Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Z niemieckiego muzeum skradziono 450 celtyckich złotych monet
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
W Archiwum Państwowym Szlezwiku-Holsztynu odkryto kawałek materiału z Tkaniny z Bayeux. O niezwykłym znalezisku niewiele w tej chwili wiadomo, poza tym, że do Niemiec trafiło ono w czasie II wojny światowej. Tkanina z Bayeux, jedno z najwspanialszych dzieł sztuki europejskiej, to ręcznie haftowane XI-wieczne płótno o długości niemal 70 metrów, na którym przedstawiono historię podboju Wysp Brytyjskich przez Normanów.
Archiwum Szlezwiku-Holsztynu oświadczyło, że szczegóły na temat znaleziska zostaną zaprezentowane podczas konferencji prasowej zaplanowanej na 25 marca. Dotychczas poinformowano, że materiał pochodzi z majątku specjalizującego się w tekstyliach archeologa Karla Schlabowa, który przywiózł go podczas II wojny światowej. W 1940 roku Tkanina wpadła w ręce Niemców, który interesowali się nią ze względów rasowych.
Schlabow (zm. w 1984 r.) był członkiem Niemieckiego Dziedzictwa (Deutsches Ahnenerbe), założonej w 1935 roku przez SS pseudonaukowej organizacji, która miała promować hitlerowskie teorie rasowe. Wchodził w skład grupy, która w czasie wojny badała Tkaninę. W 1941 roku w czasie badań usunięto fragment materiału, którym podszyto tkaninę. Już wiadomo, że fragment ten zostanie zwrócony Francji jeszcze w bieżącym roku.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Pod wodami zatoki Lüderitz nurkowie odkryli, że Shark Island otaczają ludzkie kości i zardzewiałe, stalowe kajdany. Ludzie, których zmuszono do ich noszenia i których szczątki leżą pod wodą, zostali niemal całkowicie wymazani z namibijskiej i światowej historii. Nazwy ludów, do których należeli – Hererowie, Witbooiowie Nama, Nama z Bethanie – dla większości ludzi spoza Namibii nic nie znaczą.
To właśnie tam, na jednym z najmniej gościnnych wybrzeży Afryki, w dzisiejszej Nambii, dawnej niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej powstał pierwszy obóz zagłady. To w nim i podobnych mu miejscach Hererowie i Nama mieli zostać wytępieni. Na początku XX wieku w tym miejscu po raz pierwszy w praktyce zrealizowano idee, które już kilka dekad później na masową skalę naziści wprowadzili w Polsce i całej Europie Środkowej i Wschodniej.
Ludobójstwo w Afryce. Niemieckie zbrodnie kolonialne to jednocześnie tytuł i precyzyjny, i mylący. Bo tylko z pozoru książka Davida Olusogi i Caspera. W Erichsena traktuje o epizodzie niewiele znaczącym w historii świata. To, co wydarzyło się w dzisiejszej Nambii na początku XX wieku miało swoją kontynuację kilka dekad później w naszej części świata i dotknęło rodzin każdego z nas. A to tylko jeden z powodów, dla których warto po książkę sięgnąć.
Zacznijmy od najbardziej prozaicznego z nich. Książka jest po prostu świetnie napisana. Autorzy nie zanudzają. Czyta się ją czasami jak powieść przygodową, innym razem jak sensacyjną. Jednak sens nie został zatracony. To wciąż książka historyczna, opowiadająca jednak historię tak przerażającą, aktualną i – wbrew pozorom – nam bliską, że nie potrzebuje żadnych ubarwień czy efektów specjalnych, by wciągnąć czytelnika bez reszty.
Po drugie, opowiada o przerażającym, słabo znanym i przemilczanym, epizodzie historycznym. O zaplanowanym i konsekwentnie prowadzonym ludobójstwie oraz o stworzeniu na potrzeby tego planu obozów zagłady, w którym „rasy niższe” miały zniknąć, zgładzone niewolniczą pracą. Obóz na Shark Island był największym z nich. Nie jest jednak bohaterem opowieści. Są nim ludzie, ich motywy, działania, kierująca nimi ideologia. Obóz jest symbolem, kulminacją ciągu masakr, gwałtów i zbrodni takich jak wypędzenie ludzi na pustynię, by zginęli tam z pragnienia.
