Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Z lewej strony samiec, z prawej samica – niezwykły gynandromorf z dwustronną asymetrią
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Gdy w 1897 roku w Amsterdamie sprzedano tę niezwykle ekspresyjną rzeźbę płaczącego chłopca, jej autorstwo przypisywano Michałowi Aniołowi. Już wówczas taka atrybucja musiała budzić poważne wątpliwości - dzieło sprzedano za 320 guldenów. Była to wówczas spora kwota, jednak w najmniejszy sposób nie oddawała wartości dzieła stworzonego przez słynnego mistrza renesansu.
Dopiero w 1973 roku doktor Charles Avery w sposób przekonujący określił autora rzeźby. Jego zdaniem jest nim XVII-wieczny rzeźbiarz z Amsterdamu Hendrick de Keyser (1565–1621). Avery zauważył uderzające podobieństwo głowy chłopca do wykonanych z brązu puttów ozdabiających opus magnum de Keysera, grobowiec Wiliama Orańskiego w Delft, a także do masek dziecięcych żałobników z ratusza w Delft. Istniejące zaś widoczne różnice można przypisać temu, że z drewnem pracuje się inaczej niż z brązem. Cechy stylistyczne rzeźby – łączące ją na przykład z Dzieciątkiem Jezus z obrazu Terbrugghena „Pokłon Trzech Królów” z 1619 r. – wskazują, że musiała ona powstać po pojawieniu się w Niderlandach ok. 1610 roku stylu kwabstijl (ornament małżowinowo-chrząskowy), a przed śmiercią de Keysera. Wiemy, że rzeźbiarz był tym stylem zafascynowany, zatem przypisanie mu autorstwa rzeźby i datowanie jej na lata 1615–1620 jest jak najbardziej zasadne.
Gdzie tutaj polski akcent? Z tyłu. Na lakierowanej pieczęci widoczny jest herb, który zidentyfikowano Szaszor lub Orla. A identyfikację tę uprawdopodobnia książka „Het Schilder-boeck” autorstwa Karela van Mandera, wydana w Haarlemie w 1604 roku. Autor pisze w niej, że polski hrabia Andrzej Leszczyński posiada liczne obrazy Cornelisa Ketela. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że de Keyser przyjaźnił się z Ketelem, nie można wykluczyć, że do rąk Leszczyńskiego – a zatem do Polski – trafiła też rzeźba de Keysera.
Tym, co chyba od razu rzuca się oczy – poza wspaniale oddaną ekspresją twarzy – jest pszczoła. Widać, że chłopiec płacze, gdyż został ugryziony. Jednak pszczoła wykonana została z innego kawałka drewna i umocowana do głowy chłopca. Niewykluczone więc, że de Keyser wyrzeźbił płaczącego chłopca, a później dodano pszczołę, tworząc w ten sposób całą historię. Jednak pszczoła może być też oryginalnym dziełem i zamysłem de Keysera. Jeśli tak, to rzeźbę można interpretować jako przedstawienie Erosa z przypisywanego Teokrytowi (III w. p.n.e.) wiersza.
W tłumaczeniu XIX-wiecznego filologa klasycznego Zygmunta Węclewskiego utwór brzmi tak:
Kiedy łotrowski Eros się skrada
Zwolna po miodek do ulu,
Żądłem cios srogi pszczoła mu zada.
W ręce dmuchał ci on z bólu,
Tupał nogami, skakał i biegał,
Bo palce wszystkie zażegał
Ogień — aż wreszcie z wymówką rzecze,
Wskazując, kędy ból piecze,
Do Afrodyty: Lichy twór pszczoła,
A jakże ranić on zdoła!
Ukrasi lice rodzicy wesoły
Uśmiech i powie: Do pszczoły
Czyś niepodobny? Ty malec taki
A jak się dajesz we znaki!
