Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Królewski podarunek na dnie Bałtyku. Wiemy, co duński władca chciał zaoferowac za tron Szwecji

Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki badaniom wraku okrętu z XV wieku wiemy, co duński król Hans chciał zaoferować w zamian za uznanie jego praw do tronu Szwecji. Na wraku, odkrytym przed 50 laty na dnie Bałtyku, znaleziono w ubiegłym roku beczkę, wewnątrz której były szczątki dwumetrowego jesiotra atlantyckiego. Identyfikacja ryby była możliwa dzięki badaniom DNA.

Latem 1495 roku król Hans (Jan Oldenburg) płynął do Szwecji na królewskim okręcie flagowym Gribshunden. Ten 40-latek był od 1481 roku królem Danii, a od 1483 królem Norwegii. Jan chciał przywrócić Unię Kalmarską, Ten najpotężniejszy w swoim czasie sojusz północnej Europy przeżywał poważny kryzys. Został de facto zerwany pod koniec lat 40. XV wieku. Chrystian I Oldenburg, wybrany wówczas na króla Danii zdobył Norwegię w 1450 roku, jednak walki o tron szwedzki toczyły się przez kilkadziesiąt lat.

Dlatego też duński i norweski król Jan Oldenburg płynął z Kopenhagi do Kalmaru, w nadziei, że spotka się ze szwedzkim regentem Stenem Sture Starszym i przekona go do uznania praw Duńczyka do tronu Szwecji. Chciał pokazać swą potęgę i wspaniałomyślność.

Pewnej nocy, gdy Gribshunden znajdował się na wysokości Ronneby, które wówczas należało do Danii, na pokładzie wybuchł pożar. Króla nie było wówczas na okręcie, jednak jednostka wraz z załogą i całym ładunkiem zatonęła.

Dzięki wyjątkowym warunkom panującym na dnie Morza Bałtyckiego, a trzeba wiedzieć jest jest tam mało tlenu, panuje niskie zasolenie i nie występują tam małże z rodziny świdrakowatych, które błyskawicznie niszczą drewno znajdujące się w wodzie, duński flagowiec świetnie się zachował. To zaś pozwala na jego szczegółowe badanie i poznanie życia na średniowiecznej jednostce królewskiej. W ubiegłym roku na pokładzie odkryto szczątki beczki, a w niej resztki dwumetrowego jesiotra atlantyckiego, który miał być częścią podarunku dla Stena Sture. To niezwykłe odkrycie, gdyż zwykle nie znajdujemy ryb w beczkach, mówi Stella Macheridis z Uniwersytetu w Lund.

Specjaliści bardzo szybko zorientowali się, że mają do czynienia z jesiotrem. Zauważyli bowiem cechy charakterystyczne szkieletu. Nie wiedzieli jednak, jaki konkretnie gatunek był w beczce. Dopiero badania ujawniły, że był to jesiotr atlantycki. I to dwumetrowej długości. Wiemy też, jak ryba została podzielona.

Odkrycie rzuca światło na ekosystem Bałtyku przed jego zaburzeniem przez człowieka. Wszystko wskazuje na to, że jesiotr atlantycki zamieszkiwał wówczas Bałtyk. Obecnie ryba ta została na Bałtyku całkowicie wytępiona. Podejmuje się próby jej reintrodukcji.

Odkrycie potwierdza też, że gatunek ten był wysoko ceniony, skoro stanowił część królewskiego podarunku. Jesiotr był tutaj narzędziem propagandy, podobnie jak cały okręt. Wszystko na tej jednostce służyło funkcjom politycznym, co czyni ją dodatkowo interesującą. Okręt pochodzi z okresu, gdy w Europie tworzyły się narody i zmieniało się wszystko, dosłownie wszystko, polityka, religia i gospodarka, dodaje Brendan P. Foley, archeolog morski i koordynator prac na okręcie.

