Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Wiele wskazuje na to, że Rzym będzie się mógł pochwalić kolejną sensacją archeologiczną. W Złotym Pałacu Nerona (Domus Aurea) natrafiono bowiem najprawdopodobniej na pozostałości coenatio rotunda, czyli obrotowej jadalni. Miała ona odzwierciedlać ruch Słońca i gwiazd po sklepieniu niebieskim.

Rzymski pałac cesarza znajdował się między wzgórzami Palatynu i Eskwilinu. Wirującą jadalnię zlokalizowano na stanowisku po stronie Palatynu. Archeolodzy uważają, że ich znalezisko idealnie pasuje do opisu Swetoniusza z "Żywotów cezarów" (De vita Caesarum). Wg historyka, w rotundzie zamontowano okrągłą, obracającą się platformę z drewnianą podłogą. By nadążyć za ciałami niebieskimi, jej ruch nigdy nie ustawał – wirowała dzień i noc. Odkrycie nie ma sobie równych pomiędzy znaleziskami architektonicznymi z epoki starożytnego Rzymu – uważa Maria Antonietta Tomei.

Dotąd powszechnie zakładano, że jadalnia znajdowała się raczej w ośmiokątnym pomieszczeniu na wzgórzu Colle Oppio.

Pracami zespołu archeologów kieruje Francoise Villedieu. Do epokowego odkrycia doszło we wtorek (29 września). Rzymski pełnomocnik ds. pilnych prac archeologicznych Roberto Cecchi zarezerwował kolejne fundusze na potwierdzenie hipotezy, że rzeczywiście natrafiono na osławioną jadalnię Nerona. Najnowsze wykopaliska wykazały, że Domus Aurea był większy niż sądzono.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inżynierowie z California Institute of Technology (Caltech) skonstruowali inteligentną szalkę Petriego. Wbudowali w nią czujnik obrazu, taki sam jak w aparatach cyfrowych, kompletnie zmieniając sposób obrazowania i dokumentowania hodowli mikroorganizmów.
      Artykuł na temat ePetri, jak Amerykanie nazwali swój wynalazek, ukazał się w piśmie Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS).
      Do tej pory na dno szalki nakładano warstwę pożywki, a na nią krople roztworu z mikroorganizmami. Całość wstawiano do inkubatora, a potem, czasem wiele razy , naczynie wyjmowano, by obejrzeć pod mikroskopem postępy poczynione przez namnażające się bakterie czy grzyby. Przy wersji ePetri nie potrzeba mikroskopu, zmniejsza się nakład pracy człowieka, dodatkowo można poprawić jakość dokumentacji rozwoju hodowli.
      Nasza szalka ePetri jest kompaktową, małą, bezsoczewkową platformą obrazowania mikroskopowego. Jesteśmy w stanie bezpośrednio śledzić kulturę wewnątrz inkubatora. Dzięki połączeniu kablowemu dane z szalki są automatycznie przekazywane do stojącego na zewnątrz laptopa - wyjaśnia Guoan Zheng, dodając, że oznacza to nie tylko mniej pracy dla człowieka, ale i mniejsze ryzyko skażenia hodowli.
      Amerykanie zbudowali prototyp swojego urządzenia, wykorzystując smartfon Google'a, czujnik obrazu z telefonu komórkowego i... klocki LEGO. Hodowlę umieszcza się na czujniku. Wyświetlacz LED staje się skanującym źródłem światła. Naukowcy twierdzą, że ich technologia przydaje się zwłaszcza przy obrazowaniu zlewnych hodowli, które zajmują całe dno naczynia. Prof. Changhuei Yang wyjaśnia, że celem zespołu było uzyskanie systemu do szerokokątnego obrazowania mikroskopowego próbek zbitych komórek.
