Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Autonomiczna kosiarka czy pomoc w restytucji żubra - politechnika zacieśnia współpracę z parkami narodowymi

Rekomendowane odpowiedzi

Politechnika Białostocka (PB) podpisała z 4 parkami narodowymi - Białowieskim, Biebrzańskim, Narwiańskim i Wigierskim - pięciostronny list intencyjny w sprawie stałej współpracy. Do potrzeb parków, które zaspokaja lub będzie zaspokajać uczelnia, należą autonomiczny pojazd do koszenia terenów podmokłych, pomoc w zakresie restytucji żubra czy zagospodarowanie znacznych ilości biomasy.

Jak zaznaczono na stronie PB, współpraca będzie realizowana w wielu obszarach, począwszy od opracowania przez uczelnię innowacyjnych systemów koszenia terenów podmokłych, wsparcie techniczne w procesie zarządzania populacją żubrów, tworzenie systemów monitorowania zasobów naturalnych, po praktyki i staże studentów [...] na terenie zaprzyjaźnionych parków. Politechnika Białostocka wspólnie z Partnerami będzie rozwijać projekty naukowo-badawcze.

Podmiotom zależy na skuteczniejszej wymianie zarówno doświadczeń, jak i rozwiązań, tak by można je było wykorzystać we wszystkich parkach.

Biebrzański Park Narodowy i technologie przyjazne dla obszarów bagiennych

Dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego, mgr inż. Artur Wiatr, chciałby, by znaleziono sposób na poprawę technologicznych możliwości koszenia bagiennych łąk.

Propozycję Politechniki Białostockiej w tym zakresie (założenia koncepcyjne dotyczące autonomicznego pojazdu do koszenia terenów podmokłych) przedstawił dr hab. inż. Jarosław Szusta, prorektor ds. studenckich. Dron lecący na uwięzi nad ratrakiem będzie analizował teren, wykrywał zagrożenia i informował operatora o ewentualnych legowiskach zwierząt, zagrożeniach wynikających z występowania terenów podmokłych, grzęzawisk czy bagien. Decyzje podejmowane przez operatora sprawią, że proces agrotechniczny związany z koszeniem tych terenów będzie bezpieczny.

Białowieski Park Narodowy - pomoc w zakresie restytucji żubra

Dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego, dr Michał Krzysiak, dostrzega możliwości, jakie niesie za sobą wsparcie inżynieryjno-techniczne Politechniki Białostockiej w lepszym zarządzaniu największą wolno żyjącą populacją żubrów. Współpraca będzie dotyczyła obszaru północno-wschodniej Polski - podano w komunikacie PB.

Narwiański Park Narodowy - kilka zadań

W tym przypadku Politechnika ma nie tylko pełnić rolę ekspercką, ale i pomóc w promocji regionu dzięki opracowaniu nowoczesnej infrastruktury turystycznej na terenie Narwiańskiego Parku Narodowego. Liczę też na to, że Narwiański Park Narodowy stanie się miejscem realizacji projektów naukowo-badawczych, które będą analizowały i pokazywały procesy przyrodnicze zachodzące na terenie naszego parku – dodał dyrektor NPN, mgr inż. Grzegorz Piekarski.

Wigierski Park Narodowy - system monitoringu zanieczyszczenia wód

Mgr. inż. Tomaszowi Huszczy, dyrektorowi Wigierskiego Parku Narodowego, zależy na tym, by pracownicy uczelni stworzyli system monitorowania zanieczyszczenia wód. PB także odniosłaby z tego korzyści, gdyż studenci kilku kierunków mogliby prowadzić monitoring i prace badawcze.

Spotkanie robocze

Po podpisaniu listu intencyjnego odbyło się spotkanie robocze. Padła na nim propozycja, by wszystkie parki wspólnie przygotowały listę problemów do rozwiązania przez pracowników PB. To również zaowocuje proponowaniem tematów prac inżynierskich i dyplomowych, które znajdą rozwiązania zagadnień poruszanych przez parki, a jednocześnie pokażą studentom praktyczny wymiar zdobywanej przez nich wiedzy.

