Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Tygrys szablozębny: nie taki straszny, jak go malują

Rekomendowane odpowiedzi

Jak słusznie zauważają badacze z dwóch australijskich uczelni (University of Newcastle i Uniwersytetu Nowej Południowej Walii), szablozębne koty z rodzaju Smilodon są postrzegane podobnie jak tyranozaury. Uważa się je za bezlitosnych zabójców, którzy w czasie epoki lodowcowej przetrzebiali stada ssaków, m.in. mamutów, bizonów i łosi. Czy rzeczywiście zasłużyły sobie na taką opinię?

Większość naukowców zgadza się co do tego, że zwierzę mogło zabijać wydłużonymi kłami, od lat trwała jednak dyskusja, jak to robiło. W ramach najnowszych badań posłużono się komputerem i techniką Finite Element Analysis (FEA). Dzięki niej sprawdzono kilka najpopularniejszych hipotez.

Inżynierowie wykorzystują FEA do projektowania samochodów, samolotów czy pociągów. Mogą też przeprowadzać symulacje i sprawdzać, czy podczas wypadków ich modele zachowują się tak, jak przewidywali. Biolodzy mieli trochę inny cel. Zamierzali określić, z jakimi zadaniami poradziłaby sobie konstrukcja czaszki tygrysa szablozębnego. Oprogramowanie trzeba było nieco zmodyfikować, ponieważ czaszki są strukturami bardziej złożonymi od większości rozwiązań opracowanych przez człowieka.

Okazało się, że w porównaniu do współczesnych drapieżników, tygrys szablozębny gryzł delikatnie. Ważył ok. 230 kg, a model komputerowy przewidział, że nacisk wywierany przez kły wahałby się w granicach 1000 N, czyli 100 kg. Przypomina to możliwości współczesnego jaguara, który jest jednak o wiele lżejszy od naszej prehistorycznej "bestii", waży bowiem tylko 80 kg. Nacisk kłów lwa to ok. 250 kg.

Gdyby porównać koty z plejstocenu z dzisiejszymi lwami, okazałoby się, że w ich czaszce było o wiele mniej miejsca na mięśnie poruszające szczękami dolną (żuchwą) i górną. Aby sprawdzić, czy nie dysponowały jakimiś nieznanymi możliwościami, w ramach symulacji zwiększono siłę ugryzienia do 230 kg współczesnego kota. W rezultacie pojawiły się duże naprężenia w obrębie żuchwy (na modelu są to obszary zielone, żółte, czerwone i białe). Były one duże większe niż u grzywiastych drapieżników dzisiejszej Afryki. Gdyby jednak kot z rodzaju Smilodon poruszał podczas ataku całą głową, uruchamiając przy tym mięśnie karku i odpowiednio nakierowując kły, uzyskiwano by dużo lepszy rozkład sił. Okazuje się więc, że za siłę ugryzienia tygrysa szablozębnego w dużej mierze odpowiadały mięśnie jego szyi.

Najważniejsza różnica dawała o sobie znać podczas analizy zjawisk zachodzących w czaszce drapieżnika trzymającego w zębach miotającą się ofiarę. Podczas gdy czaszka współczesnego lwa znosiła to bez większych problemów, w czaszce prehistorycznego kota znowu pojawiały się przeciążenia.

Tygrysy szablozębne miały odpowiednią (masywną) budowę ciała do przyciskania ofiary do ziemi. Modele pokazały, że musiały to zrobić przed wbiciem zębów w jej ciało. Ostateczne ugryzienie musiało obejmować szyję. Śmierć następowała natychmiast. Dzięki temu łatwiej było uniknąć ataków pobratymców ofiary i prób odebrania zdobyczy przez inne drapieżniki.

