Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

WhizzKid --

 

 

Mówisz, że nie wiadomo czym jest znaczenie. Nie wydaje Ci się, że zwyczajnie porządkiem i dynamiką sekwencji obrazów? Zgoda - uważa się, że nie każdy myśli obrazami. Nie jestem jednak taki pewien tego poglądu. Osobiście zazwyczaj nie jestem świadomy tego jak myślę, mam wrażenie, że dzieje się to samo w nieokreślony sposób, a jednak wystarczy poważniej się skupić, obserwować stan przed zaśnięciem, nieco pozbawić się tlenu itp. by obrazowy aspekt myślenia objawił się w całej okazałości.

 

Widzisz jeden obraz, drugi, trzeci itd. przeciwstawione jakby sobie w pewnym porządku i to się nagle tasuje względem np. pewnych podobieństw, hierarchii, sekwencji działań (których elementy wyrażały obrazy) itp. w zależności od tego na jakim aspekcie skupiasz uwagę. Znaczenia nie sposób zdefiniować, gdyż to nie jest jakiś oddzielny, magiczny byt, lecz wrodzenie i wyuczenie sortowań oraz dopasowań "danych" do algorytmów sortowania. "Porządkowanie" tych obrazków wynika w pewnej warstwie z sensu świata tj. doświadczenia (i np. wniosek: a, to tak najefektywniej załatwić sprawę w urzędzie), a głębiej zawsze opiera się o wrodzone i/lub wyćwiczone algorytmy sortowania np. obrazek faceta przy niebieskim Golfie jest naznaczony uczuciem, że to twój kumpel, poprzez wrażenie, że on ma taki samochód; ale nagle widzisz obrazek tego kumpla przy innym samochodzie na ostatniej wycieczce, te elementy się do siebie odnoszą i pierwszy obrazek uzyskuje inne znaczenie - to był ktoś obcy. Logiczny wniosek.

 

Odpowiednie dane zostały podpięte pod algorytm sortujący (zestawiający odpowiednie cechy ze sobą i przestawiający podług tego wrażenia), eureka, masz wniosek, też w obrazku ("to nie on" - to już jest inny obrazek np. ma inny komponent uczuciowy).

 

Przesłanką za tym, że gdzieś pod spodem wszyscy myślimy obrazami są np. uszkodzenia mózgu, kiedy nagle ktoś, kto wcześniej nie miał talentu malarskiego, ani zacięcia by malować, po urazie czuje potrzebę malowania i maluje całkiem niezłe obrazy. Można to tłumaczyć tym, że podświadomość, na skutek urazu uzyskała dostęp do świadomości; czasem się wręcz w takich wypadkach narzuca - stąd przymus malowania u niektórych osób. Inni najpewniej rodzą się z mniejszym lub większym świadomym dostępem do takich możliwości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze, ja np. mam pamięć i skojarzenia synestetyczne - co zresztą jest powiązane z konkretnymi zmianami w mózgu, i ponoć da się tego wyuczyć. Po drugie - niewidomi myślą :) Sekwencje obrazów to raczej przeszukiwanie pamięci niźli faktyczne skojarzenia. Jak mi podasz nazwę miejsca, to natychmiast jest widzę - rzecz typowa dla mężczyzn; nie mam tak wcale w przypadku idei. Stan przed zaśnięciem nie do końca się wg mnie liczy... m.in. dlatego, że nikt w snach nie mówi i nie słyszy - ma się tylko wiedzę przekazywanych informacji; nikt nie mówi, bo ośrodek mowy jest wyłączony, inaczej byśmy gadali przez sen.

 

W snach nigdy nie ma też obcych ludzi - mózg wykorzystuje twarze ludzi kiedyś już zobaczonych (czyli masz przechodniów w snach, jak każdy). A głusi mają poczucie migania rękami, których w śnie nie widzą ;)

 

Ponadto po uszkodzeniach mózgu niektórzy mają świetną pamięć do dat, inni do tekstu.

 

Ale cóż, może masz rację - ale mi się nie tak nie wydaje. Nawet jeśli jest tak, jak mówisz, to nadal nie widzę w tym postępu w stronę zdefiniowania znaczenia poszczególnych słów czy zwrotów oraz odpowiedzi, czy te obrazy da się podzielić na znaczenia, tj. czy jeden obraz jest podzielny - no przecież obrazy mają znaczenie (człowiek z nożem to wiele informacji naraz).

