Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Zdigitalizowane zdjęcia 2 przyjaciółek dają wgląd w przebieg wykopalisk w Sutton Hoo

Rekomendowane odpowiedzi

National Trust poinformował o ukończeniu digitalizacji pełnej kolekcji zdjęć przyjaciółek, Mercie Lack i Barbary Wagstaff, dokumentujących wykopaliska w Sutton Hoo. W przededniu II wojny światowej odkryto tam anglosaski grób królewski.

Dwanaście lat temu ktoś zostawił na recepcji National Trust w Sutton Hoo reklamówkę ze zdjęciami. Pokazano je konserwatorce Anicie Bools, która doskonale pamięta ten moment. To jedna z tych chwil, kiedy przechodzą cię ciarki. Pomyślałam: o mój Boże, to autentyk [...].

Kolekcja fotografii Mercie Lack i Barbary Wagstaff

Kolekcja składała się z 11 albumów z czarno-białymi zdjęciami, luźnych czarno-białych fotografii, odbitek stykowych i negatywów. Rarytasem był album z kolorowymi zdjęciami z dołączonym negatywem Agfa Isopan F.

Oficjalne zdjęcia z wykopalisk w Sutton Hoo zostały przekazane Muzeum Brytyjskiemu. Zbiór zdigitalizowany przez National Trust jest jednak wyjątkowy; dzięki adnotacjom w albumach Mercie Lack można poznać ludzi i procesy zachodzące podczas odsłaniania łodzi (Mercie zaznaczała, kogo i co widać na zdjęciu, często podawała także szczegóły techniczne dot. fotografii, np. odnośnie do rodzaju filmu czy przesłony). Na fotografiach uchwycono osobistości odwiedzające stanowisko, w tym Marię Luizę Schleswig-Holstein, wnuczkę królowej Wiktorii.

Jak wyjaśniła Laura Howarth, menedżerka ds. archeologii i zaangażowania z Sutton Hoo, Lack była na wakacjach z ciotką, gdy usłyszała o dokonanym w pobliżu odkryciu archeologicznym. Mercie odwiedziła to miejsce i uzyskała pozwolenie od archeologa Charlesa Phillipsa na ponowny przyjazd z przyjaciółką, Barbarą Wagstaff, by udokumentować wykopaliska.

Wspólne pasje

Lack i Wagstaff interesowały się historią i archeologią. Podczas poprzednich wakacji podróżowały po kraju, uwieczniając dla Muzeum Brytyjskiego detale anglosaskich kamiennych rzeźb.

Mercie Lack i Barbara Wagstaff były w Sutton Hoo między 8 a 25 sierpnia 1939 r.  W tym czasie wykonały około 60% wszystkich istniejących zdjęć stanowiska [aż 400]. Mimo że do tego momentu skarb został już stamtąd zabrany, ich materiał jest niezwykle znaczący, gdyż udokumentowały samą łódź. Nie dotrwała ona do naszych czasów, ale możemy ją oglądać właśnie dzięki fotografiom Lack i Wagstaff.

Howarth dodała, że przekazana National Trust kolekcja obejmowała także zarys początku nieopublikowanej książki Lack. Dzięki jej zdjęciom i zapiskom możemy zobaczyć jej oczami i wypowiedzieć jej słowami to, co działo się tego ekscytującego lata.

Mozolna digitalizacja

Oryginalne fotografie, które jak się okazało, przekazał wnuk brata Mercie Andrew, są delikatne i muszą być przechowywane w ściśle kontrolowanym środowisku. Dzięki digitalizacji stały się jednak dostępne dla szerszej rzeszy ludzi. Turyści trafiający do Sutton Hoo mogą się przed zwiedzaniem zapoznać z cyfrową wersją albumów Lack; znajdują się one w Tranmer House. Od 29 września cała kolekcja jest zaś dostępna online. Warto dodać, że panie robiły nie tylko zdjęcia; zachowała się bowiem również 8-mm taśma filmowa. Lack i Wagstaff zostały członkiniami stowarzyszonymi Royal Photographic Society.

W ciągu ostatnich 3 lat i podczas lockdownu wszystkie zdjęcia skatalogowano i zdigitalizowano. Dokonano też naprawy uszkodzeń. Fotografowano strony albumów, luźne zdjęcia i adnotacje. W sumie wykonano ponad 4000 zdjęć.

