł, którego autorzy przedstawiali od dawna poszukiwane rozwiązanie jednego z matematycznych problemów. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że jeden z autorów artykuły od lat odbywa karę więzienia i to właśnie w więzieniu ujawniło się jego zamiłowanie do matematyki.
Przed rokiem 2010 byłem narkomanem, bez celu, bez przyszłości, bez ambicji, mówił w 2017 roku 37-letni Christopher Havens. W 2011 roku został skazany na 25 lat za morderstwo. Havens szybko rzucił szkołę, nie mógł znaleźć pracy, zaczął brać narkotyki, w końcu trafił do więzienia. Tam odkrył swoje zamiłowanie do matematyki.
Postanowił się jej nauczyć i to na poziomie akademickim. Uczył się z zamawianych pocztą podręczników, zaczął też uczyć matematyki innych więźniów. Prowadzi Prison Mathematics Project, co roku organizuje „Dzień Pi”, przypadający na 14 marca.
Jednak same podstawowe koncepcje wyższej matematyki mu nie wystarczały. W 2013 roku napisał do prestiżowego Annals of Mathematics, prosząc o przesłanie kilku numerów pisma. W listach skarżył się, że nie ma z kim porozmawiać o wyższej matematyce. Jeden z wydawców pisma wysłał list do swojej dziewczyny, Marty Cerruti, a ta z kolei przesłała go do swojego ojca, profesora Umberto Cerrutiego z Turynu, który specjalizuje się w teorii liczb.
Uczony podszedł sceptycznie do listu, ale by wyświadczyć córce przysługę, odpisał Havensowi i przesłał mu do rozwiązania problem matematyczny, by sprawdzić jego zdolności. Po jakimś czasie uczony otrzymał odpowiedź zapisaną na 120-centymetrowym kawałku papieru, pokrytym skomplikowanymi wzorami. Cerruti wprowadził wszystko do komputera i okazało się, że Havens dobrze rozwiązał zadanie.
Profesor Cerruti zaprosił więc Havensa do współpracy nad pewnym problemem związanym z ułamkami łańcuchowymi, z którym akurat się zmagał. Havens nie miał łatwego zadania. W więzieniu mógł korzystać tylko z ołówka i papieru. Tak przeprowadzał obliczenia i kontaktował się ze swoimi współpracownikami we Włoszech, pisząc do nich tradycyjne listy.
Dlaczego Havens nie mógł korzystać z komputera? Najlepiej sam to wyjaśnił w jednym z listów. Nie minął rok mojego pobytu w więzieniu, gdy z powodu swojego zachowania trafiłem do izolatki. To właśnie tam zmieniło się moje życie. Tam zauważyłem, że kocham matematykę. Uczyłem się po 10 godzin dziennie. Zdecydowałem się przystąpić do Intensive Transition Program. To jednoroczny program, który pozwala ludziom zmienić swoje nastawienie. Zacząłem działać według schematu: zjeść, uczyć się matematyki, zmieniać nastawienie, umyć zęby, wziąć prysznic, powtórzyć. To był ważny okres w moim życiu. To właśnie po ukończeniu tego programu Havens nawiązał kontakt z profesorem Cerrutim.
Cerruti i jego żona wysyłali mu wiele książek, ale Havens ich nie dostawał, gdyż nie pochodziły ze źródła dopuszczonego przez więzienny regulamin. W końcu władze więzienia zawarły z Havensem umowę. W zamian za dostęp do książek, będzie uczył innych więźniów matematyki.
Współpraca pomiędzy Cerrutim a Havensem zaowocowała opublikowaniem w styczniu 2020 roku artykułu Linear fractional transformations and nonlinear leaping convergents of some continued fractions, którego więzień jest głównym autorem.
Havens ma opuścić więzienie w roku 2036. Nadal uczy się matematyki, chociaż w warunkach więziennych nie jest to łatwe. Po wyjściu z więzienia chce pójść na uczelnie wyższą. Ma zamiar zostać matematykiem. Chce, by Prison Mathematic Project zamienił się z czasem w organizację charytatywną, która będzie pomagała uzdolnionym matematycznie więźniom.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Badania profesora Tima Thorntona z University of Huddresfield przybliżają nas do wyjaśnienia jednej z największych tajemnic brytyjskiej monarchii – zniknięcia małoletniego króla Edwarda V i jego młodszego brata, księcia Yorku, Richarda of Shrewsbury. Do ponownego zainteresowania ich losem przyczyniło się odnalezienie zwłok króla Ryszarda III, jedynego do niedawna króla Anglii, którego miejsce pochówku nie było znane.
