Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli komuś dopiekły niedawne kilkudniowe upały, niech pomyśli, że najprawdopodobniej człowiek rozumny wyewoluował właśnie dzięki słonecznym skwarom. I to znacznie większym, bo w Kenii, uważanej za kolebkę człowieka, średnie dzienne temperatury sięgają 35ºC i to od trzech milionów lat.

Tak zwana „hipoteza termiczna" na temat ludzkiej ewolucji zakłada, że człowiek osiągnął przewagę nad innymi gatunkami właśnie za sprawą umiejętnego dostosowania do wysokich temperatur. To dzięki nim osiągnęliśmy postawę wyprostowaną i pozbyliśmy się większości owłosienia. Zastąpienie futrzanej, zatrzymującej ciepło okrywy gołą skórą i regulacją temperatury ciała za pomocą pocenia się to oczywista korzyść. A postawa wyprostowana? Temperatura kilka stóp nad nagrzewającą się od słońca ziemią jest wyraźnie niższa niż bezpośrednio przy niej. Ponadto stojąc prosto, wystawia się na oddziaływanie promieniowania słonecznego znacznie mniejszą powierzchnię ciała, niż chodząc na czworakach. Lepsza tolerancja na temperaturę pozwoliła człowiekowi skutecznie polować w dzień, unikając konkurencji ze strony najgroźniejszych nocnych drapieżników. Wspominany od dawna lepszy zasięg wzroku czy możliwość biegania na dalekich dystansach również dawały dodatkową przewagę.

Hipoteza ta pozostawała niepotwierdzona - do jej uzasadnienia potrzeba nie tylko logicznego rozumowania, ale także informacji o dawnych temperaturach i skorelowania ich z przebiegiem ewolucji człowieka. Na tym polegał problem, ponieważ uzyskanie wiarygodnych i dokładnych informacji na temat temperatur przed milionami lat było trudne. Skamieniałości dostarczają wielu ciekawych informacji na temat ekosystemu i klimatu, ale już nie o samej temperaturze.

I tu na scenę, czyli okolice jeziora Turkana w Kenii, będące jednym z najważniejszych miejsc, gdzie odkryto ślady pierwszych istot ludzkich, wkracza dr Benjamin Passey. Dr Passey, obecnie pracujący na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa, wcześniej był członkiem zespołu California Institute of Technology, który odkrył nowatorską metodę geochemicznego określania dawnej temperatury na podstawie stosunku izotopów węgla-13 i tlenu-18 w minerałach formujących się w glebie. Ich zawartość skorelowana jest z temperaturą, w jakiej powstają. Wykorzystanie tej metody na terenie, gdzie odkryto najważniejsze szczątki naszych ewolucyjnych przodków, potwierdziło wiarygodność „hipotezy termicznej". Wg dra Passeya, średnia temperatura w interesującym nas okresie utrzymywała się na poziomie 32-35 stopni Celsjusza , w dzień zatem musiała być jeszcze wyższa. Co więcej, nawet kiedy resztę świata ogarniała epoka lodowcowa, na terenie dzisiejszej Kenii temperatury utrzymywały się na podobnie wysokim i podobnym do dzisiejszego poziomie.