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
że nikt w snach nie mówi i nie słyszy

 

...ależ oczywiście że się słyszy (każdy może poeksperymentować z budzikiem) zaś do mówienia nie trzeba ust sam w głowie prowadzisz konwersacje a tylko niektóre wnioski upubliczniasz poprzez wyrażenie ich słowami (jeśli jest słuchacz lub mówisz na głos do siebie - są i tacy) .

Sen różni się od jawy tylko brakiem udziału świadomości w procesie (pomijam tych nielicznych od świadomego śnienia) , cała reszta systemu zasuwa ino buczy.

 

 

W snach nigdy nie ma też obcych ludzi - mózg wykorzystuje twarze ludzi kiedyś już zobaczonych (czyli masz przechodniów w snach, jak każdy).

 

... żebyś się kiedyś nie zdziwił , poczytaj o ustawieniach bodajże Helingerowskich.

http://www.hellinger.pl/?tworca-metody,6

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WhizzKid

 

 

1. W sprawie snów i widzianych w nich osób - wyssana z palca informacja. Nie da się tego zbadać. Osobiste doświadczenie (w tym rzadkich, a jednak, snów świadomych) potwierdza coś zupełnie odwrotnego.

 

Stan przed snem nie jest też stanem snu. Jest się wtedy świadomym, choć nieco pogrążonym w sobie (w myślach). W każdym razie można w każdej chwili wstać, zacząć rozmawiać i jest się w pełni w stanie usłyszeć otaczające dźwięki. Obrazowość myśli wynika wówczas z odprężenia (wyrzucenia poza świadomość problemów codzienności) i wyjątkowej koncentracji.

 

2. Strasznie wąsko rozumiesz "obraz", jakby to musiałbyś obraz jak na papierze. Można mieć np. quasi-obrazowe wyobrażenie dotyków związanych z przedmiotem i nie jest to nic wyjątkowego wśród osób niewidomych. Chodzi więc raczej o pewne formalne pole doświadczeń. Czy to będą piksele doświadczenia wzrokowego, czy momenty dotyku, czy odczucia odległości (jak np. w muzyce) jest mniej istotne. Można rzutować jeden rodzaj pola na drugi.

 

Pomijam już to, że jest dyskusyjne, czy osoba niewidoma nie może "wewnątrz" widzieć. Wiadomo, że osoby widzące do pewnego okresu życia są jak najbardziej w stanie.

 

Przede wszystkim wiemy już, że osoby niewidome mogę zacząć do pewnego stopnia widzieć za pomocą słuchu. Bada się już specjalne urządzenia, które przekładają dane przestrzenne na odpowiednie częstotliwości dźwięku i wibracje. Osoby z nich korzystające po pewnym treningu nie tylko mogą się do pewnego stopnia dzięki nim przemieszczać, ale też część z nich relacjonuje, że ma dzięki nim wrażenie widzenia (choć odmiennego). Udowodniono, że kora wzrokowa u osoby, która straciła wzrok, nie zanika. Przejmuje inne funkcje. W tym - potrafi się połączyć z korą słuchową czy dotykową i na tej bazie "tworzyć" w głowie przestrzeń.

 

Mamy więc przekształcenie. Czym innym jest widzieć krok, a czym innym słyszeć. Gdyby jednak człowiek był na tyle czuły słuchowo, by wychwycić dźwięk najdrobniejszego ruchu, to pola doświadczeń by się tutaj właściwie pokryły. I mózg mógłby operować na dźwięku równie skutecznie jak na obrazie. Dochodzić równie skutecznie do tych samych możliwych wniosków. Tak pole dźwięku, jak pole wizualne stałyby się dla mózgu tak samo dokładnymi "obrazami". Można pytać, czy tożsamymi pod względem uczuciowym czy w ogóle świadomościowym. Raczej nie, bo czy można np. słyszeć barwy? Więc pewne jakości i tak byłyby niedostępne.

