Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Mieszanie wód oceanów, czyli przepływ mas między równikiem a biegunami oraz w pionie między różnymi warstwami, to sposób na podtrzymanie bioróżnorodności i klimatu naszej planety. Potwierdza się też, że ruch zwierząt – nie tylko tych dużych, ale również ławic małych ryb - wspomaga ten proces.

Autorem teorii, że mieszkańcy mórz i oceanów mogą się w jakiś sposób przyczyniać do istnienia prądów, jest Karol Darwin, wnuk słynnego ewolucjonisty. Przedstawił ją w latach 50. ubiegłego wieku. Nie potraktowano jej jednak na poważnie, gdyż już w latach 60. naukowcy wykazali podczas eksperymentów, że turbulencje tworzone podczas pływania przez różne istoty, np. plankton czy ryby, szybko zanikają w gęstej, lepkiej wodzie.

Najnowsze badania obalają wnioski sprzed 40 lat. Kakani Katija i Joan Dabiri z California Institute of Technology opracowali bazujący na laserze system pomiaru ruchu cieczy. Potem zaczajali się w wodach Pacyfiku na meduzy. Gdy się pojawiały, wypuszczali w ich kierunku strumień barwnika. Dzięki temu zaobserwowali (i utrwalili na wideo), że zwierzę poruszające się w pionie – od chłodnych głębin po ogrzane słońcem płytsze warstwy – pociągało za sobą znaczne ilości zimnej wody. Na tej podstawie Katija i Dabiri stwierdzili, że eksperymentatorzy z lat 60. musieli patrzeć nie na to, co trzeba, skoro tego nie dostrzegli. Zamiast na ruchach w pionie skupili się na falach i wirach.

Jak można się domyślić, na ilość mieszającej się wody wpływają rozmiary i kształty zwierzęcia oraz trasy migracji danego gatunku (zmianie ulega bowiem nie tylko jej temperatura, ale i zasolenie, czyli ciężar).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że te wnioski z badań są prawidłowe. Rola biosfery wodnej w tym procesie jest dotąd niewystarczająco rozpoznana. Zaznaczyć jednak wypada, że końcowa interpretacja znaczenia zjawiska powinna także uwzględniać ilość osobników biorących w tym udział.

Przykład mamy w Bałtyku. Niewielkie małże żyjące w Bałtyku żywią się poprzez odfiltrowywanie wody z planktonu i jego resztek. Ze względu na dużą liczebność osobników cała woda Bałtyku zostaje przez nie przefiltrowana w relatywnie krótkim czasie. To ma oczywiście wielkie znaczenie dla ekologii Bałtyku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zęby rekinów to niezwykle skuteczne narzędzie do cięcia mięsa upolowanych zwierząt. Rekiny znane są z tego, że przez całe życie wymieniają tę śmiercionośną broń. W końcu od ostrych zębów zależy ich przeżycie. Okazuje się jednak, że w miarę zakwaszania się oceanów, zęby rekinów mogą stawać się słabsze i bardziej podatne na uszkodzenia. A to może postawić pod znakiem zapytania możliwość przetrwania rekinów.
      Naukowcy z Niemiec postanowili zbadać, jak zachowają się zęby rekinów w różnych scenariuszach zakwaszenia oceanów. Wzrost kwasowości wód oceanicznych jest napędzany głównie przez antropogeniczną emisję dwutlenku węgla, który jest pochłaniany przez oceany. Obecnie średnie pH oceanów wynosi 8,1. Do roku 2300 spodziewane jest jego obniżenie do 7,3, co oznacza, że woda stanie się niemal 10-krotnie bardziej kwaśna.
      Podczas swoich badań uczeni wykorzystali zęby żarłaczy rafowych czarnopłetwych zebranych przez nurków w akwarium, z którym przetrzymywane są te ryby. Z ponad 600 zębów wybrano 16, które były w doskonałym stanie oraz 36, które zostały użyte do pomiarów. Zęby podzielono na 2 grupy, z których każda była przez 8 tygodni przechowywana w 20-litrowym zbiorniku z morską wodą. W jednym zbiorniku woda miała odczyn pH 8,1, w drugim zaś – pH 7,3.
      Okazało się, że zęby ze zbiornika z bardziej kwaśną wodą były znacznie bardziej uszkodzone. Naukowcy stwierdzili obecność widocznych uszkodzeń, takich jak pęknięcia i dziury, uszkodzenia korzeni i osłabienie struktury. Zęby ze zbiornika z bardziej kwaśną wodą miały też większy obwód. Nie oznacza to, ze urosły, ale ich powierzchnia stała się bardziej nieregularna, co skutkowała jej zwiększeniem. Takie nieregularności mogą z jednej strony zwiększać zdolność zębów do cięcia mięsa, jednak z drugiej osłabiają zęby i powodują, że są one bardziej narażone na pękanie.
