Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

cent

Users
  • Content Count

    21
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    1

cent last won the day on April 11 2016

cent had the most liked content!

Community Reputation

2 Neutral

About cent

  • Rank
    Fuks
  1. Koncepcja ciemnej materii nieco kłóci się w moim rozumowaniu z podejściem naukowym. Nie jestem fizykiem/matematykiem, ale ile czasu/zasobów zmarnowano na podąrzanie za eterem, tylko dlatego, że "wydawał się" logiczną odpowiedzią na pytania w danej epoce? Czy badania nad faktem czy eter ma strukturę dwunastościanu czy może szesnastościanu doprowadziłyby nas do czegokolwiek? Myślę, że czepialstwo ignorantów, takich jak ja, polega raczej na tym, że niezbyt pochlebnie patrzymy na próby naukowego wplatania "post hoc ergo propter hoc" w naukę - czyli: skoro nie potrafimy doliczyć się 99% masy, to znaczy że jest to CM. IMHO - błąd. W przypadku ludzi, którzy interesują się doniesienami naukowymi, ale sami nie są ekspertami w danej dziedzine, tego typu wniosek jest dalece idącym nadużyciem, któremu trudno dać wiarę. Skoro chcemy aż 99% CZEGOŚ (co w skali galaktycznej oznacza niewyobrażalną masę) nazwać CZYMŚ to wypadałoby najpierw wiedzieć (lub chociaż teoretyzować) czym to COŚ jest, następnie potrafić TO zdefiniować, po czym możemy TO przypisać danym cechom wspomnianej galaktyki. Zdaję sobię sprawę, że nikt na chwilę obecną nie jest w stanie wyjaśnić czym te 99% masy jest i wrzuca się wszystkie podobne odkrycia do jednego worka z etykietą CM. Ale czy to w jakikolwiek sposób służy nauce? Tym bardziej, jeśli na podstawie nie do końca prawdziewej przesłanki próbujemy wyciągać wnioski? W pełni się zgadzam, ale czy nie trafniej byłoby napisać (zasadniczo, po raz kolejny) że nie możemy się doliczyć 99% masy, zamiast te 99% nazywać CM? Przecież skoro nie wiemy czym ta magiczna CM jest, to równie możliwe, że mówimy o szeregu zjawisk/ciał/mas/energii (zwał jak zwał) wpływających na siebie, których nijak nie można wrzucać do jednego worka? Na co dzień wierzę, że naukowcy zajmujący się tą tematyką, zdają sobie z tego sprawę. Jednak sformułowania w stylu "Skoro jednak tworzą galaktykę, oznacza to, że jest ona utrzymywana w całości przez ciemną materię" powodują momenty zwątpienia, czy czasem aby nie ścigamy się w próbach udowodnienia czegoś co w ogóle (jako jednostka) nie istnieje.