Razem z dowodami, które wskazują, że w tamtym okresie tereny wschodniej Afryki były otwartymi przestrzeniami, wyniki badań dra Passeya potwierdzają zasadność rozumowania stojącego za „hipotezą termiczną". Rezultaty powinny ucieszyć również tych naukowców, którzy uważają, że także ewolucję naszych mózgów zawdzięczamy wysokim temperaturom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale przeciez wyprostowana postawa byla juz u prodkow cczlowieka ktory nie wyszli jeszcze z lasu (ardi i te sprawy) - pozwalala na wolne rece i zbieractwo ;P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko tamte gatunki były owłosione nadal i raczej nie spotkasz ich dzisiaj na ulicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, w sumie mogła być najpierw postawa wyprostowana, która pozwoliła im opanować nasłonecznione równiny. Lub tez oba te procesy zachodziły stopniowo, kiedy człowiekowate np. żyły na skraju lasu i równiny. Nie mnie rozstrzygać, choć mam wrażenie, że w dotychczasowych ustaleniach jeszcze wiele może się zmienić. A wiele rzeczy może nigdy nie zostać rozstrzygniętych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem coś w tej teorii jest. Choćby dlatego, iż niewiele jest gatunków wśród ssaków nie posiadających owłosienia. I tyleż mało żyjących w upalnych regionach globu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sprawa z owlosieniem troche dziwnie w kontekscie tej hipotezy wyglada- wszystkie ssaki zyjace w goracycm klimacie tj. np lwy czy chieny maja owlosienie i jakos sobie radzą. A pozatym bezposrednie dzialanie gorąca i slonca na gola skore powoduje wieksza utrate wody o ktora tak trudno..A jezeli juz mowa o intensywnym sloncu to powoduje poparzenia i niekiedy nowotwory. Czytalem gdzieś ze problem utraty owlosienia u przodkow czlowieka wspolczesnego moze lezec w tym, ze latwiej jest sie uwolnic od wszy i innych pasozytow roznoszacych patogeny... Tak ze wygladalo by to wtedy tak ze dobor naturalny zrobilby swoje "wybierajac" osobniki z mniejszym owlosieniem i tak w kółko przez wieki i wieki az do dzisiaj... Bo wiadomo ze np. trudniej dostrzec kleszcza we wlosach niz na golej skorze, wlosy dają mu schronienie..

Co do dwunoznosci to moge sie zgodzic.

A tak pozatym to skad wiadomo ze nasi przodkowie akurat sobie upodobali chamsko gorace sawanny kiedy po pierwsze otwarty teren jest dla istoty dwunoznej zabojczy- 4 nozne drapiezniki sa o wiele szybsze.. Przodek z ledwo co rozwinieta dwunoznoscia zapewne nie mial tyle inteligencji i wladzy zeby sobie hulac po goracych i nieprzyjaznych sawannach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sprawa z owlosieniem troche dziwnie w kontekscie tej hipotezy wyglada- wszystkie ssaki zyjace w goracycm klimacie tj. np lwy czy chieny maja owlosienie i jakos sobie radzą. A pozatym bezposrednie dzialanie gorąca i slonca na gola skore powoduje wieksza utrate wody o ktora tak trudno..A jezeli juz mowa o intensywnym sloncu to powoduje poparzenia i niekiedy nowotwory.

W takim upale najlepiej jest znaleźć się w wodzie, szczególnie gdy jakiś czteronożny drapieżnik pogoni. Tylko że wtedy najczęściej krokodyle korzystały, dlatego taka możliwość to wyjątkowa rzadkość, ale raz na kilkaset tysięcy lat jakiejś grupie człekokształtnych to się udawało.

Czytalem gdzieś ze problem utraty owlosienia u przodkow czlowieka wspolczesnego moze lezec w tym, ze latwiej jest sie uwolnic od wszy i innych pasozytow roznoszacych patogeny... Tak ze wygladalo by to wtedy tak ze dobor naturalny zrobilby swoje "wybierajac" osobniki z mniejszym owlosieniem i tak w kółko przez wieki i wieki az do dzisiaj... Bo wiadomo ze np. trudniej dostrzec kleszcza we wlosach niz na golej skorze, wlosy dają mu schronienie..

Czy człekokształtny zanurzony w wodzie po szyje potrzebuje włosy?

Co do dwunoznosci to moge sie zgodzic.

Raczej człowiek to małpa wodna.

Proszę zauważyć że małpa zanurzona w wodzie po szyje nie potrzebuje podpierać się czteroma kończynami. Dwoje z nich może przeznaczyć na  inne działania. Poza tym, nic tak szybko nie prostuje kręgosłup jak woda. I obojętne, czy się pływa, czy się chodzi zanurzony po szyje w wodzie.