 

Jak widać - tu chodzi raczej o zakres i precyzję pola. Ale ogólnie na takich polach, quasi-obrazach, rozumuje mózg. Przeciwstawia je sobie, zestawia, szereguje, analizuje dynamikę itd. Magazynuje w strukturach (pamięć). Formalne aspekty takiego pola (jako wyodrębnionego doświadczenia; np. wzrokowe doświadczenie kroków danego tańca) to jest pojęcie (sens utrwalony; nieaktywizowany), a operowanie na takich pojęciach, ich uruchomienie i przetwarzanie, to jest myślenie (sens dynamiczny który na moment daje nam wrażenie znaczenia).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W dobie globalizacji, znajomość języka angielskiego staje się kluczowym elementem w wielu dziedzinach życia. Od międzynarodowego biznesu, przez edukację, aż po dostęp do najnowszych technologii – angielski jest wszechobecny.
      To normalne więc, że stawiamy sobie pytanie – czy znajomość języka angielskiego to przyszłość? Przyjrzyjmy się bliżej, jakie korzyści niesie ze sobą biegłość w tym uniwersalnym języku i jak może wpłynąć na naszą karierę oraz codzienne życie!
      Czy znajomość języka angielskiego to przyszłość?
      Z każdym rokiem angielski umacnia swoją pozycję jako język międzynarodowej komunikacji. Niezależnie od tego, czy mówimy o biznesie, nauce, technologii, czy kulturze - angielski jest wszędzie. Ten uniwersalny język pozwala na swobodną komunikację między ludźmi z różnych krajów i kultur, co jest nieocenione w erze globalizacji.
      Angielski w biznesie i technologii
      W świecie biznesu, znajomość angielskiego jest często kluczem do sukcesu. Międzynarodowe korporacje, startupy oraz instytucje finansowe działają głównie w tym języku. Wiele firm poszukuje pracowników z biegłą znajomością angielskiego, aby móc skutecznie prowadzić działalność na rynkach zagranicznych. Ponadto, w dziedzinie technologii, większość innowacji i badań naukowych jest publikowana właśnie po angielsku. Bez znajomości tego języka, dostęp do najnowszych informacji i badań może być znacznie utrudniony.
      Angielski w edukacji i nauce
      Rola angielskiego w edukacji jest nie do przecenienia. Najlepsze uniwersytety na świecie, takie jak Harvard, Oxford czy MIT, prowadzą swoje programy głównie w języku angielskim. Dzięki temu, studenci z różnych krajów mogą zdobywać wiedzę na światowym poziomie. Jednak edukacja po angielsku to nie tylko prestiżowe uczelnie. Kursy i szkolenia w różnych dziedzinach – od programowania, przez marketing, po sztuki kreatywne – są często prowadzone w języku angielskim.
      Angielski jest również kluczowy w kontekście kursów online i szkoleń zawodowych. Platformy edukacyjne, takie jak Coursera, edX czy Udemy, oferują tysiące kursów prowadzonych przez ekspertów z całego świata. Materiały edukacyjne dostępne po angielsku często cechują się najwyższą jakością, co umożliwia uczestnikom zdobywanie aktualnej i praktycznej wiedzy.
      Angielski w badaniach naukowych
      W dziedzinie nauki, angielski jest językiem dominującym. Najnowsze odkrycia, publikacje i badania naukowe są zazwyczaj publikowane w tym języku. Dzięki temu naukowcy z różnych krajów mogą dzielić się swoimi osiągnięciami i współpracować nad nowymi projektami. Angielski pozwala również na śledzenie postępów w różnych dziedzinach nauki i dostęp do najnowszych informacji.
      Angielski w kulturze i podróżach
      Znajomość angielskiego ułatwia również dostęp do światowej kultury. Literatura, filmy, muzyka - większość z tych dzieł jest dostępna właśnie w tym języku. Podróżując, angielski staje się uniwersalnym narzędziem komunikacji, które pozwala porozumiewać się z mieszkańcami praktycznie każdego kraju.
      Nauka angielskiego online
      W dzisiejszych czasach nauka angielskiego jest bardziej komfortowa dzięki lekcjom zdalnym angielskiego z lektorem przez aplikacje takie jak Zoom. To narzędzie umożliwia uczestnictwo w kursach językowych z dowolnego miejsca na świecie. Nauczyciele mogą prowadzić interaktywne lekcje, a uczniowie mają dostęp do różnorodnych materiałów edukacyjnych online.
      Podsumowanie
