Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Sosny ościste, uznawane za najbardziej długowieczne drzewa na świecie, zaczęły rosnąć szybciej w drugiej połowie XX wieku. Stało się tak wskutek ocieplenia klimatu. Specjaliści przestrzegają, że nie jest to bynajmniej powód do radości, bo niedługo będzie można powiedzieć, że Pinus aristata żyją jak rockmani – szybko i krótko (Proceedings of the National Academy of Sciences).

W raporcie sprzed 6 lat wspominano, że sosny ościste z Wielkiej Kotliny rosną prędzej, ale nikt nie znał przyczyny tego zjawiska ani nie miał pojęcia, czy to coś niezwykłego. Najświeższa analiza pierścieni przyrostów rocznych wykazała, że mamy do czynienia z novum, a w ostatnim 50-leciu sosny powiększały swoje rozmiary szybciej niż w ciągu 3700 lat.

Matthew Salzer z University of Arizona i jego zespół pobrali rdzenie pni sosen z 3 stanowisk w kalifornijskich Górach Białych i Ruby Mountains w Nevadzie. Następnie zmierzyli szerokość 420 tys. przyrostów rocznych z drzew występujących w obrębie górnych 150 m zakresu występowania gatunku i określili ich wiek. Dzięki żywym i martwym okazom oraz danym archiwalnym Amerykanie byli w stanie odtworzyć przyrosty roczne do 4600 lat wstecz. Na samym końcu porównali trendy w obrębie przyrostów z modelami zmian lokalnych temperatur.

Przyrosty z ostatniego półwiecza miały średnio szerokość 0,58 mm, a podczas poprzedzających je 4750 lat 0,38 mm. Okazało się też, że wzrost ciągle przyspiesza. Między 2001 a 2005 rokiem pierścienie były niemal dwukrotnie większe niż przed 1951 r., sięgając ok. 0,68 mm.

Zmiany w zakresie rocznych przyrostów idealnie pokrywają się ze zmianami temperatury. Ocieplenie klimatu zachodnich stanów USA wyjaśnia więc bardzo dużo.

Wielu ludzi martwi się, że sosny ościste stały się ofiarami działalności człowieka. Niektórzy eksperci widzą w tym jednak pewne plusy. Jinbao Li z Columbia University uważa np., że stare drzewa pomagają zmniejszyć stężenie dwutlenku węgla w atmosferze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W latach 80. XX wieku w jednej z jaskiń na Pustyni Judzkiej znaleziono nasiono. Datowanie radiowęglowe wykazało, że pochodzi ono z lat 993–1202, a dzięki sekwencjonowaniu DNA i analizie filogenetycznej naukowcy dowiedzieli się, że to nasiono drzewa z rodzaju balsamowiec (Commiphora). Nasiono zostało zasadzone przez kilkunastu laty i wyrosło z niego niemal 3-metrowe drzewo, które nazwano „Szeba”. Okazało się, że Szeba należy do nieznanego wcześniej gatunku, który być może wspominany jest w Biblii.
      Początkowo naukowcy mieli nadzieję, że Szeba to drzewo, z którego pozyskiwano znany z Pisma Świętego balsam. O jego istnieniu donoszą też inne źródła. Drzewo, cenione w starożytności ze względu na swój zapach, jest szeroko wspominane przez autorów z Grecji, Rzymu czy Bizancjum. Opisują je Teofrast z Eresos, Strabon, Pedanius Discorides, Pompeius Trogus czy Beda Czcigodny. Balsam z Judei uzyskiwał wysokie ceny ze względu na zapach i liczne zastosowania. Wzmianki o nim znajdujemy w literaturze od IV wieku p.n.e. do VIII wieku po Chrystusie. Jednak od IX wieku drzewo znika zarówno z literatury oraz, jak się wydaje, z regionu, w którym żyło. Specjaliści od dawna spierają się, do jakiego gatunku należało i czy przetrwało gdziekolwiek na świecie. Nic więc dziwnego, że gdy znaleziono nasiono nieznanego gatunku Commiphora, wzbudziło to nadzieję na odnalezienie drzewa, które odgrywa ważną rolę w Biblii i świecie starożytnym.
      Szeba jest spokrewnione z gatunkami Commiphora angolensis, C. neglecta i C. tenuipetiolata. Jednak po wyhodowaniu okazało się, że drzewo nie zawiera żadnych lotnych związków aromatycznych. Zatem, w przeciwieństwie do współcześnie istniejących gatunków balsamowca, z pewnością nie pozyskiwano z niego substancji zapachowych. Naukowcy odrzucili więc hipotezę, że jest to gatunek, z którego wytwarzano cenny balsam.
