Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Przez góry i starożytne imperia. Niezwykłe odkrycie na słynnym wraku sprzed 3500 lat
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Humanistyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Gdy w 2008 roku CITES (Convention on International Trade in Endangered Species of Wild Fauna and Flora) zgodziła się na jednorazową sprzedaż w Chinach 108 ton kości słoniowej pochodzącej od zwierząt, które zmarły w sposób naturalny lub zostały legalnie zabite, obawiano się, że chińska opinia publiczna zacznie bardziej pozytywnie reagować na handel kością słoniową. Jednak badania przeprowadzone niedawno przez Yale University pokazały, że stało się wręcz przeciwnie.
Yufang Gao i jego zespół wykorzystali techniki uczenia maszynowego do przeanalizowania postawy chińskiej opinii publicznej odnośnie handlu kością słoniową. Ton doniesień chińskiej prasy stał się bardziej nieprzyjazny temu zjawisku, media bardziej skupiały się na przemycie oraz na rządowych wysiłkach na rzecz kontrolowania handlu, mówi Gao. Uczony od ponad dekady prowadzi badania dotyczące handlu kością słoniową. Na potrzeby ostatnich badań rozpoczął współpracę ze statystykiem Yuntianem Liu oraz międzynarodową grupą naukową i wspólnie przeanalizowali dotyczące kości słoniowej doniesienia chińskiej prasy z lat 2000–2021.
Naukowcy wykorzystali model statystyczny LDA (latent Dirichlet allocation) i za jego pomocą przeanalizowali 6394 doniesienia prasowe badając, w jaki sposób polityka wpłynęła na postawę opinii publicznej. LDA pozwala nam zidentyfikować i przeanalizować powtarzające się frazy. W tym przypadku były to wyrażenia często spotykane w doniesieniach o kości słoniowej, takie jak „przemyt”, „celnicy”, „Afryka”, „zagrożony” czy „zwierzę”, mówi Liu.
Naukowców szczególnie interesował wpływ decyzji CITES z 2008 roku oraz wprowadzony w 2016 roku w Chinach zakaz sprzedaży kości słoniowej. Naukowcy badali, w jaki sposób wydarzenia te wpłynęły na opinię publiczną odnośnie kultury i sztuki związanej z kością słoniową, wysiłków na rzecz ocalenia słoni czy przestępczości z nią powiązanej.
Ku zaskoczeniu naukowców okazało się, że decyzja CITES spowodowała, iż opinia publiczna zmieniła swój stosunek do handlu kością słoniową na bardziej negatywny. Z kolei po wprowadzeniu zakazu z 2016 roku opinia zmieniła się na bardziej pozytywną. Gao uważa, że zakaz zwrócił większą uwagę na wykorzystywanie kości słoniowej w kulturze i sztuce, powodując, że materiał ten wydał się bardziej pożądanym.
Naukowcy mówią, że ich badania pokazują, iż potrzebne jest bardziej zróżnicowane podejście do kwestii opinii publicznej, mediów i polityki. Monitorując media piszące o dzikiej przyrodzie i wysiłkach na rzecz jej ocalenia, możemy szybciej reagować na problemy i zagrożenia, uważają naukowcy.
Słonie, zarówno afrykańskie jak i azjatyckie, są gatunkami zagrożonymi. Tylko w latach 1979–1989 liczba słoni afrykańskich zmniejszyła się z 1,3 miliona do 600 tysięcy. Obecnie żyje nieco ponad 400 tysięcy słoni afrykańskich, a afrykańskie słonie leśne są krytycznie zagrożone. W 2013 roku przy życiu pozostało mniej niż 30 000 osobników. Szacuje się, że w przeszłości w Afryce żyło 10 milionów słoni. Zagrożone są też słonie azjatyckie. Pozostało ich mniej niż 52 000.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Ludzie niszczą ekosystem od czasów biblijnych, donoszą izraelscy naukowcy. Z ich badań wynika, że po zniszczeniach sprzed 3000 lat ekosystem Doliny Timna nie odrodził się do dnia dzisiejszego.