Tygrysy szablozębne radziły sobie z dużymi ofiarami, ale już nie z chwytaniem mniejszych i szybszych zwierząt (potrafią to natomiast lwy). Kiedy więc wyginęła amerykańska megafauna epoki lodowcowej, ten gatunek kota zniknął wraz z nią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po urazach jamy ustnej tygrysy szablozębne jadły delikatniejsze pokarmy. Analiza mikroskopijnych wzorców uszkodzeń na zębach sfosylizowanych zwierząt wykazała, że zranione osobniki przestawiały się na dostarczane im przez zdrowe koty bardziej miękkie produkty (np. mięso zamiast kości).
      Jak podkreśla Larisa DeSantis, paleontolog z Vanderbilt University, tygrysy szablozębne doznawały urazów, powalając duże ofiary. Mogły one z łatwością złamać myśliwemu żuchwę/szczękę albo wybić zęby, co niekiedy prowadziło do śmiertelnego zakażenia.
      Fakt, że [tygrysy] spożywały pokarm, który nie powinien być dla nich dostępny [...] i że żyły z poważnymi urazami przez dłuższy czas, sugeruje, że inne koty się nimi opiekowały.
      Amerykanie tłumaczą, że utrwalone w szkliwie wzorce mikrouszkodzeń pozwalają odtworzyć historię diety zwierzęcia. Mając to na uwadze, zespół DeSantis porównywał wzorce mikrouszkodzeń zębów tygrysów z dwóch grup: z i bez urazów. Wykorzystano do tego bogatą kolekcję z La Brea Tar Pits and Museum w Los Angeles. Wiele skamieniałości nosi ślady długiej infekcji i wzrostu kości związanego z gojeniem (a to oznacza, że koty przeżyły coś, co bez wsparcia grupy byłoby urazem śmiertelnym).
      Nowo zdobyte dowody stanowią poparcie dla twierdzenia, że tygrysy szablozębne były zwierzętami społecznymi.
      Istnieje sporo dowodów, że smilodony były społecznymi, stadnymi zwierzętami. To sugeruje, że polowały one i żerowały razem. Omawiane studium wskazuje na ciekawy aspekt społeczności tych kotów i jako pierwsze dotyczy dowodów związanych z innymi opcjami pokarmowymi [...] zranionych członków grupy - podkreśla Christopher Shaw, emerytowany menedżer kolekcji z La Brea Tar Pits and Museum.
      DeSantis zainteresowała się tą kwestią w czasie wcześniejszych badań, gdy odkryła, że lwy ludojady mogły zacząć polować na ludzi po części z powodu urazów jamy ustnej. Zęby lwów ze zbiorów Muzeum Historii Naturalnej w Chicago, w przypadku których potwierdzono, że były ludojadami, wykazywały zbliżony wzorzec zniszczeń jak u lwów z zoo jedzących miękkie pokarmy, głównie wołowinę i koninę.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W raporcie opublikowanym 29 grudnia grupa Traffic, która zajmuje się międzynarodowym handlem towarami zwierzęcymi, wyliczyła, że mijający rok był wyjątkowo pechowy dla słoni. Skonfiskowano bowiem najwięcej kości słoniowej od 1989 r., czyli od momentu wprowadzenia zakazu obrotu tym towarem.
      Przedstawiciele organizacji twierdzą, że by uzyskać 23 tony surowca, a tyle właśnie przechwycono, przestępcy musieli zabić ok. 2,5 tys. osobników. Ostry wzrost w zakresie nielegalnego handlu następuje już od 2007 r. W dodatku rekwiruje się coraz więcej dużych ładunków o wadze ponad 800 kg. Choć nie we wszystkich tegorocznych sprawach zatwierdzono oficjalne dane, wiadomo, że w co najmniej 13 przypadkach przemyt osiągnął aż tak zatrważającą skalę. Dla porównania - w 2010 r. odnotowano 10 dużych ładunków o łącznej wadze nieco poniżej 10 ton (9,798 t).
      Ostatni duży przemyt udaremniono tuż przed świętami - 21 grudnia w Mombasie zarekwirowano 727 kłów. Zapieczętowano je w przygotowanym do wysłania w rejs kontenerze. Najwięcej dużych ładunków wypływało w tym roku z portów kenijskich lub tanzańskich. Większość trafiała do Chin i Tajlandii. Motorem nielegalnego handlu jest ogromne zapotrzebowanie ze strony rynków azjatyckich. Skala procederu wzrasta, bo przestępcy dysponują coraz nowocześniejszym sprzętem i metodami.
