Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Profesor Jean-Hilaire Saurat, szef oddziału dermatologii Szpitala Uniwersyteckiego w Genewie, poinformował na konferencji prasowej, że zatrucie w 2004 r. prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki dioksynami stanowiło przełom w zakresie metod leczenia tego typu przypadków.

Specjalista wykluczył, że taka ilość toksycznych substancji mogła zostać połknięta przez przypadek lub że było to sfingowane. Zniekształcenia na twarzy i ciele to skutek 1000-krotnie większego stężenia dioksyn niż w organizmie przeciętnego człowieka. Według dermatologów, ospowate dzioby zadziałały jak miniaturowe wątroby. Utworzyły się one pod skórą, aby zaabsorbować i zniszczyć toksynę.

Przypadkiem Juszczenki zajął się cały zespół lekarzy, m.in. z Ukrainy. Nie ulega wątpliwości, że to było bardzo poważne zatrucie dioksynami... Nie ma mowy, by taka ilość trucizny dostała się do organizmu przez przypadek – podkreśla Saurat.

Prezydent Ukrainy twierdzi, że wie, kto odpowiada za to, co mu się stało i że wszystkie te osoby przebywają w Rosji. Oskarżył też Moskwę o utrudnianie śledztwa. Saurat i osobisty lekarz Juszczenki Rościsław Walichnowski postanowili przemówić, ponieważ po Kijowie krążą pogłoski, że Juszczenko udawał zatrucie, by zdobyć poparcie w wyborach sprzed 4 lat.

W październiku ubiegłego roku prezydent naszego wschodniego sąsiada ujawnił, że przeszedł 24 duże operacje w kraju i za granicą. Lekarze walczyli o jego zdrowie i wygląda na to, że im się udało. Genewczyk ujawnił, że poza tym polityk poddawał się wielu mniejszym zabiegom. Przez 3 pierwsze lata doświadczał stałego, silnego bólu. Jego choroba to nieocenione źródło informacji nt. terapii masywnego zatrucia dioksynami.

Dzioby na skórze to element reakcji obronnej organizmu. Nadano jej nazwę nabytego indukowanego dioksynami krwiaka skóry, w skrócie ADISH (ang. Acquired Dioxin-Induced Skin Haematoma). Podobne obrażenia obserwowano już w przeszłości, m.in. u ofiar wycieku w fabryce chemicznej w Seveso we Włoszech.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      "Ptaki" Hitchcocka dawno już stały się klasyką kina, ale dopiero teraz udało się wyjaśnić, czemu w 1961 r. mewy dokonywały samobójczych lotów na okna domów w kalifornijskiej zatoce Monterey (podobno te właśnie zdarzenia w dużej mierze zainspirowały reżysera).
      Osiemnastego sierpnia 1961 r. w jednej z kalifornijskich gazet alarmowano, że tysiące oszalałych burzyków szarych bombardują brzegi północnej części zatoki Monterey, zwracając przy tym sardele. Hitchcock widział jeden z takich incydentów, który zadziałał na jego żywą wyobraźnię.
      Wg biologów z Uniwersytetu Stanowego Luizjany, ptaki uległy zatruciu. Naukowcy, których artykuł ukazał się w piśmie Nature Geoscience, przeprowadzili sekcje padłych przed półwieczem mew, burzyków i żółwi. Badali zawartość żołądków tych zwierząt. Stwierdzono duże ilości kwasu domoikowego - neurotoksyny uszkadzającej struktury ośrodkowego układu nerwowego. Ponieważ aminokwas ten jest produkowany przez morskie mięczaki i okrzemki, kumuluje się w organizmach m.in. sardeli i kałamarnic, którymi żywią się ptaki morskie. Uszkadzając mózg (a zwłaszcza hipokampa), kwas domoikowy może w skrajnych przypadkach doprowadzać do dezorientacji. Niekiedy zatrucie kończy się też śmiercią.
