Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

branwen

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    10
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Reputacja

2 Neutralna

O branwen

  • Tytuł
    Fuks

Informacje szczegółowe

  • Płeć
    Kobieta
  • Zainteresowania
    Językoznawstwo, kultura Japonii, język angielski i staroangielski, języki celtyckie, historia starożytna i wczesnośredniowieczna, archeologia celtycka, literatura, fantasy i science-fiction, mitologia celtycka, fotografia.
  1. Przez szaleńców to została stworzona irlandzka ortografia. We francuskiej jest chociaż jakaś logika. Czytanie irlandzkiego sprzed 100 lat wymaga wiedzy o systemie ortograficznym sprzed reformy. A walijski jest łatwy - jest chyba najłatwiejszym językiem, którego się uczyłam. Jest kilka pułapek ortograficznych, ale jak jest napisane tak się czyta. Problemem są jedynie średnio walijskie teksty, ale tymi się (jeszcze) nie zajmuję. Znanie historii języka niesamowicie pomaga w posługiwaniu się językiem. Polskiego się nigdy tak nie uczyłam i żałuję.
  2. Jestem dysortografikiem (szalenie przeszkadza u lingwisty, szczególnie jak jest widoczne nie tylko w języku ojczystym) i ja nie umiem użyć formy tylko dlatego, że ją widziałam, bo mój mózg płata mi figle i dlatego odwołuję się do reguł, a najczęściej odmieniam przez przypadki. Gdy byłam dzieckiem potrafiłam napisać to samo słowo w jednej linii z błędem i bez (i tego nie widziałam oraz nie wiedziałam dlaczego mi mówią, że napisałam to słowo dwa razy w inny sposóB). Potem zaczęłam dużo czytać i część rzeczywiście się "opatrzyła", ale nie wszystko. Jak mam gorszy dzień, to i w prostym słowie zrobię błąd, jeśli nad tym nie pomyślę. Zastanawiam się o co mieć pretensje do językoznawców. Jedyny powód, moim zdaniem, to jeśli reguły są źle sformułowane, niepraktyczne, a wyjątków nikt nie uczy. Językoznawca nie jest językotwórcą przecież
  3. Na swoje usprawiedliwienie mam, że od trzech lat językiem, z którego korzystam najczęściej jest angielski, a kolejnym walijski i przestaje kontrolować ojczysty język. Bo jak najbardziej się zgadzam, że jak słychać, to różnicę powinno być słychać, a nie widać ... chociaż jeśli się zapisze alfabetem fonetycznym to i będzie widać
  4. Z moich obserwacji dochodzi jeszcze sporo wchodu do tego i pojedyncze osoby z lubuskiego. Nie jest to częste, ale zwraca uwagę tylko osób, które wiedzą czego szukać. Reszta nie widzi różnicy, bo nie jest na to nastawiona. A szkoda, bo to ładne rozróżnienie.
  5. Szekspir w oryginale jest trudny, to prawda. Ale są trudniejsze teksty, tylko do nich się już stosuje przekłady na współczesny angielski (vide: Canterbury Tales). Ja nawet bym się pokusiła o porównanie, że różnica między staroangielskim a współczesnym angielskim jest jak pomiędzy mową Mieszka I a "Kali jeść, Kali pić". Jedno z moich ulubionych zdań: "Ić bēo mid ēow ealle dagas" to współczesne "I am with you for all days". Jak się wie co to powinno być, to się to widzi, ale jak się nie wie, to jest to czarna magia. Inna sprawa, że zaczęłam czytać (hobbystycznie) antologię poezji staroangielskiej i średnio angielskiej. Staroangielska ma tłumaczenia na współczesny, a średnio angielska tylko pojedyncze słowa ma wyjaśnione. Co swoją drogą wygląda trochę jak współczesne wydania "Pana Tadeusza" - też mają przypisy. I u nas też się źle języka uczy (ale moim zdaniem i tak lepiej niż w wielu krajach). Jest tyle przydatnych rzeczy, których można by nauczać i język polski nie byłby taki trudny dla Polaków.
  6. Przepraszam, ale chyba nie do końca rozumiem dlaczego, bo sama problemów nie miałam z odbiorem, a ledwie 21 wiosen za mną. Wątpię, żeby język w 5 lat zmienił się na tyle, że obecni 16latkowie nie są w stanie tego zrozumieć. Język zmienia się ciągle, ale w wolniejszym tempie przez co nadal jesteśmy w stanie zrozumieć naszych dziadków i z nimi normalnie rozmawiać. A już na pewno nie jest to argument broniący zmiany ortografii. Młodzież angielska to kompletni ignoranci, bo są źle uczeni własnego języka. Są mniej świadomi swojego języka niż Polacy, a przynajmniej mniej niż moja klasa licealna była świadoma polskiego, bo może młodzież polska jak bardzo chce, to też jest odporna na wiedzę wpajaną w szkole (albo ma beznadziejnych nauczycieli). Angliści po kursie z historii języka angielskiego nie dostają słowniczków, żeby tłumaczyć teksty starsze niż Szekspir. Nie zgodzę się, że mało kto odróżnia "h" i "ch". Mam znajomych z różnych części Polski, którzy są w moim wieku i nadal nieświadomie różnicę zachowują. Zgodzę się, że rozróżnienie ginie, ale wszystkie wyrazy wyewoluowały z czegoś. Osobiście jestem za tym, żeby uczyć historii języka polskiego, a nawet staro-cerkiewno-słowiańskiego w liceach właśnie po to, żeby być świadomym zmian i nie brać ich za przejaw upraszczania pisma, tylko mowy. Jeśli teraz zmienimy ortografię w ten sposób, dla kolejnych pokoleń dzieła pokroju "Pana Tadeusza" już na pewno będą niedostępne. Czy sami chcemy się pozbawić swojego dziedzictwa poprzez pozostawienie go tylko wyedukowanym polonistom?