Naukowcy z Uniwersytetu w Tel Awiwie przyjrzeli się od mikroskopem fragmentom węgla drzewnego, który był używany pomiędzy XI a IX wiekiem przed naszą erą podczas wytopu metali w Dolinie Timna. Odkryli, że węgiel zmieniał się z czasem. Początkowo używano głównie lokalnych gatunków drewna dobrej jakości, m.in. drzewa acacia tortilis oraz janowca. Z czasem jednak jakość opału spada, jest on niskiej jakości, coraz częściej pojawia się drewno importowane. Nasze badania pokazują, że starożytny przemysł wytopu miedzi w Dolinie Timna nie prowadził zrównoważonej gospodarki. Nadmierna eksploatacja lokalnej roślinności doprowadziła do zniknięcia i roślinności i przemysłu. Produkcja miedzi ruszyła w tym regionie dopiero tysiąc lat później, a lokalne środowisko wciaż się w pełni wówczas nie odrodziło, stwierdzają badacze.
Z wielu wcześniejszych badań wiemy, że pomiędzy XI a IX wiekiem przed Chrystusem w Dolinie Timna przez około 250 lat kwitła produkcja miedzi. Rudy wydobywano w tysiącach miejsc, istniało też około 10 miejsc, w których wytapiano metal. Ten imponujący obszar jest znany opinii publicznej jako „kopalnie króla Salomona”. Wiemy, że produkcja miedzi osiągnęła swój szczyt za czasów Dawida i Salomona, stwierdza dyrektor wykopalisk profesor Erez Ben-Yosef.
Biblia nie wspomina co prawda o samych kopalniach, ale wiemy z niej, że król Dawid podbił Timnę, zwaną wówczas Edomem, podporządkował sobie Edomitów i ustanowił tutaj garnizony wojskowe, a jego syn, Salomon, wykorzystał duże ilości miedzi podczas budowy Świątyni w Jerozolimie. Możemy tylko przypuszczać, że Dawid zainteresował się tym pustynnym regionem właśnie ze względu na występowanie tutaj złóż miedzi, cennego metalu, z którego wyrabiano m.in. brąz. Wydobycie i przetwórstwo miedzi było prowadzone przez miejscowych Edomitów, a metal eksportowano do Egiptu, Libanu, a nawet do Grecji. Nasze badania wykazały, że przemysł ten nie był zrównoważony, co dobrze pasuje do okupacji tych terenów przez zewnętrzne siły, być może rządzone z Jerozolimy, dodaje Ben-Yosef.
Przemysł przetwórstwa miedzi w Dolinie Timna był wysoko zaawansowany. Miedź wytapiano w ziemnych piecach w temperaturze 1200 stopni Celsjusza. Wytop trwał około 8 godzin, następnie piec był burzony a z jego podstawy wydobywano miedź. Potrzebny do tego węgiel drzewny produkowano na miejscu.
Istnienie przemysłu metalurgicznego w Dolinie Timna odkryto przed 200 laty. Od tamtej pory naukowcy zastanawiali się, jakie paliwa używano na tym pustynnym terenie. Chcąc rozwiązać tę zagadkę, zebraliśmy próbki węgla drzewnego i je przeanalizowaliśmy, mówi student Mark Cavanagh. Zebrano je z dwóch starożytnych składowisk odpadów w dwóch miejscach produkcji. W sumie uczeni datowali i analizowali ponad 1000 próbek.
Próbki z podstawy wysypisk, pochodzące z XI wieku p.n.e. zawierały głównie lokalny materiał opałowy świetnej jakości. W 40% była to acacia tortillis i w 40% janowiec. Zresztą węgiel drzewny z janowca jest wspomniany w Biblii (PS 120,4). Około połowy X wieku dochodzi do zmiany składu węgla. Do wytopu miedzi zaczyna być używany materiał gorszej jakości, jak krzewy i drewno palm. Zaczyna pojawiać się też drewno importowane, jak na przykład jałowiec z odległych o 100 kilometrów obszarów dzisiejszej Jordanii czy pistacja terpentynowa, którą trzeba było przywozić z regionów oddalonych o dziesiątki kilometrów. Nadmierna eksploatacja lokalnych zasobów doprowadziła do zniszczenia środowiska.