      Jak wylicza Sibel Bargu, kwas domoikowy wykryto w 79% planktonu zjedzonego przez sardele i kałamarnice. W krótkim czasie neurotoksyna mogła zostać na tyle skoncentrowana, by uśmiercić stworzenia z kolejnych szczebli łańcucha pokarmowego. Pani Bargu podkreśla, że choć już wcześniej wspominano o zatruciu ptaków, dotąd nie udawało się zdobyć na to dowodów. My pokazaliśmy próbki planktonu z zatrucia z 1961 r. [na co dzień są one przechowywane w Scripps Institution of Oceanography], w których znalazły się wytwarzające neurotoksynę okrzemki Pseudo-nitzschia [...].
      W 1991 r. na tym samym obszarze podobnemu zatruciu uległy pelikany brunatne. W żołądkach stanowiących podstawę ich diety ryb odkryto duże ilości okrzemek Pseudo-nitzschia i kwasu domoikowego. Uprawdopodobniało to hipotezę, że ten sam los spotkał 30 lat wcześniej burzyki, mewy i innych nieszczęśników.
      Poszukując bezpośredniej przyczyny zakwitów, naukowcy dywagują, że może chodzić o pestycydy, niewykluczone też, że na przeżywającym budowlany boom terenie doszło (i dochodzi) do wycieku z szamb.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (NOAA) odkryli u krytycznie zagrożonej wyginięciem mniszki hawajskiej (Monachus schauinslandi) ciguatoksynę. Należy ona do grupy neurotoksyn kumulujących się w mięśniach niektórych gatunków ryb morskich ze stref subtropikalnej i tropikalnej.
      Ciguatoksyna jest wytwarzana przez bruzdnice (Dinoflagellata), glony rozpowszechnione na rafach koralowych. Bruzdnice są zjadane przez drobne zwierzęta, które później padają ofiarą ryb. Gdy ludzie spożyją taką rybę, dochodzi do choroby zwanej ciguaterą. Przyjmuje ona postać ostrego zatrucia pokarmowego z objawami neurologicznymi. Co roku na całym świecie na ciguaterę zapada naprawdę wielu ludzi (chorych liczy się w tysiącach), teraz zaś po raz pierwszy ciguatoksynę wykryto u morskiego ssaka.
      Studium NOAA ujawniło, że mniszki hawajskie są wystawione na oddziaływanie znacznych stężeń ciguatoksyn. Komplikuje to kwestię ochrony tych fok, których i tak niewielka populacja (ok. 1100-1200 osobników) kurczy się o 4% rocznie wskutek problemów z wyżywieniem oraz działania różnych czynników środowiskowych i związanych z człowiekiem.
      Próbki od fok pobierano na wszystkich wyspach Hawajów, w tym na obszarze morskiego pomnika narodowego Papahānaumokuākea. Próbki trafiły do National Centers for Coastal Ocean Science Laboratory w Charleston i tam przeszły analizę toksykologiczną.
      Bazując na wynikach tego studium, sądzimy, że ekspozycja na ciguatoksynę jest powszechna w populacji mniszek hawajskich. Poczyniliśmy pierwszy ważny krok, teraz musimy ustalić konkretny zakres ekspozycji i dowiedzieć się więcej o roli, jaką może ona spełniać w obniżaniu się liczebności gatunku - podsumowuje Charles Littnan.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Antoinette Hayes z Pfizer Research uważa, że za śmierć Aleksandra Wielkiego odpowiada trucizna z wód Styksu. Amerykanka twierdzi, że do zgonu sławnego wodza doszło przez wtórny metabolit bakterii Micromonospora echinospora - kalicheamycynę. Referat nt. trucizny ze Styksu w ujęciu współczesnej geologii i toksykologii zostanie wygłoszony na XII Międzynarodowym Kongresie Toksykologii w Barcelonie.
      Starożytni uważali, że woda ze strumienia Styks w północnej Arkadii jest szkodliwa dla zdrowia. Ponoć z tego powodu identyczną nazwę nadano głównej rzece mitologicznego podziemnego świata. Na łodzi Charona musiała ją przebyć każda dusza zmierzająca do Hadesu. W tym samym miejscu uświęcone przysięgi składali też bogowie. Jeśli kłamali, Zeus zmuszał ich do wypicia wody, która działała powalająco. Hezjod, grecki poeta z VIII w. p.n.e., pisał, że przez rok bogowie nie mogli się ruszyć, oddychać ani mówić – wyjaśnia współautorka studium, Adrienne Mayor z Uniwersytetu Stanforda.