Jednym ze wspólnych problemów parków jest duża ilość biomasy do zagospodarowania. Specjaliści z różnych katedr Wydziału Budownictwa i Nauk o Środowisku dysponują już pewnymi koncepcjami (niektóre są chronione patentami); wspomina się np. o produkcji materiałów budowlanych czy o wykorzystaniu biomasy w roli podłoża do hodowli grzybów na skalę przemysłową.

Dr hab inż. Szusta wspomina, że PB będzie poszukiwać źródeł finansowania, tak by dało się realizować wspólnie formułowane cele.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Politechnika Białostocka, Uniwersytet Medyczny w Białymstoku, Uniwersytet w Białymstoku i Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie zadeklarowały, że będą wspierać naukowo ochronę unikatowych katakumb Klasztoru Męskiego Zwiastowania Najświętszej Marii Panny w Supraślu. Będące jednym z najcenniejszych zabytków Podlasia katakumby powstały w połowie XVI w. i obejmują 130 nisz. Zabezpieczenie zabytku o dużej wartości historycznej wymaga szeroko zakrojonych badań.
      Ratowanie wyjątkowego zabytku
      Nasz wspólny projekt, realizowany przez Klasztor Męski Zwiastowania Najświętszej Marii Panny w Supraślu i teraz wspólnie przez rektorów białostockich uczelni, dotyczy katakumb, czyli wielkiego dziedzictwa historycznego i kulturowego nie tylko klasztoru w Supraślu, nie tylko Kościoła prawosławnego w Polsce, ale też całego regionu i całego naszego kraju – wyjaśnia ihumen Pantelejmon Karczewski.
      Ihumen Karczewski ma nadzieję, że uda się uratować dla następnych pokoleń dziedzictwo, które wymaga szeroko zakrojonych prac badawczo-konserwatorskich. Od 2014 r. katakumby są ogrodzone i zadaszone.
      Dr hab. inż. Marta Kosiuk-Kazberuk, rektor Politechniki Białostockiej, uważa, że w realizacji projektu przyda się z pewnością doświadczenie uczelnianych ekspertów, zajmujących się konserwacją zabytków, budownictwem, inżynierią materiałową czy wreszcie zagospodarowaniem terenu.
      Dr hab. Maciej Karczewski z Uniwersytetu Białostockiego opowiada, że archeolodzy rozpoznają nawarstwienia wokół katakumb. Specjalista liczy też na to, że po podpisaniu listu intencyjnego powstanie naprawdę interdyscyplinarny zespół, który przygotuje dokumentację naukowo-techniczną i zalecenia do prac zabezpieczających.
      To bardzo paląca potrzeba, bo tak naprawdę to niezwykle cenne dziedzictwo. Katakumby są jedynym tego rodzaju obiektem zabytkowym na obszarze nie tylko Polski północno-wschodniej, ale śmiem twierdzić, że naszej części Europy Środkowo-Wschodniej. One wymagają bardzo pilnego zabezpieczenia. Musimy sprawdzić, czy prace ziemne, które są konieczne dla zabezpieczenia katakumb, nie naruszą pochówków na cmentarzu, który znajduje się wokół katakumb. Naszym zadaniem będzie uratowanie katakumb, poprzedzone wykonanymi z odpowiednim pietyzmem badaniami archeologicznymi [...].
      Karczewski dodaje, że zespół powinien również wejść do katakumb, bo w niszach grzebalnych nadal są szczątki i nadal są elementy kultury materialnej, i to bardzo wysokiej kultury materialnej, związanej z klasztorem i z katakumbami.
      Historia katakumb
      Jak wyjaśniono na stronie Monasteru Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy, kilkadziesiąt lat po osiedleniu się mnichów w Supraślu, gdzieś między 1532 a 1557 rokiem, na południe od budynków monasterskich wzniesiono z pruskiego muru Cerkiew Zmartwychwstania Chrystusa, a pod nią wymurowano obszerne katakumby [...].