Ryszard III to ostatni władca z dynastii Plantagenetów oraz drugi i ostatni król Anglii, który poległ na polu bitwy. Ryszard zginął w 1485 roku podczas bitwy pod Bosworth. To ostatnia ważna bitwa Wojny Dwóch Róż, serii wojen dynastycznych, jaką w latach 1455–1485 toczyły między sobą dwie gałęzie rodu Plantagenetów, Yorkowie (mieli białą różę w herbie) i Lancastrowie (w ich herbie widniała czerwona róża). Pod Bosworth Henry Tudor, daleki krewny Lancasterów pokonał wojska Ryszarda, król zginął, a zwycięzca wstąpił na tron jako Henryk VII i zapoczątkował dynastię Tudorów.
Ryszard III był bratem króla Edwarda IV. Gdy Edward zmarł niespodziewania w 1483 roku następcą tronu został jego 12-letni syn Edward V (nie został nigdy koronowany), który wraz z bratem zamieszkał w Tower of London. Wówczas był to pałac królewski. Ryszard został Lordem Protektorem i rządził w imieniu małoletniego Edwarda. Niedługo później małżeństwo Edwarda IV zostało unieważnione, więc chłopców uznano za bękartów, a Edward V stracił prawo do tronu. Ryszard koronował się na króla jako Ryszard III, a o obu synach jego brata słuch zaginął. Zaczęła rodzić się legenda „książąt z Tower”. Lud wierzył, że Ryszard zamordował bratanków, by utorować sobie drogę do tronu.
Gdy nastała dynastia Tudorów tworzono coraz bardziej rozbudowaną czarną legendę Ryszarda. Przez setki lat cieszył się on bardzo złą sławą. Dopiero na początku XX wieku zaczęto prowadzić krytyczne badania historyczne, które postawiły Ryszarda III w innym, lepszym świetle.
Obrońcy dobrego imienia Ryszarda III wskazywali, że brak jest twardych dowodów na to, by miał on cokolwiek wspólnego ze zniknięciem Edwarda i Ryszarda. Pierwszym szczegółowym opisem śmierci książąt jest „History of King Richard III” autorstwa Thomasa More'a. Twierdzi on, że książęta zostali zamordowani przez Milesa Foresta i Johna Dightona. Do zadania tego miał ich zatrudnić sir James Tyrell, służący Ryszarda III, a uczynił to na zlecenie króla. Jednak opowieść ta jest kwestionowana, gdyż powstała długo po śmierci Ryszarda III, a sam More był bardzo blisko związany z Tudorami tworzącymi czarną legendę Ryszarda.
Teraz profesor Thornton twierdzi, że More'owi można ufać, gdyż miał on informacje z bardzo dobrego źródła. Uczony odkrył, że dwóch mężczyzn służących wraz z More'em na dworze Tudorów było synami Milesa Foresta, jednego z morderców książąt z Tower.
To było najbardziej tajemnicze morderstwo w brytyjskiej historii, gdyż nie mogliśmy do końca polegać na relacji More'a. Aż do teraz. Wykazałem jednak, że synowie mordercy służyli na dworze Henryka VIII i że żyli oraz pracowali współcześnie z More'em. Nie pisał on zatem o wymyślonych ludziach i wydarzeniach. Teraz mamy solidne podstawy by wierzyć, że opis More'a jest prawdziwy, mówi Thornton.
W latach 70. XVII wieku na terenie Tower of London znaleziono kości dwóch chłopców. W latach 30. XX wieku poddano je ponownym badaniom, potwierdzono, że to kości chłopców i pochowano w Opactwie Westminsterskim.
Ciało Ryszarda III zostało odnalezione w 2012 roku pod parkingiem w Leicester.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Dwoje specjalnych sprawozdawców ONZ uważa, że Narody Zjednoczone powinny przeprowadzić śledztwo ws. włamania, jakiego miał dokonać następca tronu Arabii Saudyjskiej na telefon Jeffa Bezosa, właściciela Amazona i Washington Post. Informacje wskazują na prawdopodobne zaangażowanie następcy tronu w śledzenie pana Bezosa, co może być próbą wpłynięcia, jeśli nie uciszenia, Washington Post w sprawie Arabii Saudyjskiej, mówią Agnes Callamard i David Kaye.
