Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Mały ślimak, wielkie szkody
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Do przychodni Pulsvet w Warszawie trafił jakiś czas temu ślimak z gatunku Archachatina marginata, który zapałał uczuciem do ślimaka innego gatunku. Niestety, nie skończyło się to dla niego dobrze... Narząd kopulacyjny nie cofnął się.
Jak podkreślił we wpisie na Facebooku lek. wet. Łukasz Skomorucha, specjalista chorób zwierząt nieudomowionych, czasami trochę to trwa. Ale czas mijał, godziny zaczęły zmieniać się w doby, a te w tydzień... Opiekunka Alberta zaobserwowała, że dyndający twór nabrzmiewa i nieco się przebarwia na szczycie, miała też wrażenie, że sprawia on dyskomfort biednemu Albertowi.
Miłość nie wybiera
Miłością Alberta był przedstawiciel gatunku Achatina achatina. Mamy tu do czynienia z niestosunkiem wielkości narządów kopulacyjnych; jeśli weźmie się pod uwagę osobniki podobnej wielkości, u Archachatina narządy są większe niż u Achatina. Niewykluczone więc, że wprowadzony do otworu płciowego penis zaklinował się i doszło do uszkodzenia mięśnia wciągacza prącia. Koniec końców Alberta musiał zobaczyć lekarz.
Niestety, próba repozycji nie udała się. Narządu nie dało się nawet odprowadzić na właściwe miejsce. Po kilku próbach i opcjach farmakologicznych należało rozważyć amputację. Jak można się domyślić, kwestii problematycznych było aż nadto. Po pierwsze, kiedy podjąć decyzję o zabiegu (czyli jak długo ślimak może funkcjonować z niewycofanym narządem kopulacyjnym) i jaką zastosować procedurę? Jak opowiada doktor Skomorucha, po przejrzeniu licznych publikacji nie udało mu się znaleźć niczego na ten temat czy na tematy pokrewne. Kolejnym problemem okazało się znieczulenie. Na szczęście zabieg przebiegł pomyślnie i nie wiązał się z żadnymi niepożądanymi konsekwencjami dla Alberta. Po jakimś czasie ten nawet złożył jaja [...].
Owocami romansu Alberta Huntera (który na co dzień jest nazywany Albertem) i Barnabe Watsona (Watsona) są ślimaczki określane mianem Albertów Watsonów. O ich losach można przeczytać na profilu Poszukiwacze Sera na Pierogi.
Po pewnym czasie od zabiegu u Alberta pojawił się problem z wypadającym przełykiem, ale na razie jest to kwestia w miarę opanowana.
Różnorodność form i kształtów
Gatunków ślimaków jest sporo. Przy takiej liczbie różnorodność form i kształtów jest [...] niezwykle bogata. Również w kwestiach rozrodczych. Mamy więc ślimaki rozdzielnopłciowe (występują samce i samice). Mamy też takie gatunki, które [...] są rozdzielnopłciowe, ale w miarę upływu życia zmieniają płeć, w tym przypadku z samca na samicę. To „hermafrodytyzm następczy”. W przypadku obojnactwa symultanicznego dany osobnik pełni zaś jednocześnie rolę samca i samicy; jedne gatunki mogą się zapłodnić same, inne muszą zapłodnić kogoś i w zamian zostać przez tego kogoś zapłodnione.
Jak tłumaczy Skomorucha, autor profilu Naturalnie w Warszawie, czyli nie samą weterynarią żyje człowiek, niektóre ślimaki w ogóle nie posiadają narządów kopulacyjnych, bo u nich zapłodnienie zachodzi poza organizmem matki. Zjawisko to występuje u niektórych morskich ślimaków, które dodatkowo „dzieciństwo” spędzają, unosząc się w toni wodnej oceanu, przechodząc ciąg kolejnych przemian larwalnych. Większość brzuchonogów przeszła jednak na „system” zapłodnienia wewnętrznego, a proces ten ewidentnie zachodził co najmniej kilkakrotnie, niezależnie od siebie, w różnych liniach ewolucyjnych.
Form narządów kopulacyjnych również jest wiele. Można się więc spotkać z 1) mięsistym uchyłkiem płaszcza będącym w wiecznym „wzwodzie”, 2) rynienką utworzoną na powierzchni głowy ślimaka, 3) przekształconym czułkiem czy 4) prąciem „wzwodzonym”, które w stanie spoczynku znajduje się w specjalnej komorze.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Architekci i badacze morza z Uniwersytetu Hongkońskiego (HKU) opracowali nową metodę odtwarzania raf za pomocą drukowanych w 3D i wypalanych kafli. Wszyscy mają nadzieję, że zwiększą one szanse koralowców z Parku Morskiego Hoi Ha Wan na przeżycie.
Projekt jest realizowany na zlecenie Departamentu Rolnictwa, Rybołówstwa i Ochrony Środowiska (AFCD). Płytki rafowe powstały dzięki współpracy architektów z Laboratorium Fabrykacji Robotycznej i naukowców morskich ze Swire Institute of Marine Science (SWIMS).