      Na tym jednak nie koniec. Okazało się bowiem, ze Szeba zawiera triterpeny pentacykliczne. To bioaktywne związki o niskiej toksyczności, które pomagają przy gojeniu ran, działają przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie, antywirusowo, chronią wątrobę, wykazują aktywność przeciwnowotworową. Ponadto znaleziono dużo glikolipidów, które wykazują silne właściwości przeciwbakteryjne, przeciwwirusowe i przeciwgrzybiczne. Na tej, między innymi, podstawie główna autorka badań, doktor Sarah Sallon, dyrektor Natural Medicine Research Center w Hadassah Medical Organization w Jerozolimie, przedstawiła na łamach Communications Biology, hipotezę, wedle której z gatunku, do którego należy Szeba, pozyskiwano „tsori”.
      To balsam leczniczy wspomniany zarówno w starszych częściach Biblii – jak Księga Rodzaju (Rdz 37:25, Rdz 43:11), która powstała w pierwszej połowie I tysiąclecia p.n.e., ale jej twórcy mogli opierać się na przekazach ustnych i pisemnych sięgających setki lat wstecz – oraz w nowszych częściach Pisma, księgach Jeremiasza (Jr 8:22, Jr 46:11) i Ezechiela (Ez 27:17). Niektórzy naukowcy identyfikują „tsori” z balsamem z Judei, jednak brak na to wystarczających dowodów.
      Autorzy nowych badań, naukowcy z Izraela, USA, Australii, Szwecji i Francji, uważają, że „tsori” było lokalnym produktem, pochodzącym z regionu Gilead (wyraźnie jest to napisane w Księdze Jeremiasza). To historyczny region pomiędzy Morzem Martwym a doliną Jordanu. Górzysty, porośnięty lasami, z żyzną ziemią w dolinach. Związek Szeby z „tsori” jest tym bardziej prawdopodobny, że nasiono, z którego wyhodowano Szebę, znaleziono właśnie w tym regionie. Naukowcy zauważają też, że jeśli uznalibyśmy gatunek, do którego należy Szeba za źródło „tsori”, pozwoli to na rozwiązanie niektórych kontrowersji, sprzeczności i lingwistycznych problemów interpretacyjnych związanych zarówno z „tsori” jak i balsamem z Judei.
      Potwierdzenie bądź odrzucenie hipotezy łączącej Szebę z „tsori” będzie jednak wymagało dalszych badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wydawałoby się, że zdolność do wytwarzania nasion, owoców czy orzechów będzie rosła wraz ze wzrostem drzew. Badania prowadzone przez naukowców z 13 krajów z całego świata nie potwierdzają jednak tej hipotezy.
      Naukowcy zbadali prawie 600 gatunków drzew. Okazało się, że u około 80 proc. z nich płodność osiągała wartość szczytową, gdy drzewa były umiarkowanej wielkości. Potem zaczynała spadać. Pozostałe 20 proc. gatunków niekoniecznie posiada sekretny „eliksir młodości” – zaznaczają naukowcy. I dodają, że gatunki te prawdopodobnie również doświadczają spadku płodności w pewnym wieku. Jednak, aby to stwierdzić, nie ma na razie wystarczająco wielu danych na temat starszych, większych drzew z tej grupy gatunków.
      Publikacja autorstwa 59 badaczy z 13 krajów (Chile, Włoch, Kanady, Polski, Francji, Hiszpanii, Szwajcarii, Japonii, Słowenii, Niemiec, Panamy, Portoryko i USA) ukazała się niedawno na łamach Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America. Jednymi z autorów są dr hab. Michał Bogdziewicz z Wydziału Biologii UAM w Poznaniu, dr hab Magdalena Żywiec i Łukasz Piechnik z Instytutu Botaniki im. Władysława Szafera PAN w Krakowie oraz dr Mateusz Ledwon z Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN w Krakowie.
      Owoce i orzechy drzew stanowią 3 proc. diety człowieka. Są również ważne dla wielu ptaków i małych ssaków, a nasiona drzew są niezbędne do regeneracji lasów. Aby skutecznie zarządzać tymi zasobami i je chronić, musimy wiedzieć, czy prawdopodobne jest wystąpienie spadku płodności oraz w jakim rozmiarze lub wieku może się taki spadek pojawić – mówi kierujący badaniami, dr Tong Qiu z Nicholas School of the Environment na Duke University (USA), cytowany w informacji prasowej związanej z publikacją, przesłanej PAP przez UAM.