      Autorzy badań podkreślają, że użyli zębów, których rekiny się pozbyły. Zatem nie zachodziły w nich potencjalne procesy ponownej mineralizacji. W przypadku zębów znajdujących się w szczęce rekina sytuacja może być znacznie bardziej złożona. Może mieć miejsce szybsza remineralizacja czy wymiana zębów. Jednak w wodach bardziej kwaśnych procesy te będą z pewnością bardziej kosztowne energetycznie, mówi profesor Sebastian Fraune z Uniwersytetu Heinricha Heine w Düsseldorfie.
      Nawet niewielki wzrost kwasowości wód oceanicznych może mieć negatywny wpływ na wiele gatunków zwierząt. Uszkodzenia mogą kumulować się przez długi czas, a zwierzęta nie będą w stanie ich naprawić lub też koszt naprawy będzie bardzo duży. To zaś może zagrozić przetrwaniu poszczególnych osobników lub całych gatunków. To przypomnienie, że zmiany klimatu mają wpływ na całe łańcuchy pokarmowe i ekosystemy, ostrzega główny autor badań, Maximilian Baum z Düsseldorfu.
      Z badaniami można zapoznać się na łamach Frontiers in Marine Science.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ponad 20% powierzchni światowych oceanów, czyli ponad 75 milionów kilometrów kwadratowych, pociemniało w ciągu ostatnich dwóch dekad, informują naukowcy. Ocean ciemnieje, gdy dochodzi do zmian właściwości optycznych wody, co z kolei wpływa na głębokość strefy eufotycznej, która jest domem dla 90% życia morskiego i miejscem gdzie światło słoneczne i światło odbite od Księżyca napędzają zjawiska ekologiczne.
      Thomas W. Davies i Tim Smyth z University of Plymouth wykorzystali dane satelitarne oraz modelowanie numeryczne w analizie corocznych zmian głębokości stref eufotycznych na całej planecie. Okazało się, że pomiędzy rokiem 2003 a 2022 aż 21% powierzchni oceanów, zarówno obszarów przybrzeżnych, jak i otwartych wód, stało się ciemniejszych.
      Gdy uwzględnimy procesy fotobiologiczne napędzane przez światło słoneczne, w latach 2003–2022 głębokość strefy eufotycznej zmniejszyła się o ponad 100 metrów na powierzchni 9,4 milionów km2 (2,6%) światowych oceanów. W tym samym czasie głębokość strefy eufotycznej zmniejszyła się o ponad 50 metrów na powierzchni 32,5 milionów kilometrów kwadratowych (9%), a o 10 metrów na powierzchni 68,4 mln km2. W latach 2003–2022 średnia głębokość strefy eufotycznej za dnia zmniejszyła się o ponad 50% na powierzchni 369 248 km2 oceanu, a o 10% na powierzchni 32 446 924 km2, czytamy w opublikowanym artykule. Jednak ocean nie tylko ciemnieje. Około 10% jego powierzchni, ponad 37 milionów km2, stało się jaśniejsze w ciągu ostatnich 20 lat.
      W tej chwili nie wiemy dokładnie, jak te zmiany mogą wpływać na ekosystem oceanu i całej planety. Należy się jednak spodziewać, że taki wpływ będzie. Autorzy badań sądzą, że na obszarach przybrzeżnych zmiany w głębokości strefy eufotycznej spowodowane są zmianami w obecności składników odżywczych, materiału organicznego i osadów spływających z lądów, na co z kolei wpływ ma działalność rolnicza oraz opady. Na otwartym oceanie zmiany mogą być spowodowane dynamiką zakwitu glonów oraz zmianami temperatury wód powierzchniowych, co zmniejsza penetrację światła.
      Największe zmiany głębokości strefy eufotycznej zostały zaobserwowane w regionach oddziaływania Prądu Zatokowego oraz wokół Arktyki i Antarktyki. To obszary, które doświadczają największych zmian w wyniku ocieplania się klimatu. Znaczące pociemnienie wód obserwuje się też u wybrzeży i na akwenach zamkniętych, takich jak Morze Bałtyckie, gdzie pociemnienie spowodowane jest przez opady niosące z lądów osady oraz substancje odżywcze, jak nawozy sztuczne. Substancje te stymulują wzrost planktonu, który, wraz z naniesionymi osadami, zmniejsza przejrzystość wody.
      Z kolei wokół Wysp Brytyjskich pociemniały Morze Północne, Morze Celtyckie, wschodnie wybrzeża Anglii i Szkocji, wybrzeża Walii oraz niektóre części Morza Irlandzkiego, a pojaśniał Kanał La Manche oraz obszar rozciągający się na północ od Szkocji po Orkady i Szetlandy.