W digitalizowaniu zbioru pomagali pracownicy i wolontariusze z Sutton Hoo, a także konserwatorzy materiału fotograficznego oraz specjaliści ds. digitalizacji. Cały proces odbywał się, co było bardzo na miejscu i wywoływało poruszenie, w tej samej lokalizacji, gdzie Lack i Wagstaff zrobiły zdjęcia [...] - podkreśla starsza narodowa konserwatorka Anita Bools.

Konserwacja i digitalizacja zdjęć - zwłaszcza z albumów Mercie Lack - musiała zostać przeprowadzona bardzo ostrożnie. Choć jej notatki wydają się świeże, a obraz nie wyblakł, papierowe strony są bardzo cienkie i łatwo je rozerwać. To zapewne wskazówka, jak ważne były dla niej te zdjęcia; dbała o nie i delikatnie się z nimi obchodziła. Czuję, że te dwie wspaniałe kobiety byłyby uradowane, wiedząc, że dzięki konserwacji i digitalizacji ludzie mogą dziś oglądać sceny uwiecznione ponad 80 lat temu i poczuć dreszczyk przeżywany przez przyjaciółki podczas odsłaniania stanowiska.

Na jesiennej wystawie w Tramer House można oglądać inne przedmioty z kolekcji Lack i Wagstaff, w tym pudełko na słodycze, w którym niektóre fotografie były oryginalnie przechowywane, korespondencję i kopię książki, w której ukazało się jedno ze zdjęć Mercie.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzisiaj o godzinie 17:00 czasu polskiego zostaną zaprezentowane pierwsze zdjęcia naukowe z Vera C. Rubiny Observatory, jednego z najważniejszych współczesnych obserwatoriów astronomicznych. W obserwatorium zainstalowano najpotężniejszy aparat cyfrowy, jaki kiedykolwiek powstał. Obserwatorium korzysta z Simonyi Survey Telescope, wyposażonego w jedno z największych zwierciadeł głównych, o imponującej średnicy 8,4 metra. Co więcej, jest to jedyny teleskop, w którym zwierciadło główne i trzeciorzędowe zostały zintegrowane. Te wyjątkowe instrumenty będą prowadziły największy przegląd nieba w historii.
      Niezwykły teleskop ma też niezwykłą historię. Pomysł projektu, nazwanego początkowo Large Synoptic Survey Telescope, pojawił się w 2001 roku, a w roku 2007 rozpoczęły się – finansowane ze źródeł prywatnych – prace nad głównym zwierciadłem. Juz w styczniu 2008 roku pojawiły się większe pieniądze. Państwo Charles i Lisa Simonyi zadeklarowali 20 milionów dolarów, a kolejnych 10 milionów przeznaczył Bill Gates. Dwa lata później, podczas dekadalnego przeglądu projektów astronomicznych, amerykańska Narodowa Fundacja Nauki uznała LSST za naziemny instrument naukowy o największym priorytecie, a w 2014 roku organizacja uzyskała zezwolenie na sfinansowanie projektu do końca. Zaś w 2018 roku niespodziewanie na budowę obserwatorium przyznano znacznie więcej pieniędzy, niż wnioskowano. Głównymi sponsorami Vera C. Rubin Observatory są Narodowa Fundacja Nauki i Biuro ds. Nauki Departamentu Energii, a za pracę centrum odpowiedzialne jest NOIRLab oraz SLAC National Accelerator Laboratory.
      Obserwatorium zbudowano w Chile na Cerro Pachón, a wysokości 2682 metrów nad poziomem morza. Jego głównym celem będzie dziesięcioletni, największy w historii przegląd nieba (Legacy Survey of Space and Time – LSST). W ciągu kilku dni obserwatorium wykona zdjęcia całego południowego nieboskłonu, dostarczając najbardziej szczegółowych jego obrazów w historii. I tak przez dziesięć lat, dzięki czemu można będzie obserwować zmiany zachodzące w przestrzeni kosmicznej. Astronomowie spodziewają się olbrzymiej liczby odkryć. Obserwatorium sfotografuje asteroidy, komety, gwiazdy zmienne czy eksplozje supernowych. Eksperci spodziewają się, że zarejestrowanych zostanie 40 miliardów obiektów.