      Odpowiedź na to pozornie proste pytanie pozostawała jednak dotychczas w sferze domysłów.
      Z jednej strony jest niezwykle nieprawdopodobne, aby płodność drzew wzrastała w nieskończoność wraz z wiekiem i wielkością, biorąc pod uwagę to, co wiemy o starzeniu się lub pogarszaniu się funkcji fizjologicznych związanym z wiekiem u ludzi i innych organizmów wielokomórkowych – zauważa James S. Clark, profesor nauk o środowisku z Nicholas School of the Environment na Duke University w Durham (USA).
      Z drugiej strony, ściśle mówiąc, nie było jednoznacznych dowodów, aby to obalić – zauważa dr hab. Michał Bogdziewicz, biolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, cytowany w informacji prasowej.
      Clark zwraca uwagę, że wiele upraw drzew owocowych jest wymienianych co dwie lub trzy dekady, i że istnieją trudności w monitorowaniu produkcji nasion na drzewach rosnących poza uprawą. Właśnie dlatego większość dotychczasowych badań dotyczących płodności drzew opierała się na zestawach danych, które zawierały głównie młodsze drzewa, które są wciąż zbyt małe lub średnie. Nie mając wystarczających danych na temat produkcji nasion na późniejszych etapach rozwoju osobników naukowcy szacowali te liczby na podstawie średnich z wcześniejszych etapów.
      Problem polega na tym, że drzewa niekoniecznie produkują regularną liczbę nasion każdego roku, niezależnie od wielkości i wieku. Mogą występować ogromne różnice z roku na rok i pomiędzy drzewami – od zera nasion w jednym roku do milionów w następnym. Tak więc wykorzystanie średnich obserwacji z przeszłości do prognozowania przyszłej produkcji może prowadzić do sporych błędów – podkreślają naukowcy.
      Nowe badanie – jak informują jego autorzy – pozwala uniknąć tego problemu, gdyż zawiera syntezę danych dotyczących produkcji nasion dla 585 670 drzew z 597 gatunków monitorowanych za pośrednictwem sieci MASTIF (Masting Inference and Forecasting). Michał Bogdziewicz z UAM jest jednym z członków tej dynamicznie rozwijającej się grupy badawczej. W ramach stypendium badawczego Bekkera finansowanego przez NAWA przez najbliższe dwa lata będzie pracował w laboratorium Clarka - informuje UAM.
      Globalna baza danych stworzona przez sieć zawiera szczegółowe dane, obejmujące często wiele dziesięcioleci wstecz, a dotyczące rocznej produkcji nasion przez drzewa rosnące w ponad 500 różnych miejscach w Ameryce Północnej, Ameryce Południowej, Azji, Europie i Afryce. Nowe obserwacje można łatwo do bazy danych. Może to zrobić każdy.
      Dostęp do tak ogromnego repozytorium surowych danych umożliwił Qiu, Clarkowi i ich współpracownikom opracowanie skalibrowanego modelu, aby i dokładnie obliczyć długoterminową płodność drzew.
      Dla większości badanych przez nas gatunków, w tym ludzi, jedną z najbardziej podstawowych zmiennych, które mierzymy, jest wskaźnik urodzeń. Dla zwierząt często jest to proste – liczysz jaja w gnieździe lub szczenięta w miocie. Ale kiedy chodzi o drzewa, jest to trudniejsze. Bardzo trudno jest bezpośrednio obserwować, ile nasion jest produkowanych – wyobraźmy sobie liczenie wszystkich żołędzi na 100 letnim buku. Jak pokazuje to badanie, przybliżanie również nie działa. Potrzebny jest inny sposób. Nasz model może rozwiązać ten problem – powiedział Clark.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ciągu ostatnich dekad nauka dostarczała coraz więcej dowodów wskazujących, że drzewa i inne rośliny są kluczowym elementem dobrego samopoczucia i zadowolenia z życia ludzi mieszkających w miastach. Tymczasem wraz z postępującą urbanizacją w miejskich obszarach USA spada pokrycie drzewami.
      W najnowszym numerze Urban Forestry & Urban Greening czytamy, że w każdego roku amerykańskie miasta tracą około 36 milionów drzew. To około 70 tysięcy hektarów powierzchni zielonej, traconej przede wszystkim w centrach miast i na przedmieściach, ale również na obszarach podmiejskich.
