Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Sensacyjne znalezisko pod Olsztynem: świetnie zachowany miecz wraz z osprzętem
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Humanistyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Po 3 latach specjalistycznych prac naukowcy z University of Cambridge zbadali, zdigitalizowali i udostępnili fragmenty rzadkiego średniowiecznego bestsellera z cyklu o czarodzieju Merlinie. Niezwykły XIII-wieczny manuskrypt został znaleziony w 2019 roku w Cambridge University Library w okładce XVI-wiecznego rejestru. Suite Vulgate du Merlin to część starofrancuskiego Cyklu Wulgaty, zwanego też Lancelot-Graal.
Cykl Wulgaty powstał na początku XIII wieku. To kompilacja pięciu romansów napisanych w latach 1220–1240. Najstarsza i najbardziej obszerna część to Lancelot en prose, opowiadająca historię Lancelota i innych rycerzy króla Artura. Później dodano La Queste del saint graal traktujący o poszukiwaniu św. Graala oraz La Mort le roi Artu, historię zniszczenia królestwa Artura. Natomiast przed Lancelota dodano L'Estoire del saint graal, wczesną historię Graala i L'Estoire de Merlin, wczesną historię królestwa Artura. Każda z tych historii stanowi niezależną część i każda istniała w wielu wersjach.
Obecnie znamy mniej niż 40 zachowanych manuskryptów Suite Vulgate du Merlin. Ten właśnie odkryty datowany jest na lata 1275–1315. W XVI wieku manuskrypt został wykorzystany do wykonania okładki księgi, w której odnotowywany składniki majątku Huntingfield Manor, należącego z rodziny Vanneck z Heveningham. Średniowieczny manuskrypt został podarty, pozginany i przymocowany do oprawy, przez co jego odczytanie, zbadanie i potwierdzenie pochodzenia było niezwykle trudne.
Osobą, która jako pierwsza rozpoznała, z jak ważnym dziełem mamy do czynienia, jest doktor Irène Fabry-Tehranchi. Początkowo myślałam, że to XIV-wieczna opowieść o Sir Gawainie, jednak bardziej szczegółowe badania ujawniły, że to kontynuacja starofrancuskiej Vulgate du Merlin, innego i niezwykle ważnego tekstu arturiańskiego, cieszy się uczona. Jako, że mamy tutaj do czynienia z manuskryptem, jest to dzieło niepowtarzalne. Praktycznie każdy manuskrypt jest czymś unikatowym, a wyjątkowe cechy pozwalają na śledzenie rozwoju tekstu. Na przykład widzimy tutaj niewielkie błędy, jak użycie imienia „Dorilas” zamiast „Dodalis”. Dzięki nim uczeni mogą zbadać, jakie relacje łączą poszczególne zachowane manuskrypty.
Sposób zdobień manuskryptu, inicjały w kolorach czerwonym i błękitnym pozwoliły datować dokument na koniec XIII i początek XIV wieku. Całość spisana jest w języku starofrancuskim, który po normańskim podboju był językiem angielskiego dworu i arystokracji. Fragment historii z manuskryptu przeznaczony był dla szlachetnie urodzonych odbiorców, w tym kobiet.
Manuskrypt opowiada dwa kluczowe epizody z końca Suite Vulgate du Merlin. Pierwsza część to opis zwycięstwa sił chrześcijańskich nad Sasami w bitwie pod Cambénic, gdzie sir Gawain – zbrojny w Excalibur – wraz z braćmi i ojcem, królem Lothem, walczy z saskimi królami Dodalisem, Moydasem, Oriancésem i Brandalusem. Drugi ustęp ma miejsce podczas uroczystości z okazji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Na dworze Artura zjawia się Merlin przebrany z harfistę. Moment ten pokazuje nadprzyrodzone umiejętności czarodzieja oraz jego znaczenie jako doradcy króla. I gdy radowali się biesiadą, a seneszal Kay przyniósł pierwsze danie królowi Arturowi i królowej Ginewrze, zjawił się najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziano w krajach chrześcijańskich. Odziany był w jedwabną tunikę przewiązaną jedwabnym pasem, zdobioną złotem i kamieniami szlachetnymi, które tak błyszczały, że oświetliły całą komnatę.
