Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Cenne artefakty z bułgarskiego kurhanu: naczynie ze strusiego jaja i fibula przedstawiająca jeźdźca trackiego

Rekomendowane odpowiedzi

Podczas wykopalisk ratunkowych w tumulusie w pobliżu miasta Laskowec w środkowo-wschodniej Bułgarii archeolodzy odkryli szereg interesujących artefaktów, m.in. naczynie ze strusiego jaja czy pozłacaną srebrną fibulę przedstawiającą tzw. jeźdźca trackiego. Kurhan znajduje się nieopodal Monastyru św. Piotra i Pawła. Ma 50 m średnicy i ok. 1 m wysokości. Datuje się na II-III w. n.e.

Zespół Kalina Chakarowa z Regionalnego Muzeum Historycznego w Wielkim Tyrnowie odkrył w kurhanie 19 pochówków. Większość z nich datuje się na połowę III w. Zmarłych skremowano. Ich prochy składano z licznymi darami grobowymi i przedmiotami osobistego użytku w specjalnych komorach.

Zgromadzone artefakty przestawili na konferencji prasowej dyrektor muzeum Iwan Tsarow, Kalin Chakarow i konserwatorka Mihaela Tomanowa.

Specjaliści podkreślają, że najciekawsze znaleziska pochodzą z centralnego pochówku. To w nim natrafiono na naczynie ze skorupy strusiego jaja, fibulę przedstawiającą jeźdźca trackiego (to jedyny tego typu artefakt, jaki kiedykolwiek znaleziono w Bułgarii), a także na dzban, na którego ściance widnieje maska przedstawiająca ludzką twarz.

W kurhanie odkryto także pas wojownika ze srebrnymi aplikacjami, dwa złote kolczyki, gliniane naczynia, parę unguentariów, 30 monet z miedzi i brązu z pierwszej połowy III w. oraz zniszczoną monetę z początku II w. Większość monet to obole.

Archeolodzy uważają, że mężczyzna z centralnego pochówku był wojownikiem trackiego pochodzenia, który odbywszy służbę dla Rzymian, wrócił w rodzinne strony nieopodal Nicopolis ad Istrum.

Fibula jest niesamowicie droga. Wykonano ją na zamówienie, prawdopodobnie w warsztacie egejskiego rzemieślnika. Ponieważ to jedyny taki artefakt, jaki kiedykolwiek znaleziono w Bułgarii, zajmie on poczesne miejsce w starożytnych zbiorach muzeum - podkreślił Tsarow.

Naczynie ze strusiego jaja datuje się na koniec II-początek III w. n.e. Nim umieszczono je w pochówku, zostało rytualnie rozłożone - jego metalowe części usunięto. Z jakiego powodu, nie wiadomo.

Dzban z maską-twarzą przypomina ozdobne kafle z ludzkimi twarzami, znalezione w 2017 r. podczas wykopalisk rzymskiej willi i fabryki ceramicznej w pobliżu miasta Pawlikeni w tym samym regionie. Dotąd nie znaleziono innego takiego naczynia.