Park Morski Hoi Ha Wan jest ośrodkiem bioróżnorodności. Niestety, w ostatnich latach proces bioerozji połączył się tu z bieleniem; epizody masowego obumierania w latach 2015-16 stawiają przyszłość społeczności koralowców pod znakiem zapytania.
By zregenerować rafę, zaprojektowano terakotowe płytki. W lipcu br. zainstalowano je w 3 rejonach Parku Morskiego: u wybrzeży Wyspy Księżycowej (Moon Island) i Coral Beach, a także w osłoniętej zatoczce w pobliżu Marine Life Centre WWF-u (łącznie mają one powierzchnię 40 m2).
Wykorzystano płytki "obsadzone" koralowcami z rodzajów Acropora, Platygyra i Pavona. Przyjmują one różne formy wzrostowe, tworząc zróżnicowany habitat dla innych istot.
Naukowcy ze SWIMS będą badać wyniki odtworzenia raf za pomocą mono- i polikultur. Monitoring potrwa 1,5 roku.
Z gliny wydrukowano 128 płytek o średnicy 600 mm. Wypalono je w temperaturze 1125°C. Podczas projektowania uwzględniono warunki panujące w hongkońskich wodach (chciano zapobiec gromadzeniu osadów); zakamarki stanowią zaś dobre miejsce przyczepu dla koralowców. Wykorzystane materiały są bardziej przyjazne środowisku niż beton i metal. Poza tym terakota jest porowata i, jak wyjaśnia Dave Baker, ma dobrą powierzchniową mikrostrukturę.
Robotyczny druk 3D zapewnia kilka korzyści. Wg kierownika zespołu Christiana Lange, w ten sposób produkcja staje się łatwiejsza i bardziej wydajna; w krótkim czasie można bowiem tworzyć duże elementy. Oprócz tego ekipa jest w stanie uzyskiwać płytki o różnymi wyglądzie (nie jest to możliwe przy zastosowaniu zwykłej formy).
W ramach pilotażowego badania wszystkie płytki wydrukowano wg tego samego wzoru, ale w następnych podejściach zespół chce przetestować wpływ innych wzorów na koralowce.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Ludzka insulina i jej analogi wykazują predyspozycje do tworzenia dimerów i heksamerów, które spowalniają jej działanie i utrudniają zarządzanie poziomem cukru we krwi. Okazuje się, że nadzieją dla diabetyków i szansą na stworzenie nowej generacji leków może być insulina wydzielana przez jadowite ślimaki morskie.
Ślimaki morskie często polują na ryby. Niektóre z tych gatunków, jak np. stożek geograficzny (Conus geographus), uwalniają do wody toksynę zawierającą specyficzną formę insuliny. W wyniku jej działania dochodzi do gwałtownego spadku poziomu glukozy we krwi ryby, co ją paraliżuje. Ślimak może ją wówczas pożreć.
Już podczas wcześniejszych badań Danny Hugh-Chieh Chou i jego zespół z University of Utah odkryli, że wydzielana przez ślimaka insulina jest pod względem biochemicznym podobna do ludzkiej. Ponadto, jak się wydaje, działa szybciej niż dostępne obecnie analogi insuliny. A, jak mówi współautorka najnowszych badań, profesor Helena Safavi-Hemami z Uniwersytetu w Kopenhadze, szybciej działająca insulina nie tylko zmniejsza ryzyko hiperglikemii, ale również poprawia wydajność pomp insulinowych czy sztucznych trzustek. Chcieliśmy pomóc ludziom cierpiącym na cukrzycę, by mogli szybciej i bardziej precyzyjnie kontrolować poziom cukru.
Dlatego też międzynarodowy zespół naukowy z USA, Danii i Australii postanowił bliżej przyjrzeć się insulinie wydzielanej przez ślimaki morskie. Badania wykazały, że brakuje jej „zaczepu”, który powoduje, że tworzą się dimery i heksamery. Takie łączenie się molekuł insuliny jest konieczne, by mogła się ona gromadzić w trzustce. Ma jednak tę wadę, że agregaty muszą zostać rozbite na poszczególne molekuły zanim insulina zacznie oddziaływać na cukier we krwi. A proces taki może zająć nawet godzinę. Jako, że insulina wydzielana przez ślimaki nie zbija się w agregaty, może działać natychmiast.
Po dokonaniu tego odkrycia naukowcy postanowili wykorzystać je w praktyce. Chcieliśmy stworzyć ludzką insulinę, która byłaby nieco podobna do insuliny ślimaka, wyjaśnia profesor Safavi. Pomysł wydawał się możliwy do zrealizowania, bo, jak się okazało, insulina produkowana przez ślimaka jest podobna do ludzkiej insuliny. Problem jednak w tym, że działa znacznie słabiej. Naukowcy szacują, że jest nawet 30-krotnie słabsza od ludzkiej insuliny.