W końcu zaś – i ten aspekt może być szczególnie interesujący dla polskiego czytelnika – autorzy pokazują analogie pomiędzy tym, co Niemcy zrobili Afryce Południowo-Zachodniej, a tym, co niedługo później zrobili w Europie. Analogie same zresztą się nasuwają. Kolonialne patrole wyszukujące i mordujące tubylców – głównie kobiety i dzieci – to nic innego, jak późniejsze Einsatzgruppen. Nie są nam też obcy lekarze dokonujący na więźniach eksperymentów, ludzie zabijani głodem i ciężką pracą, czy prywatne firmy korzystające z siły roboczej zapewnianej przez obozy zagłady. Również koncepcje przestrzeni życiowej, czystek etnicznych i kolonizacji zdobytych terenów kojarzymy z naszej historii. Widzimy, że obozy II wojny światowej nie były aberracją, szaleństwem nazizmu, chwilowym amokiem, w który wpadli Niemcy zafascynowani Hitlerem. Były owocem polityki prowadzonej konsekwentnie przez dziesięciolecia przez państwo niemieckie.
Olusoga i Erichsen wcale nie uciekają od takich skojarzeń. Wręcz przeciwnie. Trzy ostatnie rozdziały poświęcili pokazaniu związków między teorią i praktyką nazizmu, a teorią i praktyką działań wdrożonych w Afryce Południowo-Zachodniej. A związki te są rozliczne. Od koncepcji filozoficznych i rasowych, po prawne i praktyczne realizowanie ludobójczych planów. Od osobistych związków urzędników, uczonych, żołnierzy, polityków i oficerów z afrykańską kolonią i nazizmem, po symbole, jak brunatne koszule SA, które zostały uszyte jako zapasowe umundurowanie kolonialnych Schutztruppe. Nigdy do Afryki nie dotarły i z czasem z zalegających w magazynach mundurów skorzystały bojówki partii Hitlera.
Herero i Nama przetrwali. Jednak w świecie, który tak dobrze pamięta hitlerowskie obozy zagłady, nigdy nie upowszechniła się wiedza o tym, skąd się one wzięły, gdzie narodziła się ich idea i gdzie po raz pierwszy sprawdzono je w praktyce. Prawda była skrzętnie ukrywana przez 100 lat. O zagładzie tych ludów mówiono głośno tylko raz, gdy po I wojnie światowej wykorzystano działania Niemiec do uzasadnienia odebrania im afrykańskich kolonii. Kilkanaście lat temu temat mocniej zaistniał w świadomości publicznej. Być może Ludobójstwo w Afryce Olusogi i Erichsena spowoduje, że nigdy już z niej nie zniknie.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Archeolodzy z francuskiego Narodowego instytutu ratunkowych badań archeologicznych (Inrap) odkryli w Dijon nietypowe celtyckie pochówki. Znajdowały się one na terenie byłego ogrodu klasztoru Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych. Pochówków jeszcze indywidualnie nie datowano, ale wiadomo, że należą do przedstawicieli kultury lateńskiej, datowanej mniej więcej na lata 450 p.n.e. do początku naszej ery. Groby znajdują się mniej niż 100 metrów od miejsca, w którym w latach 90. znaleziono ślady osadnictwa galo-rzymskiego.
Niezwykłą cechą pochówków jest fakt, że zmarłych pochowano w pozycji siedzącej. Podczas tych samych wykopalisk znaleziono też nekropolię dzieci, z których każde – jak się wydaje – zmarło przed osiągnięciem 1. roku życia. Groby dzieci pochodzą z I wieku naszej ery.
W najstarszej warstwie archeologicznej galijskiego cmentarza jest 13 indywidualnych pochówków. Zmarłych pochowano w okrągłych jamach o średnicy około 1 metra każda, które tworzą rząd długości 25 metrów zorientowany na linii północ-południe. Ciała ułożono w pozycji siedzącej, opierając ich o wschodnią ścianę wykopu, z twarzami zwróconymi na zachód. Ramiona ułożono wzdłuż ciała, dłonie złożono w pobliżu miednicy lub kości udowych. Ich nogi są bardzo mocno zgięte, często asymetrycznie. W grobach nie było żadnych przedmiotów z wyjątkiem pojedynczej bransolety z czarnego kamienia. Styl artystyczny pozwolił na datowanie jej na lata 300–200 p.n.e. Ten zakres dat wyraźnie łączy pochówki z osadnictwem galijskim.
Obecnie znamy zaledwie kilkanaście miejsc siedzących pochówków, z czego 9 z Francji i 3 ze Szwajcarii. Wszystkie one były powiązane z siedzibami arystokratycznymi lub miejscami kultu. Żadne nie ma związku z tradycyjną nekropolią. Mamy więc tutaj do czynienia z powtarzającym się wzorcem. Takie struktury grzebalne są umiejscowione poza strefą zamieszkaną, groby zawierają ciała dorosłych mężczyzn, a ich pozycja przypomina metalowe i kamienne figurki znane z końca epoki lateńskiej. Najprawdopodobniej więc są to miejsca pochówku wybranych osób. Nie wiadomo, kim byli zmarli. Członkami najważniejszych rodów, wojownikami, istotnymi przodkami, osobami mającymi duże wpływy polityczne czy religijne?