      Wydaje się, że bandy zajmujące się szmuglowaniem zmieniły preferowaną drogę transportu. Kiedyś królowały samoloty, teraz statki. Na początku 2011 r. trzy z dużych ładunków przechwycono na lotniskach, ale później większość znajdowano w portach i na morzu.
      Mimo że ładunki prawie zawsze wychodzą z Afryki, a docierają do Azji, trasy ciągle sie zmieniają. Przestępcy "meandrują", by uniknąć zdemaskowania. W przypadku 6 dużych tegorocznych transportów krajem tranzytowym była Malezja.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ponieważ kurczy się obszar pokryty wieczną zamarzliną, z torfu wyłania się coraz więcej kłów i kości mamutów. Wyrabia się z nich ramki, figurki szachowe czy wisiorki. Niektórzy naukowcy specjalizujący się w tematyce Syberii zyskali w ten sposób dodatkowy fach – stali się łowcami kości.
      Spędzają lato, pływając wzdłuż brzegów rzeki i organizują całe grupy poszukiwawcze. Musisz mieć szczęście [...]. Ja nie szukam kości, to one mnie znajdują. Każde znalezisko to dla mnie ogromna radość, to prezent od natury, Arktyki, losu – opowiada Fiodor Romanenko, geolog z Uniwersytetu Moskiewskiego im. M. Łomonosowa.
      Akademicy nie są zgodni co do tego, czemu wieczna zmarzlina topnieje i czy globalne ocieplenie ma z tym jakiś związek. Wszyscy się jednak cieszą z dostępu do mamucich ciosów i kości, zwłaszcza w świetle obowiązującego zakazu handlu kością słoniowią.
      Kiedyś plemiona syberyjskie odmrażały i gotowały znalezione mięso albo karmiły nim swoje psy. Teraz rozwinął się zupełnie inny rodzaj przemysłu. Nowym fachem trudnią się całe wioski. Ukuto nawet czasownik "mamucić", czyli polować na kości.
      Kiedyś ludzie traktowali takie znaleziska jak śmiecie, ale teraz panuje duża konkurencja. Najgładsze egzemplarze trafiają do kolekcjonerów i muzeów na całym świecie, uszkodzone transportuje się do fabryk, głównie na terenie Chin, gdzie zostają przerobione na luksusowe przedmioty codziennego użytku i pamiątki.
      Ostatnimi czasy bardzo spadły ceny, jakie można uzyskać za mamucie kości: zamiast 700 dolarów za kilogram płaci się tylko 220. Wskutek kryzysu doszło bowiem do wyprzedaży kości słoniowej w Afryce.
      Każdego roku w Rosji znajduje się 50 ton mamucich kości, a będzie ich coraz więcej, bo to trend rosnący. Fiodor Szydłowski jest prezesem stowarzyszenia obejmującego grupy poszukiwawcze, przybrzeżne bazy oraz sklepy. Choć jeździ na północ kraju od 31 lat i prowadzi w Moskwie muzeum poświęcone epoce lodowcowej, władze nie chciały go uznać za mikroprzedsiębiorcę.
      W wiecznej zamarzlinie można natrafić na narzędzia i broń wyrzeźbione z kości mamuta. Z tego powodu lokalni naukowcy mówią nawet o epoce kościanej. Bogaci Chińczycy importowali kości już w I wieku n.e. Rosjanie dotarli na Daleką Północ i zaczęli handlować dopiero w XVII w.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Chyba każdy miłośnik biegania wie, jak ważny dla bezpiecznego i efektywnego treningu jest dobór odpowiednich butów. Z najnowszych badań wynika jednak, że choć nowoczesne obuwie do biegania zapewnia świetne oparcie dla stóp, konsekwencją tej cechy jest znaczne zwiększenie obciążeń oddziałujących na najważniejsze stawy kończyn dolnych.
      Do udziału w studium zaproszono 37 kobiet i 31 mężczyzn biegających co najmniej 15 mil (ok. 25 km) tygodniowo. Żadna z badanych osób nie przeszła w swoim życiu kontuzji układu ruchu. 
      Każdego z uczestników zaopatrzono w nowoczesne buty do biegania, a następnie poproszono o bieganie na stacjonarnej bieżni. Na każdym z ochotników przeprowadzono dwie próby: jedną podczas biegania w butach oraz drugą podczas biegu na boso. Ruchy biegaczy analizowano z wykorzystaniem komputerowego systemu obliczającego ruchy stawów na podstawie analizy obrazu.