      W kryptach cerkwi pochowano fundatorów, a na przełomie XVI i XVII w. m.in. wojewodę smoleńskiego Bazylego Tyszkiewicza. W kryptach pod cerkwią chowano mnichów, ale i członków rodzin Olelkowiczów, Słuckich i Wiśniowieckich. Bogaci ofiarodawcy z potężnych rodów dawnej Rzeczypospolitej, ale także mieszczańskie familie, uważały za zaszczyt spocząć po śmierci w pobliżu monasteru.
      Na początku XIX w. zrujnowaną Cerkiew Zmartwychwstania rozebrano, a katakumby przykryto.
      W latach osiemdziesiątych katakumby, odsłonięte i źle zabezpieczone - pozostawiono swojemu losowi. Łatwo padły łupem ciekawskich, niepotrafiących uszanować majestatu śmierci, i zwykłych wandali. Mnisi co pewien czas urządzają pogrzeb odnalezionych, przeważnie zbezczeszczonych, kości.
      Zejścia do przejścia podziemnego, które najprawdopodobniej łączyło katakumby z Cerkwią Zmartwychwstania, są dziś zasypane.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Większości ludzi wilki kojarzą się z drapieżnikami polującymi na jelenie, sarny i dziki. Tymczasem kilkuletnie badania przeprowadzone w Wigierskim Parku Narodowym pokazały, że zwierzęta te chętnie zjadają bobry – szczególnie wtedy, gdy dostęp do tych ziemnowodnych ssaków ułatwia im niski poziom wody.
      Wilki to zwierzęta mięsożerne, polujące przede wszystkim na dzikie ssaki kopytne. W Europie odżywiają się głównie jeleniami, sarnami i dzikami. Naukowców od lat frapowała jednak możliwość wykorzystywania przez wilki innych źródeł pokarmu, na przykład niezmiernie licznych bobrów. Te ziemnowodne ssaki, o masie ciała nierzadko przekraczającej 20 kg, wydają się być kuszącą alternatywą w porównaniu do szybko uciekających jeleniowatych. Przeszkodą w polowaniu na bobry jest jednak ich łatwość ukrycia się w wodzie.
      Kwestią drapieżnictwa wilków wobec bobrów zajął się zespół badaczy z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, Wigierskiego Parku Narodowego, Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”, Wydziału Nauk Ścisłych i Technicznych Uniwersytetu Śląskiego i Instytutu Biologii Ssaków PAN.
      W położonym na północno-zachodnim skraju Puszczy Augustowskiej Wigierskim Parku Narodowym, gdzie liczna jest populacja bobrów, przez trzy lata (2017-2019) naukowcy zbierali próbki wilczych odchodów (w sumie 303). Następnie przeanalizowali zawartość odchodów, by na podstawie obecnych w nich fragmentów kości oraz sierści zwierząt dociec, co wilki zjadły. Przy okazji przyglądali się także ilości opadów wpływających na poziom wody w rzekach i zbiornikach wodnych. Wyniki badań opublikowane zostały w czasopiśmie Ethology, Ecology and Evolution.
      Analizy potwierdziły, że dieta wigierskich wilków jest bardzo zróżnicowana – informują autorzy badania w materiale prasowym przekazanym PAP. Tamtejsze drapieżniki zajadały się przede wszystkim sarnami i dzikami. Nie pogardzały jednak także jeleniami, łosiami, zającami, borsukami oraz właśnie bobrami. Te ostatnie stanowiły aż jedną czwartą (24 proc.) biomasy zjadanego przez wilki pokarmu.
      Wilki zdecydowanie częściej odżywiały się bobrami wiosną i latem – wtedy gryzonie te stanowiły nawet ok. 37 proc. biomasy pokarmu drapieżników. Rzadziej polowały na nie jesienią i zimą – wtedy ich udział w diecie spadał do ok. 11 proc.
      Istotny okazał się także roczny poziom opadów. W 2017 r., gdy w Wigierskim Parku Narodowym zarejestrowano opady na poziomie 721 mm, udział bobrów w diecie wilków wyniósł ok. 10 proc. Tymczasem w 2019 r. – po dwóch latach niskich opadów, na poziomie 440-460 mm - bobry stanowiły już 41 proc. biomasy pokarmu wilków.