Biorąc pod uwagę ilość odpadów przemysłowych możemy wyliczyć ilość drewna potrzebną do produkcji miedzi. Na przykład w miejscu znanym jako „Wzgórze niewolników”, które było jednym z wielu miejsc wytopu, każdego roku spalano 400 akacji i 1800 janowców. Gdy zasoby zaczęły się kurczyć, przemysł szukał innych rozwiązań, co widzimy w zmianie składu węgla drzewnego. Jednak długodystansowy transport drewna okazał się nieopłacalny i w IX wieku zaprzestano produkcji. Przemysł miedziowy odrodził się w Dolinie Timna dopiero 1000 lat później, w czasach Nabatejczyków, stwierdza profesor Ben-Yosef.
Z badań wynika zatem, że już 3000 lat temu ludzie poważnie zniszczyli środowisko Doliny Timna i do dzisiaj się ono nie odrodziło. Zniszczenia te były spowodowane przez nadmierną eksploatację głównie akacji i janowca, które – jako kluczowe gatunku ekosystemu – wspierały istnienie wielu innych gatunków, stabilizowały glebę i ułatwiały przechowywanie w niej wilgoci. Ich zniknięcie wywołało efekt domina, doszło do zniszczenia całego ekosystemu. Trzy tysiące lat później wciąż się on nie odrodził. Część powszechnych niegdyś gatunków, jak janowiec, jest obecnie rzadkością w Dolinie Timna, inne całkowicie stąd zniknęły, dodaje doktor Dafna Langgut.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Handel dzikimi zwierzętami to jedna z przyczyn utraty bioróżnorodności. Jednak do społecznej świadomości dociera tylko część problemu. O wielu gatunkach, które są przedmiotem handlu, w ogóle się nie mówi. Bardzo często dotyczy to bezkręgowców. Dlatego naukowcy z Tajlandii, Chin i Finlandii postanowili zbadać skalę handlu pajęczakami.
Uczeni przyjrzeli się umieszczanym w internecie ogłoszeniem dotyczącym sprzedaży tych zwierząt. Okazało się, że ludzie handlują co najmniej 1264 gatunkami pajęczaków. Co najmniej, gdyż problem jest z pewnością większy. Naukowcy nie śledzili bowiem ogłoszeń w mediach społecznościowych.
Te 1264 gatunki należą do 66 rodzin i 371 rodzajów. Przedmiotem handlu są miliony pajęczaków, a 67% z nich jest odławianych ze środowiska naturalnego. Co gorsza, handel większością z tych gatunków nie jest w żaden sposób regulowany, zatem jest w pełni legalny. Straty, jakie przynosi masowe odławianie pajęczaków ze środowiska naturalnego są trudne do określenia. O tym, jak wielki to problem, niech świadczy chociażby tak popularny wśród hodowców takson jak tarantule. Autorzy badań stwierdzili, że przedmiotem handlu jest 50% znanych gatunków, w tym 25% odkrytych od roku 2000. Tymczasem CITES, konwencja o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami, obejmuje zaledwie 30 gatunków tarantul, czyli jedynie 2% znanych.
Autorzy analizy zauważyli jeszcze jedno niezwykle niepokojące zjawisko. Wydaje się, że wyższe ceny osiągają pajęczaki, które są bardziej kolorowe. Generalnie rzecz biorąc, takie zwierzęta są rzadkie, a to oznacza, że odławianie ze środowiska rzadkich gatunków przynosi większe zyski. Więc tym bardziej handlarze skupiają się na nich. Jakby jeszcze tego było mało, te rzadkie gatunki to często takie, które długo żyją. A to kolejny czynnik, który może przyczynić się do ich zagłady.
Olbrzymia liczba zwierząt, które są przedmiotem handlu, sugeruje, że handel pajęczakami stanowi poważne zagrożenie dla przetrwania wielu gatunków, szczególnie takich, które i tak już są zagrożone z innych powodów, jak np. utrata habitatów.
Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach Nature.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Pustynia Atacama to jeden z najbardziej nieprzyjaznych terenów na Ziemi. Jednak nawet na tym wyjątkowo suchym pustkowiu znajdują się oazy. A dzięki pracy międzynarodowego zespołu naukowemu wiemy, że przed tysiącem lat oazy te prowadziły handel ze światem zewnętrznym. Dowodem na to są... zmumifikowane papugi.
