Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Id Mjahdi - pierwsza afrykańska wioska w pełni zasilana energią słoneczną

Rekomendowane odpowiedzi

Id Mjahdi w Maroku została pierwszą afrykańską wioską w pełni zasilaną energią słonecznąMaroko jest niekwestionowanym liderem energii odnawialnej - podkreśla Francesco La Camera, dyrektor Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej (IRENA). To tu znajduje się w końcu Noor-Ouarzazate - największa na świecie elektrownia słoneczna.

Teraz Id Mjahdi ma się stać wzorem, jak zasilać położone na odludziu wioski, w przypadku których podłączenie do narodowej sieci energetycznej byłby zbyt drogie.

Wiele afrykańskich wiosek wykorzystuje do pewnego stopnia energię słoneczną, lecz Id Mjahdi ma w ten sposób zaspokajać wszelkie swoje potrzeby energetyczne.

Gdy marokańska firma Cleanenergy wyszła z pomysłem przetestowania zrównoważonego modelu elektryfikacji żyjących na odludziu społeczności, zaczęły się poszukiwania miejscowości, gdzie brakuje wszystkiego - tłumaczy założyciel Cleanenergy Mohamed Lasry.

Przed rozpoczęciem kosztującego 188 tys. dol. projektu mieszkańcy wioski używali po zapadnięciu zmroku świec. Przeważnie mogli sobie pozwolić na korzystanie z nich przez godzinę. Gotowali i ogrzewali swoje domy, paląc drewnem.

W pobliżu Id Mjahadi nie ma źródła wody, co oznacza, że zwłaszcza dziewczynki opuszczały szkołę, by iść wiele kilometrów do studni. Pierwszym etapem projektu było więc zbudowanie wieży ciśnień dla wioski. Kolejny krok to zainstalowanie 32 paneli fotowoltaicznych, które generują 8,32 kilowata energii. Jest ona rozprowadzana za pomocą minisieci.

Z prądu korzysta ponad 50 osób. Każdy z ok. 20 domów wyposażono w lodówkę, podgrzewacz wody, telewizor, kuchenkę i gniazdko elektryczne. Nadmiarowa energia jest przechowywana w akumulatorze; wystarczy ona na 5 godzin zasilania po zachodzie słońca.

W projekt zaangażowała się organizacja non-profit Cluster Solaire, której udało się m.in. zapewnić finansowe wsparcie Marokańskiej Agencji ds. Energii Odnawialnej.

W październiku Cleanenergy pochwaliła się kilkoma budynkami zasilanymi energią słoneczną: hammamem (łaźnią), warsztatem, w którym kobiety mogą się uczyć i produkować olejek arganowy oraz przedszkolem dla dzieci w wieku 3-6 lat.

Gdy dzieci są w przedszkolu, kobiety, z których wiele nie chodziło w dzieciństwie do szkoły, uczą się czytać i pisać. Tradycyjnymi metodami wytwarzają też olej arganowy, który jest od nich w całości odkupowany przez firmę kosmetyczną Petit Olivier.

Lasry podkreśla, że podobną minisieć można z łatwością stworzyć w innych wioskach zamieszkanych przez 100-1000 osób. Można ją zduplikować w innych miejscach. To nie jest złożony system, łatwo go wykonać.