Jan Oldenburg w końcu dopiął swego. W 1497 roku przeprowadził błyskawiczną kampanię wojskową i pokonał Stena Sture pod Rotebro. Został koronowany na króla Szwecji, ale utracił tron po 4 latach. Zmarł w 1513 roku jako władca Danii i Norwegii.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niemieccy naukowcy ożywili glony, które przez 7000 lat spoczywały zagrzebane na dnie Morza Bałtyckiego. Okrzemki przez tysiące lat nie miały dostępu do tlenu i światła. Były nieaktywne. Uczeni z Instytutu Badań Morza Bałtyckiego im. Leibniza w Warnemünde (Leibniz-Institut für Ostseeforschung Warnemünde) prowadzili badania w ramach projektu PHYTOARK, którego celem jest zrozumienie przyszłości Morza Bałtyckiego za pomocą badania jego przeszłości.
      Wiele organizmów stosuje hibernację, by przetrwać niekorzystne warunki. Dzieje się tak również fitoplanktonem, który w stanie hibernacji opada na dno, jest przykrywany kolejnymi warstwami osadów i trwa w warunkach beztlenowych. Takie depozyty to kapsuły czasu, pozwalające nam poznać przeszłość ekosystemów i zamieszkujących je organizmów, ich rozwój oraz zmiany genetyczne, wyjaśnia Sarah Bolius.
      Dzięki wyraźnej stratyfikacji osadów z dna Bałtyku, można poszczególnym warstwom uśpionych glonów przypisać zakres dat, w których warstwy te powstały, a badając inne składniki osadów naukowcy są w stanie określić, jakie było wówczas zasolenie wód, poziom tlenu czy ich temperatura. Łącząc te informacje możemy lepiej zrozumieć, jak i dlaczego fitoplankton na Bałtyku adaptował się do zmian środowiskowych.
      Przywrócone do życia glony zostały pobrane z głębokości 240 metrów. Jedynym gatunkiem fitoplanktonu, który udało się ożywić ze wszystkich próbek, był Skeletonema marinoi. Jest on szeroko rozpowszechniony w Morzu Bałtyckim, pojawia się wiosną podczas zakwitów. Najstarsza warstwa, w której ożywiono glony pochodziła sprzed 6871±140 lat. Kierująca badaniami Sarah Bolius mówi, że najbardziej istotnym osiągnięciem jest fakt, że po 7000 lat hibernacji okrzemki nie utraciły nic ze swoich funkcji życiowych. Wszystkie procesy przebiegają w nich równie sprawnie, jak w obecnie żyjących okrzemkach. Badania genetyczne wykazały zaś, że okrzemki z każdej warstwy różnią się genetycznie między sobą.
      Badane przez Niemców okrzemki są jednymi z najstarszych organizmów, jakie udało się obudzić w stanie nienaruszonym z hibernacji. Są też najstarszym organizmem obudzonym z osadów wodnych. Więcej o badaniach można przeczytać na łamach The ISME Journal.
      Więcej o niepokojących zmianach na Bałtyku, jego przeszłości, teraźniejszości i przyszłości opowiedział nam w wywiadzie doktor Tomasz Kijewski z Instytutu Oceanologii PAN.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gribshunden, okręt flagowy króla Danii Jana Oldenburga, który zatonął na Bałtyku w 1495 roku, jest jednym z najlepiej zachowanych późnośredniowiecznych wraków. Pierwsza ekspedycja badawcza na jednostkę miała miejsce w roku 2001, a dopiero w 2013 udało się okręt zidentyfikować. Podczas kolejnych badań odkrywano nowe niezwykle interesujące zabytki. Naukowcy poinformowali właśnie, że na pokładzie okrętu znaleźli... egzotyczne przyprawy.
      W roku 1495 król Jan popłynął do Szwecji na negocjacje ze szwedzkim regentem Stenem Sturem Starszym, który chciał zerwać Unię Kalmarską. Duński władca, by zaimponować i zniechęcić Szwedów do wycofania się z porozumienia, w którym rzeczywistą władzę sprawowała Dania, wybrał się na rozmowy na pokładzie swojego okrętu flagowego. Na pokładzie tego i towarzyszących mu okrętów znajdowały się różne dobra, świadczące o potędze i bogactwie Danii. Gdy władca zszedł na ląd, by spotkać się z oficjelami z miasteczka Ronneby, na okręcie doszło do eksplozji oraz pożaru i Gribshunden zatonął. Szczęśliwie dla nas stało się to w wodach, w których lokalne warunki pozwoliły na świetne zachowanie wraku.
