Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Pierwsze wszczepienie nowatorskiego implantu przewodnictwa kostnego

Rekomendowane odpowiedzi

Pierwszą w Polsce operację wszczepienia pionierskich, aktywnych implantów wykorzystujących przewodnictwo kostne dźwięku przeprowadzili specjaliści Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach. To nowy etap w leczeniu zaburzeń słuchu występujących w obrębie ucha zewnętrznego i środkowego – twierdzi prof. Henryk Skarżyński.

W informacji przekazanej PAP główny wykonawca zabiegu, prof. Skarżyński poinformował, że zastosowano urządzenie o nazwie BONEBRIDGE BCI 602 wykorzystujące zjawisko przewodnictwa kostnego. Polega ono na przekazywaniu sygnału dźwiękowego przez kości czaszki bezpośrednio do ucha wewnętrznego.

Odbywa się to w ten sposób, że kości czaszki są stymulowane drganiami mechanicznymi. Drgania te kierowane są bezpośrednio do ucha wewnętrznego, gdzie następuje ich przetwarzanie podobnie jak w przypadku normalnie docierających dźwięków (pomijany jest odcinek między uchem zewnętrznym a środkowym).

Nowy aparat, który to umożliwia, składa się z dwóch części: zewnętrznej, którą stanowi procesor mowy, oraz wewnętrznej, całkowicie schowanej pod skórą pacjenta.

Prof. Skarżyński wyjaśnia, że system ten przeznaczony jest dla osób z trwałym ubytkiem słuchu po różnych operacjach ucha zewnętrznego i środkowego, a także z wadami rozwojowymi ucha zewnętrznego i środkowego oraz z głuchotą jednostronną. Mogą z niego korzystać również pacjenci z wrodzoną mikrocją i atrezją przewodu słuchowego zewnętrznego. Są to wady wrodzone polegające na całkowitym (anocja) lub częściowym (mikrocja) braku małżowin usznych.

Nowe implanty mogą poprawić słuch pacjentom po wcześniej przeprowadzonych operacjach uszu, które nie dały oczekiwanego efektu lub nie można było wszczepić im innych urządzeń. Aparat ma niewielkie rozmiary, mogą z niego korzystać pacjenci z wadami anatomicznymi, takimi jak zbyt cienka kość, za mały wyrostek sutkowaty oraz innymi wrodzonymi deformacjami.

To kolejny milowy krok w polskiej otochirurgii. Cieszę się, że te przełomowe operacje możemy wykonać w Światowym Centrum Słuchu w Kajetanach. Tworząc Centrum chciałem, aby jego działalność kliniczna nie tylko dawała wymierne korzyści polskim pacjentom, ale także upowszechniała współczesne światowe standardy medyczne – podkreśla prof. Skarżyński.

Zabieg wszczepienia implantu – wyjaśnia specjalista - nie wymaga dalszych interwencji chirurgicznych, ponieważ wszystkie części podlegające wymianie znajdują się w zewnętrznym mikroprocesorze dźwięku. W części zewnętrznej znajdują się też zasilanie i elektronika, dzięki czemu możliwa jest ich wymiana po wielu latach użytkowania. System może być wciąż udoskonalany bez konieczności wykonania kolejnej operacji.