      Vera C. Rubin Observatory pozwoli lepiej zrozumieć ciemną energię i ciemną materię, przyczyni się do powstania szczegółowej mapy Układu Słonecznego wraz ze znajdującymi się w nim obiektami, zmapuje Drogę Mleczną, dzięki niemu możliwe będzie badanie obiektów zmieniających w czasie pozycję czy jasność.
      Wyjątkowy ośrodek badawczy ma wyjątkową nazwę. LSST przemianowano bowiem na Obserwatorium Very C. Rubin. To pierwsze narodowe obserwatorium USA nazwane imieniem kobiety. To właśnie pionierskie badania Rubin z lat 70. dostarczyły pierwszych dowodów na istnienie ciemnej materii. To m.in. jej prace uświadomiły naukowcom, że we wszechświecie wcale nie dominuje materia widzialna. Rubin zasłużyła sobie na uznanie ciężką pracą. W 1965 roku stała się pierwszą kobietą, która otrzymała zgodę na korzystanie z Palomar Observatory, posiadające wówczas jedne z najbardziej zaawansowanych teleskopów.
      Już w pierwszych latach swojej pracy zaczęła zdobywać dowody na istnienie ciemnej materii. Jej prace "były jednymi z najważniejszych odkryć naukowych ubiegłego wieku, nie tylko na polu astronomii, ale również na polu fizyki", mówi dyrektor Vera C. Rubin Observatory, Steve Kahn. Rubin była kilkukrotnie nominowana do Nagrody Nobla, ale nigdy jej nie zdobyła. Zmarła w 2016 roku.
      Relację na żywo z prezentacji pierwszych zdjęć można będzie obserwować w serwisie YouTube. Na razie udostępniono fotografie wykonane podczas kalibracji instrumentów naukowych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sutton Hoo to miejsce jednego z najważniejszych odkryć archeologicznych w historii Wielkiej Brytanii. Znaleziono tam nienaruszony anglosaski pochowek na łodzi. Większość specjalistów uważa, że spoczął tam król Anglii Wschodniej Raedwald, najpotężniejszy na początku VII wieku władca na południu Anglii. Wśród odkrytych wyrobów metalurgicznych znajduje się słynny hełm ceremonialny. Dotychczas sądzono, że powstał on na terenie dzisiejszej Szwecji, jednak najnowsze odkrycie podważa ten pogląd.
      Odkrycia, o którym mowa, dokonano na niewielkiej duńskiej wyspie Tåsinge. Poszukiwacz skarbów, korzystając z wykrywacza metali, znalazł tam wzornik, na którym widać motyw bardzo podobny do motywu z hełmu z Sutton Hoo. Na wzorniku takim kładziono cienki kawałek metalu, a następnie za pomocą młotka tłoczono w wzór. Analiza motywu z wzornika z Tåsinge wykazała, że widoczny na nim konny wojownik w znacznie większym stopniu przypomina motyw z hełmu niż wzory na hełmach znalezionych w Szwecji.
      Podobieństwa pomiędzy wzornikiem z Danii, a hełmem z Sutton Hoo widoczne są w takich szczegółach jak mankiet na nadgarstku wojownika, włosy mężczyzny, fragment uprzęży o migdałowatym kształcie widoczny na końskiej głowie, cugle czy miecz wyłaniający się spod tarczy. Na podobnych szwedzkich motywach występuje też dzik lub drapieżny ptak, których nie ma ani na hełmie z Sutton Hoo, ani na wzorniku z Danii. To byłaby sensacja, gdyby okazało się, że hełm z Sutton Hoo, który został wykonany dla kogoś bardzo ważnego, prawdopodobnie króla, powstał na Tåsinge. Wskazywałoby to na możliwe związki dzisiejszej Danii z hełmem i z osobą, która go nosiła, mówi Peter Pentz, kurator w Narodowym Muzeum Danii.
      To jednak nie wszystko. Na hełmie z Sutton Hoo znajdują się dwa motywy przedstawiające konnego wojownika. Ten drugi nie jest kompletny. Hełm został bowiem znaleziony w częściach i niektóre fragmenty przepadły. Niekompletny motyw wykazuje jeszcze większe podobieństwo do wzornika. Linie stopy jeźdźca się identyczne na hełmie i wzorniku, podobnie jak krawędź tarczy martwego wojownika. Gdy podobieństwo motywów jest tak duże, może to oznaczać, nie tylko wytworzenie przedmiotów w tym samym miejscu, ale nawet przez tę samą osobę, dodaje Pentz. Na pytanie o to, jak bardzo motywy są podobne, odpowiedź mogą dać planowane skany 3D wzornika i fragmentów hełmu.
