Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

W Izraelu znaleziono świetnie zachowaną rzeźbę głowy króla sprzed ok. 3 tys. lat (brakuje tylko kawałka brody). Archeolodzy podkreślają, że to skrajnie rzadki przykład sztuki figuratywnej z IX w. p.n.e.

Specjaliści są pewni, że przyodziana w diadem rzeźba przedstawiała króla, ale nie nie mają pojęcia którego. Głowę odkryto w zeszłym roku na stanowisku Abel Beth Maacah. Tell jest utożsamiany z podobnie nazywaną miejscowością biblijną, wymienianą m.in. w Księdze Królewskiej. W Starym Testamencie wspomina się, że Abel Beth Maacah znalazło się na liście izraelskich miast zaatakowanych przez króla Aramu-Damaszku Bena-Hadada III.

W 2017 r. zespół Naamy Yahalom-Mack z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie przekopywał się przez podłogę masywnej struktury z epoki żelaza, gdy jeden z ochotników natrafił na coś bardzo interesującego. Warstwa, w której odkryto głowę, datuje się na IX w. p.n.e., a więc okres rywalizujących królestw Izraela i Judy.

Głowa trafiła na wystawę w Muzeum Izraela w Jerozolimie. Szczegółowy raport na temat znaleziska zostanie opublikowany w czerwcowym numerze pisma Near Eastern Archaeology.

Jeśli w ogóle jest jakaś sztuka figuratywna z epoki żelaza, ma bardzo niską jakość. Ta tutaj jest jednak wspaniała - podkreśla kurator Eran Arie. Figurkę wykonano z fajansu. Twarz jest zielonkawa z powodu miedzi z masy silikatowej. Do rozpoznania głowy jako należącej do władcy z Bliskiego Wschody przyczyniła się ponoć fryzura. Zaczesane do tyłu i zasłaniające uszy pukle przytrzymuje złoty diadem.

Ponieważ za pomocą datowania radiowęglowego nie da się bardziej zawęzić okresu powstania figurki, może ona przedstawiać cały wachlarz władców. Yahalom-Mack wymienia np. Bena-Hadada III czy Etbaala I. Możemy tylko zgadywać, kto to taki.

Naukowcy debatują, czy głowa była samodzielną całością, czy częścią większej rzeźby. Jeszcze w czerwcu mają się zacząć ponowne wykopaliska miejsca, gdzie ją znaleziono.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na Piazzetta San Marco, weneckim placu łączącym Canale di San Marco z placem św. Marka znajdują się dwie słynne granitowe kolumny. Na jednej z nich stoi figura pierwszego patrona miasta, świętego Teodora. Drugą zaś wieńczy uskrzydlony lew z brązu, atrybut nowego patrona miasta, ewangelisty św. Marka. Jeszcze do niedawna sądzono, że lew pochodzi z Persji Achemenidów i oryginalnie przedstawiał chimerę, której dodano skrzydła. Właśnie okazało się, że posąg znacznie młodszy i powstał w Państwie Środka.
      W latach 80. XX wieku słynny lew został poddano konserwacji i wówczas przeprowadzono badania, na podstawie których stwierdzono, że powstał w Anatolii na początku epoki hellenistycznej (IV w. p.n.e.). Teraz jednak badania izotopów ołowiu zdradziły zupełnie inną historię.

      Geolodzy, chemicy, archeolodzy i historycy sztuki z Uniwersytetu w Padwie, Uniwersytetu Ca' Foscari w Wenecji oraz International Association of Mediterranean and Eastern Studies - Ismeo przeprowadzili nowe analizy brązu, z którego wykonano lwa. Uzyskane dane, wskazują, że miedź wykorzystana do produkcji posągu pochodzi z kopalń w dolnym biegu Jangcy. Analizy stylistyczne zaś zdradziły na grzywie, klatce piersiowej i głowie cechy typowe dla sztuki z czasów dynastii Tang (609–907).
      Badacze uważają, że oryginalna rzeźba była „strażnikiem grobu” (镇墓兽, zhènmùshòu). Były to fantastyczne stwory umieszczane przed grobowcami, które miały odstraszać złe duchy i zapewnić spokój duszy zmarłego. Już na początku rządów dynastii Tang ustawiano je zwykle w parach. Jeden ze stworów miał ludzką, drugi – twarz bestii.