  2. Cała duskusja o sensowności takiej wody wydaje się lekko chybiona. Nie do końca też rozumiem jak się ma sprawa ogródków do kupowania produktu na bazie wody. Moi rodzice (całkiem niebiedni, szczególnie na polskie warunki) maja swój ogród warzywny na lato i przetwory zimą, bo lubią wiedzieć co jedzą. Ta wiedza ma dla nich większą wartość niż monetarna wartość roboczogodzin spędzonych w ogrodzie. Co do wody, jakoś nigdy nie rozumiałem tej całej wojenki "kranówa vs minerały". Trzeba chyba rozróżnić 2 rzeczy: wodę - surowiec naturalny oraz wodę - produkt. Posiłkując się tematem ogródkowym - to trochę jak z ziemią ogrodową - po co ją kupować skoro ziemia jest wszędzie? Taniej zainwestować przecież w łopatę. Ale jednak ziemia jako produkt spełnia pewne dodatkowe wymogi, powinna zawierać dodatkowe substancje itp. To czy hasła o wspaniałym wpływie mieszanki azotowej w glebie na głębie koloru hortensji jest prawdą czy marketingowym bełkotem - no cóż, takie problemy musimy dzisiaj diagnozować w przypadku większości efektów masowej produkcji. To czy na takiej ziemi marchewka wyrośnie smaczniejsza/większa i czy to faktycznie zasługa ziemi - to raczej można obserwacyjnie stwierdzić. I teraz docieramy do celu - skoro ta woda (lub ziemia) to produkt, to znaczy, że został stworzony pod konkretny rynek. Osoba mająca poletko na 10 marchewek w wiekszej donicy raczej nie potrzebuje specjalistycznej ziemi, ale osoba chcaca wychodowac najdorodniejszy okaz dyni - moze byc juz zainteresowana dokładnym stężeniem określonych substancji w takiej glebie. Byc moze rynkiem sa osoby o tak wyrafinowanym smaku (lub chcący za takich uchodzić) jak niektórzy somelierzy. Kto wie, może dla nich różnica będzie olbrzymia. A może stwierdzą, że nie widzą różnicy, lub że pobliska oczyszczalnia ścieków dysponuje lepszym produktem. Chetniej poczytałbym wypowiedzi/recenzje tego typu osób poparte argumentem, niż cyniczne wypociny. Czytając artykuł o super-opływowych strojach pływackich, wydajniejszych o 150% wolałbym przeczytać opinię osób pływających lub zawodowych pływaków niż osób które zanurzają się max do pasa bo idą jak kamień w wodę. Inaczej może mi umknąć całkiem fajna ciekawostka.
  3. Najprostszy dowód w sprawie, że posiadam pamięć marki tesco Dotyczy ona też prostych reguł gramatycznych. Pomijając chwilowe zaćmienie umiejętności literackich, dalej podtrzymuję, że w wielu przypadkach wymagana jest biologiczna predyspozycja. Można się nauczyć szybko liczyć, ale aby dojść do takiego poziomu, jak wspomniany gość, samo hurtowe rozwiązywanie sudoku nie wystarczy
  4. Nie byłbym tak pewny, że pozostałe są, tak ot poprostu, możliwe do wyuczenia. Kiedyś czytałem nieco i oglądałem jakiś dokument odnośnie tego, nazwijmy go, Math Mena - polecam obejrzeć bo tempo obliczeń jest naprawdę imponujące. Okazuje się, że potrafi tak szybko rozwiązywać zadania matematyczne z tego powodu, że są one przeprowadzane w innej części mózgu, odpowiedzialnej za przetwarzanie informacji bardziej "wrazliwych czasowo" których przetwarzanie musi być bardziej wydajne (porównywalnie, coś jak robienie obliczeń w cache vs RAM w przypadku komputerów). Nie pamiętam dokładnie detali, a moja wiedza neurologiczna to jedynie wyblakłe wspomnienia ilustracji budowy nerwu z czasów szkolnych. Materiałów o tym przypadku można znaleźć dosyć dużo więc może ktoś będzie w stanie zweryfikować, bo w dzisiejszych czasach możemy natknąć się na filmy "dokumentalne" udowadniające istnienie syren i podwodnych cywilizacji. Ja raczej preferowałbym super pamięć. Głównie dlatego że moja przypomina czasem pamięć marki tesco - niby żadnej różnicy w stosunku do normalnej pamięci ale jednak jakoś na pierwszy rzut oka nie sprawia wrażenia solidnej. Wiem, że pamięć można wyćwiczyć (co praktykowałem swego czasu dla rozrywki), ale mówimy tu o super pamięci i to naturalnie wrodzonej. Ja poproszę!