      Jeśli okaże się, że hełm powstał na Tåsinge, może to wskazywać, że dzisiejsza Dania odgrywała w VII wieku większą rolę, niż przypisuje jej większość historyków. W Danii nie znaleziono dotychczas tak wspaniałych pochówków z tego okresu, jak w Anglii i Szwecji, co skłoniło naukowców do stwierdzenia, że region ten nie odgrywał równie ważnej roli. Jednak już wcześniej niektórzy eksperci stwierdzili, że dzisiejsza Dania była ważnym łącznikiem między Anglią a Szwecją. Znalezisko z Tåsinge wzmacnia te hipotezy, ale nie jest ich ostatecznym potwierdzeniem. Niewielki wzornik mógł przecież podróżować ze swoim właścicielem.
      Wciąż jest zbyt wcześnie, by wyciągać ostateczne wnioski, jednak odkrycie to wskazuje, że Dania odgrywała już wówczas ważniejszą rolę, niż się przypuszcza. Często uznajemy, że dzisiejsza Dania została zjednoczona w X wieku przez Haralda Sinozębego, jednak już nawet w VII wieku ziemie te mogły być w dużej mierze zjednoczone, a ich władcy dość potężni, dodaje Pentz.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed tygodniem misja BepiColombo przeleciała w odległości zaledwie 295 kilometrów nad powierzchnią Merkurego. O godzinie 7:07 pojazd znalazł się bezpośrednio nad północnym biegunem planety, który właśnie był oświetlony przez Słońce. Była to szósta i ostatnia asysta grawitacyjna, dzięki której pod koniec przyszłego roku pojazd trafi na orbitę Merkurego. Europejska Agencja Kosmiczna (ESA), która wraz z Japońską Agencją Kosmiczną (JAXA) zorganizowała misję, pokazała zdjęcia wykonane podczas przelotu. Trzeba przyznać, że fotografie nie zawiodły oczekiwań.
      Wspomniany przelot był ostatnią okazją do wykonania zdjęć przez M-CAMs (monitoring cameras). Moduł Mercury Transfer Module, do którego zamontowane są trzy 1-megapikselowe aparaty, oddzieli się od dwóch orbiterów – Mercury Planetary Orbiter (MPO - ESA) i Mercury Magnetospheric Orbiter (Mio - JAXA) – i zostanie porzucony w przestrzeni kosmicznej. MPO i MMO trafią zaś na orbitę planety.
      Podczas niedawnego przelotu aparat M-CAM 1 wykonał pierwsze ujęcia powierzchni Merkurego. Mijając terminator – linię między dzienną a nocną stroną planety – miał unikatową możliwość zajrzenia do wiecznie zacienionych kraterów. Krawędzie kraterów Prokofjew, Kandinski, Tolkien i Gordimer rzucają wieczny cień na ich dno. To zaś czyni te kratery jednymi z najchłodniejszych miejsc w Układzie Słonecznym. I dzieje się tak pomimo tego, że Merkury jest planetą najbliższą Słońca.
      Mamy przesłanki, by przypuszczać, że na dnie tych kraterów znajduje się woda. Czy rzeczywiście ona tam jest? To jedno z najważniejszych pytań, na jakie ma odpowiedzieć misja BepiColombo.
      Na lewo od bieguna północnego M-CAM 1 sfotografował rozległe równiny wulkaniczne zwane Borealis Planitia. Te największe równiny najmniejszej planety Układu Słonecznego powstały 3,7 miliarda lat temu podczas masowego wypływu lawy. Zalała ona wcześniej istniejące kratery, jak Henri i Lismer. Widoczne na zdjęciach zmarszczki lawy utworzyły się w ciągu miliardów lat po ostygnięciu lawy, prawdopodobnie w wyniku kurczenia się samej planety, której wnętrze powoli stygło.
      Kolejne zdjęcie zostało wykonane przez M-CAM 1 kilka minut po pierwszym. Widać na nim na przykład krater Mendelssohn. Jego krawędzie są ledwie widoczne nad zalanym przez lawę wnętrzem. Podobnie zresztą jest w przypadku krateru Rustaweli.