Parametry pracy urządzenia ustawia się komputerowo w oparciu o wyniki diagnostyki audiologicznej i stosownie do indywidualnych potrzeb użytkownika. Technologia cyfrowa w procesorze pozwala tak go dopasować, by zapewnić użytkownikowi jak najlepsze rozumienie mowy oraz uzyskać możliwie naturalne brzmienie dźwięku w różnych sytuacjach akustycznych.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Koty to jedne z najpopularniejszych zwierząt domowych, towarzyszą ludziom od tysięcy lat, wydawałoby się więc, że powinniśmy wiedzieć o nich wszystko. Jednak dopiero teraz naukowcy dowiedzieli się, jak koty... mruczą. Dotychczas sposób wydawania tego dźwięku stanowił zagadkę, gdyż zwierzęta o krótkich strunach głosowych rzadko wydają niskie dźwięki. Tymczasem u kotów niskie mruczenie (w zakresie 20-30 Hz) jest czymś powszechnym. Okazało się, że posiadają one w krtani inne struktury, umożliwiające mruczenie.
      Rodzaj dźwięku, do wydawania którego zdolne jest zwierzę, zwykle zależy od rozmiarów strun głosowych. Zwykle im większe zwierzę, tym dłuższe struny głosowe, a co za tym idzie – możliwość wydawania niższych dźwięków. Kot domowy należy do niewielkich zwierząt, ma więc krótkie struny głosowe. Za ich pomocą wydaje wysokie dźwięki, miauczenie czy skrzeczenie. Jednak potrafi też nisko mruczeć.
      Obowiązująca obecnie hipoteza – zwana hipotezą AMC – mówiła, że zdolność kotów do mruczenia jest całkowicie uzależniona od „aktywnego kurczenia mięśni”. Christian T. Herbst z Uniwersytetu Wiedeńskiego i jego koledzy z Austrii, Szwajcarii i Czech postanowili przetestować tę hipotezę. Przeprowadzili więc sekcję tchawic ośmiu kotów domowych, które zostały uśpione z powodu różnych chorób. Odkryli, że z tchawicy można uzyskać niski dźwięk, gdy przechodzi przez nią powietrze, zatem skurcze mięśni nie są tutaj potrzebne. Naukowcy zauważyli, że powstanie niskich dźwięków (25-30 Hz) jest możliwe dzięki obecności tkanki łącznej w kocich strunach głosowych. Tkanka ta była znana już wcześniej, ale dotychczas nikt nie łączył jej z mruczeniem. Herbst nie wyklucza jednak, że skurcze mięśni są potrzebne do wzmocnienia pomruku.
      Teraz, skoro już dowiedzieliśmy się, jak koty mruczą, do rozwiązania zostaje zagadka, po co to robią.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 4. Wojskowym Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu (4. WSK) przeprowadzono wyjątkowy zabieg. Jak podkreślono w komunikacie placówki, jeden z nielicznych tego typu w Polsce. Siedemdziesięcioczteroletni pacjent ma teraz 2 urządzenia regulujące pracę serca.
      Wcześniej panu Andrzejowi Połątkiewiczowi wszczepiono podskórny kardiowerter-defibrylator. Ponieważ od jakiegoś czasu czuł się coraz gorzej (niskiemu tętnu towarzyszyła męczliwość, problemy z oddychaniem i poruszaniem się), kardiolodzy z Pracowni Elektrofizjologii stwierdzili, że choremu może pomóc wszczepienie stymulatora serca.
      Okazało się, że pacjent wymaga stałej stymulacji, bo jego serce pracuje za wolno. Częstość akcji serca spada poniżej 40 uderzeń na minutę, no i my musimy to serce przyspieszyć i doprowadzić do tego, żeby pracowało na przykład 60 uderzeń na minutę - tłumaczył Radiu Wrocław główny operator dr hab. n. med. Dariusz Jagielski.
      Można było wykorzystać stymulator z elektrodą, którą wprowadza się do serca przez układ żylny - ostatecznie elektroda znajduje się w sercu, a stymulator pod skórą, pod lewym obojczykiem - lub o wiele mniejszy stymulator bezelektrodowy Micra. Ten drugi wszczepia się bezpośrednio do serca, z dostępu przez żyłę udową. Dr hab. n. med. Jagielski podkreślił, że przez to, że kiedyś pan Andrzej przeszedł odelektrodowe zapalenie wsierdzia, wybór był oczywisty.
      Wszystko zostało zrobione w taki sposób, by kardiowerter-defibrylator i stymulator nie zakłócały sobie wzajemnie pracy.
