Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Z makrelowatymi jest gorzej niż sądzono
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Do roku 2050 z oceanów mogą zniknąć wielkie ryby. Tak uważa Villy Christensen z Centrum Rybołówstwa University of British Columbia. Wielkim drapieżnikom - rekinom, tuńczykom i dorszom - grozi zagłada z powodu nadmiernych połowów.
Już teraz zmniejszenie ich liczebności doprowadziło do dwukrotnego zwiększenia populacji małych, żywiących się planktonem gatunków, takich jak sardynki, sardele i kapelany.
Tam, gdzie znikają drapieżniki, liczba ich dotychczasowych ofiar szybko rośnie, zagrażając równowadze całego ekosystemu. Gatunki te stają się podatne na choroby i pojawiające się naprzemiennie cykle przyrostów i spadków liczebności. Cykle takie powodują, że gdy ryby masowo wymierają, dochodzi do rozkwitu alg i pojawienia się bakterii zużywających olbrzymie ilości tlenu. To z kolei powoduje pojawianie się kolejnych martwych stref w oceanie.
Christensen uważa, że należy namawiać ludzi na rezygnację z jedzenia dużych ryb drapieżnych na rzecz spożywania mało obecnie popularnych sardynek czy śledzi.
Badania, zaprezentowane na dorocznym spotkaniu American Association for the Advancement of Science przeprowadzono na podstawie analizy ponad 68 000 zestawów danych dotyczących stanu ponad 200 ekosystemów morskich z lat 1880-2007.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Im więcej jemy, tym bardziej rosną nasze ciała - to oczywiste. Mało kto wie jednak, że wzmożona konsumpcja powoduje znaczne zmniejszenie ciał organizmów należących do gatunków, które zjadamy najchętniej. Przyczyną jest najprawdopodobniej nietypowy sposób, w jaki dobieramy sobie ofiary, które lądują później na naszym stole.
Badacze twierdzą, że gatunki ryb odławiane masowo w celach konsumpcyjnych cierpią na naszej aktywności nie tylko w wyniku zmniejszenia liczby i liczebności ławic, lecz także przyśpieszenia zmian ewolucyjnych, które przechodzą te organizmy. Podobne zjawisko dotyczy roślin zbieranych w warunkach naturalnych. Nie zaobserwowano go za to u gatunków hodowanych lub uprawianych przez rolników.
Jak ustalili Amerykanie, tempo ewolucji gatunków poddanych silnej presji ze strony człowieka jest aż 2,5-krotnie wyższe, niż spotyka się zwykle w naturze. Swoje wnioski wysuwają na podstawie kilkudziesięciu analiz przeprowadzonych przez badaczy z wielu krajów świata, którzy obserwowali zmiany rozmiaru ciał oraz zachowań rozrodczych 29 gatunków roślin i zwierząt.
Czynnikiem odpowiedzialnym za zaobserwowane zaburzenia nie jest, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka, ilość spożywanego przez nas pokarmu. Źródłem problemów są najprawdopodobniej nasze nietypowe upodobania. O ile bowiem drapieżniki żyjące w naturze wybierają celowo osobniki najsłabsze i najłatwiejsze do zabicia, ludzie zadowalają się głównie tymi największymi.
Presja ze strony człowieka sprawia, że znaczne rozmiary ciała stają się czynnikiem zwiększającym ryzyko przedwczesnej śmierci. Mniejsze okazy wykorzystują powstającą niszę, zwiększając swoją liczebność i znacznie wcześniej przystępując do rozpłodu. I choć ich potomstwo jest zwykle mniej liczne i ma mniejsze szanse na przeżycie, wciąż posiada ono cechę kluczową dla przeżycia: niewielkie gabaryty.
Dynamika obserwowanych zmian jest zatrważająca. Analiza danych wykazała, że rozmiary ciał wielu zwierząt i roślin spadły wyraźnie w ciągu zaledwie kilku pokoleń. Przygnębiający rekord osiągnęły owce kanadyjskie (Ovis canadensis), których średnia wielkość spadła aż o 20% w ciągu trzydziestu lat.
Kolejne badania mają ustalić, jak wiele czasu potrzeba na odtworzenie pierwotnych cech populacji przetrzebionych przez człowieka. Nie będzie to jednak proste, gdyż organizmy te wciąż są poddane silnej presji ze strony człowieka.
Jak tłumaczy główny autor studium, Chris Darimont z Uniwersytetu Kalifornijskiego, przeprowadzenie takich badań przypomina nieco jeden z wielkich eksperymentów, których nigdy nie przeprowadzono. Mimo to, jego zdaniem trzeba znaleźć na to sposób: nikt nie chce bardzo, bardzo małych dorszy, które dojrzewają w wieku dwóch lat.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Zgodnie z najnowszymi wynikami badań, jedzenie grillowanego lub pieczonego tuńczyka czy innych ryb korzystnie wpływa na układ elektryczny serca. Może to zapobiec zaburzeniom rytmu serca.
Wcześniejsze badania powiązały jedzenie ryb ze zmniejszonym ryzykiem nagłej śmierci oraz nieregularnego rytmu serca, ale nie zidentyfikowano mechanizmów tego zjawiska. Dowody z eksperymentów na zwierzętach sugerowały, że oleje rybne bezpośrednio wpływały na czynność elektryczną serca.
Dr Dariush Mozaffarian i zespół z Harvard Medical School przeanalizowali dane 5096 dorosłych, zwerbowanych do Cardiovascular Health Study (chodziło o zbadanie związku między spożywaniem kwasów tłuszczowych omega-3 a cechami zapisu EKG).
Populacyjne badanie Cardiovascular Health Study trwało 2 lata (1989-1990) i objęło osoby w wieku 65 lat i starsze. Naukowcy poszukiwali czynników ryzyka dla chorób sercowo-naczyniowych.
Jedzenie tuńczyka lub innych grillowanych czy pieczonych ryb przynajmniej raz w tygodniu wiązało się z niższym tętnem niż w przypadku osób jedzących ryby rzadziej niż raz w miesiącu.
Co więcej, jedzenie ryb przynajmniej pięć razy w tygodniu wywoływało jeszcze zdrowszy rytm bicia serca. Spożycie "morskich" kwasów tłuszczowych n-3 wydaje się wywoływać podobne efekty.
Konsumpcja smażonych ryb nie wpływała na zmiany w EKG.
Szczegółowe wyniki badań można znaleźć w sierpniowym wydaniu Journal of the American College of Cardiology.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.