      Na zdjęciach widzimy też basen Caloris. To największy krater uderzeniowy Merkurego o średnicy ponad 1500 kilometrów. Uderzenie, które go utworzyło, było tak potężne, że na powierzchni planety widać linie ciągnące się przez tysiące kilometrów od krateru. Na górze od basenu Caloris widać jaśniejszą fragment powierzchni w kształcie bumerangu. To lawa, która wydaje się łączyć powierzchnię z wnętrzem Merkurego. Wydaje się, że jej kolor jest podobny do lawy w Caloris na na Borealis Planitia. BepiColombo ma znaleźć odpowiedź na pytanie, w którą stronę ta lawa płynęła. Od czy do Caloris.
      Merkury ma ciemną powierzchnię. Jasne fragmenty są młodsze od reszty. Naukowcy wciąż nie są pewni, jaki dokładnie jest skład planety, jednak jasne jest, że materiał, który wydobył się z wnętrza Merkurego na powierzchnię, ciemnieje z czasem. Na trzecim zdjęciu widzimy więc bardzo jasny obszar Nathair Facula, pozostałość po ostatniej wielkiej erupcji wulkanicznej na Merkurym. Obszar ma co najmniej 300 kilometrów średnicy. Po lewej znajduje się krater Fonteyn. Młody, powstał zaledwie 300 milionów lat temu. BepiColombo będzie badała jasne i ciemne fragmenty Merkurego i pozwoli znaleźć odpowiedź na pytanie, z czego planeta jest zbudowana i jak powstała.
      Główna faza badawcza misji rozpocznie się za dwa lata, ale każdy z 6 dotychczasowych przelotów przyniósł nam niezwykle ważne informacje o tej mało zbadanej planecie, mówi główny naukowiec misji z ramienia ESA, Geraint Jones.
      BepiColombo została wystrzelona 20 października 2018 roku. W jej skład wchodzą dwa orbitery, wspomniane już MPO i Mio. Za ich transport w okolice Merkurego odpowiada zaś Mercury Transfer Module. Pod koniec 2026 roku MTM oddzieli się od orbiterów, które wejdą na orbity biegunowe wokół planety. Badania naukowe rozpoczną na początku 2027 roku. Misja obu orbiterów przewidziana jest na 12 miesięcy, z możliwością przedłużenia jej o kolejny rok.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wśród XIX-wiecznych listów z Kolekcji Papierów Wartościowych brytyjskich Archiwów Narodowych (TNA) odkryto doskonale zachowany 217-letni sweter wykonany wg tradycyjnego farerskiego wzoru. Miała go otrzymać kobieta z Danii, ale przesyłka nigdy nie dotarła do celu, bo statek, który ją przewoził, został zatrzymany przez Royal Navy podczas bitwy pod Kopenhagą (1807).
      Nadawcą był stolarz Niels C. Winther z Thorshavn, a odbiorcą P. Ladsen z Kopenhagi. Do paczki dodano liścik w języku duńskim: moja żona łączy pozdrowienia, dziękując za ryż do puddingu. Przesyła pańskiej narzeczonej ten sweter. Ma nadzieję, że jej tym nie urazi.
      Mimo że dopasowany w talii ubiór z dekoltem w serek i rękawami 3/4 przypomina sweter stanowiący część kobiecego narodowego stroju farerskiego, zawartość przesyłki opisano jako sweter (ubiór) do spania.
      Współpracująca z TNA Margretha Nónklett z Narodowego Muzeum Wysp Owczych (Tjóðsavn Føroya) podkreśla, że to ekscytujące odkrycie. Zachowało się niewiele takich egzemplarzy, w dodatku ani jednego nie wykonano wg tego wzoru. Sweter zrobiono w domu z ręcznie farbowanej wełny.
      Paczka Winthera wypłynęła z Thorshavn 20 sierpnia 1807 r. na pokładzie statku towarowego Anne Marie. Kapitan Jurgen S. Toxsvaerd nie miał pojęcia o rozpoczęciu operacji sił brytyjskich przeciw stolicy Danii. Drugiego września u wybrzeży Norwegii Anne Marie została zaatakowana przez HMS Defence. Brytyjska załoga wdarła się na pokład statku handlowego. Toxsvaerd i jego podwładni dostali się do niewoli, a ładunek i pocztę zarekwirowano.