Pani Callamard jest specjalnym sprawozdawcą ONZ ds. masowych egzekucji i pozasądowych zabójstw, a Kaye to specjalny sprawozdawca ds. wolności wypowiedzi. Sprawa nie dotyczy wyłącznie włamania, ale ma związek m.in. z rozwodem Bezosa i zamordowaniem dziennikarza Washington Post, Dżamala Chaszukdżiego. O jego zabójstwie było głośno pod koniec 2018 roku. Wiemy, że zlecił je właśnie saudyjski następca tronu, Muhammad bin Salman, którego Chaszukdzi często krytykował w swoich artykułach.
Teraz wydaje się, że morderstwo dziennikarza było fragmentem szerzej zaplanowanej operacji. A jej kolejne szczegóły, które pozwalają coraz lepiej zrozumieć chronologię wydarzeń, wyszły na jaw w związku z... rozwodem Jeffa Bezosa.
Muhammad bin Salman nie cieszy się na Zachodzie dobrą opinią. Działacze praw człowieka przypominają, że to on jest odpowiedzialny za krwawą wojnę w Jemenie i odpowiada za torturowanie ludzi w hotelu Ritz w Rijadzie. W 2017 roku następca tronu Arabii Saudyjskiej jest coraz bardziej zaniepokojony krytyką ze strony Chaszukdziego, który świetnie orientuje się w wewnętrznych sprawach na dworze rodziny królewskiej. W tym samym czasie MBS poznaje Davida Peckera, szefa American Media Inc, firmy, która jest właścicielem tabloidu National Enquirer. Pecker to człowiek, który dobrze na gruncie prywatnym zna m.in. prezydenta Trumpa.
W marcu 2018 roku następca tronu wybiera się w pierwszą podróż po USA i jest tam witany z otwartymi ramionami. Przyjmowany jest w Białym Domu, na MIT, Uniwersytecie Harvarda, spotyka się z wieloma celebrytami. To ważny moment w zmianie wizerunku młodego księcia. A zmianę tę przygotowały odpowiednie artykuły w National Enquirer. Podczas tej wizyty dochodzi też do spotkania Bezosa i Mohammeda bin Salmana. Obaj panowie są gośćmi na obiedzie wydanym w Hollywood. Rozmawiają nawet o ewentualnym otwarciu centrów bazodanowych Amazona w Arabii Saudyjskiej. Co ważne, trzeba pamiętać, że Bezos jest nie tylko właścicielem Amazona, ale i Washington Post, w którym pracuje Dżamal Chaszkudzi. Panowie wymieniają się numerami telefonów.
W czasie tej podróży Muhammad bin Salman spotkał się też z szefem Google'a Sundarem Pinchaiem oraz założycielem tej firmy Sergeyem Brinem, z Timem Cookiem z Apple'a, Billem Gatesem, Ophrah Winfrey, Michaelem Bloombergiem, Charlesm Bransonem czy Donaldem Trumpem oraz licznymi czołowymi postaciami ze świata biznesu i finansów.
W październiku tego samego, 2018 roku, Chaszkudżi zostaje zamordowany w konsulacie Arabii Saudyjskiej w Stambule.
W styczniu 2019 roku National Enquirer publikuje prywatne zdjęcia i wiadomości tekstowe Bezosa, z których wynika, że ten ma kochankę. Już kilka godzin później państwo Bezos informują, że ich 25-letnie małżeństwo dobiegło końca, co wyraźnie wskazuje, że wcześniej wiedzieli o publikacji przygotowywanej przez tabloid.
Niedługo potem Jeff Bezos oskarża na swoim blogu National Enquirera o to, że był szantażowany kompromitującymi informacjami, że kolejne zostaną ujawnione, jeśli będzie prowadził w tej sprawie śledztwo i że ma przestać twierdzić, jakoby artykuł o jego romansie miał też podtekst polityczny związany z Arabią Saudyjską, Washington Post i zamordowanym dziennikarzem. Przedstawiciele National Enquirera twierdzą, że ich artykuł, to wynik 4-miesięcznego śledztwa, a pierwsze informacje o romansie otrzymali od brata jego kochanki.
Bezos nie zrezygnował jednak ze śledztwa i wynajął prywatną firmę IT, która miała sprawdzić, kto włamał się do jego telefonu. Teraz dowiedzieliśmy się, do jakich wniosków doszli śledczy.
Okazuje się, że do włamania do telefonu Bezosa doszło najprawdopodobniej 1 maja 2018 roku. Wtedy to Bezos odebrał, za pośrednictwem WhatsAppa, klip wideo wysłany przez Mohammada bin Salmana. W ciągu kilku godzin po odebraniu filmu z telefonu Bezosa pobrano olbrzymie ilości danych.