      Naukowcy poinformowali właśnie o wynikach badań archeobotanicznych znalezisk z sezonu badawczego z 2021 roku. Zachowane na Gribshundenie szczątki roślin są niezwykle ważne z dwóch powodów. Po pierwsze w średniowiecznym kontekście archeologicznym bardzo rzadka znajduje się pozostałości roślin jadalnych, a tutaj zachowały się w świetnym stanie. Jakby tego było mało, niektóre ze znalezionych egzotycznych przypraw były wspominane jedynie w źródłach pisanych, ale nigdy wcześniej nie odkryto ich na stanowiskach archeologicznych. Wrak Gribshundena jest więc miejscem najstarszych znanych nam dowodów archeologicznych na występowanie takich przypraw w regionie Bałtyku i Europie Północnej. Po drugie, przyprawy znaleziono w kasztelu rufowym, gdzie znajdowały się kajuty oficerów i znaczących gości. W pobliżu przypraw znaleziono przedmioty świadczące o tym, że ta część okrętu przeznaczona była dla najznamienitszych osób przebywających na jednostce: mieszek ze srebrnymi monetami, broń, beczkę z jesiotrem czy drewniany kufel z wyrzeźbionym królewskim herbem. To zaś pozwala na wysuwanie wniosków co do diety różnych warstw społecznych.
      Archeolodzy zidentyfikowali liczne zboża, orzechy, owoce czy warzywa. Jedyną niejadalną rośliną jest lulek czarny, który miał znaczenie medyczne. Naukowcy znaleźli tak niezwykłe przyprawy jak szafran, pieprz czarny, goździki, imbir, kminek czy migdały. Pochodzą one z terenów Indii i dzisiejszej Indonezji, a to wskazuje, że Jan Oldenburg stworzył rozległą sieć handlową, dzięki której egzotyczne przyprawy dotarły nad Bałtyk.
      Misja króla Jana się nie powiodła, Sten Sture się z nim nie spotkał i losy Unii Kalmarskiej były niepewne. Dwa lata później władca Danii pokonał Stena w bitwie pod Rotebro i został królem Szwecji.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Bartłomiej Kubkowski chce jako pierwszy człowiek na świecie przepłynąć wpław z Kołobrzegu do miasta Kaseberga w Szwecji. Wyruszył w poniedziałek po godzinie 8. Odległość 170 km zamierza pokonać w czasie poniżej 60 godzin. Ponad połowę trasy ma już za sobą.
      Ze względu na coraz większe zmęczenie druga doba będzie dla pływaka trudniejsza. Na razie sprzyja mu pogoda: świeci słońce, a dzięki temu, że prawie nie ma wiatru, fala jest minimalna.
      By wyczyn Bartłomieja Kubkowskiego trafił do Księgi rekordów Guinnessa, towarzysząca mu ekipa na łodzi asekuracyjnej nie może mu udzielać pomocy (poza podawaniem jedzenia czy napojów).
      Kubkowski przygotowywał się rok. Przez złe warunki pogodowe parę razy przekładał wydarzenie.
      Jeśli ktoś chce sprawdzić, gdzie aktualnie znajduje się pływak, może wejść na stronę stronę Marine Traffic i wpisać nazwę łodzi James Cook [PL].
      Giżycczanin zadedykował swój wyczyn dzieciom z fundacji Cancer Fighters, w której jest od 2 lat wolontariuszem. Dla mnie to tylko 3 dni wysiłku, a dla wielu z tych małych wojowników to miesiące, a czasami nawet lata walki z chorobą, na którą chciałbym zwrócić uwagę. Moi partnerzy i sponsorzy podczas wyścigu również dokładają cegiełkę na fundację. Dlatego, jeżeli chcesz wesprzeć moją inicjatywę, zapraszam Cię do przelania dowolnej kwoty na tę zbiórkę, z której 100% trafi dla naszych małych wojowników - zachęca pływak na stronie na portalu Pomagam.pl. Dotąd na szczytny cel udało się zebrać ponad 28,6 tys. zł.
      Dotąd nikt nie pokonał w Bałtyku aż tak dużego dystansu. Warto przypomnieć, że przed 5 laty Sebastian Karaś pokonał w 28 godz. i 30 min około 100 km z Kołobrzegu do Bornholmu.
      Los pokrzyżował plany...
      Niestety, tym razem próba się nie powiodła, ale jak powiedział Bartłomiej Kubkowski, jest jeszcze przyszły rok i to na pewno nie ucieknie. Wczoraj we wpisie na FB chwilę po godz. 18 pływak poinformował: ze względu na mocne prądy i pogarszającą się pogodę ostatnie 50 km pokonywałbym od 25 do nawet 60 h. Za namową kapitana i po konsultacji z moim zespołem podjąłem decyzję o wycofaniu się. Po 32 godzinach i 30 minutach. Dziękuję wszystkim za wsparcie.