W latach 90. podczas wspomnianych wyżej wykopalisk, znaleziono 2 pochówki siedzące. Ich bliskość sugeruje, że może być to część tego samego kompleksu. Wtedy też odkryto liczne szczątki zwierząt, w tym całe szkielety psów, owiec i świń, co sugeruje odbywanie tutaj praktyk religijnych.
Poza pochówkami dorosłych w pozycji siedzącej zidentyfikowano też cmentarz zawierający zwłoki 22 dzieci, zmarłych przed 1. rokiem życia. Brak starszych osób wskazuje, że był to cmentarz dla najmłodszych. Dzieci pochowano w typowych dla epoki pozycjach. Leżały na placach lub na boku. Kamienie, którymi wyłożono pochówki, oraz gwoździe wskazują, że dzieci pochowano w drewnianych trumnach. Niektórym z pochówków towarzyszom dobra grobowe, jak monety czy ceramika.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Misterna wysadzana granatami broszka ze złota i srebra to jedno z najważniejszych odkryć archeologicznych dokonanych w Niemczech w ubiegłym roku. Wspaniały zabytek z VII wieku został znaleziony na polu w pobliżu miasteczka Reez w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie. Broszkę znalazł detektorysta-amator współpracujący z Krajowym Biurem Kultury i Ochrony Zabytków.
Biżuterię wykonano z pozłacanego srebra, a do osadzenia granatów wykorzystano technikę cloisonné. Artysta posłużył się złotą folią, którą wypełnił miejsce osadzenia kamieni, a następnie zamontował precyzyjnie przycięte granaty. Dzięki folii kamienie zyskały dodatkowy połysk i głębię. Oryginalnie w broszce znajdowały się cztery kamienie. Do naszych czasów przetrwały dwa. W granatach zastosowano szlif kaboszonowy (gładki). Wzór na broszy przypomina splecione węże utworzone z prostokątnych komórek o zaokrąglonych zewnętrznych ściankach. Głowy węży stanowią komórki w kształcie latawców, a bezpośrednio przed nimi znajdują się okrągłe komórki z granatami. Granaty są połączone ze sobą za pomocą dwóch zestawów czterech komórek ułożonych w półkolisty kształt, a oba półkola połączono dodatkową komórką.
Tego typu biżuteria była niezwykle kosztowna. Dotychczas w Meklemburgii-Pomorzu Przednim znaleziono zaledwie 11 brosz tego typu. Były one używane przez germańską elitę z okresu wielkiej wędrówki ludów. Zwykle takie brosze znajduje się w szczególnie bogato wyposażonych grobach w Nadrenii i Szwecji. Obecność tego typu zabytków na Pomorzu każe zadać sobie pytanie, jak tak cenna biżuteria trafiła w te rejony oraz czy istniała tam wówczas tak bogata lokalna elita.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Podczas wykopalisk w położonym nad Dunajem mieście Riedlingen w południowych Niemczech, archeolodzy trafili na unikatową komorę grobową z wczesnego okresu celtyckiego. Komora znajdowała się wewnątrz dużego kurhanu o średnicy 65 metrów. Obecnie kurhan ma niemal 2 metry wysokości, jednak w przeszłości sięgał prawdopodobnie 6 metrów. Jego rozmiary wskazują, że należał do niewielkiej grupy zwanej kurhanami książęcymi. W latach 620–450 p.n.e. w takich kurhanach na terenie południowo-zachodnich Niemiec Celtowie chowali osoby o najwyższym statusie społecznym.
Nowo odkryta komora zachowała się w niemal idealnym stanie, mimo że minęło 2600 lat od jej zbudowania. Eksperci stwierdzili, że naukowe znaczenie odkrycia wykracza znacznie poza obszar, na którym komorę znaleziono. Tym bardziej, że współczesna technologia pozwoli na przeprowadzenie badań, jakie jeszcze niedawno były poza zasięgiem archeologii. Już zapowiedziano, że w ciągu najbliższych kilku lat komora zostanie wydobyta, zakonserwowana, a następnie zrekonstruowana i udostępniona zwiedzającym w muzeum.
Kurhan znajduje się około 7 kilometrów na północny-wschód od Heuneburga, zwanego najstarszym miastem na północ od Alp, jedno z najważniejszych stanowisk archeologicznych w Europie Środkowej. W pobliżu znajduje się też Bussen, inne ważne stanowisko archeologiczne z epok brązu i żelaza, zwane świętą górą górnej Szwabii.
