Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' książę' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 4 wyniki

  1. Historia Kaspara Hausera, zwanego „sierotą Europy”, rozpalała w XIX wieku wyobraźnię całej Europy. Ten niezwykle zagadkowy mężczyzna, jego tajemnicze życie i śmierć od dwóch wieków są inspiracją dla artystów. O pochodzeniu Kaspara nie wiadomo nic pewnego, mimo że jego postać to jedna z najgłośniejszych tajemnic XIX wieku. Popularna teoria głosi, że był synem księcia Badenii, który jako dziecko został podmieniony i przetrzymywany w izolacji, by wprowadzić na tron boczną linię rodziny książęcej. Na łamach iScience opisano właśnie wyniki badań materiału genetycznego Kaspara. W maju 1828 roku na ulicach Norymbergi pojawił się młody nędznie ubrany w podartych butach i z poranionymi stopami. Kontakt z nim był bardzo trudny. Zainteresował się nim lokalny szewc. Przy chłopaku znaleziono dwa listy. Jeden adresowany był do rotmistrza Fryderyka von Wesseninga, dowódcy szwadronu szwoleżerów. Ich autor stwierdzał, że jest ubogim parobkiem i zajmował się chłopakiem od 1812 roku, gdy ten, jako niemowlę, został oddany mu pod opiekę. Chłopak miał umieć czytać i pisać, ale ponoć rzadko wychodził z domu. Autor prosi Wesseninga, by przyjął chłopca do wojska lub go zabił. Wessening nie chciał mieć ze znajdą nic wspólnego, więc ten trafił na policję. Tam znaleziono przy nim drugi list, napisany rzekomo przed 16 laty przez matkę chłopca. Była tam informacja, że chłopiec nazywa się Kaspar, a jego matka pisze, że nie może się nim opiekować i prosi, by w wieku 17 lat oddać go od regimentu, w którym służył jego ojciec. Cała sprawa od początku była podejrzana. Widać było, że oba listy napisała ta sama osoba, tym samym atramentem na papierze pochodzącym z tej samej wytwórni. Charakter pisma i styl wypowiedzi nie pasowały też do osoby z niskich klas społecznych. Chłopak powtarzał tylko, że chce być kawalerzystą, jak jego ojciec. Policjanci dali mu papier, na którym ten napisał „Kaspar hauser”. Stał się więc znany pod takim nazwiskiem. Znajda przez jakiś czas był przetrzymywany w areszcie. Miał tam zachowywać się jak niedorozwinięte dziecko, jadł tylko chleb i wodę. Stało się o nim głośno, odwiedzały go wycieczki ciekawskich. Po kilku tygodniach zamieszkał z rodziną strażnika więziennego. Był okazem zdrowia, blada skóra wskazywała na brak kontaktu ze słońcem. Badający go lekarz stwierdził, że chłopiec jest dzikim dzieckiem, które wychowywano w izolacji od ludzi. Kaspar budził zaciekawienie gawiedzi. Wszystko zmieniło się, gdy ktoś dopatrzył się jego podobieństwa do zmarłego przed laty księcia Badenii Karola Ludwika. Pierworodny syn księcia zmarł jako niemowlę w 1812 roku. To zgadzało się z rokiem urodzenia Kaspara zawartym w liście od rzekomej matki. W czasie, gdy w Norymberdze pojawił się Hauser, na tronie Badenii zasiadał wujek Karola Ludwika, ostatni męski przedstawiciel tej samej linii rodu. Ludwik I był bezdzietny, a po jego śmierci tron miał objąć syn Karola Fryderyka, który z powodu mezaliansu popełnionego przez ojca, został wyłączony z sukcesji. Śmierć dziecka Karola Ludwika była więc na rękę tej gałęzi rodziny, z której pochodził Karol Fryderyk. Pojawiły się pogłoski, że to żona Karola Fryderyka stała za podmienieniem