      Po uwolnieniu w Kopenhadze Toxsvaerd ujawnił, że transportował 49 tys. par wełnianych pończoch, 8 ton suszonych ryb, 100 pudełek świec, 250 beczek łoju, 19 beczek tranu oraz 10 beczek piór.
      W jednym z listów przewożonych na Anne Marie w workach pocztowych odkryto banknoty (rigsdalery). W ich pliku znajdowało się 18 srebrnych monet, w tym szylingi z okresu panowania Fryderyka III Oldenburga. W komunikacie prasowym TNA napisano, że 2 inne paczki zawierały ziarno. Specjaliści otworzyli jedną z nich i przekonali się, że to jęczmień zwracany nadawcy ze względu na złą jakość. W notatce narzekano, że [spośród 416 odebranych beczek] w 399 jęczmień był w jakimś stopniu uszkodzony, a 25 beczek było w tak złym stanie, że nie dało się ich sprzedać. Drugą paczkę pozostawiono w oryginalnym stanie. Kolejna przesyłka zawierała damskie wełniane kolanówki. Inna paczuszka kryła zaś w sobie próbkę zielonej tkaniny pończoszniczej. W innym z listów znaleziono drobne próbki tkaniny.
      Warto dodać, że w XVI wieku królowie Danii ustanowili własny monopol na handel z Wyspami Owczymi. Często jednak przekazywali to prawo prywatnym przedsiębiorcom. W 1709 roku król Fryderyk IV ostatecznie przejął kontrolę nad monopolem od rodziny Gabel, której został on udzielony w 1662 roku. Królewski monopol działał za pośrednictwem jedynego sklepu na Wyspach. W 1830 roku otwarto trzy kolejne sklepy, które należały bądź były pod kontrolą Duńskiego Królewskiego Monopolu Handlowego. Królewski monopol na handel z Wyspami Owczymi został oficjalnie zniesiony w 1856 roku. Statek Anne Marie był jednym z 2, które na początku XIX w. wykorzystywano do przewozu towarów i poczty.
      Przesyłka ze swetrem została otwarta w ramach Prize Papers Project. Jego celem jest skatalogowanie i digitalizacja dokumentów oraz przedmiotów skonfiskowanych wyrokiem Wysokiego Sądu Admiralicji w latach 1652–1815. Sąd ten decydował m.in. o tym, czy statki i okręty przejęte przez Royal Navy w czasie wojny zostały zajęte zgodnie z prawem i określał, co ma się stać z zajętą jednostką oraz jej ładunkiem. Sąd ten pojawił się jako oddzielny organ sądownictwa angielskiego prawdopodobnie w 1340 roku, po bitwie pod Sluys. Początkowo zajmował się kwestiami piractwa oraz łupów wojennych, z czasem jego kompetencje zostały rozszerzone.
      Praktyka zajmowania cudzych statków i okrętów była szeroko rozpowszechniona szczególnie w XVII i XVIII wieku. W przeciwieństwie do piractwa, była ściśle regulowana. Zasady, przestrzegane przez wszystkie strony, określały, co i w jakich okolicznościach można legalnie zająć. Statek czy okręt mógł zostać zdobyty tylko wówczas, gdy należał do wrogiego państwa lub wspierał jego wysiłki wojenne. A ostateczną decyzję odnośnie do legalności zajęcia jednostki podejmowały sądy. Marynarze musieli składać przysięgę i ściśle przestrzegać procedur mówiących, że wszystko, co znaleziono na pokładzie zajętej jednostki, zostanie zachowane, by mogło zostać przedstawione w sądzie jako dowód. Wszelkie dokumenty z zajęć uznanych za legalne były następnie składane w archiwach brytyjskiej Admiralicji, wraz z odpowiednimi dokumentami sądowymi.
      Jak ujawniono na witrynie Prize Papers Project, dokumenty z ponad 35 000 zdobytych statków i okrętów są przechowywane w ponad 4000 skrzyń. Jest wśród nich co najmniej 160 tys. niedostarczonych listów, z których wiele pozostało nieotwartych do dnia dzisiejszego. Znajdziemy tam też książki, dokumenty sądowe, handlowe, kolonialne, morskie czy notatki. Dotychczas badacze zidentyfikowali 19 języków, w których je spisano. To ogromne bogactwo informacji o przeszłości, zatrzymane w czasie archiwum życia codziennego, działań zbrojnych i przedsięwzięć gospodarczych.
