Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Naukowcy z University of Toronto znaleźli gliniane tabliczki pochodzące z VII wieku przed Chrystusem. Po ich odczytaniu okazało się, że zawierają one niezwykły tekst - traktat polityczny.

To niesamowite. Zapisano na nich traktat zawarty pomiędzy władcą Asyrii Asarhaddonem (681-669 p.n.e) a jakimś drugim władcą, który uznaje asyryjskie zwierzchnictwo. Traktat spisano w 672 roku przed Chrystusem, podczas ceremonii, która odbyła się w królewskim mieście Kalchu (Nimrud). W tekście tym wspomniany władca uznaje autorytet następcy Asarhaddona, jego syna Aszurbanipala - mówi profesor Timothy Harrison.

Uczony dodał, że celem traktatu było zabezpieczenie praw Aszurbanipala i zapewnienie mu płynnego przejęcia władzy. Król Asarhaddon chciał z pewnością uniknąć burzliwych przejść, jakie stały się jego udziałem. Asarhaddon został przez swojego ojca, Sanheriba, mianowany namiestnikiem Babilonii, co nie spodobało się jego starszym braciom. W 681 roku Sanherib został zamordowany, a z Biblii wiemy, że sprawcami byli bracia Asarhaddona. Wybuchła kilkutygodniowa wojna domowa, którą wygrał Asarhaddon.

Tabliczka z traktatem ma wymiary 43x28 centymetrów. Zawiera ona około 650 linii pisma. I nie cała została jeszcze odczytana. Teraz już wiemy, że jest jedną z całej serii traktatów, jakie Asarhaddon zawarł ze swoimi wasalami.

Zarówno ona, jak i wiele innych tabliczek zawierających traktaty z wasalami, nie przetrwały próby czasu. Wspomniana tabliczka jest potłuczona na drobne kawałki, jednak szczęśliwie wszystkie były w jednym miejscu, naukowcom udało się zatem odtworzyć traktat.