      Znajomość języka angielskiego niewątpliwie jest przyszłością. Jego rola w biznesie, edukacji, technologii i kulturze jest niezaprzeczalna. Dzięki angielskiemu mamy dostęp do globalnych zasobów wiedzy i możliwości. Współczesne technologie, takie jak zdalne lekcje przez Zoom, dodatkowo ułatwiają proces nauki, czyniąc go bardziej efektywnym i przystępnym. Dlatego warto inwestować czas i wysiłek w naukę tego języka, aby otworzyć sobie drzwi do nieograniczonych możliwości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na MIT powstały ogniwa fotowoltaiczne cieńsze od ludzkiego włosa, które na kilogram własnej masy wytwarzają 18-krotnie więcej energii niż ogniwa ze szkła i krzemu. Jeśli uda się skalować tę technologię, może mieć do olbrzymi wpływ produkcję energii w wielu krajach. Jak zwraca uwagę profesor Vladimir Bulivić z MIT, w USA są setki tysięcy magazynów o olbrzymiej powierzchni dachów, jednak to lekkie konstrukcje, które nie wytrzymałyby obciążenia współczesnymi ogniwami. Jeśli będziemy mieli lekkie ogniwa, te dachy można by bardzo szybko wykorzystać do produkcji energii, mówi uczony. Jego zdaniem, pewnego dnia będzie można kupić ogniwa w rolce i rozwinąć je na dachu jak dywan.
      Cienkimi ogniwami fotowoltaicznymi można by również pokrywać żagle jednostek pływających, namioty, skrzydła dronów. Będą one szczególnie przydatne w oddalonych od ludzkich siedzib terenach oraz podczas akcji ratunkowych.
      To właśnie duża masa jest jedną z przyczyn ograniczających zastosowanie ogniw fotowoltaicznych. Obecnie istnieją cienkie ogniwa, ale muszą być one montowane na szkle. Dlatego wielu naukowców pracuje nad cienkimi, lekkimi i elastycznymi ogniwami, które można będzie nanosić na dowolną powierzchnię.
      Naukowcy z MIT pokryli plastik warstwą parylenu. To izolujący polimer, chroniący przed wilgocią i korozją chemiczną. Na wierzchu za pomocą tuszów o różnym składzie nałożyli warstwy ogniw słonecznych i grubości 2-3 mikrometrów. W warstwie konwertującej światło w elektryczność wykorzystali organiczny półprzewodnik. Elektrody zbudowali ze srebrnych nanokabli i przewodzącego polimeru. Profesor Bulović mówi, że można by użyć perowskitów, które zapewniają większą wydajność ogniwa, ale ulegają degradacji pod wpływem wilgoci i tlenu. Następnie krawędzie tak przygotowanego ogniwa pomarowano klejem i nałożono na komercyjnie dostępną wytrzymałą tkaninę. Następnie plastik oderwano od tkaniny, a na tkaninie pozostały naniesione ogniwa. Całość waży 0,1 kg/m2, a gęstość mocy tak przygotowanego ogniwa wynosi 370 W/kg. Profesor Bulović zapewnia, że proces produkcji można z łatwością skalować.
      Teraz naukowcy z MIT planują przeprowadzenie intensywnych testów oraz opracowanie warstwy ochronnej, która zapewni pracę ogniw przez lata. Zdaniem uczonego już w tej chwili takie ogniwo mogłoby pracować co najmniej 1 lub 2 lata. Po zastosowaniu warstwy ochronnej wytrzyma 5 do 10 lat.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Fizycy z MIT opracowali kwantowy „ściskacz światła”, który redukuje szum kwantowy w laserach o 15%. To pierwszy taki system, który pracuje w temperaturze pokojowej. Dzięki temu możliwe będzie wyprodukowanie niewielkich przenośnych systemów, które będzie można dobudowywać do zestawów eksperymentalnych i przeprowadzać niezwykle precyzyjne pomiary laserowe tam, gdzie szum kwantowy jest obecnie poważnym ograniczeniem.
      Sercem nowego urządzenia jest niewielka wnęka optyczna znajdująca się w komorze próżniowej. We wnęce umieszczono dwa lustra, z których średnia jednego jest mniejsza niż średnica ludzkiego włosa. Większe lustro jest zamontowane na sztywno, mniejsze zaś znajduje się na ruchomym wsporniku przypominającym sprężynę. I to właśnie kształt i budowa tego drugiego, nanomechanicznego, lustra jest kluczem do pracy całości w temperaturze pokojowej. Wpadające do wnęki światło lasera odbija się pomiędzy lustrami. Powoduje ono, że mniejsze z luster, to na wsporniku zaczyna poruszać się w przód i w tył. Dzięki temu naukowcy mogą odpowiednio dobrać właściwości kwantowe promienia wychodzącego z wnęki.