syna Karola Ludwika na martwe niemowlę. I oto prawdziwy następca tronu, w osobie Kaspara Hausera, pojawił się na ulicach Norymbergi. Oliwy do ognia dolewały pogłoski o porwanym księciu, które od dawna krążyły w Niemczech. Kaspar Hauser wkroczył więc w świat polityki. Nagle zaczął nadrabiać opóźnienia intelektualne, spisywał wspomnienia ze swojego uwięzienia w ciemnej piwnicy. Jego historia stawała się coraz bardziej podejrzana. Gdy zainteresowanie nim przygasło, znaleziono go w piwnicy z raną ciętą głowy. Miał zostać zaatakowany przez nieznanego napastnika. Dzieje Kaspara są pełne zwrotów akcji i niezwykle podejrzane. Kilka lat później doszło do kolejnego – rzekomego a może i nie – zamachu na jego życie. Trzy dni później Kaspar Hauser zmarł i wciąż pozostaje tajemnicą. Tajemnicę tę próbuje się rozwiązać od 200 lat. Już w 1996 roku przeprowadzono pierwsze badania genetyczne i stwierdzono, że Kaspar nie był powiązany z domem panującym w Badenii. Jednak sposób przeprowadzenia badań – wykorzystanie tylko 1 próbki – został skrytykowany przez ekspertów. Od tamtej pory prowadzono liczne badania genetyczne. Dawały one sprzeczne wyniki, a autentyczność niektórych próbek była kwestionowana. Teraz rozwiązanie zagadki Kaspara Hausera wziął się niemiecko-austriacki zespół naukowy, w którego pracach wzięła udział profesor Turi King. To ona przed 10 laty zidentyfikowała pochowane pod parkingiem szczątki Ryszarda III, jedynego króla Anglii, którego miejsce pochówku pozostawało nieznane. Badacze wykorzystali nowoczesne metody analityczne oraz różne próbki przypisywane Kasparowi Hauserowi. Były to włosy Kaspara z czasów gdy żył oraz zachowane po jego śmierci oraz krew mężczyzny pobrana z jego ubrań przechowywanych w poświęconym mu muzeum. Upewnili się, że mitochondrialne DNA próbek było identyczne i w ten sposób – po raz pierwszy – udowodnili ich autentyczność. Jednocześnie dowiedli, że mDNA jest wyraźnie różne od mDNA rodu Baden. Tym samym obalili hipotezę, jako Kaspar Hauser pochodził z linii książęcej. Pracowałam nad dwoma przypadkami identyfikacji osób potencjalnie pochodzących z rodów królewskich: Ryszarda III i Kaspara Hausera. W pierwszym z tych przypadków okazało się, że mamy do czynienia z królem. W drugim udowodniliśmy, że to nie książę, mówi profesor King. Uczona dodaje, że wciąż nie wiadomo, kim był Kaspar Hauser. Jego mDNA wskazuje na pochodzenie z zachodniej części Eurazji. Jednak dokładniejszego regionu geograficznego nie udało się ustalić. Kaspar Hauser wciąż pozostaje więc tajemnicą. « powrót do artykułu
  2. Po 8 miesiącach do bazyliki św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Oleśnicy powrócił książę Sylwiusz Nimrod i jego wspaniały sarkofag. Po restauracji niezwykły skarb sztuki sepulklarnej został udostępniony zwiedzającym. Już w kwietniu, gdy informowaliśmy o otwarciu sarkofagu, zachwycaliśmy się zdjęciami zabytku. Po renowacji dokonanej przez A.T. Pracownię Konserwacji Zabytków z Tychów odzyskał on swój oszałamiający blask. Sylwiusz Nimrod to pierwszy książę oleśnicki z dynastii Wirtembergów. Był synem księcia Juliusza i Anny Sabiny von Schleswig-Holstein-Sonderburg. W maju 1647 r. ożenił się z Elżbietą Marią, córką księcia oleśnickiego Karola Fryderyka Podiebradowicza. Karol zmarł parę tygodni po ślubie. Sylwiusz