      Dla dzieci zebrano na Pomagam.pl niemal 95 tys. złotych (kwota wciąż rośnie).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Archeolog podwodny doktor Florian Huber ma na swoim koncie poszukiwania zabytków Majów w zatopionych jaskiniach Jukatanu, nurkował we fjordach i alpejskich jeziorach, a w Bałtyku badał wraki oraz florę i faunę. I to właśnie w pobliżu domu, podczas pracy na zlecenie WWF, gdy poszukiwał z kolegami sieci-widmo, porzuconych przez rybaków sieci dziesiątkujących stworzenia morskie, dokonał swojego najbardziej interesującego odkrycia – znalazł Enigmę wyrzuconą z zatopionego okrętu podwodnego.
      Początkowo Huber sądził, że ma do czynienia z maszyną do pisania zaplątaną w sieci. Szybko zdałem sobie sprawę z wagi znaleziska, w ciągu ostatnich 20 lat dokonałem wielu ekscytujących i dziwnych odkryć. Ale nigdy nawet nie marzyłem, że pewnego dnia znajdziemy jedną z legendarnych maszyn Enigmy, mówi uczony. Wraz z kolegami przypuszczają, że maszyna została celowo wyrzucona za burtę.
      W nocy z 4 na 5 maja 1945 roku załogi 87 u-bootów wykonały plan znany jako Regenbogen-Befehl i zatopiły 87 U-bootów. Niemal połowę z nich zniszczono u wybrzeży Danii. I to z jednej z takich jednostek pochodzi zapewne Enigma. Marynarze wyrzucili najpierw z okrętów maszyny szyfrujące, by w razie znalezienia wraków nie wpadły one w ręce wroga.
      Nurkowie przekazali maszynę Muzeum Archeologicznemu z Szlezwiku, gdzie zostanie ona zakonserwowana i zbadana.
      Pierwsze wersje Enigmy, przeznaczone do zastosowań cywilnych, pojawiły się na początku lat 20. XX wieku. Już kilka lat później zaczęli używać ich niemieccy wojskowi, którzy wprowadzili też cały szereg usprawnień, zwiększających bezpieczeństwo. Jak pierwsza Enigmy używała Kriegsmarine, która wprowadziła ją do służby w 1926 roku. Dwa lata później zaczęła używać jej Reichswera.
      Różne niemieckie służby i rodzaje sił zbrojnych używały różnych wersji. Najbardziej złożona i zapewniająca największe bezpieczeństwo była właśnie wersja wykorzystywana przez Kriegsmarine. Pierwszymi, którzy złamali Enigmę byli polscy kryptolodzy. Dokonali tego w 1932 roku. Od tamtej pory Polacy byli w stanie odczytywać niemieckie szyfry, chociaż nie było to proste, gdyż Enigma była ciągle udoskonalana.
      Prace Polaków stanowiły podstawę dla późniejszych osiągnięć brytyjskich kryptologów, którzy rozszyfrowali również morską wersję Enigmy. W efekcie pod koniec wojny alianci mogli odczytywać całą niemiecką korespondencję wojskową.
      Niemcy wyprodukowały około 100 000 maszyn Enigma. Zdecydowana większość z nich nie przetrwała wojny. Zaś z tych, które przetrwały, znaczna część została sprzedana do państw rozwijających się, gdzie nadal je wykorzystywano. Jako, że informacja o rozszyfrowaniu Enigmy była utajniona aż do lat 70. ubiegłego wieku, wywiad brytyjski i inne wywiady państw zachodnich miały dostęp do tajnej korespondencji państw wykorzystujących Enigmę po wojnie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Piętnastego kwietnia zespół z fokarium Stacji Morskiej im. prof. Krzysztofa Skóry Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego wypuścił na Wyspie Sobieszewskiej kolejną grupę pacjentów. W sumie 7 fok - Błotka, Jastrząb, Sztutek, Dębka, Łucja, Kahlberg, Słupek. Maluchy wyzdrowiały, nabrały siły i wagi i mogły wrócić do Bałtyku.
      Specjaliści mają nadzieję, że już wkrótce dołączą do nich kolejni pacjenci. W wypuszczaniu brali udział Jarek Jankowski, Wojtek Górski, Mikołaj Koss i Michał Podgórski oraz wolontariusze Błękitnego Patrolu WWF-u.
      Gwiazdą foczej ekipy jest Słupek, którego przed 2 tygodniami znaleźli na plaży na Mierzei Wiślanej funkcjonariusze Straży Granicznej. Około 3-tygodniowe młode (samiec) najprawdopodobniej za wcześnie odłączyło się od matki. Ponieważ bez pomocy ludzi by nie przeżyło, trafiło na rehabilitację do Stacji Morskiej na Helu. Jego imię to, oczywiście, nawiązanie do Straży Granicznej.
      Naukowcy przypominają, że można im pomóc ratować zwierzęta, przekazując za pośrednictwem udostępnionej strony darowiznę na rzecz ośrodka rehabilitacji fok.
       


      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...