      Projekt digitalizacji tego imponującego archiwum jest prowadzony przez brytyjskie The National Archives i niemiecki Uniwersytet w Oldenburgu, a współfinansuje go Akademia Nauk w Getyndze. Ma on potrwać 20 lat. W tym czasie zostanie przeprowadzona digitalizacja 3,5 mln dokumentów oraz różnych drobnych przedmiotów, m.in. kluczy, kart do gry, biżuterii czy tekstyliów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po 24 latach zakończył się najdłużej trwający projekt konserwatorski brytyjskiego National Trust. Do Długiej Galerii Hardwick Hall w hrabstwie Derbyshire powrócił ostatni, trzynasty, panel z XVI-wiecznego zestawu arrasów przedstawiających historię biblijnego Gedeona. Projekt kosztował 1,7 mln funtów.
      Oczyszczenie i konserwacja każdego z paneli trwała ponad 2 lata. Zestaw arrasów, mający łącznie długość ponad 70 m i wysokość niemal 6 m, należał do Elizabeth Cavendish, jednej z najbogatszych kobiet swoich czasów i przyjaciółki królowej Elżbiety I.
      Arrasy z żywotem Gedeona, postaci opisanej w Księdze Sędziów, są największym zachowanym zestawem arrasów w Wielkiej Brytanii. Elizabeth Cavendish kupiła go w 1592 r.
      Arrasy powstały ok. 1578 r. w regionie Oudenaarde (dzisiejsza Belgia) dla sir Christophera Hattona (1540-91), lorda kanclerza Anglii. Powieszono je w Długiej Galerii w Holdenby House w Northamptonshire. Po śmierci lorda tkaniny sprzedano Elizabeth Cavendish za zawrotną sumę 326 funtów 15 szylingów i 9 pensów. Jak podkreślono w komunikacie National Trust, to największy i najbardziej kosztowny zakup dla domu, jakiego dokonała hrabina. Herb Hattona został zakryty herbem nowej właścicielki.
      Zestaw znajdował się w Długiej Galerii od momentu zawieszenia pod koniec XVI w. [...] W odróżnieniu od wielu innych ozdobnych tkanin, arrasów tych nie przeniesiono do innego domu ani nie rozdzielono czy nie pocięto - podkreśla kuratorka Emma Slocombe.
      Jako jedna z najbogatszych kobiet w Anglii, planując zabiegi dekoratorskie, hrabina myślała o tym, jaki przekaz dotyczący siebie i swojego pochodzenia uda jej się w ten sposób uzyskać [...] - dodała specjalistka.
      Konserwacja każdej z tkanin z zestawu trwała ponad 2 lata. Podobnie jak w przypadku poprzednich 12, trzynasty panel odkurzono, usuwając luźne włókna, zabrudzenia, pył i sadzę. Przed wysłaniem do Belgii do specjalistycznego czyszczenia na mokro przeprowadzono szczegółową dokumentację.
      Podczas zabiegów konserwatorsko-restauratorskich za pomocą ręcznie farbowanej nici uzupełniono ubytki, a także poprawiono wygląd obszarów naprawianych w XX w. Podczas uzupełniania ubytków zadbano, by z jednej strony uzyskać pożądany efekt, a z drugiej, by przyszłe pokolenia konserwatorów z łatwością mogły odróżnić współczesne nici od oryginału. Ważnym etapem było także wzmocnienie struktury panelu.
      Wyliczono, że w ciągu 24 lat nad zestawem pracowało 30 konserwatorów. By zachować ciągłość poczynań, cały czas prowadzono precyzyjne zapiski, np. zachowywano notatki dotyczące składu barwników. Gdy lata mijały, wypracowywano sposoby na ułatwienie różnych działań i doskonalono wykorzystywane wcześniej metody.
      Nasze prace konserwatorskie zabezpieczają przyszłość arrasów na co najmniej 100 lat - podsumowuje konserwatorka tkanin Yoko Hanegreefs.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...