zaś uzyskał od cesarza Ferdynanda III tytuł księcia oleśnickiego; jednocześnie zrzekł się swoich praw do tytułu księcia Wirtembergii-Weiltingen. Nowy władca energicznie zabrał się do nauki języka polskiego – sprowadził w tym celu diakona Jerzego Bocka, jednego z najlepszych pisarzy polsko śląskich – i odbudowy księstwa po wojnie trzydziestoletniej. Był niezwykłym władcą. Świetnie posługiwał się bronią białą i jeździł konno, studiował matematykę, historię i teologię, interesowały go sztuka i pirotechnika. Podłożył podwaliny pod dynastię, która przez niemal 150 lat rządziła w Oleśnicy. W 1652 roku Sylwiusz założył na swoich ziemiach Zakon Trupiej Czaszki. Był jego przeorem (wielkim mistrzem), a przeoryszą (wielką mistrzynią) została Sophia Magdalena, wdowa po księciu Karolu Fryderyku. Pierwsi członkowie zakonu to przede wszystkim urzędnicy książęcy i ich żony. Członkowie zakonu mieli badać tajemnice Boga i natury i kontemplować nad celem życia. Po śmierci Sylwiusza zakon zakończył działalność (w 1709 r. wnuczka Sylwiusza Luise Elisabeth von Württemberg-Öls podjęła próbę kontynuacji Damskiego Zakonu Trupiej Czaszki; zakon upadł jednak po jej śmierci). Niewykluczone, że charakter grupy wpłynął na formę ikonograficzną sarkofagu. A sarkofag ten jest naprawdę niezwykły. Już sam fakt, że został wykonany z metalu czyni go wyjątkowym. Doktor Agnieszka Trzos, która wraz z mężem przeprowadzała renowację sarkofagu księcia, mówi, że w Europie jest zaledwie około 200 metalowych sarkofagów, z czego 130 w Polsce. Być może są jeszcze jakieś w zamkniętych kryptach, o których nie wiemy. Państwo Trzos wcześniej zajmowali się sarkofagami polskich władców na Wawelu czy biskupów łuckich w Janowie Podlaskim. Teraz odnowili sarkofag Sylwiusza Nimroda i zapowiadają, że po zdobyciu finansowania zajmą się kolejnymi sarkofagami z Oleśnicy. A trzeba wiedzieć, że w tym dolnośląskim mieście znajduje się jeden z najbogatszych w Polsce zbiorów 15 metalowych sarkofagów. Do tego są w dobrym stanie. Sam fakt, że się zachowały to niemal cud. W czasie II wojny w Oleśnicy stacjonowały wojska radzieckie, zaopatrujące swoje oddziały podczas walk o Festung Breslau. Szczęśliwie ani wówczas, ani po wojnie, nikt nie zniszczył, ani nie ukradł sarkofagów, by np. sprzedać w skupie cynę. Mauzoleum Wirtembergów znajduje się w podziemiach bazyliki św. Jana Apostoła. Pierwsze wzmianki o istniejącym tutaj kościele pochodzą z 1189 roku. W drugiej połowie XIV wieku kościół przebudowano. Później miały miejsce kolejne przebudowy. W 1700 roku do kościoła dobudowano barokowe mauzoleum. W jego podziemiach chowano zmarłych członków dynastii. W 1998 roku świątynia została podniesiona do bazyliki mniejszej. Prace nad restauracją sarkofagu Sylwiusza Nimroda trwały 8 miesięcy i kosztowały ponad 200 tysięcy złotych. To, co wyszło spod ręki konserwatorów dowodzi, że dobrze wydano każdą złotówkę. Eksperci najpierw usunęli produkty korozji cyny, które z czasem doprowadziłyby do rozpadnięcia się sarkofagu. Wyprostowali wgniecenia i wzmocnili skrzynię konstrukcją ze stali nierdzewnej, która zapobiega odkształceniom. Następnie zajęli się rekonstrukcją detali: poprawieniem napisów, dorobieniem skrzydła aniołowi czy uzupełnieniem dziur. Konieczne było też wyzłocenie sarkofagu 22,5-karatowymi