Zespół, w skład którego wchodził m.in. José M. Capriles z Pennsylvania State University, informuje, że w latach 1100–1450 badane przez nich oazy prowadziły handel, a świadczą o tym szczątki papug. Pióra ptaków są cenione w całej Ameryce. Widzimy je w pochówkach o wysokim statusie. Nie wiemy, jak trafiły one tutaj. Czy bezpośrednio, czy też za pośrednictwem całej sieci handlowej, mówi Capriles.
Papugi nie występują na Atacamie. A mimo to naukowcy znaleźli w pochówkach miejscowej ludności ich pióra zamknięte w skórzanych futerałach i innych opakowaniach ochronnych. Trafili też na zmumifikowane ptaki. Fakt, że żywe ptaki zostały dostarczone przez liczące tysiące metrów wysokości Andy, jest zadziwiający. Trzeba było transportować je przez olbrzymie równiny, przy bardzo niskich temperaturach i przez trudny teren Atacamy. I musiały przetrwać tę podróż żywe, stwierdza Capriles.
Uczony specjalizuje się w badaniu handlu i transportu takich towarów jak kakao, muszle, metale, pióra i ptaki na terenie Boliwii, Peru i Chile. Jego zainteresowania mają podłoże rodzinne. Jego ojciec pracował w urzędzie zajmującym się ochroną przyrody, a matka była ornitologiem w Narodowym Muzeum Historii Naturalnej w La Paz. Calogero Santoro, profesor antropologii z Universidad de Tarapacá, wspomniał o tych ptakach mojej matce, gdy była z wizytą na jego uczelni, i zasugerował, by je zbadać. Chcieliśmy dowiedzieć się czegoś na ten temat: skąd się ptaki wzięły na pustyni, jaki to gatunek, mówi Capriles.
Uczony wraz z matką, która zmarła w 2017 roku, przez kilka lat jeździł do chilijskich muzeów i badał znajdujące się tam pióra i zmumifikowane papugi z pustyni Atacama. Gdy zaczęliśmy nad tym pracować, okazało się, że materiału na temat papug Nowego Świata jest bardzo dużo. Kolumb przywiózł te ptaki do Europy, a znaczenie ich piór dla kultur prekolumbijskich jest oczywiste.
Większość zmumifikowanych ptaków pochodzi z lat 1000–1460. Najwcześniejsze żyły pod koniec istnienia państwa Tiwanaku, bezpośrednio poprzedzającego pojawienie się Inków. Okres ten to czas licznych wojen, ale również rozwijającego się handlu, z karawanami lam przemierzającymi badane tereny.
Naukowcom udało się przebadać szczątki 27 ptaków znalezione w 5 oazach na Atacamie. Dzięki analizie zooarcheologicznej, badaniu izotopów, datowaniu radiowęglowemu i analizie DNA stwierdzono, że mamy do czynienia z arą żółtoskrzydłą, amazonką niebieskoczelną, arą araruną i innymi gatunkami. Ptaki musiały być transportowane przez co najmniej 500 kilometrów, by trafić do oaz.
Zadziwiający jest też sposób mumifikacji. Wiele ptaków zachowało się z szeroko otwartymi dziobami i wysuniętymi językami. Inne miały skrzydła rozpostarte jak do lotu. Nie mamy pojęcia, dlaczego w ten sposób je mumifikowano. Wydaje się, że patroszono je przez kloakę, dzięki czemu można było zachować je w całości. W wielu przypadkach były zawinięte w skórę lub tekstylia, stwierdza Capriles. Mumie ptaków zwykle towarzyszyły ludzkim pochówkom.
Większość badanych mumii znaleziono na stanowisku Pica 8, w pobliżu istniejącej do dzisiaj oazy. W czasach, gdy żyły ptaki istniało tam rozwinięte rolnictwo. Dzisiaj uprawia się tam cytryny. Wiemy, że te ptaki tam żyły. Że jadły to samo co ludzie. W ich organizmach znajdował się azot pochodzący z kukurydzy nawożonej ptasim nawozem. Lamy nie są zbyt dobrymi zwierzętami jucznymi, gdyż nie są zbyt silne. Fakt, że karawany lam przewoziły ptaki przez Andy i pustynię do oaz, jest zadziwiający, dodaje Capriles.