Konserwatorzy z Cambridge podjęli decyzję, by nie usuwać manuskryptu z oprawy. Zwykle się to robi, jednak tutaj próba usunięcia wiązałaby się z poważnym ryzykiem uszkodzenia manuskryptu. Ponadto eksperci chcieli zachować XVI-wieczną oprawę, która równie stanowi zabytek i może być przedmiotem specjalistycznych badań nad oprawianiem ksiąg z tego okresu. Amélie Deblauwe, Błażej Mikuła i Maciej Pawlikowski z uniwersyteckiego Laboratorium Obrazowania Dziedzictwa Kulturowego (Cultural Heritage Imaging Laboratory, CHIL) oraz Jennifer Murray z Wydziału Konserwatorskiego Biblioteki Uniwersyteckiej zdecydowali się na próbę wirtualnego rozwinięcia i odczytania manuskryptu. Wykorzystali techniki obrazowania multispektralnego, tomografii komputerowej i modelowania trójwymiarowego. Uzyskali setki cyfrowych fragmentów obrazów, które cierpliwe złożyli razem i w ten sposób stworzyli obraz tego, jak manuskrypt mógł wyglądać, gdyby został fizycznie rozwinięty.
Jeszcze na początku bieżącego wieku takie działania były niemożliwe. Również i dzisiaj są to nowatorskie metody. Nasz projekt to nie tylko kwestia odczytania jednego tekstu. Przyczyniamy się do rozwoju metodologii, którą można wykorzystać przy innych manuskryptach. Biblioteki i archiwa na całym świecie zmagają się z podobnymi problemami, gdy znajdują delikatne teksty wykorzystane do wykonania opraw. Nasze badania stanowią wzór dla nieinwazyjnych metod badawczych, stwierdzają ich autorzy.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Wieś Trójca to jedna z najstarszych osad w dzisiejszym powiecie sandomierskim. W średniowieczu była ważnym punktem na tamtejszej sieci dróg. Zdaniem niektórych badaczy, mogła ona dać początek Zawichostowi. Tak czy inaczej, z czasem utraciła znaczenie na jego rzecz, a w 1954 roku stała się częścią Zawichostu. Jednak w środowisku archeologicznym o wsi zrobiło się głośno w latach 30. XX wieku. Wtedy bowiem na jej terenie przypadkowo odkryto skarb srebrnych monet. A kilka dni temu trafiono na kolejny – czwarty już – skarb w Zawichoście-Trójcy.
Ten z lat 30. składał się z co najmniej 900 monet, przede wszystkim denarów krzyżowych saskich i polskich oraz denarów niemieckich i węgierskich. Został on zakopany po 1063 roku w dwóch glinianych naczyniach.
Na kolejne odkrycie trzeba było czekać niemal 100 lat. W 2021 roku członkowie Nadwiślańskiej Grupy Poszukiwawczej Stowarzyszenia Mieszkańców Gminy Annopol „Szansa” znaleźli gliniane naczynie, a w nim 1900 monet, wybitych przede wszystkim przez synów Bolesława Krzywoustego – Władysława Wygnańca i Bolesława Kędzierzawego. W skarbie – ukrytym po 1165 roku –znajdowały się też pojedyncze monety Bolesława Krzywoustego, Bolesława Śmiałego i denary krzyżowe.
W związku z odkryciem tego skarbu, jeszcze w tym samym roku do badań przystąpili naukowcy z Instytutu Archeologii UMCS wspomagani przez Stowarzyszenie „Szansa” i Stowarzyszenie „Wspólne Dziedzictwo” z Opatowa. Efektem ich prac było znalezienie 3. skarbu. Było to 58 monet i siekańców (fragmentów monet), ukrytych na początku XI wieku. To głównie monety niemieckie: denary krzyżowe, denary Ottona III, Ottona i Adelajdy i Henryka Świętego. Ponadto zidentyfikowano pojedyncze monety czeskie, arabskie i angielskie (Æthelreda II). W tym jednak przypadku nie wiadomo, jak skarb został schowany. Prowadzone w tym miejscu prace rolnicze spowodowały, że był on rozproszony na kilku metrach kwadratowych.
Jakby tego było mało, w latach 2021–2024 znaleziono niemal 500 pojedynczych monet wczesnośredniowiecznych, setki zabytków z żelaza, kamienia, szkła, kości i fragmenty naczyń glinianych z XI–XIII wieku. Wśród bardziej interesujących znalezisk jest unikatowa bulla książęca czy grociki z jednej z najważniejszych bitew XIII wieku.
Kolejnego odkrycia – 4. już skarbu – dokonano kilka dni temu w pasie drogowym przebiegającej przez Trójcę remontowanej drogi wojewódzkiej. Nadwiślańska Grupa Poszukiwawcza Stowarzyszenia Mieszkańców Gminy Annopol „Szansa” znalazła 19 placków srebrnych o łącznej wadze niemal 700 g. Niewykluczone, że było ich więcej, jednak naczynie, w którym się znajdowały, zostało uszkodzone podczas niwelacji terenu. Część skarbu mogła zostać wywieziona wraz z ziemią. Na podstawie pozostałości naczynia stwierdzono, że nowo odkryty skarb pochodzi z I połowy XI wieku, został więc ukryty w tym samym czasie, co skarb 3.