Wykopaliska ratunkowe części kurhanu prowadzono w listopadzie i grudniu zeszłego roku. Archeolodzy mają nadzieję, że w br. uda się przeprowadzić wykopaliska pozostałej części tumulusu.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na południu Hiszpanii, w miejscowości Antequera, znajduje się jedna z największych megalitycznych struktur w Europie, Dolmen de Menga. Ten olbrzymi tumulus (grobowiec) powstał niemal 6000 lat temu. Po raz pierwszy został zbadany w latach 40. XIX wieku i od tamtego czasu fascynuje archeologów. Autorzy najnowszych badań wykazali, że budowniczowie dolmenu mieli znacznie lepsze rozumienie inżynierii i fizyki, niż jesteśmy skłonni przypisywać ludziom z tamtej epoki. Im lepiej rozumiemy takie struktury, tym bardziej okazuje się, że nie doceniamy ludzi epoki kamienia.
      W Europie późnego okresu prehistorycznego megality były bardzo rozpowszechnione. Pojawiają się w połowie V tysiąclecia we Francji i są budowane w II tysiącleciu na Balearach, Korsyce, Sardynii i w Grecji. Megality, najwcześniejsze monumentalne budowle z kamienia, wyrażały głębokie przesłanie społeczne i ideologiczne w trwały i widoczny sposób. Trwałość wielkich głazów (w przeciwieństwie do drewna) oraz ich wpływ na kształtowanie wyglądu otoczenia, sugerują, że jednym z głównym motywów, dla których megality były wznoszone, była ich długowieczność, stwierdzają hiszpańscy badacze.
      Twórcy Dolmen de Menga zbudowali grobowiec, którego komora ma 28 metrów długości, 6 metrów szerokości i 3,5 metra wysokości. Aby tego dokonać musieli z odległego o 850 metrów kamieniołomu przetransportować 32 gigantyczne głazy i je odpowiednio ułożyć. Największy z nich, jeden z głazów stanowiących dach, ma 8 metrów długości i waży około 150 ton. To aż 5-krotnie więcej niż największe głazy ze Stonehenge.
      Już sam transport tak wielkich głazów był niezwykłym przedsięwzięciem. I nie chodzi tutaj tylko o ich masę. Budowniczowie musieli dostarczyć głazy w całości, wiedzieli więc co zrobić, by ich nie porozbijać, by nie złamały się pod własnym ciężarem.
      Transport ułatwiało położenie kamieniołomu, który znajduje się 50 metrów powyżej tumulusa. Autorzy badań uważają, że budowniczowie ułożyli drewnianą drogę, dzięki której mogli zmniejszyć tarcie. Wykorzystali też sanie. Transport tak masywnych głazów w dół wzgórza wymagał precyzyjnej kontroli przyspieszenia, centrum masy i równowagi. Prawdopodobnie użyli wielkich lin. Operację taką utrudniał fakt, że mamy tutaj do czynienia z miękkimi skałami, które mógł zniszczyć każdy niespodziewany wstrząs. Leżące na saniach kamienie musiały być w jakiś sposób równoważone podczas transportu.
      Dostarczone na miejsce głazy były następnie wkładane w głębokie na 1,5 metra otwory wykute w podłożu skalnym. Skanowanie laserowe ujawniło, że budowniczowie musieli używać ramp i przeciwwag, dzięki którym umieścili głazy z milimetrową dokładnością. Tak olbrzymia precyzja była potrzebna, gdyż w głazach wyrzeźbiono fasety, dzięki którym – po usunięciu ramp i przeciwwag – głazy zazębiają się o siebie, utrzymując swą masę.
      Budowniczowie Dolmen de Menga, ludzie, którzy żyli niemal 6000 lat temu, wykazali się olbrzymią precyzją, wiedzą na temat fizyki, inżynierii i geometrii. Przy tak masywnej konstrukcji pomyłka o kilka centymetrów w ustawieniu tylko jednego z głazów prawdopodobnie uniemożliwiłaby skorygowanie błędu.
      Dolmen de Menga jest o 1000 lat starszy od Stonehenge i powstał na terenie aktywnym sejsmicznie. Mimo to stoi od 6000 lat. To dowodzi, że jego budowniczowie dobrze wiedzieli, co robią.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas wykopalisk ratunkowych w Bazylei (Kleinbasel), związanych z rozbudową sieci ciepłowniczej, odkryto 15 grobów z wczesnego średniowiecza. Niektóre z nich były bardzo bogato wyposażone. Szczególnie pięknym i cennym znaleziskiem jest złota fibula, należąca do kobiety, która zmarła w VII w. w wieku ok. 20 lat.
      Fibulę odkryto mniej więcej miesiąc temu, w okolicy ulic Riehentorstrasse i Rebgasse. Stanowi ona doskonały przykład maestrii ówczesnych złotników. Zdobienia wykonano ze złotego drutu, niebieskiego szkła i granatów.
      Kobieta miała prawdopodobnie na sobie pelerynę spiętą fibulą. W pochówku znaleziono sporo biżuterii, co świadczy o wysokim statusie społecznym zmarłej. Archeolodzy zgromadzili m.in. szklane, ametystowe i bursztynowe koraliki, których sznury mogły być noszone jako ozdoba. Niewykluczone także, że przyszyto je do ubrania. Uwagę zwraca duży bursztynowy wisior. W talii kobiety znajdował się pas z żelazną sprzączką i posrebrzaną szpilą. Do pasa przymocowana były zawieszka z dziurkowanymi rzymskimi monetami, żelaznymi przedmiotami i kościanym grzebieniem.
      Grób kobiety pochowanej w drewnianej trumnie został częściowo zniszczony podczas prac budowlanych w XX w. Z tego względu szkielet zachował się tylko od szyi po kolana.