Obecnie Cluster Solaire szuka funduszy na utworzenie kolejnych solarnych wiosek. Fatima El Khalifa, która zaprezentowała projekt z Id Mjahdi na zakończonym niedawno szczycie klimatycznym COP25, opowiada, że w samym Maroku jest 800 niezelektryfikowanych wiosek. Bank Światowy szacuje, że na świecie dostępu do prądu nie ma ok. 840 mln ludzi.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Uniwersytet Oksfordzki poinformował, że na jego Wydziale Fizyki powstał nowatorski materiał, który pozwoli na znaczne zwiększenie produkcji energii słonecznej bez potrzeby produkowania kolejnych opartych na krzemie paneli. Nowym, wytwarzającym energię materiałem, można bowiem pokrywać przedmioty codziennego użytku, jak chociażby telefony komórkowe, plecaki czy samochody. Materiał jest cienki i na tle elastyczny, że można go nałożyć niemal na każdą powierzchnię. A dzięki opracowanej przez siebie technice łączenia wielu warstw materiału, naukowcy stworzyli ogniwo słoneczne, które czerpie z szerokiego zakresu spektrum światła, znakomicie zwiększając produkcję energii.
      Wydajność ultracienkiego materiału została już niezależnie zweryfikowana i potwierdzono, że jego efektywność energetyczna sięga 27%, dorównuje więc komercyjnym ogniwom fotowoltaicznym. Materiał uzyskał certyfikat japońskiego Narodowego Instytutu Zaawansowanych Nauk Przemysłowych i Technologii.
      W ciągu pięciu lat pracy zwiększyliśmy efektywność energetyczną naszego materiału z około 6 do 27 procent. To bardzo blisko górnej granicy tego, co obecnie można osiągnąć za pomocą jednowarstwowych ogniw fotowoltaicznych. Sądzimy, że w przyszłości efektywność naszego ogniwa może wzrosnąć do ponad 45%, mówi doktor Shuaifeng Hu.
      Obecnie najbardziej wydajne tradycyjne ogniwa fotowoltaiczne obecne na rynku mogą pochwalić się praktyczną wydajnością około 23%. Nowe ogniwa więc im dorównują. Mają jednak tę olbrzymią zaletę, że są niemal 150-krotnie cieńsze niż warstwa krzemu używana w panelach fotowoltaicznych, są elastyczne i można nie nałożyć na niemal każdą powierzchnię. Dzięki temu można uniknąć korzystania z tradycyjnych paneli i budowy farm fotowoltaicznych.
      Twórcy nowych ogniw uważają, że przyczynią się one do spadku kosztów generowania energii słonecznej i ją upowszechnią. Od 2010 roku średni światowy koszt energii elektrycznej ze Słońca spadł o 90%, dzięki czemu jest ona znacznie tańsza od energii z paliw kopalnych. Dzięki nowym ogniwom można będzie osiągnąć dodatkowe oszczędności.
      Prognozujemy że warstwy perowskitów będą nakładane na różne typy powierzchni, jak na przykład dachy samochodów, budynki czy nawet obudowy telefonów komórkowych, co pozwoli na powszechne generowanie taniej energii. Im więcej energii będzie w ten sposób wytwarzane, bym mniejsze będzie zapotrzebowanie na krzemowe panele słoneczne i farmy słoneczne, stwierdza Wang.
      Szczegółowe wyniki badań nad nowym materiałem mają zostać opublikowane w ciągu najbliższych miesięcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Panele fotowoltaiczne zamontowane na dachach zakładów przemysłowych mogą zaspokoić do 35% zapotrzebowania amerykańskiego przemysłu na energię, informują naukowcy z Nortwestern University. To olbrzymi niewykorzystany potencjał. Obecnie bowiem panele zainstalowane w miejscach działania firm produkcyjnych dostarczają im zaledwie 0,1% energii. Tymczasem przemysł odpowiada za 38% zużycia energii w Stanach Zjednoczonych i 37% emisji gazów cieplarnianych. Potencjał dachów pozostaje niewykorzystany nie tylko zresztą w przemyśle. Instalowane tam panele zapewniłyby 13,6% energii zużywanej w USA, a obecnie wytwarzają zaledwie 2,2% energii.
      Uczeni przedstawili na łamach Environmental Research: Sustainability and Infrastructure wyniki badań nad możliwością pozyskiwania energii słonecznej na własną działalność przez różne gałęzie amerykańskiego przemysłu. Wykorzystali przy tym dane z badań Manufacturing Energy Consumption Survey przeprowadzonych przez Departament Energii. Na ich podstawie wyliczyli potencjalną ilość energii, jaka jest możliwa do pozyskania z paneli słonecznych umiejscowionych na dachu przeciętnego budynku, w którym odbywa się produkcja.