      W przypadku uskrzydlonego lwa z Wenecji cechami typowymi dla zhènmùshòu są szerokie nozdrza z wąsami po obu stronach, szeroko otwarty pysk z widocznymi szeroko rozstawionymi kłami w żuchwie i wąsko umiejscowionymi kłami w szczęce. Pomiędzy kłami występuje równy, płaski rząd zębów, a oczodoły rzeźby są bardzo wydatne, by można było zamontować tam rogi. U naszego lwa oczodoły są ścięte. Najwyraźniej ucięto umocowane tam rogi lub poroże, by nadać zwierzęciu bardziej lwi wygląd.
      Odkrycie ogłoszono przed tygodniem, podczas ceremonii otwarcia międzynarodowej konferencji dotyczącej Marco Polo. Zorganizowano ją z okazji 700. rocznicy śmierci podróżnika.
      Gdy w 1295 roku Marco powrócił ze swojej podróży opisywał lwa już stojącego na kolumnie. Nie wiadomo, jak posąg znalazł się w Wenecji. Mógł przybyć Szlakiem Jedwabnym przez Indie i Afganistan. Droga ta była aktywna za czasów dynastii Tang, później przez wieki była zablokowana, a za czasów Marco Polo ponownie ją wykorzystywano.
      Tak czy inaczej brak wzmianek o transporcie i ustawianiu tak dużej rzeźby sugeruje, że lew przybył w częściach. Wskazują też na to analizy z różnych miejsc rzeźby, dzięki którym wiemy, że jej fragmenty ponownie odlano i łączono w co najmniej 5 fazach prac.  Ślady tych prac pochodzą sprzed 1797 roku, gdy Wenecję splądrowały wojska Napoleona, które wywiozły lwa, rozbijając go przypadkiem na 20 części.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy tylko zobaczyłam tę statuetkę, pomyślałam, że ona nie powinna istnieć, mówi Margaret Maitland, kuratorka starożytnych zbiorów śródziemnomorskich w National Museums Scotland. Zabytek, który zaskoczył Maitland, a który od 150 lat stanowi zagadkę dla egiptologów, przedstawia mężczyznę trzymającego na kolanach dziecko-faraona. Rzeźba pochodzi z czasów XIX Dynastii (1295–1186 p.n.e.).
      Według konwencji obowiązujących w starożytnym Egipcie zwykły człowiek nie mógł nigdy, pod żadnym pozorem, dotknąć boga – panującego faraona. Nie mówiąc już o tak bliskim kontakcie jak tutaj. Takie przedstawienie powinno zostać uznane za herezję. Rzeźba nie powinna więc istnieć.
      Statuetka bez wątpienia przedstawia władcę, ale przeciętny śmiertelnik nigdy nie mógłby zostać przedstawiony w trzech wymiarach w obecności władcy. Przez wieki nie wolno było nawet takich zestawień tworzyć na dwuwymiarowych malunkach w grobach, wyjaśnia uczona.
      Maitland postanowiła jednak odszyfrować znaczenie rzeźby. Udało się jej nie tylko określić, kim jest mężczyzna trzymający na kolanach faraona, ale również identyfikować całą grupę podobnych rzeźb, które znajdują się w zbiorach innych muzeów i nigdy nie były razem klasyfikowane.
      Wszystkie zidentyfikowane przez kuratorkę rzeźby pochodzą z Deir el-Medina. To starożytna wioska, w której mieszkali robotnicy pracujący przy grobach w Dolinie Królów. Budowali oni i dekorowali grobowce władców, wchodząc w ten sposób w bardzo intymny kontakt z nimi. Mieszkańcy Deir el-Mediny byli szanowanymi, dobrze opłacanymi specjalistami. Byli też wykształceni. Znajomość pisma była tam tak powszechna, że znaleziono tam tysiące rysunków, listów, informacji, żartów czy skarg. Odkryto też służącą robotnikom świątynię Hathor oraz ich groby.
      Pani kurator skupiła się na życiu Deir el-Mediny i doszła do wniosku, że rzeźba nie przedstawia żyjącego faraona, ale statuetkę faraona. Z kolei sposób przedstawienia mężczyzny trzymającego statuetkę na kolanach, jest typowy dla rzeźb, na których widzimy składanie ofiary. Po przeanalizowaniu tej i innych podobnych rzeźb oraz ich fragmentów, uczona stwierdziła, że najbardziej doświadczeni i cenieni robotnicy z Deir el-Medina mieli przywilej ofiarowania świątyni Hathor rzeźb przedstawiających ich samych w bliskim kontakcie z boskim władcą, z trzymanym przez siebie wizerunkiem faraona.
      Takie rzeźby nie mogłyby pojawić się bez wiedzy i zgody dworu, który kontrolował wszelkie aspekty życia w Deir el-Medina. Takie statuetki wzmacniały związek pomiędzy dworem a robotnikami.