      Grecki geograf Pauzaniasz, autor 10-tomowego dzieła Periegesis tes Hellados (Wędrówki po Helladzie), utrzymywał, że woda z rzeki niszczy kryształy, ceramikę i brąz. Jedyną odporną na korozję rzeczą są kopyta muła bądź konia. Mayor, znana z książki pt. Król trucizny będącej biografią Mitrydatesa VI Eupatora, króla Pontu z dynastii Mitrydatydów, podkreśla, że żaden ze starożytnych twórców nie negował toksycznych właściwości Styksu.
      Hayes rzuca nieco światła na M. echinospora. To bardzo toksyczna Gram-dodatnia bakteria glebowa, która dopiero ostatnio znalazła się w kręgu zainteresowań współczesnej nauki. Odkryto ją w latach 80. w caliche, kruchych osadach złożonych głównie z węglanu wapnia, których pełno w Grecji.
      Niestety, geochemia Styksu, nazywanego dziś Mavroneri (Czarną Wodą), dotąd nie zajmowała naukowców. Z tego powodu trudno byłoby potwierdzić teorię kalicheamycynową. Nawet same Mayor i Hayes przyznają, że nie wiadomo, czy Aleksander Wielki naprawdę uległ zatruciu. Panie zaznaczają, że niczego nie sugerują ani nie opowiadają się za lub przeciwko jakiejś wersji wydarzeń. Nie da się jednak zaprzeczyć, że święta trucizna, którą posługiwali się sami bogowie, byłaby idealna dla postrzeganego jako półbóstwo Aleksandra.
      Wódz zachorował w Babilonie podczas jednej z całonocnych pijatyk. Uskarżał się na przeszywający ból w okolicach wątroby. Miał bardzo wysoką gorączkę. W ciągu 12 kolejnych dni jego stan się pogarszał. Nie mógł mówić, poruszał tylko oczyma. Na końcu zapadł w śpiączkę. Specjaliści, którzy próbowali odtworzyć przyczynę jego śmierci, wspominali o otruciu lub przypadkowym zatruciu ciemiernikiem, tojadem, strychniną lub arsenem, przepiciu, sepsie, zapaleniu trzustki, gorączce zachodniego Nilu, malarii i durze brzusznym.
      Mayor uważa, że objawy Aleksandra Macedońskiego i przebieg choroby wydają się pasować do greckich mitów związanych ze Styksem. Przywódca stracił głos, jak bogowie, którzy wpadali w niby-śpiączkę po wypiciu wody z rzeki.
      Wielu toksykologów nie zgadza się z hipotezą otrucia Aleksandra, ponieważ mało która trucizna wywołuje gorączkę, a w starożytności znano ich jeszcze mniej niż obecnie. Kalicheamycyna występuje jednak naturalnie i jest silnie cytotoksyczna, słowem – to idealna kandydatka na morderczynię słynnego króla.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Specjaliści z Mount Sinai School of Medicine, którzy określali stężenie ołowiu w dwóch fragmentach czaszki Ludwiga van Beethovena, uważają, że jest mało prawdopodobne, by kompozytor zmarł wskutek zatrucia tym pierwiastkiem.
      Wcześniej jedna z teorii dotyczących owianego tajemnicą zgonu słynnego Niemca głosiła, że jego przyczyną była wywołana zatruciem Pb niewydolność nerek. Dziewięćdziesiąt pięć procent ołowiu znajduje się w dorosłym organizmie w kościach, gdzie może on pozostać przez wiele lat, nawet po śmierci. Określenie zawartości ołowiu we fragmentach kości Beethovena pozwala nam cofnąć się w czasie, by zmierzyć ekspozycję na oddziaływanie pierwiastka w ciągu życia kompozytora – ujawnia dr Andrew Todd.