Najnowsze odkrycie jest wyjątkowe. O ile trzy pierwsze skarby składały się niemal wyłącznie z monet, tutaj mamy wyłącznie placki lanego srebra. Na niektórych widać ślady cięcia na mniejsze kawałki. Można przypuszczać, że to srebrny półsurowiec pochodzący z przetopionych monet lub złomu, który został ukryty przez odlewnika lub jubilera.
Już wcześniejsze badania archeologiczne pokazały, że w XI wieku w Trójcy istniały warsztaty zajmujące się wytopem ołowiu i srebra. To zaś pokazuje, że Trójca była nie tylko osadą handlową, przez którą przebiegały szlaki łączące Bałtyk z Morzem Śródziemnym oraz wschodnią i zachodnią część Europy, ale również miejscem wyspecjalizowanej produkcji metalurgicznej.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W Canterbury w Wielkiej Brytanii archeolodzy odkryli wspaniały bardzo dobrze zachowany anglosaski miecz. Broń jest tak wysokiej jakości, że eksperci porównują ją do miecza ze słynnego Sutton Hoo. Dokładnie miejsce znalezienia miecza jest utrzymywane w tajemnicy ze względu na potencjalne bogactwo stanowiska archeologicznego. Dotychczas znaleziono tam bowiem 12 pochówków kobiet i mężczyzn, a prowadzący prace podejrzewają, że może ich być nawet 200. Wszyscy mężczyźni zostali pochowani z bronią.
Znaleziony właśnie miecz ma rękojeść zdobioną złotem i srebrem oraz dekorowaną świetnie wykonanym wzorem. Do jego głowicy przymocowany jest pierścień. Może być to symbol przysięgi wierności złożonej przez zmarłego królowi lub innemu przywódcy. Na ostrzu miecza widoczne są runy. Znaleziono też fragmenty pochwy z drewna i skóry wyłożonej bobrzym futrem.
Jak już wspomnieliśmy, wszyscy mężczyźni zostali pochowani z bronią. Znaleziono groty włóczni i tarcze, a w jednym z nich wspomniany wyjątkowy miecz. Wraz z posiadaczem miecza do grobu złożono też biżuterię, złoty wisiorek zdobiony postacią węża lub smoka. Takie artefakty znajduje się zwykle w kobiecych grobach, dlatego archeolodzy przypuszczają, że wisiorek był podarunkiem od spokrewnionej kobiety lub spadkiem po przodkach.
W grobach kobiet archeolodzy trafili na noże, broszki, zapinki i inne kosztowności. Już teraz wiadomo, że cmentarz jest tak bogato wyposażony i zachował się w tak dobrym stanie, że lepiej poznamy dzięki niemu praktyki pogrzebowe Anglosasów. Konserwatorzy już na przykład znaleźli larwy much na mieczu, co wskazuje, że ciało nie zostało szybko niczym zakryte przed pogrzebem, prawdopodobnie po to, by dać bliskim czas na pożegnanie.
Znaleziono też dowody na migrację Germanów na te tereny. W grobie jednej z kobiet, datowanym na późniejsze dziesięciolecia V wieku, znajdowały się przedmioty pochodzące ze Skandynawii, a w grobach z VI wieku archeolodzy trafili na frankijskie artefakty. Widzimy tutaj zmianę krajobrazu politycznego, jaka zaszła na terenie Kentu w V i VI wieku, zauważa kierujący badaniami Duncan Sayer.
Wykopaliska to część większego projektu badawczego, w ramach którego zbadano DNA 300 Anglosasów pochowanych w pobliżu wschodnich wybrzeży Wielkiej Brytanii. Okazało się, że 75% z nich nosiło geny z północy Europy, co dowodzi, że wkrótce po zakończeniu władzy Rzymu nad Wyspami doszło do znaczącej migracji z kontynentu. Zanim opublikowaliśmy te badania, w środowisku naukowym trwały spory, czy rzeczywiście migracja była znaczące. Teraz widzimy, że był to olbrzymi napływ ludności, który trwał przez pokolenia, szczególnie na wschodnim wybrzeżu. Migranci nie przybyli z jednego, a z wielu miejsc, dodaje Sayer.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Podczas prac na berlińskim Molkenmarkt archeolodzy dokonali interesującego odkrycia. Znaleźli wyjątkowe figurki z białej gliny pochodzące z XV wieku oraz 188 glinianych relikwiarzy z XIV stulecia. Molkenmarkt zdradza kolejne tajemnice z historii Berlina. Równo przed czterema miesiącami informowaliśmy o znalezieniu tam japońskiego miecza, który może pochodzić jeszcze sprzed epoki Edo.