      Światło lasera opuszczające wnękę zostaje ściśnięte, co pozwala na dokonywanie bardziej precyzyjnych pomiarów, które mogą przydać się w obliczeniach kwantowych, kryptologii czy przy wykrywaniu fal grawitacyjnych.
      Najważniejszą cechą tego systemu jest to, że działa on w temperaturze pokojowej, a mimo to wciąż pozwala na dobieranie parametrów z dziedziny mechaniki kwantowej. To całkowicie zmienia reguły gry, gdyż teraz będzie można wykorzystać taki system nie tylko w naszym laboratorium, które posiada wielkie systemy kriogeniczne, ale w laboratoriach na całym świecie, mówi profesor Nergis Mavalvala, dyrektor wydziału fizyki w MIT.
      Lasery emitują uporządkowany strumień fotonów. Jednak w tym uporządkowaniu fotony mają pewną swobodę. Przez to pojawiają się kwantowe fluktuacje, tworzące niepożądany szum. Na przykład liczba fotonów, które w danym momencie docierają do celu, nie jest stała, a zmienia się wokół pewnej średniej w sposób, który jest trudny do przewidzenia. Również czas dotarcia konkretnych fotonów do celu nie jest stały.
      Obie te wartości, liczba fotonów i czas ich dotarcia do celu, decydują o tym, na ile precyzyjne są pomiary dokonywane za pomocą lasera. A z zasady nieoznaczoności Heisenberga wynika, że nie jest możliwe jednoczesne zmierzenie pozycji (czasu) i pędu (liczby) fotonów.
      Naukowcy próbują radzić sobie z tym problemem poprzez tzw. kwantowe ściskanie. To teoretyczne założenie, że niepewność we właściwościach kwantowych lasera można przedstawić za pomocą teoretycznego okręgu. Idealny okrąg reprezentuje równą niepewność w stosunku do obu właściwości (czasu i liczby fotonów). Elipsa, czyli okrąg ściśnięty, oznacza, że dla jednej z właściwości niepewność jest mniejsza, dla drugiej większa.
      Jednym ze sposobów, w jaki naukowcy realizują kwantowe ściskanie są systemy optomechaniczne, które wykorzystują lustra poruszające się pod wpływem światła lasera. Odpowiednio dobierając właściwości takich systemów naukowcy są w stanie ustanowić korelację pomiędzy obiema właściwościami kwantowymi, a co za tym idzie, zmniejszyć niepewność pomiaru i zredukować szum kwantowy.
      Dotychczas optomechaniczne ściskanie wymagało wielkich instalacji i warunków kriogenicznych. Działo się tak, gdyż w temperaturze pokojowej energia termiczna otaczająca system mogła mieć wpływ na jego działanie i wprowadzała szum termiczny, który był silniejszy od szumu kwantowego, jaki próbowano redukować. Dlatego też takie systemy pracowały w temperaturze zaledwie 10 kelwinów (-263,15 stopni Celsjusza). Tam gdzie potrzebna jest kriogenika, nie ma mowy o niewielkim przenośnym systemie. Jeśli bowiem urządzenie może pracować tylko w wielkiej zamrażarce, to nie możesz go z niej wyjąć i uruchomić poza nią, wyjaśnia Mavalvala.
      Dlatego też zespół z MIT pracujący pod kierunkiem Nancy Aggarval, postanowił zbudować system optomechaczniczny z ruchomym lustrem wykonanym z materiałów, które absorbują minimalne ilości energii cieplnej po to, by nie trzeba było takiego systemu chłodzić. Uczeni stworzyli bardzo małe lustro o średnicy 70 mikrometrów. Zbudowano je z naprzemiennie ułożonych warstw arsenku galu i arsenku galowo-aluminowego. Oba te materiały mają wysoce uporządkowaną strukturę atomową, która zapobiega utratom ciepła. Materiały nieuporządkowane łatwo tracą energię, gdyż w ich strukturze znajduje się wiele miejsc, gdzie elektrony mogą się odbijać i zderzać. W bardziej uporządkowanych materiałach jest mniej takich miejsc, wyjaśnia Aggarwal.
      Wspomniane wielowarstwowe lustro zawieszono na wsporniku o długości 55 mikrometrów. Całości nadano taki kształt, by absorbowała jak najmniej energii termicznej. System przetestowano na Louisiana State University. Dzięki niemu naukowcy byli w stanie określić kwantowe fluktuacje liczby fotonów względem czasu ich przybycia do lustra. Pozwoliło im to na zredukowanie szumu o 15% i uzyskanie bardziej precyzyjnego „ściśniętego” promienia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas Fifth International Symposium on Networks-on-Chip 2011 specjaliści z MIT-u zdobyli nagrodę za najlepsze opracowanie naukowe symulatora układu scalonego. Ich program Hornet modeluje działanie wielordzeniowego procesora znacznie lepiej niż inne tego typu oprogramowanie. Potrafił znaleźć w oprogramowaniu błędy, których inne symulatory nie zauważyły.