      Nasze badania potwierdziły, że wilki chętnie polują na bobry, gdy tylko mają taką możliwość – komentuje główny autor badań dr hab. inż. Robert Mysłajek z Zakładu Ekologii Wydziału Biologii UW. Wyniki naszych badań bardzo dobrze korespondują z wcześniejszymi obserwacjami z Ameryki Północnej i Europy Wschodniej, gdzie także wykazano związek pomiędzy poziomem opadów i udziałem bobra w diecie wilków. Im mniej opadów, tym niższy poziom wód, a co za tym idzie większa trudność z ukryciem się bobrów przed drapieżnikami.
      Współautorka badań dr hab. Sabina Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” podkreśla znaczenie projektu dla ochrony wilka. Większość odszkodowań za szkody wyrządzane przez gatunki chronione dotyczy właśnie bobrów. Drapieżnictwo wilków można więc traktować jako ważną usługę ekosystemową, mogącą wpływać na ograniczanie szkód wyrządzanych przez bobry. To kolejny argument za tym by przy rozmowach nad przyszłością wilka brać pod uwagę wszystkie aspekty jego funkcjonowania w środowisku naturalnym – komentuje badaczka.
      Co ciekawe, wcześniejsze badania zespołu naukowców z Wydziału Biologii UW i Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” – prowadzone w położonej na drugim końcu Polski Puszczy Drawskiej - pokazały, że wilki szczególnie chętnie dokarmiają bobrami swoje szczenięta. Naukowcy mają nadzieję, że kontynuacja badań nad interakcjami pomiędzy wilkami i bobrami przyniesie kolejne ciekawe odkrycia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Białowieska osada Dziedzinka trafiła do rejestru zabytków. Przez kilkadziesiąt lat mieszkali tam prof. Simona Kossak i fotograf dzikiej przyrody Lech Wilczek. W skład osady wchodzą leśniczówka i stodoła ze spichlerzem. Oba obiekty przetrwały do dziś w niezmienionej formie. Stanowią źródło badań nad drewnianą architekturą związaną z terenami Puszczy Białowieskiej.
      Historia Dziedzinki
      Drewniana leśniczówka została zbudowana w 1935 r. w uroczysku Dziedzinka w granicach rezerwatu Białowieskiego Parku Narodowego. Znajdująca się na działce stodoła ze spichlerzem pochodzi z tego samego okresu.
      W 1971 r. w leśniczówce zamieszkał fotograf dzikiej przyrody Lech Wilczek. W pewnym momencie do drugiej części chałupy wprowadziła się biolożka Simona Kossak. Wilczek i Kossak stworzyli miejsce przyjazne zwierzętom. Przez ponad 30 lat pracowali i mieszkali w drewnianej leśniczówce, bez prądu, w spartańskich warunkach. Rekompensowało im to otoczenie dzikiej przyrody.
      Dziedzinka, położona w granicach rezerwatu ścisłego, była doskonałym punktem obserwacyjnym zwierząt w ich naturalnym środowisku. Poprzez swoją działalność naukową i artystyczną oboje stali się aktywnymi propagatorami unikatowych walorów przyrodniczych Puszczy Białowieskiej - podkreśla prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska wojewódzka konserwator zabytków.
      Jak dowiadujemy się z komunikatu Urzędu, bryła leśniczówki jest zwarta, proporcjonalna i prosta. Wyrazisty akcent stanowi wydatny dach naczółkowy. Stodoła ze spichlerzem nawiązuje swoim wyrazem do architektury leśniczówki.
      [Zespół budynków], zlokalizowany na płaskim terenie, otoczony lasem, wykonany z tradycyjnego, naturalnego budulca, doskonale wpisuje się w puszczański krajobraz - wyjaśnia prof. Dajnowicz.
      Postępowanie w sprawie wpisania Dziedzinki do rejestru zabytków prof. Dajnowicz wszczęła z urzędu.