płatkami złota. Złocenie wykonano techniką mikstion, tą samą, jaką posłużył się twórca sarkofagu. Używa się wówczas kleju złożonego z wolno gotowanego oleju, sykatyw i żywic naturalnych. Płatki złota trzeba nałożyć na klej gdy ten nie jest zbyt mokry, by złoto w nim nie zatonęło, ani zbyt suchy, bo się nie przyklei. Dzięki wiedzy i umiejętnościom konserwatorów, możemy teraz podziwiać wspaniały zabytek w pełnej krasie. Sylwiusz Nimrod został pochowany w zdobnym, polichromowanym i złoconym sarkofagu ze stopu cyny z ołowiem. W przekroju poprzecznym jest on sześcioboczny, a podłużnym - trumienny (zwężający się w kierunku stóp). Ozdobiono go licznymi rzeźbionymi i płaskorzeźbionymi aplikacjami, w tym listwą o ornamencie falistym i chrząstkowym, krucyfiksem, owalnym kartuszem epitafijnym, kartuszami herbowymi czy okrągłymi medalionami z przedstawieniami o tematyce symbolicznej. Widzimy też ornamenty roślinne i panoplia. Ważący ponad 600 kilogramów sarkofag posadowiono na 6 podporach w formie lwów z mitrami książęcymi na głowach. W narożnikach na lwach stoją pełnoplastyczne postaci aniołów, które obejmują miejsce spoczynku księcia. Podczas gdy w Tychach trwało odnawianie sarkofagu, doczesnymi szczątkami księcia zajmował się dr hab. Henryk Głąb z Instytutu Zoologii i Badań Biomedycznych UJ. Z zapisków historycznych wiemy, że Sylwiusz zmarł nagle w wieku 42 lat. Już po otwarciu sarkofagu naukowcy stwierdzili, że materiał kostny zachował się źle, by nie powiedzieć fatalnie. Jest tylko sklepienie czaszki i dwa zęby [praktycznie nie ma części twarzowej i żuchwy]. Pozostałe części szkieletu są w kiepskiej formie. Na pierwszy rzut oka z tak zachowanego materiału kostnego nie da się pobrać kolagenu będącego podstawą do badań genetycznych. Ale będziemy próbować, mówił doktor Głąb. Książę nie zdradził zbyt wielu tajemnic. Zauważono, że miał proste czoło, co widzimy też na jego portretach. Potwierdzono, że szczątki należą do mężczyzny, w wieku 40–50 lat. Jeden z zębów był bardzo zniszczony przez próchnicę. Do tego stopnia, że rozwinęła się torbiel korzeniowa. Zmiana była tak zaawansowane, że nie można wykluczyć, iż spowodowała ona wtórne ogniska zapalne w całym organizmie. Bakterie mogły wraz z krwioobiegiem wędrować z niej do serca, nerek czy mózgu. Książę i sarkofag już są w Oleśnicy, a konserwatorzy zajmują się jeszcze ubiorem księcia. Elementy garderoby zachowały się w stosunkowo dobrym stanie. Dwuczęściowy ubiór uszyty został z jedwabnej, wzorzystej tkaniny. Książę miał na sobie kaftan [do pasa, zapinany z przodu na drobne guziczki]. Do tego [pludry], krótkie spodnie, sięgające do wysokości kolan. Mocno szerokie, w pasie obficie przymarszczone. Zwisając swobodnie, mogły przypominać spódnicę. Zdobione po bokach tasiemką, koronką, z przodu miały rozporek zapinany na guziki. Przy dolnej krawędzi nogawki zachowały się kokardy. Cały strój odpowiada ówczesnemu kanonowi mody zachodniej, charakterystycznej dla mężczyzny w pierwszej połowie XVII wieku, mówiła w kwietniu profesor Anna Drążkowska z Katedry Średniowiecza i Czasów Nowożytnych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jednak bliższe przyjrzenie się ubiorowi pokazało, że nie zachował się tak dobrze, jak się wydawało. Tkaniny wydobywane z grobów często na pierwszy rzut oka