      Z obliczeń wynika, że panele montowane na dachach mogą zapewnić – w zależności od sektora przemysłu i pory roku – od 5 do 35 procent zapotrzebowania na energię. Najbardziej na ich zainstalowaniu zyskałyby przemysły meblarski, tekstylny oraz odzieżowy. Tego typu zakłady są w stanie całkowicie samodzielnie zaspokoić swoje roczne uśrednione zapotrzebowanie na energię z własnych paneli słonecznych.
      Przemysł jest na całym świecie jednym z głównych użytkowników energii i jednym z głównym emitentów gazów cieplarnianych. Nic więc dziwnego, że skupia się na nim wiele wysiłków mających doprowadzić do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych przez ludzi. Naukowcy z Northwestern University wykazali, że instalowanie paneli słonecznych na dachach budynków może być dla firm produkcyjnych opłacalnym sposobem na pozyskanie energii. Przedsiębiorstwa dysponują bowiem dużymi powierzchniami płaskich dachów, na których montowanie paneli słonecznych jest łatwe i tanie, co w obliczu spadających cen ogniw i ich rosnącej wydajności staje się opłacalnym rozwiązaniem. Szczególnie kuszący może być fakt, że wiosną i latem na 40% powierzchni USA panują takie warunki, które wielu znajdującym się tam firmom produkcyjnym pozwoliłyby w 100% zaspokoić zapotrzebowanie na energię z własnych paneli słonecznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeśli chcemy zachować historyczny charakter cennego kulturowo miejsca, nie możemy szpecić go nowoczesnymi urządzeniami. Co jednak, gdybyśmy chcieli skorzystać z energii słonecznej w takich miejscach? Okazuje się, że rozwiązaniem są... niewidoczne panele fotowoltaiczne. Takie właśnie panele, do złudzenia przypominające terakotę, zostały zainstalowane na Domu Wettiuszów w Pompejach.
      Panele wyglądają jak rzymskie terakotowe dachówki, ale wytwarzają energię elektryczną, za pomocą której podświetlamy freski, wyjaśnia Gabriel Zuchtriegel, dyrektor Parku Archeologicznego w Pompejach. Pompeje to bardzo rozległe stanowisko. Jego oświetlenie sporo kosztuje, a doprowadzenie energii elektrycznej tradycyjnymi metodami szpeci zabytki. Dzięki zastosowaniu nowatorskich paneli fotowoltaicznych zmniejszono i rachunki za prąd i liczbę kabli, które nie dodają urody miastu sprzed ponad 2000 lat.
      Nietypowe panele to dzieło firmy Dyaqua. Mogą one przypominać kamień, drewno, beton czy cegłę, dzięki czemu świetnie komponują się z różnymi strukturami. Panele tej firmy wykorzystywane są już m.in. w miastach Evora w Portugalii i Split w Chorwacji, ułożono je na Narodowym Muzeum Sztuki 21. Wieku w Rzymie czy w miejscowości Vicoforte we Włoszech. Jesteśmy stanowiskiem archeologicznym, ale chcemy być też laboratorium, w którym łączy się zrównoważony rozwój z szacunkiem dla dziedzictwa kulturowego. Nasza inicjatywa nie jest jedynie symboliczna. Każdego roku odwiedzają nas miliony turystów. Chcemy za ich pośrednictwem wysłać w świat sygnał, że dziedzictwem kulturowym można zarządzać inaczej, w sposób bardziej zrównoważony, dodaje Zuchtriegel.
      Dyrektor zapowiedział, że na Domu Wettiuszów się nie skończy. Panele fotowoltaiczne będą dodawane podczas renowacji kolejnych zabytków.
      Każdy z modułów wykonano z polimerów absorbujących fotony. Na pierwszej warstwie polimeru znajdują się standardowe krzemowe ogniwa fotowoltaiczne. Przykrywa się je specjalną drugą warstwą polimeru, który dla naszych oczu jest nieprzezroczysty, ale przepuszcza promienie słoneczne. Docierają one do ogniw pozwalając na wytwarzanie energii, a my nie widzimy ogniw, tylko przedmiot do złudzenia przypominający terakotową dachówkę.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rosnąca popularność samochodów elektrycznych (EV) często postrzegana jako problem dla sieci elektroenergetycznych, które nie są dostosowane do nowego masowego źródła obciążenia. Naukowcy z Uniwersytetu w Lejdzie oraz amerykańskiego Narodowego Laboratorium Energii Odnawialnej podeszli do zagadnienia z innej strony. Z analizy wynika, że w ciągu najbliższych lat EV mogą stać się wielkim magazynem energii ze źródeł odnawialnych, stabilizując energetykę słoneczną i wiatrową.
      Energia z wiatru i słońca to najszybciej rosnące źródła energii. So to jednak źródła niestabilne, nie dostarczają energii gdy wiatr nie wieje, a słońce nie świeci. Z analizy, opublikowanej na łamach Nature Communications, dowiadujemy się, że rolę stabilizatora mogą odegrać samochody elektryczne. Obecnie większość ich właścicieli ładuje samochody w nocy. Autorzy badań uważają, że właściciele takich pojazdów mogliby podpisywać odpowiednie umowy z dostawcami energii. Na jej podstawie dostawca energii sprawowałby kontrolę nad ładowaniem samochodu w taki sposób, by z jednej strony zapewnić w sieci odpowiednią ilość energii, a z drugiej – załadować akumulatory do pełna. Właściciel samochodu otrzymywałby pieniądze za wykorzystanie jego pojazdu w taki sposób, wyjaśnia główny autor badań, Chengjian Xu.