  5. Widac mielismy dostep do tej samej literatury, bo dokladnie to samo chcialem napisac widzac naglowek
  6. Wygląda mi to na problemy podobne do tych, o których się słyszało kiedy GPS był nowinką technologiczną - ludzie wjeżdzający do jezior, zjeżdzający ze skarp, wjeżdzający na mosty w remoncie "bo GPS tak powiedział". Zazwyczaj były to pojedyncze przypadki, często niezbyt rozgarniętych ludzi (albo po prostu ludzkie pomyłki nagłośnione przez media w nieco inny sposób ). Nagłaśnia się to, bo nowinki przyciągają uwagę publiki i tak kółko się zamyka. W momencie kiedy słowo "autopilot samochodowy" przestanie wzbudzać emocje będziemy słyszeć bardziej stonowane informacje, porównywalne teraz do "spowodował wypadek z powodu rozproszenia nawigacją/telefonem komórkowym/ładną autostopowiczką". Nie wydaje mi się, żeby te informacje obecnie były jakoś super ekscytujące, a już na pewno ciężko po nich wnioskować o przyszłości/potencjale/bezpieczeństwie tego typu rozwiązań. Tym bardziej, że zdecydowana większość dyskutujących (wliczając mnie) nie ma pojęcia o architekturze, algorytmach czy sposobie działania i użytkowania tego autopilota, dostępu do "czarnej skrzynki" auta, czy w końcu do raportu z miejsca wypadku. Edit/Add: zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że na fali podobnych newsów będziemy słyszeć nawet o przypadkach potrącenia kota/psa/jeżozwierza przez Tesle, tylko dlatego że ma autopilota i jest na razie dla większości nieosiągalną ciekawostką.
  7. Czy któryś z bardziej wiekowych użytkowników mógłby mi przybliżyć, kiedy zaczęła się mania określania czy w jakiej skali każdy z produktów wokół nas jest zdrowy i niezdrowy? Nie mam wykształcenia medycznego, może żyję w błędzie bo z doświadczenia wiemy, że "na chłopski rozum" to można szacować wielkość stada krów, ale jakoś wystarczają mi cały czas zdrowy rozsądek oraz zakodowane w jakiejś prymitywnej części mózgu potrzeby żywieniowe. Całe życie nie zwracałem uwagi na to co jem, wręcz przeciwnie - zawsze jadłem to na co miałem ochotę (teraz trochę żałuję, bo człowiek na starość ma zepsuty i wybredny gust smakowy, ale cóż). Dodam, że nie absolutnie nie oznacza to objadania się hamburgerami - jak wspomniałem - zdrowy rozsądek. Ale nigdy nie stroniłem od makaronów, jajek, pizzy, masła (choć nie przepadam), smażonego, tłustego, alkoholowego i co tam jeszcze w międzyczasie zmieniało swoje właściowści. Jedna zasada - nigdy nie jadłem do "przeżarcia", kończyłem jedzenie kiedy tylko mózg daje mi sygnał, że nie jest już głodny (nie czekam na sygnał że jest już najedzony). Taki nawyk w domu, w którym nawet czerstwy chleb znajdował kulinarne zastosowanie, żeby tylko niczego nie wyrzucać był dosyć niemilewidziany, ale na starość bardzo praktyczny. Nie rozumiem ludzi jedzących w restauracji na siłę do końca. W pewnym momencie (wiek ok 20 wiosen) zauważyłem, że zaczynam tyć - coż metabolizm się zmienia. I dostoswałem tylko NAWYKI a same menu pozostało to samo. Nigdy nie byłem na diecie, nie przejmowałem się jak wyglądam, schudłem do swojej właściwej masy w przeciągu 2 lat zrzucając 12 kg. Po ponad dekadzie zauważyłem, że znowu coś się zmienia. Jeszcze nie wiem co, ale znów mam nadzieję, że o ile zmiana wagi nie jest związana z jakąś niezdiagnozowaną chorobą, to podobne podejście wystarczy. Obecnie tragedii nie ma - facet po 30tce przy wzroscie 190 i wadze 83 kg wydaje się dobrym wynikiem jak na absolutne ignorowanie wszelkich zaleceń guru żywieniowych z sobotnich, porannych magazynów telewizyjnych. Nie twierdzę, że wskazania dietetyków są błędnę, ale każdy ma swój metabolizm, w który o ile człowiekiem nie targa jakaś choroba często wystarczy się po prostu wsłuchać, zamiast wczytywać się w artykuły "naukowców" na temat zdrowotności makaronu. Oczywiście dotyczy to tylko żywności. Artykułów naukowych na temat dobroczynnego wpływu seksu na zdrowie na przykład nigdy bym nie podważał.