Jednym z bardziej interesujących obiektów jest 11-centymetrowa figurka przedstawiająca świętą Katarzynę. Wykonana z białej gliny, pochodzi z połowy XV wieku i zachowała się w stanie niemal nienaruszonym. Święta cieszyła się olbrzymią popularnością pod koniec średniowiecza, była patronką, pomagała w potrzebie. Starannie wykonana figurkę przedstawia Katarzynę z atrybutami jej męczeństwa – mieczem i kołem – w dłoniach. Wedle legendy ta 18-letnia dziewczyna krytykowała cesarza Maksencjusza za prześladowania chrześcijan. Została skazana na łamanie kołem, a gdy anioł zniszczył koło, męczennicę ścięto mieczem. Katarzyna ma na głowie koronę, które może być symbolem męczeństwa lub szlachetnego pochodzenia.
Kolejna z interesujących figurek to Madonna z Dzieciątkiem, również z połowy XV wieku. Siedmiocentymetrowej figurce brakuje głowy. Widzimy Marię trzymającą w lewej ręce Jezusa. Prawą podaje mu prawdopodobnie jabłko.
Archeolodzy znaleźli też duży depozyt XIV-wiecznych figurek ceramicznych. To fragmenty 188 figurek kobiecych, które na piersiach mają inkrustacje w kształcie medalionu. Część figurek ma na głowie koronę, część jej nie posiada. Oryginalnie figurki miały około 8 centymetrów wysokości. W trakcie badań stwierdzono, że inkrustacje wykonano z ludzkich kości. Wskazuje to, że figurki były relikwiarzami.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Podczas wykopalisk na Molkenmarkt, najstarszym placu Berlina, archeolodzy dokonali niespodziewanego odkrycia. W piwnicy domu zniszczonego w czasie II wojny światowej znaleziono broń białą. Początkowo odkrywcy przypuszczali, że mają do czynienia z szablą paradną. Jednak podczas prac konserwatorskich okazało się, że to japoński krótki miecz wakizashi z XVII wieku. A być może nawet starszy.
Po zniszczeniach II wojny światowej, w latach 60. XX wieku dzielnica Mitte w Berlinie została znacznie przebudowana, dostosowano ją do większego ruchu samochodowego. Pracujący tam archeolodzy wiedzieli, że pod poziomem obecnych ulic znajdą piwnice starszych budynków. W jednej z takich piwnic, wśród gruzu, którymi wypełniono ją pod koniec II wojny, znajdują części rzędu końskiego z jednostki artyleryjskiej. Wśród nich jest broń biała, którą biorą za szablę paradną.
Wszystkie znaleziska archeologiczne z terenu Berlina trafiają do konserwacji w Muzeum Prehistorii i Wczesnej Historii. Tam dokonano sensacyjnego odkrycia. Okazuje się, że to japoński wakizashi. Jedna strona rękojeści jest poważnie uszkodzona przez ogień. Jednak zachowała się druga strona, zarówno sama drewniana rękojeść (tsuka), skóra płaszczki jak i tekstylna taśma oplatająca rękojeść. Pierścień (fuchi) znajdujący się pomiędzy rękojeścią a jelcem (tsuba), ozdobiony został wizerunkiem Daikoku, jednego z siedmioro bogów szczęścia, którego można poznać po młotku i worku z ryżem. Sama tsuba jest ozdobiona motywem chryzantemy i wody. Na podstawie zdobień i stylu miecz można datować na okres Edo (XVII-XIX wiek).
Jednak badania za pomocą promieniowania rentgenowskiego przyniosły kolejne niespodzianki. Okazało się, że ostrze było oryginalnie dłuższe, ale zostało skrócone. Na jego części służącej za rękojeść (nakago) widoczne są dwa otwory do mocowania, ale wykorzystano tylko jeden. Oczywistym stało się, że drewniana rękojeść została dodana później, po skróceniu ostrza. Takie skrócenie dłuższego miecza, by zrobić z niego wakizashi oznacza, że oryginał powstał wcześniej. Zabytek może pochodzić nawet z XVI wieku. Skracanie mieczy było popularne w okresie Edo, gdy władze nakazały samurajom noszenie dwóch mieczy – katany oraz krótszego. Z krótszych zwykle wybierano właśnie wakizashi.
Jak symbol statusu samuraja mógł trafić do berlińskiej piwnicy? Być może miecz został przywieziony przez japońską misję dyplomatyczną Takenouchi z 1862 roku lub misję Iwakura z 1873 roku. Misje te to podróże japońskich ambasadorów, którzy odwiedzali Europę i nawiązywali kontakty dyplomatyczne. Przypuszczenie o pochodzeniu miecza z którejś z tych misji jest tym bardziej uzasadnione, że na Molkenmarkt znajdowały się arystokratyczne pałace wybudowane w pobliżu zamku w Berlinie.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.