      Źródło: Darkening of the Global Ocean

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzkość wybiera się na Księżyc i Marsa, coraz bardziej szczegółowo bada planety Układu Słonecznego i zaczyna przyglądać się planetom pozasłonecznym, a tymczasem niewiele wiemy o samej Ziemi. Naukowcy z Ocean Discovery League, niedochodowej organizacji, której celem jest przyspieszenia badań nad głębiej położonymi partiami oceanów, poinformowali na łamach Science Advances, że po dekadach badań ludzkość widziała mniej niż 0,001% powierzchni dna w głębszych partiach oceanów. Czyli takich, położonych poniżej 200 metrów pod poziomem morza.
      Obszary znajdujące się na głębokości poniżej 200 metrów utrzymują zróżnicowane ekosystemy, wytwarzają tlen, regulują klimat, są niezbędne do zachowania zdrowia całej planety. A mimo to praktycznie nic o nich nie wiemy. Zajmują one 66% powierzchni Ziemi, to około 336 milionów kilometrów kwadratowych. Dotychczas obserwowaliśmy zaś około 3300 km2. To powierzchnia niemal 100-krotnie mniejsza od powierzchni Polski, zaledwie 5-krotnie większe od największego polskiego miasta, Gdańska.
      Obserwacje wizualne (czy to prowadzone przez badaczy na pokładach batyskafów czy też przez roboty wyposażone w kamery) są jednym z trzech najważniejszych – obok mapowania i pobierania próbek – metod badania dna morskiego. Pozwala ono na określenie kontekstu zbieranych próbek, obserwację życia, ocenę bioróżnorodności i obfitości organizmów, ocenę stanu biologii i geologii oceanów. To dzięki nim odkryto pierwsze kominy hydrotermalne, określono wpływ katastrofy Deepwater Horizon na dno morskie i opisano odradzanie się koralowców po katastrofie, znaleziono dobrze zachowane wraki na Morzu Czarnym. Obecnie, gdy wiemy, że ludzkość od wieków wpływa na oceany, czy to przez składowanie w nich śmieci, zanieczyszczanie odpadami z działalności rolniczej i przemysłowej, eksploatację zasobów biologicznych i geologicznych czy zakwaszanie wód oceanów, istnieje coraz większa potrzeba prowadzenia badań wizualnych.
      Tymczasem, jak się dowiadujemy, nie tylko poznaliśmy zaledwie 0,001% powierzchni dna oceanicznego położonego poniżej 200 metrów, ale te poznane obszary są skupione wokół kilku wybranych krajów. Z powodu dużych kosztów oraz trudności technicznych związanych z badaniami dna aż 65% powierzchni, którą wizualnie poznaliśmy, znajduje się w odległości 200 mil morskich od USA, Japonii i Nowej Zelandii, a aż 97% badań przeprowadziło zaledwie pięć krajów: USA, Japonia, Nowa Zelandia, Francja i Niemcy. To zaś oznacza, że niewiele możemy powiedzieć o tym, jak wygląda dno oceanów i nie można bezpiecznie wyciągać wniosków na podstawie tak niewielkiego poznanego obszaru w tak niewielu miejscach.
      Jest to szczególnie ważne w momencie, w którym coraz częściej mówi się o zintensyfikowaniu działań górniczych dna morskiego i wydobywaniu stamtąd surowców. Nie mamy bowiem najmniejszego pojęcia, co się na dnie znajduje, zatem co możemy zniszczyć prowadząc eksploatację oraz jaki wpływ zniszczenia te będą miały na całą planetę, w tym i na nas.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niskie średnie temperatury na Ziemi, które umożliwiły uformowanie się pokryw lodowych na biegunach, są czymś rzadkim w historii naszej planety. Nowe badania, przeprowadzone przez zespół pod kierunkiem naukowców z University of Leeds, dowodzą, że aby takie warunki klimatyczne się pojawiły, musi dojść do zbiegu wielu złożonych procesów. Uczeni badali, dlaczego Ziemia przez zdecydowaną większość swojej historii była znacznie cieplejsza niż obecnie i nie istniały na niej pokrywy lodowe na biegunach.
      Dotychczas proponowano wiele hipotez, które miały wyjaśnić pojawianie się glacjałów na Ziemi. Mówiono o zmniejszonym wulkanizmie, zwiększonym pochłanianiu atmosferycznego węgla przez roślinność czy też o reakcji dwutlenku węgla ze skałami. Ciepłe warunki klimatyczne farenozoiku zostały przerwane przez dwa długotrwałe okresy ochłodzenia, w tym obecny, trwający od około 34 milionów lat. Te chłodniejsze okresy zbiegają się z niższą zawartością CO2 w atmosferze, jednak nie jest jasne, dlaczego poziom CO2 spada, piszą naukowcy na łamach Science Advances.
