-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
British Library podpisała z Google'em umowę, na podstawie której do sieci trafi 250 000 tekstów. Dzięki temu internauci zyskają bezpłatny dostęp do dzieł, które powstały w latach 1700-1870. Realizacja projektu digitalizacji zajmie całe lata, a jego koszty pokryje Google. Użytkownicy będą mieli dostęp do tekstów zarówno ze strony Google'a, jak i British Library. Będą mogli wyszukiwać, czytać i kopiować teksty.
Jednymi z pierwszych dzieł, które trafią do sieci będzie pamlet ośmieszający królową Marię Antoninę oraz pochodzące z 1858 roku plany jednej z pierwszych łodzi podwodnych, nakreślone przez hiszpańskiego wynalazcę Narciso Nonturiola.
Wspomniane 250 000 dzieł to niewielki ułamek zbiorów British Library. Zgromadziła ona bowiem 150 000 000 dzieł, w tym tak niezwykłe jak Diamentowa Sutra - najstarsza zachowana w całości książka drukowana - czy Kodeks Synajski, najstarszy manuskrypt Biblii.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Belgijski Sąd Apelacyjny orzekł, że Google, umieszczając w Google news fragmenty tekstów oraz odnośniki do całości, łamie prawa autorskie belgijskich gazet. Google musi teraz usunąć ze swojego serwisu wszystkie artykuły i zdjęcia pochodzące z francusko- i niemieckojęzycznych gazet belgijskich. Jeśli koncern nie wykona wyroku, będzie musiał płacić grzywnę w wysokości 25 000 euro dziennie.
To ostatni z serii wyroków, które zapadły od roku 2006, kiedy to grupa Copiepresse, działając w imieniu walońskich wydawców gazet, pozwała Google'a do sądu. Zdaniem Copiepresse Google powinien płacić wydawcom za umieszczanie w swoim serwisie fragmentów ich tekstów.
W roku 2006 sąd pierwszej instancji nakazał Google'owi usunięcie ze swoich serwisów wszystkich spornych tekstów. Rok później wyrok został potwierdzony przez sąd wyższej instancji. Google odwołał się od wyroku i próbował dojść do porozumienia z wydawcami. Porozumienia nie zawarto, w związku z czym w 2007 roku teksty zostały usunięte z Google News. Niedługo potem Google ponownie zaczął dodawać do swojego serwisu sporne treści, twierdząc jednocześnie, że nie robi nic złego.
Wyroki nie dotyczą flamandzkich gazet. Nie mają one nic przeciwko dodawaniu ich tekstów do Google News.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Skąd fascynacja celebrities i ich życiem prywatnym, czy towarzyszyła rodzajowi ludzkiemu od zawsze, czy coś ją wyzwoliło? Badacze z Warwick University twierdzą, że jak zapłon podziałały nekrologi w XVIII-wiecznych czasopismach, które dały tzw. szarym ludziom wgląd w życie (i śmierć) wyższych sfer.
Trzy wieki temu prasa zaczęła się prężnie rozwijać, a dział z klepsydrami cieszył się sporą popularnością. Brytyjscy naukowcy, którzy opublikowali wyniki swoich dociekań na łamach pisma International Journal of Cultural Studies, nie zgadzają się z teorią, że gwiazdy to "produkt" XIX-wiecznego romantyzmu. Wg nich, w poszukiwaniu pierwocin kultu celebrytów należy się cofnąć jeszcze o ok. 100 lat.
Dr Elizabeth Barry podkreśla, że przedwczesna lub gwałtowna śmierć stanowiła wstęp, a zarazem test dla tego rodzaju sławy. Nekrologi odgrywały w tym procesie niezwykle ważną rolę. Szefowa zespołu przytacza przykład Izaaka Tarrata, opisanego pokrótce w magazynie Gentelman z 1789 r. Podawał się on za lekarza i przepowiadał ludziom przyszłość. Chadzał w futrzanej czapie, a sypiać zwykł w koszuli nocnej z adamaszku. Jego nekrolog był czytany przez licznych przedstawicieli różnych warstw społecznych. Od tego mniej więcej momentu można było zostać sławnym ze względu na ekscentryczne usposobienie, a nie z powodu ważnych osiągnięć. Poza tym raczkujący rynek reklamy zwrócił się ku popularnym, a nie wyszukanym gustom.