A tak pozatym to skad wiadomo ze nasi przodkowie akurat sobie upodobali chamsko gorace sawanny kiedy po pierwsze otwarty teren jest dla istoty dwunoznej zabojczy- 4 nozne drapiezniki sa o wiele szybsze.. Przodek z ledwo co rozwinieta dwunoznoscia zapewne nie mial tyle inteligencji i wladzy zeby sobie hulac po goracych i nieprzyjaznych sawannach.

Czteronożne nie tylko są szybsze, ale są bardziej skoczne, co w bezpośrednim starciu oznacza, że dwunożny nie zdąży odskoczyć  (start sprinterów na bieżni) i na otwartym terenie wszystkie dwunożne zostałyby wybite. Tylko zaostrzony kij - dzida pozwala na skuteczną obronę. Dodatkowym skutkiem trzymania i manipulowania kijem był rozwój mózgu. I w dużej mierze to dzidzie człowiek zawdzięcza swój mózg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sprawa z owlosieniem troche dziwnie w kontekscie tej hipotezy wyglada- wszystkie ssaki zyjace w goracycm klimacie tj. np lwy czy chieny maja owlosienie i jakos sobie radzą.

 

Tylko zwróć uwagę, że takie zwierzęta są przez cały dzień nieaktywne. Człowiek, jeśli mógł być aktywny w dzień, unikał drapieżników. A w dzień był aktywny na pewno, o czym świadczy chociażby przystosowanie wzroku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Czy człekokształtny zanurzony w wodzie po szyje potrzebuje włosy? Raczej człowiek to małpa wodna. 

A co tu woda ma do wlosów i pasozytow ? Zbiorniki wodne sa ciagle zalegane przez groznych drapieznikow ( a przynajmniej wtedy bylo ich o wiele wiecej niz dzis, dzisiaj to sobie bear grylls lata po sawannach i jest prawie ze bezpieczny- zastanawiam sie co by z niego zostalo w czasach gdy przodkowie staneli na dwoch konczynach) wiec predzej czy pozniej jak by ta "mapla wodna" wyszla z wody zostalaby zgladzona.. Takze z jednej strony krokodyle- z drugiej strony inne ladowe drapiezniki- moim zdaniem nie ma szans.

Trzeba tez zauwazyc ze istota o ktorej mowimy- czyli przodek ktory dopiero co zacza chodzic na dwoch konczynach nie ma tak rozwinietego mozgu oraz nie jest tak inteligentny jak np. aborygeni..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co do postawy dwunoznej: wg teorii malpy z lasu (ja to tak nazwalem, nie wiem jak fachowo to sie nazywa) bipedalnosc wziela sie od zbieracwa, oraz na zasadzie jak u orangutanow - one na drzewach zwykle porzuszaja sie w pozycji wyprostowanej - z nogami stojacymi na dolnej galezi i rekami wiszacymi na gornej. jak dla mnie jedyne, co przemawia za tzw teoreia malpy wodnej to nasz uklad pokarmowy. znaczy sie: nie ma dla nas niz zdrowszego, niz ryby, male zwierzatka (gryzonie, male ptaki) i robale. to jest dla nas najlatwiej przyswajalne i najwiecej wartosci odzywczych z nich czerpiemy - nawet bez obrobki termicznej. podobnie jak z roslin najlepiej nam sie przyswajaja owoce i ziola, zarowno te do znalezienia nad woda (jakies wodorosty itp), jak i na ladzie. generalnie drobne rzeczy wskazujace na tryb zycia zbieracza. ale z drugiej strony: zbieracz rownie dobrze mogl zyc w lesie i w nim zdobywac tego typu pozywienie. moim osobistym zdaniem najprostszy i imo najprawdopodobniejszy wniosek jest taki, ze prawda jest po srodku - nasze kluczowe cehcy wyewoluowaly jeszcze na dlugo przed sawanna, w lesie - w rejonach, gdzie byly rzeki, jeziorka itp :D czyli bylismy taka jakby lesno-wodna malpa, a czynnik tego, ze pod woda nam dwunoznosc byla na reke rowniez wciaz dziala - nie jest wyeliminowany, a wrecz jest kolejnym czynnikiem stymulujacym nasz niespotykany wsrod zwierzat sposob poruszania sie. i sie do tego lesno-wodnego srodowiska doskonale przystosowalismy - do dzis nasze cechy sprawiaja, ze najlepiej nam sie zyje na skraju lasu nad woda :D i w sumie teoria z pasozytami jako czynnikowi eliminujacemu nasze owlosienie idealnie pasuje do tego obrazka i niczego nie wyklucza. wszystko laczy sie w calkiem spojna calosc ;)