      W trakcie implantacji Micry lekarze skorzystali [...], jako pierwsi w Polsce, z systemu LinkOR. To zestaw urządzeń optycznych (kamery, ekran), które służą do rejestracji zabiegu oraz ewentualnej konsultacji ze specjalistą [...] - napisano w komunikacie 4. WSK.
      Siedemdziesięcioczteroletni wrocławian mówi, że po zabiegu kłopoty z sercem ustąpiły. [Teraz] bije [ono] równo, 61 razy na minutę. Jego córka przyznaje, że poprawa była widoczna od razu po opuszczeniu sali operacyjnej.
      Pan Andrzej choruje od wielu lat. W 2010 r. w ramach profilaktyki wtórnej nagłego zatrzymania krążenia przeszedł implantację kardiowertera-defibrylatora. W 2011 i 2014 r. przeprowadzono u niego ablacje podłoża anatomicznego częstoskurczu komorowego. W czerwcu 2014 r. kardiowerter-defibrylator wymieniono. W listopadzie 2016 r. urządzenie trzeba było usunąć z powodu infekcyjnego odelektrodowego zapalenia wsierdzia. Miesiąc później pacjentowi implantowano podskórny kardiowerter-defibrylator. W kwietniu 2021 r. wymieniono go ze względu na wyczerpanie baterii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ponad miliard nastolatków i młodych dorosłych jest potencjalnie zagrożonych utratą słuchu, czytamy na łamach British Medical Journal Global Health. Ryzyko związane jest z częstym używaniem przez nich słuchawek i uczestnictwem w koncertach i innych wydarzeniach związanych ze słuchaniem głośnej muzyki.
      Światowa Organizacja Zdrowia ocenia, że obecnie 430 milionów ludzi na świecie ma uszkodzony słuch. Szczególnie narażeni są użytkownicy osobistych urządzeń nagłaśniających, takich jak słuchawki. Już wcześniej opublikowane badania wykazały, ze użytkownicy takich urządzeń bardzo często ustawiają głośność nawet na 105 decybeli. Do tego należy dodać uczestnictwo w wydarzeniach związanych z puszczaniem głośno muzyki, na których średnia głośność wynosi od 104 do 112 dB. Tymczasem bezpieczny poziom dźwięku wynosi 80 dB dla dorosłych i 75 dB dla dzieci.
      Autorzy najnowszych badań postanowili sprawdzić, jak bardzo rozpowszechnione wśród młodzieży i młodych dorosłych jest słuchanie nadmiernie głośnych dźwięków. Przejrzeli więc badania opublikowane w językach angielskim, francuskim, hiszpańskim i rosyjskim, które dotyczyły osób w wieku 12–34 lat. Poszukiwano tych badań, w których pod uwagę uwagę wzięto rzeczywistą zmierzoną głośność dźwięków oraz czas narażenia na ich oddziaływanie. Pod uwagę wzięto 33 badania. Część z nich uwzględniała pomiary dotyczące użycia urządzeń osobistych, część uczestnictwa w głośnych imprezach, a część zawierała dane o obu rodzajach narażenia na głośne dźwięki. W sumie badaniami objęto 19 046 uczestników i uwzględniono w nich 17 pomiarów dotyczących używania urządzeń oraz 18 pomiarów odnośnie uczestnictwa w głośnych imprezach.
      Z badań wynika, że na zbyt głośne szkodliwe dla słuchu dźwięki naraża się 24% młodzieży i 48% młodych dorosłych. To oznacza, że na utratę słuchu narażonych jest od 670 milionów do 1,35 miliarda osób.
      Oczywiście badania mają swoje ograniczenia. Ich autorzy nie brali pod uwagę np. różnic demograficznych w poszczególnych krajach, czy rozwiązań prawnych wprowadzonych w celu ochrony słuchu. Niemniej jednak pokazują one, jak bardzo poważny jest to problem. Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Prevalence and global estimates of unsafe listening practices in adolescents and young adults: a systematic review and meta-analysis.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiele gatunków zwierząt podszywa się pod inne gatunki, na przykład po to, by odstraszyć potencjalnych drapieżników. Zwykle w ten sposób przekazują sygnały wizualne. Na przykład wąż z gatunku Lampropeltis elapsoides jest – jak wszystkie lancetogłowy – niejadowity. Jednak ubarwieniem i wzorem przypomina jadowitą koralówkę arlekin. Teraz naukowcy odkryli pierwszy przypadek ssaka, który wydaje dźwięki podobne do owadów, by uniknąć ataku ze strony drapieżnika.