      Bardzo interesującym aspektem rzeźby jest przedstawienie mężczyzny z girlandami kwiatów na głowie. W sztuce Egiptu przedstawiano tak kobiety, ale bardzo rzadko mężczyzn. Wyjątkiem był okres rządów faraonów imieniem Ramzes. Jeden z nich, Ramzes II Wielki był najdłużej panującym władcą Egiptu. Najwyższym rangą urzędnikiem w Deir el-Medina był wezyr. Jednak mężczyzna z posągu nie jest ubrany w typowy dla niego strój. Drugim pod względem rangi urzędnikiem był skryba odpowiedzialny za tworzenie najważniejszych inskrypcji w grobowcu władcy. Jeśli więc Maitland ma rację i statuetka powstała za czasów Ramzesa II, to może ona przedstawiać skrybę imieniem Ramose. Znamy go z odnalezionego grobowca.
      Maitland ma nadzieję, że z czasem uda się jej zyskać kolejne argumenty na wsparcie swojej interpretacji. Być może uda się kiedyś odnaleźć zaginioną inskrypcję z posągu, a może nawet jego brakującą twarz.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Musiał minąć wiek ze sporym okładem, by barokowy Neptun ze znanej wrocławskiej fontanny powrócił do miasta. Dotąd wszyscy myśleli, że podczas oblężenia Festung Breslau w 1945 r. został zniszczony razem z pl. Nowy Targ, śledztwo wratislavianisty, dr. Tomasza Sielickiego, wykazało jednak, że jego losy potoczyły się zgoła inaczej...
      Przebudowa w latach 70. XIX wieku
      Kamienna fontanna, która stanęła na pl. Nowy Targ w 1732 r., zastąpiła studnię z końca XVI w. Jak tłumaczy dr Sielicki, była ona w swojej historii wielokrotnie uszkadzana, dlatego przechodziła remonty. Najpoważniejsza przebudowa miała miejsce w latach 70. XIX w. Budowano wtedy nowoczesne wodociągi z wieżą ciśnień Na Grobli, co wiązało się ze zmianą zaopatrzenia w wodę miejskich fontann. Przy okazji włodarze Breslau postawili odnowić figury. Ostatecznie zakres modernizacji był jednak o wiele szerszy. Wykonano nowe rzeźby, a z czasem o zamianie tej wszyscy zapomnieli - tłumaczy wratislavianista. Całkiem nową rzeźbę Neptuna, przedstawiającą boga z trójzębem uniesionym ku górze, wykonał w 1874 r. Albert Rachner (ten sam, który jest autorem popiersia Linneusza z Ogrodu Botanicznego). Ponieważ zdjęć sprzed przebudowy jest mniej niż fotografii z późniejszego okresu, nikt nie zwrócił na to uwagi.
      Powszechnie uważano, że na Nowym Targu stoi cały czas ta sama fontanna z XVIII w. Tymczasem było to dzieło w dużej mierze młodsze. I to ono uległo zniszczeniu w 1945 r. Do dziś zachowały się tylko jego nieliczne fragmenty. Torso Neptuna można oglądać w Parku Staromiejskim na wysokości zakładów kąpielowych - podkreśla dr Sielicki.
      Zawikłane losy pierwotnej rzeźby
      Gdzie więc podział się barokowy Neptun? Dr Sielicki natrafił na wskazówki w XIX-w. prasie. Jak udało mu się ustalić, Rachner chciał, by dzieło zachowano dla potomnych, stąd pomysł przekazania rzeźby wrocławskiemu Muzeum Starożytności. Nie ma jednak dowodów, że tak się stało. Zamiast tego Neptun stał przez kilkanaście lat na posesji Carla Müllera, emerytowanego porucznika i byłego radnego miejskiego, przy ulicy Świętokrzyskiej. Później - w 1889 r. - trafił do jego majątku w Wielowsi Średniej w powiecie sycowskim. W tamtejszym parku powstała niewielka fontanna, na której szczycie umieszczono barokową rzeźbę.
      W latach 60. XX w. przez Dolny Śląsk przeszła silna nawałnica. Spadający konar roztrzaskał parkową fontannę na kilka fragmentów. Rzeźba Neptuna straciła ręce i głowę, ale większość jej przetrwała. Pomimo kilku inwentaryzacji kawałki leżały pod drzewami przez kilkadziesiąt lat - opowiada wratislavianista.