Spostrzeżenia te są zapewne prawdziwe w odniesieniu do całej kultury Zachodu, która z biegiem czasu w coraz większym stopniu stawała się globalną wioską. Po raz kolejny pokazano też, jak ściśle śmierć i życie się przeplatają i uzupełniają.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Od 24 lipca w Internecie będzie można oglądać Kodeks Synajski (łac. Codex Sinaiticus), uznawany przez biblistów za bezcenny zabytek. Zachowały się fragmenty Starego oraz cały Nowy Testament. Spisano je po grecku między 330 a 350 rokiem n.e. Na co dzień Kodeks jest przechowywany m.in. w British Library w Londynie.
Udostępnienie w Sieci jego zdjęć w wysokiej rozdzielczości to pierwsza część bibliotecznego projektu. Internauci będą się mogli zapoznać z ponad 100 stronami Kodeksu. Sześćdziesiąt siedem pochodzi z British Library, a pozostałe z Uniwersytetu w Lipsku. W ciągu następnych lat liczba pagin dostępnych w Internecie będzie wzrastać, w miarę postępów w zakresie skanowania.
W 1844 roku 1460-stronicowy zabytek został odkryty przez Konstantina von Tischendorfa w klasztorze Św. Katarzyny przy górze Synaj. Biblista wrócił z częścią manuskryptu do Lipska i w 1869 r. zaprezentował ją carowi Mikołajowi II. Od 1973 roku większość stron znajduje się w Londynie (Brytyjczycy odkupili 694 strony od Stalina). Czterdzieści trzy karty są przechowywane w Lipsku, 3 fragmenty w Rosyjskiej Bibliotece Narodowej w Sankt Petersburgu, a 12 pagin i kilkanaście fragmentów w miejscu odkrycia Kodeksu w Egipcie.
W 2005 roku na projekt ponownego połączenia kawałków Kodeksu z wykorzystaniem współczesnych technologii cyfrowych przeznaczono aż 650 tysięcy funtów. Efekty pracy naukowców będzie można podziwiać na witrynie internetowej Codex Sinaiticus.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Internet stał się drugim po telewizji najważniejszym źródłem informacji naukowych. Większość surfujących nie wierzy jednak ślepo we wszystko, o czym przeczyta w Sieci.
Zgodnie z wynikami badań Pet Internet i American Life Project, 20% Amerykanów czyta o nowinkach naukowych w Internecie, a 41% obejrzy wzmiankę lub program na ich temat w telewizji. Na gazetach i magazynach polega 14% respondentów, a na radiu tylko 4%.
Różnica dzieląca Sieć i telewizję zanika, jeśli weźmie się pod uwagę użytkowników szybkich łączy, wśród których 34% przyznaje, że wirtualna rzeczywistość pochłania większość ich wolnego czasu, a przy wyższości srebrnego ekranu obstaje 33%.
Około 80% czytających o doniesieniach naukowych on-line sprawdza informacje w dodatkowym źródle: na innej stronie WWW, poza Internetem lub w publikacji oryginalnych badań. Wielu z nich korzysta z więcej niż 1 sposobu potwierdzenia ciekawych danych.
Tylko 13% twierdzi, że polega głównie na Internecie jako dokładnym i wiarygodnym źródle informacji. Większość robi tak ze względu na wygodę.
Amerykanie bardziej polegają na Sieci, jeśli chodzi o newsy naukowe niż o tzw. informacje ogólne — podkreśla Pet Internet. Gdy weźmie się pod uwagę te ostatnie, ranking wiarygodnych i lubianych źródeł wygląda zgoła inaczej. Internet plasuje się za telewizjami krajową i lokalną, radiem oraz miejscowymi mediami papierowymi. Wyprzedza tylko gazety ogólnokrajowe. Pytania w sondażu dotyczącym źródeł informacji naukowych nie wprowadzały podziału telewizji i gazet na lokalne oraz krajowe.
W ramach opisanych badań przeprowadzono telefoniczny wywiad z 1447 użytkownikami Internetu. Margines błędu wynosi +/- trzy procent.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.