 

a pozniej (teraz bede BARDZO uproszczenie streszczal BARDZO dlugi okres rozwoju ludzkosci) ludzie wyszli z lasu, gdy klimat zaczal sie zmieniac lub cos innego ich wypedzilo i zeby przetrwac musieli kombinowac. stali sie padlinozercami. ich mozgi sie rozwijaly, bo zyli w warunkach wymagajacych inteligencji, oraz jedli mieso z duzych zwierzat - bogate w bialko i na tyle pozywne, ze mogli sie najesc raz a dobrze i dalej kombinowac, zamaist bezmyslnie w kolko roslinki po trochu wpieprzac, czy tez tracic czas na zbieractwo. odkryli narzedzia, a pozniej jeszcze ogien, co pozwalalo im na zjadanie nawet nadpsutej padliny i czesci ciala wczesniej niestrawnych dla nich - bo mieli uklad przystosowany mimo wszystko jedynie do "lekkich" zwierzat i niektorych roslin, reszta byla bardzo ciezko strawna. zaczal im sie rozwijac mniej lub bardziej skomplikowany aparat mowy (choc w pelni sie rozwinal dopiero u homo sapiens sapiens), czlowiek sie zorganizowal i stal sie drapieznikiem. zaczal zdobywac wieksze ilosci pokarmu, zyc w coraz wiekszych grupach, migrowac na coraz to nowe tereny. w czlowieku rozwijala sie wszystkozernosc, a u kobiet cechy zbieracza i u mezczyzn cechy lowcy (co w polaczeniu dawalo rodzinei zroznicowana diete), a umiejetnosc przeprowadzania obrobi termicznej jeszcze pozwalala na poszerzenie diety o niestrawne na surowo rzeczy. w pewnym momencie, gdy kazdy rejon ziemii byl juz przez jakas populacje zaludniony, czlowiek zaczal sie osiedlac na stale i tworzyc jeszcze wieksze grupy i dostosowywac srodowisko do siebie - wpierw budowac, a pozniej jeszcze wynalazl rolnictwo i hodowle. a dalej juz zaczela sie tworzyc cywilizacja :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
(teraz bede BARDZO uproszczenie streszczal BARDZO dlugi okres rozwoju ludzkosci)[/size] 

Ciekawe, a może było tak: halo... jednostka 144 do bazy SOS uszkodzenie napędu stan krytyczny .... najbliższa planeta o parametrach po modyfikacji do przyjęcia to BLU-PL-a-net namiary..... cisza . Z czasem przybyszom coraz bardziej zaczęły doskwierać lokalne nieznane bakterie wywołujące mutacje DNA (głownie je redukujące) oraz okresowo nad-aktywne słońce. Oryginalne DNA zaczęło zanikać (1% uszkodzeń - dziś tzw.(przez kogo??) śmieciowe) a przybysze zaczęli powoli się upodabniać do tubylców, aż wreszcie brali sobie córki ludzkie za żony, próbując podnieść tubylczy gatunek - ogień, gotowanie, mowa , pismo, inteligencja, rolnictwo, handel, ciekawość - a ten z wdzięczności postanowił ich wybić. Niejaki dawidek zatłukł ostatniego Goliata (jak mu się zdawało) ( wielkiego umysłem ale i posturą) , a abelek swojego brata Kaina który wyjątkowo dużo odziedziczył  po tacie , reszta piąte przez dzieśiąte i poprzekręcane jest w BI-bli(otece)  . Nowy Testament mówi zaś o sposobie naprawy DNA poprzez zachowywanie i rozwijanie określonych cech (metoda od dołu przez replikację RNA) oczywiście dzieci dawidka i abelka wiedzą o tej możliwości,  reszta skołowana szumem EM biega jak na niewolników przystało.  ;):P