Więcej o zmumifikowanych papugach z Atacamy można przeczytać w artykule Pre-Columbian transregional captive rearing of Amazonian parrots in the Atacama Desert.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Najbardziej na północ wysunięty odcinek Wielkiego Muru, zwany czasem „Murem Czyngis Chana” nie miał na celu obrony przed armiami mongolskiego zdobywcy. Izraelsko-amerykański zespół naukowy, który dokonał pierwszego szczegółowego mapowania tego fragmentu muru, stwierdził, że służył on raczej monitorowaniu ruchu ludności cywilnej.
Wspomniana część muru liczy sobie około 740 kilometrów długości. Większa jej część znajduje się na północy Mongolii, a reszta przebiega przez terytorim Chin i Rosji. Linii tej nigdy szczegółowo nie badano, jednak zakładano, że mogła powstać ona głownie z myślą o obronie przed nomadami z północy. Odcinek ten budowano mniej więcej w latach 1000–1300.
Przed naszymi badaniami sądzono że zadaniem tego muru było powstrzymanie armii Czyngis Chana, mówi Gideon Shelach-Lavi z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Jednak dwuletnie badania wykazały, że ten fragment muru był niewysoki, przechodzi przez doliny i zbudowano go w pobliżu dróg i ścieżek. Uważamy, że służył on bardziej monitorowaniu lub blokowaniu ruchów ludności i ich stad. Może w celu ich opodatkowania, dodaje Shelach-Lavi.
Uczony nie wyklucza, że decyzja o jego zbudowaniu mogła mieć związek z przemieszczaniem się pasterzy na południe w poszukiwaniu cieplejszych regionów z lepszymi pastwiskami.
Naukowcy, którzy wykorzystali drony, zdjęcia satelitarne i tradycyjne techniki archeologiczne stwierdzili że mur usypano z ziemi i rozmieszono w nim 72 różne struktury.
Analizy wskazują, że północny mur był budowany według istniejącego planu. Jego umiejscowienie pomiędzy dwoma pasmami górskimi, zorganizowane rozmieszczenie struktur pomocniczych oraz łączenie różnych typów struktur wskazują na szczegółowe planowanie.
Naukowcy nie mają wątpliwości, że służył on obserwacji, ochronie i monitorowaniu okolicznych terenów. Uważamy jednak, że północny mur nie był ufortyfikowaną granicą, jak czasem sugerują to autorzy innych prac. Zarówno dynastie Liao jak i Jin [za czasów tych dynastii budowano ten odcinek muru - red.], prawdopodobnie nie postrzegały swoich terenów jako zamkniętych sztywnymi granicami. Raczej uważali, że imperium powinno kontrolować ruchy ludności, z której znaczna część była nomadami, niż skupiać się na obronie granic lądowych. Pogląd ten jest o tyle uzasadniony, że o ile mur znajduje się na zachód od granic państwa dynastii Jin, to był wewnątrz terytorium Liao, czytamy na łamach Antiquity.
Zbudowanie muru pomiędzy pasmami górskimi w płaskim terenie oraz umieszczenie różnych struktur w miejscach, które wydają sie naturalnymi miejscami przekraczania muru, a nie wyniesionymi punktami obserwacyjnymi, wskazuje, że zadaniem muru była kontrola ruchu ludności, a nie obrona przed armiami, dodają.
Przypominają przy tym o występowaniu na mongolskim stepie śmiercionośnego zjawiska zwanego dzud. Istnieją różne typy dzud, od bardzo obfitych opadów uniemożliwiających wypas zwierząt, poprzez wzrost temperatury, a następnie jej spadek, co tworzy na stepie pokrywę lodową, aż po gwałtowna ochłodzenia, kiedy zwierzęta zamarzają. Nawet obecnie z powodu dzud na stepach Mongolii giną miliony zwierząt hodowlanych, a pozbawieni źródeł utrzymania pasterze migrują do miast. W przeszłości północny mur mógł pomagać w kontrolowaniu tych migracji.
Ponadto mur mógł być pomyślany nie tylko jako metoda kontroli wielkich ruchów ludności, ale również na przykład przemieszczania się związanego a handlem. Pozwalał więc nadzorować przepływ ludzi i towarów z i do terytorium Liao oraz na tereny zajęte przez niepowiązane z imperium społeczności nomadów. Z historii wiemy, że np. Liao zabraniali eksportowania wyrobów z żelaza do plemion Huihu i Zuhu. Zakaz można było wyegzekwować na granicach.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.