      Akademicy z Caltechu podpowiadają, że platformę ePetri można także zastosować do detekcji toksycznych związków chemicznych czy narkotyków (zamiast zwykłego testu).
      Biolog Michael Elowitz sprawdził skuteczność ePetri na embrionalnych komórkach macierzystych, które często zachowują się inaczej w poszczególnych rejonach szalki, bo przekształcają się w różne typy komórek. Zwykle pod mikroskopem naukowcy mogą obserwować w danym momencie tylko jeden ich rodzaj, tymczasem prototyp pozwolił na oglądanie całego dna naraz.
      Amerykanie mogą obserwować żywe mikroorganizmy w szerokim zakresie skal: od poziomu subkomórkowego po makroskopowy. Obecnie trwają prace nad samowystarczalnym systemem z własnym inkubatorem.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Odradzanie się Zatoki Meksykańskiej po katastrofie na platformie BP nie przebiega tak, jak byśmy chcieli. Najnowsze badania przeprowadzone przez Samanthę Joye z University of Georgia dowodzą, że, wbrew twierdzeniom BP, do roku 2012 przyroda nie poradzi sobie ze skutkami wycieku.
      Pani Joye badała w 2010 roku dno Zatoki i porównywała uzyskane wyniki z tymi sprzed kilku miesięcy. Okazało się, że ropa w wielu miejscach ciągle znajduje się przy dnie tworząc gęstą, zabójczą warstwę. Mamy tu do czynienia z jakimś zatorem, czymś co musimy zbadać, gdyż nie wiemy, dlaczego nie dochodzi do degradacji ropy w tych obszarach - powiedziała Joye podczas niedawnej dorocznej konferencji American Association for the Advancement of Science.
      Jej odkrycia stoją w wyraźnej sprzeczności z innymi badaniami, które wykazały szybki rozkład ropy przez mikroorganizmy. Szefowa agencji odpowiedzialnej za Zatokę powiedziała, że sądziła, iż większość ropy została rozłożona. Terry Hazen z Lawrence Berkeley National Lab mówi, że uzyskane przez niego wyniki różnią się od tych zaprezentowanych przez Joye, gdyż badał on inne obszary i w innym czasie.
      Joye wraz ze swoim zespołem odbyła pięć wypraw badawczych, podczas których pobrano 250 próbek rdzeni z dna i zbadano obszar o powierzchni niemal 7000 kilometrów kwadratowych. Wiele tych miejsc badała również przed wyciekiem i mówi, że sytuacja wyraźnie się pogorszyła. Badania nie pozostawiają wątpliwości, że zostały one zanieczyszczone ropą z platformy BP.
      Problemem jest nie tylko ropa. Jej spalanie na powierzchni spowodowało, że na dno opadło dużo sadzy. Ponadto w wodzie znajdują się duże ilości metanu, który został pominięty podczas większości badań.
      Przed kilkunastoma dniami Kenneth Feinberg, urzędnik odpowiedzialny za Zatokę Meksykańską, stwierdził, opierając się na dotychczasowych badaniach, że Zatoka niemal w całości poradzi sobie ze skutkami wycieku do roku 2012. Joye i Jane Lubchenko, szefowa NOAA (National Oceanic and Atmospheric Administration) mówią, że tak się nie stanie.
      Byłam tam przy dnie, na własne oczy widziałam jak to wygląda. Nie ma szans, by do 2012 roku wszystko było w porządku - powiedziała Joye.