      Główny autor badań, David Nowak ze Służby Leśnej USA mówi, że utrata drzew wiąże się też z konkretnymi stratami finansowymi. W tym przypadku oszacował je na 96 milionów USD rocznie, podkreślając, że wiemy tylko o niektórych korzyściach, jakie przynoszą nam drzewa. Obliczenia takie biorą pod uwagę tylko te czynniki, które łatwo jest przełożyć na pieniądze, a więc oczyszczanie powietrza przez drzewa czy zapewniania cienia, dzięki czemu można mniej wydawać na chłodzenie budynków, co z kolei przekłada się też na mniejsze zanieczyszczenie z elektrowni.
      Nowak i współautor badań Eric Greenfield stwierdzili, że pokrywa drzew zmniejszyła się w miastach w 45 stanach. Największe straty zanotowano w Rhode Island, Georgii, Alabamie, Nebrasce i Dystrykcie Kolumbii. Tylko w trzech stanach – Mississippi, Montanie i Nowym Meksyku – pokrywa drzew w miastach zwiększyła się, chociaż w każdym przypadku były to minimalne zmiany.
      Utrata drzew w miastach ma różna przyczyny. Od ich wycinki pod kolejną infrastrukturę, po naturalną śmierć czy ataki szkodników. Stanowi jednak problem, gdyż mniej drzew oznacza niższą jakość życia mieszkańców miast.
      Dotychczasowe badania wykazały bowiem, że obecność drzew przyczyna się do obniżenia ciśnienie krwi i tętna, zmniejsza stress, poprawia poczucie bezpieczeństwa i szczęścia. Okazało się również, że jeśli w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania ciężarnej mieszkanki miasta znajdują się drzewa, to z mniejszym prawdopodobieństwem jej dziecko będzie miało zbyt niską wagę urodzeniową. Praktycznie nie istnieje żaden wskaźnik dotyczący zdrowia publicznego, przestępczości czy jakości środowiska naturalnego, który nie byłby poprawiany przez obecność drzew. Drzewa należy traktować jako część infrastruktury i jako najtańszy sposób na poprawę jakości życia mieszkańców, stwierdza Deborah Marton z organizacji New York Restoration Project.
      Zwykle jednak obecność drzew postrzegana jest inaczej. Ludzie uważają, że fajnie jest mieć kontakt z naturą, że służy to rekreacji i że musi ich być na to stać. Nie wiedzą, że kontakt ten to podstawowa potrzeba. To jeden z głównych czynników zdrowego miejsca zamieszkania, mówi William Sullivan, który stoi na czele Wydziału Architektury Krajobrazu University of Illinois at Urbana-Champaign i specjalizuje się w badaniach wpływu drzew na przestępczość w miastach.
      Tymczasem w miarę postępującego ocieplenia klimatu drzewa odgrywają coraz ważniejszą rolę w miastach. Okazuje się, że obecność drzew w gęsto zabudowanych obszarach miejskich obniża szczytowe letnie temperatury o 1-5 stopni Celsjusza. Przeprowadzone w Kalifornii badania wykazały natomiast, że drzewa zmniejszają temperaturę asfaltu nawet o 20 stopni Celsjusza, a temperatura kabiny samochodu pasażerskiego stojącego na parkingu może być dzięki nim niższa o 26 stopni Celsjusza. Dla wielu starszych ludzi, którzy nie posiadają w domach klimatyzacji, obecność drzew może być czynnikiem dosłownie ratującym życie w upalne dni.
      Drzewa pomagają też w funkcjonowaniu infrastruktury miejskiej. Na przykład Filadelfia została zobowiązana przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska do poradzenia sobie z problemem oczyszczalni ścieków, która przepełniała się po dużych opadach deszczu. Początkowo władze rozważały budowę podziemnego tunelu, który służyłby jako czasowo zbiornik na deszczówkę. Niezależny konsultant, po oszacowaniu kosztów takiego rozwiązania obliczył, że w ciągu 40 lat przyniosłoby ono miastu 122 miliony dolarów zysku. Miasto zaczęło więc rozważać plan nasadzeń drzew i innych roślin, które wiązałyby deszczówkę. Po obliczeniu kosztów ten sam konsultant stwierdził, że takie rozwiązanie przyniesie w ciągu 40 lat korzyści sięgające 2,8 miliarda dolarów. Dzięki drzewom wzrośnie wartość nieruchomości, zwiększy się liczba miejsc wypoczynkowych i zmniejszy liczba zgonów spowodowanych udarem cieplnym.