      Simona Kossak i Lech Wilczek
      Simona Kossak miała być 4. Kossakiem (była prawnuczką Juliusza Kossaka i wnuczką Wojciecha Kossaka), ale zamiast wybrać paletę, podążała własną ścieżką. Przez 35 lat mieszkała w samym sercu Puszczy Białowieskiej. W Dziedzince miała doskonały punkt obserwacyjny. Mogła podpatrywać zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Jak ujawniono w biogramie dołączonym do książki "Serce i pazur", jej dorobek twórczy obejmuje kilkaset opracowań naukowych, niepublikowanych dokumentacji naukowych, artykułów popularnonaukowych i filmów przyrodniczych oraz trzy książki.
      W leśniczówce znajdowały się dwa mieszkania. Ponieważ Lech Wilczek był pierwszy, wziął sobie to większe. Z biegiem czasu początkowa niechęć minęła - Simona i Lech zostali parą; pewnego dnia Lech wziął piłę motorową i wyciął w dzielącej ich ścianie prostokąt, do którego wstawił samodzielnie wykonane drzwi. Wspólnie wychowywali zwierzęta, przeróżne. W wywiadzie udzielonym w 2012 r. "Kurierowi Porannemu" Wilczek tak opowiadał o innych lokatorach. Trudno tu wszystkich wymienić. Zawsze towarzyszyły nam psy, koty. Były pawie oraz różne okazy dzikiego ptactwa. Była lisica, dzik. Wychowana przez Simonę łania wróciła wprawdzie do puszczy, ale na ogrodzony teren wokół naszego domu przychodziła przez długie lata, żeby wydać na świat młode. Tutaj czuła się najbezpieczniej. Była oślica, która kiedyś wybrała się za granicę polsko-białoruską. Udało się ją stamtąd odzyskać. Za to na Dziedzinkę przywędrowała kiedyś białoruska krowa i wyżarła wszystkie kalafiory z ogródka Simony. Krowa była wielka, mięsna. Gdybyśmy ją wtedy upolowali, byłby zapas mięsiwa na rok.
      Lech Wilczek studiował na warszawskiej ASP. Był autorem książek i albumów o tematyce przyrodniczej. Bardzo przejmował się Puszczą. Po raz pierwszy przyjechał tu w 1952 r., a zamieszkał w 1971 r.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Biebrzański Park Narodowy (BbPN) poinformował o wykopaniu najbardziej okazałej i efektownej kępy sasanki otwartej rosnącej przy Carskiej Drodze. Okazuje się, że nie jest to, niestety, odosobniony przypadek, bo wiosną w Basenie Dolnym (Basenie Południowym) wykopano jeszcze co najmniej 3 inne rozety tej rośliny.
      Jak podkreśliła Magdalena Marczakiewicz z BbPN, zrywanie i wykopywanie sasanki otwartej, gatunku chronionego w parku narodowym, jest samolubne i na dodatek niezgodne z prawem.
      Takie postępowanie może doprowadzić do wyeliminowania stanowisk położonych przy drodze, a w dłuższej perspektywie czasowej również w BbPN. Strata każdego osobnika powoduje zmniejszenie puli genowej gatunku i w efekcie skutkuje osłabieniem jego populacji.
      W Polsce w stanie dzikim sasanka jest rzadka. Jej populacja w Biebrzańskim Parku Narodowym uległa w ciągu ostatnich dziesięciu lat znacznemu spadkowi. Na wycofywanie gatunku wpływają m.in. zmiany klimatyczne.
      Kępa sasanki otwartej, która została wykopana, była jednym z najbardziej dorodnych osobników w Parku. Była podziwiana przez turystów i fotografów z całej Polski. Wiele osób zasmucił ten incydent. Splądrowana sasanka otwarta nie przyjmie się w ogródku, a na skutek jej głębokiego wykopania prawdopodobieństwo odnowienia się jej z kłącza jest małe - napisała M. Marczakiewicz.
      Biebrzański Park Narodowy zachęca, by dołączyć do zespołu strażników sasanek. Chętni są proszeni o przesłanie maila na adres wolontariat@biebrza.org.pl; należy go opatrzyć dopiskiem "Strażnicy sasanki".