  7. I w takim układzie skończylibyśmy z nowomową i licho wie czym. Bo jeśli ktoś nie jest głupi, to musi być mądry, a jeśli nie jest mądry, to musi być głupi. Bezdobre, dobre, plusdobre, dwaplusdobre... Jest to pomysł na poziomie tego, co usłyszałam niedawno od pewnego anglisty, że ortografię polską trzeba uprościć. Aż żal człowieka ściska jak słyszy filologa mówiącego coś takiego, a i nie mniejszy jak się widzi tego typu pomysły na uproszczenie języka.
  8. Jak widzę nazwisko Chomsky'ego, to aż mnie skręca. Nie tylko węgierski tak ma. We wszystkich językach celtyckich tak jest, a są one indoeuropejskie, w przeciwieństwie do węgierskiego. Co prawda nie znam węgierskiego, ale w staroangielskim niektóre formy, które były używane z liczebnikami wyglądały jak liczba pojedyncza i stąd zostało do dziś "five-foot-long" etc. Przez chwile wróciłam myślami na wykłady z językoznawstwa do mojej ulubionej pani profesor Mówiła nam o tym. Tak od siebie dodam - nie, te języki nie wywodzą się z łaciny. Są z nią spokrewnione. Wywodzą się od czegoś co nazywamy "pra-Indo-Europejskim", a na co nie ma dowodów, tylko rekonstrukcje języka. Może to był błąd logiczny, ale warto ich unikać Nie znam arabskiego, ale uczę się aramejskiego i jeśli chodzi o wieloznaczność, to zdecydowanie ją tam widzę. I jeszcze aramejski ma najtrudniejszą gramatykę jaką do tej pory widziałam, a uczę się dłużej innych języków o szyku zdania VSO (orzeczenie-podmiot-dopełnienie).
  9. Przytaczanie Geoffrey'a z Monmouth jest wręcz komiczne. Ta notka to chyba najgłupsza rzecz jaką widziałam w tym miesiącu.
  10. Po pierwsze nie jestem do końca przekonana czy podany przykład z dopełnieniem bliższym i dalszym opisany w ten sposób dowodzi czegokolwiek. Angielski jest typowym językiem SVO (subject-verb-object: podmiot-orzeczenie-dopełnienie), japoński jest opisywany jako SOV (podmiot-dopełnienie-orzeczenie), chociaż tak naprawdę ważne jest, żeby czasownik był w odpowiednim miejscu, a nie podmiot czy orzeczenie. Również wydaje mi się, że słowo "wymiana" i wyrażenie "przyjmują reguły, które drugi język porzucił" może wprowadzić czytelnika w błąd. Rozwój języków jest różny i niezależny - dlatego należą do różnych rodzin językowych. Ponad to, na ile moja wiedza pozwala, termin "znak gramatyczny" absolutnie nie pasuje do kontekstu. Nie znam terminologii polskiej, ale wygląda jak obrzydliwa kalka z angielskiego "grammatical marker". Osobiście użyłabym po prostu terminu "końcówka fleksyjna", bo staroangielski był językiem fleksyjnym z pełną odmianą rzeczownikową i przymiotnikową. Dalej, szyk zdania w języku staroangielskim był luźny właśnie dlatego, że miał przypadki i końcówki osobowe, które załatwiały całą sprawę. Nie ma tego w języku japońskim, w którym czasownik jest na końcu zdania, a podmiot i orzeczenie zmienia położenie w zależności od tego, na co jest położony nacisk, więc jest to bardziej emfaza niż dowolność bez wpływu na znaczenie. Uważam również, że cytat z Miyagawy o tym, że staroangielski i łacina były jak współczesny japoński jest wyrwany z kontekstu i absolutnie zmienia znaczenie, jakie to zdanie mogło mieć pierwotnie. Staroangielski i współczesny japoński zdecydowanie nie są identyczne gramatycznie i to z wielu powodów, również szyku zdania i powodów ku temu. Japoński jest językiem aglutynacyjnym (każdy dodany morfem ma dokładnie jedno znaczenie - wnosi znaczenie czasu lub trybu lub funkcji w zdaniu etc.), a staroangielski i łacina były językami fleksyjnymi (morfem miał wiele znaczeń - osoba i czas, liczba etc.). Różnice na takim poziomie można mnożyć. Na koniec, fraza "efekt blokujący" jest znów kalką z języka angielskiego i nie występuje w języku polskim w zamierzonym znaczeniu (zgodnie z moją wiedzą). Poza tym, podany przykład niewiele mówi i niewiele wprowadza do artykułu. Albo bym to rozwinęła, albo pominęła w ogóle. Podsumowując, artykuł jest mętny, użyte są niedokładne terminy, a przykłady i cytaty są źle dobrane. Temat sam w sobie ciekawy, ale przedstawiłabym go w inny sposób. Na pewno badanie Miyagawy jest warte przeczytania, ale osobiście zrobiłabym to w języku angielskim.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...