Jak mówi Harrison, język traktatu jest bardzo formalny, a jego styl przypomina język umowy, zawarty pomiędzy Abrahamem a Bogiem. Niewykluczone zatem, że mógł on posłużyć jako wzór biblijnego opisu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na glinianej tabliczce-tekście medycznym sprzed 2700 lat znajduje się niezauważony dotychczas rysunek przedstawiający demona, który powodował epilepsję. Troels Pank Arbøll, asyriolog z Uniwersytetu w Kopenhadze badał glinianą tabliczkę przechowywaną w zbiorach Vorderasiatisches Museum w Berlinie, gdy na odwrocie zauważył częściowo zniszczony rysunek. Po bliższej analizie stwierdził, że przedstawia on demona z rogami, ogonem i wężowym językiem, który zgodnie z inskrypcją był odpowiedzialny za epilepsję.
      Od dawna wiemy, że Asyryjczycy i Babilończycy sądzili, iż choroby są powodowane przez bogów, demony lub czary. Zadaniem uzdrowicieli było pozbycie się tych mocy nadprzyrodzonych i powodowanych przez nie objawów za pomocą leków, rytuałów lub wygłaszania odpowiednich formułek. Tutaj  po raz pierwszy możemy połączyć jeden z bardzo rzadko występujących rysunków demonów z konkretnym tekstem dotyczącym epilepsji, którą Asyryjczycy i Babilończycy nazywali Bennu, mówi Arbøll. Na tekstach medycznych lub zawierających magiczne formuły lecznicze bardzo rzadko znajdują się rysunki, a gdy już tam są, to zwykle przedstawiają one figurki używane podczas leczenia, a nie samego demona wywołującego chorobę. Tutaj widzimy zaś demona epilepsji takiego, jakim wyobrażał go sobie uzdrowiciel, dodaje uczony.
      W znanych nam tekstach epilepsja (Bennu) jest opisywana jako choroba powodująca drgawki, utratę przytomności lub zdrowia umysłowego, dowiadujemy się, że czasem chorzy beczeli jak kozy.
      Tabliczka zdradza nam znacznie więcej informacji. W tekście czytamy, że przynoszący epilepsję demon działa w imieniu boga księżyca Sina. Zatem Asyryjczycy i Babilończycy wierzyli, że istnieje związek pomiędzy księżycem, epilepsją a chorobą umysłową. W kolejnych tysiącleciach taki pogląd się rozpowszechnił, również w naszej części świata, co widzimy np. w angielskim wyrazie „lunacy”. Innymi słowy, pogląd na chorobę, jej diagnozowanie i leczenie w najwcześniejszych cywilizacjach miał znaczący wpływ na jej późniejsze postrzeganie, nawet do czasów współczesnych, stwierdza Arbøll.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rosnący obszar zastosowań nanotechnologii wymaga coraz doskonalszych i tańszych technik. Manualne tworzenie konstrukcji z pojedynczych molekuł zaprezentowano już wiele lat temu, ale zastosowania przemysłowe potrzebują technik szybszych. Ideałem są samoorganizujące się cząsteczki, które poskładają się w gotowe elementy. Odkrycie kanadyjskich uczonych z University of Toronto stanowi krok w kierunku takich właśnie technologii.
      John Polanyi oraz doktorant Tingbin Lim z wydziału chemii uniwersytetu opracowali molekułę, która sama tworzy długie łańcuchy. Pojedyncza cząsteczka umieszczona na powierzchni przygotowuje miejsce dla następnej; kolejne cząsteczki dołączają się, tworząc monomolekularne, długie nici. Odkrycie pozwoli w przyszłości łatwo tworzyć nanodruty, na przykład celem budowy układów elektronicznych.
      Eksperyment jest realizacją i potwierdzeniem teorii doktora Wei Ji, fizyka z McGill University, która wyjaśnia mechanizm spontanicznego formowania molekularnych łańsuchów. Doświadczenie wykonano przy pomocy skaningowego mikroskopu tunelowego w laboratorium Johna Polanyiego.
      Finansowanie badań odbyło się z grantu Ontario Centres of Excellence (OCE) oraz federalnej rady Natural Sciences and Engineering Research Council (NSERC), za namową Xerox Research Centre Canada (XRCC), które wiąże z odkryciem również opracowanie nowych technologii druku.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Spalanie jest jednoznaczne z wyzwalaniem ciepła, oraz emisją dwutlenku węgla; tak przynajmniej się wydaje. A gdyby znaleźć materiał opałowy, który zamiast emitować - będzie pochłaniać CO2 z atmosfery? Brzmi absurdalnie, ale jest możliwe. Tym cudem ma być... węgiel drzewny.
      Węgiel drzewny znany jest od tysiącleci i ma niezliczone zastosowania. Najczęściej widzimy go jako paliwo do grilla, materiał rysunkowy lub w - postaci aktywowanej - jako tabletki na dolegliwości żołądkowe. Stosowany jest w różnego typu filtrach do pochłaniania trucizn i zanieczyszczeń.
      Niektóre odmiany węgla drzewnego, powstającego w procesie pirolizy potrafią również pochłaniać dwutlenek węgla. Ponieważ taki materiał jest bardzo stabilny i nie ulega rozkładowi przez co najmniej stulecia, możliwe jest wykorzystanie go do usunięcia części CO2 z atmosfery. Tak brzmi koncept profesora Nathana Basiliko z kanadyjskiego University of Toronto at Mississauga.
      Piroliza, podczas której drzewo (lub inna biomasa) przekształcana jest w węgiel to powolne spalanie w obecności małej ilości tlenu. Podczas tego procesu, poza ciepłem wydzielają się palne gazy, które można użyć jako dalszego paliwa. Powstały tak porowaty węgiel drzewny jest doskonałym adsorbentem substancji chemicznych, w tym dwutlenku węgla. W rezultacie takiego procesu otrzymujemy paliwo, które zamiast emitować dwutlenek węgla, pochłania go.