      Kawałki czaszki muzyka badano za pomocą fluorescencji promieniowania X (ang. x-ray fluorescence, XRF). Co ważne, technika ta nie uszkadza próbek, dlatego Todd niejednokrotnie wykorzystywał ją do określania wpływu ołowiu na ludzkie zdrowie. Dawka promieniowania jest tu niewielka – odpowiada 10-min dawce tła promieniowania naturalnego na Ziemi. Analiza fluorescencyjna polegała na rejestracji charakterystycznego promieniowania rentgenowskiego, emitowanego przez atomy ołowiu wskutek wzbudzenia. Dzięki temu stwierdzono, że w większym fragmencie czaszki występowało 12 mikrogramów ołowiu na gram minerału kostnego. W przypadku kogoś w wieku Beethovena spodziewaliśmy się większej dawki; porównawczy zestaw danych przewidywał 21 µg na gram minerału kostnego.
      Kontakt z ołowiem wywołuje drażliwość, z której słynął kompozytor, a także kolkę oraz niewydolność nerek i wątroby. W 2000 r. w Argonne National Laboratory badano tylko powierzchnię niewielkiego kawałka czaszki Beethovena. Poza nim Todd analizował też ogólną gęstość większego fragmentu.
      Wcześniej niektórzy badacze wykrywali podwyższone stężenia ołowiu we włosach muzyka, co może jednak stanowić odzwierciedlenie ekspozycji wyłącznie z ostatnich miesięcy życia. Austriacki patolog doktor Christian Reiter uważał, że dane te dałoby się odnieść do sposobu leczenia ran pooperacyjnych przed 200 laty. Andreas Wawruch leczył kompozytora z powodu płynu zbierającego się w jamie brzusznej. Odciągał płyn, przebijając brzuch muzyka, a na zrobioną przez siebie dziurę nakładał maść zawierającą ołów. Inni eksperci wskazywali na prawdopodobne upodobanie kompozytora do słodzonych i konserwowanych octanem ołowiu tanich win. Ich teorię obalił sam zainteresowany, z którego notatek wynikało, że stać go było na droższe trunki.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Enzym odnaleziony u bakterii może już niedługo posłużyć do leczenia zatruć kokainą lub uzależnienia od tego środka. Jest to możliwe dzięki zdolności tego białkowego katalizatora do rozkładu cząsteczek narkotyku.
      Obiektem zainteresowania badaczy jest długodziałająca forma esterazy kokainy (CocE) - bakteryjnego enzymu zdolnego do rozkładu cząsteczek kokainy do związków nieaktywnych biologicznie. Jak przypuszczają badacze, jego zastosowanie może sprzyjać leczeniu uzależnienia od kokainy oraz ograniczać jej toksyczność.
      Aby ocenić terapeutyczny potencjał CocE, zespół dr. Gregory'ego T. Collinsa z University of Michigan wykorzystał szczury odmiany Sprague-Dawley.
      W pierwszym z testów naukowcy podawali zwierzętom różne dawki długodziałającej formy CocE, a następnie wstrzykiwali im typową śmiertelną dawkę kokainy. Jak się okazało, zastosowanie enzymu pozwoliło na znaczne zwiększenie przeżywalności po przyjęciu wysokich dawek narkotyku oraz zwiększyło dawkę konieczną do uśmiercenia zwierząt. 
      Na potrzeby kolejnego eksperymentu zwierzęta nauczono podawania sobie dawek narkotyku dzięki pompie wstrzykującej dawki środka po naciśnięciu nosem specjalnego przycisku. U szczurów wywołano także uzależnienie od kokainy, a następnie testowano ich zachowanie po podaniu CocE.
      Wyniki doświadczenia wskazują, że wstrzyknięcie odpowiednio dużej dawki enzymu pozwala na rozłożenie kokainy, dzięki czemu prowadził on do osłabienia przyjemności odczuwanej za sprawą narkotyku. Po pewnym czasie zaobserwowano także znaczne osłabienie objawów uzależnienia.
      Można się spodziewać, że dalsze badania nad CocE będą miały na celu wprowadzenie jej na rynek jako środek łagodzący ostre zatrucia kokainą. Leczenie uzależnień z wykorzystaniem tego środka byłoby jednak, niestety, znacznie trudniejsze, ponieważ wymagałoby ono ogromnej samodyscypliny ze strony pacjenta, zaś wpływ enzymu mógłby zostać zniesiony przez przyjęcie odpowiednio dużej dawki narkotyku.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...