      Wczesnośredniowieczne cmentarzysko jest znane od XIX w. Dzięki ostatnim wykopaliskom można było udokumentować 15 bogato wyposażonych grobów (wydaje się, że w tym rejonie grzebano szczególnie majętne osoby). Wszystko wskazuje na to, że pochówków jest więcej niż dotąd przypuszczano.
      Nieopodal pochówku kobiety latem tego roku odkryto grób skrzynkowy, w którym pogrzebano mężczyznę, który przeżył cios zadany mieczem w twarz (w jego wyniku stracił on fragment szczęki). Wygojona rana wskazuje na ówczesny poziom wiedzy medycznej. Jak widać, poważne urazy zniekształcały ciało ofiary na całe życie, ale niekoniecznie prowadziły do zgonu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Załoga kutra Wieringer 22, poławiająca krewetki na Morzu Wattowym, wyciągnęła z wody wyjątkowy zabytek, drewnianą figurę przedstawiającą wojownika. Rybacy poinformowali o tym w serwisach społecznościowych i skontaktowali się z archeologami. Naukowcy doradzili im, jak należy przechowywać figurę i z niecierpliwością czekali na czwartek 4 sierpnia, kiedy Wieringer 22 zawinął do portu.
      Archeolog Michiel Bartels, który mógł obejrzeć zabytek tylko na zdjęciach, mówi, że figura przedstawia wojownika w czapce frygijskiej. Niezwykle ważne jest, by figura była przechowywana w słonej wodzie. Na ląd trafi ona dopiero w czwartek. Nie możemy doczekać się, aż ją zbadamy. Najważniejsze jest jej zachowanie w takim stanie, jak obecnie. Dopiero później będziemy zastanawiać się, co dalej. Figura została prawdopodobnie wykonana z dębu. Ma olbrzymią wartość historyczną, mówi uczony.
      Specjaliści uważają, że Barry – bo tak członkowie załogi nazwali figurę – zdobił rufę XVII-wiecznego okrętu. Najważniejsza jest konserwacja rzeźby i jej zbadanie, mówi Ad Geerdink, dyrektor Muzeum Wysp Zachodniofryzyjskich (Westfries Museum). Na dnie Morza Wattowego spoczywa wiele statków Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (VOC). Jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, z jakiego rodzaju jednostki pochodzi rzeźba. Tego typu figury, umieszczane na rufie statków, miały imponować i mówić o pochodzeniu jednostki. To było takie puszenie się na morzu. A ta figura dobrze pasuje do tego zwyczaju.
      „Barry” intryguje specjalistów ze względu na swoją czapkę. Gerdink przypomina, że w Rijksumseum znajduje się podobne nakrycie głowy znalezione na Spitsbergenie. Czy może to być portret wielorybnika? Holandia mogła poszczycić się nie tylko VOC, ale również rozwiniętym kartelem wielorybniczym Noordsche Compagnie. Jego statki wyruszały na Spitsbergen z wyspy Texel. zastanawiające jest to, że ubiór rzeźby nie pasuje do XVII wieku, stwierdza uczony.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nowa analiza osadów wewnątrz szczątków ceramicznych naczyń z Jerozolimy wskazuje, że możemy mieć do czynienia ze średniowiecznymi granatami ręcznymi. Analizie poddano resztki czterech sferyczno-stożkowych naczyń znalezione na terenie Ogrodu Armeńskiego. Szczątki odkryto w warstwie zniszczeń z XI i XII wieku.
      Tego typu naczynia znajdowano już niejednokrotnie. Wcześniejsze analizy pokazały, że były one używane do wielu różnych celów, w tym do picia piwa, przechowywania rtęci, olejów czy lekarstw. Jednak analiza przeprowadzona przez profesora Carneya Mathesona i jego kanadyjsko-australijski zespół wykazała, że w jednym z badanych naczyń znajdowały się materiały palne i prawdopodobnie wybuchowe.
      Naukowcy wykorzystali techniki mikroskopowe, biochemiczne, spektroskopię mas, spektroskopię emisji atomowej z indukcyjnym wzbudzaniem plazmy oraz spektrofluorymetrię. W jednym z naczyń przechowywany był olej. Pozostałości z drugiego wskazują na środki kosmetyczne lub medyczne. Analiza trzeciego z naczyń wskazuje, że znajdowały się w nim leki. Natomiast czwarte z nich jest unikatowe. W przeciwieństwie do innych naczynie to nie jest zdobione i ma wyraźnie grubsze ścianki. A pozostałości na tych ściankach wskazują, że przechowywano tam tłuszcz zawierający dużo rtęci, siarki, glinu, potasu, magnezu, fosforu i azotanów.
      Nasze badania pokazały, że takie naczynia ceramiczne były wykorzystywane w różnym celu, służyły przy tym, jako materiały wybuchowe. Z zapisków z czasów krucjat wiemy, że z murów Jerozolimy obrzucano krzyżowców granatami, a eksplozjom towarzyszył głośny dźwięk i jasny rozbłysk, mówi profesor Matheson.
      Niektórzy z badaczy już wcześniej uważali, że to właśnie te naczynia służyły jako granaty. Ich zdaniem zawierały one proch. Został on wynaleziony w Chinach i wiemy, że przed XIII wiekiem trafił na Bliski Wschód i do Europy. Sugerowano, że proch mógł dotrzeć do Bliskiego Wschodu znacznie wcześniej, gdyż naczynia służące jako granaty pochodzą z IX–XI wieku. Jednak nasze badania nie wykazały tam obecności prochu, a lokalnie opracowany środek wybuchowy, dodaje uczony.
      Naukowcy dodają, że potrzebne są dalsze badania, które pozwolą nam lepiej zrozumieć średniowieczną technikę wojenną oraz historię rozwoju materiałów wybuchowych we wschodniej części Morza Śródziemnego.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...