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W kilku miejscach w parkach narodowych Biebrzańskim i Białowieskim rozpoczęły się akcje ratowania płazów, by nie ginęły pod kołami samochodów w trakcie wiosennych wędrówek do miejsc rozrodu. Ustawiono płotki, które zabezpieczają płazy przed wejściem na drogi. Tak zatrzymane są bezpiecznie przenoszone.
      Swoją akcję na fragmencie tzw. carskiej drogi, czyli drogi ze Strękowej Góry w stronę Osowca przez Biebrzański PN prowadzą studenci z Koła Naukowego Biologów Uniwersytetu w Białymstoku.
      Płotki herpetologiczne ustawiono tam na kilkuset metrach wzdłuż drogi, w miejscu, które już przed laty uznano za newralgiczne w migracjach płazów - poinformował PAP Dawid Mioduszewski z Koła Naukowego Biologów. Dodał, że akcja ratowania płazów jest prowadzona właśnie w tym miejscu, bo ginęło tam najwięcej tych zwierząt.
      Płotki na carskiej drodze ustawiono 18 marca, ale płazy pojawiły się tam masowo w ostatni weekend 27-28 marca, bo sprzyjała temu pogoda, było ciepło i popadał deszcz. Codziennie albo studenci albo pracownicy Biebrzańskiego PN są na miejscu, przenoszą płazy, które nie mogąc pokonać płotków wpadają do wkopanych w ziemię wiaderek i są bezpiecznie przenoszone na drogą stronę drogi.
      Monitoring płazów na carskiej drodze studenci prowadzą od 2015 r. po tym, gdy droga ta przeszła remont i zwiększył się na niej ruch. Badają, jakie gatunki migrują w tym miejscu, ile ich jest, ale też, jakie gatunki giną na drodze.
      Studenci oceniają na podstawie dotychczasowych obserwacji, że być może bieżący rok będzie obfitował w płazy, bo już teraz zaobserwowano ich sporo. Dawid Mioduszewski poinformował, że podczas weekendu 27-29 marca przeniesiono ok. 250 płazów, z czego prawie wszystkie jednego dnia, w niedzielę. Przypomniał, że były lata, gdy podczas całej akcji przeniesiono kilkaset płazów. Rekordowym rokiem był 2018, gdy pomoc w bezpiecznych wędrówkach dostało 2,7 tys. płazów. Sporo - 1,4 tys. było też w 2015 r.
      Sporo też jednak płazów wciąż ginie pod kołami samochodów. Tylko w weekend 27-28 marca na odcinku Laskowiec - Osowiec Twierdza studenci naliczyli 580 martwych płazów, które zostały rozjechane przez samochody. Sylwia Mikłosz z Koła Biologów poinformowała PAP, że było wśród nich wiele rzadkich gatunków, np. rzekotka drzewna czy traszka grzebieniasta.
      Mikłosz przyznaje, że nie jest wykluczone, że tak dużo płazów zginęło, bo z powodu pandemii i związanych z nią ograniczeń, coraz więcej osób chętniej wyjeżdża samochodami w plener, na spacery i wędrówki po Biebrzańskim PN, szukając odpoczynku, relaksu. Studenci mówią, że sami obserwują duży ruch, a w plenerze spotykają też coraz więcej ludzi.
      Biebrzański PN poinformował także w mediach społecznościowych, że płotki, by chronić płazy, tak jak w latach ubiegłych są również ustawione przy drodze z Goniądza do Wólki Piasecznej.
      Akcja czynnej ochrony płazów jest też prowadzona np. w Białowieskim PN. Park organizuje ją od lat. Płotki są w tym sezonie ustawione na łącznej długości ok. jednego kilometra w rejonie Białowieży i Narewki.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...