      Działanie takie ma sens, ponieważ - jak mówi profesor Basiliko - nawet gdybyśmy zaprzestali używania paliw kopalnych, wyemitowany już dwutlenek węgla pozostanie w atmosferze przez setki lat, ocieplając klimat. Jeśli chcemy zniwelować ten efekt, potrzebna jest sekwestracja (wychwytywanie) CO2. Zamiast (lub oprócz) innych, skomplikowanych technik, można wykorzystać właściwości węgla drzewnego.
      Węgiel drzewny byłby wykorzystywany jako nawóz, polepszający właściwości gleby. Węgiel drzewny w glebie, poza pochłanianiem CO2, wchłania również wapń i magnez, zapobiegając ich wypłukiwaniu. Nie byłoby to nowe zastosowanie, robili tak już przedkolumbijscy Indianie w dorzeczu Amazonki.
      Przemysłowym zastosowaniem tego pomysłu zainteresowany jest właściciel lasów Haliburton, Peter Schleifenbaum. Chce on w tej właśnie sposób produkować energię, wykorzystując odpady drzewne ze swojej fabryki, a pozostający węgiel drzewny zużywać jako nawóz dla leśnej gleby. Trwają aktualnie badania, jak węgiel drzewny będzie zachowywać się w leśnej ściółce, jak długo będzie akumulował dwutlenek węgla, jaki będzie jego wpływ na roślinność oraz florę bakteryjną gleby. Na badania zespół Basiliko i Schleifenbauma otrzymał grant od Ontario Centres of Excellence w wysokości 13 i pół tysiąca dolarów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od dłuższego już czasu z całego świata nadchodzą informacje o spadku liczby zapyleń dokonywanych przez pszczoły. Najnowsze badania przeprowadzone przez uczonych z University of Toronto potwierdzają ten niepokojący trend i wskazują na jego przyczyny.
      Profesor James Thomson z Wydziału Ekologii i Biologii Ewolucyjnej stwierdził: Liczba pszczół mogła spaść w rejonie naszych badań, jednak sądzimy, że znacznie ważniejszym czynnikiem jest powodowany przez zmiany klimatyczne rozdźwięk czasowy pomiędzy porami kwitnięcia, a wychodzenia pszczół z hibernacji - mówi Thomson.
      Uczony jest autorem jednych z najdłuższych w historii badań nad zapylaniem roślin. Przez 17 lat zajmował się on populacją dzikich lilii w Górach Skalistych stanu Koloradu. Odnotował spadek liczby zapylonych kwiatów, ale zauważył też, że do największych spadków dochodzi na początku sezonu.
      Naukowiec trzy razy w roku porównywał owocowanie roślin zapylanych przez pszczoły z zapylanymi sztucznie. Na początku roku, gdy królowe jeszcze hibernują, owocowanie jest szczególnie małe. To sugeruje, że do negatywnych zmian w zapyleniu dochodzi nawet tam, gdzie środowisko jest wolne od zanieczyszczeń i ludzkiej interwencji. Negatywny wpływ mają zmiany klimatyczne - mówi Thomson.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Geologów od dawna zastanawiało ukształtowanie terenu w pobliżu miejscowości Köfels w austriackich Alpach. Nie potrafili jednak udowodnić, że spadła tam asteroida. Alan Bond, dyrektor Reaction Engines, i Mark Hempsell, wykładowca astronautyki z Uniwersytetu w Bristolu, odcyfrowali ostatnio znaki pokrywające tajemniczy gliniany dysk, znaleziony 150 lat temu w ruinach pałacu królewskiego Niniwie przez wiktoriańskiego archeologa Austena Henry'ego Layarda.
      Na tabliczce widnieje mapa nieba i znaki pisma klinowego. Stanowi ona część ekspozycji British Museum. Po złamaniu kodu okazało się, że znajduje się tam wzmianka o asteroidzie (miała ok. mili średnicy), które uderzyła potem w Ziemię, zabijając prawdopodobnie wielu ludzi. Zderzenie miało miejsce ponad 5 tys. lat temu.
      Zagadkę dysku wyjaśniano na wiele sposobów, nie zawsze naukowych. Pewien historyk z Azerbejdżanu, który uważa, że ludzie przybyli na Błękitną Planetę z kosmosu, przekonywał, iż utrwalono na nim opis lądowania pojazdu. Innym ekspertom nie udało się odczytać komunikatu.
      Bond i Hempsell wykorzystali program komputerowy, który pomógł im odtworzyć wygląd nieba sprzed tysięcy lat. Panowie są przekonani, że kopia, sporządzona przez asyryjskiego pisarza ok. 700 roku p.n.e., powstała na podstawie notatnika sumeryjskiego astronoma. Utrwalił on wydarzenia, które rozgrywały się na firmamencie 29 czerwca 3123 roku p.n.e., m.in. trajektorię lotu obiektu, który przecinał gwiazdozbiór Ryb. Ze zgodnością do jednego stopnia pokrywa się ona z miejscem zderzenia w Köfels.
      Dlaczego geolodzy mieli problem z ustaleniem, co ukształtowało alpejski krajobraz? Brak było wyraźnego krateru po uderzeniu asteroidy, dlatego z czasem naukowcy musieli przystać na wersję wydarzeń powołującą się na osunięcie ziemi. W swojej książce pt. Sumeryjska obserwacja wydarzeń w Köfels autorzy udowadniają, że nie ma krateru, bo asteroida ścięła górę i zmieniła się w kulę ognia. Więcej osób zginęło od dymu niż w wyniku fali uderzeniowej. Skrajne zmiany skał i innych substancji pod wpływem gorąca odpowiadają za błędy w datowaniu wydarzenia. Pierwotnie geolodzy wyliczyli, że miało ono miejsce 8 tys. lat temu, a w rzeczywistości nastąpiło to jakieś 3 tys. lat później.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...