 

Jak Ci się to podoba?? Syl-kis (całuśny Sylwestrze :D ).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W położonym u stóp Kilimandżaro kenijskim Parku Narodowym Amboseli ma miejsce prawdziwy baby boom wśród słoni. W bieżącym roku urodziło się już ponad 170 młodych, w tym – co jest prawdziwą rzadkością – bliźnięta i to dwie pary. Dla porównania, jak informuje Amoseli Trust For Elephants (ATE), w bardzo dobrym roku 2018 zanotowano 113 urodzin. Porównanie z rokiem 2018 jest jak najbardziej na miejscu, gdyż ciąża słoni trwa 2 lata.
      Głównym powodem zwiększenia populacji słoni są obfite deszcze w ciągu ostatnich dwóch lat. Okresy baby boom są zwykle związane z tego typu zmianami, mówi Tal Manor z ATE. Rok 2019 był rokiem obfitych opadów, które spowodowały powodzie. Doszło do zniszczenia upraw, zginęli też ludzie. Deszcze nadeszły po suszy, która panowała w regionie od lat. Dla słoni obfite deszcze oznaczają obfitszą roślinność i mniej zgonów z głodu i odwodnienia.
      Kolejnym powodem jest konsekwentnie prowadzona walka z kłusownikami. To zaś oznacza, że w Kenii słonie są bardziej bezpieczne niż w innych krajach Czarnego Lądu. W 2018 roku kłusownicy zabili w Kenii 80 słoni, w 2019 – gdy zaczęły obowiązywać bardziej surowe przepisy dotyczące kar za kłusownictwo – liczba zbitych słoni spadła do 34. Wszystko wskazuje na to, że w roku 2020 jeszcze mniej słoni padnie ofiarą kłusowników. Od początku roku do początku sierpnia zabito 7 słoni. Kenijska populacja słoni powoli rośnie, dodaje Manor. Jak informuje Kenya's Wildlife Service, populacja słoni zwiększyła się z 16 000 w roku 1989 do 34 800 w roku 2019.
      Głównymi zagrożeniami dla słoni są zmiany klimatu, kłusownictwo oraz konflikty z rolnikami, którym zwierzęta niszczą uprawy.
      Pomimo wzrostu kenijskiej populacji słonie wciąż są gatunkiem zagrożonym. Największym wyzwaniem, obok kłusownictwa, będzie dla nich utrata habitatu związana z rozrostem ludzkiej populacji.
      Jeszcze w roku 1930 w Afryce żyło około 10 milionów słoni. Tylko w latach 2007–2014 populacja tych zwierząt spadła o 1/3, utraciliśmy wówczas 144 000 słoni. Obecnie żyje ich w Afryce jedynie 415 000.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Płoty z wbudowanymi ulami zmniejszyły liczbę niszczycielskich najazdów słoni na pola uprawne kenijskich rolników. Po 2 latach prób naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego i organizacji charytatywnej Ocalić Słonie odkryli, że napotykając na ule, słonie aż w 97% przypadków rezygnowały z łatwego łupu. Wyniki obserwacji opublikowano w branżowym piśmie African Journal of Ecology.
      Szare olbrzymy boją się pszczół, a owady spełniają kilka pozytywnych funkcji. Poza byciem straszakiem na słonie, zajmują się jak zwykle zapylaniem i robieniem pysznego miodu, który można potem sprzedać.
      W ciągu ostatnich 2 dekad liczba słoni w Kenii wzrosła do ok. 7,5 tys. Choć można to uznać za niewątpliwy sukces obrońców zwierząt, wraz ze skokiem pogłowia zaczęły narastać konflikty na linii słonie-ludzie, ponieważ ssaki często przychodzą na pola na posiłek z dojrzałych pomidorów, ziemniaków i kukurydzy. Broniąc swoich plonów, rolnicy sięgają czasem po drastyczne rozwiązania, takie jak trucizny czy broń palna.