To właśnie ujawnienie tych rewelacji skłoniło obu wspomnianych specjalnych sprawozdawców ONZ do wezwania, by Narody Zjednoczone przeprowadziły śledztwo w tej sprawie. Sprawozdawcy przypominają, że wkrótce po zamordowaniu Chaszukdżiego na Twitterze w Arabii Saudyjskiej rozpoczęto prowadzenie kampanii przeciwko Amazonowi i Washington Post, a z konta księcia wysłano Bezosofi fotografię kobiety, która przypominała z wyglądu kochankę Bezosa. Było to, przypomnijmy, na kilka miesięcy przed artykułem w National Enquirer. W tym czasie pana Bezosa przedstawiano w saudyjskich mediach społecznościowych jako wroga. Była to część wielkiej kampanii przeciwko Bezosowi i Amazonowi, a stał się on jej celem prawdopodobnie dlatego, że jest właścicielem The Washington Post, stwierdzili sprawozdawcy.
Dwa miesiące później National Enquirer publikuje artykuł o romansie Bezosa.
Nie znamy zbyt wielu szczegółów technicznych ataku na telefon Bezosa. Śledztwem kierował prawdopodobnie Anthony Ferrante, były pracownik wydziału Cyber Division w FBI. Ataku prawdopodobnie dokonano za pomocą słynnego Pegasusa lub oprogramowania włoskiej firmy Memento Labs. Izraelska prasa już wcześniej donosiła, że Arabia Saudyjska kupiła Pegasusa za 55 milionów dolarów.
Specjalni sprawozdawcy ONZ uważają, że włamanie do telefonu Bezosa miało na celu szantaż i wymuszenie, by wpłynął na Washington Post ws. publikacji dotyczących Arabii Saudyjskiej. Kilka miesięcy później zamordowano dziennikarza, a w obie sprawy łączy osoba saudyjskiego następcy tronu.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Urzędnicy z Clark County w stanie Idaho poinformowali o zidentyfikowaniu rozczłonkowanych zwłok znalezionych przed kilkudziesięciu laty w jednej z jaskiń. Okazało się, że to morderca, który uciekł z więzienia w 1916 roku. Joseph Henry Loveless oczekiwał na proces za zabicie siekierą swojej żony Agnes.
W 1979 roku pewna rodzina poszukująca w jaskini grotów strzał natrafiła na ludzki korpus. W 1991 roku w tych samych jaskiniach znaleziono dłoń, ramię i dwie nogi. Wszystkie były owinięte w taki sam materiał co korpus. Przez wiele lat śledczy próbowali poznać tożsamość ofiary, jednak jedyne, co udało im się ustalić, to że zwłoki należą do białego mężczyzny o brązowych włosach, który w chwili śmierci miał około 40 lat.
Ustalenie tożsamości nieboszczyka stało się możliwe dopiero dzięki najnowszej technice. W ubiegłym roku badaniami zwłok zajęli się specjaliści z organizacji DNA Doe Project. W laboratorium w Teksasie udało się pozyskać próbkę DNA z kości. Następnie eksperci przeszukali bazy danych w poszukiwaniu krewnych zmarłego. Po kilku miesiącach udało się trafić na 87-latka z Kalifornii, który był jednym z wnuków Lovelessa i nie miał pojęcia o kryminalnej przeszłości pradziadka.
Joseph Henry Loveless urodził się w 1870 roku w rodzinie mormonów na Terytorium Utah. Z czasem przeniósł się do Idaho, gdzie zajmował się przemytem i fałszerstwami. Posługiwał się kilkoma fałszywymi tożsamościami, w tym nazwiskiem Walt Cairns.
Jego ofiara, Agnes, była jego drugą żoną. Po morderstwie Loveless został aresztowany i oczekiwał na proces. Udało mu się uciec z więzienia.
Na jego szczątkach znajdowało się dobrze zachowane ubranie, w którym widziany był po raz ostatni. To wskazuje, że zginął wkrótce po ucieczce. Wciąż nie wiadomo, gdzie jest jego głowa, piła, którą przeciął kraty więzienia oraz kim był jego zabójca. Jak mówi szeryf Clark County Bart May w 1916 roku tutaj wciąż był Dziki Zachód, więc prawdopodobnie Lovelessem zajęli się okoliczni mieszkańcy. Nie można wykluczyć, że Lovelessa zabiła rodzina Agnes, która przybyła do miasta, by ją opłakiwać. Z dokumentów wiemy bowiem, że Loveless rozkawałkował jej ciało i niemal odciął jej głowę. Został więc potraktowany tak samo.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.