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Intel rozpoczął sprzedaż nowej 45-nanometrowej platformy Moorestown, która jest przeznaczona na rynek smartfonów i tabletów. W jej skład wchodzą procesory z rodziny Atom Z6xx.
      Platforma współpracuje z przenośnymi systemami linuksowymi, w tym z Androidem, co oznacza, że Intel poważnie zainteresował się rynkiem urządzeń mobilnych. Firma chce powoli zwiększać w nim swoje udziały, ale analitycy przewidują, że prawdziwe sukcesy może odnieść dopiero wówczas, gdy zaprezentuje 32-nanometrową platformę.
      W skład Moorestown wchodzą wspomniane już procesory Atom zintegrowane z kontrolerami pamięci, obrazu, układami do obsługi grafiki trójwymiarowej i przetwarzania wideo. Dwie pozostałe kości platformy to kontroler wejścia/wyjścia oraz układ odpowiadający za zarządzenia poborem energii.
      Intel twierdzi, że urządzenia z Morestown mogą pozostawać w stanie oczekiwania przez 10 dni, a ich posiadacz może surfować po sieci przez 5 godzin.
      Platforma w wersji dla smartfonów korzysta z procesora taktowanego 1,5-gigahercowym zegarem, a w wersji dla tabletów zegar pracuje z częstotliwością 1,9 GHz.
      Układ I/O zawiera kontroler NAND, 24-bitową kość audio, obługuje aparat fotograficzny, USB oraz liczne algorytmy bezpieczeństwa. Kość zarządzająca poborem mocy odpowiada za kontrolę ekranu dotykowego.
      Analitycy firmy Morgan Stanley przewidują, że dostawy Moorestown będą zbyt małe by zachwiać rynkiem. W latach 2010/2011 do rąk klientów trafi mniej niż 10 milionów urządzeń z tą platformą. Zarówno oni jak i inni specjaliści stwierdzili, że Intel poczeka na odniesienie większego sukcesu do czasu premiery 32-nanometrowej platformy Medfield. Dopiero wówczas koncern będzie mógł poważnie myśleć o konkurowaniu z Qualcommem i jego platformą SnapDragon.
      Moorestown to już druga próba wejścia Intela na rynek smartfonów. Pierwszą był zintegrowany z pamięcią flash procesor XScale. Nie odniósł on jednak sukcesu i został później sprzedany Marvelowi.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Rzymie zawaliła się część sufitu pałacu cesarza Nerona. Zniszczeniu uległo około 60 metrów kwadratowych Domus Aurea co, jak mówi Antonello Vodret, jest jedną z największych katastrof, które spotkały tę budowlę w ciągu ostatnich 50 lat.
      Specjaliści sądzą, że przyczyną wypadku było działanie wody. Nad Domus Aurea znajdują się łaźnie wybudowane przez cesarza Hadriana. Zawaliła się część tunelu łaźni.
      Domus Aurea był zamknięty, gdyż prowadzone są w nim prace konserwacyjne, dlatego nikt nie ucierpiał podczas wypadku. Pałac otwarto dla zwiedzających w 1999 roku po 18-letnich pracach renowacyjnych. Został on zamknięty w 2001 roku po tym, jak zawaliła się część sufitu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Firma LaunchPoint Technologies pracuje nad nowym systemem wystrzeliwania satelitów w przestrzeń kosmiczną. Wszystko po to, by obniżyć koszty takich operacji.
      Badania finansowane są z grantu przyznanego przez amerykański Departament Obrony.
      Naukowcy LaunchPoint opracowują koncepcję wykorzystania wielkiego pierścienia zbudowanego z nadprzewodzących magnesów. Magnesy umieszczone byłyby w tunelu, który tworzyłby okrąg o średnicy 2,4 kilometra. Długość okręgu wynosi ponad 11 kilometrów.
      Wystrzeliwany obiekt, którego masa mogłaby sięgać niemal 100 kilogramów, byłby umieszczany w pojemniku z poliwęglanów. Pojemnik naukowcy chcą umieścić w tunelu, a tam magnesy nadawałyby całości przyspieszenie rzędu 10 km/s. Koniec tunelu umieszczony byłby na rusztowaniach, kierujących jego wylot ku górze. Bezpośrednio przed opuszczeniem tunelu dzięki laserowi i ładunkom wybuchowym wystrzeliwany obiekt byłby wyzwalany z pojemnika.
      Technologia LaunchPoint nadawałaby się jedynie do wynoszenia w przestrzeń kosmiczną towarów czy satelitów. Z wstępnych wyliczeń wynika, iż pozwoliłaby ona znacznie obniżyć koszty takich operacji. Obecnie umieszczenie na orbicie okołoziemskiej obiektu o wadze 1 kilograma kosztuje około 4000 dolarów. Dzięki platformie startowej LaunchPoint koszt ten zostałby obniżony do około 750 USD.
      Kilka państw planuje w najbliższym czasie kolonizację kosmosu. Platforma byłaby idealnym sposobem na dostarczanie urządzeń, żywności czy wody.
      Obecnie jednym z głównych problemów, z jakim muszą poradzić sobie uczeni jest zapobieżenie przegrzaniu czy spaleniu się wystrzeliwanego obiektu w atmosferze ziemskiej.
       
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...