      Dr Lucy King z Uniwersytetu Oksfordzkiego wylicza, że przy 32 próbach wdarcia się na pola w czasie 3 okresów zbiorów tylko jeden samiec zdołał sforsować płot z ulami. Ule zawieszono na drutach rozciągniętych między słupkami. Nad nimi znajdowały się daszki z gałęzi, które miały chronić przed palącym słońcem. Naukowcy ogrodzili 17 farm. W 1700 m płotu wmontowali 170 uli.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wizja ewolucji człowieka i hominidów nieustannie się zmienia wraz z nowymi danymi. Wiele z hominidów, kiedyś uważanych za naszych bezpośrednich przodków, okazało się jedynie ich kuzynami. Najstarsze i podstawowe źródło danych: skamieniałości, pozwala w teorii dobrze poznać czas pojawienia się kolejnych odmian człowieka, ale tylko w teorii. W praktyce znalezisk jest wciąż zbyt mało w przestrzeni i czasie i w rekonstruowanym tak przebiegu ewolucji zieją olbrzymie luki. Nowe znaleziska często nie dają się pogodzić z dotychczas przyjętymi założeniami, na przykład odkryta kilka lat temu w Czadzie (Afryka centralna) czaszka, ochrzczona imieniem Toumaï („nadzieja na życie” w języku Goran) a nazwana naukowo Sahelanthropus tchadensis, datowana na 7 milionów lat. Posiada ona wiele cech człowieka, ale przecież wszystkie założenia szacowały początek ewolucji człowieka na pięć, najwyżej sześć milionów lat wstecz!
      Wiele informacji dostarcza nam analiza genetyczna różnych gatunków naczelnych, pozwalając określić stopień pokrewieństwa, pokazać dzięki zbadaniu ewolucji genów, jak gatunki tworzyły się i oddzielały. Niestety, nie daje nam ona żadnych możliwości umiejscowienia tych zmian w czasie, a zestawianie ich z „dziurawą" historią skamielin jest trudne.
      Gdzie nie da się ręcznie, w grę wchodzą zaawansowane metody statystyczne i komputery, które potrafią wziąć pod uwagę całość posiadanych danych. Takim podejściem do badania ewolucji posługuje się Robert D. Martin, kurator antropologii biologicznej w chicagowskim Field Museum. To właśnie on, wraz ze współpracownikami, wykorzystał w 2002 roku tę metodę do znalezienia ostatniego wspólnego przodka wszystkich naczelnych. Artykuł, opublikowany wówczas w Nature, dowodził, że pierwszy naczelny pojawił się już 85 milionów lat temu, czyli na 20 milionów lat przed tym, nim ostatecznie wyginęły dinozaury. Rzuciło to rękawicę dotąd powszechnemu mniemaniu, że ewolucja ssaków, a w szczególności naczelnych, rozkwitła dopiero po zejściu dinozaurów ze sceny.
      Przez kilka lat Martin oczekiwał, że ktoś zastosuje tę metodę do oszacowania przebiegu ewolucji człowieka, aż wreszcie zrobił to sam. Pracując z zespołem matematyków, antropologów i biologów molekularnych zintegrował dane uzyskane z analizy genetycznej wielu gatunków z danymi pochodzącymi z wykopalisk, uzupełniając je metodami statystycznymi. Nowy, uzyskany czas oddzielenia się pierwszego przodka człowieka od pozostałych naczelnych (w tym naszych najbliższych krewnych, szympansów) to 8 milionów lat temu. To trzy miliony lat wcześniej, niż dotychczas sądzono. Studium, opublikowane w czasopiśmie Systematic Biology, zmieni niechybnie naszą wizję ewolucji człowieka. A afrykański Toumaï okazuje się jednak naszym przodkiem.