Co prawda w tekście Teokryta pszczoła ugryzła Erosa w palec, jednak już na początku XVI wieku, na przykład u Cranacha (w 1526 r.), widzimy odniesienie do mitu, w którym pszczoła gryzie łakomczucha w głowę.
„Płaczący chłopiec” to dość wczesny przykład rosnącego zainteresowania artystów realistycznym przedstawianiem emocji. Trend ten w pełni rozwinął się w XVII wieku.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Socjalizowanie się w grupie nieznajomych może być trudne. Niejednokrotnie odmawiamy pójścia na spotkanie w ludźmi, których nie znamy lub też namawiamy kogoś znajomego, by poszedł z nami. Okazuje się, że nie jest to cecha typowo ludzka. Ponad dwie dekady badań na gorylach pokazały, że samice przechodząc do innej grupy, wybierają tę, w której znajdują się znane im wcześniej gorylice.
U wielu gatunków zwierząt przedstawiciele jednej lub obu płci opuszczają swoją grupę rodzinną i dołączają do innej. Są też gatunki – jak ludzie czy goryle – gdzie grupy mogą być zmieniane wielokrotnie. Taka strategia zapobiega chowowi wsobnemu, ułatwia rozprzestrzenianie genów i kształtowanie więzi społecznych. Naukowcy z Dian Fossey Gorilla Fund w Rwandzie, po ponad 20 latach badań, informują, w jaki sposób samice goryli wybierają grupę, do której dołączą.
Z badań wynika, że gorylice nie wybierają nowej grupy przypadkowo. Wydaje się, że takie czynniki jak wielkość grupy czy stosunek obu płci do siebie nie ma znaczenia. Okazuje się za to, że samice unikają grup, w których są samce, z którymi się wychowywały. Szukają za to grup z samicami, które znają z własnej grupy rodzinnej. Dzieje się tak, gdyż w przypadku goryli górskich – a właśnie one były badane – samice nie wiedzą na pewno, kim był ich ojciec. Stosują więc prostą strategię – unikają samców, z którymi się wychowywały, gdyż z większym prawdopodobieństwem mogą być z nimi spokrewnione, niż z samcami, z którymi się nie wychowywały. Jednak strategia ta jest bardziej skomplikowana niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Jako, że samice goryli mogą zmieniać grupę rodzinną wielokrotnie, poznają w tym czasie wielu samców. Jednak nie unikają wszystkich samców, a tylko tych, których znają ze swojej pierwszej grupy rodzinnej, ze swojego dzieciństwa. Innymi słowy, znaczenie ma tu nie tylko to, czy wcześniej znały samca, ale też w jakim kontekście go poznały.
Drugim istotnym czynnikiem przy wyborze nowej grupy jest obecność w niej znajomej samicy. Przejście do nowej grupy jest bowiem trudnym doświadczeniem. Wchodząca w nią samica trafia zwykle na dół hierarchii społecznej. Gdy w grupie jest już znana wcześniej samica, może ona pomóc, działając jak sojusznik. Poza tym obecność znajomej samicy może działać też jak rekomendacja. Skoro pozostała ona w tej grupie, skoro z niej nie odeszła, może to dobrze świadczyć o samej grupie lub o samcu stojącym na jej czele. I ten mechanizm nie jest jednak taki prosty.
Samice, wchodzące do nowej grupy, nie polegają jedynie na obecności tam dowolnej wcześniej poznanej samicy. Największy wpływ na podjęcie decyzji o dołączeniu do nowej grupy ma obecność tam samicy, z którą dołączająca spędziła w innej grupie co najmniej 5 lat i z którą widziała się ostatnio nie dawniej niż 2 lata wcześniej.
Badania te jasno pokazują, jak ważne są więzi społeczne i znajomości wśród szympansów. Inwestowanie w ich budowę jest bardzo dobrą strategią, ułatwiającą i utrzymywanie znajomości na przyszłość i budowanie więzi społecznych z innymi gorylami, bez względu na granice grup.
