W rzece Chobe, która płynie przy granicy między Botswaną a Namibią w parku narodowym o tej samej nazwie, utonęły setki bawołów afrykańskich. Wczesne śledztwo sugeruje, że stado było ścigane przez lwy i w popłochu wbiegło do wody.
Później zwierzęta najprawdopodobniej nie mogły się wydostać, bo brzeg po drugiej stronie był zbyt stromy. Spanikowanym bawołom nie pomogło również to, że księżyc zasłoniły chmury i widoczność mocno spadła.
Botswańczycy szacują, że utonęło ok. 400 bawołów. Lokalni mieszkańcy zaczęli wyciągać je z wody i zabierać do domu, by przygotować je do zjedzenia. Wiele ciał spłynęło z nurtem.
Simone Micheletti, którego hotel Serondela Lodge znajduje się po namibijskiej stronie rzeki, podkreśla, że stado było niezwykle duże i składało się nawet z 1000 bawołów.
Micheletti dodaje, że we wtorek w nocy słyszał ryczenie lwów. Gdy w środę rano zszedł na brzeg, ujrzał setki nieżywych bawołów.
Botswańskie Ministerstwo Środowiska wydało oświadczenie, w którym stwierdza się, że masowe utonięcia w rzece Chobe nie są niczym niezwykłym. Pan Micheletti uważa jednak, że tym razem skala zjawiska była bardzo duża. W wyniku największego masowego utonięcia, o jakim do tej pory słyszał, zginęło bowiem tylko 50 bawołów. « powrót do artykułu