      Gdy myślimy o mimikrze, pierwsze co przychodzi do głowy, jest kolor. Jednak w tym przypadku główną rolę odgrywa dźwięk, mówi Danilo Russo, ekolog z Uniwersytetu Neapolitańskiego im. Fryderyka II. Jest on współautorem badań, w ramach których zauważono, że nocek duży wydaje odgłosy podobne do odgłosów szerszenia, by odstraszyć sowy.
      Nocki nie tylko używają echolokacji podczas polowań, ale też komunikują się między sobą za pomocą szerokiego wachlarza dźwięków. Russo, który badał je na potrzebny pewnego projektu naukowego, zauważył, że schwytane nietoperze wydają pod wpływem stresu dźwięk podobny do brzęczenia szerszenia.
      Uczony wraz z kolegami rozpoczął więc nowy projekt badawczy, w ramach którego porównał dźwięki wydawane przez szerszenie z dźwiękami wydawanymi przez zestresowane nocki. Większość częstotliwości nie była do siebie zbyt podobna. Jednak gdy naukowcy porównali tylko te częstotliwości, które słyszą sowy – jedne z głównych wrogów nocków – okazało się, że dźwięki są bardzo do siebie podobne.
      Chcąc sprawdzić swoje podejrzenia, naukowcy odtwarzali trzymanym w niewoli sowom dźwięki wydawane zazwyczaj przez nietoperze. Ptaki zbliżały się wówczas do głośników. Gdy jednak z głośników dobiegały dźwięki wydawane przez szerszenie, sowy zwykle się odsuwały. wiele sów odsuwało się również wtedy, gdy z głośników płynęły dźwięki zestresowanych nocków. Obserwacja taka potwierdza podejrzenie, że nocki – naśladując szerszenie – próbują odstraszyć sowy.
      Akustyczne podszywanie się przez nocki pod szerszenie ma sporo sensu. Jako, że latają one w nocy mimikra za pomocą kolorów zapewne by nie zadziałała. Wydawanie odpowiednich dźwięków może zaś uratować nockowi życie, gdyż wiadomo, że sowy starają się unikać szerszeni.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Posługując się jedynym w Polsce robotem ortopedycznym NAVIO, 78-letniej pacjentce wszczepiono w Klinice Ortopedii i Rehabilitacji Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM) endoprotezę stawu kolanowego. Robot mapuje w trakcie zabiegu powierzchnię chorego stawu, dlatego nie trzeba wcześniej wykonywać badania RTG. Jak podkreślono w relacji prasowej WUM, pozwala to również przeprowadzić zabieg z dużo większą precyzją. W trakcie wstawiania endoprotezy limit błędu wynosi tylko 1 mm, więc ludzkie oko często nie jest w stanie zauważyć tak małej różnicy. Robot posiada czułość rzędu 0,5 mm, dzięki czemu implant wprowadzany jest w najlepszym ułożeniu i w sposób optymalny dla pacjenta.
      Niezwykle precyzyjne urządzenie
      Endoprotezoplastyka stawu kolanowego z użyciem robota to przełom w leczeniu choroby zwyrodnieniowej. Niezwykle precyzyjne urządzenie pozwala osiągać znacząco lepsze i przewidywalne wyniki zabiegu. Na obecną chwilę nie da się tego zrobić lepiej. Zwykle tkanki miękkie muszą się zaadaptować, trwa to czasem pół roku, czasem rok. Po takim zabiegu nie trzeba czekać na adaptację, wszystko jest idealnie zbalansowane. Mniej naruszamy kości, mniej ingerujemy w staw. Pacjenci biorą więc mniej leków przeciwbólowych, przeciwzapalnych i poprawiających krążenie – opowiada o stosowaniu NAVIO kierownik Kliniki, dr hab. Artur Stolarczyk.
      Korzyści dla pacjenta
      Po zastosowaniu robota ból pooperacyjny jest mniejszy. Można też wcześniej zacząć rehabilitację. Poza tym specjaliści z WUM wspominają o skróconej hospitalizacji (zwykle pacjent opuszcza szpital już 2 dni po operacji). Co istotne, taki zabieg zwiększa przeżywalność implantów i zmniejsza liczbę zabiegów rewizyjnych.
      Dzięki wykorzystywaniu NAVIO Klinika Ortopedii i Rehabilitacji będzie mogła podwoić liczbę wykonywanych zabiegów wszczepienia endoprotezy stawu kolanowego.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...