Bliźniaczo podobny mechanizm widzimy u ludzi. Również wśród H. sapiens istnieją silne więzi społeczne przekraczające granice grup. Zmieniamy miejsca zamieszkania i pracy, budujemy nowe relacje, bardzo często korzystając przy tym z rekomendacji czy pomocy już znanych osób. I utrzymujemy znajomości z ludźmi, których poznaliśmy będąc w tej samej grupie, czy to rodzinnej, czy zawodowej, sąsiedzkiej czy szkolnej. Jak widać, goryle nie różnią się od nas pod tym względem.
Z wynikami badań można zapoznać się w piśmie Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
U naszych najwcześniejszych przodków – Australopithecus afarensis (do tego gatunku należy słynna Lucy) i Australopithecus africanus – występowały olbrzymie różnice w rozmiarach ciała między płciami. Zdaniem autora badań, profesora Adama D. Gordona z University at Albany, tak wielkie różnice wskazują, że system społeczny tych gatunków był zdominowany przez silną konkurencję pomiędzy samcami, do doprowadziło do pojawienia się znacznego dymorfizmu płciowego w rozmiarach ciała.
Gordon wykorzystał nowatorską metodę, która pozwoliła mu na określenie rozmiarów ciała pomimo niekompletnych zapisów w materiale kopalnym. Z badań wynika, że dymorfizm płciowy u obu gatunków był znacznie większy niż u współczesnego człowieka, a w niektórych przypadkach większy niż u goryli.
To nie były umiarkowane różnice. W przypadku A. afarensis różnica w rozmiarach pomiędzy samcami a samicami mogła być większa niż u jakiegokolwiek żyjącego gatunku wielkich małp. I mimo że oba te gatunki homininów wykazywały większą różnice międzypłciową w rozmiarach ciała niż ma to miejsce w przypadku człowieka współczesnego, znacząco też różniły się pod tym względem między sobą. To sugeruje, że różnica w presji ewolucyjnej, jakiej były poddane te dwa blisko spokrewnione gatunki, była większa niż się zakłada, stwierdza Gordon.
Uczony poradził sobie z problemem niedostatecznej liczby skamieniałych szczątków wykorzystując iteracyjną metodę próbkowania. To badanie dostarcza mocnych dowodów na to, że specyficzne dla płci presje ewolucyjne — prawdopodobnie obejmujące zarówno rywalizację samców o partnerki, jak i stres związany z dostępem do zasobów, silniej oddziałujący na rozmiar samic z powodu ograniczeń metabolicznych związanych z ciążą i laktacją — odgrywały większą rolę w ewolucji wczesnych homininów, niż wcześniej sądzono, wyjaśnia uczony.
Dymorfizm płciowy wiele nam mówi o zachowaniu i ewolucji gatunku. Zgodnie z obecnie obowiązującymi teoriami, duży dymorfizm wśród naczelnych to dowód na silna konkurencję pomiędzy samcami oraz istnienie poligamizmu, w którym jeden lub kilka dominujących samców monopolizują dostęp do wielu samic. Niski stopień dymorfizmu widać u gatunków żyjących w parach, u których konkurencja o samice jest niewielka. U współczesnych ludzi różnica w rozmiarach ciała między mężczyznami a kobietami jest niewielka i występuje znaczne nakładanie się rozmiarów przedstawicieli obu płci.
Ponadto z wcześniejszych badań Gordona wynika, że duże różnice rozmiarów ciała wśród żyjących naczelnych mogą wynikać z dużych niedoborów pożywienia. Gdy jest go mniej, zdrowe samice o mniejszych rozmiarach ciała radzą sobie lepiej, gdyż lepiej zaspokajają swoje potrzeby metaboliczne, mają więcej energii na reprodukcję, więc mają więcej potomstwa i w kolejnych pokoleniach rośnie różnica w rozmiarach między samcami a samicami.
Ze szczegółami badań Gordona można zapoznać się na łamach American Journal of Biological Anthropology.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.