      Na potrzeby badań stworzyli nowy długoterminowy „Earth Evolution Model”. Jego powstanie było możliwe dzięki ostatnim postępom w technikach obliczeniowych. Model pokazał, że wspomniane ochłodzenia spowodowane były nie pojedynczym procesem, a ich zbiegiem. To wyjaśnia, dlaczego okresy chłodne są znacznie rzadsze od okresów ciepłych.
      Wiemy teraz, że powodem, dla którego żyjemy na Ziemi z pokrywami lodowymi na biegunach, a nie na planecie wolnej od lodu, jest przypadkowy zbieg bardzo małej aktywności wulkanicznej i bardzo rozproszonych kontynentów z wysokimi górami, które powodują duże opady i w ten sposób zwiększają usuwanie węgla z atmosfery. Bardzo ważnym wnioskiem z naszych badań jest stwierdzenie, że naturalny mechanizm klimatyczny Ziemi wydaje się faworyzować istnienie gorącego świata z wysokim stężeniem CO2 i brakiem pokryw lodowych, a nie obecny świat z niskim stężeniem CO2, pokryty częściowo lodem, mówi główny autor badań, Andrew S. Meredith. To prawdopodobnie preferencja systemu klimatycznego Ziemi ku gorącemu klimatowi uchroniła naszą planetę przed katastrofalnym całkowitym zamienieniem naszej planety w lodową pustynię. Dzięki niej życie mogło przetrwać.
      Drugi z głównych autorów badań, profesor Benjamin Mills zauważa, że z badań płyną bardzo ważne wnioski. "Nie powinniśmy spodziewać się, że Ziemia zawsze powróci do chłodniejszego okresu, jaki charakteryzował epokę przedprzemysłową. Obecna Ziemia, z jej pokrywami lodowymi jest czymś nietypowym w historii planety. Jednak ludzkość zależy od tego stanu. Powinniśmy zrobić wszystko, by go zachować i powinniśmy być ostrożni, czyniąc założenia, że zatrzymując emisję powrócimy do stanu sprzed globalnego ocieplenia. W swojej długiej historii klimat Ziemi był przeważnie gorący. Jednak w czasie historii człowieka był chłodny.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dotychczasowe badania pokazywały, że w Stanach Zjednoczonych koncerny wydobywcze, konserwatywne ośrodki analityczne oraz konserwatywni filantropi biorą udział w finansowaniu grup powątpiewających w ocieplenie klimatu, służąc w ten sposób swoim interesom gospodarczym czy politycznym. Jared Furuta i Patricia Bromley z Uniwersytetu Stanforda przyjrzeli się, jak wygląda to w innych krajach.
      Okazało się, że grupy czy organizacje zaprzeczające globalnemu ociepleniu są bardziej aktywne tam, gdzie prowadzona jest bardziej zdecydowana polityka na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatu, ale ma to mniejszy związek z interesami gospodarczymi czy zależnością kraju od paliw kopalnych.
      Furuta i Bromley przeprowadzili analizy statystyczne dotyczące ponad 160 krajów oraz działających w nich setek organizacji zaprzeczających zmianom klimatu. Zauważyli pozytywny związek pomiędzy polityką na rzecz zapobiegania zmianom klimatu a aktywnością i liczebnością grup zmianom tym zaprzeczającym. Jednak nie znaleźli związku pomiędzy interesami gospodarczymi kraju, wyrażanymi czy to przez emisję gazów cieplarnianych czy przez posiadanie lub zależność od paliw kopalnych, a aktywnością i siłą takich grup. Nie znaleźli też zależności pomiędzy siłą grup, a innymi czynnikami, takimi jak poziomem rozwoju gospodarczego, nierównościami społecznymi, powiązaniami z USA czy ideologią głównych graczy politycznych.
      Wyniki badań sugerują zatem, że pojawianie się i działalność grup czy organizacji zaprzeczających zmianom klimatu jest dynamiczną reakcją na działania proekologiczne.
      Obecnie w ponad 50 krajach na świecie działa co najmniej 1 niedochodowa organizacja, której celem jest podważanie wyników badań naukowych oraz działań podejmowanych w celu zapobiegania zmianom klimatu. Tego typu organizacje od dawna były aktywne w Stanach Zjednoczonych, ale w ostatnich latach wyewoluowały w ogólnoświatowy ruch. Są szczególnie widoczne w tych państwach, które prowadzą najbardziej zdecydowaną politykę klimatyczną, a nie w państwach o najwyższej emisji gazów cieplarnianych czy aktywności przemysłowej, stwierdzili autorzy badań.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...