  8. Z przepisami dotyczącymi poruszania się lekkimi, bezzałogowymi statkami powietrznymi (słowo dron w tych tematach działa na mnie jakoś alergicznie) był zawsze jeden problem - ich brak. Dla hobbystów nie był to duży problem - zazwyczaj stosują zdrowy rozsądek (choć z tym już coraz różniej bywa) i przepisy dotyczące ruchu w przestrzeni powietrznej (lub w niektórych krajach przepisy dla modelarzy RC). Jednak komercyjny użytek z wielu względów potrzebował ustawodastwa - jak np. kwestie ubezpieczeniowe, dozwolony zakres użytku, kwestia uczciwej konkurencji lub ujednolicenia niektórych procedur. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby startup rozwijający "powietrzny transport dronami" musiał spełniać wymogi i podporządkowywać się procedurom dotyczących transportu powietrznego. Już teraz widać, że drony będą nie tylko pomocne ale także problematyczne, a gdzie jak gdzie - tworzenie prawa/procedur po fakcie w lotnictwie może być bardzo kosztowne. Dalej pewnie będzie to prawo rozwijane i precyzowane, ale dobrze, że coś się dzieje. W Australi projekty i firmy "droniarskie" cieszą się dużym powodzeniem, w Polsce też pracowano (i to nawet sensownie) nad jakimiś przepisami. Niestety 1,5 roku temu musiałem zawiesić hobby z racji przeprowadzki więc mogę nie być na bieżąco. Co do prawa federalnego i stanowego nie jestem ekspertem, ale prawo stanowe nie jest "ponad" prawem federalnym. Ono ma regulować kwestie, w których prawo federalne nie ma zastosowania, nie reguluje lub pozwala regulowac w pewnym zakresie. Jeśli chodzi o przepisy lotnictwa i FAA to żadne prawo stanowe raczej nie podskoczy. Tu chodzi raczej o roszczenia natury cywilnej odnośnie tego co "na ziemi". Myślę, że w tej kwestii raczej nikt zainteresowany komercyjnym lataniem nie myśli o lataniu wokół farmy (rancha ;P ) Johna bo i po co. A jeśli przelecą kilkaset metrów nad domem Johna to z kolei John niewiele zrobi... Choć kto wie, założę się że w niektórych stanach posiadają w domach przeciwpancerne karabiny wyborowe
  9. Zgadzam się ale pokłócę się dla zasady. 5 lat w elektronice to owszem dużo. Pytanie - jak dużym skokiem technologicznym cechował się postęp w rozwoju elektroniki krzemowej na przestrzeni 5 lat, kiedy ta była w powijakach i była nowinką technologiczną? (to nie jest retoryka, po prostu za młody jestem żeby wiedzieć ). Trzeba też uwzględnić jak dobrze na tamten czas był znany surowiec i jego właściwości - krzem, w porownaniu do grafenu, który sam w sobie został odkryty stosunkowo niedawno. Do hurra optymizmu mi daleko i wszelkie "rewolucje" traktuję z rezerwą, ale jeśli już coś ma "namieszać" w najbliższej przyszłości ( ;] ) w elektronice to raczej właśnie grafen.