      W archeologii nowe odkrycia często przesuwają różne granice wstecz: pierwszego użycia narzędzi, pierwszego użycia ozdób, itp. Te tysiące lat, to wszakże nic w porównaniu z faktem, że pierwszy człowiek pojawił się trzy miliony lat wcześniej, niż sądzono.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kiedy na pograniczu Kenii i Ugandy odkryto jaskinię Kitum, założono, że widniejące na ścianach wgłębienia i bruzdy to pozostałości po górniczej działalności starożytnych Egipcjan, którzy poszukiwali tu złota lub diamentów. Okazało się jednak, że są one śladami po górnikach z innego gatunku – słoniach.
      Jaskinia powstała w zboczu wygasłego wulkanu Mount Elgon wskutek ochładzania skał wulkanicznych. Rozciąga się na ok. 182 m w głąb góry, a jej ściany pokryte są solą, co w dużej mierze wyjaśnia zapał olbrzymich ssaków do fedrowania.
      Każdej nocy przez kilkaset lat, a może i dłużej, zjawiały się tu całe stada słoni. Jaskinia stanowiła dla nich jedną wielką lizawkę. Oprócz nich błądziły tam po omacku hieny, antylopy i bawoły afrykańskie. Za pomocą ciosów słonie skrobały sól, a potem trąbami odrywały kawałki ściany. Dzięki ich pracy jaskinia znacznie się powiększyła. Podróż do Kitum była najeżona niebezpieczeństwami. Wiele młodych, niedoświadczonych słoni wpadło do szczeliny.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Masajowie zabezpieczają stada swoich kóz przed suszą. Uciekają się przy tym do tradycyjnych rozwiązań, bo za jedyny przebłysk nowoczesności da się od biedy uznać wyłącznie wykorzystany materiał. Zakładają na brzuch kozła olor, czyli mocowany paskami kawał krowiej skóry czy plastiku. Uniemożliwia on kopulację i w ten sposób nie dopuszcza do nadmiernego wzrostu liczebności populacji i przetrzebienia i tak już skąpej roślinności.
      Dystrykt Kajiado, który znajduje się w odległości 80 km od stolicy Kenii Nairobi, nawiedziła susza. Ludzie przenoszą się z miejsca na miejsce, poszukując pastwisk dla zwierząt i wody. Dla Masajów zwierzęta są bardzo ważne, ponieważ niejednokrotnie stanowią jedyny dobytek i źródło pożywienia rodziny.
      Przywiązujemy olor pod brzuchem kozłów na trzy miesiące. Po tym czasie go usuwamy i wtedy mogą się rozmnażać do listopada, kiedy nadchodzą krótkie deszcze – tłumaczy Ole Ngoshoi Kipameto, jeden z pasterzy.
      Prostokątny kawałek skóry czy plastiku należy przełożyć przez głowę i przednie nogi zwierzęcia. Całość trzyma się dzięki lince lub elastycznym paskom. Kenijczycy twierdzą, że olor wygląda całkiem jak miniaturowy fartuszek.
      Peter Ndirangu, miejscowy urzędnik ds. trzody i bydła, twierdzi, że znane od wieków rozwiązanie jest naprawdę skuteczne. Tłumaczy, iż jest to metoda tańsza od współczesnych, które wymagają rozdzielenia samców i samic. Trzeba wtedy zatrudnić dwóch pasterzy, tymczasem olor może zastąpić jednego z nich. Dzięki niemu wpływa się zarówno na liczbę, jak i termin przyjścia na świat młodych.
      Gdy kozy zachodzą w ciążę i rodzą podczas suszy, są bardzo osłabione i nie mogą wytworzyć wystarczającej ilości mleka. Olor ogranicza rozród do pory deszczowej i okresu następującego tuż po niej.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...