Chou i jego zespół zaczęli pracę od wyizolowania czterech aminokwasów za pomocą których insulina ślimaka przyczepia się do receptora insuliny. Następnie stworzyli wersję ludzkiej insuliny, która nie zawierała regionu odpowiedzialnego za tworzenie agregatów. W końcu zbudowali hybrydę ze zmodyfikowanej ludzkiej insuliny połączonej z czterema aminokwasami insuliny ślimaka. W ten sposób powstał monomer, który naukowcy nazwali mini-insuliną. Badania na szczurach wykazały że pomimo braku C-końcowego oktapeptydu w łańcuchu B mini-insulina łączy się z receptorami insulinowymi równie silnie jak ludzka insulina. Działa zatem równie skutecznie jak ona, ale szybciej.
Mini-insulina ma niesamowity potencjał. Dzięki kilku zmianom stworzyliśmy silnie i szybko działającą strukturę, która jest najmniejszym w pełni aktywnym analogiem ludzkiej insuliny. Jako, że jest to tak mała molekuła, jej synteza powinna być prosta, dzięki czemu to główny kandydat do stworzenia leków insulinowych przyszłej generacji – mówi Chou.
Z pracą zespołu Chou można zapoznać się na łamach Nature Structural & Molecular Biology.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Greta Thunberg była już dwukrotnie nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla, została Człowiekiem Roku tygodnika Time i nakręcono o niej film dokumentalny. Teraz zaś zyskała... własnego ślimaka. A właściwie nowo odkryty gatunek ślimaka zyskał nazwę po Grecie.
Grupa naukowców-amatorów z Taxon Expeditions odkryła w lesie tropikalnym Bornego niewielkiego ślimaka z rodzaju Craspedotropis. Rodzaj ten jest wrażliwy na susze, ekstremalne temperatury i degradację lasów. Naukowcy stwierdzili, że są to zjawiska, z którymi walczy młoda aktywistka, dlatego też ślimak został przez nich nazwany Craspedotropis gretathunbergae.
J.P.Lim, który zauważył pierwszego osobnika powiedział, że nazwanie tego ślimaka imieniem Grety Thunberg to sposób na przyznanie, że jej pokolenie będzie odpowiedzialne za rozwiązanie problemów, których nie spowodowało.
Nowy gatunek został znaleziony w dystrykcie Temburong w Brunei w poliżu rzeki Belalong. Ma on do 3 milimetrów wysokości i niecałe 2 milimetry szerokości. Szczegółowy opis gatunku znajdziemy w Biodiversity Data Journal.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Krewetki stworzone przez naukowców z izraelskiego Uniwersytetu Ben Guriona mogą pomóc w walce z chorobą, na którą każdego roku zapada 220 milionów osób. Schistomatoza, bo o niej mowa, to, obok malarii, najbardziej rozpowszechniona na świecie choroba pasożytnicza.
Jest ona wywoływana przez przywry. Jaj przywr wraz z moczem lub kałem zarażonych ludzi i zwierząt trafiają do słodkiej wody, następnie wykluwają się larwy, które zarażają ślimaki. Tam następuje rozwój do kolejnych etapów, w końcu powstaje wolnożyjące stadium u nazwie cerkaria, która opuszcza ślimaka i zaraża człowieka. Przenika do jego organizmu przez skórę, przedostaje się wraz z krwią do płuc, serca i w końcu do wątroby, gdzie osiąga dojrzałość płciową. Schiostomatoza powoduje choroby mózgu, rdzenia, nadciśnienie, zapalenie pęcherza, zapalenie nerek i nowotwory.
Profesor Amir Sagi i doktorant Tom Levy poinformowali na łamach Scientific Reports o opracowaniu krewetki, która może pomóc w walce ze schistomatozą. Uczeni stworzyli samca gatunku Macrobrachium rosenbergii, który ma dwa żeńskie hormony płciowe, ale brakuje mu męskiego hormonu płciowego. W wyniku tego jego potomstwem mogą być jedynie samice. Dzięki temu można by uzyskać monopłciową populację krewetek, która zapobiegnie rozprzestrzenianiu się schistomatozy, gdyż krewetki żywią się ślimakami.
Uzyskaliśmy monopłciową populację bez potrzeby odwoływania się do użycia hormonów czy modyfikacji genetycznych, w ten sposób za jednym zamachem rozwiązaliśmy zarówno problem zdrowotny, jak i ekologiczny. Krewetki są skutecznym narzędziem kontroli populacji ślimaków, a jako że mamy tutaj populację monopłciową, nie ma ryzyka, że krewetki nadmiernie się rozmnożą i zagrożą ekosystemowi, mówi Levy.
Prace nad krewetkami to wynik wcześniejszych badań prowadzonych przez międzynarodowy zespół naukowy, które wykazały, że połączenie masowego podawania leków z kontrolą populacji ślimaków za pomocą krewetek to najskuteczniejsza metoda walki ze schistomatozą. Problemem był dotychczas fakt, że nadmiernie rozmnożone krewetki niszczą środowisko naturalne. Gdy zaś jest ich zbyt mało, nie są w stanie odpowiednio kontrolować populacji ślimaków. Teraz, dzięki pracy Izraelczyków, zyskano skuteczne narzędzie do walki z jedną z najbardziej rozpowszechnionych chorób pasożytniczych.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.