  10. Postęp w dziedzinie wydajności też się odbywa, choć może nieco mniej spektakularnie - jednak marketingowo chyba łatwiej sprzedać lepszy obraz (coś widocznego) niż wydajniejszy procesor. Jeśli procesor już jest wydajniejszy, to musi mieć wysoką cyferkę przy GHz, rdzeniach itp. bo inaczej się nie sprzeda. Czasem mam wrażenie, że projektowanie sprzętu (a czasem i oprogramowania) odbywa się w agencji reklamowej a dopiero później architekci myślą jakby ten temat teraz ugryźć. A co do wspomnianego postępu w wydajności miałem na myśli rozwiązania chmurowe. "Chmura", czyli coś co do niedawna było jedynie marketingowym eufemizmem na "dysk sieciowy" przybiera rozmiary na prawdę wydajnych rozwiązań (jak np. AWS). Trochę sam odpowiedziałeś na własne pytanie - casual user nie zauważy, że klika mu sie 10 mln razy szybciej i zazwyczaj nie ma zapotrzebowania na większą wydajność. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że gdyby nie gry i czasami "ciężkie" strony internetowe, to większości ludzi nadal wystarczyłby sprzęt sprzed 10-12 lat (czasem jakościowo nawet lepszy). Z kolei developer czy admin stojąc przed potrzebą większej wydajności, moim zdaniem, mają w czym wybierać, choć nie zawsze jest to tak proste jak kupno lepszej karty graficznej czy monitora. A co do produkcji grafenowej elektroniki z artykułu - zdefiniuj "stosunkowo niedługi czas"
  11. Podobają mi się te ich marketingowe eufemizmy w stylu "odświeżona wersja konsoli". Czyli jaka? O zapachu morskim? Oczywistym jest, że szumnie propagowane nextGeny okazały się w ogólnym rozrachunku klapą, do tego bardzo nie w pore rozpoczęła się mini-rewolucja sposobu wyświetlania treści w postaci taniejących TV 4K oraz VR. Jak to wszystko pogodzić z faktem, że dopiero co firma wypuściła konsolę, która i tak się tragicznie sprzedaje, a do tego technicznie trzeba wypuścić kolejną. Swojego x360 dostałem od kumpla praktycznie za free i stwierdziłem, że to dobry pomysł był i że jak w przyszłości wyjdzie jakiś sensowny zastępnik to rozważę zainwestowanie. Głównie z powodu tego, że dalej lubię pograć, ale za stary już jestem na porównywanie, która karta graficzna da rade z grami wydanymi w tym roku. Chcę kupić konsolę, kupić grę, zagrać i tyle, nie porównywać, która wersja tytułu ma najlepsze wsparcie dla mojej obecnej wersji konsoli. Niestety rozbudowywanie zwykłej konsoli do roli "domowego centrum rozrywki", które chyba powoli zaczyna robić wszystko poza byciem dobrą platformą do gier oraz tendencja do wypuszczania "sequeli" wszystkiego co 2 lata powoduje, że konsola staje się coraz bardziej jedynie bardziej nietypowym, gamingowym PC.
  12. Nie wiedziałem, że to niespotykane zjawisko. Swego czasu byłem bardzo zaangażowany w akwarystyke, pamietam przypadek hodowcy pielegnic z jeziora Malawi. Bardzo dużo czasu spędzał przed akwarium i w jego okolicy (miał biurko zaraz obok, a poza tym lubił relaksować się patrząc na podwodny świat). Wyjeżdzając na 4 tygodniowy urlop poprosił znajomego, żeby doglądał akwarium. Po 2 tygodniach okazało się, że ryby zaczęły przenosić piasek na przednią szybę, tak jakby chciały ją zakryć. Próba wyrównania piasku na podłożu nic nie dała - ryby znowu przeniosły go usypując kopiec pod przednią szybą. Po powrocie właściciel postanowił nic z tym nie robić. Po kilku dniach kopiec zniknał. Może nie tyle jest to naukowy eksperyment, co jednak jakaś wyraźna przesłanka. No jest jeszcze możliwe, że aparycja znajomego była tak bardzo niewyjściowa, że nawet ryby wolały jej uniknąć.