      Wielu specjalistów świadomych znaczenia, jakie mają drzewa, oblicza ile można by ich zasadzić w miastach. Okazuje się, że a Nowym Jorku jest miejsce dla dodatkowych 200 000 drzew, a w miastach Kalifornii można ich zasadzić aż 236 milionów. Jednak by drzewa te rzeczywiście trafiły do miast, potrzebna jest zmiana myślenia. Urbanizacja postępuje jak szalona. Nie wystarczy, że kilka miast wdroży jakiś program, to nie zrównoważy liczby traconych drzew. Jeśli chcemy być zadowoleni z życia w mieście nie wystarczy, że kilka kilometrów od naszego domu będzie światowej klasy park miejski. Nie wystarczy, że pięć stanów dalej jest niezamowity park narodowy. Drzewa powinny rosnąć przed każdym oknem i przed każdymi drzwiami, mówi Sullivan.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na Florydzie spłonął Senator, jedno z najstarszych drzew na świecie i jednocześnie najstarszy znany cypryśnik błotny. Drzewo liczyło sobie około 3500 lat.
      Drzewo nazwano „Senatorem“ na cześć senatora Mosesa Overstreeta, który w 1927 roku podarował państwu tereny, na których rosło drzewo. Utworzono z nich Big Tree Park. W 1929 roku prezydent Calvin Coolidge ogłosił drzewo pomnikiem narodowym.
      Senator liczył sobie około 36 metrów wysokości. Wyróżniał się wysokością wśród otaczających go drzew, a było to tym bardziej imponujące, że przetrwał wiele huraganów, w tym i ten, z 1925 roku, który go złamał, skracając o 12 metrów.
      Początkowo podejrzewano, że Senator został podpalony. Prawdopodobnie jednak padł on ofiarą sił natury. Przed dwoma tygodniami nad okolicą, w której rosło drzewo, przeszła burza. Śledczy stawiają hipotezę, że w drzewo trafił piorun i Senator zaczął się palić. Niestety, płonął wewnątrz i z zewnątrz nic nie było widać. Gdy ludzie zorientowali się w sytuacji, na ratunek dla Senatora było zbyt późno. Strażakom udało się za to uchronić przed płomieniami pobliskiego cypryśnika Lady Liberty, który liczy sobie około 2000 lat.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zęby rekinów stale rosną. Gdy stare się zużyją, ku przodowi przesuwają się nowe (naukowcy porównują to do taśmy dostarczającej zęby). U ludzi i większości innych ssaków występują tylko dwa komplety zębów - mleczne i stałe. Okazuje się jednak, że istnieje kilka wyjątków od tej reguły - m.in. afrykański gryzoń Heliophobius argenteocinereus.
      Stuart Landry już w 1957 r. zauważył, że zwierzęta te mają więcej zębów trzonowych niż przeciętny gryzoń, ale nie zbadał głębiej tej kwestii. Dopiero po wielu latach zajął się nią Helder Gomes Rodrigues z Uniwersytetu w Lyonie.
      W ramach studium Rodrigues badał szkielety ok. 55 osobników. Odkrył, że zęby trzonowe wydają się przesuwać z tyłu szczęk ku przodowi. Po drodze ulegają też wyniesieniu. Do czasu gdy dotrą do pierwszego rzędu zębów, zupełnie się zużywają i ulegają wchłonięciu przez kość.
      Poza H. argenteocinereus, umiejętnością wytwarzania zastępczych zębów dysponują jeszcze 3 gatunki manatów i skalniak karłowaty. Wygląda jednak, że wyłącznie u gryzonia wykształcił się mechanizm jednoczesnego ruchu trzonowców ku przodowi i górze.
      O ile u manatów i skalniaka zęby są zastępowane w wyniku zużycia przez twarde składniki diety, o tyle H. argenteocinereus żywi się miękkimi bulwami i innymi równie delikatnymi częściami roślin. Rodrigues uważa więc, że wyjaśnienie tego zjawiska musi mieć coś wspólnego z kopaniem (H. argenteocinereus należy do rodziny kretoszczurów). Zwierzę kopie przede wszystkim przednimi siekaczami. W tym czasie trzonowce rozdrabniają napotykane obiekty, a powstały z nich pył jest połykany. Teorię Francuza trzeba będzie jednak dopiero potwierdzić.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...