Badania kurhanu rozpoczęły się w ubiegłym roku, gdy zdecydowano, że zagrożony przez działalność rolniczą zabytek należy poznać pod kątem chronologii i struktury. Archeolodzy byli niezwykle zaskoczeni, gdy 70 centymetrów pod powierzchnią gruntu trafili na zachowaną dębową komorę grobową. Ich zdumienie było tym większe, że zwykle zagrzebane w ziemi drewno może przetrwać zaledwie kilka dekad. Wcześniej w Niemczech znaleziono tylko jedną w pełni zachowaną celtycką komorę grobową. Została odkryta w 1890 roku w Villingen w Szwarcwaldzie. Znalezisko zostało wówczas jedynie częściowo udokumentowane i zachowane, nie wspominając już o różnicy z możliwościach badawczych wówczas i obecnie.
Komora z Riedlingen przetrwała w całości, z sufitem, podłogą i ścianami, dając specjalistom niepowtarzalną okazję do przeprowadzenia badań. Jest usytuowana na osi północ-południe, jej wymiary to 3,40x4,05 metra. Podłogę zbudowano z grubych świetnie zachowanych desek. Na środku dłuższych ścian znajdowała się belka podtrzymująca masywny sufit, który zawalił się pod ciężarem kurhanu. Udało się jednak określić, że wysokość ścian komory wynosiła około 1 metra. W rogach komory znajdowały się pale, które prawdopodobnie podtrzymywały całą konstrukcję. Sufit był potężny. Składał się z dwóch warstw bardzo grubych dębowych belek.
Świetnie zachowane drewno pozwoli na przeprowadzenie badań dendrochronologicznych, które powinny wskazać na dokładny rok pochówku. Ekspertom udało się już datować drewniane obiekty pozostawione przez budowniczych komory. Stwierdzili, że obiekt, który mógł być nieukończoną drewnianą łopatą, został wykonany z drzewa ściętego w 585 roku przed naszą erą.
Prawdopodobnie więc książęcy kurhan z Riedlingen został wybudowany w tym samym roku. Jest on więc o 2 lata starszy od grobu w Bettelbühl, w którym w 583 roku p.n.e. spoczęła celtycka księżniczka. Obie daty są zaś bardzo bliskie przebudowie Heuenburga, podczas której wykorzystano cegły suszone na słońcu.
Naukowcy przypuszczają, że wyjątkowo masywny, ciężki sufit miał chronić komorę grobową przed rabusiami. To tym bardziej prawdopodobne, że niemal wszystkie książęce groby z tego okresu zostały okradzione już w starożytności. Niestety, tak też stało się w Riedlingen. Archeolodzy odkryli wykopane przez złodziei dwa tunele prowadzące do południowo-wschodniego narożnika komory. Rabusie przebili się przez sufit i weszli do komory otworem o wymiarach 40x45 cm. Rabunek, do którego musiało dojść gdy jeszcze możliwe było swobodne poruszanie się w komorze, został dokonany bardzo systematycznie. Na zbadanych dotychczas fragmentach podłogi archeolodzy nie znaleźli żadnych dóbr wykonanych z metalu czy jakiegokolwiek cennego materiału. Wciąż jednak nie zbadano całej podłogi, jest więc nadzieja, że złodzieje coś przeoczyli.
W jednym z tuneli wykopanych przez rabusiów znaleziono ozdobne gwoździe z brązu. Prawdopodobnie pochodzą one z ozdobnego wozu, na którym złożona była zmarła osoba, a ich obecność potwierdza, że grób był bogato wyposażony.
Dotychczas wydobyto też kilkanaście fragmentów szkieletu. Wstępne badania sugerują, że prawdopodobnie należą one do mężczyzny zmarłego w wieku 15–20 lat, którego wzrost określono na 160–168 cm.
Ponadto zaraz pod powierzchnią gruntu, blisko krawędzi kurhanu, znaleziono częściowo zachowany szkielet mężczyzny zmarłego w wieku 25–35 lat. Odkryto przy nim dwie broszki z brązu i niewielki kawałek kwarcu. Być może stanowiły one część naszyjnika. Pochówek ten datowany jest na około 500 r. p.n.e. Mężczyznę pogrzebano więc w istniejącym wcześniej kurhanie. Kilka metrów dalej, wciąż w obrębie kurhanu, archeolodzy znaleźli niewielką jamę, a w niej dwa ceramiczne naczynia ze skremowanymi szczątkami. Pochodzą one z około 600 roku, pochówku dokonano albo na krótko przed wybudowaniem kurhanu, albo w czasie jego budowy.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.