      Co więcej, gdy pojemność akumulatorów zmniejsza się do 70–80 procent pojemności początkowej, zwykle nie nadają się one do zastosowań w transporcie. Jednak nadal przez wiele lat mogą posłużyć do stabilizowania sieci elektroenergetycznych. Dlatego też, jeśli kwestia taka zostanie uregulowana odpowiednimi przepisami, akumulatory takie mogłyby jeszcze długo służyć jako magazyny energii.
      Z wyliczeń holendersko-amerykańskiego zespołu wynika, że do roku 2050 samochody elektryczne oraz zużyte akumulatory mogą stanowić wielki bank energii o pojemności od 32 do 62 TWh. Tymczasem światowe zapotrzebowanie na krótkoterminowe przechowywanie energii będzie wówczas wynosiło od 3,4 do 19,2 TWh. Przeprowadzone analizy wykazały, że wystarczy, by od 12 do 43 procent właścicieli samochodów elektrycznych podpisało odpowiednie umowy z dostawcami energii, a świat zyska wystarczające możliwości przechowywania energii. Jeśli zaś udałoby się wykorzystać w roli magazynu energii połowę zużytych akumulatorów, to wystarczy, by mniej niż 10% kierowców podpisało umowy z dostawcami energii.
      Już w roku 2030 w wielu regionach świata EV i zużyte akumulatory mogą zaspokoić popyt na krótkoterminowe przechowywanie energii.
      Oczywiście wiele tutaj zależy od uregulowań prawnych oraz od tempa popularyzacji samochodów elektrycznych w różnych regionach świata. Autorzy badań zauważają też, że wielką niewiadomą jest tempo degradacji akumulatorów przyszłości, które będzie zależało m.in. od postępu technologicznego, czy też tempo rozwoju systemów zarządzania energią. Nie wiadomo także, czy nie zajdą radykalne zmiany w samym systemie transportowym. Nie można wykluczyć np. zmiany przyzwyczajeń i rozpowszechnienia się komunikacji zbiorowej czy systemów wspólnego użytkowania pojazdów, na dostępność samochodów i akumulatorów może też wpłynąć rozpowszechnienie się pojazdów autonomicznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedyne na świecie dziewięcioraczki zostały bezpiecznie przetransportowane do Mali; 19 pierwszych miesięcy życia spędziły w Maroku. Na lotnisku w Bamako matkę i dzieci - 5 dziewczynek i 4 chłopców - przywitała minister zdrowia Diéminatou Sangaré.
      Dziewięcioraczki wpisano do Księgi rekordów Guinnessa (w kategorii największej liczby dzieci, jakie przyszły na świat w trakcie pojedynczego porodu i przeżyły). Dzieci urodziły się w wyniku cesarskiego cięcia w 30. tygodniu ciąży.
      Nieco ponad miesiąc wcześniej, w marcu 2021 r., matkę, Halimę Cissé, przetransportowano samolotem do Maroka (było to możliwe dzięki wstawiennictwu prezydenta Mali Ba N'Daou). Trafiła do specjalistycznej kliniki Aïn Borja w Casablance. To tam stwierdzono, że kobieta spodziewa się dziewięciorga dzieci (lekarze z Mali myśleli, że urodzi się siedmioro dzieci). Ojciec, Kader Arby, podoficer marynarki, pozostał w kraju, by opiekować się starszą córką pary Soudą.
      Prof. Youssef Alaoui, dyrektor medyczny marokańskiej placówki, poinformował, że po urodzeniu Kadidia, Fatouma, Hawa, Adama i Oumou oraz Mohammed VI, Oumar, Elhadji i Bah ważyli 500-1000 g.
      Przez parę miesięcy dziewięcioraczkami zajmował się neonatolog Khalil Msaif. Później przeniesiono je do mieszkania w Casablance, gdzie nadal były objęte całodobową opieką pielęgniarek z kliniki Aïn Borja. Wprowadzono też ścisłą dietę, by upewnić się, że dzieciom podawane są wszelkie niezbędne składniki odżywcze.
      W październiku zeszłego roku rodzina opublikowała zdjęcia, na których uwieczniono dumnych rodziców z dziewięcioraczkami.
      Przy okazji pierwszych urodzin dziewięcioraczków 4 maja Arby powiedział, że każde z dzieci ma inny charakter. Niektóre są spokojne, inne zaś bardziej hałaśliwe i płaczliwe. Część domaga się [za to] ciągłego noszenia.
      Jak podkreślono na stronie Księgi rekordów Guinnessa, wcześniej rekord należał do ośmioraczków urodzonych w 2009 r. przez Nadyę Suleman (USA).
       


      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...