wyglądają dobrze, ale później rozpadają się konserwatorom w rękach. Dlatego też profesor Drążkowska wciąż nie jest zadowolona z uzyskanych efektów. Zapowiada jednak, że za kilka miesięcy powinna ukończyć pracę nad strojem księcia, więc i jego będziemy mogli oglądać w Oleśnicy. Sylwiusz Wirtemberski był ubrany w jedwabne pończochy; jedna zachowała się w lepszym stanie, a druga tylko fragmentarycznie. Dopełnieniem stroju była obwiązana wokół nogi wstążka z kokardą. Na stopy księcia włożono trzewiki na obcasie z prosto ściętymi noskami. Wiązało się je na kokardę znajdującą się na wysokości podbicia. Sięgające ramion włosy księcia podtrzymywał duży kościany grzebień. Pod głową zmarłego ułożono jedwabną czerwoną poduszkę. Eksperci znaleźli też modlitewnik z okładkami zdobionymi ażurowymi okuciami. Prof. Drążkowska dodaje, że nie mamy do czynienia ze strojem przygotowanym specjalnie do trumny. Po pierwsze, był on dokładnie wykończony, po drugie - miał część zakrywającą plecy. Książę mógł go nosić na co dzień. W działania na rzecz odnowienia sarkofagu zaangażowała się oleśnicka Fundacja Kachny. Ta założona w 2019 roku organizacja chce uczynić z Oleśnicy ważny punkt na turystycznej mapie Polski. Za cel stawia sobie edukację oraz promocję miasta. Jej patronką jest Krystyna Kachna Szydłowiecka, która przybyła do oleśnickiego zamku w czasach, gdy władzę nad miastem objęli książęta czescy. W 1536 roku wyszła za księcia Jana z dynastii Podiebradów, z jej posagu i spadku książę dokonał renesansowej przebudowy zamku. Są w Polsce tacy, co czekają na złoty pociąg, a do nas lokomotywa już przyjechała, powiedział nam prezes Fundacji Kachny, Krzysztof Burzyński. A w podziemiach czekają kolejne skarby. Naukowcy są zachwyceni pozostałymi sarkofagami, szczególnie żony księcia. Jest on wykonany w podobnym stylu, co sarkofag Sylwiusza. Dlatego też i Fundacja Kachny, i eksperci, którzy pracowali nad sarkofagiem księcia, poszukują źródeł finansowania dalszych prac. Na razie jednak, przynajmniej do Świąt Bożego Narodzenia, szanse na zwiedzanie bazyliki św. Jana i sarkofagu Sylwisza Nimroda mają tylko grupy zorganizowane. Możliwość ponownego zwiedzania, przynajmniej weekendowego, pojawi się zapewne po święcie Trzech Króli. Natomiast latem bazylika będzie otwarta codziennie. « powrót do artykułu
  3. Archeolodzy z Rosyjskiej Akademii Nauk zidentyfikowali pochówki książąt Dymitra Alekandrowicza oraz Iwana Dymitrowicza, potomków jednego z największych ruskich władców, Aleksandra Newskiego, świętego Kościoła Prawosławnego. Dymitr Aleksandrowicz i Iwan Dymitrowicz zostali pochowani w Soborze Przemienienia Pańskiego w Perejasławiu, jednej z najstarszych zachowanych świątyń Rusi. Powstał on jeszcze przed mongolską inwazją. Z dokumentów z XIX wieku wynika, że wzdłuż południowej ściany soboru znajdują się trzy ceglane groby. Podczas prac renowacyjnych grobowce uległy uszkodzeniu. W 1939 roku archeolodzy otworzyli oba groby i stwierdzili, że w tym opisanym jako miejsce pochówku Dymitra Aleksandrowicza nie ma ciała. Z kolei tam, gdzie miał być pochowany Iwan Dymitrowicz znaleziono dębową trumnę i sarkofag z białego kamienia przykryty nagrobkami z XVI i XVII wieku. Pojawiła się wówczas hipoteza, że zarówno syn i wnuk Aleksandra Newskiego spoczywają w tym samym miejscu – Dymitr Aleksandrowicz w drewnianej trumnie, a Iwan Dymitrowicz w kamiennym sarkofagu. W latach 2014–2020 specjaliści z Instytutu Archeologii Rosyjskiej Akademii Nauk prowadzili wykopaliska, których celem było odnalezienie pochówku obu książąt. Zlokalizowali pozostałości po sarkofagu z białego kamienia. To tam, wedle dokumentów z XIX wieku, miał znajdować się oryginalny pochówek Dymitra Aleksandrowicza. Cechy charakterystyczne pochówku wskazują na premongolskie tradycje grzebalne, które na Rusi włodzimiersko-suzdalskiej kultywowano do XIII wieku. Sarkofag ten podobny jest do tego, który znaleziono w innej części katedry i zidentyfykowano jak miejsce pochówku Iwana Dymitrowicza. Dopiero teraz potwierdziliśmy, gdzie naprawdę pochowano obu potomków Aleksandra Newskiego. Oba książęce sarkofagi znajdowały się na tej samej, południowej, linii soboru. Ojca pochowano w narożniku wschodnim, w od strony ołtarza. Syna zaś, w części zachodniej, która jest równie prestiżowa, co część południowa, mówi Władimir Siedow, jeden z badaczy. Aleksander Newski już w wieku 16 lat, w 1236 roku, został władcą Nowogrodu Wielkiego. Cztery lata później pokonał Szwedów nad Newą, skąd wziął się jego przydomek. Później odbił z rąk Krzyżaków jedno z najstarszych ruskich miast, Psków, a podczas bitwy na jeziorze Pejpus powstrzymał ekspansję inflanckiej gałęzi zakonu krzyżackiego. Pokonał też najeżdżające Ruś wojska litewskie. Był księciem kijowskim i wielkim księciem włodzimierskim. W 1263 roku złożył śluby zakonne i niedługo później zmarł. Drugim synem Aleksandra i jego następcą (pierwszy syn zmarł młodo), był Dymitr Aleksandrowicz. Po śmierci ojca nastoletni książę został wypędzony przez mieszkańców Nowogrodu Wielkiego do Perejasławia Zaleskiego, z którego pochodził jego ojciec. Później nowogrodzianie przyjęli go z powrotem, a Dymitr poprowadził ich do nierozstrzygniętej bitwy z zakonem kawalerów mieczowych. Przez kolejną dekadę walczył o kontrolę nad Nowogrodem ze swoimi wujami. Gdy zmarli, objął rządy w Nowogrodzie i Włodzimierzu. Niedługo władzę utracił, musiał uciekać do Skandynawii. Później odzyskał władzę, a pod koniec życia poszedł w ślady ojca i został mnichem. Syn Dymitra, Iwan Dymitrowicz, był ostatnim księciem Perejasławia Zaleskiego. Zmarł w wieku zaledwie 34 lat, a w testamencie zapisał swoje księstwo wujkowi Danielowi Moskiewskiemu, najmłodszemu synowi Aleksandra Newskiego. « powrót do artykułu
  4. Archeolodzy odkryli najbogatszy pradziejowy grób z terenu Polski na wschód od Wisły. Wewnątrz znajdowały się m.in. fragmenty naczyń z brązu, posrebrzane ostrogi oraz złoty pierścień, dlatego naukowcy nazwali go grobem książęcym. Znaleziska dokonano latem zeszłego roku. Archeolodzy dopiero teraz częściowo je ujawniają z obawy przed rabunkiem. Z tego też względu nie podają dokładnej lokalizacji. Zdradzają tylko, że do odkrycia doszło w północnej części woj. mazowieckiego. Odkryty przez nas grób jest najbogatszym pradziejowym pochówkiem odkrytym do tej pory na wschód od Wisły – uważa dr Andrzej Szela z Instytutu Archeologii UW, który podjął się jego badania. Pochówek pochodzi z przełomu I i II w. n.e. Mimo że archeolodzy nie byli pierwszymi eksploratorami grobu, udało się w nim odkryć wiele bezcennych zabytków metalowych. Były to fragmenty naczyń z