      Poszlaki z lokalnej prasy
      Gdy dr Sielicki natrafił na wzmiankę w „Breslauer Zeitung”, pojechał do Wielowsi Średniej z Joanną Biniek z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków we Wrocławiu. Razem namierzyli roztrzaskaną fontannę. Autentyczność Neptuna potwierdzili historycy sztuki – Barbara Andruszkiewicz i dr Romuald Nowak z Muzeum Narodowego we Wrocławiu. To ten sam, który gorszył wrocławian swoją nagością w XVIII w. i który był milczącym świadkiem burzliwych wydarzeń Wiosny Ludów - cieszy się dr Tomasz Sielicki.
      Po około 2 miesiącach od odkrycia, 7 grudnia fragmenty rzeźby przewieziono na teren Starego Cmentarza Żydowskiego we Wrocławiu. Zabezpieczeniem, zbadaniem i konserwacją Neptuna zajmie się Muzeum Miejskie Wrocławia. Zakres działań będzie zależeć od dostępnych środków pieniężnych.
      O historii wodotrysku słów kilka
      Fontanna, która stanęła na pl. Nowy Targ w 1732 r., powstała w warsztacie Johanna Adama Karingera. Figurę stworzył rzeźbiarz Johann Jakob Bauer. Za prace kamieniarskie odpowiadał Johann Baptista Lemberger. Fontanna składała się z ośmiobocznej niecki, w środku której znalazły się cztery postaci legendarnych stworzeń morskich – syren i trytonów. Każda z nich podtrzymywała jedną muszlę, które razem tworzyły czaszę. Z niej wyrastał kapitel, na szczycie którego umieszczono cztery delfiny. Z ich paszcz tryskała woda do czaszy, a z niej – do basenu. Dzieło wieńczyła postać Neptuna, antycznego boga mórz, rzek i jezior - wyjaśnia dr Sielicki. Wodotrysk pełnił 2 funkcje: był źródłem wody pitnej i upiększał publiczny plac handlowy.
      Neptun był tylko częściowo owinięty szatą, budził więc zgorszenie wielu osób. Choć fontannę zabezpieczono ogrodzeniem, rzeźbę i tak notorycznie dewastowano, dlatego zatrudniono stróża do jej pilnowania. Trójząb budził [z kolei] śmiech wrocławian, ponieważ przypominał widły do przerzucania gnoju. Z tego względu mieszczanie nazywali Neptuna Jurkiem (lub po śląsku Jorgiem) z widłami (Gabeljürge). W 1838 r. przy okazji jednego z remontów atrybut boga wymieniono na wersję pozłacaną o antycznej formie.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Siedem wieków po pogrzebie z grobu króla Dionizego I portugalscy archeolodzy wydobyli miecz władcy. Legendarny zabytek był poszukiwany przez niemal 70 lat. Przeleżał w jego grobie od 1325 roku i, jak mówią specjaliści, zachował się w bardzo dobrym stanie. To niezwykle ważne odkrycie, mówi archeolog Maria Antónia Amaral, kierująca projektem studiów nad Dom Dinisem. Miecze królewskie to rzadkość. Niewiele ich mamy w kontekście europejskim i portugalskim, a szczególnie takich, w jednoznacznym kontekście, dodaje uczona.
      Dionizy I (Dinis) urodził się w 1261 roku. Był najstarszym synem Alfonsa III Portugalskiego i jego drugiej żony, Beatrycze Kastylijskiej. Od strony matki był spokrewniony z wielkimi władcami swoich czasów. Król Kastylii Alfons X Mądry był jego dziadkiem, mógł pochwalić się więzami krwi z pierwszym władcą z dynastii Plantagenetów Henrykiem II i królem Filipem Szwabskim. Od strony ojca zaś spokrewniony był z królem Francji Ludwikiem IX Świętym.
      Dionizy był niezwykłym człowiekiem i władcą. Tron objął w wieku roku 1279 zanim ukończył 18 lat i rządził do śmierci w roku 1325. Rozmiłowany w poezji i nauce sam był słynnym trubadurem i przyczynił się do rozwoju poezji trubadurskiej na Półwyspie Iberyjskim. Uważany jest za pierwszego władcę Portugalii, który naprawdę umiał czytać i pisać, o czym świadczy fakt, że zawsze podpisywał się pełnym imieniem. Przeprowadził reformy prawne, ukonstytuował język portugalski jako oficjalny język dworski, założył pierwszy portugalski uniwersytet (Universidade de Coimbra), uwolnił zakony rycerskie od wpływów zagranicznych, scentralizował władzę i ostatecznie określił granice Portugalii. W 1308 roku podpisał pierwszy traktat handlowy z Wielką Brytanią, a w 1312 roku założył flotę portugalską, która z czasem uczyniła z tego kraju światową potęgę.