      Jak wykazały przeprowadzone obliczenia, podczas biegania w butach trzy najważniejsze stawy kończyn dolnych - biodrowy, kolanowy oraz skokowy - były narażone na znacznie większe obciążenia. Pierwszy z nich był narażony na siły skręcające do wewnątrz większe średnio aż o 54%, zaś drugi musiał sobie radzić z większymi o 38% siłami skręcającymi na boki oraz zwiększoną o 36% siłą zginającą ten staw.
      Zebrane informacje oznaczają (przynajmniej w przypadku stawów kolanowych), że obciążenia powstające podczas biegu w nowoczesnych butach są większe, niż podczas... chodzenia na szpilkach! Spacerowanie na butach z wysokim obcasem prowadzi bowiem do zwiększenia sił skręcających kolano o "zaledwie" 20-26%.
      Zdaniem autorów pojawianie się obciążeń jest przykrą konsekwencją korzystnej cechy nowoczesnych butów, jaką jest wzmocnienie oparcia dla stopy. Zdaniem głównego autora pracy, Caseya Kerrigana z firmy JKM Technologies, dokonane odkrycie oznacza konieczność wprowadzenia zmian w konstrukcji butów: zmniejszenie sił oddziałujących na stawy do poziomu typowego dla biegania boso przy zachowaniu istotnych cech, a w szczególności odkształcalności, powinno być celem przy projektowaniu [nowych rodzajów] obuwia. 
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czy czynność tak prosta, jak wodzenie palcem po płaskiej powierzchni, może stać się obiektem poważnych badań? Jak najbardziej! Mało tego - studiowanie tak banalnego ruchu może dostarczyć zaskakujących informacji na temat funkcjonowania naszych mózgów.
      Autorami interesującego eksperymentu są naukowcy z zespołu kierowanego przez Francisco Valero-Cuevasa z University of Southern California. Ośmioro uczestników studium poproszono o to, by oparli podstawę dłoni na twardej powierzchni, a następnie palcem wskazującym nacisnęli z całej siły na płytkę podłączoną do miernika nacisku. 
      Chwilę później pomiary wykonano ponownie, lecz tym razem ochotnicy mieli za zadanie naciskać na płytkę i jednocześnie przesuwać palec po jej powierzchni. Aby im to ułatwić, uczestników wyposażono w specjalne "naparstki", pokryte, podobnie jak płytka, warstwą teflonu.
      W swoim raporcie badacze przyznają, że spodziewali się, iż zwiększanie szybkości, z jaką palec przesuwa się po powierzchni płytki, będzie wymuszało proporcjonalne zmniejszanie wywieranego na nią nacisku. Miałoby to wynikać z budowy mięśni, które, jak się zdawało, nie są w stanie utrzymać pełnego skurczu przy jednoczesnym poruszaniu się innych muskułów.
      Ku zaskoczeniu autorów studium okazało się jednak, że palec "zajmujący się" wyłącznie naciskaniem na płytkę rzeczywiście wywiera na nią większy nacisk, lecz wprawiony w ruch naciskał na powierzchnię ze stałą siłą, niezależną od tego, jak szybko się poruszał.
      Skąd bierze się to niespodziewane zjawisko? Zdaniem autorów wynika ono z działania nie mięśni, lecz układu nerwowego. Gdy zostaje on zaangażowany w poruszanie palcem, nie jest w stanie zachować pełnej kontroli nad mięśniami odpowiedzialnymi za nacisk. "Zaoszczędzone" w ten sposób możliwości zostają wówczas wykorzystane do kontrolowania ruchu na boki.
      Z badań przeprowadzonych przez zespół Valero-Cuevasa można wysunąć przewrotny wniosek, że choć ludzkie mózgi pozwoliły nam na latanie w kosmos, nie są one w stanie poradzić sobie z... poruszaniem pojedynczym palcem! Na całe szczęście jesteśmy jednak na tyle bystrzy, by próbować wykorzystać zdobytą wiedzę. Jak oceniają autorzy, może się ona przydać m.in. producentom robotów oraz lekarzom zajmującym się badaniami z zakresu neurologii.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...