      Teraz Hornet został znakomicie udoskonalony i wyposażony w nowe funkcje. Jego nowa wersja potrafi symulować zużycie energii, komunikację między rdzeniami, interakcję pomiędzy CPU a pamięcią oraz obliczyć czas potrzebny na wykonanie poszczególnych zadań.
      Symulatory są niezwykle ważne dla firm produkujących układy scalone. Zanim przystąpi się do produkcji kości przeprowadzane są liczne testy ich działania na symulatorach.
      Dotychczasowe symulatory przedkładały szybkość pracy nad dokładność. Nowy Hornet pracuje znacznie wolniej niż jego starsze wersje, jednak dzięki temu pozwala na symulowanie 1000-rdzeniowego procesora z dokładnością do pojedynczego cyklu. Hornet jest nam w stanie wyliczyć, że ukończenie konkretnego zadania będzie np. wymagało 1.223.392 cykli - mówi Myong Cho, doktorant z MIT-u.
      Przewaga Horneta nad konkurencją polega też na tym, że inne symulatory dobrze oceniają ogólną wydajność układu, mogą jednak pominąć rzadko występujące błędy. Hornet daje większą szansę, że zostaną one wyłapane.
      Podczas prezentacji Cho, jego promotor profesor Srini Devadas i inni studenci symulowali na Hornecie sytuację, w której wielordzeniowy procesor korzysta z nowej obiecującej techniki przetwarzania danych pacjentów. Hornet zauważył, że niesie ona ze sobą ryzyko wystąpienia zakleszczenia, czyli sytuacji, w której różne rdzenie, aby zakończyć prowadzone obliczenia, czekają nawzajem na dane od siebie. Powoduje to, że zadania nie mogą być zakończone, gdyż rdzenie nawzajem siebie blokują. Żaden inny symulator nie zasygnalizował tego problemu. Hornet pozwolił też na przetestowanie zaproponowanego przez naukowców sposobu na uniknięcie zakleszczenia.
      Zdaniem jego twórców Hornet, ze względu na swoje powolne działanie, posłuży raczej do symulowania pewnych zadań, a nie działania całych aplikacji. Przyda się zatem tam, gdzie zajdzie potrzeba upewnienia się, czy nie występują żadne nieprawidłowości czy też do statystycznego zbadania możliwości wystąpienia błędów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Studenci najsłynniejszej uczelni technicznej świata - MIT-u (Massachusetts Institute of Technology) - mogą otrzymać od władz uczelni certyfikat ukończenia kursu... piractwa. I nie chodzi tutaj o piractwo komputerowe, a to prawdziwe, morskie.
      Uczelnia postanowiła uczynić oficjalnym zwyczaj, który był praktykowany przez jej studentów przez co najmniej 20 lat. MIT wymaga, by uczący się ukończyli w czasie studiów co najmniej 4 różne kursy wychowania fizycznego. Teraz ci, którzy z powodzeniem ukończą strzelanie z pistoletu, łuku, żeglarstwo i szermierkę otrzymają oficjalny certyfikat
      Carrie Sampson Moore, dziekan wydziału wychowania fizycznego, mówi, że co roku kontaktowali się z nią studenci, prosząc o wydanie zaświadczenia o ukończeniu kursu pirata. Zawsze mówiłam im, że to inicjatywa studencka i byli bardzo rozczarowani - stwierdziła Moore.
      Od początku bieżącego roku postanowiono, że uczelnia zacznie wydawać oficjalne certyfikaty. Drukowane są one na zwoju pergaminu z równą starannością jak inne uczelniane dyplomy. Właśnie otrzymało je czterech pierwszych piratów, a w kolejce czekają następni.
      Mimo, iż cała ta historia może brzmieć niepoważnie, to certyfikat i warunki jego uzyskania są traktowane przez uczelnię całkiem serio. Przyszli piraci nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową, a otrzymanie świadectwa ukończenia kursu wiąże się ze złożeniem przysięgi. Stephanie Holden, która znalazła się w czwórce pierwszych piratów, zdradziła, że musiała przysiąc, iż ucieknie z każdej bitwy, której nie będzie mogła wygrać i wygra każdą bitwę, z której nie będzie mogła uciec.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...