  13. Nie chciałbym się dorzucać do tak rozległego offtopa, ale piszę z perspektywy "casualowego" czytelnika. Wchodzę na KW, czytam że JAXA porzuca ASTRO-H. Scrolluję nieco i widzę świeże posty w temacie "NASA chce serwisować satelity". Myślę sobie, "o jakiś ciekawy koncept teoretyczny powstał czy i jak taki program mógłby odratować wspomnianego ASTRO". A tu.... o piorunach kulistych poruszających się pod wiatr. Ja zdaję sobie sprawę, że kiedy umysł ścisły (których tu pewnie wiele) słyszy bzdurę, to nie potrafi jej po prostu przemilczeć, ale z doświadczenia (i powyższego przykładu) dobrze wiemy do czego to zazwyczaj prowadzi.
  14. W temacie zastepowania ludzi przez maszyny polecam opracowanie: http://www.oxfordmartin.ox.ac.uk/downloads/academic/The_Future_of_Employment.pdf w szczegolnosci zalacznik szacujacy prawdopodobienstwo komputeryzacji danej profesji. Czy jest to zjawisko dobre czy zle? Odpowiedzi zawsze beda bardzo subiektywne i glownie zalezne od wykonywanego zawodu. Wydaje sie jednak ze jest to zjawisko przede wszystkim nieuniknione. Warto moim zdaniem bardziej sie zastanawiac jak uwzglednic te zmiany w prawie, systemie edukacji. Moj ojciec jeszcze w trakcie nauki zaczal prace w pewnym duzym zakladzie, tak jak jego ojciec i dziadek, nastepnie awansowal, byl przenoszony miedzy dzialami, obecnie pracuje ostatni rok przed emerytura - nadal w tym samym zakladzie. Dla niego sposob w jaki ja pracuje (czyli zmiana pracodawcy czasem nawet co 1-2 lata jesli zachodzi potrzeba, praca na 3 miesiecznym kontrakcie itp) jest nie do pomyslenia i twierdzi, ze on nie moglby sie przystosowac do takiego trybu. Wiekszosc programistow z tych czy innych powodow pewnie juz zmieniala jezyki w ktorych pracuje czy rodzaje projektow, co czasem mozna uznac za polowiczna "zmiane zawodu". Kto wie czy za niedlugo przekwalifikowanie, reedukacja i zaczynanie kariery od zera nie bedzie tak latwe, popularne czy wrecz niezbedne jak dzisiaj zmiana miejsca pracy.
  15. Chociażby wojenki patentowe, które z etyką korporacyjną mają niewiele wspólnego. Nie jestem antyfanem ani jednej, ani drugiej firmy (z supportu MS jestem wręcz bardzo zadowolony), ale myślę, że tego typu nagrody powinny pozostawać w obrębie projektów/firm typu protonmail.ch. Z racji faktu, że akurat dwaj najbogatsi monopoliści rynku otrzymują tego typu pompatyczne wyróżnienia pozwala mi się przychylić do wniosku Sławka, że ktoś ostro posmarował zieloną farbą po kieszeni i to było główne kryterium. Nie wiem w czym ich działania są transparentne (mam tutaj na myśli ogół potentatów, nie tylko MS): w nieujawnianych i niełatanych dziurach, absolutnie niezrozumiałych regulaminach przemycających drobne "smaczki" w małych literkach, niejasnych postanowieniach licencyjnych będących często w jawnej sprzeczności z lokalnym prawem narodowym, narzędziach śledzących, których ominięcie lub wyłączenie wymagać będzie powoli oddzielnego tytułu naukowego? Na pewno każda z tych firm robi również wiele dobrego, ale chociażby z tych powodów nagroda powinna powędrować gdzie indziej. Tytuł tytułem, z produktów tych firm i tak dalej będę korzystał, ale absolutnie nagroda ta nie zmieni mojego podejścia do tych podmiotów jako nieszanujących prywatności użytkowników, zarabiających na niej oraz próbujących budować pełen hipokryzji wizerunek mnichów troszczących się o czakry usera. Edit: troszeczkę się zagalopowałem, bo nagroda nie dotyczy etyki względem klientów a względem partnerów biznesowych, pracowników i innych struktur korporacyjnych. Nie mniej moja wypowiedź adresuje pytanie Flaka, tak więc prosiłbym o jej pozostawienie
×
×
  • Create New...