      Dionizy I budował zamki i kopalnie metali, zakładał miasta, utworzył instytucję wspierającą handel zagraniczny. Obok przydomka Trubadur znany też jest jako Rolnik i Król Chłopów, gdyż bardzo troszczył się o klasy najniższe. Nakazał sadzenie lasów na wybrzeżu Atlantyku, by chronić ziemię przed erozją. Niektóre z tych lasów istnieją do dzisiaj. Zakazał karczowania winnic, upowszechniał organizowanie targów, ułatwiał obejmowanie nieużytków przez rodzaj spółdzielni rolniczych.
      Dionizy I zmarł w 1325 roku po 46 latach rządów. Został pochowany w założonym przez siebie cysterskim żeńskim Klasztorze Św. Dionizego w Odivelas w pobliżu Lizbony. Jego grobowiec to ważny zabytek średniowiecznej sztuki funeralnej. Został jednak poważnie uszkodzony podczas trzęsienia ziemi w 1755 roku.
      W pierwszej połowie XX wieku podjęto prace konserwacyjne – niezbyt zresztą udane – i w ich trakcie, w 1938 roku otwarto królewski grobowiec. Badacze nie zauważyli miecza i od tamtej pory trwało poszukiwanie legendarnej broni.
      W 2017 roku zainicjowany został projekt odnowienia i konserwacji królewskiego grobowca. W 2020 roku przeprowadzono obrazowanie zabytku i okazało się, że miecz jest wewnątrz. Przez ostatnie dwa lata opracowywano plan otwarcia grobowca tak, by go nie uszkodzić. Ta sztuka właśnie się udała. Naukowcy pobrali też próbki, na podstawie których przeprowadzą dokładniejsze datowanie, badania genetyczne, spróbują zrekonstruować wygląd władcy i jego dietę.
      Odnalezienie miecza to ważna wydarzenie, nie tylko dlatego, że uważany był za zaginiony. Mamy kilka mieczy, które są wiązane z królami, na przykład miecz Jana I Dobrego. Jednak nie mamy całkowitej pewności, czy ta broń na pewno do króla należała. Tutaj taką pewność mamy – wyjaśnia Amaral.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Załoga kutra Wieringer 22, poławiająca krewetki na Morzu Wattowym, wyciągnęła z wody wyjątkowy zabytek, drewnianą figurę przedstawiającą wojownika. Rybacy poinformowali o tym w serwisach społecznościowych i skontaktowali się z archeologami. Naukowcy doradzili im, jak należy przechowywać figurę i z niecierpliwością czekali na czwartek 4 sierpnia, kiedy Wieringer 22 zawinął do portu.
      Archeolog Michiel Bartels, który mógł obejrzeć zabytek tylko na zdjęciach, mówi, że figura przedstawia wojownika w czapce frygijskiej. Niezwykle ważne jest, by figura była przechowywana w słonej wodzie. Na ląd trafi ona dopiero w czwartek. Nie możemy doczekać się, aż ją zbadamy. Najważniejsze jest jej zachowanie w takim stanie, jak obecnie. Dopiero później będziemy zastanawiać się, co dalej. Figura została prawdopodobnie wykonana z dębu. Ma olbrzymią wartość historyczną, mówi uczony.
      Specjaliści uważają, że Barry – bo tak członkowie załogi nazwali figurę – zdobił rufę XVII-wiecznego okrętu. Najważniejsza jest konserwacja rzeźby i jej zbadanie, mówi Ad Geerdink, dyrektor Muzeum Wysp Zachodniofryzyjskich (Westfries Museum). Na dnie Morza Wattowego spoczywa wiele statków Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (VOC). Jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, z jakiego rodzaju jednostki pochodzi rzeźba. Tego typu figury, umieszczane na rufie statków, miały imponować i mówić o pochodzeniu jednostki. To było takie puszenie się na morzu. A ta figura dobrze pasuje do tego zwyczaju.
      „Barry” intryguje specjalistów ze względu na swoją czapkę. Gerdink przypomina, że w Rijksumseum znajduje się podobne nakrycie głowy znalezione na Spitsbergenie. Czy może to być portret wielorybnika? Holandia mogła poszczycić się nie tylko VOC, ale również rozwiniętym kartelem wielorybniczym Noordsche Compagnie. Jego statki wyruszały na Spitsbergen z wyspy Texel. zastanawiające jest to, że ubiór rzeźby nie pasuje do XVII wieku, stwierdza uczony.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...