brązu, ostrogi z brązu ze srebrnymi inkrustacjami, metalowa sprzączka do pasa, a nawet złoty pierścień. Ten ostatni był zarezerwowany dla najwyższych grup społecznych – wskazuje badacz. W grobie znajdowały się też cztery rogi do picia. Pozostałością po nich są świetnie zachowanie okucia z brązu. Dwa z nich zwieńczone były w formie byczych główek. To absolutny unikat! – podkreśla naukowiec. Dodaje, że tylko osoba naprawdę bogata mogła sobie pozwolić na taki ekwipunek do picia, bo najczęściej korzystano z prostych glinianych kubków - te były w powszechnym użyciu. Do naszych czasów nie zachował się szkielet. Ale po wielkości komory grobowej – miała 4 m długości i 2 m szerokości – archeolodzy domyślają się, że grobie złożono ciało, a nie prochy w urnie, co było najczęstszą praktyką w tym czasie. Tak bogate groby z pierwszych wieków naszej ery są również rzadkie po zachodniej stronie Wisły. Znamy ich co najwyżej kilka" – opowiada archeolog. Zdaniem Szeli grób został wyrabowany w okresie nowożytnym, najprawdopodobniej w XX w. Świadczy o tym przemieszanie zabytków w komorze grobowej. Poza tym brakowało naczyń ceramicznych, które z reguły w tego typu pochówkach są znajdowane. Natomiast zniszczone naczynia brązowe nosiły ślady całkiem świeżych rys i spękań. Kto był pochowany grobie? Odkrywca uważa, że musiał być to przywódca lokalnej społeczności. Tylko osoba majętna mogła sobie pozwolić na tak bogate wyposażenie grobowe. Część z przedmiotów mogła być sprowadzona z dalszych regionów, w tym z samego Rzymu – dodaje naukowiec. Naukowiec prowadził prace wspólnie z grupą pasjonatów – poszukiwaczami z całej Polski, korzystającymi z wykrywaczy metali. Ci działali w pełnym porozumieniu i we współpracy z archeologiem, dlatego metodyka ich pracy była zgodna ze standardami naukowymi. Stanowisko, na którym dokonano odkrycia, było znane archeologom wcześniej. Już kilkadziesiąt lat temu niedaleko znaleziono inne pradziejowe pochówki z tego samego okresu. Teraz badacze trafili tam z powrotem, bo stanowisku archeologicznemu grozi zniszczenie na skutek działalności człowieka. Ich badania sfinansował głównie Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków, ale również Instytut Archeologii UW oraz „Varia” – Fundacja Wydziału Historycznego UW. Na pobliskiej pradziejowej osadzie (obecnie to pole uprawne), położonej kilkaset metrów od grobu książęcego, archeolodzy natknęli się również w zeszłym roku na ponad 30 srebrnych monet rzymskich - denarów. Były rozwleczone na większej powierzchni, ale nie mamy wątpliwości, że były złożone w jednym miejscu, w jednym pojemniku. Najprawdopodobniej schowano je w związku z jakimś zagrożeniem, być może najazdem – uważa Szela. Są wśród nich monety z wizerunkami takich cesarzy rzymskich jak: Hadrian, Marek Aureliusz czy Kommodus. Archeolodzy bardzo długo uważali, że w pierwszych wiekach naszej ery północna część dzisiejszego woj. mazowieckiego była zupełnie niezamieszkana - przypomina Szela. Był to bowiem teren pogranicza dwóch ludów – związku lugijskiego i Gotów. Jednak dzięki wykopaliskom prowadzonym w ostatniej dekadzie okazało się, że nie jest to prawda. Do tej pory udało się odkryć w tym regionie kilka olbrzymich, wielohektarowych osad i kilka cmentarzysk. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...